poniedziałek, 30 listopada 2020

Projekt: "Przyszłość".

270. Zbyt ładna jak dla mnie.

-Chciałeś, żebym ją bliżej poznał, prawda? Od samego początku bardzo mi się podobała, ale nie miałem śmiałości. Jest chyba zbyt ładna jak dla mnie. -To nie tak, młody. Nie jest zbyt ładna jak dla ciebie. Nigdy tak o sobie nie myśl. Musisz w siebie wierzyć. 


Teraz nastąpiła chwila ciszy. Nie słyszałem go. Jakby wyłączył swoje myśli.
-Czy kiedyś jeszcze się spotkamy… tam w przyszłości?
-Nie. Nie wiem. Raczej nie. Wątpię. Nie znam szczegółów całego eksperymentu. Jestem tylko królikiem doświadczalnym w tym przedsięwzięciu, ale nie sądzę, abyśmy mieli okazję spotkać się jeszcze raz.
-Więc nie zobaczę, jak żyjesz? 
-Przykro mi, Robert. Raczej nie. Twoje życie potoczy się w zupełnie innym kierunku. Masz swój świat, swoje marzenia… 
Znowu zamilkł.
-Mówisz tak jakbyśmy byli dwiema różnymi osobami. Niby jesteś mną z przyszłości, a nie możemy się spotkać. 
-Może to trudno zrozumieć, ale to prawda.
-Ożeniłem się?
Nie miałem pojęcia jak mu odpowiedzieć. To wszystko robiło się coraz bardziej skomplikowane. 
-Co? Czy ty się ożeniłeś? Nie. Nie wiem. Skąd mogę wiedzieć. Ja się ożeniłem. W mojej rzeczywistości mam dwie córki. Są trochę starsze od ciebie. Interesują się podobnymi rzeczami jak ty. Są mądre i dobrze wychowane. Jestem z nich dumny.
-Miałbym z nimi, o czym rozmawiać. Czy kiedykolwiek je spotkam? Kiedyś tam… 
-Już ci mówiłem. To mało prawdopodobne. Kiedy upłynie te trzydzieści lat, dużo rzeczy będzie takich jak w moim świecie, naprawdę dużo, ale, mimo wszystko, to nie będzie ten sam świat. To już będzie twój świat. Ty sam go stworzysz.
-No dobra, to powiedz mi, czy zostanę aktorem porno? Czy będę zarabiał dużo kasy? Wiesz, to fajna perspektywa, łatwe i ciekawe życie. 
-Tego też nie wiem. Postaram się ci w tym pomóc, ale wybór i tak będzie zależał od ciebie. W każdym bądź razie ja za jakiś czas wrócę do siebie. 
-Nie. Wrócisz tam?! Zostawisz mnie tu samego?! Jak ja sobie dam radę bez ciebie? Jak możesz mnie zostawiać, teraz kiedy wszystko tak bardzo się zmieniło, kiedy ja się zmieniłem?
Miałem wrażenie, że płacze. Czułem jego smutek. 
-Uspokój się. Dasz sobie radę. Jestem tego pewien. Jeszcze się stąd nie wynoszę. Zanim odejdę, pokażę ci parę interesujących sztuczek, trochę razem narozrabiamy, podpowiem ci, co należy zrobić, czego unikać, rozumiesz? Na pewno nie zostawię cię bez niczego. Zobaczysz. Doświadczenie, i wiedza, którą zdobędziesz z moją pomocą, pomogą ci w osiągnięciu sukcesu. Oczywiśćie jeśli tylko sam będziesz tego chciał. 
-Ale dlaczego musisz odejść? Tak rewelacyjnie się z tobą czuję. Moglibyśmy tyle dokonać. Świat mógłby należeć do nas. 
-Posłuchaj młody. Przyznam ci się szczerze, że chwilami myślę, że chętnie bym tu został, ale to niemożliwe. Technicznie niemożliwe. Poza tym to jest twoje życie. Nie mogę go spierdolić do końca. Musisz podejmować własne decyzje. Ja już i tak bardzo je zmieniłem. 
-Szkoda.
-Dobra, musimy już wychodzić, bo woda robi się zimna. 
-W porządku, tylko powiedz mi jeszcze jedno: dlaczego pojawiłeś się akurat w momencie kiedy wpadłem na Julkę? No wiesz wtedy na korytarzu… 
-Skąd wiesz, że było to akurat w tym momencie?
-Wiesz, na początku nie byłem pewny, ale domyśliłem się, kiedy zacząłem zachowywać się, mówić i myśleć jakoś inaczej. 
-No tak. Rzeczywiście, to nie było takie trudne. Wiesz, ja chciałem… - przerwałem, bo nie wiedziałem, jak ująć to w słowa.
-Chciałeś, żebym ją bliżej poznał, prawda? Od samego początku bardzo mi się podobała, ale nie miałem śmiałości. Jest chyba zbyt ładna jak dla mnie.
-To nie tak, młody. Nie jest zbyt ładna jak dla ciebie. Nigdy tak o sobie nie myśl. Musisz w siebie wierzyć. 
-Tak mówisz? Chciałeś, żebym ją poznał?
-Tak. To wspaniała dziewczyna. Może ułożysz sobie z nią życie. Zresztą nie wiem. Teraz otwiera się przed tobą wiele drzwi. Od ciebie będzie zależeć, którą ścieżkę wybierzesz. 

niedziela, 29 listopada 2020

Projekt: "Przyszłość".

