środa, 31 stycznia 2018

Wampir.


40. Karmienie.

W pewnym momencie drzwi do pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy, otworzyły się.  Stanął w nich, ten sam co wczoraj, facet.
-Karmienie! - zawołał donośnym głosem, nim jeszcze na dobre wszedł do środka.
“Co tak wcześnie?” - pomyślałem, będąc przekonanym, że przynieśli śniadanie.
Odruchowo spojrzałem na miskę zimnego jedzenia, której jeszcze nie zdążyłem opróżnić.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy zorientowałem się, że w ślad za nim do sali weszło jeszcze dwóch wyrośniętych osiłków.
Między mężczyznami stała drobna, delikatna dziewczyna. Była kompletnie naga, a jej ręce skute kajdankami. W pierwszej chwili pomyślałem sobie, że przyprowadzili kogoś podobnego do nas. Dopiero, kiedy podeszli do mojej klatki, zorientowałem się, że nie o to chodzi.
-W zasadzie, biorąc pod uwagę twoje wczorajsze zachowanie, nie należy ci się, ale staramy się traktować nasze zwierzęta dobrze, - wyrecytował z wrednym uśmiechem na twarzy.
Miałem ochotę chwycić go w swoje ręce i cisnąć nim o te błyszczące kraty. I pewnie bym to zrobił, zważywszy na to, że właśnie otwierał wejście, gdyby nie owa, delikatna postać obok niego.
Zmierzyłem wzrokiem najpierw jego, później ją.
-Masz, tylko oszczędzaj. To deficytowy towar. Ma ci starczyć do jutra. Zrozumiano?! - warknął, wpuszczając ją do środka.
Usłyszałem trzask przekręcanego klucza. Dziewczyna nie ruszyła się z miejsca. Stała w miejscu, w którym ją zostawił. Patrzyła na mnie swoimi dużymi, brązowymi, przerażonymi oczyma. Była bardzo młoda. Miała, najwyżej, siedemnaście lat. Wyglądało na to, że dokładnie wie, co ją czeka.
Tymczasem mężczyzna w białym fartuchu, wraz ze swoją obstawą, ponownie znalazł się na korytarzu. W pozostałych klatkach zawrzało. Ludzie, z którymi, dosłownie przed chwilą, rozmawiałem, jak z istotami inteligentnymi, nagle zaczęli zachowywać się jak głodne zwierzęta. Z dziką agresją rzucali się na kraty, wołając jeden przez drugiego.
-Teraz ja! Ja!!!
-Nie, teraz moja kolej!  
-Ty dostałeś pierwszy wczoraj!
-Dajcie i mnie coś!
-Ja też chcę!!!
Pomyślałem sobie, że to kompletne wariactwo. Zachowywali się tak, jakby ktoś wyciął im mózgi. Gdyby nie byli pozamykani, prawdopodobnie któreś z nich by zginęło w jakiejś straszliwej walce.
Wydawało mi się, że jestem od nich, niebo, lepszy, że nigdy nie pozwoliłbym sobie na takie zachowanie. Zastanawiałem się, jak bardzo ta choroba zmieniła ich osobowości. Nie wyobrażałem sobie, że można tak bardzo stracić wszelkie hamulce.
W pewnym momencie, dziewczyna zrobiła niepewny krok do tyłu. Wyglądało to tak, jakby miała nadzieję, że drzwi są nadal otwarte i istnieją jeszcze szansę na ucieczkę.
Zbliżyłem się do niej i głęboko zaciągnąłem się jej zapachem. To, co zaczęło się ze mną dziać, przeszło moje, najśmielsze oczekiwania. Reakcje mojego organizmu gwałtownie przyspieszyły. Nie mogłem zapanować nad własnym oddechem, serce waliło jak oszalałe. Czułem się tak, jakbym wypił kilka mocnych kaw naraz.
Jednak, To była dopiero połowa, tego, co, w tej chwili, zaczęło się ze mną dziać.
Mój kutas szybko zaczął wypełniać się krwią i wkrótce pokrył się z siecią fioletowych żył. Miałem wrażenie, że za chwilę go rozerwie. W kilka sekund później przez moje ciało zaczęły przebiegać zimne i gorące dreszcze. W ciągu kilku następnych chwil byłem mokry od potu. Nie mogłem się skupić na niczym konkretnym, moje myśli krążyły tylko wokół seksu. Wyobraźnia dostarczała wami przeróżnych, dziwnych i karkołomnych scenariuszy tego, co chciałbym z tą małą zrobić.
Była taka biedna, taka bezbronna, słaba i cudownie piękna, a ja byłem bogiem. Byłem silny, wszechmocny, mogłem wszystko.  
Stała na środku ze spuszczoną głową jak typowa ofiara. Zacząłem zataczać wokół mniej coraz ciaśniejsze kręgi. Coraz wyraźniej czułem słodki bukiet zapachów oszałamiającego ciała. Uważnie obserwowałem.
Minuta po minucie, stopniowo, traciłem nad sobą kontrolę. Moje pożądanie rosło lawinowo i nic z tym nie robiłem. Dawałem przyzwolenie, wiedząc, że za chwilę będzie już za późno na jakąkolwiek reakcję.
Patrzyłem na długie, kasztanowe włosy, łagodnie opadające na ramiona i drżałem jak galareta. Budziła się we mnie bestia.
Dziewczyna wykonała jeszcze jeden krok do tyłu i plecami oparła się o chłodną kratę. Po chwili uklękła i schowała głowę w ramionach.
-Proszę, nie rób mi krzywdy, - wyszeptała.
Kiedy miałem się już na nią rzucić, do kladki wprowadzono kolejną dziewczynę.
Ta była dość niska, przysadzista, o obfitych, pełnych kształtach i dużych piersiach. Miała jasne, krótko obcięte, włosy i okrągłą, nieco piegowatą, buzię.
Wprawdzie moje pożądanie rozsadzało mi jaja, jednak postanowiłem poczekać jeszcze chwilę, aby sprawdzić, co będzie się działo.
Facet otworzył klatkę znajdującą się, dokładnie, naprzeciw mnie. Siedział w niej rudy gość z wystającym brzuchem, o kędzierzawych włosach i spoglądał na nią zabójczym wzrokiem. Moja ciekawość była czysto techniczna i sprowadzała się do tego i sprowadzała się do tego, w jaki sposób jak szybko pozbawi ją życia.
Ostrożnie wprowadzono ją do środka i zdjęto kajdanki. Wkrótce metalowa zagroda zamknęła się z trzaskiem.
Mężczyzna podszedł do swojej zdobyczy, jednak nic nie robił. Stał i czekał. Zastanawiałem się, do czego zmierza, zachowując się w ten sposób.
Dziewczyna, wyraźnie zdezorientowana, odsunęła się na drugi koniec pomieszczenia. Rudy fagas w milczeniu podszedł za nią, zatrzymał się i znów czekał.
Po dwóch trzech minutach sytuacja powtórzyła się dokładnie w takim samym scenariuszu. Zastanawiałem się, o co, właściwie, chodzi. Najpierw był taki nerwowy, gotowy rozszarpać przeciwnika, a teraz zachowuje się tak powściągliwie. To było wręcz groteskowe.

