niedziela, 31 marca 2024

Ostatnie wakacje.

119. Ona już przegrała tę bitwę. 


-Czy on zawsze tak wygląda? - spytała, nie mogąc oderwać od niego wzroku.

Upłynęła dłuższa chwila, a ja nie byłem w stanie powiedzieć nic, co miałoby jakikolwiek sens.

-Ale, że co? - wyrwało się w końcu z moich ust.

Wskazała palcem na moje grube przyrodzenie, a ja stęknąłem: 

-Nie, nie zawsze. Tylko wtedy kiedy ma przed sobą tak piękną dziewczynę jak ty. 

Popatrzyła jeszcze przez chwilę, a później się odezwała. 

-Zakryj się.

Nic nie zrobiłem. Wciąż stałem z penisem na wierzchu tak, jakbym nie rozumiał, co do mnie mówi. 

-Nie, - odezwałem się w końcu z zaciąganiem.

Patrzyła na mnie i nie wiedziałem, czy będzie się śmiać, czy też płakać, czy może się złościć. Wiedziałem, że w jej świadomości dzieje się burza. 

-Zakryj się, proszę, - powtórzyła już bardziej miękko. 

Więc jednak nie miała zamiaru się złościć. Byłem coraz bardziej przekonany, że moje niecne zamiary się urzeczywistnią. Poza tym ta zabawa coraz bardziej mi się podobała. 

 -Nie. Po co? - powtórzyłem z uporem. 

Napięcie rosło. W jej policzkach znów pojawiły się te śliczne dołeczki. 

-Ty łobuzie, dobrze wiesz po co! - uniosła głos.

Czułem, że długo nie wytrzyma. Nie tylko ona mnie podniecała. 

-Zakryj się, zanim zrobisz coś głupiego, coś, czego później będziesz żałował.

-Czego niby miałbym żałować? Może ja tego właśnie chcę. 

-A może ja tego nie chcę, - powiedziała słodkim, ale stanowczym głosem.

-Chcesz, chcesz… - prowokowałem. 

-Julian, proszę cię, zasłoń tego swojego wielkiego… - przerwała w pół słowa. Chyba nie wiedziała, jak to określić. 

-Nie podoba ci się? Jest za wielki? Za gruby? A może za bardzo żylasty? - w moim głosie było coraz więcej ironii. 

-Nie gadaj głupot, tylko go schowaj, - naciskała, a ja wiedziałem, że każda sekunda takiego niedorzecznego stanu przechyla szalę na moją korzyść. 

-Skoro jesteś naturystką, to może i ty pokażesz, co masz tam pod spodem, - zacząłem dość przewrotnie, chociaż miałem nadzieję, że w to wejdzie i podejmie rękawicę. 

-Chciałbyś. Ja jestem naturystką, ale ty jesteś ekshibicjonistą, wiesz? - wyrzuciła z siebie, ale ja się nie przejąłem. Wręcz przeciwnie, to co się działo, bardzo mnie podniecało. Tak naprawdę było mi wszystko jedno, co o mnie pomyśli. Postanowiłem sprowokować ją jeszcze bardziej. 

-A może ja lubię paradować z gołym ptakiem przed takimi laskami jak ty? 

-Nie masz za grosz wstydu. Zresztą i tak dokładnie sobie ciebie obejrzałam, - mówiła, a ja odniosłem wrażenie, że jednak będzie chciała współpracować w tym akcie zgorszenia. 

-Uwierz mi, jest mi bardzo głupio, ale może o to właśnie w tym wszystkim chodzi.

-Czy ty jesteś normalny?! Chyba coś ci się poluzowało pod tą twoją kopułką. Dopiero co mnie poznałeś i myślisz, że pójdę z tobą do łóżka? Myślisz, że ten wielki kutas mnie o tym przekona? - powiedziała z zacięciem, a jej oczy błyszczały. 

Nic nie robiłem. Stałem tylko i patrzyłem na nią. 

-Boże, zakryj się, bo… 

-Bo co? 

-Bo nie liczę za siebie. 

Uśmiechnąłem się tylko od ucha do ucha pewny, bo byłem pewny swojego sukcesu. Wiedziałem, że mogę być jeszcze bardziej bezczelny, Bo ona już przegrała tę bitwę. 

-No i co,  co się stanie? Wlejesz mi na gołą dupę za te wszystkie bezeceństwa? 

Kiedy sobie to wyobraziłem, podnieciłem się jeszcze bardziej. 

