sobota, 30 listopada 2019

Wakacje, seks i potwór.


58. Płatki jej różyczki.

Płatki jej różyczki były mięsiste, ale miękkie. Delikatnie, bez problemu rozchodziły się w dwie strony. Mogłem zanurzać się w nich głęboko. Mogłem ją lizać i czuć w ustach jej upajający smak. 


Gdy to zrobiłem, wszystkie części mojego ciała dygotały już, jak galareta. W pewnym momencie poczułem, jak jej delikatna dłoń dotknęła mojego, nabrzmiałego do granic możliwości, penisa. Czule spojrzała mi w oczy i, jeszcze mocniej, przywarła do mojego torsu. Wiedziałem, że znowu się zaczyna. 
-Ooooch Olu, - westchnąłem  z przejęciem.
 Powoli rozsunęła nogi i poczułem jak jej mokra, gorąca cipeczka przywiera do mojego grubego i twardego, jak stal, kutasa. 
-Och Irku Irku… tak bardzo cię pragnę, - szepnęła.
Nagle, nie wiem dlaczego, przez krótką chwilę, jakby się zawahała, a następnie szybko znikła pod kocem. Do głowy by mi nie przyszło, co za chwilę się stanie. Stało się coś naprawdę niewiarygodnego. 
-Co robisz? - spytałem, zastanawiając się w jakim celu zachowuje się tak dziwnie.
Po chwili już to wiedziałem. Zamiast konkretnego wyjaśnienia, usłyszałem jej stłumiony głos głęboko spod posłania:
-Cicho bądź.
Lawirowała pod okryciem, niczym łasica, dobierając najbardziej odpowiednią dla siebie pozycję. Stopniowo docierało do mnie, w czym rzecz. W pewnym momencie jej uda znalazły się tuż przy mojej twarzy. Znów mocniej zadrżałem. Poczułem słodki, podniecający zapach jej niewiarygodnej cipeczki. To było cudowne, docierał do mnie dokładniej, niż kiedykolwiek wcześniej. Nie mogłem uwierzyć, że jest tak blisko mnie. 
Jej boska muszelka była na wyciągnięcie mojego języka. To było cudowne, jednak prawdziwy dreszcz rozkoszy przeszył mnie w momencie, kiedy jej gorące usta zwarły się na moim napęczniałym trzonie. 
-Ooooooch! - odruchowo i mimowolnie wyrwało się z mojego gardła. 
Posiadała mnie w najbardziej cudowny i niepowtarzalny sposób. Naturalnym odruchem było, pragnienie odwdzięczenia się. Instynktownie wysunąłem język i zacząłem lizać. W odpowiedzi, jeszcze szerzej rozchyliła nogi, a jej muszelka rozwarła się na boki, wyrzucając z siebie jeszcze więcej intensywnej woni. 
-Och, on jest mój, tylko mój, - usłyszałem wydobywający się spod pościeli szept. 
Pomyślałem sobie: “laska kompletnie zwariowała”, ale nie powiem, żebym w jakiś sposób protestował. Byłem zachwycony i oszołomiony tym, co się działo. Chciałem doświadczać więcej i więcej. Chciałem, by była blisko mnie, jak najbliżej, by robiła ze mną te wszystkie niesamowite, cudowne rzeczy. Chciałem jej się oddawać w całości, bez reszty, nie pozostawiając nic dla siebie. Chciałem być tylko dla niej. Chciałem być tylko jej jej własnością. Poczucie tego sprawiało mi niewiarygodną przyjemność. 
Dłońmi objęła moją męskość u samej podstawy, zagarnęła i pieściła worek. Jej wilgotne usta delikatnie, ale sprężyście zaciskały się na mojej głowicy, a język tańczył ze wszystkich stron. Moje ciało prężyło się w najwyższej rozkoszy i nie mogłem tego przerwać. Ze wszystkich sił pragnąłem się rozluźnić, bo nie chciałem trysnąć zbyt wcześnie. Miałem wrażenie, że stoję na progu ogromnej skoczni narciarskiej i, że za chwilę pomknę w dół w kierunku progu, by poszybować na szczyt orgazmu, zapominając o wszystkim, co ze mną się dzieje. 
-Och tak, tak, on jest twój, - westchnąłem z przejęciem, zachęcając ją do dalszych delikatnych pieszczot. 
Po chwili jeszcze staranniej zająłem się jej słodką cipką: ssałem, lizałem, penetrowałem i świdrowałem swoim zwinnym językiem. 
Płatki jej różyczki były mięsiste, ale miękkie. Delikatnie, bez problemu rozchodziły się w dwie strony. Mogłem zanurzać się w nich głęboko. Mogłem ją lizać i czuć w ustach jej upajający smak. To było niesamowite, mogłem włożyć swój język, naprawdę głęboko. 
#DESC#

piątek, 29 listopada 2019

Wakacje, seks i potwór.

57. Pod szpitalny koc.

Zsunęła z siebie kitel i, niczym kot, wślizgnęła się pod szpitalny koc. Prawie w tej samej chwili, nie czekając na nic więcej, bardzo mocno przywarła do mojego ciała. Czułem jej oddech na swojej szyi. 