Nasty Babes

wtorek, 30 stycznia 2018

Wampir.


39. Krowie łajno na drodze.

-Co ty tam pierdolisz, kurwa! - warknąłem, wściekły jak osa i jeszcze szybciej zacząłem poruszać ręką.
Zrobiło mi się gorąco, a po chwili strzeliłem na wysokość dwóch metrów, ochlapując całą klatkę. W pierwszym momencie zdawało się, że napięcie rzeczywiście zmalało. Jednak chwilę później nadeszła fala tsunami, która zmiotła moją świadomość z powierzchni ziemi. Podniecenie było tak silne, ciśnienie spermy tak duże, że myślałem, iż rozerwie mnie od środka.
Odruchowo, jeszcze szybciej zacząłem poruszać ręką, mając złudną nadzieję, że jednak uda mi się zniwelować to nieprzyjemne wrażenie napięcia. Blondynka za sąsiedniej kraty patrzyła na mnie z politowaniem.
-Nie ma szans żeby ci to pomogło, - odezwała się po jakimś czasie, - to jest jak picie morskiej wody. Im więcej wlewasz jej w siebie, tym bardziej chce ci się pić.
Po chwili jeszcze raz się spuściłem, a wrażenie, jakiego doznałem, odebrało mi resztki człowieczeństwa. Poderwałem się na równe nogi i zacząłem miotać się po klatce, niczym dziki tygrys schwytany o poranku.
-Kurwa, wypuśćcie mnie!!! Błagam! Nie dam rady! Ja umieram! - krzyczałem na całe gardło, w nadziei, że ktoś się zjawi i zaradzi mojemu problemowi.
-Uspokój się, do jasnej cholery! Daj ludziom spać. - usłyszałem męski głos z kolejnej klatki. - Jak będziesz spokojny, to za dwie, trzy godziny podrzucą ci kawałek młodego ciała. Wszyscy jesteśmy w takiej sytuacji jak ty i nikt jakoś nie rozpacza.
Mój tors oblał zimny pot, skóra trzęsła się jak galareta. Odczuwałem ból przy każdym dotknięciu. Miałem wrażenie, że sufit za chwilę zwali się na moją głowę.
-Usiądź i zacznij głęboko oddychać, - odezwała się spokojnie kobieta.
Mimo, że czułem się jak krowie łajno na drodze, że czułem się jak krowie łajno na drodze, zrobiłem, jak powiedziała. Zaplotłam ramiona na kolanach i zacisnąłem zęby. Miałem wrażenie, że za chwilę rozpadnie się na kawałki. Z trudem wciągałem powietrze przez nos. Czas przelewał się jak miód. Zdawało mi się, że słyszę kobiece głosy dobiegające zza ściany. Trudno było mi rozpoznać, czy to rzeczywiste odgłosy, czy też moja podświadomość zaczyna płakać mi figle.
-Czy tam… jest ulica? - spytałem, pokazując dłonią szary, chropowaty mur.
Kobieta o jasnych włosach patrzyła na mnie tak, jakby chciała mnie przytulić.
-Nie mam pojęcia, - odpowiedziała, - przywieźli mnie tutaj przedwczoraj nieprzytomną.
Tymczasem facet, który jeszcze kilka sekund wcześniej zaatakował mnie słownie, odezwał się spokojnie:
-Niemożliwe, znajdujemy się w nieczynnym bunkrze atomowym, sześćdziesiąt metrów pod ziemią.
Rozejrzałem się dookoła nerwowo.
-Jednak coś słyszę… tam są jacyś ludzie, - dodałem.
Moje głośne zachowanie, obudziło pozostałych.
-Te ściany mają metr grubości, - wtrącił jeszcze ktoś inny.
W tym momencie dotarło do mnie, że jeśli nie skupiam się na moim podnieceniu, staje się ono, jakby, nieco mniej dokuczliwe. Postanowiłem mówić i myśleć o czymkolwiek innym, byleby nie o seksie.
-Czy ktoś z was wie może, w jakim celu nas tutaj przywieźli? - rzuciłem ogólne pytanie.
-Nie mam pojęcia, - usłyszałem kobiecy głos.
-Ja też. Jestem zbyt krótko, - odezwał się inny mężczyzna.
-Wydaje mi się, że to jakieś eksperymenty, - wtrąciła blondynka.
-Mi się nie wydaje, ja to wiem, to wszystko tajne eksperymenty - odezwał się łysawy facet z drugiego końca sali, - ciągle mi mówili, że jestem wariatem, bo wierzę w takie rzeczy, a tu się okazało, że mamy zostać płatnymi zabójcami, czy coś w tym rodzaju. Nie kłamię, naprawdę słyszałem, jak rozmawiali między sobą.
Nagle zrobiło się bardzo gwarno. Wszyscy chcieli zabrać głos, tak jakby miało to jakieś decydujące znaczenie.
-Zabójcami, tak, ale na pewno nie płatnymi, - wtrącił inny człowiek. - Nie łudźcie się, nikt nie dostanie za to ani centa. Wiecie przecież, że każde z nas ma chip w głowie. Możemy tyle, co nic. Najprawdopodobniej jeszcze namieszają przy naszym DNA.
Nagle, w tym gwarze, doznałem olśnienia.
-Zaraz, zaraz… Posłuchajcie mnie uważnie, czy możecie się przedstawić…
-Po co? - usłyszałem pytanie.
-Nieważne. Niech każdy z was powie jak się nazywa i skąd pochodzi.
W tym samym momencie usłyszałem cichy, ironiczny śmiech. Ktoś się odezwał:
-Przecież to bez sensu.
-Proszę was. Chcę tylko coś sprawdzić, -  rzuciłem, pełnym napięcia, głosem.
-No dobra, ja jestem John Smith, pochodzę z Nebraski - rozległ się jakiś niski głos.
-Katerina Juszczenko, mieszkałam do tej pory w Sofii
-Grygoriy Kardaszew, Moskwa.
-Istvan Ostman, południowe Węgry.
Kiedy przedstawili się wszyscy, zadałem kolejne pytanie.
-Ilu z was zna biegle angielski?
Zapadła chwila ciszy, po czym uniosły się trzy dłonie.
-Posłuchajcie mnie, - zacząłem, - każdy z nas pochodzi z innego państwa, posługuje się innym językiem, a mimo to, wszyscy, doskonale się rozumiemy. Czy nie uważacie, że to dziwne?
W tym momencie zapadło kompletne milczenie. Nikt nie potrafił wyjaśnić tego, co się z nami stało.

Nasty Bukkake Gif#KimXXX aka #Manga from GGG 

poniedziałek, 29 stycznia 2018

Wampir.


