środa, 30 września 2020

Projekt: "Przyszłość".

209. Jej piersi jak wiosenny wschód słońca.  

Była bez stanika. Nie założyła go, wychodząc z basenu. Jej piersi ukazały się moim oczom jak wiosenny wschód słońca. Stopniowo wysuwały się zza bluzki, uszczęśliwiając mnie swoim promienistym uśmiechem. 


Zauważyłem ją w półmroku. Nerwowo rozglądała się na boki. Kiedy przekroczyła próg, a ja zamknąłem za nią szklane drzwi zrozumiałem, że jest czymś poruszona. Jej oczy błyszczały, a usta były wilgotne. 
-Co się stało? - spytałem.
-Kierownik internatu tędy przechodził, - powiedziała.
-Tędy?! - zdziwiłem się.
-Tak, o tam, - pokazała palcem. 
W oddali spostrzegłem sylwetkę mężczyzny, ale trudno było stwierdzić, kto to jest. Nie miałem powodu, aby jej nie wierzyć. Zresztą, nie było czasu, aby się nad tym zastanawiać. Już padało. Jej włosy były mokre. Ociekały drobniutkimi kropelkami wody. Drżała. 
-Zimno ci? - zainteresowałem się.
Pokiwała głową. Swoim zachowaniem wzbudzała pragnienie opieki. 
-Czy możesz napuścić wody do wanny? - spytała.
-Jasne, nie ma sprawy, - powiedziałem, zastanawiając się, co będzie jej następnym życzeniem.
Tak czy inaczej, wszystko zmierzało w odpowiednim kierunku. Nie miałem powodu podejrzewać, że coś będzie nie tak. Chociaż… nie wiem, pewne symptomy zaczynały się już pojawiać. Była zupełnie inna, niż jeszcze kilka minut wcześniej. Nie wiem. Nie mam pojęcia. Może to było tylko moje subiektywne wrażenie. 
Stała blisko, była mokra i zmarznięta. Wpatrywała się we mnie tymi swoimi dużymi, ciemnymi oczami, a ja nie myślałem o niczym innym, jak tylko żeby ją pocałować. No i zrobiłem to. Sam. Bez zachęty i podpowiadania. Wyszło całkiem nieźle. Nasze usta zetknęły się tylko na chwilę. Wbrew pozorom jej ciało było bardzo gorące. 
-Zasłoń okno, - odezwała się po chwili.
Zrobiłem to bez zastanowienia i bez ociągania. Już tylko kilka chwil dzieliło mnie od kolejnego, gorącego numerku. Wszystko było na swoim miejscu. Nie mogłem się doczekać. 
Woda z głośnym szumem płynęła do wanny, produkując straszne ilości pary, przez co w całym pokoju zrobiło się okropnie gorąco. Nie wiem, czy o to jej chodziło, ale efekt był całkiem przyjemny. Ona stała tak, oparta o framugę drzwi, czekając, kiedy wreszcie będzie mogła rozgrzać się porządnie. 
-Chyba już jest pełna, - powiedziałem i poszedłem sprawdzić. 
Miałem rację. Tak więc, przede mną rysował się bardzo ciekawy scenariusz, prawie taki sam, jak poprzednio tyle tylko, że z inną dziewczyną. Czy to świadczyło, że będzie nudno. No nie. Takiego wyboru młodych cipek nigdy wcześniej nie miałem. Na dodatek, to połączenie: ciało dziewiętnastolatka, sprawne, tryskające energią i testosteronem oraz osobowość pięćdziesięciolatka, doskonale zdającego sobie sprawę ze swoich potrzeb. 
Można powiedzieć, że moje życie w tej odległej rzeczywistości zapowiadało się całkiem ciekawie. Nawet gdyby z tego mojego planu poprawienia jego historii nic nie wyszło, nawet gdybym kompletnie wszystko spieprzył, na co się nie zanosiło, to i tak byłem na wygranej pozycji. Takich doświadczeń nie zagwarantowałaby mi żadna inna okoliczność w mojej teraźniejszości. 
Nie wiem, co mną kierowało i dlaczego zachowałem się w ten sposób. Niektórych rzeczy nie da się wytłumaczyć. Podszedłem do niej. Położyłem dłonie na jej ramionach, a następnie spokojnie i delikatnie zacząłem przesuwać swoje ręce do dołu wzdłuż jej rąk, ciągnąc za sobą ubranie. Jako że wszystko było luźne i nieskładnie pospinane, zjechało nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. 
Była bez stanika. Nie założyła go, wychodząc z basenu. Jej piersi ukazały się moim oczom jak wiosenny wschód słońca. Stopniowo wysuwały się zza bluzki, uszczęśliwiając mnie swoim promienistym uśmiechem. 


wtorek, 29 września 2020

Projekt: "Przyszłość".

208. Już tam była.

Staraliśmy zachowywać się normalnie. Ja poszedłem prosto do internatu. Ona udawała, że wraca po coś do szkoły. Jeszcze powiedziałem “dobry wieczór”, przechodząc obok portierni i spokojnie skierowałem się do mojego pokoju. Kiedy byłem już w środku, zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do wyjścia balkonowego. Nie musiałem czekać. Już tam była. 


