niedziela, 31 marca 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

83. Ktoś mnie łapie za tyłek.


Teraz już wiem, że na sklep nigdy nie wrócę. Nikt mnie tam nawet zimą nie zaciągnie.
Po jakimś czasie dowiedziałem się, że mój kolega także odszedł, ale on przez ten sklep znalazł się w szpitalu. Jego nogi odmówiły posłuszeństwa. Doznał jakiejś kontuzji ortopedycznej i wylądował na stole operacyjnym.
Tak czy inaczej, z tym nieszczęsnym sklepem wiążą się także dość przyjemne wspomnienia. Są to wspomnienia czasem śmieszne, a czasem nieco dziwne, ale jednak zawsze w jakiś sposób pozytywne. Tym, co każe mi tak dobrze wspominać to miejsce, są ludzie, ludzie, z którymi przyszło mi pracować: obsługa sklepu, ekspedientki i kierowniczki.
Pamiętam pierwszy dzień. Kiedy tam przyszedłem, jeszcze nie wiedziałem, z czym to się je i jakie są zasady. Zostałem tam przeniesiony niejako na siłę, bo w firmie brakowało pracowników. Ktoś przede mną wyleciał za alkohol. Taka szara rzeczywistość.
Tego dnia zrobiłem sobie kawę i postanowiłem wypić sobie ją na markecie. Uważałem, że jak będę chodził z kubkiem po sklepie, to nikt się do mnie nie przyczepi. Oczywiście żadna z dziewczyn nawet słowem się odezwała, że tego robić nie wolno. No i od razu było pierwsze starcie z jedną z kierowniczek.
Kiedy mnie zobaczyła, a wypatrzyła moją osobę z drugiego końca, usłyszałem tylko:
-Zabiję, normalnie zabiję!
W pierwszym momencie, w ogóle, nie wiedziałem, o co jej chodzi. Mówię sobie: jakaś wariatka chyba. Dopiero dziewczyny szeptem powiedziały:
-Niech pan odstawi tą kawę.
Odstawiłem, ale i tak było źle. Kawa, jak również żadne otwarte napoje, nie mogły znajdować się na hali sklepowej. Nie wiem, kto to wymyślił i jakie to ma uzasadnienie w praktyce, ale niestety tak było i trzeba było się do tego dostosować.  
Kierowniczka miała około czterdzieści lat. Była to zgrabna, pełna ciała mężatka. Babka trochę taka postrzelona, niemniej bardzo sympatyczna. Kiedy do mnie podeszła, uśmiechała się i już wiedziałem, że przypadnie mi do gustu.
Nie wiem dlaczego, ale od samego początku nawiązała się między nami taka dziwna nić sympatii. Chociaż trudno może to nazwać sympatią. Raczej było to coś na wzór takiego przekomarzania się i rywalizacji. No nie wiem. Może to dziwnie zabrzmi, ale tak było. Tak to wtedy odbierałem.
Oczywiście odstawiłem tą kawę, przeprosiłem i powiedziałem, że taka sytuacja się więcej nie powtórzy. Nie powtórzyła się. Jeśli chciałem wypić kawę, to musiałem skorzystać z wyznaczonej do tego celu przerwy, odmeldować się i pójść na zaplecze.
Pamiętam też inną sytuację, kiedy zetknąłem się z tą panią na terenie sklepu i powiem szczerze, był to dla mnie jeszcze większy szok. Tym bardziej, że tym razem, to nie ja byłem inicjatorem zajścia.
Któregoś dnia, kiedy, jak zwykle, tak sobie spacerowałem alejkami i rozmyślałem (o tak, jeżeli chodzi o rozmyślanie, to można było robić to to woli, nikt przecież nie mógł mi tego zabronić) kiedy tak szedłem wolno w stronę zaplecza, w pewnym momencie poczułem, że ktoś mnie łapie za tyłek. “O matko święta, pomyślałem sobie, pedał jakiś!”
Jednak nie. Zaraz później usłyszałem te znamienne słowa:
-Ale ciacho. Zaraz cię schrupię.
Zaskoczenie było, naprawdę, nieprzeciętne. No normalnie, w przeciągu jednej sekundy tysiąc myśli przebiegło przez moją głowę. Kto? Dlaczego? W jakim celu? Czy coś zrobiłem nie tak? Dopiero, kiedy mnie minęła, zorientowałem się, że to jest właśnie ona.

Fucking hard round butt!