-Może, - odezwała się, a jej dolna warga zaczęła drżeć. 


 



sobota, 30 marca 2024

Ostatnie wakacje.

118. Żylasty zabijaka


To był moment bardzo newralgiczny. W sumie nie wiedziałem, jak się zachować. Miałem dwa wyjścia: albo go natychmiast schować, co musiałbym zrobić wbrew sobie i na co było chyba już trochę za późno, albo stać tak i paradować przed nią, czując przemożny wstyd i zażenowanie, a mimo to tak niesamowite podniecenie, że odbierało mi to resztki zdrowego rozsądku. W pewnym sensie liczyłem na to, że to ona sama przejmie inicjatywę i rozładuje napięcie, które powstało między nami. Jak moje policzki płoną, a wewnętrzny głos krzyczy: "zboczeniec, zboczeniec!" 

Całe to zdarzenie sprawiło, że penis, który i tak już był wielki, spęczniał jeszcze bardziej i wyglądał teraz jak wielki baleron opleciony siecią fioletowych żył. Patrzyła, a chwila ta zdawała się ciągnąć w nieskończoność. W myślach liczyłem upływające sekundy, mając nadzieję, że w końcu coś się stanie. Jednak nic się nie zmieniało. To było dla niej bardzo trudne. Widziałem, że walczy ze sobą, nie potrafiąc się wycofać, a jednocześnie, zrobić to, na co ma ochotę. Nie wiem, co się z nią działo, ale nie potrafiła oderwać wzroku od mojego penisa. Czułem, że wszystko trwa zbyt długo. Mimo że bardzo się starałem, ja również nie potrafiłem zmienić tej sytuacji. Nie potrafiłem i nie chciałem tego przerwać. 

-Przepraszam, - odezwała się w końcu z widocznym wysiłkiem, - myślę, że jednak powinieneś się przebrać i sobie już pójść. 

-Sobie pójść... - powtórzyłem jak echo, będąc jeszcze w szoku. 

-Twój dom jest pewnie otwarty, - wyjaśniła już bardziej normalnym głosem. - Z tego co mówiłeś, wynika, że nie zamknąłeś go, wychodząc. 

-Ach, no tak, nie zamknąłem, powiedziałem, powoli wychodząc z letargu.

-Myślę, że powinieneś już pójść, bo może ktoś się tam włamać. 

-Tak, tak, oczywiście, - zgodziłem się z nią. 

Nie chciałem wracać do rzeczywistości, nawet do tej wakacyjnej, w której każdy dzień był nową przygodą. Nie chciałem przerywać tego stanu, w jakim się znajdowałem, bo on dawał mi poczucie całkowitego odrealnienia, ale wiedziałem, że czas seansu się skończył i pora wracać do siebie, do domu, do cioci. Przecież ona była moją pierwszą i najważniejszą opcją. 

Pchnięty jakimś dziwnym impulsem, nie mając poczucia, że panuję nad sobą, powoli rozchyliłem poły płaszcza i dałem sobie szansę po raz wtóry zaprezentowania wszystkiego, co miałem najcenniejszego w całej okazałości. Miałem poczucie, że jeżeli teraz nie podejmę jakiegoś radykalnego kroku, szansa na bliższe spotkanie z tą niesamowitą dziewczyną rozpłynie się jak ta poranna mgła w lesie i nie będę miał już drugiej. Miałem też poczucie, że takie zachowanie jest niedopuszczalne i nie powinno w ogóle mieć miejsca. Mimo to czułem się tak jakbym nie był sobą, i jakbym działał na autopilocie i, co najdziwniejsze, że nie robię nic złego, że tak przecież powinno być, a ona jest tylko jedną z wielu możliwości, które mogą spotkać mnie podczas tych wakacji. 

Zastanawiałem się, co zobaczyła, jak to jest patrzeć jej oczami. No cóż, stał przed nią wysoki i młodzieniec z dobrze wyrzeźbioną klatką piersiową i sześciopakiem na brzuchu. Zdawałem sobie sprawę, że to musi robić na niej dość duże wrażenie. Oczywiście miałem też inne atuty, którymi mogłem uwieść dziewczynę. Były nimi lekko kręcone blond włosy oraz niebieskie, trochę niewinnie wyglądające oczy. Był też podzielony na pół podbródek, który nadawał mi klasycznego hollywoodzkiego wyglądu. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że w jej oczach nie może pozostać to bez echa, że musi robić na niej duże wrażenie. No i oczywiście nie mogłem pominąć najważniejszego. Mianowicie tego, co szwendało się między moimi nogami. Ten wielki, gruby, żylasty zabijaka był przecież gwoździem programu i miałem wrażenie, że zaraz spuści się na jej ubranie. 