269. Jak się tam u was żyje?

-Powiedz mi, jak się tam u was żyje? Czy w sklepach jest kiełbasa i cukier? -Jest kiełbasa i cukier. -A ser? Ser też jest? -Jest. -A telewizory? -Są telewizory. -Kolorowe? -Kolorowe i to takie cienkie, - powiedziałem, pokazując grubość palcami. -Jaja sobie ze mnie robisz?! Nie ma takich telewizorów.  -Są. -Nie ma. Nie da się zrobić.  -Da. -A gdzie kineskop?! -Jaki kineskop? -No jak tam upchnęliście kineskop? -Nie ma kineskopu. -No chuj! W balona mnie robisz!



-Hura! Jejku, jak to fajnie! Podróż na Marsa. Jak to powiedziałeś? 2020 rok. Chyba napiszę opowiadanie na ten temat. Będzie super ciekawe. 
-Oczywiście, napisz. Na pewno będzie bestselerem w twoich czasach. 
-A powiedz mi, Komunizm padł wreszcie?
Pokiwałem głową. To było nieco dziwne, bo przecież byłem sam. 
-Padł?
Chłopak był coraz bardziej poruszony. 
-Weszliśmy do NATO i do Unii Europejskiej?
-Weszliśmy, - zgodziłem się.
-O w mordę jeża, to pewnie jest teraz u nas eldorado, co?! Mamy poziom życia jak w RFN, co? 
-Nie ma już RFN, - odpowiedziałem krótko i czekałem na jego reakcję.
-Co??? Nie ma Niemiec? 
-No nie. Niemcy są. Tyle tylko, że się zjednoczyły. 
-Boże, niemożliwe! Ruscy na to pozwolili?! 
-Pozwolili.
-No właśnie. Co ze Związkiem Radzieckim? Nadal próbują narzucać innym swoje zdanie? 
-Związek Radziecki się rozpadł? 
-Ja pierdzielę! Niemożliwe! Kity wciskasz. W którym roku?! 
-Niedługo. Stanie się to już za parę lat. Zresztą, co się dziwisz. Popatrz tylko na obecną sytuację polityczną na Świecie. Te przemiany właśnie się zaczynają. To się dzieje tutaj i teraz, na twoich oczach. Obserwuj media. 
-Nie robię. To całkiem nowa technologia.
-Opowiedz, jak to działa.
-Spokojnie, młody. Najpierw musiałbyś pójść do szkoły, aby nadrobić te zaległości. Potrzeba kilku lat nauki, a i tak nie wiem, czy zrozumiałbyś wszystko.
-No to mnie nauczysz. Mamy trochę czasu, prawda? 
-To nie takie proste. 
-Jak to?
-No, myślisz, że my w tej przyszłości to jesteśmy wszyscy tacy mądrzy? Do cholery, nie mam pojęcia, jak zbudowany jest telewizor. Nie interesuje mnie to. Ważne, że działa. 
-A samochody? Można kupić u was normalnie samochód?
-Można. 
-No co ty, idziesz do sklepu po samochód?
-Dokładnie, młody. To się nazywa salon.
-Ta, akurat. Jaja se ze mnie robisz. Co to? U was jest wszystko? 
-Wszystko. Towarów jest tyle, że półki się uginają.  Mówię ci, jest wszystko, co tylko sobie wymarzysz. Wystarczy tylko wejść i kupować.
-A poziom życia? Ile zarabiacie? Macie na to pieniądze?
-Raczej mamy. No, może nie na wszystko i nie wszyscy, ale raczej mamy pieniądze. No, chyba że ktoś nie chce pracować. Poziom życia dużo lepszy niż teraz. Żyjemy w komfortowych warunkach. Tak to z twojej perspektywy można nazwać.
-Powiedz mi, co ze światem. Można jeździć za granicę?
-Można. 
-Bez paszportów?
-No, nie wszędzie, ale można.
Głęboko wciągnął powietrze do płuc. 
-Ja pierdolę, więc warto żyć, prawda?! 
-Oj warto, młody, warto.
-Kurde, tak sobie myślę, że trzeba się ostro uczyć, żeby być kimś, żeby móc w tym wszystkim uczestniczyć. 
-To właśnie chciałem ci powiedzieć, młody. Musisz się dobrze uczyć, aby dostać się na jakieś fajne studia. Rozumiesz? Będziesz miał lepszą pracę i będziesz mógł robić to, co lubisz. 
-No wiem. Wiem, po co tu jesteś. Chcesz pomóc mi zmienić moje życie.
-Z grubsza tak. Chociaż nie do końca. Taki był pierwotny cel.
-Cel? 
-Nie wszystko idzie tak, jak przewidywałem. 
-Myślisz o tym, co nas teraz spotkało? Ta afera z kierownikiem? Czy myślisz, że to idzie w złą stronę?
-Nie wiem. Na pewno nie tak, jak zakładałem na początku. Chciałem, żebyś został porządnym człowiekiem.
-A nie jestem?
-Jesteś.

sobota, 28 listopada 2020

Projekt: "Przyszłość".