Nie wiem, co się wtedy stało. Momentalnie oblał mnie żar. Poczułem że całe moje ciało płonie żywym ogniem i ugasić może go tylko ona. Chciałem seksu z nią, dużo seksu, w tej chwili. Nie potrafiłem się opanować. Moje podniecenie, jak zwykle w ostatnich dniach, wymykało się spod kontroli. 
Objąłem jej delikatną postać, przyciągnąłem do siebie i przytuliłem. Wszystkie moje zmysły ponownie szalały. Testosteron wypływał mi już uszami. Pragnąłem jej jeszcze bardziej niż wcześniej. Cała ta sytuacja była niezwykle ekscytująca i bardzo mocno pobudzała moją wyobraźnię. Byliśmy tylko dla siebie w tym niecodziennym, ponurym miejscu. Nie potrzebowałem nic więcej. Potrzebowałem tylko jej. Już za chwilę wszystko miało się potoczyć dokładnie tak, jak tego chciałem. 
Czubkiem nosa pocierała o moją twarz, bujną grzywką łaskotała czoło i powieki. W końcu, Po mojemu zaskoczeniu,  uwolniła się z moich ramion i popatrzyła mi prosto w oczy. 
-Chcę do ciebie wejść, - powiedziała spokojnie, ale stanowczo.
-Boże, teraz? Tutaj? - spytałem, niedowierzając że właśnie to może się stać.
Przez chwilę czułem niepokój. Przecież ktoś mógł tutaj wejść. Nie chciałem jeszcze dodatkowo komplikować sobie życia. Zaraz potem rozejrzałem się uważnie po sali. Nie zanosiło się na to, by miało stać się coś szczególnego w najbliższym czasie. 
Pacjenci spali, lub udawali, że śpią. Nie wiem, trudno było mi to w tej chwili stwierdzić. Bardzo silna pokusa walczyła z niepokojem i obawą. W ciągu kilku sekund toczyłem zacięty pojedynek z jakimiś, bliżej nieokreślonymi, skrupułami, że może ktoś czuć się zgorszony, lub coś w tym rodzaju, ale tak naprawdę, nie miało to już większego znaczenia. I tak bym to zrobił. Ważne było tylko to, że, w tej chwili, nie czułem na sobie niczyjego wzroku i to, że ona była tuż obok mnie. 
-Wchodź, - powiedziałem, z zaschniętym gardłem.
Emocje poszybowały pod sufit. Oddech przyspieszył a serce łomotało jak szalone. Wstała i rozsunęła składany parawan. To była dodatkowa osłona przed deszczem w sali. Po chwili usiadła obok i szepnęła:
-Rozbierz mnie, proszę.
W mojej głowie wybuchły kolorowe fajerwerki. Miałem wrażenie, że źle ją usłyszałem. 
“Że co? Że mam ją rozebrać? Tutaj? Teraz?!” - kłębiło się pod moją czaszką. 
Kiedy jednak spojrzałem w jej ciepłe, serdeczne oczy i nie było w nich nic oprócz pożądania i miłości, zrozumiałem że to dzieje się naprawdę. Wziąłem no kilka głębokich wdechów i, bardzo powoli, rozpiąłem guziki jej fartuszka. Byłem podekscytowany jak pierwszoklasista. Rozchyliłem go na boki. Moim oczom ukazały się dwie, jędrne piersi. Drżałem, trudno było mi opanować emocje. 
Wierzchem dłoni pogładziłem jej brzuszek i trójkącik ciemnych włosów między udami. Pod tym fartuszkiem, oczywiście, nic nie miała. To  wszystko było takie miłe i tak bardzo zwariowane, że kręciło mi się w głowie. 
-To taki prezent dla ciebie, - powiedziała, jakby wyczuwając moje myśli.
Patrzyłem na jej nagie ciało i drżałem z podniecenia. 
“Prezent? Boże, prezent! Dziewczyno, co ty jeszcze wymyślisz?” - myślałem. 
-Pragniesz mnie? - spytała po chwili cicho.
-Tak. Pragnę cię, - odpowiedziałem, nie wierząc w to, co się dzieje naprawdę.
-Weź mnie teraz, - powiedziała wprost do mojego ucha.
Zsunęła z siebie kitel i, niczym kot, wślizgnęła się pod szpitalny koc. Prawie w tej samej chwili, nie czekając na nic więcej, bardzo mocno przywarła do mojego ciała. Czułem jej oddech na swojej szyi. To było niesamowite. 
-Zdejmij piżamę, - dyszała już z podniecenia.

czwartek, 28 listopada 2019

Wakacje, seks i potwór.

56. Pielęgniarski czepek.

Miała na sobie biały fartuch, a na głowie pielęgniarski czepek. Włożyła też ciemne okulary, zapewne po to, by ukryć swoją twarz. Nie chciała być rozpoznana przez personel szpitala. Przyznam, że gdybym, w tym stroju, zobaczył ją na ulicy, w biały dzień, prawdopodobnie, przeszedłbym obojętnie.