 

piątek, 29 marca 2024

Ostatnie wakacje.

117. Błyszczał niczym buława marszałkowska. 


Widziałem, że Natalia patrzy na mnie z niesamowitym zaciekawieniem. W jej oczach było coś dzikiego. 

-No i co? Zakończyłeś wytryskiem na jej ręce? 

-Daj spokój. Żeby tylko na ręce. Boże, jak mi wstyd. Te jej wielkie cycki, rozumiesz?! Sperma płynęła wszystkimi zakamarkami. Calutka była w moim nasieniu. Och Natalia, Jakie to było obleśne. 

Stała tuż za moimi plecami, ale miałem wrażenie, że bardzo uważnie obserwuje każdy mój ruch. Czekała, aż skończę opowiadać i zacznę się przebierać. Oczywiście mogłem poprosić o dyskrecję i wyjść do drugiego pomieszczenia, ale wiedziałem, że tego nie zrobię. To było jak narkotyk: jak już raz zrobiło się tak szaloną rzecz, to chce się powtarzać ją przy każdej możliwej okazji, a przynajmniej tak często, jak tylko się da. Poza tym byłem też świadomy tego, że ona i tak już widziała mnie całego tak, jak mnie pan Bóg stworzył i jakoś nic się nie stało. Mimo wszystko prowokowanie takich sytuacji było dla mnie niezwykle atrakcyjne i pociągające. To było jak balansowanie na linie nad przepaścią. Szczególnie teraz po tym wszystkim, co jej powiedziałem. 

-I co, na tym się skończyło? - spytała z zaciekawieniem. 

-No właśnie nie. Ona jest taka... Nawet nie wiem, jak to powiedzieć. Kiedy na nią patrzę... Boże nie wiem, co się ze mną dzieje... Nie potrafię się opanować... chcę jeszcze i jeszcze. Jestem jakiś chory.

Pochyliła się nade mną i prawie szepnęła mi do ucha: 

-Nie, nie jesteś chory. Julian, jesteś po prostu młody, a twój poziom testosteronu jest wysoki. Twoje hormony szaleją. Nie przejmuj się tym. 

-Dobrze ci mówić. Przecież ja ją w nocy... 

-Och, o tym mi nie powiedziałeś. Co było w nocy? 

Czułem, że mimo porannego chłodu, zaczynam się pocić. Opowiadanie tego ze szczegółami, było jak przeżywanie tej historii po raz wtóry. Jednak nie mogłem się powstrzymać. To wciągało mnie coraz bardziej. 

-Och Natalia, kiedy spała... no wiesz, przynajmniej mi się tak zdawało, ja ją wtedy od tyłu... Ja ją od tyłu, a ona spała, - mówiłem z niezwykłym poruszeniem. 

Myślałem, że Natalia zachowa nieco większy dystans. Tymczasem już po chwili poczułem jej wilgotne ciepłe usta na swoim policzku. 

-Och Julian, Myślę, że ona nie spała.

-Myślisz, że ona nie spała? 

-Jestem tego prawie pewna. 

-I wiesz co? Ja wtedy sam ściągnąłem z niej kołdrę. Robiłem to powolutku. Później podwinąłem koszulę nocną, którą miała na sobie i odsłoniłem jej cipkę. Była już wilgotna. Rozumiesz? Pomimo że spała, była mokra. 

-Julian, przecież mówię, że nie spała. Udawała tylko bo chciała, żebyś ją przeleciał. 

-Co ty? Och... 

Wstałem, a spomiędzy połówek tego ortalionowego szeleszczącego płaszcza Wysunął się wielki, żylasty fiut. Nie próbowałem go nawet zakrywać, tylko udawałem, że tego nie dostrzegam. Chciałem, aby na niego patrzyła. Chciałem, aby podniecała się razem ze mną. Widziałem, jak wielki kapelusz mojego zaganiacza zrobił się siny i błyszczał niczym buława marszałkowska. 