268. Obecnie jest rok 2020.

-Obecnie jest rok 2020. -Nie. Jest rok 89, - nie zgodził się. -Nie, nie, nie. To nie tak. Powiedzmy, że jest i tak i tak. Osiemdziesiąty dziewiąty tylko dla ciebie. Dla mnie już nie. To miejsce, to są twoje czasy. Ja pochodzę z 2020 roku. Moje ciało znajduje się właśnie tam. Leży w kabinie teleportacyjnej i śpi. 


Kiedy tak siedziałem w tej gorącej, parującej wodzie, usłyszałem gdzieś w sobie jego głos. Mimo że bezdźwięczny, był donośny i wyraźny.
-Kim jesteś? Możesz mi powiedzieć, bo wiem, że na pewno nie jesteś mną, - mówił. 
Pomimo pierwszego zaskoczenia, bardzo się ucieszyłem. Znów mieliśmy chwilę, aby szczerze porozmawiać. Odezwał się akurat wtedy kiedy zamierzałem uciąć siebie krótką drzemkę. Być może to i dobrze. Byłem bardzo zmęczony i, kto wie, ile spał bym w tej wannie.
-I tu się mylisz. Jestem tobą, - odpowiedziałem spokojnie w swoich myślach.
Wyraźnie poczułem jego poruszenie.
-Tak, akurat. Myślisz, że dam się nabrać. Nie wierzę ci.
Mimo wszystko nie dałem zbić się z tropu.
-No właśnie pasowałoby, żebyś uwierzył. 
Teraz nastąpiła krótka chwila na zastanowienie, po czym odezwał się ponownie. Widocznie coś do niego dotarło. 
-Poczekaj, poczekaj… nie rozumiem, jak to jesteś mną? Naprawdę?!
-Wreszcie możemy przejść do bardziej merytorycznej rozmowy. Odpowiadając na twoje pytanie: tak, jestem tobą, tobą z przyszłości. Z twojej dalekiej przyszłości.
Znów się zawiesił. Tym razem na nieco dłużej.
-O cholera! Więc to się stało. 
-Co się stało?
-To, co piszą w powieściach science fiction. To niesamowite. Jednak wynaleziono machinę czasu. Spodziewałem się, że to nastąpi, ale tak szybko? Nie sądziłem, że stanie się to za mojego życia. 
Jeszcze raz się wyłączył. 
-Poczekaj, powiedz mi, dlaczego właściwie jesteś we mnie? Dlaczego nie przybyłeś tutaj jakoś bardziej normalnie? Dajmy na to jako osobna osoba? Dlaczego cię nie widzę?
Zaskoczył mnie. Teraz ja potrzebowałem trochę czasu, aby zebrać myśli. 
-Posłuchaj młody, to dość skomplikowane. Trzeba zacząć od tego, że podróże w czasie, owszem, są możliwe, ale tylko w bardzo określonym zakresie. 
-Nie rozumiem.
-W przeszłość można przenieść jedynie samą informację. 
Miałem wrażenie, że posmutniał. 
-Więc nie jesteś mną. Tylko udajesz mnie, prawda?
Gdybym mógł, poklepałbym go po plecach, ale nie było to możliwe.
-Mówię poważnie. Nie udaję. Jestem twoją z przyszłości, - powiedziałem.
-Jak dalekiej? - zapytał automatycznie. 
-Obecnie jest rok 2020.
-Nie. Jest rok 89, - nie zgodził się.
-Nie, nie, nie. To nie tak. Powiedzmy, że jest i tak i tak. Osiemdziesiąty dziewiąty tylko dla ciebie. Dla mnie już nie. To miejsce, to są twoje czasy. Ja pochodzę z 2020 roku. Moje ciało znajduje się właśnie tam. Leży w kabinie teleportacyjnej i śpi. 
-Jak to możliwe? Chcesz powiedzieć, że cię tu nie ma?
-Nie. Przecież mówiłem. Jestem, ale nie fizycznie. Jestem tylko jaźnią.  
-Dobra, zaczynam kumać. Jesteś jaźnią. Kurde, poczekaj… Boże, nie! To niesamowite. Pochodzisz z dwudziestego pierwszego wieku! 
-Tak.
-Jak tam jest? 
-Normalnie.
-Ta, normalnie. Nie wstawiaj kitów. Dwudziesty pierwszy wiek i normalnie… Skolonizowaliście już Marsa?
Uśmiechnąłem się mimowolnie. Był trochę pocieszny. 
-Nie. 
-Jak to, przecież wasza technologia musi już na to pozwalać?! Macie rakiety?
-Mamy.
-No i co? 
-Latacie w kosmos?
-Latamy, ale to nie zmienia faktu, że podróż na Marsa jest bardzo trudna. Nawet dla nas.
-Trudna?! Nie opowiadaj bajek!
-Mówię prawdę. Dlaczego miałbym kłamać? To trudne i to z wielu powodów. Za długo by ci o tym wszystkim teraz opowiadać. 
Był coraz bardziej podekscytowany. Chciał dowiedzieć się jak najwięcej. 
-No doba, a baza orbicie? Mamy wreszcie jakąś bazę na orbicie okołoziemskiej?! 
Znów się uśmiechnąłem. 
-Nie wiem, czy można nazwać to bazą, ale tak. Nazywa się ISS. To międzynarodowa stacja kosmiczna. Za kilka lat, być może polecimy na tego Marsa. Planują coś takiego, ale, wiesz, kasa… 

piątek, 27 listopada 2020

Projekt: "Przyszłość".