W pewnym momencie poczułem, że mój penis zaczął sztywnieć i robić się coraz większy. Byłem coraz bardziej podniecony, a mój fiut prężył się jak kot na piecu. Krzywa mojego pożądania szła ostro w górę. Już po chwili zrobiło mi się całkiem słodko i przyjemnie. Moje dłonie same powędrowały pod szpitalną kołdrę, zwinnie wcisnęły się pod piżamę i dotknęły twardej męskości. W myślach wypowiadałem jej imię: “Olu, och Olu, gdzie jesteś?!” Powiem szczerze, że gdyby nic więcej nie zaszło, pewnie w ten sposób sam doprowadził bym się do rozładowania seksualnego. 
Nagle stała się rzecz dziwna. Dosłownie, w tej samej chwili, drzwi wejściowe otworzyły się i stanęła w nich pielęgniarka. Spojrzałem w tamtą stronę bardzo zaskoczony. Tej pni jeszcze tutaj nie widziałem. Tak mi się przynajmniej zdawało. 
Tak czy inaczej, w półmroku nie mogłem dokładnie rozpoznać twarzy. Mimo to, zdołałem wywnioskować, że jest młoda i do tego zgrabna. Co tu dużo mówić, byłem młodym, napalonym ma facetem. Gotowe do kopulacji samicy wyczuwalnym z daleka. 
Zachowywała się dość dziwnie i ostrożnie. Weszła na środek pokoju i dość niepewnie rozejrzała po stojących łóżkach. “Pewnie szuka któregoś z pacjentów”, - pomyślałem i przewróciłem się na drugi bok. Przez chwilę zastanawiałem się, dlaczego nie zapaliła światła. 
Nagle, ku mojemu jeszcze większemu zaskoczeniu,  ruszyła w moją stronę. Drgnąłem. Czego mogła ode mnie chcieć? O tej porze? 
-Proszę przygotować się do badania, - powiedziała, kiedy była tuż obok.
“Kurde, co ona znowu, jakiego badania? Przecież chyba już wszystkie miałem dzisiaj zrobione.”  
Nie wiem skąd, ale skądś znałem ten głos. Pomyślałem przez chwilę, nie, no na pewno go znałem. Jej ruchy i gesty też były jakieś znajome. Zaintrygowany, zniosłem się na łokciach, przyjrzałem dokładniej. Dech mi zaparło.
-To ty?! - powiedziałem kompletnie oniemiały.
Uśmiechała się od ucha, do ucha.
-A spodziewałeś się kogoś innego?! 
Miała na sobie biały fartuch, a na głowie pielęgniarski czepek. Włożyła też ciemne okulary, zapewne po to, by ukryć swoją twarz. Nie chciała być rozpoznana przez personel szpitala. Przyznam, że gdybym, w tym stroju, zobaczył ją na ulicy, w biały dzień, prawdopodobnie, przeszedłbym obojętnie. 
“Kurcze”, - pomyślałem, - “kawał sprytnej bestii z tej Oli”. 
Całkowicie wybity z rytmu, nie wiedziałem co mam powiedzieć. Była śliczna. Patrzyła na mnie, a w jej oczach dostrzegłem dziecięce rozbawienie. Najwyraźniej był to dla niej super fajny psikus. Tak, czy inaczej, muszę przyznać, że bardzo mi się to podobało. 
Usiadła na brzegu łóżka i, seksownie, założyła nogę na nogę. 
-Co tutaj robisz? - powiedziałem, robiąc oczy jak pięć złotych. 
Wzruszyła tylko zalotnie ramionami. Nie zamierzała się tłumaczyć. 
-Jak się tutaj dostałaś? Przecież o tej godzinie nie ma odwiedzin. 
-E tam… Jesteś na mnie zły?
-Zły? Nie. Dlaczego miałbym być zły. 
-No, to o co ci chodzi?
-Jestem zaskoczony. Jest prawie noc, niełatwo się tu dostać. Powiedz mi, jak tego dokonałaś… dziewczyno Jamesa Bonda? - rzuciłem w jej kierunku. 
-Nooo… powiedzmy, że mam talent. Jak ci się wydaje, mogę pracować w show biznesie? - powiedziała poprawiając swój uniform. 
Uśmiechnąłem się. Zachwycała mnie. 
-Rzeczywiście, muszę to przyznać, jesteś sprytna.
Jej buzia rozjaśniła się w serdecznym uśmiechu. 
-No widzisz, - odezwała się z nutą satysfakcji.
Nie dało się ukryć, bardzo mi się podobała w tym stroju.
-No, ładnie ci w tym mundurku, - westchnąłem po chwili, głośno przełykając ślinę.
Znów miałem na nią niesamowitą ochotę. Czułem, że zapowiada się kolejna, gorąca przygoda. 
Pochyliła się i głęboko spojrzała w moje oczy. 
-Naprawdę, podobam ci się? - spytała szeptem.
Odpowiedziałem tak samo cicho, ale z wyraźnym napięciem w głosie:
-Jestem tobą zauroczony. Nie mogłaś wybrać lepszego przebrania. 
Zamiast odpowiedzi na swoich ustach poczułem gorący pocałunek.

środa, 27 listopada 2019

Wakacje, seks i potwór.

55. Kilkanaście łóżek.

Ulokowano mnie na, kolejnej, dużej sali. Znajdowało się tu kilkanaście łóżek i wszystkie były zajęte, wszystkie sprawiały dość nieprzyjemnie wrażenie. 