Jej reakcja była stonowana, ale jednoznaczna. Powoli opuściła wzrok i zatrzymała go na moim przyrodzeniu. Patrzyła przez długą chwilę z delikatnie uchylonymi ustami. Myślałem, że umrę z wrażenia. Szczególnie wtedy, kiedy w sposób charakterystyczny oblizała wargi. 

-Łał… - wydobyło się z jej gardła.




czwartek, 28 marca 2024

Ostatnie wakacje.

116. Ty to masz pecha. 


-Och, ale ja wiem, Julian, - powiedziała, wstając i podchodząc do mnie od tyłu. Tak bardzo się podnieciłeś, że zdjąłeś spodnie i zacząłeś robić sobie dobrze. Mam rację? 

Myślałem, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię. 

-Skąd wiesz? Przecież tam cię nie było.

-Przestań Julian, przecież to zupełnie normalne, że się podnieciłeś i nie mogłeś się opanować. Nie musisz się tego wstydzić. 

-Ale to przecież moja ciocia! 

-I co z tego? Jakie to ma znaczenie? Antonina jest bardzo atrakcyjną kobietą, a ty młodym, niewyżytym byczkiem, któremu testosteron wychodzi uszami. 

-Ale ja nie mogę. Przecież nie powinienem. To grzech. 

-Coś ci powiem Julian, wiele się jeszcze musisz nauczyć. 

Właśnie w tym momencie dotarło do mnie, że nie przyniosła mi bielizny. Wiedziałem, że w tej sytuacji nie ma to absolutnie żadnego znaczenia, ale poczułem się jeszcze bardziej nieswojo. Świadomość, że pod tymi bojówkami nie będę miał slipów, a mój penis będzie hasał swobodnie, wywoływała we mnie kolejne fale podniecenia i wstydu zarazem. Jednej strony Zastanawiałem się, czy nie zrobiła tego celowo, chcąc zobaczyć, jak zareaguję, a z drugiej miałem świadomość tego, że przecież nie jest jej obowiązkiem zaopatrywanie mnie nawet w slipy. Nie była Przecież moją żoną, a nawet dziewczyną. Nie musiała dawać mi nawet tego ubrania.

-Powiedz mi tylko, - odezwała się po chwili, - co było dalej. 

-Przestań. Dalej to ja zobaczyłem lufę dubeltówki, wycelowaną prosto we mnie. 

-No co ty mówisz? Celowała do ciebie ze strzelby? - najnormalniej nie mogła uwierzyć w moje słowa. 

-No tak. Przecież nie wiedziała, kto siedzi w tych krzakach. Była przekonana, że to jakiś bandyta. Bardzo się wystraszyła. 

-Julian, Boże, przecież mogła cię zabić! Zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś?! Wiesz, co by było, gdyby rzeczywiście pociągnęła za spust?! 

-No. Tak sobie pomyślałem, że nic ciekawego z tego nie wyniknie i dlatego wziąłem nogi za pas. Nie wiedziałem nawet, że tak szybko potrafię biegać. 

Po chwili zaczęła się serdecznie śmiać. Widać było, że trudno się jej opanować. 

-I byłeś wtedy nago? - spytała w przerwach od spazmów. 

-No tak. 

-Hahahahaha… A to dobre. 

-Nie wiem, co mnie napadło, żeby całkiem się rozebrać, ale wtedy nie było czasu na zastanawianie się nad tym, a już na pewno na ubieranie się. Ogarnął mnie tak paniczny strach, że widziałem tylko drogę przed sobą. Kiedy trochę się uspokoiłem, byłem już daleko w lesie. 

-No, no, no, niezły z ciebie kozak. I co było potem? 

-Kiedy wracałem, wpadłem do wielkiego dołu z pokrzywami i jeżynami. 

-Ty to masz pecha. Stało ci się coś? 

-Nie, tylko bardzo się poparzyłem i podrapałem. 

-I co, wróciłeś do niej? 

-Tak, bo zdałem sobie sprawę, że ona mnie rozpoznała. 

-I co się stało? Była zła? 

-Zła? Też. Ale chyba jeszcze bardziej się o mnie bała. Kazała mi usiąść, przyniosła miskę z ciepłą wodą i zaczęła przemywać moje zranienia. Robiła to bardzo dokładnie, centymetr po centymetrze, aż w końcu doszła... No wiesz, do mojego członka. On też był cały poparzony. I ona go takim specjalnym żelem zaczęła nacierać. To było, to było... takie... niesamowicie miłe. Zrobiło mi się tak gorąco i zapomniałem o całym świecie. To było cudowne, po prostu popłynąłem.