Kiedy byliśmy w połowie drogi do internatu, zatrzymała się na środku chodnika, w wymowny sposób przechyliła głowę na jeden bok, uśmiechnęła się i powiedziała:
-Już dawno tak dobrze się nie bawiłam. 
Starałem się odpowiedzieć tak samo serdecznym i szczerym uśmiechem, ale czułem,  że jakkolwiek bym tego nie robił, nie ma szans, bym mógł jej dorównać. Przynajmniej nie w tej chwili. 
-Ja też, - odpowiedziałem, mając wrażenie, że jakoś beznadziejnie to zabrzmiało. 
Jej błędem było to, że nie ubrała się zbyt dobrze. Wynikało to, prawdopodobnie, z pośpiechu. Miała na sobie jedynie jakąś polarową bluzę, a pod nią zwiewną i lekką bluzkę. Wszystko to spadło teraz z jej ramion, odsłaniając je tak, jakby było lato, a przecież na zewnątrz temperaturo oscylowała w okolicach pięciu stopni. Jak się okazało w dalszej perspektywie miało to kluczowe znaczenie. Teraz jednak nie o to chodziło. O tym co będzie działo się później nie miałem zielonego pojęcia. W tej chwili poraził mnie ten jej uśmiech, to spojrzenie. Wyrażała go samymi oczami, a jednak był to najmilszy uśmiech, jaki widziałem u dziewczyny. 
-Naprawdę, - powtórzyła tak, jakby czuła, że jej nie dowierzam. 
Była inna, bardzo różna od Julki. Była bardziej zdecydowana, pewna siebie, doskonale wiedziała, czego chce. No i była cholernie inteligentna. Chociaż nie wiem, czy do końca zdawała sobie z tego sprawę. Na dodatek, chwilami potrafiła być tak niesamowicie zabawna i bezpośrednia. Nie mogłem oprzeć się jej urokowi. Mimo to miałem świadomość, że zaczynam angażować się w coś, w czym nie powinienem uczestniczyć. I co najgorsze, w jakiś sposób, byłem przekonany, że jest już za późno.
Poczułem się trochę dziwnie. Nie wiem dlaczego, ale uświadomiłem sobie, że zaczyna brakować mi tchu, a moje usta robią się suche. Wbrew pozorom było to bardzo przyjemne uczucie. 
-Może napijesz się u mnie herbaty? - zaproponowałem. 
W pierwszym momencie nic nie odpowiedziała. Zanosiło się na deszcz. Był listopadowy, krótki dzień. Właściwie już się ściemniło. Na niebie zaczęły pojawiać się ciężkie chmury, które nie zwiastowały niczego dobrego. 
-Może… - powtórzyła jak echo.
Nasza gra zdawała toczyć się w najlepsze. Doskonale zdawałem sobie sprawę z faktu, że herbata jest tylko pretekstem. 
“Bóg jeden raczy wiedzieć, co będziemy tam robić?” - pomyślałem. 
Może właśnie dlatego, to wszystko było tak bardzo ekscytujące. Sam nie wiem. Działo się zbyt wiele subtelnych rzeczy, których nie ogarniałem. Stopniowo traciłem poczucie rzeczywistości, poczucie tego, kim naprawdę jestem. Chwilami zdawało mi się, że jestem tym młodym chłopakiem, czasami dobitnie doświadczałem swojej dojrzałej, styranej życiem, osobowości, a czasami byłem i jednym i drugim na raz. 
To była krótka chwila. Działaliśmy jak jedna osoba, jak bardzo zgrany zespół. Muszę zaznaczyć, że nigdy wcześniej tego nie ćwiczyliśmy. Mimo to wyglądało to tak, jakby każdy ruch był doskonale przemyślany i zaplanowany. Staraliśmy zachowywać się normalnie. Ja poszedłem prosto do internatu. Ona udawała, że wraca po coś do szkoły. Jeszcze powiedziałem “dobry wieczór”, przechodząc obok portierni i spokojnie skierowałem się do mojego pokoju. Kiedy byłem już w środku, zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do wyjścia balkonowego. Nie musiałem czekać. Już tam była. 
Nie wiem dlaczego, z tej strony budynku nie było latarni. Widocznie, kiedy projektowali ten gmach, uznali, że tu zaczyna się już pole uprawne i są one zbędne. Dopiero w kolejnych etapach rozbudowywania szkoły, teren został wykupiony i powstały prowizoryczne alejki. Tak czy inaczej, schody były oświetlane jedynie bladą poświatą padającą z naszego pokoju. Z jednej strony dobrze, z drugiej źle. 


poniedziałek, 28 września 2020

Projekt: "Przyszłość".

207. Nie włazi się bez pukania do damskiej szatni.

Wyszedł jeszcze szybciej, jak się pojawił. Wystraszona Marzenka nie zdążyła nawet wykonać żadnego ruchu. Zastał ją tak jak siedziała: naga, ze spermą na udach. Dobrze, że nie wszedł dalej. Wychodziło na to, że on także doznał niemałego szoku.  “Dobrze mu tak. Nie włazi się bez pukania do damskiej szatni!” - pomyślałem. 


Leżała na tej wąskiej ławeczce, a ja, pochylony, z zapałem lizałem jej cipeczkę. Nie powiem, byłem przyjemnie zaskoczony tym, jak bardzo jest wąska i ciasna. Smakowała i pachniała jak świeże truskawki. Marzenka głaskała mnie po głowie i tylko wzdychała ciężko. Nie mogłem się doczekać, kiedy będę mógł zapakować tu swojego twardego kutasa. 
Następny moment, to ten, kiedy ona trzyma nogi na moich obojczykach, a ja dokonuję dzieła wniknięcia w jej słodkie wnętrze. Stało się to szybko, dość gwałtownie, ale płynnie. Jej uda były wąsko zsunięte do siebie, przez co pizdeczka wydawała się jeszcze bardziej ciasna i niedostępna. W pierwszym momencie pomyślałem nawet, że mam do czynienia z dziewicą, ale zaraz później wszystkie moje wątpliwości się rozwiały. 
Trzymała się ławki za swoją głową i starała się patrzeć na moją twarz. Już się nie uśmiechała. Wydać było, że bardzo szybko zmierza wprost do orgazmu. Mój kutas, już przy pierwszym pchnięciu, zachowywał się jak czołg, który uparcie i bezwzględnie toruje sobie drogę do środka. 
Najprawdopodobniej nie spodziewała się takich rozmiarów, bo tylko drżała na całym ciele, próbując zachować trzeźwe spojrzenie. Ściskałem ją za uda, powoli posuwając się do przodu i do tyłu. Czułem, że sprerma zbiera się w moich jajach w wielkiej ilości i, że za chwilę zacznie domagać się wyjścia na zewnątrz wprost w jej soczystą norkę. 
Wkrótce znów zmieniliśmy pozycję. Trzeba było działać szybko, a jednocześnie w miarę cicho, tak, żeby nie wzbudzać zbędnych podejrzeń. Usiadłem na tej ławce i znów oparłem się o ścianę. Chociaż była to zwykła twarda ławka, mnie wydawała nie niesamowicie wygodna i podniecająca. Później, po tym wszystkim, jeszcze przez długi okres czasu, takie właśnie ławki kojarzyły mi się właśnie z gorącym, namiętnym seksem. 
Usiadła na mnie ze złączonymi udami, doskonale wpasowując się w moje, szeroko rozpostarte, nogi. Chyba tak lubiła, tak na ciasno, tak żeby mnie dokładnie czuć. Nie wiem jak ona, ale mnie było nieziemsko dobrze. Jej cipeczka była niesamowicie ciasna, biodra duże, ciężkie, tak bezpardonowo atakowały mojego ogiera. Pod czaszką czułem intensywnie kołatanie, a na całym ciele przyjemne mrowienie. Delikatnie unosiła się i opadała, zupełnie tak, jakbyśmy mieli nieograniczoną ilość czasu. Jak się później okazało, była to najlepsza droga do błyskawicznego dojścia do orgazmu, zarówno dla niej, jak i dla mnie. 
Spuściłem się na jej uda. Nie chciała w cipkę. Mimo to, było szybko cicho i słodko. Po prostu uroczo. Siedziała na tej ławeczce, a ja stałem tuż przed nią. Chwyciła mnie za kutasa i wykonała kilka ruchów. Niczego nie powstrzymywałem. Pozwoliłem sobie swobodnie trysnąć na jej nóżki. Nasienie było nadzwyczaj gęste, wyglądało jak zważony kisiel. Intensywnie pachniało. 
Dosłownie w tej samej chwili usłyszałem głośne kroki na korytarzu. Zareagowałem odruchowo. Błyskawicznie, nie ubierając się, tak jak stałem, wskoczyłem za rząd szafek. W ostatniej sekundzie. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich ratownik. 
-A, to ty jeszcze jesteś…? O, przepraszam, nie wiedziałem… 
Wyszedł jeszcze szybciej, jak się pojawił. Wystraszona Marzenka nie zdążyła nawet wykonać żadnego ruchu. Zastał ją tak jak siedziała: naga, ze spermą na udach. Dobrze, że nie wszedł dalej. Wychodziło na to, że on także doznał niemałego szoku. 
“Dobrze mu tak. Nie włazi się bez pukania do damskiej szatni!” - pomyślałem. 
Dopiero po dłuższej chwili usłyszałem zza drzwi jego głos:
-Ubieraj się szybko. Muszę zamknąć obiekt. Mam zaraz spotkanie.
-Dobrze, dobrze psorze, - odpowiedziała wystraszona dziewczyna. 
Przyznam się, że jego zaskoczenie było jeszcze większe, kiedy przy wyjściu, spodziewając się jednej osoby, zobaczył dwie. 
-Robert, gdzieś ty się schował, przecież nie było cię w szatni? - zapytał. 
Widziałem jego oczy. Drapał się w czubek głowy i pewnie w myślach dochodził, jak to się stało, że mnie nie zauważył. 
-Byłem psorze, byłem, tylko dalej za szafkami, - odpowiedziałem rezolutnie.
Patrzył na mnie i kręcił głową.
-Nie było cię. Obszedłem całe pomieszczenie, - powiedział. 
Później jakby trochę zreflektował, uśmiechnął się pod nosem i dodał:
-No dobra, załóżmy, że byłeś… nie będę dochodził, ale nie rób tak więcej. Okej?
-Okej, psorze, okej, - zawołałem na odchodne. 