267. Trzeba było mieć wytrych.

Zaraz przy wejściu do wspólnej dużej łazienki, gdzie były natryski, znajdowało się małe pomieszczenie o wymiarach dwa na dwa metry. Chociaż znajdowało się ono tuż za progiem, tak naprawdę, nikt nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia. Dopóki nie zrobiłem tego ja, nikt nie zadał sobie trudu, aby to sprawdzić. Te drzwi były ciągle zamknięte i trzeba było mieć wytrych, aby się tu dostać.


Kiedy wracałem, nikt mnie nie zatrzymał. Był środek nocy a moja głowa w chmurach. Przywitał mnie długi wąski korytarz i kompletna cisza. Żadnych rozmów, kroków, hałasów, nic. Tak jakby internat wymarł. Aż trudno uwierzyć, że w tym miejscu mogło być tak cicho. Do moich uszu dobiegał tylko charakterystyczny warkot dużego bojlera we wspólnej łazience tuż za zakrętem. To on sprawił, że uświadomiłem sobie, że pasowałoby się wykąpać po tym wszystkim. 
W mojej głowie jeszcze wirowało i szumiało, a w brzuchu czułem te charakterystyczne motylki. Czy mogłem znaleźć się we wspanialszej sytuacji, niż w tej, w której się znajdowałem? Co dalej się teraz stanie? Co zamierzam teraz robić? W jakim kierunku chcę poprowadzić to moje życie? 
Białe drzwi mojego pokoju zachęcały do wejścia. Kluczyk w dłoni aż prosił, aby włożyć go w zamek i przekręcić. Czy na pewno tego chcę? Czy chcę w to wszystko brnąć? Gdyby to była moja własna rzeczywistość, na pewno starałbym się unikać takich sytuacji, ale teraz, tutaj, w tym świecie, tak daleko od domu, gdzie nikt mnie nie kontroluje… 
Tak. Chciałem tego. Chociażby dlatego, aby zobaczyć, co z tego wyniknie. To była wręcz niewiarygodna okazja do eksperymentowania z podejmowaniem różnych decyzji, które niekoniecznie są właściwe w normalnym ustabilizowanym świecie. Tutaj wszystko było możliwe. To był idealny świat, choć tak bardzo niedoskonały. To był poligon, na którym można testować życie bez konsekwencji. 
Trochę niepewnie obróciłem klucz w palcach. Miałem dziwne wrażenie, że w pokoju nikogo nie ma. Doskonale zdawałem sobie jednak sprawę, że jest tam mój brat oraz kolega Krzysztof. Chciałem wejść tak, aby ich nie obudzić. Nie byłem pewny, czy mi się to uda. W przelocie spojrzałem na zegarek i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Była pierwsza trzydzieści. 
“Boże, to dlatego jest tak cicho. To dlatego nie zastałem wychowawcy. Dlatego jego pomieszczenie było zamknięte”, - myślałem. 
Zastanawiałem się jak to możliwe, że upłynęło już tyle czasu. Jak to możliwe, że spędziłem u niej tyle godzin i umknęło to mojej świadomości? 
Zaraz przy wejściu do wspólnej dużej łazienki, gdzie były natryski, znajdowało się małe pomieszczenie o wymiarach dwa na dwa metry. Chociaż znajdowało się ono tuż za progiem, tak naprawdę, nikt nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia. Dopóki nie zrobiłem tego ja, nikt nie zadał sobie trudu, aby to sprawdzić. Te drzwi były ciągle zamknięte i trzeba było mieć wytrych, aby się tu dostać. Poza tym to było zakazane. Ja jednak już dosyć dawno sforsowałem prosty zamek i kiedy tylko miałem okazję, zakradałem się tu, aby skorzystać z kąpieli w wannie. Przynajmniej tak było do momentu, kiedy dnie dostaliśmy tego nowego pokoju. Teraz, bo przecież tam też była wanna, zrobiłem to z innego powodu. Mianowicie nie chciałem budzić pozostałych lokatorów. Rano trzeba było iść do szkoły. Oczywiście nie chciałem też, aby zadawali mi niewygodne pytania o to, gdzie byłem tyle czasu. 
Pomieszczenie było zaniedbane. W rogach ścian pojawił się grzyb, tu i ówdzie zaczynała odpadać farba, ale to absolutnie nie przeszkadzało mi w korzystaniu z dobrodziejstw dodatkowej długiej kąpieli. Mała wanna i urwana słuchawka od natrysku nie zniechęcały mnie, aby zakradać się tu co jakiś czas i cieszyć się takim luksusem. 
Po lewej stronie od wejścia znajdowało się stare zniszczone lustro i zakurzona umywalka. Od razu widać było, że z tego miejsca nikt nie korzysta. Ja także tego nie robiłem. Czasami tylko kładłem mydło lub szampon. 

czwartek, 26 listopada 2020

Projekt: "Przyszłość".