środa, 27 marca 2024

Ostatnie wakacje.

115. Cycki cyckom mnie równe. 


Patrzyła na mnie w takim napięciu, że byłem pewien, iż nie ma sposobu, aby w tej chwili dała mi się wycofać. Po prostu musiałem przebrnąć przez to do samego końca, choć wiedziałem, że to będzie bardzo trudne. No i nie wiedziałem, co się później stanie, co się stanie, kiedy skończę wreszcie mówić, ale może właśnie tego chciałem. Przełknąłem ślinę i odezwałem się drżącym głosem:

-Kiedy to nawet trudno wyrazić słowami. 

-Mów tak, jak to czujesz, - odezwała się już całkiem cicho. 

-No dobrze, spróbuję. Kiedy wróciliśmy do domu cioci, poszedłbym do swojego pokoju na piętrze, a ona do swojej wielkiej sypialni. Nie mogłem przestać myśleć o tym gorącym pocałunku. Zastanawiałem się, co on w ogóle oznaczał i czy było to coś poważnego. No wiesz... 

-Aha, rozumiem. 

-Później coś zaczęło stukać w ścianę od zewnątrz. Nie wiedziałem co to, ale, no wiesz, szła burza i się wystraszyłem. Kiedy wyjrzałem przez okno, spostrzegłem, że to gałąź pobliskiego drzewa. Ten wielki klon rośnie tak blisko, że jego konary opierają się o ścianę domu. Gruba gałąź była pod samym parapetem. Nie wiem, co mnie napadło, ale nagle miałem wielką ochotę na nią wejść. No wiesz, na tę gałąź. 

Uśmiechnęła się zachęcająco. 

-Chciałem sprawdzić, czy mi się to uda. Kurde, wiem, że to szalone, ale przecież są wakacje. No nie? 

-No są. Ja sama mam czasami ochotę na głupie rzeczy. Co było dalej? 

-Przez okno wszedłem na to drzewo. Wcale nie było tak trudno. Zanim się zorientowałem, byłem na dole. 

-No i co? 

-Kiedy stałem już na ziemi, pomyślałem sobie, że mógłbym zobaczyć, co robi ciocia.

Uśmiechnęła się ciepło, a ja poczułem kolejną falę wstydu. 

-Boże, naprawdę nie miałem nic zdrożnego na myśli. Obszedłem dom i stanąłem pod jej oknem. Ona ma takie ogromne okno. 

-Wiem. Podglądacz z ciebie. 

-No co ty? Ja tylko... 

Cały czas się uśmiechała. Ten uśmiech był trochę dziwny. 

-No i co? Co tam zobaczyłeś? Była naga, prawda? 

-Jezu, przecież w ogóle na to nie liczyłem. Nawet się tego nie spodziewałem. 

-Spodziewałeś się, Julian. Byłeś tam i doskonale wiedziałeś, na co możesz liczyć. 

-Kurczę, ale ty jesteś. Może i tak, może masz rację. Może i powinienem był to przewidzieć. 

-No ale co? 

-Miała na sobie szlafrok, taki różowy i puchaty... 

-Więc nie była całkiem naga. 

-I tak i nie. Ten szlafrok nie był związany paskiem. 

-Ojojoj i wszystko było widać? 

Czułem, jak zasycha mi w gardle. 

-Z najdrobniejszymi szczegółami. Myślałem, że z wrażenia po prostu umrę. 

-Nie umrzesz, tylko się spuścisz, - powiedziała dosadnie. 

-Przestań! 

-Ale co, żałujesz tego? 

-Nie, no coś ty. Sam już nie wiem. Jej piersi są kosmicznie obłędne. Nigdy wcześniej takich cycków nie widziałem. Zafiksowałem się na ich punkcie. Nie mogłem się oprzeć. To było silniejsze ode mnie. 

-No, ona ma rzeczywiście wielkie cycki. Sama chciałabym takie mieć. I co, to był koniec? 

-Co ty, jakby to był koniec, to nie byłoby sprawy. Stałem w tych krzakach w kompletnej ciemności i obserwowałem ją, a ona zaczęła się ze sobą zabawiać. No wiesz, pieściła się. 

-Och, naprawdę? To musiało być bardzo interesujące. 

-Interesujące?! Dziewczyno, wiesz, jakiego ja doznałem szoku?!

-Chyba przesadzasz. Przecież to tylko cycki i cipka. 