niedziela, 27 września 2020

Projekt: "Przyszłość".

206. Nie było czasu na zbyt długie zabawy. 

Uklękła na podłodze, oparła się o moje uda i, już po chwili, wielki łeb mojego banana siedział w jej gorącej buzi. Nie było czasu na zbyt długie zabawy. Ratownik w każdej chwili mógł tu wejść, aby sprawdzić, czy wszyscy już opuścili szatnie. 


Kiedy tylko znalazłem się w damskiej szatni, kiedy tylko ona zamknęła drzwi, zaczęło się. Od razu się zaczęło. Nie dała mi nawet chwili na zastanowienie, na przemyślenie tego. Sam nie wiedziałem, czy tego chcę, czy nie. Po prostu zaczęła to robić ze mną. Nawet ja, dojrzały chłop, byłem bardzo zaskoczony. 
Nie wiem, jak to się stało. Zresztą, czy to takie ważne? W pewnym momencie, kiedy się do niej zbliżyłem…  Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Czekałem na coś. Cholera, czekałem na to. Tak trudno się do tego przyznać?! Nie wiem. Stanąłem tak naprzeciwko niej, blisko, chyba zbyt blisko. Moja fujara znów sterczała jak głupia. Teraz już nawet nie próbowała schować się pod tymi, zbyt ciasnymi, slipami. Po prostu jej gruby łeb wysunął się spod gumki i z zaciekawieniem rozglądał dookoła. 
Niesamowicie szybko uwolniła mnie od tych kąpielówek. Żeby było mi wygodnie. No, bo i po co miałem się dłużej w nich męczyć, prawda? Po co mi te gacie?! O tak, teraz było znacznie lepiej, lepiej stać tak przed nią z gołym, wystawionym na jej lubieżne spojrzenia, fiutem. O tak! Tak, na pewno było lepiej. Na pewno. Sto razy lepiej. 
Jaka to przyjemność paradować przed młodą dziewczyną z gołym kutasem! Był wielki, żylasty i potrzebował natychmiastowego spełnienia. Ona o tym dobrze wiedziała. Wiedziała, co robić. 
Drżałem na całym ciele na samą myśl o tym, co za chwilę zacznie się tu dziać. Wystarczyło, że kiwnęła głową, a ja zrobiłem to samo, co ona przed chwilą ze mną. Chwyciłem z dwóch stron jej majteczki: z prawej i z lewej. Wsunąłem tam swoje palce i ściągnąłem je do dołu. Spadły na podłogę. Nawet nie wiem, jak pozbyła się tego skromnego staniczka. Nie mam pojęcia. Po prostu już go na sobie nie miała. Chyba byłem zbyt podniecony, zbyt zaaferowany tym wszystkim. 
Nim się zorientowałem, w czym rzecz, ona już trzymała mnie za penisa. Nie zastanawiała się, nie robiła podchodów. Najnormalniej w świecie sobie go wzięła i zaczęła zabawiać się po swojemu, a ja mogłem przejść do bardziej zdecydowanej akcji, lub biernie się temu przyglądać. 
Wybrałem to drugie rozwiązanie, chociaż może jeszcze niezbyt zdecydowanie. Położyłem dłonie na jej biodrach i czekałem na jej kolejny ruch. Znów czekałem, nie potrafiłem zdobyć się na nic więcej. Zresztą i tak było bardzo dobrze. 
Miałem do dyspozycji tylko twardą ławkę i zimną ścianę za plecami, ale na lepsze warunki nie było co liczyć. Posadziła mnie na tej ławeczce. Ona sama położyła dłonie na moich ramionach, nakazała, abym usiadł i oparł się plecami o tą ścianę. Kiedy tylko to zrobiłem, od razu przeszła do konkretów. Nie trzeba było jej nic podpowiadać, uczyć, czy zachęcać. Doskonale się w tym wszystkim orientowała i potrafiła wyłuskać to, co jej się podobało bez najmniejszych ogródek, wstydu, czy skrępowania. 
Uklękła na podłodze, oparła się o moje uda i, już po chwili, wielki łeb mojego banana siedział w jej gorącej buzi. Nie było czasu na zbyt długie zabawy. Ratownik w każdej chwili mógł tu wejść, aby sprawdzić, czy wszyscy już opuścili szatnie. 
Boże, jaka ona była namiętna, gorąca i zachłanna. Nie miałem szans na normalne zaczerpnięcie powietrza. Musiałem jakoś trzymać ramę, aby całkiem nie rozsypać się na kawałki. 
Dosłownie chwilę później zamieniliśmy się rolami. Tak, żeby było sprawiedliwie. Poza tym chciałem sprawdzić, jak smakuje jej cipka. Gdzieś w przelocie zdążyłem tylko zauważyć, że jest całkowicie i dokładnie wygolona. Więc absolutnie nie było tak, jak w moich wyobrażeniach. No, czasami już tak jest. No nie. W większości przypadków nasze marzenia nijak mają się do rzeczywistości. Tak czy inaczej, chciałem poczuć ją bardzo blisko. Chciałem poczuć jej smak i zapach. Chciałem poczuć ciepło i wilgoć. O tak, potrzebowałem tego. Już Julka rozbudziła moje oczekiwania wobec kobiet, a teraz jeszcze ona - taka okazja. Nie mogłem jej przepuścić. Trzeba było brać to, co dają i cieszyć się tym, żeby później nic nie żałować. 