266. Najlepiej by było, jakbym zamknęła cię w szafie.

-Zastanawiam się co z tobą zrobić? Najlepiej by było, jakbym zamknęła cię w szafie i wyciągała w razie potrzeby, ale wiem, że musisz się uczyć, - powiedziała tak, jakby rzeczywiście chciała to zrobić.  Spiąłem się w sobie, pragnąc jeszcze więcej tego, co było. -Och pani profesor, cały drżę, jak tak pani do mnie mówi, - odezwałem się cicho.


Klęczałem w półprzysiadzie, obejmując jej biodra swoimi kolanami. Czegóż więcej było mi trzeba jak tylko wjechać moim ogierem do jej gorącej stajni? Z wielkim zapałem wciskałem swoje podbrzusze między jej pośladki. Czułem, że kładę się na miękkich poduchach. Kręciło mi się w głowie. Mój twardy wielki kutas wdzierał się w jej cudowną cipkę, nie pytając o zgodę, a ona tylko drżała w narastającej rozkoszy. 
Wszystko zmierzało w jak najlepszym kierunku. Ułożenie naszych ciał jak i nerwowe ruchy wskazywały na to, że obydwoje jesteśmy już bardzo blisko, odbierającego wszelką świadomość, orgazmu. Znów spojrzałem w lustro. Oczy kobiety były zamknięte a usta uchylone w pół słowa. Natomiast oddech szybki i urywany. Nasz wspólny raj czekał za rogiem. Wystarczyło tylko otworzyć te drzwi. 
W którymś momencie wyciągnęła do góry ramię i chwyciła mnie za włosy. Wciąż ją całowałem. Teraz może jeszcze bardziej namiętnie i zuchwale. Przyciągnęła mnie mocno do siebie. Czułem ją tak mocno i tak dokładnie. Byłem szczęśliwy. 
-Och, och, och, tak, tak… - wydobyło się z jej gardła.
Ruchy moich bioder stały się gwałtowne i ostre. Gnałem na oślep do celu. 
Nie minęło zbyt wiele czasu, a wszystko się zmieniło. Teraz patrzyłem na nią z góry, patrzyłem moimi własnymi oczami na jej plecy. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Widok był równie a może jeszcze bardziej podniecający jak wcześniej. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że potrafię się w ten sposób kochać. Potrafiłem i to jeszcze jak!
Już nie leżałem na tej boskiej klaczy, tylko siedziałem jak na motocyklu, obejmując jej pośladki swoimi udami. Mój kutas wciąż spoczywał w jej ciasnej pizdeczce. Był wygięty pod nienaturalnym kątem, co jeszcze szybciej przybliżało mnie do potężnego wytrysku. Chciałem tego i nie zamierzałem niczego powstrzymywać.
Leżała na brzuchu. Podpierała się na łokciach, tak jakby opalając się, chciała spojrzeć przed siebie. Wyginała górną część ciała w taki sposób, że oderwało się ono od materaca. Niczego jednak nie obserwowała. Jej oczy wciąż były zamknięte, usta tak jak przedtem lekko uchylone a z gardła wydobywały się coraz głośniejsze jęki i westchnienia. 
Nie mogłem uwierzyć, że jestem jej partnerem. Widziałem jej jędrne napięte pośladki i swojego naprężonego do granic wytrzymałości fiuta siedzącego między nimi. Widziałem też jej kakaowe oczko, które co chwilę rozchylało się i zamykało, jakby zapraszając do siebie, jakby chcąc, abym również i je spenetrował ten wielki twardy drąg, który osadzony był między moimi nogami. Widziałem też jej elastyczny kręgosłup wygięty w piękną literę C i zgrabną sprężystą sylwetkę.
Jedyne co w tej chwili mogłem zrobić to wykonywać delikatne ruchy do przodu i do tyłu niejako jeżdżąc na jej pośladkach i udach. Nie mogłem już wytrzymać. Wiedziałem, że za chwilę to się stanie. Nie chciałem tego przerywać. Chciałem doprowadzić to do końca. Do przodu i do tyłu, do przodu i do tyłu… Powoli, łagodnie, ale głęboko i mocno. Przed oczami pojawiła się ciemność a w głowie to słodkie wszechobejmujące uczucie. To już teraz! 
-Och tak, tak, Elka, chce cię! Boże chcę cię! - usłyszałem swój własny głos. 
To byłoby na tyle. Siedziała na sofie oparta o ścianę. Szeroko rozchylone uda nie zasłaniały już niczego. Jej kolana były podciągnięte wysoko pod brodę, a stopy ustawione na palcach. Między udami jak czarny upiór majaczyła porządnie zarośnięta pizda. Jej lewe przedramię ułożone było na brzuchu, a tuż nad ręką swobodnie rozlewały się obfite cycki zwieńczone dużymi brodawkami i sterczącymi sutkami. Drugą dłonią dotykała policzka, a opuszki palców co chwilę uwodzicielsko muskały usta. Jej głowa delikatnie skręcona była na jeden bok, ale oczy wciąż uważnie patrzyły do przodu. Wzrok był skupiony, śledził każdy mój ruch.
-Zastanawiam się co z tobą zrobić? Najlepiej by było, jakbym zamknęła cię w szafie i wyciągała w razie potrzeby, ale wiem, że musisz się uczyć, - powiedziała tak, jakby rzeczywiście chciała to zrobić. 
Spiąłem się w sobie, pragnąc jeszcze więcej tego, co było.
-Och pani profesor, cały drżę, jak tak pani do mnie mówi, - odezwałem się cicho. 
-Chciałbyś? Chciałbyś, żebym miała cię na własność, młody? To nielegalne, wiesz? - wyszeptała, ledwie poruszając ustami. 
Pokiwałem głową.
-Ale wykorzystała, bym cię, że ho ho!
-Och pani profesor!