sobota, 30 marca 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka

82. Zasnąć na stojąco.


Na samym początku napisałem, że był to jeden z najcięższych (pod względem fizycznym) obiektów. Teraz może wyjaśnię dlaczego.
Nie wiem, jak jest na innych sklepach, ale na tym, na którym ja pracowałem, było nas tylko dwóch. Przy normalnym rytmie  pracy, powinniśmy przychodzić na dyżur co drugi dzień. Raz on, raz ja. Nie mniej, ja pracowałem jeszcze na innym obiekcie i brałem tylko co trzecią służbę. Kolega pozostałe.
Nie wiem, jak on sobie dawał radę, ale ja miałem dość tego, co miałem. Przychodziłem do pracy o godzinie ósmej a wychodziłem o dwudziestej drugiej. Tak, jak pracował sklep. To było czternaście godzin.
Na cały dzień należała się łącznie godzina przerwy. W tym czasie trzeba było zjeść śniadanie i jak również załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Ja nie paliłem papierosów, więc nie miałem aż tak wielkiego problemu. Niestety kolega lubił sobie zajarać, więc musiał albo kombinować, albo powstrzymywać się od tak zwanego dymka.
Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, co to znaczy czternaście godzin na nogach. Zasady były dość proste ale i ostre co do swej natury. Podczas pracy nie można było posadzić, jak to się mówi, swoich czterech liter, chociażby na minutę, poza wyznaczonymi przerwami. Nie można było nawet się oprzeć o ścianę, czy jakiś mebel. Powiem więcej, nie można było nawet stać w miejscu. Ochroniarz miał być ciągle w ruchu. Całymi godzinami chodziło się między półkami sklepowymi i wypatrywało złodziei.
W sklepie ciągle była zbyt niska temperatura. Latem pracowały olbrzymie chłodziarki i klimatyzacja, bo towar nie mógł się popsuć, a zimą właściciel oszczędzał na ogrzewaniu. Niestety, nie mogłem też założyć kurtki. Dlatego ciągle byłem przeziębiony.
Na koniec dnia byłem tak zmęczony, że nie byłem w stanie stwierdzić gdzie aktualnie się znajduję i co robię. Zachowywałem się trochę jak lunatyk, który chodzi po omacku. Byłem w stanie zasnąć na stojąco. Jako, że dojeżdżałem własnym samochodem, bywały dni, że nie byłem w stanie dotrzeć do domu na jeden raz.
Kiedy oczy mi się same zamykały, zatrzymywałem się na poboczu i musiałem chwilę odpocząć. Zamykał m okna i drzwi włączają ogrzewanie i ucinałem sobie dwu, trzy minutową drzemkę. Dalsza jazda w takim stanie była bardzo ryzykowna. Mogłem skończyć na najbliższym drzewie. To cud, że nic się nie stało. Cud, że udało mi się przepracować tam aż osiem miesięcy.
Pamiętam, że kiedy miałem stamtąd odejść, mój koordynator zaprosił mnie na zaplecze i zapytał:
-Panie Mirku, ilu złodziei pan łapie w ciągu tygodnia?
Zdziwiłem się, że zadaje takie pytania, ale odpowiedziałem.
-Dwóch lub trzech,  czasami nawet czterech.
Na co on sarkastycznie stwierdził:
-No proszę pana, ja mam takich ludzi, co tylu łapią w ciągu jednego dnia.
Pamiętam, że wkurwiłem się wtedy niemiłosiernie i zaproponowałem:
-Jak pan chce mieć dziś lepszy wynik, to niech wyjdzie na sklep i próbuje coś zwinąć. Ja wtedy pana złapię i będzie, nie czterech, tylko pięciu, złodziei.
On też się zdenerwował. Widziałem to po jego zachowaniu i minie jaką wtedy zrobił.  To było już ponad moje siły, dłużej nie mogłem tego w sobie dusić.
Wtedy usłyszałem od niego słowa, które były bardzo jednoznaczne.
-Wie pan co, przepracuje pan do końca stycznia, bo po Nowym Roku jest największy problem z ludźmi, a później się zastanowię, co z panem zrobić.
Wiedziałem, co stanie się po Nowym Roku dlatego, nie czekając na jego decyzję, już przed Bożym Narodzeniem poszukałem sobie innej firmy i lepszego miejsca pracy.

nasty facesitting

piątek, 29 marca 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

81. Najlepiej kradną Cyganie.


Sytuacja identyczna jak wcześniej, tyle tylko, że Tym razem były słodycze. Podobnie jak poprzednio, nie widziałem tego zbyt dokładnie. To normalne.  Rzadko kiedy widzisz, tak czarno na białym, jak ktoś kradnie. Zwykle opierasz się na, mniej, lub bardziej uzasadnionych, podejrzeniach.
Widziałem, że kobieta bierze cztery opakowania tych luksusowych czekoladek, a odstawiła dwa. Miałem tak osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt procent pewności. Byłem na drugim końcu sklepu, więc raczej nie było możliwości, bym mógł to lepiej to dostrzec.
Tej pani pozwoliłem przejść poza linię kas, a następnie poprosiłem, aby wyjęła wszystko z koszyka. Kasjerka miała sprawdzić, czy całość towaru jest nabita na paragon. Oczywiście Kinder Bueno nie widniało na liście zakupów.
Klientka była trochę zdenerwowana, ale wciąż twierdziła że jest niewinna. Powiedziała, że czekoladki zakupiła w innym sklepie i ma na nie paragon, tylko nie może go znaleźć. Szukała bardzo długo. Zbyt długo, jak na mój gust. Szczególnie jeżeli ktoś twierdzi, że w tym sklepie był pół godziny wcześniej.
W końcu znalazł się kwitek. Był brudny tak, jakby ktoś stanął na nim butem. Oczywiście kierowniczka sklepu stanęła po stronie klientki, a ja dostałem naganę za nieuzasadnione przeszukanie. Taka praca.
W sumie, do dziś nie wiem, jak było naprawdę. Po wszystkim, podczas rozmowy z kolegami, dowiedziałem się, że bardzo często złodzieje wykorzystują znalezione przed sklepem paragony. No kurcze, wiecie co? Tak sobie myślę, że to zbrodnia doskonała. Jeżeli nie dasz się zarejestrować kamerze, nikt nic nie może ci udowodnić. Wystarczy, że przed wejściem do sklepu dobrze się rozejrzysz.
To takie pojedyncze przykłady tego, co robiłem w tym sklepie. Tak czy inaczej, najlepiej kradną Cyganie. Dzień jak zwykle. Młoda, śliczna czarnowłosa dziewczyna wchodzi z wózkiem do marketu. Obok niej biega trójka dzieci w wieku przedszkolnym lub trochę starszych.
Dzieciaki dokazują ile sił w nogach i rękach. Rozrabiają, jak małe diabełki, rozrzucają towar, hałasują, zaczepiają innych klientów. To wzbudza uwagę ochroniarza. Zaczyna za nimi chodzić i próbować ich uspokoić. Tymczasem młoda mama pakuje do dziecięcego wózka z dolnych półek wszystko, co się jej nawinie. Wózek służy też jako osłona przed czujnym wzrokiem kamery. Wpycha towar nawet do kołyski obok niemowlaka. Po czym podchodzi do kasy i wyjmuje na taśmę kilka artykułów zakupionych dla niepoznaki.
Miałem też klienta, który wszedł do sklepu w kurtce, chociaż na zewnątrz panował trzydziestostopniowy upał. Obserwowałem go między regałami bardzo dyskretnie. Powiem szczerze, że sam byłem bardzo ciekawy, co z tego wyniknie.
Pan wziął z półki kilka dość drogich rzeczy, ale o niewielkich gabarytach. Położył na dno koszyka, po czym znamiennie otarł pot z czoła (w sklepie była klimatyzacja, a temperatura oscylowała w okolicy osiemnastu stopni Celsjusza) zdjął z siebie tą kurtkę i również włożył do koszyka. Tym samym, sprytnie przykrył wcześniej włożone tam towary. Tym razem wszystko widziałem doskonale i byłem już całkowicie przekonany o jego winie. Niemniej, chciałem zobaczyć co się stanie w dalszej kolejności.
Pan poszedł dalej do innego działu, wziął kolejne artykuły i położył je już teraz na tej kurtce. Następnie skierował się do kasy. Uprzejma kasjerka sama podała mu tak zwaną zrywkę i, niczego nie podejrzewając, włożyła towar do tej torby. Całkowicie wierząc w dobre intencje klienta, nie sprawdziła, co jest pod kurtką. Dopiero moja interwencja rozwiała wszystkie wątpliwości.
Jak myślicie, można ukraść tak, żeby nikt się nie zorientował? Swoją drogą, pomysłowość niektórych złodziei przekracza wyobraźnię w normalnego człowieka.