sobota, 26 września 2020

Projekt: "Przyszłość".

205. Silniejsze od zdrowego rozsądku.

Nie wiem dlaczego się jej nie postawiłem. Myślałem, że mam w sobie więcej zdrowego rozsądku i raczej myślę głową niż kutasem. Jak się okazało, wcale tak nie było. Perspektywa, że znowu może się coś stać i domyślanie się, co to może być… to było o wiele silniejsze od zdrowego rozsądku i lęku, że ktoś nas tutaj przyłapie.


Rozejrzała się nerwowo.
-Dobra, nie ma na co czekać. Dawaj szybko do szatni! Musimy to jakoś zmyć. Może jeszcze zdążymy na to kręcenie.
Ruszyliśmy w stronę szatni, damskiej szatni, obydwoje. Weszliśmy pod natrysk i razem zaczęliśmy spłukiwać z siebie spermę. Wystarczyła tylko chwila, a nie było po niej najmniejszego śladu. 
Kiedy weszliśmy na basen, kamery i światła były już rozstawione. Jeszcze nic nie nagrywali, ale za chwilę miało to się stać. Przyznam się, że masturbacja jej rączkami pomogła na mój problem. Kutas wciąż był duży, ale już nie tak sztywny i twardy. Tak mocno nie odbijał się pod materiałem. Poczułem ulgę nie tylko z tego względu, że nic nie było widać. Wraz z wyrzutem spermy na jej paluszki pozbyłem się większości mojego napięcia, które nie dawało mi spokoju. Miałem nadzieję, że wystarczy tego, chociażby, na tą sesję. 
Po wszystkim okazało się, że ta telewizja przyjechała po to, aby nakręcić reklamówkę do naboru nowych uczniów. W sumie filmowali tylko kilka minut. Zrobili trochę zdjęć i się wynieśli, pozostawiając nas samych. Oczywiście, kilka razy wlazłem w sam środek kadru. Niby przypadkiem, ale tak naprawdę celowo. 
To zdarzenie pamiętałem z poprzedniego mojego wcielenia, ale wyglądało ono zupełnie inaczej. Nie było Marzenki, a ja kąpałem się z bratem. Teraz napisaliśmy historię od nowa. Zastanawiałem się, jak dalej to wszystko się potoczy. 
Tak, czy inaczej, to wcale nie był koniec mojej seksualnej przygody na tym basenie. Marzenka, jak raz już sobie kogoś upatrzy, to nie wypuści go ze swoich słodkich rączek, o nie. 
Muszę powiedzieć, że obsługa basenu postarała się bardzo. Woda była ciepła jak zupa, na dodatek czysta. Świeżo napuszczona. Nie było czuć chloru. Poza tym wyrzucili na zewnątrz chyba wszystkie akcesoria i zabawki, które mieli na stanie. Deski, jakieś gumowe materace, koła ratunkowe i w ogóle. Miało być rozmaicie i kolorowo. No i było. Bawiliśmy się jak szaleni, tracąc przy tym poczucie czasu. Było naprawdę super. 
W końcu jednak przyszedł ten moment, kiedy ratownik odgwizdał koniec pływania. Trzeba było wyjść, znów się wykąpać, ubrać i wrócić do internatu. Nie powiem, teraz już całkowicie zapomniałem o moim penisie, a on sam skurczył się do rozmiarów małego robaka, wciśniętego gdzieś w gęsty zarost między moimi nogami. Byłem przekonany, że tak zostanie do samego powrotu do mojego pokoju, że będę mógł z uczuciem ulgi położyć się i wyspać. 
Niestety, jak to zwykle bywa, życie pisze całkiem inne scenariusze. Chociaż, w tym wypadku, chodziło raczej, nie o życie, tylko o mioją koleżankę, z która przyszedłem w to miejsce. 
-No i co, jak ci było? - zapytała ni stąd ni zowąd przy wyjściu.
W pierwszym momencie, nie bardzo wiedziałem, o co jej chodzi. Zabawa była tak fajna, że całkowicie zapomniałem o tym incydencie przed wejściem. To dziwne, jak szybko zapomina się o takich rzeczach, prawda? 
-Co? 
-No… jak ci było, Robercik… hehehe… podobało się? 
-Ach, ojej… weź przestań… 
-No co? Co przestań?! - zaczepiała, - Chodź do damskiej szatni. Nikogo nie ma.
-Co? Nie, - zmieszałem się. 
Jeszcze nie do końca zdawałem sobie sprawę, w co ta dziewczyna mnie znowu wciąga. 
-Co, nie, co nie… żartujesz?! Dawaj! 
-Ale i tak nie mam tu swoich ubrań, - powiedziałem niejako w swojej obronie.
-No to dawaj, dawaj… biegiem! - rzuciła. 
Nie wiem dlaczego się jej nie postawiłem. Myślałem, że mam w sobie więcej zdrowego rozsądku i raczej myślę głową niż kutasem. Jak się okazało, wcale tak nie było. Perspektywa, że znowu może się coś stać i domyślanie się, co to może być… to było o wiele silniejsze od zdrowego rozsądku i lęku, że ktoś nas tutaj przyłapie. 
Błyskawicznie pobiegłem do męskich szatni, zabrałem swoje ubrania i pozostałe rzeczy i już byłem z powrotem. 
-No, to mi się podoba! - pochwaliła z zachwytem.
Nie wiem, czy powinienem był się wtedy z tego cieszyć, ale cieszyłem się. 
-Och, Robert, Robert… chłopaku, - westchnęła kiedy zamykaliśmy za sobą drzwi. 
-Co? - spytałem.
-Co, co… ty wiesz dobrze, co… - uśmiechnęła się. 


piątek, 25 września 2020

Projekt: "Przyszłość".