38. Elektrody i układ scalony.

Nagle spostrzegłem, że facet podszedł bliżej niż wcześniej. Wyczułem nadarzającą się okazję. Był blisko, bardzo blisko, ale potrzebowałem, żeby zrobił jeszcze jeden mały krok.
Działałem zupełnie instynktownie. Byłem jak dzikie zwierzę, walczące o przetrwanie. Wszystkie moje zmysły wyostrzyły się, czas zwolnił o połowę. Naprężyłem mięśnie. Czekałem na ten jeden moment, w którym będę mógł zaatakować.
Stało się. Wykonał jeszcze jeden krok, a ja rzuciłem się do kraty i chwyciłem go za poły białego fartucha. Jednym mocnym pociągnięciem szarpnąłem jego ciałem do siebie. Rozległ się głuchy odgłos, a z szeroko otwartych, zdziwionych ust, wprost na moją twarz, poleciała ślina.
W tym samym momencie w mojej głowie rozległ się przeciągły świst o bardzo wysokich częstotliwościach. Wraz z nim pojawił się potężny ból z tyłu czaszki. Miałem wrażenie, że za chwilę wybuchnie. Mimo to nie puszczałem.
W kilka sekund później moje mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Zabrakło energii, tak jakby nagle skończyło się paliwo. Nie byłem w stanie go już dłużej trzymać. Palce same się rozluźniły, a dłonie opadły do dołu. W następnej chwili zachwiałem się i upadłem na kolana. Próbowałem zapanować nad postępującą utratą świadomości.
Niestety, nie udało mi się to. Zapadła ciemność i poczułem, że upadam jak kłoda na podłogę.
Kiedy ponownie otworzyłem oczy, klatka była otwarta, a on stał nade mną z pilotem w dłoni. Śmiał się szyderczo.
-Niezła jazda, co?! - odezwał się i nie mogąc powstrzymać rechotania.
Próbowałem podnieść się do pozycji siedzącej. Z trudem podpierając się na dłoniach, walczyłem z grawitacją, a kiedy już byłem prawie pionowo, on ponownie nacisnął guzik.
Świst był ledwie słyszalny, za to ból jeszcze bardziej potworny niż poprzednio. Czułem, że moje mięśnie kości i narządy wewnętrzne są rozrywane na strzępy. Bolał każdy oddech, każdy ruch, nawet myślenie.
-Uwierz mi, to dla mnie świetna zabawa. Daj mi jeszcze jeden powód, a będę zeskrobywał cię z tej posadzki, - jak zza ściany dotarł do mnie jego głos.
Nie zastanawiałem się nad tym, co powiedział. Widziałem tylko otwarte wyjście i to dla mnie było najważniejsze.
Jakimś cudem poderwałem się i rzuciłem na jego drobną postać. Powaliłem na ziemię i ścisnąłem za gardło. Po raz kolejny poczułem niewyobrażalny ból, a przed moimi oczami zapadła kompletna ciemność.
Kiedy się ocknąłem z mojego nosa ust i uszu płynęła krew. Miałem wrażenie, że moje ciało ktoś pokroił na kawałki i jeszcze na dodatek utłukł młotkiem do ubijania kotletów.
Kątem oka widziałem jak mój oprawca poprawia swoje ubranie. Przez długą chwilę nie odzywał się, patrzył czy uda mi się podnieść.
-Posłuchaj mnie, małpiszonie, zanim tutaj trafiłeś, moi koledzy wszczepili ci do mózgu elektrody i układ scalony. Ten na pilot, który trzymam w dłoni, to niewielkie urządzenie nadawcze, którym poprzez zmianę odpowiedniej częstotliwości mogę zrobić z tobą wszystko. Poza tym, w twoim krwiobiegu krążą mikrokapsułki z trucizną. To na wypadek gdybyś próbował uciec. Kiedy oddalisz się poza zasięg tego nadajnika, otworzą się, a ty w przeciągu kilkunastu sekund w konwulsjach odejdziesz z tego świata. Czy nadal masz ochotę na walkę?! - udzielił mi instrukcji, która miała mi odebrać wszelką nadzieję.
W minutę później do pomieszczenia weszło dwóch wyrośniętych gości ubranych na biało. Chwycili mnie pod pachami i, ciągnąc po podłodze, wyrzucili na powrót do stalowej klatki. Trzęsąc się, próbowałem zapanować nad rozgrywającym uczuciem bólu, który jeszcze do końca nie minął.
Kiedy ponownie otworzyłem oczy, w pomieszczeniu panował półmrok rozświetlony jedynie jakąś bladą zieloną poświatą. Wciąż znajdowałem się w tej samej klatce. Wzdłuż jednej i drugiej ściany stały pojedyncze rzędy podobnych, oddalonych od siebie na taką odległość, by ci, którzy się w nich znajdują, nie mogli się dotknąć. W każdej takiej zagrodzie przebywała się jedna osoba. Byli to zarówno kobiety jak i mężczyźni. Wszyscy byli nadzy.
Ból, który, jeszcze nie tak dawno, targał moim ciałem, ustąpił całkowicie. Wprawdzie byłem głodny, jednak czułem się w miarę dobrze. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że moje podniecenie doprowadzało mnie do szaleństwa. Mój twardy i sterczący kutas domagał się, by natychmiast włożyć go w ciasny otwór jakiejś cipki.
Podniosłem się i nerwowo zacząłem chodzić z kąta w kąt. Miałem wrażenie, że moje serce za chwilę wyskoczy z klatki piersiowej. Oddychałem tak szybko, jakby właśnie kończyło się powietrze.
Usiadłem na podłodze i chwyciłem moją lagę w garść. Zacząłem wykonywać posuwiste ruchy w nadziei, że doprowadzę się do wytrysku i to trochę ulży mojemu cierpieniu.
W tym samym momencie usłyszałem głos dobiegający z klatki obok:
-Daj spokój. To nic nie da. Będzie jeszcze gorzej.
Z podłogi podniosła się atrakcyjna blondynka w wieku około trzydziestu lat. Miała duże, lekko zwisające piersi, szerokie biodra i zgrabny, jędrny tyłek. Długie, jasne włosy, falami opadały do połowy pleców.
Kiedy ją zobaczyłem, kiedy podeszła do kraty i poczułem jej słodki zapach, moje pożądanie eksplodowało. Patrząc na nią, jeszcze szybciej waliłem konia.
-Chodź do mnie! Och proszę, chodź do mnie! - dyszałem, gotów oddać wszystko, gdybym miał tylko miał szansę wziąć ją w swoje ramiona.
Trzymając się stalowych prętów, przechyliła delikatnie głowę na jeden bok.
-Wiem co czujesz. Wszyscy to czujemy, ale onanizm nie zaspokoi twojego pożądania. On tylko je wzmocni i będzie jeszcze gorzej.

Nasty ball licking

niedziela, 28 stycznia 2018

Wampir.