środa, 25 listopada 2020

Projekt: "Przyszłość".

265. Jak już wszedłem, nie chciałem z niej wyjść. 

Leżała na brzuchu ze złączonymi udami. Uwielbiałem takie ułożenie jej ciała. Była tak niesamowicie ciasna, że jak już wszedłem, nie chciałem z niej wyjść. To przyprawiało mnie o oszałamiająco silne dreszcze i konwulsyjne skurcze całego ciała.


-Dobrze ci, co? Dobrze? - usłyszałem jej mocno podniecony głos.
-Och dobrze, dobrze! - odpowiedziałem z wielką radością.
Nie dawała za wygraną i ciągnęła dalej:
-Lubisz tak. Lubisz, jak cię ujeżdżam? Lubisz, jak jadę na twoim kutasie? 
-Och, lubię, bardzo lubię, pani Elu… - dyszałem.
-Chcesz jeszcze? Chcesz się we mnie spuścić? - prowokowała. 
-Och, kurwa, chcę! Bardzo chcę, - całkowicie dałem się ponieść emocjom.
-Wiedziałam. Wiedziałam, ty mały napalony zboczku!
Leżałem na wznak z szeroko rozchylonymi udami i stopami luźno opuszczonymi na podłogę. Co jakiś czas udawało mi się ułożyć tak, aby widzieć nasze odbicie w szklanej tafli umieszczone w drzwiach szafy. Pozycja mojej kochanki przypominała nieco akrobacje na linie. Miałem wrażenie jakby zawisła nade mną niepodtrzymywana w żaden konkretny sposób. Jednak to było tylko złudzenie. Po dokładniejszych obserwacjach mogłem zorientować się, że w jednym miejscu podpiera się ona stopami na moich udach, natomiast drugi stabilny punkt podparcia stanowią moje ramiona trzymające ją w talii. 
Jej szeroko rozwarte uda z całą doskonałością ukazywały gorący, wilgotny środek, to wszystko, co tak mocno przyciągało uwagę i nie pozwalało patrzeć gdzie indziej. Jej pośladki nie dotykały mojego podbrzusza. Zdawały się być zawieszone kilka centymetrów nad gęstym czarnym zarostem spowijającym moje narządy płciowe. Mój twardy, sztywny kutas wyglądał jak wyrzeźbiony w skale i połową swojej długości spoczywał w jej ciasnej cipce. Elastyczne, mocno wystające wargi sromowe obejmowały go ze wszystkich stron i przy każdym ruchu chowały się, to znów wychodziły na wierzch. Napęczniały worek wypełniony potężnymi jajami zwisał pomiędzy moimi udami. W ten sposób tworzyliśmy tandem, który zdawał się poruszać w rytm jakiejś dziwnej, niesłyszalnej melodii. Moja pani miała szeroko rozwarte usta i wzdychała ciężko:
-Och młody, młody, ruchaj mnie, ruchaj mocno!
Jej podbrzusze kurczyło się i szarpało coraz szybciej i coraz bardziej intensywnie. 
W następnym momencie byliśmy już spleceni w dynamicznym miłosnym uścisku. Wszystko rozgrywało się jak w jakimś filmie, było odrealnione i działo się jakby poza naszą świadomością. A jednak tak mocno przenikało każdą naszą komórkę. Nie myśleliśmy. Działaliśmy instynktownie, uparcie dążąc do jednego, jedynego celu, który w tej chwili się dla nas liczył. 
Obydwoje byliśmy mocno spoceni a nasze mięśnie napięte do granic wytrzymałości. To miał być wystrzałowy finał. Każda część mojej świadomości mówiła mi, że mam zbierać potencjał na tej jeden właściwy moment. Ona zdawała się ze mną idealnie współpracować. Każdy ruch każdy gest zdawał się świadczyć właśnie o tym.
Leżała na brzuchu ze złączonymi udami. Uwielbiałem takie ułożenie jej ciała. Była tak niesamowicie ciasna, że jak już wszedłem, nie chciałem z niej wyjść. To przyprawiało mnie o oszałamiająco silne dreszcze i konwulsyjne skurcze całego ciała.
Górna część jej sylwetki unosiła się delikatnie ponad powierzchnię posłania. Wyglądało to tak, jakby moja kochanka chciała się wydostać z gorących objęć. Tymczasem, co było bardziej prawdopodobne, jeszcze mocniej chciała się wcisnąć w mój rozgrzany tors, by poczuć mnie jeszcze dokładniej. 
Nie mogłem pozostać bierny. Spoczywając na niej, pochylałem się nad jej plecami i namiętnie całowałem kark oraz szyję. Jej skora była rozgrzana, wilgotna i pulsowała erotyzmem. Wystarczyło tylko brać i brać to, co dawała mi ta wspaniała kobieta. Młody, niedoświadczony chłopak, którym po części przecież byłem, był zszokowany tak gwałtownym przebiegiem tej akcji. Lecz moje dojrzałe nieco zboczone ja podpowiadało mi, że właśnie tak jest dobrze, że tak jest idealnie, że nie trzeba nic zmieniać. 