-No tak, to tylko cycki i cipka. Ale cycki cyckom mnie równe. Uwierz mi. Trzęsłem się jak galareta. Tym bardziej że ona po chwili całkowicie zrzuciła z siebie ten szlafrok, podeszła do szafki i wyjęła z niej taki olbrzymi wibrator o naturalnych kształtach. Wyglądał jak prawdziwy penis. I wtedy... Zupełnie nie wiem, co się ze mną stało. 



wtorek, 26 marca 2024

Ostatnie wakacje.

114. Mów, nie przerywaj.


-Mów, mów, nie przerywaj. 

-Ech, ale ja kiedy nie wiem, czy mogę. Bo to takie, no wiesz…

Spojrzała na mnie spod opuszczonych brwi, a kąciki jej ust drżały. Widać było, że w jej mózgu coś już zaczęło się dziać. 

-Julian, nie wiem, co chcesz mi powiedzieć, ale wydaje mi się, że bardzo chcesz to z siebie wyrzucić. Więc może po prostu zacznij mówić. 

-No ale kiedy to takie… kurde trudne. 

-Och Julian, wszystko jest trudne, nim stanie się łatwe. No zacznij wreszcie mówić. 

Najwyraźniej była bardzo ciekawa, ale im bardziej napierała, tym trudniej było mi to z siebie wyrzucić.  

-Boże, kiedy to takie obleśne. Przecież nie powinienem. Takich rzeczy się nie mówi. To takie nieprzyzwoite. Poza tym ciocia mi przykazała... 

-Och, - westchnęła głęboko, uważnie mi się przyglądając, - jeśli to jest takie grzeszne i nieprzyzwoite, to tym bardziej powinieneś mi o tym powiedzieć. A ciocia? No cóż, Myślę, że nie musi wiedzieć o naszej rozmowie. Prawda?

-Ale ja nie wiem, czy mogę ją oszukiwać.

-Przecież nie będziesz jej oszukiwał. Po prostu jej nie powiesz o naszej rozmowie. 

-Ale…

-No mów, Julian.

Siedziałem przy tym drewnianym staromodnym solidnym stole, nadal byłem w tym cienkim ortalionowym płaszczu i zastanawiałem się jak to w ogóle możliwe, że ta sytuacja tak bardzo się przeciąga. Dziwne było już samo to, że do tej pory się nie przebrałem. Przecież już dawno powinienem był być już w tym jej ładnym ubraniu. Na dodatek, kiedy rozsuwałem kolana, a muszę przyznać, że miałem na to coraz większą ochotę, mój gruby i żylasty kutas wysuwał się spomiędzy połówek ortalionowego materiału i zsiniały sterczą głowicą, domagał się natychmiastowego i dogłębnego zaspokojenia. Czy w tym momencie mogłem mu powiedzieć “nie”? Czy mogłem mu powiedzieć: “sorry stary, ale tego teraz nie dostaniesz?” 

Zdawało się, że jest to kompletnie nierealne. On miał na ten temat odmienne zdanie i nie interesowało go to, co ja chcę zrobić. Można powiedzieć, że miał głębokim poważaniu wszystkie logiczne argumenty. On chciał wejść w ciasną, wilgotną szparkę i spuścić się do ostatniej kropelki. Z drugiej strony, czy mogłem mu na to pozwolić?

Czułem się jak trzecioklasista na pierwszej spowiedzi. Byłem zestresowany i zawstydzony, ale wiedziałem, że muszę to powiedzieć, że jak to powiem, to wszystko wróci do normy. A może po prostu łatwiej będzie mi sobie z tym poradzić. 

-No bo wiesz kiedy wracaliśmy z tego karaoke, byliśmy trochę wstawieni i… Nie, nie mogę. 

-No możesz, możesz… 

Spojrzałem na nią.

-To było takie romantyczne i gorące… Zapomnieliśmy się trochę. Ciocia najpierw wciągnęła mnie w ciemny zaułek, a później pocałowała. 

Czułem, że nie powinienem tego mówić. 

-Och, naprawdę?

-No. Ale wiesz, nie tak normalnie w policzek, jak to powinna robić ciocia, tylko w usta i to z języczkiem. Z języczkiem i to bardzo głęboko. Pierwszy raz tak się całowałem. I wiesz co? To było kosmicznie odlotowe. Tak odlotowe, że chciałem więcej.  