37. Witamy w naszym zoo.

-Skąd o tym wszystkim wiesz? - spytałem wprost.
-A jak myślisz? - rzuciła.
-Nie mam pojęcia. Pracujesz w wywiadzie? - próbowałem się domyślać.
-Bingo! - zawołała, klaszcząc w dłonie.
-Poważnie?! - zdziwiłem się.
-Pracowałam do momentu  kiedy… no wiesz. Byłam bardzo blisko… widziałam laboratoria… - zaczęła tłumaczyć.
W pewnym momencie zobaczyłem kątem oka, że po podłodze toczy się jakiś okrągły przedmiot. Nim zdążyłem sobie uświadomić, co to może być, oślepił mnie przeraźliwie jasny błysk. Ułamek sekundy później rozległ się, zrywający bębenki w uszach, huk. Moje ciało zostało zdmuchnięte z podłogi niczym kawałek papieru i rzucone o przeciwległą ścianę.
Jak w zwolnionym tempie widziałem wbiegających do mieszkania żołnierzy. Wszyscy byli w hełmach z noktowizorami na oczach. Mieli na sobie kamizelki kuloodporne, a w dłoniach trzymali karabiny maszynowe. Gestami coś sobie pokazywali. Szybko zajmowali pozycje.
Jeden z nich podszedł do mnie, wyjął coś, co przypominało strzykawkę. Poczułem ukłucie i straciłem przytomność.
Ocknąłem się w stalowej, błyszczącej klatce, w takiej samej, w jakiej trzyma się zwierzęta laboratoryjne. Obok mnie stała miska z jedzeniem i kubek z jakimś płynem.
Byłem kompletnie nagi. Z trudem podniosłem się z podłogi. Bolała mnie głowa i wszystkie mięśnie.
Ostrożnie się rozejrzałem. W pomieszczeniu było więcej takich klatek, jak moja. W każdej z nich ktoś się znajdował. Byli to przeważnie młodzi, przystojni mężczyźni i atrakcyjne kobiety. Większość nie zdawała sobie sprawy, co się z nimi dzieje. Najprawdopodobniej dostali jakieś środki odurzające.
Na końcu pomieszczenia, które nie miało okien i oświetlone było sztucznym światłem, stało biurko, z monitorem. Odwrócony tyłem do mnie, na obrotowym krześle siedział mężczyzna w białym fartuchu. Przerzucał sterty dokumentów i co chwilę sprawdzał coś w komputerze.
-Halo, gdzie ja jestem?! - zawołałem, próbując utrzymać się na nogach.
Facet odwrócił się niespiesznie, spojrzał na mnie zniechęconym wzrokiem i odezwał się po angielsku:
-Obudziłeś się małpiszonie? Witamy w naszym zoo. Postaramy się zapewnić ci wszystko, czego potrzebujesz. Na początek proponuję zjeść obiad, bo zasłabniesz, a tego byśmy chcieli, raczej, uniknąć.
Nawet nie zastanawiałem się, dlaczego tak doskonale rozumiem ten język. Ogarniało mnie coraz większe przerażenie. Czułem, że jeśli nie wyjdę z tego miejsca, za chwilę stanie się coś bardzo złego. Byłem gotowy rzucić się na tego gościa i zabić go jednym ruchem dłoni. Byłem przekonany, że jestem w stanie to zrobić, oczywiście gdybym tylko miał go w swoim zasięgu.
-Natychmiast otwórz klatkę! - warknąłem wściekle przez zęby.
Spojrzał na mnie obojętnie.
-Uspokój się, bo stresujesz innych, - powiedział do mnie.
-Natychmiast mnie wypuść! Nie zdajesz sobie sprawy, z kim masz do czynienia! - krzyknąłem jeszcze głośniej.
W tym momencie zareagował w nieco bardziej konkretny sposób. Wstał i podszedł do mojej klatki.