wtorek, 24 listopada 2020

Projekt: "Przyszłość".


264. Dosiadła mnie tyłem.

Dosiadła mnie tyłem. Widziałem tylko jej pośladki i plecy. Szeroko rozchyliła uda i ułożyła je na moich. Łydki wcisnęła pod siedzisko, a jej cipka obejmowała mojego kutasa do samego końca. Podparła się na szeroko rozstawionych ramionach i już po chwili zaczęła swój taniec. 


Przez to, że pochylała się do przodu, jej cycki opadły do dołu, tworząc dwa wielkie ciężkie wory. Obserwowałem jej odbicie w lustrze i nie mogłem się nadziwić jej urokowi. Wiedziałem, że jeśli choć jeszcze trochę to wszystko potrwa, zapomnę, jak się nazywam i po co tutaj przyszedłem. 
No i oczywiście znów mnie dosiadła. Dosiadła, hmm… Tylko jak. Aż trudno sobie wyobrazić, że można się tak pieprzyć, że można robić to z takim oddaniem i zaangażowaniem. Ta kobieta była wręcz boska w tym, co robi. Mimo jej wieku nie mogłem się nadziwić kunsztowi i wirtuozerii, którą wykazywała się w każdej kolejnej scenie. 
Teraz robiliśmy to na wielkim bardzo miękkim fotelu, który stał tuż obok sofy. Był brązowy, bardzo niski i wydawał się być stworzony do takich właśnie rzeczy. Bardziej przypominał pompowaną pufę niż fotel, ale to już szczegół. Siedziałem na tym na tym czymś. Nie. Leżałem. To też nie. Ja byłem w niego przez nią wciśnięty tak, że nie było mnie prawie widać. Było super, niesamowicie. Chciało mi się po prostu śmiać. 
Dosiadła mnie tyłem. Widziałem tylko jej pośladki i plecy. Szeroko rozchyliła uda i ułożyła je na moich. Łydki wcisnęła pod siedzisko, a jej cipka obejmowała mojego kutasa do samego końca. Podparła się na szeroko rozstawionych ramionach i już po chwili zaczęła swój taniec. Unosiła się i opadała w płynnym, łagodnym huśtaniu, doprowadzając mnie na sam skraj niebiańskiej rozkoszy. 
-Boże, Elka, zaraz się spuszczę! - jęczałem półprzytomnie, nie zważając na zasady dobrego wychowania i waląc jej po imieniu. 
Zamiast odpowiedzieć cokolwiek konkretnego, coś, co dałoby mi jakiś skrawek nadziei, pochyliła się mocno do przodu. Ułożyła dłonie między moimi udami i w ten sposób się podpierając, jeszcze bardziej intensywnie zaczęła pracować swoimi biodrami. Próbowałem wydostać się z tej matni. Unosiłem się, obejmowałem jej ciało swoimi ramionami i chwytałem ją za te wielkie cyce. 
Kiedy kolejny raz udało mi się unieść na tyle, żeby spojrzeć przez jej ramię, ujrzałem uśmiechniętą, bardzo zadowoloną z siebie, dojrzała, ale jeszcze nie starą kobietę. To była typowa mamuśka o pełnych jędrnych kształtach z mnóstwem zaokrągleń i wypukłości. Patrzenie na nią sprawiało niesamowitą radość i przyjemność. 
Z jednej strony onieśmielała, a z drugiej przyprawiała o silne zawroty głowy. Sprawiała, że wychodziło ze mnie zwierzę. Byłem przekonany, że gdybym miał ją codziennie w swoim łóżku, zbyt prędko bym się nią nie znudził. Mógłbym się z nią pieprzyć wieczorem, rano i pewnie jeszcze na dokładkę w południe. 
Pozycja, w której się znajdowała, kazała myśleć, że jest nie tylko bardzo napalona i spragniona seksu, ale też, że jest sprawną i namiętną kochanką. Tuż przed sobą widziałem jej szeroko rozchylone uda i obfite pośladki. Natomiast kiedy spoglądałem w lustro, mogłem dostrzec jej oszałamiające balony, które w tej chwili lekko opadły do dołu i wydawały się jeszcze większe i bardziej obfite. 
Podpierała się na stopach obok moich pośladków. Z wielką wprawą, bez wstydu i skrępowania unosiła się i opuszczała. Patrzyła w lustro i uśmiechała się do mnie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo byłem podniecony i jak trudno było mi to wszystko wytrzymać. 
Moja wymęczona fujara z wielkim trudem to wszystko znosiła. Jej pośladki unosiły się i opadały, a cipka kurczyła się coraz bardziej. 

poniedziałek, 23 listopada 2020

Projekt: "Przyszłość".