-Julian, co ja słyszę, - zaczęła rozpromieniona, - ta historia zaczyna być naprawdę ciekawa. Mów, nie przerywaj, chcę usłyszeć dalszy ciąg. Nie możesz teraz przestać. 




poniedziałek, 25 marca 2024

Ostatnie wakacje.

113. Spodnie


-Załóż, - powiedziała, - co prawda nie jest już tak zimno, jak godzinę temu, ale porządnie zmarzłeś i nie chcę, żebyś się przeziębił. 

To było miłe z jej strony i czułem, że nie mogę odmówić. Kiedy Przyjrzałem się dokładniej, zrozumiałem, że przyniosła mi ładny, dość ciepły sweter i letnią kurtkę. Sweter był w odcieniach szarości i brązu, miał klasyczny fason dopasowany do ciała, ale był jednocześnie na tyle luźny, żeby zapewnić mi komfort noszenia. Kurtka natomiast wykonana była z wytrzymałego materiału przypominającego płótno, ale miała lekką oddychającą strukturę. Posiadała liczne kieszenie i to sprawiało, że była funkcjonalna, a zarazem dobrze się prezentowała. Obie części garderoby zdawały się być starannie dobrane, aby zapewnić wygodę i ochronę przed chłodem, ale też doskonale pasowały do tego malowniczego otoczenia. 

-Widzę, że masz zmysł nie tylko do gotowania, ale również do wyboru praktycznych, stylowych ubrań, - powiedziałem z podziwem.

-No cóż, mam talent nie tylko do śpiewania, - przyznała z serdecznym, ciepłym uśmiechem. 

-Swoją drogą, ale nie wiem, czy będzie to niestosowne pytanie, skąd masz to wszystko? Czy często wpadają do ciebie  zboczeńcy ganiający po lesie nago i masz już wszystko gotowe na takie okazje? 

Spuściła wzrok, uśmiechając się ciepło. Widziałem, że na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. 

-Nie, nie często, - odpowiedziała, - ty jesteś pierwszy i mam nadzieję, że jedyny. 

Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że do tego kompletu, który trzymałem w ręku, brakuje jakiegoś ważnego elementu i musiała upłynąć długa chwila, bym uświadomił sobie, co to jest. 

-A spodnie? - spytałem lekko skonsternowany, bo nie wiedziałem, czy wypada upominać się o takie rzeczy.

Przez chwilę po głowie buszowała mi myśl, że to był celowy zabieg, żeby zobaczyć, co zrobię, jak się zachowam, ale zaraz później odrzuciłem ją jako głupią i niedorzeczną. 

-A no tak, - powiedziała z serdecznym uśmiechem i wyglądała na autentycznie zaskoczoną. - Przepraszam, jak mogłam zapomnieć. Już przynoszę. 

Po chwili wróciła z ładnymi bojówkami w podobnym kroju jak kurtka i podała mi je. 

Najedzony, rozgrzany herbatą z miodem stałym przy stoliku w kuchni i zastanawiałem się, co ja właściwie tutaj robię. Im dłużej to wszystko trwało, tym mniej realistyczne się zdawało. Tym bardziej, że kiedy pomyślałem o tym, że mam się ubrać, robiło mi się przykro. Najchętniej nie zmieniałbym nic w tym co było teraz, ale wiedziałem, że to niemożliwe. 

-Wiesz co, - zacząłem, - to dziwne, że już na samym początku wakacji zdarzają mi się takie przygody. 

-Jakie przygody? - spytała, jakbym nagle wyrwał ją z zamyślenia. 

-Wiesz, ten bieg przez las wczoraj i dziś... 

-Wczoraj i dziś? O, to nie było pierwszy raz? - szczerze się zdziwiła, a w jej oczach spostrzegłem zainteresowanie. 

Czułem, że powinienem ugryźć się w język. Zaczynałem żałować, że nie umiem trzymać go za zębami.

-Więc to nie był pierwszy raz, - stwierdziła. Często ci się to zdarza? 

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, a ona patrzyła na mnie z wyczekiwaniem. 

-Drugi, - powiedziałem i znów stało się to jakby wbrew mojej woli. 

-Hmm… a kiedy był pierwszy? 

-Wczoraj wieczorem. 

-I co? Tak normalnie wyszedłeś z domu? Nago? A co na to ciocia? 

No i zaczęło się. Czekała na dalszą część opowieści. 

-No wiesz, - znów mój język się rozwiązał, - to było z jej powodu właśnie. 



niedziela, 24 marca 2024

Ostatnie wakacje.