204. Wypowiedziałem to w złą godzinę. 

Chyba wypowiedziałem to w złą godzinę. Stało się dokładnie tak, jak pomyślałem. Jej dłoń zaczęła poruszać się powoli do dołu i do góry. Raz, drugi trzeci… To stało się szybko, zbyt szybko. Nawet nie wiem kiedy i jak. To chyba ta sytuacja. Nie wiem. Popłynąłem. Przed moimi oczami zrobiło się ciemno w uszach usłyszałem szum, poczułem przyjemne gorąco w kroczu i było po wszystkim. 


Nic jednak jej nie powiedziałem. Nie musiałem. Sama zobaczyła. No, jej reakcja pozwalała mi poczuć przedsmak tego, co mogło wydarzyć się za chwilę. 
-Pchi…  zrób z tym coś, bo zaraz czubek wyjdzie spod slipów, - odezwała się. 
Czułem, że zaczynam się czerwienić. Nie wiedziałem, jak zareagować. Rzeczywiście wejście tam, z tak odznaczającym się penisem, było dość ryzykowne, ale istniało duże prawdopodobieństwo, że równie dobrze nikt tego nie zauważy. Przecież oni mają wiele innych rzeczy do ogarnięcia niż tylko gapienie się na majtki uczniów. Powiedziałbym, że nawet to im nie przystoi. 
Nieco skrępowany, ale coraz bardziej podniecony zacząłem poprawiać moje przyrodzenie tak, żeby wydawało się nieco mniejsze. Stała przede mną i wszystko widziała. Nie zamierzała się odwracać. Gapiła się tylko tak, jakby to był jakiś pokaz. Efekty mojej pracy były bardzo mizerne. Jakbym go nie układał, wychodziło coraz gorzej. Wielki, żylasty kytas odznaczał się ze szczegółami pod cienkim, elastycznym materiałem kąpielówek. No cóż rzeczywiście miałem problem. 
Kiedy nie mogłem sobie dać rady i już chciałem się poddać, wracając do szatni ona przystąpiła do akcji.
-Pokaż biedaku, - uśmiechnęła się, - żeby własnego fiutka nie móc ułożyć?! Wstyd. 
Nim zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować jej ręce były już pod moimi majtkami. Była naprawdę szybka. Dobrze, że od reszty korytarza zasłaniały nas szerokie, metalowe drzwi. Chwyciła mnie za moją sterczącą, sztywną lagę i próbowała nagiąć w lewą stronę. Tam podobno było nieco więcej miejsca. 
Dokładnie w tej samej chwili zatrzymała się w pół ruchu i uniosła wzrok. 
-Jejku, zrób coś, - mruknęła, - przecież on nie może być taki sztywny. 
“Ta… akurat, nie może, nie może… cholera jasna, dziewczyno, może teraz jeszcze wykonasz kilka posuwisto zwrotnych ruchów”, - pomyślałem, coraz bardziej poruszony.
Chyba wypowiedziałem to w złą godzinę. Stało się dokładnie tak, jak pomyślałem. Jej dłoń zaczęła poruszać się powoli do dołu i do góry. Raz, drugi trzeci… To stało się szybko, zbyt szybko. Nawet nie wiem kiedy i jak. To chyba ta sytuacja. Nie wiem. Popłynąłem. Przed moimi oczami zrobiło się ciemno w uszach usłyszałem szum, poczułem przyjemne gorąco w kroczu i było po wszystkim. 
-O… oooohhh… Robert?! - wydobyło się z jej gardła. 
Zamiast jakoś to powstrzymać… nie wiem… chociaż z drugiej strony ciekawe jak? Nie. Napiąłem się i spompowałem się w jej dłonie obfitą ilością gorącego, gęstego nasienia. To było odlotowe, śmieszne, ale odlotowe. 
Ona także zaskoczyła mnie swoim zachowaniem. Zamiast przestać to robić już w tej chwili., postarała się jeszcze bardziej. Jej ruchy były bardziej precyzyjne, a uścisk elastyczniejszy. 
“Och, kurwa”, - pomyślałem, - “spuściłem się na jej dłonie. Cholera jasna, w szatni, prawie przy ludziach, a ona nic”. 
Kiedy zdawało się, że już jest po wszystkim, wyciągnęła ręce i przyjrzała się im uważnie. 
-No proszę, proszę, nie spodziewałam się, że do tego dojdzie, - odezwała się. 
“No, cholera, ja też się ni spodziewałem” - przemknęło mi przez myśl. Chociaż może raczej trzeba byłoby powiedzieć, że to było do przewidzenia. Mogłem się spodziewać takiej reakcji mojego organizmu. Przecież ona była bardzo atrakcyjna i na dodatek założyła na siebie bardzo skromne bikini, które tylko udawało, że skrywa jej wyrośniete cycki. No cóż stało się.
-Och, po co to zrobiłaś?! - wydusiłem z siebie jakby z  żalem. 
Uśmiechnęła się.
-Ja tylko chciałam pomóc, - powiedziała. 
-No to, rzeczywiście, pomogłaś, - westchnąłem.
-Oj tam, oj tam… nic się nie stało, prawda? Przyznasz, że to było… hmm… przyjemne?
-Nooo… było… 

czwartek, 24 września 2020

Projekt: "Przyszłość".

203.  Prawdziwe kłopoty.

Kiedy wychodziłem z szatni wszystko jeszcze było w porządku, kiedy wchodziłem pod natrysk, aby cokolwiek się opłukać, również. Dopiero kiedy, mokry, wyszedłem na zewnątrz i zobaczyłem Marzenkę, rozpoczęły się prawdziwe kłopoty. Kutas zesztywniał na moich oczach, a ja nic nie mogłem na to poradzić. Po minucie, może po dwóch był już w pełnej gotowości. Myślałem, że zapadnę się pod ziemię. 