263. W pozycji poddańczo klęczącej.

Stałem wyprostowany jak struna. Drżałem i wzdychałem ciężko. Wielki fiut sterczał przede mną wygięty w pałąk do góry, jakby chciał zerwać się do lotu. Ciężkie jaja zwisały do dołu, a skóra na worku kurczyła się i marszczyła. Dojrzała kobieta znajdowała się tuż przede mną w pozycji poddańczo klęczącej. 


Ta nieco podstarzała baba, była niesamowita. Jedną ręką podpierała się na łokciu, a drugą trzymała za pośladek. W ten sposób starała się zaprezentować mi swój srom oraz kanalik analny. Czy było to zaproszenie do bardziej gorącej gry? Jej cipka zamknęła się, tworząc ciasną, sprężystą szramę. Oczywiście miałem ochotę położyć się obok niej i wejść tam moim fiutem. On tylko czekał na taki moment. 
Tymczasem ona oblizała usta, przyjrzała mi się uważnie i powiedziała:
-Panie Robercie, zdaje się, że będę zmuszona podpisać z panem kontrakt na indywidualne, osobiste, ostre ruchanie. Jesteś niesamowity. Nie można zmarnować takiego talentu. 
-Och, ale pani mąż… on przecież… no wie pani miałem wyjechać do Szwecji… tam…
-Wiem, wiem… spokojnie… wyjedziesz. Sama biorę udział w organizacji tego wyjazdu. Nie będę ci nic utrudniać. Tylko wiesz, wyjazd jest w dopiero latem… 
Pokiwałem głową. 
-Tak… i co?
-Najpierw zaopiekujesz się mną. 
-Ech… no tak, oczywiście, rozumiem. 
Znów się uśmiechnęła.
-No to świetnie. Cieszę się, że nadajemy na tych samych falach. 
-He, he, he… ja też się cieszę… 
-No dobrze, my tu gadu-gadu a cipka stygnie, prawda? 
Nie dała mi długo czekać na kolejny akt tego przedstawienia. Nie pytając mnie o zdanie sama przeszła do realizacji kolejnego zadania. 
Stałem wyprostowany jak struna. Drżałem i wzdychałem ciężko. Wielki fiut sterczał przede mną wygięty w pałąk do góry, jakby chciał zerwać się do lotu. Ciężkie jaja zwisały do dołu, a skóra na worku kurczyła się i marszczyła. Dojrzała kobieta znajdowała się tuż przede mną w pozycji poddańczo klęczącej. Delikatnie pochyliła ramiona, uniosła brodę i spojrzała mi głęboko w oczy. Po chwili jej prawa dłoń uniosła się i chwyciła twardego jak skała kutasa. Sprawne palce poczułem u samej nasady. Podniecona twarz zbliżyła się do lśniącej wypolerowanej głowicy, a usta rozchyliły się, jakby chciały wypowiedzieć jeszcze jakieś słowa. Już w następnym momencie pomiędzy nie wsunęła się sina, napęczniała żyła, oplatająca wielki kapelusz mojego grzyba. Nauczycielka nie odrywając wzroku ode mnie, z czułością pieściła połyskujący łeb mojego kutasa, a jej język zaczął poruszać się szybko i zwinnie, drażniąc wędzidło. 
Była piękna. Coraz bardziej zatracałem się w tym, co robię. Chciałem jeszcze i jeszcze. Wiedziałem, że nie będę mógł przestać. 
Stałem tak jak przedtem. W mojej pozycji nic się nie zmieniło. No chyba poza tym, że jeszcze bardziej zacząłem prężyć i wyginać całe swoje ciało. Tymczasem kobieta z jeszcze większym zaangażowaniem zabrała się do realizacji swojego zadania. Nie patrzyła już do góry na moją twarz. Skromnie opuściła głowę, a czołem dotknęła mojego brzucha. 
Trzymała kutasa tak jak do tej pory. Może tylko bardziej ściskała jego podstawę. Najważniejszym elementem, który uległ zmianie w tej całej scenerii, było to, że teraz cały łeb a właściwie już jedna trzecia długości fiuta siedziała w jej słodkich i gorących ustach. Jej twarz zmieniała się przez to nie do poznania. Nie tylko dlatego, że była coraz bardziej podniecona, ale dlatego, że wielka głowica, która tkwiła w środku, wypychała jej policzek na zewnątrz. Koniec penisa ocierał się o jej buzię od środka, co sprawiało mi niesłychaną wręcz nieziemską rozkosz. 
Pani od matematyki dokładnie wiedziała, co robi. Ciągnęła i ssała tak mocno, jakby chciała pozbawić mnie całej energii w jednej chwili. 

Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...