Leżałem na łóżku, w dużym, pomalowanym na biało, pomieszczeniu. Obok mnie stało jakieś kwadratowe urządzenie na kółkach. Wychodziło z niego mnóstwo cienkich przewodów i wszystkie zbiegały się na mojej głowie w postaci okrągłych przylepców. Na szerokiej taśmie, która wysuwała się z owego aparatu, czarne pisaki rysowały szereg, równolegle układających się, krzywych linii. 
Nieco dalej stała grupa ludzi w białych fartuchach. Prowadzili ożywioną dyskusję, używali przy tym, trudnych do zrozumienia, medycznych terminów. Mimo wszystko, domyśliłem się, że chodziło im o stan mojego zdrowia. Kiedy tak słuchałem, poczułem silne znużenie i po jakimś czasie zasnąłem.
Tym razem nie miałem koszmarów. Śniły mi się, jakieś fajne, kolorowe rzeczy i ona, moja żywiołowa dziewczyna, którą poznałem kilka dni wcześniej i, która dała mi już tyle satysfakcji i zadowolenia. Przy niej czułem się kimś wyjątkowym, niepowtarzalnym. Przy niej czułem się prawdziwym mężczyzną. 

***

Nagle obudził mnie czyjś suchy, beznamiętny głos:
-Proszę wstać, badanie już dawno się skończyło. Przenosimy pana do innej sali. 
Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą kobietę o twarzy atlety. Wpatrywała się we mnie swoimi małymi, przenikliwymi oczkami tak, jakbym, co na mniej, zabił jej kogoś z rodziny. 
Czułem się źle. Byłem dziwnie oszołomiony, odrętwiały, zupełnie, jakby podano mi jakiś środek uspokajający. Z wielkim trudem podniosłem się i poszedłem za nią. Moje złe samopoczucie dotyczyło nie tylko mojego ciała i umysłu. Odczuwałem duży dyskomfort psychiczny. Doświadczałem, niesamowitej, głębokiej samotności. 
Wiem, że nie powinienem tak się czuć, ale miałem wrażenie, że wszyscy, kompletnie wszyscy mnie opuścili, zostawili samego na końcu świata. Jednak ponad wszystko brakowało mi Oli. Nawet nie potrafię opisać, jak bardzo jej potrzebowałem. Miałem ochotę rzucić wszystko i pobiec do niej. Chciałem poczuć jej ciepło, usłyszeć jej głos, być przy niej i wiedzieć, że jest blisko. Byłem prawie pewny, że się na dobre, zakochałem. Tylko, czy mogłem mieć pewność, co do prawdziwości moich uczuć? 
Ulokowano mnie na, kolejnej, dużej sali. Znajdowało się tu kilkanaście łóżek i wszystkie były zajęte, wszystkie sprawiały dość nieprzyjemnie wrażenie. Pacjenci, którzy je okupowali, w większości, nie mieli kontaktu ze światem zewnętrznym, tak, że nawet nie było z kim porozmawiać. Całe szczęście, że moja kozetka znajdowała się za niewielkim przepierzeniem w samym końcu sali, tuż obok uchylonego okna. 
Słyszałem szum drzew i to, w jakiś sposób, poprawiało moje samopoczucie. Spoglądałem na niebo, czerwono fioletowe chmury płynęły po nim bardzo wolno, jakby od niechcenia. Słońce skryło się już za horyzontem i powoli zapadał zmrok. 
Nagle moje myśli ponownie powędrowały do mojej ukochanej z domku letniskowego w pobliżu jeziora. Obrazy przepływały bezwiednie, samoczynnie, uspokajały mnie. 
W pewnym momencie zapadłem w sen. 

***

Było już po kolacji i, jak to w szpitalu, kompletnie nie było czym się zająć. To były zupełnie inne czasy. Nie było tabletów, smartfonów ani nawet telefonów komórkowych. W tym momencie nie miałem nawet ze sobą żadnej książki. Leżałem nieruchomo i rozmyślałem. 
Na dworze było już ciemno, a w sali panował półmrok. Mimo, iż wieczór był duszny, przez okno wpadało świeże powietrze. Fizycznie czułem się dobrze, jednak od środka zżerała mnie okropna nuda. Moje myśli automatycznie powróciły do mojej ukochanej. Przed moimi oczami przepływały obrazy minionej nocy. Tego, w żaden sposób, nie dało się zapomnieć. 

wtorek, 26 listopada 2019

Wakacje, seks i potwór.

54. Rana jest prawie zagojona.

-Kiedy to się stało? - spytała, rozgarniając włosy wokół nacięcia.Ton jej głosu wydawał mi się jakiś dziwny.-Wczoraj wieczorem, - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.-Proszę sobie nie żartować, rana jest prawie zagojona.



Nagle dotarło do mnie, że ja, naprawdę tego chcę, że naprawdę chcę to zrobić, że chcę się z nią kochać w jakimś miejscu publicznym. W tej chwili pomysł taki wydawał mi się nie tyle szalony, co cudowny i wspaniały. W tym samym momencie wzdrygnąłem się, jakby coś szybko wyrwało mnie z odrętwienia. 
“Co się ze mną dzieje?! Czy to jakieś szatańskie opętanie?” - myślałem. 
Jednak, z drugiej strony, coś we mnie ciągle głośno wołało: 
“Jeszcze, jeszcze! Możesz mieć więcej!” To było, jak głos z bardzo głębokiej studni, jakiejś otchłani, której nie da się przeniknąć. W końcu wstałem i ruszyłem za nią. 