Kiedy tak ze zwieszoną głową wracałem do internatu, ktoś na mnie wpadł. Uderzenie było tak silne, że o mało się nie przewróciłem. Kiedy, zły jak nie wiem co, odwróciłem się do tyłu, zobaczyłem ją. To była Marzena. Biegła w tym samym  kierunku co ja. Tylko dlaczego tak się jej spieszyło?
-Boże kochany uważaj trochę, ludzi rozjeżdżasz! - mruknąłem zdenerwowany. 
Jedno spojrzenie wystarczyło, aby stwierdzić, że raczej nie ma wyrzutów sumienia. 
-Nic ci się nie stało? No to w porządku. Lecę dalej! - krzyknęła i już jej nie było. 
Właściwie była, tylko kilkanascie metrów dalej. Straciłem już nadzieję, że dowiem się czegokolwiek więcej, kiedy ona zatrzymała się niespodziewanie i odwróciła w moją stronę. Poczekała spokojnie, aż do niej dojdę i odezwała się już nieco bardziej grzecznie:
-Telewizja przyjechała! Będą robić zdjęcia… kręcić reportaż… potrzebują kilkoro uczniów, co potrafią dobrze pływać. Może będziesz chciał zobaczyć. Tylko szybko, bo oni nie mają zbyt wiele czasu. 
W pierwszym momencie, nie bardzo wiedziałem, co mam robić. Nie wiedziałem nawet, czy mam ochotę na ten basen, ale przecież i tak nie miałem nic innego do roboty. To mogło być ciekawe.  Do naszej szkoły przyjechała telewizja i to wtedy kiedy prawie nikogo nie było. Pasowało by tam być, chociażby z tego względu, żeby później móc się pochwalić kolegom. Może gdzieś uchwycą mnie w kadrze i pokażą w migawce dziennika telewizyjnego. To było coś. 
-Dobra! - powiedziałem, - jak będziesz wracała, to poczekaj na mnie. Razem pójdziemy. 
-Okej, tylko szybko.
Jak przeciąg wpadłem do pokoju. Nawet się nie rozglądałem, tylko od razu sięgnąłem do szuflady z bielizną i szarpnąłem pierwsze lepsze z brzegu kąpielówki. Teraz jeszcze jakiś ręcznik, szampon do włosów, mydło i długa. Zajęło mi to minutę, może dwie. Jako, że mój pokój znajdował się na parterze, byłem pierwszy i to ja musiałem czekać na nią. 
Nie powiem, zabawa była świetna. Szczególnie, że nie robiłem tego sam. 
“Wprawdzie to nie Julka, ale Marzenka też może być”, - pomyślałem. 
Przyznam się, że w tym momencie wcale nie chodziło mi o seks. No nie. Tak nie było. Co prawda, co druga moja myśl krążyła wokół dziewczyn, cipek i ciupciania, ale nie teraz. Jakoś nie teraz. Chyba byłem zbytnio tym wszystkim poruszony. 
Wpadliśmy na obiekt sportowy. Odgłosy naszego biegu niosły się pustym korytarzem jak zbliżająca się burza. Przemknęliśmy obok wielkiego akwarium i wpadliśmy do szatni. Ona do damskiej, ja do męskiej. W ciągu jednej chwili pozbyłem się ciuchów, wciągnąłem na siebie te elastyczne gacie i dopiero teraz zorientowałem się, że wziąłem najciaśniejsze jakie były. Ledwie wlazły na moją dupę. Uścisk był mocny, ale elastyczny i przyjemny.
“Dobrze, że kutas mi nie sterczy”, - pomyślałem, “bo wtedy byłby problem, tak z wielkim fiutem przed kamerami paradować”. 
No cóż. Cholera jasna! Chyba wykrakałem. Kiedy wychodziłem z szatni wszystko jeszcze było w porządku, kiedy wchodziłem pod natrysk, aby cokolwiek się opłukać, również. Dopiero kiedy mokry wyszedłem na zewnątrz i zobaczyłem Marzenkę, rozpoczęły się prawdziwe kłopoty. Kutas zesztywniał na moich oczach, a ja nic nie mogłem na to poradzić. Po minucie, może po dwóch był już w pełnej gotowości. Myślałem, że zapadnę się pod ziemię. 
“Jak ja teraz się tam pokażę?! Przecież od razu to zauważą. Będą się śmiać. Już widzę te spojrzenia”, - denerwowałem się. 

środa, 23 września 2020

Projekt: "Przyszłość".

202. W stronę obiektu sportowego.

W końcu stwierdziłem, że to nie ma sensu i trzeba jakoś rozładować napięcie. Myślałem, myślałem i doszedłem do wniosku, że dobrze byłoby pójść na siłownię, bo już dawno nie byłem, a moja masa mięśniowa sama się nie wykształci. Ubrałem więc mój znoszony podkoszulek, spodenki i stare trampki. Wrzuciłem na to dres tak, żeby się nie przeziębić i pobiegłem w stronę obiektu sportowego. 