-Żebyś wiedział, dokładnie wiem kim, a raczej czym, jesteś, - wycedził.
Zupełnie nie przejmował się tym, że mogę mu zrobić jakąkolwiek krzywdę. Miałem na to bardzo wielką ochotę. Nienawiść do niego i do całego świata rozsadzała mnie od środka. Gdyby tylko chodź na chwilę znalazł się w zasięgu moich dłoni, bez wahania skręcił bym mu kark.
Niestety, byłem jak pies na łańcuchu, a on dokładnie wiedział, w którym miejscu ów łańcuch się kończy. Wyjął z kieszeni coś, co przypominało niewielkiego pilota od telewizora.
-Gdyby jeszcze nikt ci tego nie wyjaśnił, to posłuchaj. Jesteś nikim, rozumiesz?! - powiedział, dokładnie ważąc każde słowo.
Podszedł na tyle blisko, by wzbudzić we mnie jeszcze większą agresję, jednak na tyle daleko, bym nie mógł go dosięgnąć. Warczałem, machając w powietrzu ramionami. W moich ustach pojawiła się piana.
-Wypuść mnie, skurwysynu, bo łeb ci upierdolę! - wrzucałem z siebie, coraz bardziej złowrogie groźby.
Machnął przed moimi oczami czarnym urządzeniem.
-Wiesz, co to jest? - zapytał.
-Nie wiem, kurwa, i nie chcę wiedzieć! W tej chwili otwórz klatkę! - warczałem.
Uśmiechnął się szyderczo.
-Jak chcesz. Na twoim miejscu wykazał bym trochę więcej zainteresowania, - stwierdził spokojnie.
Jeszcze bardziej wyprowadziło mnie to z równowagi.
-Do jasnej cholery, wypuść mnie!!! Co wy sobie myślicie… że jestem jakimś zwierzęciem, na którym można przeprowadzać eksperymenty?! - krzyknąłem na całe gardło.
Zaczął się śmiać tak, jakby to, co powiedziałem, było niezłym żartem. Kiedy się uspokoił, zaczął ponownie:
-No proszę, jesteś bardziej inteligentny, niż myślałem. W takim razie, może jednak do ciebie dotrze to, co mam do powiedzenia.
Patrzyłem, gotów zabić go samym tylko wzrokiem.
-Należysz do US army, pojmujesz? Jesteś wynikiem eksperymentu. To, czy będziesz dla nas przydatny, zależy od twojego zachowania i chęci współpracy. W tej chwili jesteś tylko i wyłącznie królikiem doświadczalnym. Nie masz żadnych praw. Oficjalnie nie żyjesz. Jeśli chcesz, mogę pokazać ci wiadomości z twojego kraju. No to jak, będziesz grzeczny? - wyrecytował, w zupełnie naturalny, sposób.
Opuściłem głowę i schowałem ręce. Dotarło do mnie, że stawianie nadmiernego oporu w tej sytuacji nie ma sensu. Na plus liczyło się to, że jeszcze żyłem. Musiałem zacząć myśleć racjonalnie, aby wybrnąć z tej sytuacji.
-OK, pojmuję, - powiedziałem, zrezygnowałem głosem.
Udając, że całkowicie się poddałem, zacząłem kombinować. Mój umysł pracował na najwyższych obrotach.
-Czy mogę skorzystać z łazienki? - spytałem w nadziei, że facet da się na to nabrać.
Spojrzał na mnie bez emocji.
-Łazienka będzie ci się należała w momencie, kiedy wykażesz się chęcią współpracy. Teraz masz załatwiać swoje potrzeby do wiadra. Odwróć się! Widzisz je? - powiedział zimnym głosem.
Teraz zrozumiałem, że wdepnąłem w większe gówno, niż mi się na początku wydawało.
Odwróciłem się. W rogu klatki stało ocynkowane wiadro z pokrywą.