***

W gabinecie zabiegowym młoda pielęgniarka uważnie przyglądała się ranie na mojej głowie. 
-Kiedy to się stało? - spytała, rozgarniając włosy wokół nacięcia.
Ton jej głosu wydawał mi się jakiś dziwny.
-Wczoraj wieczorem, - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
-Proszę sobie nie żartować, rana jest prawie zagojona.
-Ależ zapewniam panią…
Spojrzała mi w oczy.
-Posłuchaj chłopcze, jeżeli próbujesz mnie tutaj czarować, to źle trafiłeś.
-Nie mam pojęcia, czego pani ode mnie chce. Ja nic nie zamierzam, mówię przecież, jak było!
-Taaaak… oczywiście… a ja jestem krasnoludkiem. Moim zdaniem masz to, co najmniej, od tygodnia. 
Spojrzałem na nią z niesamowitym zaskoczeniem. 
-No chyba, że cały ten tydzień przespałem.
Jakby tego nie usłyszała. 
-Jeśli nie dłużej, - dodała po dokładniejszych oględzinach. 
Chciałem dowiedzieć się czegoś bardziej konkretnego. 
-Przepraszam, ale ja nic nie kumam, - odezwałem się niepewnie. 
-Może ty nie, ale ja, tak. Zbyt długo pracuję w tym zawodzie, aby dać się nabrać. 
-Eeee… ale… 
Całą rozmowę przerwał starszy lekarz, który właśnie wszedł do pokoju. Pielęgniarka zdawała się być autentycznie poruszona tym, co zobaczyła.
-Panie doktorze, niech pan tylko na to spojrzy, - zwróciła się do niego.
-Tak? O co chodzi, siostro? - zapytał, a po chwili zerknął na mnie dobrotliwym wzrokiem. 
- Ach, to pan jest tym pacjentem po urazie głowy? - powiedział. 
Uśmiechnąłem się niepewnie. Nie miałem pojęcia, co się tutaj dzieje. 
-No… zdaje się, że tak, - bąknąłem.
Pielęgniarka nie dawała za wygraną. 
-Panie doktorze, ten pacjent zgłasza się do nas z dużym opóźnieniem, - wtrąciła.
Lekarz spojrzał na nią spokojnym wzrokiem. Zdaje się, że mieli rozbieżne zdania. 
-Pani Aniu, co pani opowiada?! Jakie opóźnienie? Mam tu jego kartę, - jeszcze raz popatrzył na nią i uśmiechnął się szczerze, - To ten chłopak, nie kojarzy pani? Wczoraj badała go doktor Niemczycka. 
Chciałem, by wreszcie sobie to wyjaśnili. 
-Zgadza się - wtrąciłem, spoglądając raz na nią, raz na niego. - Wpadłem do wody, uderzyłem się w coś twardego. Tamta pani, która mnie badała powiedziała, że mam się tu zgłosić na EEG, czy coś w tym rodzaju… Nie wiem nie znam się na tym, ale jestem. 
Uśmiechnął się ciepło.
-Tak. Właśnie, właśnie… badanie… - mruknął coś pod nosem. 
Pielęgniarka postanowiła się nie poddawać. 
-Ale… panie doktorze, jego rana…
Uniósł głowę znad papierów. 
-Hmm… co?
-No… jest prawie zagojona.
Spojrzał na nią zasadniczym, nie znoszącym sprzeciwu,  wzrokiem.
-Siostro, w końcu czegoś musi się pani nauczyć. Wydaje mi się, że wypiła pani zbyt dużo kawy. Hmmm… mam nadzieję, że tylko kawy…  
Chyba chciał jej udowodnić, że się myli. Podszedł do mnie i rozchylił moje włosy. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale urwał w pół słowa. Ponownie spojrzał w dokumenty, a później jeszcze raz na moją głowę. 
-Niemożliwe. Nic nie rozumiem. Siostro, pomyliła pani pacjentów?! 
Teraz nastąpiła minuta bardzo ciężkiej ciszy. Nie mogłem pojąć, po co ta cała awantura. 
-Pan Ireneusz Kalinowski? - zwrócił się do mnie z pytaniem. 
-No, tak, - odpowiedziałem.
Po kolei sprawdził wszystkie moje dane, a później stanął ze zwieszonymi rękami.
-W takim razie, ja nic nie wiem, - powiedział. 

poniedziałek, 25 listopada 2019

Wakacje, seks i potwór.

53. Widziałem ją zupełnie nagą.

Moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach, widziałem ją zupełnie nagą, spacerującą wśród tłumu ludzi. Nie mogłem uwierzyć, ale już sama taka myśl podniecała mnie tak bardzo, że musiałem odwrócić wzrok, by nie zrobić czegoś głupiego.