Amazing nasty bitch wants so hard fucking!

czwartek, 28 marca 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

80. Dwa opakowania Kinder Bueno.


W tamtym momencie, może nie byłem aż tak bardzo skupiony na tym, co robi ta pani, ale jednak starałem się raczej i nie spuszczać jej z oczu. Tak na wszelki wypadek. Widziałem, jak pani sięga po alkohol, wyjmuje go z opakowania, ogląda i chowa do pudełka. Następnie, odstawia z powrotem na półkę. Myślałem, że to będzie koniec, ale wzięła następną butelkę i sytuacja się powtórzyła. Wyjęła ją z opakowania, obejrzała, a później z powrotem schowała i odstawiła na półkę.
Ktoś by powiedział: e tam, normalna sytuacja, przecież klient ma prawo obejrzeć towar i wybrać to, co mu odpowiada. No właśnie w tym tkwi cały dylemat, że w ten sposób zachowują się właśnie złodzieje. Trzeba być bardzo ostrożnym, bo można pomylić jednego z drugim. Złodziej ogląda towar długo tylko po to, aby zorientować się, czy nikt go, aby na pewno, nie obserwuje.
Ta pani wyjęła kolejną butelkę z opakowania, tak jak poprzednie, dokładnie obejrzała i odstawiła na półkę. Teraz w mojej głowie włączył się alarm. Coś było nie tak.  Nie widziałem ruchu wkładania szklanej butelki do drewnianego pudełka. Pierwsza myśl była taka, że może niedokładnie spostrzegłem. Jednak, ostrożność kazała mi podejść bliżej. Opakowanie nie było domknięte. Nie byłem pewny, ale musiałem zaryzykować i pójść na całość.
-Dzień dobry, proszę wyjąć ten alkohol z kieszeni płaszcza, - powiedziałem pewnym siebie, stanowczym głosem.
Kobieta zmierzyła mnie spojrzeniem, które powaliło by byka.
-Jak pan śmie?! Co pan sobie wyobraża?! Myśli pan, że jestem złodziejką?! - zaczęła krzyczeć.
Powiem szczerze, że pewności nie miałem w tej sytuacji, jednak wycofanie się byłoby jeszcze gorsze wyjściem. Ryzyko było wliczone w moją pracę. Jeżeli miałem podejrzenia wobec niej, miałem prawo zaprosić ją do zaplecza i poprosić o wyjęcie wszystkich rzeczy z torby.
Minusem było to, że nie mogłem jednak dokonać rewizji osobistej. Złodzieje o tym doskonale wiedzieli, dlatego towar chowali, zwykle, przy sobie. W takiej sytuacji nieodzowne było wezwanie policji. W tym przypadku postanowiłem jednak zagrać vabank i nie ustępować nawet na milimetr.
-Albo odstawi pani tego Johny Walkera na półkę w tej chwili, albo dzwonię po policję. Wybór należy do pani.
Starałem się, aby mój głos brzmiał spokojnie, ale pewnie i stanowczo. Musiałem opanować strach i zdenerwowanie. To nie było łatwe, ale stawką była moja dalsza praca w tym sklepie.
Po tych słowach kobieta niechętnie odchyliła poły płaszcza i wyjęła stamtąd flaszkę. Z taką miną jakby miała sraczkę, odstawiła alkohol na półkę. Okazało się, że w płaszczu, który miała na sobie, od wewnątrz przyszyte były podłużne kieszenie dostosowane do szerokości butelek alkoholu. Koniaczek, który ciała zawinąć, kosztował osiemdziesiąt pięć złotych więc i tak należał do jednego z tańszych z tej marki. Na koniec od strony kasy dobiegł dźwięk oklasków.
Dziewczyny powiedziały, że już kilkakrotnie próbowały ją namierzyć i złapać, ale i im się to nie udawało. Zapamiętałem to zdarzenie bardzo dokładnie, bo to był jeden z pierwszych moich sukcesów w tym sklepie.
Inne zdarzenie jakie wryło mi się w pamięć, ale tu już nie było tak różowo jak wcześniej, to klientka, która zasłynęła dwa opakowania Kinder Bueno. Jak to mówią: życie jest najlepszym nauczycielem. Czasami trzeba ponieść porażkę, żeby wynieść naukę z doświadczenia.