112. Przydałby mi się zastrzyk gotówki.


-No to jak, - odezwała się Natalia, która stała tuż za moimi plecami, - może jednak zdecydujesz się wynająć ten pokój. Nie mam wygórowanych cen. 

Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się, bo tak naprawdę nie wiedziałem, czy mówi poważnie, czy żartuje. Poza tym niezaprzeczalnie w innych okolicznościach zgodziłbym się na jej propozycję bez namysłu. Szczególnie że miałem wrażenie, że łączy mnie z nią coraz więcej. Jednak przyjechałem do cioci Antoniny i to z nią miałem spędzić najbliższe wakacje. Mieliśmy tyle planów na najbliższe dwa miesiące i raczej wątpliwe było, że uwzględni w nich wynajmowanie pokoju u kogoś w lesie. Poza tym zdawało mi się, że jest o mnie zazdrosna. I, no cóż, wolałem nie nadwyrężać jej gościnności.

-Może innym razem, - powiedziałem, - ciocia nie byłaby zadowolona, że się od niej wyprowadzam. 

-Szkoda, przydałby mi się zastrzyk gotówki, - powiedziała z lekkim uśmiechem.

-Ja też bardzo żałuję.

-No to w takim razie zejdźmy na dół, zrobię ci obiecaną herbatę z miodem. 

-No właśnie.

-A może masz ochotę na jajecznicę z pomidorami? 

Musiałem stwierdzić, że byłem już dosyć głodny, więc z uśmiechem powiedziałem:

-Jakby nie sprawiło ci to kłopotu.

-Dobra, chodź, - powiedziała i poprowadziła mnie do kuchni, gdzie rozpoczęła swoje kulinarne czary.

Na drewnianym stole leżały już składniki: jajka, świeże zioła z ogrodu, trochę sera i pomidory. Natalia wzięła kilka jajek i rozbijając je, wbiła do miski. Potem dodała odrobinę soli i pieprzu oraz drobno posiekane zioła. W międzyczasie na patelnię wylała odrobinę oleju, aby się rozgrzał.

Gdy patelnia dostatecznie była gorąca, dziewczyna wylała przygotowane wcześniej jajka, szybko mieszając składniki za pomocą drewnianej łopatki. Powoli jajecznicę smażyła na średnim ogniu, delikatnie mieszając, aby była równomiernie ścięta. W powietrzu rozszedł się zapach pysznego jedzenia.

W międzyczasie, na małym ogniu, przygotowywała herbatę. Do czajniczka wsypała ulubioną mieszankę, delikatnie zalała wrzątkiem i pozwoliła jej parzyć się przez chwilę. Po tym czasie przelewała do filiżanek, dodając do każdej łyżeczkę naturalnego miodu.

Jajecznicę podała na prostym, ale urokliwym talerzu, obficie posypaną świeżymi ziołami. Następnie przyniosła filiżanki gorącej herbaty. Musiałem stwierdzić, że całość prezentowała się niezwykle apetycznie. Choć była to tylko jajecznica, byłem zachwycony jej niezwykłymi umiejętnościami kulinarnymi. Może chodziło raczej o sposób, w jaki to wszystko robiła. 

Usiedliśmy przy stole i zacząłem jeść. Natalia z uśmiechem patrzyła, jak delektuję się przygotowaną przez nią potrawą. Najwyraźniej sprawiało jej przyjemność patrzenie na mnie. W końcu i ona zabrała się do konsumpcji. 

Delektując się domowymi smakami i otaczającą nas atmosferą, która sprawiała, że każdy kęs smakował jeszcze lepiej, prowadziliśmy lekką niezobowiązującą rozmowę. Musiałem stwierdzić, że to, co się teraz działo, było jak magiczne połączenie serdeczności, prostoty oraz niepowtarzalnego smaku, który trudno znaleźć gdziekolwiek indziej. Zrozumiałem, że zakochałem się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia. No cóż, w jakimś wymiarze, być może nawet i w niej. To było takie dziwne i trudno było to jednoznacznie określić. 

Skończyliśmy jeść, w bardzo charakterystyczny sposób wytarła usta chusteczką i chrząknęła: 

-Prawda, o czymś zapomniałam. 

Później podniosła się i zniknęła w pokoju obok. Nie było jej przez chwilę, A kiedy wróciła, trzymała w ręku jakieś ubrania. 


Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...