Przyklękła i złożyła delikatny pocałunek na moich ustach. Dotknąłem jej spoconych piersi i, ze zdziwieniem, stwierdziłem, że moje pożądanie, zamiast zmaleć, wzrosło jeszcze. Nie potrafiłem sobie tego w żaden sposób wyjaśnić, ale nie powiem, żebym był jakoś specjalnie rozczarowany. 
-Kocham cię, - szepnąłem cicho.
Chciałem, by to wiedziała. Chciałem znów rzucić się w wir namiętności i seksu. Zostawić wszystko daleko za sobą i zapomnieć o Bożym świecie. 
-Ja ciebie też, - odpowiedziała pełnym ciepła i uczucia głosem.
Miałem wrażenie, że jestem w jakiejś dziwnej, lecz cudownej bajce. Jakby wszystkie moje najskrytsze pragnienia nagle postanowiły się ziścić. Byłem bezgranicznie szczęśliwy. Chciałem, by ta idylla trwała bez końca. 
Kiedy teraz patrzę na to z perspektywy czasu, wiem że, ten stan można byłoby porównać jedynie do działania narkotyków. Kompletnie nic innego mnie interesowało. Powoli przestawałem zastanawiać się nad rzeczami takimi jak konsekwencje moich poczynań. 
Uniosłem się nieco, ująłem ją za głowę i delikatnie przewróciłem na podłogę. Po chwili zacząłem namiętnie i zapamiętale całować. Czułem się lekki i odprężony i ciągle chciałem się z nią kochać. 
Nie wiem jak to się stało, ale miałem poczucie, że uzależniłem się  od niej, uzależniłem się od seksu z nią. Pragnienie kochania się z nią zawsze, wszędzie i w każdych okolicznościach, powoli przejmowało nade mną kontrolę. To było silniejsze ode mnie. 
Poczucie przynależności do niej było tak głębokie, a jednocześnie cudowne, piękne i niepowtarzalne, że byłem gotowy, chociażby od zaraz, zrezygnować z całego dotychczasowego mojego życia i zostać tutaj razem z nią, zostać do końca moich dni. Już sama świadomość tego wydawała mi się czystą poezją. 
Niemal w tym samym momencie przyszło opamiętanie. Przez głowę przemknęła mi błyskawiczna, prawie nieuchwytna myśl:  “Kurczę, zaraz, co się ze mną dzieje? Przecież muszę coś z tym zrobić. Przecież muszę jakoś zareagować. Nie mogę tego tak zostawić.” Jednak, to był koniec mojego całego oporu przeciwko niej. 
Wciąż trwałem w bezruchu. Nie potrafiłem nic zrobić w tym kierunku. Nie byłem w stanie nic zmienić. To było jakieś szaleństwo, które ogarnęło całą moją świadomość i całe moje ciało. Najdziwniejsze było to, że cały czas zdawałem sobie z tego sprawę. Jednak brnąłem to coraz bardziej. Byłem jak ćma zataczająca coraz ciaśniejsze kręgi wokół płomienia świecy. 

***

Po godzinie byliśmy już ubrani i gotowi do wyjścia. 
-Podwieziesz mnie? - spytała grzecznie.
Zgodziłem się bez wahania. Podałem jej kask, uruchomiłem motocykl i ruszyliśmy. 
Był cudowny, letni dzień. Słońce na bezchmurnym niebie mocno, przygrzewało. Jego promienie przyjemnie muskały nasze plecy, a wilgotne powietrze owiewało nas ze wszystkich stron. Charakterystyczny, ciężki odgłos silnika i przenikliwy szum wiatru mieszały się ze sobą, tworząc miłą dla ucha symfonię. 
Po kilku minutach opuściliśmy okolice jeziora. Przez jakiś czas jeszcze jechaliśmy wzdłuż brzegu, prowadzeni piękną, akacjową alejką. Ola objęła mnie ramionami i mocno przywarła do moich pleców.  
W końcu dotarliśmy na miejsce. Przez chwilę siedziałem na motorze i obserwowałem, jak z gracją się oddala. Patrzyłem, jak jej pośladki poruszają się w rytm długich, płynnych kroków. Była taka zgrabna, pełna seksu i erotyzmu. Przez jej obcisłe dżinsy próbowałem dostrzec to, co jeszcze dzisiejszej nocy miałem w swoim posiadaniu, to, co jeszcze w tej chwili wzbudzało dreszcze w moim, rozpalonym, spragnionym ciele. 
Moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach, widziałem ją zupełnie nagą, spacerującą wśród tłumu ludzi. Nie mogłem uwierzyć, ale już sama taka myśl podniecała mnie tak bardzo, że musiałem odwrócić wzrok, by nie zrobić czegoś głupiego. 

niedziela, 24 listopada 2019

Wakacje, seks i potwór.


52. Wyrzucałem z siebie gorącą lawę. 

Jeszcze nigdy nie miałem tak intensywnego i gwałtownego wytrysku. Wyrzucałem z siebie gorącą lawę. Jakby z oddali słyszałem jej przeciągły krzyk. Jej ostre paznokcie wbijały się w moje pośladki. Cały świat zawirował i przestał istnieć.