Nim się spostrzegłem jej już nie było. To dziwne uczucie tak nagle zostać samemu. Szczególnie po tym wszystkim, co się wydarzyło. W pewnym momencie zacząłem się nawet zastanawiać, czy to było realne, czy to działo się naprawdę, a nie tylko w moje głowie. 
Siedziałem teraz sam i miałem przed sobą resztę weekendu, z którą nie wiedziałem co zrobić. Brat miał przyjechać dopiero następnego dnia wieczorem, kolega podobnie. Pokój był pięknie wysprzątany i wywietrzony. Absolutnie nie było śladu po tym strasznym bałaganie, który został po naszych igraszkach miłosnych. Ni epowiem, obydwie dziewczyny mi w tym pomogły. Przy czym, oczywiście, nie obyło się bez sprośnych żartów i docinek. Zaczynałem sobie uświadamiać fakt, że jeśli Marzenka nadal będzie pojawiać się w naszym życiu, moimi Julki, to na pewno nie będę się nudził. Ona potrafiła w ciągu jednej chwili wywrócić wszystko do góry nogami. Niestety, a może i stety, wszystko wskazywało  na to, że tak właśnie będzie wyglądało to nasze internatowe życie. 
Miałem przed sobą, jak mi się w tej chwili zdawało, kilka dni postu. Kilka długich dni abstynencji seksualnej. Moja dziewczyna miała wrócić dopiero w przyszłym tygodniu. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, z tym problemem także musiałem sobie jakoś poradzić.  
Co najdziwniejsze, młody tak bardzo przyzwyczaił się do tego nowego stanu, że teraz, kiedy jej zabrakło, to on protestował więcej ode mnie. Nie mógł sobie wyobrazić, jak i czy w ogóle, będzie w stanie przeżyć kolejne godziny, czy nawet dni bez namiętnego ostrego bzykania. 
Biedak, wydawało mu się, że tak ten świat jest już zbudowany, że każdy dorosły facet rucha przynajmniej raz dziennie i to z najwyższą satysfakcją. No niestety, tak nie jest. Starałem się, ale ciężko było mu to wytłumaczyć. Jak do niego mówiłem, to niby się ze mną zgadzał, ale, tak naprawdę, wciąż oczekiwał, że kolejnego poranka znów zaliczy jakąś słodką cipkę. Poza tym miał nadzieję, że ja mu to wszystko załatwię, niejako podam na talerzu. No, co tu się dużo dziwić. Sam go tak nauczyłem. 
Po dziesięciu czy piętnastu minutach takiego beznadziejnego siedzenia i stukania palcami w stół stwierdziłem, że to głupie i pasowało by coś zrobić. Wyciągnąłem zeszyty i książki próbowałem uczyć się do klasówki z historii. W poniedziałek miał być sprawdzian z całego działu, a ja nie bardzo mogłem skojarzyć daty kolejnych bitew. 
Nie powiem, nawet zaangażowałem się w to uczenie. Rozpisałem sobie te cyferki na wielkiej kartce w postaci jakiegoś dziwnego diagramu, tak, żeby było łatwiej, ale, jak na złość, moja głowa zablokowała się całkowicie i, w żaden sposób, nie mogłem się skupić. Kolejne, coraz większe, wysiłki, powodowały tylko coraz większą frustrację, a nie jakieś konkretne wyniki. 
W końcu stwierdziłem, że to nie ma sensu i trzeba jakoś rozładować napięcie. Myślałem, myślałem i doszedłem do wniosku, że dobrze byłoby pójść na siłownię, bo już dawno nie byłem, a moja masa mięśniowa sama się nie wykształci. Ubrałem więc mój znoszony podkoszulek, spodenki i stare trampki. Wrzuciłem na to dres tak, żeby się nie przeziębić i pobiegłem w stronę obiektu sportowego. 
Kiedy dotarłem na miejsce, zorientowałem się, że muszę pocałować przysłowiową klamkę. Na drzwiach przyklejona była kartka z informacją, że siłownia jest nieczynna do odwołania z powodu jakiegoś remontu. “No pięknie”, - pomyślałem sobie, - “teraz, to już naprawdę nie wiem, co mam robić”.

wtorek, 22 września 2020

Projekt: "Przyszłość".

201. Majtki, które trzymała w dłoniach.

Spojrzała na majtki, które trzymała w dłoniach, następnie rozciąga tak, jakby chciała je przymierzyć. Później później stało się coś, co zaskoczyło mnie jeszcze bardziej. Ona je powąchała. Przysunęła do swojej twarzy i zaciągnęła się ich aromatem. Czułem, że ciśnienie w moich żyłach raptownie zaczyna rosnąć. 


Jakoś to wszystko nie mieściło się w ramach mojego pojmowania. Oto młoda dziewczyna, piętnastolatka zaledwie, rzuca takimi uwagami, a ja stary chłop (no tak, na zewnątrz byłem także dzieciakiem) nie potrafię jej nic odpowiedzieć. 
Julka okazała się być bardziej rozsądna niż ja.
-Spokojnie, - powiedziała, - czemu się tak pieklisz? Zaraz wszystko ogarniemy i będzie okej. Prawda, Robert?
Podeszła do mnie przywarła do mojej klatki piersiowej i znów poczułem, że jej drobna dłoń znajduje się w moim rozporku. 
“Boże”, - pomyślałem, - “co za laska! Czy ona nigdy nie ma dość?”
Nie wiem dlaczego, ale tym razem już mniej się tym przejmowałem. Moja ręka automatycznie wylądowała na jej pośladkach i jeszcze mocniej przyciągnęła do siebie. Miałem wrażenie, że ten seks, który jeszcze przed kilkoma chwilami uprawialiśmy, wcale się nie skończył. 
To był taniec. Taniec, który trwał, a my wcale nie zamierzaliśmy przestać się bawić. Nie wiem skąd to się brało. Może z tej bezsilności, w której się znaleźliśmy. Czułem, że wypadki, które mogą teraz nastąpić, przerosną nasze najśmielsze oczekiwania. 
Odwróciła się do mnie tyłem, a raczej ja sam ją odwróciłem. Stała oparta plecami o mój tors i teraz to ja zachowywałem się niepoprawnie. Moja dłoń bezceremonialnie wjechała za luźną gumkę jej spódniczki. To było bardzo miłe i podniecające, tak pieścić się na bezczelnego przy koleżance, która przecież musiała wszystko dokładnie widzieć. 
-Nie wiem, jak wy, ale ja, na waszym miejscu, jak najszybciej bym to posprzątała, - powiedziała już nieco poważniejszym tonem, - Słyszałam, że na skrzydle męskim pojawił się jakiś wychowawca. Nie wiem, czy tylko na chwilę, ale jak tu przypadkiem wejdzie to… nawet nie chcę myśleć jakie będziecie mieli problemy. Obydwoje. 
Patrzyła na mnie, a ja nie mogłem się oprzeć, aby nie wyobrażać sobie jej nago. Nie wiem dlaczego, tak się zachowywałem. Byłem z jedną dziewczyną, a myślałem o drugiej. To było jakieś chore, ale nic nie mogłem na to poradzić. Patrzyłem na nią i próbowałem odgadnąć, jak wielkie ma cycki i jak bardzo sterczące są jej sutki. 
Pod tą bluzką, którą teraz na sobie miała, wydawały się nadzwyczaj duże i jędrne. Myślałem też o tym, czy jej cipka jest mocno zarośnięta. Chociaż, może inaczej, przez głowę przebiegła mi myśl, że przecież może być całkiem wygolona. Och, jakie to wszystko było podniecające! Mój fiut był sztywny, gruby i gotowy do ponownego stosunku. 
Spojrzała na majtki, które trzymała w dłoniach, następnie rozciąga tak, jakby chciała je przymierzyć. Później później stało się coś, co zaskoczyło mnie jeszcze bardziej. Ona je powąchała. Przysunęła do swojej twarzy i zaciągnęła się ich aromatem. Czułem, że ciśnienie w moich żyłach raptownie zaczyna rosnąć. 
Odwróciła się w stronę mojej partnerki i znów na nią spojrzała. Tym razem robiło mi się na przemian gorąco i zimno. Nie wiem, czym to było spowodowane. Była tu, taka normalna, taka zwykła dziewczyna, po której można byłoby się spodziewać wszystkiego, ale nie takiego zachowania. Stała przede mną tygrysica. Miałem wrażenie, że za chwilę rzuci się, albo na mnie, albo na Julkę i wykorzysta w sposób, jaki nawet do głowy by nam nie przyszedł. 
Opuściła swoje ręce nieco niżej. Teraz trzymała te majtki na wysokości swoich piersi. Wciąż jakoś dziwnie to robiła. Jakoś tak nienaturalnie je ciągnęła w dwie strony. Patrzyła. Patrzyła na Julię, a ja nie wiedziałem, co mam zrobić, co mam powiedzieć, co pomyśleć. Czas znów zdawał się stać w miejscu. 
Wiedziałem, że że jest podniecona i to bardzo. Tego nie dało się ukryć. To było, po prostu, po niej widać. Teraz łatwiej, niż kiedykolwiek wcześniej, mogłem wyobrazić ją sobie nago. Nie było trudno zobaczyć te piersi, tą cipeczkę, taką wilgotną, z krótkim, jasnym, ale gęstym, zarostem. Nie wiem dlaczego tak myślałem. Przecież, tak naprawdę, jeszcze nic u niej nie widziałem.
-A, co to, helikopter przeleciał po waszym pokoju? - odezwała się, kiedy nie mogliśmy wydusić z siebie ani słowa. 
Najprawdopodobniej nie zdawała sobie sprawy z własnych odruchów. Widocznie miała poczucie, że właściwie nic takiego się nie stało. Może dla niej nie. Może newt dla Julki nie, ale dla mnie był to szok. 
“Ta helikopter… już zaraz zerżnę cię ty głupia cipo. Co ona właściwie sobie myśli? Przecież to nie jest jej pokój!” - przemknęło mi przez głowę. 