she's just nasty

środa, 27 marca 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

79. Wszyscy rasowi złodzieje.


Jednym z obiektów, na których przyszło mi pracować w mojej karierze ochroniarza był sklep. To był supermarket usytuowany na obrzeżach stolicy. Przyznam, że był to jeden z najcięższych obiektów na jakich przyszło mi pracować.
Cóż więcej mogę na ten temat napisać? Sklep jak wiele innych, praca także niezbyt skomplikowana. Do moich zadań należało pilnowanie, aby towar nie zmieniał właściciela bez wcześniejszego uiszczenia odpowiedniej zapłaty przy kasie. No można śmiało powiedzieć, że było to dość częstą przypadłością niektórych Warszawiaków. Było i jest. Są ludzie którzy kradną dla sportu. Nie przesadzam.  
Są ludzie, którzy mają wszystko: dom albo mieszkanie, dobry drogi samochód, dobre, ustabilizowane życie ale i tak przychodzą do sklepu po to, żeby coś ukraść. Robią to nie dlatego, żeby się w jakiś sposób wzbogacić. Tacy ludzie kradną najczęściej drobne, mało wartościowe rzeczy. Kradną tylko dla tej odrobiny dreszczyku, której brakuje w ich życiu, dla zastrzyku adrenaliny.
Zdarzało mi się złapać kogoś kto ukradł małą buteleczkę sosu barbecue, albo czekoladę. I tak naprawdę, przykro było takiego człowieka lewitować, a później wyzywać do niego policję. Niestety, takie przypadki zdarzały się dość często. Później, taki człowiek tłumaczył się, że chciał tylko sprawdzić, czy uda mu się to zrobić.  
Któregoś razu złapałem na gorącym uczynku panią w wieku około 65 lat. Była dobrze ubrana, wręcz dystyngowana i, zdawałoby się, dobrze wychowana. Ukradła… to znaczy, chciała ukraść, butelkę Johny Walkera za kilkadziesiąt złotych.
Weszła do marketu pewnym krokiem, uśmiechnęła się do ekspedientki siedzącej przy kasie i, od razu, skierowała się na działu monopolowy. Stanęła tyłem do kamery. Musiała robić to już nie pierwszy raz, bo dokładnie wiedziała, jak jest rozlokowany monitoring. Zachowywała się w miarę naturalnie.  Miała na sobie długi płaszcz przeciwdeszczowy.
Już na samym początku mojej pracy w tym miejscu, pracownicy ostrzegali mnie, abym uważał na luźny ubiór klientów, bo to sugeruje, że pod spodem może być miejsce do schowania skradzionych rzeczy. Szczególną uwagę należało zwrócić wtedy, kiedy sposób ubrania klienta nie pasował do aktualnej pogody na zewnątrz. Czyli jeżeli było ciepło, a klient przychodził w puchowej kurtce, to już było prawie pewne że to złodziej.
Płaszcz tej pani wskazywałby na to, że miała zamiar schronić się przed deszczem. Tyle tylko, że już od kilku tygodni nie padało i zapowiadał się kolejny, upalny dzień. Nie miej samo to jeszcze nie stanowiło podstawy, aby od razu ją oskarżać o cokolwiek. Zresztą, tak czy inaczej nie wolno byłoby mi tego robić. Nawet, jeśli wiedziałem na sto procent, że to złodziej, to musiałem czekać, aż złapię klienta na gorącym uczynku.
Wszystkie droższe trunki w marketach zapakowane są w piękne ozdobne pudełeczka. Już od samego początku drobne szczegóły w jej zachowaniu wzbudziły moje podejrzenia. Zacząłem ją śledzić wzrokiem.
Nie mogłem za nią chodzić jak pies myśliwski, bo od razu by wszystko spaliło na panewce. Wystarczyło że miałem na sobie mundur ochroniarza i byłem widoczny z drugiego końca sklepu. Powiem tak: wszyscy rasowi złodzieje, starzy bywalcy tego miejsca, doskonale nas znali i umieli ominąć w taki sposób, że niczego żeśmy nie zauważyli.

Ja tam z tego wszystkiego i tak się śmiałem. Starałem się podchodzić do tematu z wielkim dystansem. Uważałem, że moja praca polega raczej na prewencji, niż na łapaniu potencjalnych amatorów cudzego mienia. Tak, czy inaczej, przełożeni wymagali od nas dość znacznych wyników, więc należało, raz na jakiś czas, jakiegoś nieszczęśnika, złapać.
Group sex outdoor

wtorek, 26 marca 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

78. Zasłonić go własną piersią.


Gdyby nie dramaturgia całego zdarzenia, można byłoby się nieźle uśmiać. Wydawało się, że sąsiad postradał zmysły. Teraz już nie chodziło w ogóle o tą muzykę. Tym waleniem obudził wszystkich u góry i u dołu. Ludzie powychodzili z mieszkań i pytali, co się dzieje.
Facet wali w te drzwi, a tam cisza. Znaczy cisza… muzyka tylko, muzyka i rozmowy. No widać, że jest imprezka. Gość dalej tak dokazuje i w pewnym momencie, zupełnie dla niego niespodziewanie (nie wiem, co sobie myślał, że co? że będzie mógł tak napierdalać do rana jak w kopalni?) w pewnym momencie drzwi się otwierają i staje w nich tata Klaudii.
Tak jak napisałem wcześniej, gościu około dwa metry wysokości, umięśniony jak kulturysta, potężny. A sąsiad? No cóż, chucherko, niższy ode mnie, nie wiem, czy miał nawet metr siedemdziesiąt, szczupły, typ takiego homoniewiadomo.
No ale dobra, dalej było to już czyste kino akcji. Pamiętam tego faceta, który pojawił się w drzwiach, jak by to było dziś i to spojrzenie, które mówiło wszystko. Po chwili padły te słowa:
-Ty kurwa cwelu pierdolony!
Od razu w drzwiach padł pierwszy cios. Jeden silny prosty. Sąsiadowi okulary spadły z oczu. Dostał powyżej nosa. Dobrze, że się odsunąłem i nie byłem w zasięgu ramion tego byczka. Gościu, który oberwał, zaczął się drzeć wniebogłosy:
-Ludzie, ludzie biją!!!
I w nogi. Ten za nim i jeszcze raz mu na klatce przyfasolił mu odpowiednio. Tamten drze się:
-Ludzie, ludzie biją!!!
Odsunąłem się jeszcze dalej, aby nie zarobić w ryj. Zbiegli po schodach. Usłyszałem tylko tupanie.
-Ja ci skurwysynu, chuju pokażę. Ja ci po kopię! - odezwał się napastnik.
Wyszedłem za nimi na patio. Widzę, że sąsiad dostał jeszcze dwa razy. Tym razem tak mocno, że aż poleciał żywopłot. Podniósł się i zaczął uciekać w stronę portierni.  Pobiegłem za nimi. No i tu rozegrała się końcówka, ostatnia runda tej walki bokserskiej.
-Ty chuju pierdolony, ja ci pokażę, że się nie wali z buta w cudze drzwi!
Łups. Jeden cios, drugi, trzeci i czwarty. Lewy sierpowy, prawy sierpowy, prosty i jeszcze raz sierp. Tak niefortunnie interweniujący sąsiad, próbujący bawić się w szeryfa, dostał tak mocno i centralnie w pysk, że zawinął się przez tą sofę i wpadł w kwiaty pod ścianą.
Prawdę mówiąc, sam byłem w totalnym szoku. Powiem szczerze, bałem się jak cholera. Jedna taka rakieta unieruchomiła by mnie na dwa miesiące, na mur beton. Sąsiad zalał się krwią. Jego twarz wyglądała jak rozgnieciony pomidor.
W tym momencie wykręciłem jeszcze raz numer na policję. Teraz przyjmująca zgłoszenie dokładnie słyszała odgłosy bójki, ale radiowóz był dopiero po upływie pół godziny.  
W momencie, kiedy policja przyjechała, tamten już poszedł do domu. Ten pobity przyszedł zakrwawiony. Szukał tych swoich okularów w ogóle nie tam, gdzie powinien. Sam chyba nie pamiętał, gdzie mu spadły.
Pysk fioletowo silny, zakrwawiony. No, szkoda mi było go, jak  jak nie wiem co. Tamtemu też chyba coś na mózg padło, bo żeby aż tak człowieka pobić. W tym momencie zamknął się w mieszkaniu i tyle. Tyle go widziałem. To znaczy, nie tyle.
Przyjechała policja jakichś trzydziestu minutach od zakończenia bójki. Zaprowadziłem ich pod drzwi. Weszli do środka. Widziałem, że gościa zakuli w kajdanki i wyprowadzili chyłkiem, jak przestępcę. Raz, że był pod wpływem alkoholu, a na drugi raz, że nie bardzo chciał wyjść z własnej woli. No i zaczął się do tej policji też sadzić.
No dobra wyprowadzili gościa w kajdankach. Ten pobity czekał przy wyjściu i jeszcze powiedział:
-Nie daruję ci ty łobuzie, ty bydlaku! Zobaczysz pójdziesz siedzieć! Co ty sobie myślisz!
Później ten gościu został tylko ze mną, ale jako, że nie chciałem bardzo gadać, też poszedł do domu.
Rozprawa odbyła się po pół roku. Pominę to może milczeniem, bo to nie jest już takie ciekawe. W pamięci zapadły mi tylko słowa obrońcy tego pobitego:
-Proszę pana, dlaczego pan nie próbował ich rozdzielić?
Dobrze, że sędzia okazał się trochę bardziej rozgarnięty.
-Uchylam pytanie. Świadek już powiedział, że w obawie o własne zdrowie i życie.
A ja sobie pomyślałem: “No tak kurwa, jak ja miałem to niby zrobić? Zasłonić go własną piersią?!”