W pewnej chwili poczułem, jak jej drobne dłonie zjeżdżają do miejsca, gdzie nasze rozgrzane do czerwoności ciała stają się jednym. Pieściła moje podbrzusze, delikatnie drażniła szybko pracującego penisa. Był mokry od jej soków i tak bardzo wrażliwy. Myślałem, że zwariuję. Na dłuższa metę, było to trudne do wytrzymania. 
Po kilku minutach, ponownie, pieściła dół mojego brzucha, wciskała ręce między moje uda. Jej palce zwinnie lawirowały w gęstym, czarnym zaroście. 
I raz, i raz, i raz… - pracowałem wytrwale w jej ciasnym wnętrzu, silnymi pchnięciami mojego członka. 
-Och, och, och! - wyrzucałem ze swojego gardła gorące westchnienia. 
-Ach Irku, Irku… kochany, bierz mnie, ach, ach mocniej, mocniej! Ach, jak mi dobrze! - jęczała drżąc na całym ciele.
Jej przejmujące odgłosy sprawiały, że krew w moich żyłach buzowała, jak świeżo otwarta cola. Byłem niezmordowany. Miałem, wrażenie, że mogę dużo więcej niż mi się wydaje. Czułem się, jak żołnierz na froncie. Nie zważałem na żadne drobne niedogodności, cały czas atakowałem jej cipkę. 
I raz, i raz, i raz… chlap, chlap, chlap… - słychać było mokre uderzenia.
-Och, och, ooooooch!!! - dyszałem ciężko.
Widać było, że mojej partnerce sprawia to niewiarygodną przyjemność. Pobudzało mnie to do jeszcze bardziej gwałtownej akcji. 
-Ach, ruchaj mnie, ruchaj! Ooooo taaaaak, bierz mnie ostro!!! - krzyczała, nie zważając na słowa.
Łup, łup, łup… - waliłem w jej szparkę, jak oszalały. Stolik na którym leżała jeździł po całej podłodze, jakby miał własny napęd. 
-Oh, oooooohhh Olu!!! - jęczałem półprzytomnie. 
Łup, łup, łup, klap, klap, klap… 
-Aaaach, jak cudownie, jak mi dobrze!!! Boże jeszcze jeszcze!!! - słychać było jej rozdzierający krzyk. 
I raz, i raz, i raz… - uderzałem mocno, rytmicznie, do samego końca.
-Olu, Olu, och Olu!
To był szaleńczy rajd po bezdrożach mojego pożądania, moich pragnień i najskrytszych marzeń, rajd bez pamięci, gonitwa na zatracenie, ale było mi tak dobrze, tak niesamowicie upojnie. 
-Oooooch jeszcze trochę, och, och, pracuj jeszcze mocniej, jeszcze głębiej, och, och, tak chcę! - jęczała półprzytomnie.
Jeszcze pewniej chwyciłem jej biodra, zacisnąłem zęby i, w krańcowej ekstazie, wbijałem się w nią ze wszystkich sił. Grzmociłem aż do bólu. Była już bliska orgazmu. Zaczęła wić się na stole, jak węgorz wyjęty z wody. Pieściła na przemian: raz swoje piersi, raz mój tors. Robiła to bezwarunkowo, jakby w ogóle nie miała nad tym kontroli. 
-Uuuuuuaaaaach!!! - jęknęła przeciągle.
Zaplotła nogi na moich biodrach, a jej cipka zaczęła kurczyć się w raptownych spazmach. Po moich plecach przebiegł, odbierający świadomość, paraliżujący dreszcz. 
-Och, jak cudownie, jak mi dobrze, - szeptała ostatkiem sił.
Nagle zaczęło dziać się ze mną coś dziwnego. Całkowicie straciłem kontrolę nad swoim ciałem. Było, jak wulkan: gorące, drżące i gotowe. Krótka chwila, jakby oczekiwania i nagle nastąpił niekontrolowany wybuch.
Posuwałem ją z, trudną do opisania, siłą. Jeszcze nigdy nie miałem tak intensywnego i gwałtownego wytrysku. Wyrzucałem z siebie gorącą lawę. Jakby z oddali słyszałem jej przeciągły krzyk. Jej ostre paznokcie wbijały się w moje pośladki. Cały świat zawirował i przestał istnieć. Byliśmy tylko my, dwoje. Niespodziewanie zapadła ciemność i kompletna cisza. 

***

Nie wiem, ile tak leżałem Kiedy otworzyłem oczy, spostrzegłem, że znajduję się na podłodze. Stała nade mną. Ucieszyłem się. Była zupełnie naga. Jej nogi były lekko rozwarte, a po udzie sączyła się biała wydzielina. Jeszcze drżała.
-Co się stało? - spytałem ochrypłym głosem.
-Nie wiem, chyba straciłeś przytomność, - szepnęła.
-Jak to możliwe? Przecież to tylko seks, - zdziwiłem się.
-Nie mam pojęcia, - powiedziała spokojnie.
Być może nie powinienem, ale to, co powiedziała, wziąłem za dobrą monetę. W tej chwili i tak nie miałem lepszego wyjaśnienia. Czułem się trochę dziwnie. Próbowałem zebrać myśli. Byłem bardzo oszołomiony. Potrzebowałem nieco czasu, aby dojść do siebie.  

sobota, 23 listopada 2019

Wakacje, seks i potwór.


51. Odgłos ruszającego motocykla. 

-Wiesz, zrobiło się tu jakoś dziwnie, - powiedział tak, jakby rzeczywiście czegoś bardzo się bał. Po chwili już ich nie było. Usłyszałem tylko odgłos ruszającego motocykla. Chciałem za nimi pobiec, ale Ola chwyciła mnie za rękę i zatrzymała. 