nasty young teenager with small titties and taut young body has a very horny juicy pussy that loves when he fucks fat and big cock ... she so enjoys in this nasty sex

sobota, 27 stycznia 2018

Wampir.


36. Teoria spiskowa.

-Jak do tego doszło, że jestem wampirem? - spytałem.
Położyła dłoń na moim ramieniu i uśmiechnęła się.
-Nie wiesz? Przecież byłeś przy tym. No dobrze, żartuję, - poprawiła się. - Trzeba zacząć od tego, że wampir nie jest jakimś odrębnym gatunkiem człowieka, czy zwierzęcia.
Byłem coraz bardziej ciekawy.
-A kim? Jestem supermenem? - spytałem, czując dreszczyk emocji.
Zrobiła poważną minę.
-Zrozum, że to co się z tobą stało, nie jest darem.
-A czym?
-Przekleństwem.
-Nic nie pojmuję.
Wstała i przymierzyła pokój na ukos.
-Wampiryzm jest chorobą, - zaczęła ostrożnie.
-Co?! - wyrwało się z mojego gardła.
Usiadła obok mnie i tłumaczyła:
-Zostaliśmy zarażeni chorobą, która została stworzona w wojskowych laboratoriach.
-Żarty sobie stroisz?! To brzmi jak teoria spiskowa, - przerwałem jej.
Bardzo jej zależało, aby mi to dobrze wytłumaczyć.
-Pomyśl, w co jest ci łatwiej uwierzyć? W to, że jesteś, jak to nazywasz, wampirem seksualnym, czy w to że, armia Stanów Zjednoczonych chciała stworzyć super żołnierza? - powiedziała.
-Raczej w to drugie, - przyznałem.
-Sam widzisz.
-Ale jak to się stało że my… - zacząłem i przerwałem w pół zdania.
-Badania były już bardzo zaawansowane, - mówiła dalej, - wszystko wskazywało na to, że w ciągu najbliższych kilku lat, taki żołnierz zostanie stworzony. Niestety, podczas prac przygotowawczych do ostatniej fazy eksperymentu, coś poszło nie tak.
-To znaczy?
-W wyniku błędu ludzkiego, wirus wydostał się na zewnątrz i, w sposób niekontrolowany, rozprzestrzenia się po całym świecie.
-Kiedy to było?
-Sześć miesięcy temu.
-Patrząc na to, co do tej pory sam zrobiłem, połowa ludzkości powinna być już chora, - zauważyłem.
-Masz rację. Na szczęście, okazało się, że bakcyl nie jest tak zaraźliwy, jak na początku myślano.
-Nie?
-Nie. Tylko co setna osoba, z którą będziesz miał kontakt, ulegnie zakażeniu. U jeszcze mniejszego procentu zakażonych, rozwiną się wszystkie objawy.
-Czyli, nie jest tak źle, jakby mogło się wydawać? - zażartowałem.
-Jeżeli chodzi o tą kwestię, to tak. Natomiast, nie łudź się, niebezpieczeństwo, które nam grozi jest bardzo duże. Zdajesz sobie sprawę, jak wielkie środki zostały użyte do schwytania ciebie.
-Zauważyłem, - mruknąłem.
-Nie zastanowiło cię, dlaczego?
-Jak to, dlaczego?! Żeby żyć, muszę zabijać. Do tej pory nie żyje już dziewięć kobiet. Na ulicach jest pełno policji. Tropią mnie antyterroryści z psami. Nad miastem krążą uzbrojone śmigłowce.
Spojrzała na mnie uważnie.
-To nie są, jak ci się wydaje, brygady specjalne policji - stwierdziła. - Oni nie mają takiego sprzętu.
-Kurwa, to kto to jest?! - zakląłem ze zdenerwowania.
-Masz głowę, a nie myślisz. Chodź do salonu.
Ruszyła przed siebie, a ja poszedłem za nią.