Some "Steamy" Sex here

poniedziałek, 25 marca 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.


77. Wkurwiony facet.

To byli starsi ludzie. Starsi w sensie, że nie byli już gówniarzami i umieli się zachować. Niemniej nie wzięli pod uwagę faktu, że dźwięki wydawane przez sprzęt audio, mogą być słyszane na zewnątrz.
Tak jak już wcześniej napisałem, to disco polo nie było jakoś specjalnie głośne. Można powiedzieć, że brzmiało to jak troszeczkę głośniej puszczona muzyka. Powiem szczerze byłem zaskoczony. W tym lokalu nigdy do żadnych ekscesów nie dochodziło. Nawet do czegoś takiego jak teraz. To byli to spokojni ludzie.
Ojciec Klaudii to wysoki mężczyzna, prawie dwumetrowy chłop, potężnie zbudowany, umięśniony. Zwykle mało się odzywał, ale był uprzejmy. Mama tej uroczej laski była piękną, młodo wyglądającą i zawsze uśmiechniętą damą. Zawsze była na poziomie. Zapamiętałem ją z tymi rudymi włosami i, tak samo jak Klaudia, zielonymi, niemalże kocimi, oczami. Zresztą, były bardzo do siebie podobne.
Facet jak tylko podszedł do drzwi, zaczął pukać. Zapukał raz, ale dosyć głośno. Odczekaliśmy chwilę. Nie było żadnej reakcji. Muzyka płynęła, słychać było jakieś rozmowy, jednak nie było żadnej reakcji na nasze zachowanie.
Mężczyzna zastukał jeszcze raz. Dużo głośniej. Czekamy. Nic się nie dzieje. Muzyka i rozmowy. Gość coraz bardziej wkurwiony, zapukał jeszcze raz, jeszcze głośniej. Znów brak reakcji.
Widzę, że facet już wychodzi z ciebie. Podszedł i pięścią zaczął walić w te drzwi. Oho myślę, trzeba się odsunąć, bo będzie dym. Zszedłem piętro niżej, wyjąłem telefon służbowy i wybrałem numer na policję.
-Halo, dobry wieczór. Dzwonię z osiedla takiego i takiego. Podałem adres. Właśnie stoję pod drzwiami lokalu. Proszę przyjechać, bo za chwilę ktoś oberwie po gębie.
Pani po drugiej stronie w momencie, kiedy usłyszała, że rozmawia z pracownikiem ochrony, odezwała się standardowo:
-Dobrze. Przyjęłam zgłoszenie. Przekażę jednostce która znajduje się najbliżej.
Oznaczało mniej więcej tyle co: mam cię w dupie, radź sobie sam. Zawsze tak było kiedy dzwonił do nich ochroniarz, a nie zwykły lokator. Przyjeżdżali wtedy po godzinie, albo po dwóch, kiedy już nic się nie działo, albo w ogóle nie przyjeżdżali. Dlatego, profilaktycznie, po kilku minutach zadzwoniłem jeszcze raz i ponowiłem swoją prośbę. Miałem nadzieję, że patrol jednak się pojawi.
Co byście zrobili w takiej chwili? Stoicie na klatce, a facet napierdala w drzwi pięściami. Zdajecie sobie sprawę, że jak tamten troglodyta te drzwi otworzy, to z tego małego szczupaka zostanie jedynie mokra plama na ścianie. Modlicie się tylko, aby samemu nie oberwać.
Łup, łup, łup… Brak reakcji. Jeszcze raz, dwiema pięściami. Napiernicza jak głupi w te drzwi.
-Oho, - mówię, - zaraz będzie się działo.
Jednak nie zareagowałem odpowiednio. Nie wiem, nie miałem może śmiałości. Może dlatego, że nie miałem jeszcze takiego doświadczenia jak teraz. Nie powinienem był pozwolić na takie zachowanie.
To, że ktoś głośno się zachowuje nie upoważnia cię do tego, że możesz pójść i mu napierdalać z pięści w drzwi. No, tak, czy inaczej, nie było reakcji.
Wkurwiony facet zaczął drzeć mordę, wyzywać gospodarzy od łobuzów i walić jeszcze głośniej. Myślę sobie: “kurwa, że go tak ty łapy nie zabolą”. No nic, wciąż brak reakcji.
Facet już się tak zapienił, że nie tylko walił pięściami, ale też zaczął kopać w te drzwi z buta. Później się mnie policja pytała, czy wyrządził jakieś szkody. Szkód żadnych nie wyrządził, bo drzwi były antywłamaniowe. Solidna stalowa konstrukcja, ale siniaki na rękach i nogach to musiał mieć.

