wtorek, 31 marca 2020

Projekt: "Przyszłość".


26. Przestałem się bać nauczycieli.

To była reakcja łańcuchowa. W momencie, kiedy poprawiły się moje oceny, do góry poszybował też mój humor. Uspokoiłem się i przestałem się bać nauczycieli. To sprawiło, że nabrałem jeszcze większej ochoty na naukę. 


Moje postępy w tej dziedzinie dopiero zaczynały raczkować. Musiałem nauczyć się lepiej gospodarować tym, co dostawałem co miesiąc ze szkoły w ramach stypendium i, zamiast na drogie gazety, kasę przeznaczyć na naukę. Musiałem też lepiej gospodarować czasem wolnym, zrezygnować z części nieproduktywnych zajęć i kół zainteresowań na rzecz nauki. W tym wieku było to dla mnie szczególnie trudne. Moje hobby były wszechstronne i ciężko było mi  cokolwiek zostawić. 
Były też przedmioty, które nie wymagały korepetycji. Wszystko, co było związane z moim zawodem mogłem opanować bez pomocy osób trzecich. Wystarczyło tylko, zamiast chodzić na basen, uczyć się systematycznie. Poza tym, trzeba było odrabiać lekcje, zamiast czytać dobrą książkę science fiction. Oczywiście, wymagało ode mnie to dużo więcej wysiłku, niż byłem w stanie z siebie dać. 
Tak, czy inaczej, teraz to miało się zmienić. Bardzo zależało mi na tym, aby lepiej wyglądać w oczach tej dziewczyny. Pomimo tego, że i ona nie była orłem w nauce, chciałem, aby miała o mnie jak najlepsze zdanie. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że dziewczyny lubią chłopaków inteligentnych, którzy nie tylko świetnie się prezentują zewnętrznie, ale też takich, dla których szkoła nie stanowi jakiegoś wielkiego problemu. 
Można powiedzieć, że za kogoś takiego wtedy się uważałem i kreowałem. Dużo czytałem, potrafiłem ładnie się wysłowić, a moja wiedza na temat otaczającego mnie świata dość daleko wykraczała poza średnią w moim wieku. Chciałem zrobić to też dla siebie samego. Nie tylko po to, aby jej zaimponować, lecz też aby samemu poczuć się lepiej. Tak więc nie było innego wyjścia, musiałem bardziej zabrać się za to, co do mnie należało.
Oczywiście, już na samym początku, kiedy tylko próbowałem zmienić swoje przyzwyczajenia, koledzy próbowali mnie, czy to z dobrej, czy ze złej woli, od tej nauki, na różne sposoby, odciągać, namawiać do różnych rzeczy nie związanych ze szkołą. 
“Nie ucz się tyle, bo zostaniesz uczonym. Co ty chcesz za kujona uchodzić? Daj spokój, nauka nie zając, nie ucieknie. Masz jeszcze czas, nadgonisz. Chodź pograć w piłkę. Idziesz na glinianki dziś po szkole?” - słyszałem za każdym razem, kiedy siadałem do lekcji. Czasami nawet mój własny brat nie dawał mi spokoju. Zdarzało się, że jednego nawet dnia wielokrotnie musiałem odmawiać. Nie powiem, żeby było  to jakoś specjalnie kłopotliwe, chociaż czasami nieco irytujące.  
Tak, czy inaczej, efektem moich wysiłków było to, że od razu poprawiły się oceny w dzienniku. Może to nie był jakiś gwałtowny skok, ale było to widać. W sumie wiedziałem, że tak się stanie. To była reakcja łańcuchowa. W momencie, kiedy poprawiły się moje oceny, do góry poszybował też mój humor. Uspokoiłem się i przestałem się bać nauczycieli. To sprawiło, że nabrałem jeszcze większej ochoty na naukę. Stała się ona dla mnie wyzwaniem, a nie obciążeniem. Każda czwórka, czy piątka sprawiała, że następnego dnia chciałem dostać jeszcze jedną. 
 Nie pozostawało to bez znaczenia w kontaktach z koleżankami. Widziały zmianę w moim zachowaniu, sposobie bycia, pewności siebie i jeszcze większej otwartości. Te wszystkie dziewczyny, które do tej pory mnie omijały, w jakiś dziwny sposób, coraz częściej zaczęły się przy mnie kręcić. Coraz więcej czasu chciały spędzać z moją skromną osobą. Widać było, że niektóre z nich, po prostu, się do mnie kleją. 
Żeby nie było zbyt różowo, w tamtym okresie miałem też mnóstwo kłopotów z moimi, tak zwanymi, kolegami. Byli tacy, którzy, widząc osobę nieco wycofaną, chcieli to wykorzystać i siłą narzucić jej swoją wolę. Niektórzy próbowali się podśmiewać, czy szturchać przy każdej możliwej okazji. 
Teraz, będąc dojrzałym, pełnym doświadczenia człowiekiem i przebywając skórze chłopaka sprzed lat, starałem się to jakoś naprawiać. Jak łatwo było zauważyć, w większości przypadków, były to śmieszne rzeczy, które wynikały raczej z mojej niskiej samooceny i zwykłą, asertywną rozmową, jedną, czy nawet kilkoma, można było to zmienić w coś zupełnie obojętnego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...