-Przyjrzyj się dokładnie, - powiedziała włączając telewizor, - śmigłowce są wojskowe.
W wiadomościach podawano wciąż te same informacje. W pewnym momencie kamera, nieopatrznie, zrobiła zbliżenie na jeden z przelatujących helikopterów.
-Zobacz tutaj, zmieniono tylko na naklejki. Nawet specjalnie się nie namęczyli.
Rzeczywiście, śmigłowiec był pospiesznie przemalowany, a naklejka z napisem “policja” nie była przyklejona równo. Dopiero teraz dotarło do mnie w co wdepnęliśmy.
-No to, kurwa, mamy przesrane!
-Mamy, - zgodziła się.
-Powiedz, jak się z tego wykaraskać? - odezwałem się niepewnym głosem.
Usiadła i pomyślała przez chwilę.
-Spokojnie. Myślę, że gówno nam zrobią.
-Dobrze, że masz taką wiarę w siebie, ale może podaj jakieś fakty.
-Rusz mózgownicą, nieustannie mytujemy,zmieniamy się w, trudny do przewidzenia  sposób. Przypomnij sobie, jakim byłeś przed tym, kiedy zostałeś zarażony. Teraz porównaj to z tym, jaki jesteś teraz? Jeżeli dobrze to rozegramy, nigdy nas nie złapią.
-Chciałbym w to wierzyć, ale ściga nas cała armia.
Uśmiechnęła się.
-To jeszcze nic nie znaczy, - powiedziała, - jesteśmy dziełem eksperymentu, który trwał od lat sześćdziesiątych. Wydano na niego miliardy dolarów.
Coraz bardziej mnie to wszystko przerażało.
-Chciałaś powiedzieć, tajnego eksperymentu. Najprawdopodobniej jeńców brać nie będą. Jak tylko wpadniemy w ich łapy, zabiją nas!
Zdawała się szukać jakiegoś rozwiązania.
-Masz rację. Jednak pomyśl, kim naprawdę jesteśmy?! W założeniach tych pieprzonych naukowców, mieliśmy być niepokonanymi żołnierzami, zdolnymi poradzić sobie w każdych, najbardziej nietypowych bodaj, warunkach. Wydaje mi się, że oni boją się bardziej od nas. Manipulowali przy DNA i nie wiedzą, co, tak naprawdę, stworzyli.
Trochę się uspokoiłem.
-Powiedz mi tylko jeszcze jedną rzecz, - odezwałem się po chwili, - jak to się dzieje, że wychodzisz na dwór w środku dnia i słońce nic ci nie robi?
Usiadła obok mnie na łóżku.
-Zależy to od ilości i jakości upolowanej przez ciebie zwierzyny. Ściślej ujmując, chodzi o ilość pochłoniętej energii, - odpowiedziała spokojnie. - Pewnie zauważyłeś już, że z każdą zdobytą ofiarą twoje zdolności i umiejętności poprawiają się.
-Nie dało się tego nie zauważyć, - rzuciłem żartobliwie.
-W przypadku kontaktu z, jak to ładnie nazwałeś, wampirem, dochodzi do zakażenia wirusem, który zmienia twoje DNA w taki sposób, że nie ma ono stałej struktury, staje się bardzo plastyczne.
-No tak, tylko co to zmienia? - spytałem.
Nie przejęła się moją uwagą i mówiła dalej:
-Z każdym następnym kontaktem seksualnym pojawiają się mutacje, które zmieniają twój genom, poprawiając działanie, mięśni, organów wewnętrznych oraz zmysłów. Dają też czasem całkiem nowe umiejętności, które nie występują normalnie u ludzi, ale są częste w świecie przyrody. To że twoja skóra jest wrażliwa na światło słoneczne, jest efektem ubocznym. Jednak to tylko przejściowe.

sex-hungry-boobie-blonde-nasty-nude-pose-action

piątek, 26 stycznia 2018

Wampir.