Autumn Falls and Lily Love threesome massage table sex

niedziela, 24 marca 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

76. Małe przyjęcie.


Teraz już mam wypracowane pewne schematy działania, które zapewniają mi sukces przy wykonywaniu nocnych interwencji. Zdarzyło mi się zakończyć imprezę, na której bawiło się ponad dwadzieścia osób, a głośna muzyka o mało nie rozwaliła ścian. Po moich słowach lokatorzy gęsiego wyszli przed blok i wezwali taksówkę, busa. Nie było żadnych protestów i żadnych oburzonych głosów. Co było powodem mojego sukcesu? Determinacja i mowa ciała.
Jednak, miałem też takie interwencje, kiedy drzwi uchyliły się na trzydzieści centymetrów i usłyszałem tylko:
-O kurwa, ochrona!
Później był trzask zamka. Tyle ich widziałem. Bawili się dalej jak gdyby nigdy nic.
Tak, czy inaczej, to był dla mnie dość duży stres. Wtedy nie miałem jeszcze takiego doświadczenia jak teraz. Teraz bym sobie na coś takiego nie pozwolił. Wtedy puściłem go przodem i to był mój błąd.
Gość biegł przede mną. Wyszedł na patio i szedł w stronę klatki. Jakoś tak dziwnie prowadził mnie do celu. Wszedł na piętro, to było chyba pierwsze czy drugie. Kiedy stanąłem pod drzwiami zorientowałem się, że jest to znany mi lokal.
Było to mieszkanie Klaudii. Moje serce szybciej zabiło, bo jednak wtedy te wspomnienia związane z nią były jeszcze bardzo świeże i gorące. Być może właśnie dlatego, nie podszedłem do tego zdecydowanie i ostro.
Chyba trzeba było wtedy właśnie tak zareagować. Być może do niczego by nie doszło. Chociaż trudno w tej wyrokować, bo równie dobrze, mogłem znaleźć się na linii ognia i samemu oberwać. Niestety to byłoby jeszcze gorsze rozwiązanie.
W tym miejscu, mała uwaga dla pracowników ochrony. Wasze zdrowie i życie jest najważniejsze. Zawsze o tym pamiętajcie. Żadne pieniądze nie są warte stawiania tego na szali losu.
Wtedy, zdając sobie sprawę pod jakimi drzwiami się znajduję, oraz to, kto tam mieszka, że ludzie ci są, praktycznie, moimi przyjaciółmi, nie nie miałem takiej śmiałości. Tak to jest Jeżeli z kimś za bardzo się zżyjesz, a później musisz pójść i zwrócić mu uwagę, bo narozrabiał, to jest ci, naprawdę, trudno to zrobić.
Po jakimś czasie jedna pani z zarządu bardzo precyzyjnie to określiła. Powiedziała, że takie zachowanie nazywa się spoufalaniem z lokatorami. Jak go zwał, tak zwał, nie jest to korzystne. Niemniej zdarza się i to dość często.
Kiedyś miałem kolegę, który całe Euro 2012 przesiedział u jednego z lokatorów. Oczywiście, przy piwku i jakąś przekąską, w wygodnym fotelu przed telewizorem. Obejrzał wszystkie mecze, w których grała reprezentacja Polski. Można? Można. Dobrze że nic na obiekcie się nie stało.
Tak czy inaczej, w tamtym momencie, jakoś głupio było mi, żeby zapukać i powiedzieć: “No dobra, okej, kończymy imprezę i wyłączamy muzykę.
Fakt faktem, zza drzwi dobiegała głośna muza. To był chyba zespół Bayer Full. Po chwili nasłuchiwania stwierdziłem, że piosenka bardzo mi się podoba i wcale nie jest tak głośna, jak mogłoby się wydawać. No cóż, niestety, byłem w pracy i zdawałem sobie sprawę, że sąsiedzi mieszkający obok, mogą mieć nieco inne zdanie na ten temat. Nie do mnie należało ocenianie czy muzyka jest zbyt głośna. Jeżeli komuś to przeszkadzało, to trzeba było zareagować. Tego wymagali ode mnie lokatorzy.
Po fakcie dowiedziałem się, że mama Klaudii skończyła właśnie czterdzieści lat i jej mąż postanowił urządzić dla niej małe przyjęcie. To byli sami najbliżsi i przyjaciele. Nie rozrabiali tak jak młodzież. Jedyne, o co można było mieć pretensję, to tylko i wyłącznie ta muzyka. Nie było żadnych krzyków, tupania w podłogę, czy palenia marihuany.
Brandi Love cowgirl mirror sex