poniedziałek, 21 września 2020

Projekt: "Przyszłość".


200. Śmierdzi tu chujem.

-Śmierdzi tu chujem tak, jakby pierdoliło się tu sto małp. Poczułem się jeszcze dziwniej. Nie wiedziałem, czy to miał być komplement, czy przytyk. Zważywszy na jej minę, określenie tego wcale nie było takie proste. -Hmmm… no wiesz… eee… - mruknąłem coś niezrozumiale i poczułem, że zaczynam się pocić. 


Marzenka zareagowała w sposób dość nietypowy. Nie spodziewałem się tego. No tak, widocznie jeszcze zbyt mało ją znałem. Złożyła palce na kształt pistoletu, przysunęła do skroni i, wyrzucając ze swojego gardła słowo “Paf!” uśmiechnęła się w sposób jednoznaczny. Miało to chyba oznaczać, że za chwilę się zastrzeli, ale czy było odpowiednie w tej chwili, tego nie wiem. 
-Dziewczyno, nie mogę z tobą. Ogarnij się! - dodała po tym wszystkim. 
Tymczasem Julka, przyjmując jakiś sposób flirtu, czy też gry, uniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy.
-Spokojnie, Marzena, już się zbieram, tylko… - tu zawiesiła głos.
-Tylko, co?! - niecierpliwiła się przyjaciółka. 
-Hmmm… tylko doprowadzę pewne rzeczy do końca. 
To było jakieś szaleństwo, którego, mimo swojego doświadczenia życiowego, nie rozumiałem. Dosłownie, w tym samym momencie, kiedy wypowiadała te słowa, poczułem, jak jej dłoń bezceremonialnie i bezczelnie wsuwa się pod materiał moich spodni. Odruchowo zadrżałam, a kiedy chwyciła mnie za kutasa, zesztywniałem jak struna. 
-Ych! - stęknąłem, jakby ktoś wbił mi szpilę w plecy. 
-Prawda, Robert? - powiedziała, zupełnie się nie przejmując tym, co właśnie zrobiła. 
To wszystko trwało tylko krótką chwilę. Później, jak gdyby nigdy nic, wróciła do poprawnego zachowania. Chociaż, w tej sytuacji, trudno powiedzieć, czy akurat było to całkiem poprawne. Stała obok mnie, przodem do Marzeny i opuszczając delikatnie głowę, niby ze wstydem, ale raczej zaczepnie zmierzyła ją swoim spojrzeniem. 
-Spokojnie, wszystko pod kontrolą, - odezwała się.
We wzroku Marzenki było coś, czego do tej pory nie dostrzegałem. Nie wiem, jak to nazwać. Prowokacja, czy raczej odgadnięcie zamiarów koleżanki i przystanie na warunki układu, o którym absolutnie nie miałem pojęcia. Czułem, że właśnie takowy powstał.
-No dobrze, rób jak chcesz. Ja tylko miałam przekazać ci ten komunikat, - powiedziała spokojnie. 
Później, dokładnie tym samym wzrokiem, spojrzała na mnie. Muszę powiedzieć, że wrażenie było dziwne. Po moich plecach przebiegł zimny dreszcz. Patrzyła na mnie dziewczyna, która, w pewnym sensie, mogła być nieobliczalna. Nie wiedziałem jeszcze, kiedy i gdzie, ale miałem nieodparte wrażenie, że coś się stanie, coś, co zmieni absolutnie wszystko. 
-Wpuście mnie, muszę zobaczyć ten pierdolnik, którego żeście narobili, - powiedziała cichym, ale bardzo stanowczym głosem. 
Po chwili, po prostu była już w środku. Nie dało się jej powstrzymać. Była jak przeciąg. Obeszła pomieszczenie dookoła, uważnie się rozglądając. Jej mina była mieszaniną zakłopotania i rozbawienia. 
-No proszę, proszę… widzę żeście mieli tutaj niezłą imprezę, - odezwała się, biorąc do ręki majtki Julki, które jakimś cudem zawisły na kinkiecie. 
Znów spojrzała na mnie, ale teraz w jej wzroku nie było ani zakłopotania, ani zdziwienia, tylko jakaś taka pewność. Pewność… czego? Nie wiem, nie potrafię tego określić. Mogłem tylko podejrzewać, że była to pewność tego, że niezależne od sytuacji, będzie tak, jak ona chce. Przełknąłem tylko ślinę i starałem się nie patrzeć jej w oczy. Po chwili znów się odezwała. Tym razem bardziej do mnie niż do Julki.
-Śmierdzi tu chujem tak, jakby pierdoliło się tu sto małp.
Poczułem się jeszcze dziwniej. Nie wiedziałem, czy to miał być komplement, czy przytyk. Zważywszy na jej minę, określenie tego wcale nie było takie proste.
-Hmmm… no wiesz… eee… - mruknąłem coś niezrozumiale i poczułem, że zaczynam się pocić. 

Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...