35. Chęć ucieczki.

Pierwszym odruchem była chęć ucieczki. Wziąć nogi za pas i zwiewać jak najszybciej i jak najdalej. W chwilę później przyszło opamiętanie. Gdzie i w jaki sposób?
Właśnie rozpoczynał się kolejny upalny dzień. Nawet, mając takie ubranie, jak teraz, w palącym słońcu, nie udałoby mi się ujść zbyt daleko.
Wstałem i zacząłem przemierzać salon od jednego końca do drugiego, nerwowo szukając jakiegoś rozwiązania. Właścicielka tego mieszkania dokładnie wiedziała, kim byłem. Świadczyły o tym dobrze zabezpieczone okna, wypchana po brzegi lodówka i nowe ubrania. Zdałem sobie sprawę, że, w tej sytuacji, najgorszym doradcą jest strach.
W mojej głowie pojawiały się różne myśli. Ile mogli wiedzieć? Niewiele. Jedynym świadkiem, który przeżył spotkanie ze mną, była Barbara. Wszystkie okoliczności wskazywały na to, że to właśnie ona zapewniła mi schronienie na ten trudny czas. Należało więc zaufać i siedzieć cicho, przynajmniej do zmroku.
Powiedzieć, to znaczy jedno, a zrealizować, to już zupełnie coś innego. Zacząłem przeskakiwać po kanałach, szukając kolejnej wiadomości na swój temat. Szybko jednak dotarło do mnie, że to nie ma sensu. Zdenerwowałem się jeszcze bardziej.
Po jakimś czasie postanowiłem położyć się i przeczekać ten dzień w łóżku. O ile udałoby mi się zasnąć, miałbym ułatwione zadanie.
Rozebrałem się i zanurzyłem w pościeli. Kiedy, leżałem pod kołdrą i zamknąłem oczy, zdawało mi się, że słyszę głosy ludzi, mieszkających w całym budynku. W pierwszym momencie pomyślałem, że coś złego dzieje się z moją psychiką. Niemniej, kiedy uważnie zacząłem się wsłuchiwać w dochodzące dźwięki, rozpoznawałem całe zdania, a później wątki poszczególnych osób. To było nieprawdopodobne, ale jednak działo się naprawdę.
“... jak idziesz do sklepu, to kup ziemniaki…
... Kazik, Przestań żłopać to piwo i podnieść się z tego łóżka, cholera jasna, słyszysz co do ciebie mówię!
… kochanie, może w niedzielę wybierzemy się do kina?”
Nie mogłem w to uwierzyć. Czułem się tak, jakbym do głowy miał podłączony zestaw głośnomówiący z podsłuchami w całym bloku.
Większość rozmów dotyczyła życia prywatnego innych osób, jednak zdarzały się takie, które bezpośrednio były związane z moją osobą, lub tym, co zrobiłem.
“... Myślisz, że go złapią?
A skąd! Widziałaś, żeby policja, kiedykolwiek w takich przypadkach, była skuteczna?
Tak bardzo się boję. Jak mam teraz normalnie funkcjonować? Czy mówili, jak on zabija?
Dokładnie to nie. Wspominali coś, że podczas stosunku zatrzymuje akcję serca.
Jak to? Nie dusi?
No nie. Po mojemu to jest tak, że umierasz podczas przeżywania orgazmu.”
Boże kochany!
Co tak panikujesz, kobieto?! Jak na mój gust, to całkiem przyjemna śmierć.
Daj spokój! Jak możesz tak żartować?”
W tym momencie usłyszałem głośny, ironiczny śmiech.
Zrozumiałem, że moje zmysły uległy znacznemu wyostrzeniu. W końcu, wsłuchując się w rozmowy dobiegające z różnych pięter, zapadłem w płytki, ale dający nieco wytchnienia, sen.
Obudził mnie dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. Niemal poderwałem się na równe nogi.
-Spokojnie to tylko ja, - usłyszałem cichy głos od progu.
Przez chwilę walczyłem jeszcze z panicznym odruchem ucieczki, jednocześnie próbując uspokoić rozdygotane serce.
Weszła do kuchni, dźwigając kolejne torby z zakupami.
-To się narobiło, co? - powiedziała tak, jakby to było jeszcze jedno utrudnienie życia codziennego.
Nie byłem pewny, jak mam zareagować.
-Wiedziałaś od początku, prawda? - spytałem ostrożnie.
W milczeniu pokiwała głową.
-Co teraz?
Milczała.
-Wydasz mnie?
Uśmiechnęła się.
-Żartujesz?! - odpowiedziała spokojnie.
Moje zdziwienie, z każdą chwilą, rosło coraz bardziej.
-Nie rozumiem, - odezwałem się cicho.
-Ja sama mam wielokrotnie więcej dusz na swoim sumieniu? - stwierdziła.
Spojrzałem na nią kompletnie zaskoczony.
-Co?! - wyrzuciłem, nie mogąc zamknąć ust.
-To co słyszałeś. Myślałeś, że jestem zwykłą kobietą?
Gapiłem się na nią, jak wół na malowane wrota, próbując pozbierać swoje myśli do kupy.
-Zaraz, zaraz… coś mi się tutaj nie zgadza. Po ostatnim zbliżeniu, któreś z nas powinno już nie żyć.
Popatrzyła na mnie uważnie.
-W tym miejscu masz rację. Ja też tego nie rozumiem. Normalnie, kiedy wampir spłukuje z wampirem, jeden z nich ginie, a drugi przejmuje całą jego energię. W naszym przypadku tak się nie stało.
-Więc, co to było?
Bezradnie rozłożyła ręce.
-Nie mam pojęcia. Najprawdopodobniej nastąpił jakiś sposób wymiany.

Nasty cartoon chics get pounded by wild sex hungry monsters

Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...