sobota, 23 marca 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

75. Puściłem go przodem.


Wszystko zależy od tego, jaka jest struktura mieszkańców. Czy to są starsi ludzie, czy też młodzi, pracujący, czy uczący się. O ile na takim osiedlu niewielu jest studentów, to zwykle jest spokój. Natomiast, jeżeli duży procent stanowią wynajmujący (teraz bardzo często ludzie kupują mieszkania wyłącznie pod wynajem) to jest to trudne osiedle.
Zdarzały mi się przygody bardzo różne, czasami nawet wręcz niebezpieczne. Na przykład, któregoś pięknego letniego wieczoru, wykonując obchód, o mało nie zarobiłem dziesięciokilogramową donicą w głowę. Wielka palma poszybowała prosto z balkonu. O tym, że była ciężka i niebezpieczna, mogłem się przekonać, po doszczętnie zniszczonym ogrodzeniu. Spadła kilka metrów ode mnie. Pan student chciał ją wyrzucić do śmietnika, ale nie chciało mu się jej nieść po schodach, czy zjechać windą. No, bo po co? Przecież szybciej i prościej będzie wywalić ją przez okno. Co tu dużo mówić, tak bawią się pijani żacy. Chociaż nie tylko. Normą było już, że w ten sposób ludzie pozbywali się bożonarodzeniowych choinek, z których na umór sypały się igły.
Opiszę teraz zdarzenie, które skończyło się sprawą w sądzie. Jako pracownik ochrony, byłem świadkiem. Chociaż, w tym przypadku, nie brali udziału studenci. To byli zwykli praworządny obywatele. No tak, ale, zanim tam poszedłem, nie wiedziałem, kto tego dnia postanowił nieco porozrabiać.
To był właśnie sobotni wieczór, godzina (chyba) coś koło dwudziestej trzeciej, czyli cisza nocna.  Siedziałem sobie i coś pisałem, czy też przeglądałem w internecie, kiedy przyszedł do mnie na portiernię pewien lokator. To był mężczyzna w wieku około trzydziestu kilku lat. Znałem go z widzenia, aczkolwiek nigdy nie miałem okazji przeprowadzić z nimi dłuższej rozmowy, czy poznać bliżej. Ot jeden z lokatorów. Zawsze nosił się tak jakoś dziwnie: bardzo wąskie spodnie, kolorowe koszule, ale nigdy nie zwracałem na to większej uwagi.
Stanął obok mnie bardzo zdenerwowany i powiedział, że pod… (podał numer, ale w pierwszej chwili nie zarejestrowałem tego świadomie) jest głośna impreza i jako, że jest po dwudziestej drugiej, żebym zrobił interwencję. No, on nie może spać i takie tam.
-Nie chodzi o to, - mówił, - że jest głośna muzyka, bo to jeszcze byłbym w stanie znieść. Panie, chodzi o to, że puszczają na okrągło to cholerne disco polo!
-A co ma pan do disco polo? - zapytałem grzecznie.
-No wie pan co?! Ja nie znoszę disco polo! To jest takie wieśniackie. Jak w ogóle ktoś może tego słuchać?! Ma pan nich uciszyć bo, dłużej tego wytrzymam!
-W porządku, proszę pana. Już idę, - odpowiedziałem.
Poszedłbym razem z nim. Mój błąd polegał na tym, że puściłem go przodem. Wydawało mi się, że mnie poprowadzi a później przesunie się do tyłu i da mi odpowiednio zareagować. Tak się nie stało,, a później był już tylko ciąg wydarzeń, który jeszcze tylko spotęgować sytuację.

Chodzi o to, że to był jeden z pierwszych moich obiektów i każda interwencja była dla mnie dużym przeżyciem. Nigdy nie podchodziłem do tego bardzo profesjonalnie, a raczej starałem się zachowywać się jak zwykły człowiek. Zwykle to skutkowało. Jeżeli ktoś chociaż trochę jest w temacie, to wie, że pracownik ochrony ma bardzo niewielkie pole działania, jeżeli już do czegoś dojdzie.


horny Mexican chick dancing on huge cock so nasty

piątek, 22 marca 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

74. Nocne interwencje.

Ta przygoda wydarzyła się na tym samym obiekcie co dwie poprzednie. W tym miejscu chciałbym zaznaczyć, że było to dosyć duże osiedle, aczkolwiek nie ogromne. Do poszczególnych klatek wchodziło się przez patio, a na patio przez portiernię. Było to sześć siedmiopiętrowych klatek schodowych. Portiernia znajdowała się w holu między patio, a drzwiami wejściowymi. Oddzielona od reszty holu dużym, wysokim kontuarem, wykonanym na wzór starych mebli, sprawiała bardzo przyjemne wrażenie. Ludzie, którzy tam pierwszy raz się pojawili bardzo często myśleli, że to hotel. Przyznam się szczerze, że ja sam bardzo często tak się czułem.
Jeżeli chodzi o komfort pracy, przynajmniej na samym początku, nie było już tak różowo. Cały czas patrzyło na mnie czujne oko kamery. Poza tym, sami lokatorzy zwracali uwagę na to co robię. Czyli kontrola, kontrola i jeszcze raz kontrola. Czasami Czułem się jak w Big brotherze. Nie każdy jest w stanie wytrzymać to na dłuższy czas, ale jak się nie ma tego co się lubi, to się lubi, co się ma. Trzeba było się do tego, po prostu, przyzwyczaić. Później nie zwracałem już na to uwagi. Ot, zwykła kamera i tak nikt nigdy tego nie sprawdzał. Poza nielicznymi wyjątkami, oczywiście. Dopiero kiedy zmieniłem obiekt, uświadomiłem sobie, jak bardzo uciążliwe może być takie ciągłe obserwowanie i nadzór.
No cóż, z jednej strony nie było to wygodne, ale z drugiej  dawało pewne specyficzne możliwości. Wiedziałem o lokatorach prawie wszystko. Hmm…  prawie wszystko, to może zbyt dużo powiedziane, ale wiedziałem tyle by móc o każdym coś ciekawego powiedzieć. Żywi ludzie, niejednokrotnie, są ciekawsi od najlepszej książki.
Często i dużo rozmawiałem. Prawie codziennie ktoś siadał na kanapie. Ten wygodny mebel znajdował się właśnie w holu, dwa metry od mojego miejsca pracy.  Oprócz sofy stała też tam szklana ława i dwa fotele. Wokół były żywe kwiaty. Lokatorzy, ale też i ich goście, lubili przysiąść i zamienić kilka słów z panem ochroniarzem, bo to było takie cool. Czasami ktoś na kogoś musiał chwileczkę poczekać, a czasami padał ulewny deszcz i zapomniało się wziąć parasolki.
Rozmowy były bardzo różne. Ludzie zadawali pytania, zwracali się z konkretnymi problemami. Starałem się być pomocny na tyle, ile mogłem. Zwykle chodziło o wytłumaczenie, jak trafić do konkretnego lokalu. Czasami trzeba było komuś otworzyć drzwi i przytrzymać je, bo niósł ciężkie torby. Kilka razy zdarzyło mi się zadzwonić po taksówkę. W sumie, nic wielkiego, takie tam drobne sprawy. Chociaż czasami zdarzały się perełki. No, ale to chyba wszędzie już tak jest. Może to głupie, ale zawsze miałem poczucie, że pełnię ważną funkcję i jestem komuś potrzebny.
W momencie kiedy rozgrywa się akcja tego opowiadania, nie byłem nowicjuszem na tym obiekcie. W zasadzie, to było tuż przed moim przejściem na inne osiedle.
Pamiętam to jak dziś, to był sobotni wieczór. Kiedy to piszę uśmiecham się do siebie. Jeżeli ktoś kiedyś chociaż raz pracował w ochronie na osiedlu mieszkaniowym, to wie, o czym zaraz będzie mowa. Ha, oczywiście. Sobota nie jest ulubionym dniem pracy dla ochroniarza.