Coś było nie tak. Janek wyraźnie był poddenerwowany.
-Sorki za wczoraj, byliśmy nachlani jak ostatnie świnie. Naprawdę, jest nam bardzo głupio. Jeszcze raz serdecznie przepraszamy. 
Nie odrywała od nich wzroku. Patrzyła na nich jak drapieżnik na swoje ofiary. Miałem dziwne przeświadczenie, że kiedy byłem nieprzytomny, musiało wydarzyć się coś jeszcze. 
-Wiecie co, panowie… - na chwilę zawiesiła głos, - w zasadzie, powinnam zgłosić to na policję, ale okej, nie ma sprawy. Do niczego nie doszło. Na szczęście. Nie róbcie tego więcej, chłopaki. Naprawdę, możecie wpakować się w niezłe kłopoty. 
Ponownie zapadała chwila ciszy, tym razem dłuższa i bardziej niezręczna. 
-Siadajcie, - odezwała się w końcu, wskazując miejsca przy stole, - zjecie śniadanie? Wprawdzie jajecznica już się skończyła, ale mam jeszcze sporo wędliny. 
Znałem ich dobrze. Nie wyglądało na to, że chcą wejść do środka. 
-Dzięki, ale już się zbieramy, - wybąkał Grzesiek.
-Tak, tak, musimy już jechać, - dodał Janek.
Powoli wycofywali się w stronę wejścia. W ich oczach malował się dziwny niepokój. Najnormalniej w świecie przed czymś uciekali. Przed czymś, albo też przed kimś. 
-Co się stało? - spytałem z troską.
Obydwaj milczeli. Stali tyłem do drzwi i jednocześnie nie spuszczali wzroku z Oli. 
“O w mordę jeża, co jeszcze stało się tej nocy?” - pomyślałem sobie, pełen niepokoju. 
-Aha, jeszcze jedno, twoje rzeczy są na motorze. My zwijamy majdan i wracamy na chatę, - rzucił na koniec, jakby nie swoim głosem, Janek. 
Byłem zaskoczony ich nagłą decyzją. Mieliśmy przecież zostać jeszcze trzy dni. Wszystko było opłacone z góry. Pensjonat był naprawdę super. Nie wiedziałem, co im się nie spodobało. 
-Chłopaki, co się stało? - spytałem. 
Janek przekraczał właśnie próg domu. 
-Wiesz, zrobiło się tu jakoś dziwnie, - powiedział tak, jakby rzeczywiście czegoś bardzo się bał. 
Po chwili już ich nie było. Usłyszałem tylko odgłos ruszającego motocykla. Chciałem za nimi pobiec, ale Ola chwyciła mnie za rękę i zatrzymała. 
-Zostaw ich, niech jadą, - powiedziała stanowczo.
Przez jakiś czas jeszcze mnie trzymała, a później mocno przyciągnęła do siebie i namiętnie pocałowała. Chciałem coś powiedzieć, ale nie dała mi takiej szansy. Po chwili przestałem już o nich myśleć. Przestałem myśleć o czymkolwiek innym, niż seks, seks z nią. Chciałem ją mieć. Natychmiast. W tej chwili, na stojąco! 
“To szaleństwo, co ja robię?” - myślałem ostatkiem trzeźwego rozsądku, ale na wycofanie się, było już za późno. 
Mimo to, bałem się. Coraz mocniej się bałem, ale, jakby na przekór wszystkiemu, to jeszcze bardziej wzmogło moje podniecenie. Nie mogłem się opanować. Byłem jednym wielkim żywiołem. Zdarłem z niej szlafrok. Prawie w tym samym momencie zrzuciłem i swój. Chwyciłem ją za pośladki i rozsunąłem uda. Wreszcie powoli posadziłem na stole. Posłusznie poddawała się tym zabiegom. 
Kiedy wszedłem w jej ciasne wnętrze, była już bardzo wilgotna. Gestem dłoni nakazałem, by się położyła. Pomogłem jej w tym, lekko podtrzymując za plecy. Zsunąłem talerze z niedokończoną jajecznicą. Usłyszałem, jak spadają na podłogę i z brzękiem tłuką się, ale nie przejąłem się tym. 
Szybko poruszałem swoimi biodrami. Wyciągnęła dłonie i dotknęła mojej twarzy, czubkami palców pieściła policzki i usta. Zjechała niżej, na klatkę piersiową, gładziła, szczypała sutki.  
-Ooooooch, Olu! - jęknąłem.
Czułem zbliżający się potężny orgazm. W ostatniej chwili spojrzałem na nią. Stałem między jej, szeroko rozstawionymi, nogami i, z zapamiętaniem, posuwałem jej słodką cipkę. 
-Ooooch, Olu, Oleńko!!! - jęczałem półprzytomnie.
Leżała na stole, jej piersi kołysały się na boki. 
-Och, och, jesteś taka śliczna, taka cudowna!
Nic nie mówiła. Jej lekko uchylone usta, wyrażały całkowite zatracenie się w tym akcie miłosnym. Prężyła się i wyginała plecy.

Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...