Powiedzmy, piątek i sobota, a w zasadzie cały weekend, to są takie dni, kiedy najwięcej rzeczy się może wydarzyć. Oczywiście to nie jest regułą. Są osiedla, na których nic się nie dzieje. Jednak, są też takie, na których na porządku dziennym są nocne interwencje.

Cum in me Dirty Blonde 1984

czwartek, 21 marca 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

73. Pizdeczka spływała wodospadem nasienia.

To był naprawdę gorący i namiętny seks. W następnej chwili, jak lalkę, rzuciłem ją na tą sofę, szeroko rozłożyłem jej uda i, bez zastanowienia, jednym, zdecydowanym pchnięciem, wszedłem w jej wnętrze od przodu w pozycji misjonarskiej. Podpierając się za jej głową, poruszałem biodrami szybko i gwałtownie. Teraz mogłem wykonywać głębokie i pełne ruchy. Próbowała unosić głowę i patrzeć między swoje szeroko rozchylone uda. Mój kutas zanurzał się w niej raz zarazem: przód-tył, przód-tył, przód-tył… a ona tylko dyszała z rozkoszy.
Pieściła moją klatkę piersiową. Co chwilę spoglądała na mnie spod nerwowo drgających powiek. Jej usta były szeroko rozchylone, a twarz wyrażała czyste podniecenie. Jej policzki płonęły gorącym rumieńcem. Jej ciało promieniowało intensywnym ciepłem. Piersi kołysały się do przodu i do tyłu dokładnie w rytm moich ruchów. Wchodziłem w nią głęboko, do samego końca, raz po raz. Później jeszcze głębiej, jeszcze dalej i szybciej.
Było nam tak cudownie, że, nie zważając na otaczający nas świat, dokazywaliśmy na całego. Do dziś robi mi się gorąco na samą myśl o tym w zbliżeniu. Zapomnieliśmy dokładnie o wszystkim, o całym świecie. Leżałem na wznak z szeroko rozchylonymi udami, a ona znów dosiadła mnie tyłem. Gnała na na złamanie karku jak na dzikim mustangu. Teraz już zupełnie nie zważała na moje głośne jęki i westchnienia.
Powiem szczerze, te odgłosy wydawane przeze mnie, nie zawsze wyrażały samo podniecenie. Czasami, po prostu, odczuwałem ból, ale tak było dobrze. Nie chciałem tego zmieniać. Bardzo mocno dociskała pośladkami do moich bioder. Za każdym razem jej słodka dupcia bezceremonialnie robiła jajecznicę z moich jąder.
Mieszanina tych wszystkich, niesamowitych doznań odbierała mi zmysły. Wchodziłem w nią po same jaja, głęboko, do samego końca. Tak daleko, że aż bolało. Było słodko, upojnie, niesamowicie podniecająco. Co najdziwnejsze, miałem wrażenie, że jestem w stanie trwać tak bez końca.
-Och, jest tak przyjemnie, tak wspaniale! Jeszcze, jeszcze Agnieszko! O tak, tak, właśnie tak! - odzywałem się co chwilę.
Chwyciłem ją na wysokości talii i pomagałem kołysać się do góry i do dołu. Jechała na mnie, gnała przed siebie na oślep, jak na zatracenie, daleko, coraz dalej.
Byłem przekonany, że jestem większym jebaką niż mi się wydaje. Chciałem ją ruchać mocno i długo. Wydawało mi się, że mogę, przynajmniej, jeszcze dziesięć minut. Niestety, przeliczyłem się, zresztą, jak zwykle, w takich przypadkach.
W pewnej chwili w mojej głowie zawirowało tak mocno, a  podbrzuszem szarpnął tak intensywny skurcz, że nie byłem już w stanie tego dłużej powstrzymać. Zresztą, nie chciałem. No bo i po co? Na domiar wszystkiego, moja partnerka tak mocno zacisnęła mięśnie swojej cipeczki, że to był wyrok wydany na moje podniecenie, na mojego wymęczonego kutasa.
Szarpnąłem się w gwałtownym skurczu: raz, drugi, trzeci. Nagle poczułem, że pompuję w jej wnętrze obfite porcje mojego nasienia. Wciąż unosiła się i opadała. Spuszczałem się i spuszczałem, wypełniając jej środek moim gorącym pożądaniem, aż zaczęło wypływać obfitymi staruszkami po obydwu stronach penisa. Płynęło i płynęło. Później skapywało na moje podbrzusze i jajka. Na sam koniec obfitymi kroplami spadało na podłogę.
To była prawdziwa jazda bez trzymanki. Było tak cudownie, że trudno to opisać. W przeciągu kilku minut odpłynąłem w niebiański, słodki orgazm i nie chciałem z niego wracać. Tak naprawdę, zapamiętałem bardzo niewiele z tych niesamowitych chwil.
W mojej pamięci wyrył się kolejny moment z tego aktu seksualnego, który tak bardzo rozłożył mnie na łopatki. To była ta chwila, kiedy ze mnie zeszła. Uff… moja fujara po tak dużym wysiłku na moment nieco opadła. Agnieszka położyła się na plecach i uniosła kolana wysoko do góry. Następnie rozchyliła uda, położyła swoje dłonie na brzegach cipeczki i delikatnie rozchyliła je na boki. Zaraz później ukazało się lśniące, wypełnione moją spermą, oszałamiające wnętrze.
Przez ostatnie kilka minut patrzyłem na jej twarz. Widać było, że dziewczyna jest bardzo podniecona. Zdawało się, że w ogóle nie przejmuje się faktem, iż przed chwilą spuściłem się w jej cipkę. Jej buzia promieniowała szczęściem. Delikatnie wysunęła język, a jej oczy były wilgotne i szkliste. Słodka pizdeczka spływała wodospadem mojego nasienia.

Classic Fuck

Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...