środa, 31 sierpnia 2022

Misja.

6. To zabolało. 


Nagle jedno z grubszych pnączy oplotło się wokół jej włosów i pociągnęło jej głowę mocno do tyłu. To zabolało. Przymknęła powieki. Poczuła, jak kręgi w jej szyi naprężają się, a mięśnie zaczynają drżeć. Jej usta wciąż były szeroko otwarte.


Fioletowe macki i już chwyciły ją za plecy, zaciskając się na jej drobnym ciele tak, że nie mogła wykonać żadnego ruchu. Jeszcze przez moment próbowała z nimi walczyć. Naprężyła się, zaciskając powieki i zęby, starając się odeprzeć jak najdalej do tyłu. Wyglądała jednak na bardziej rozbrajającą, rozczulającą niż biedną dziewczynkę. Poza tym liana, która oplotła jej plecy, była w dotyku bardzo przyjemna. 

-Uch, proszę... proszę cię kochany… - szeptała.

Poruszała łopatkami na prawo i lewo, chcąc uwolnić się od coraz mocniejszego uścisku.  Ten zdawał się być jednak niczym wygodna, aczkolwiek bez możliwości uwolnienia się z niej, leżanka. 

Dziewczyna była coraz bardziej podniecona. Czuła się tak, jakby jej drobną postać trzymał wielki, wężowaty fiut. Teraz już nie mogła się doczekać, kiedy w nią wejdzie, kiedy wreszcie go dotknie. Jednak, mimo wszystko, wciąż walczyła, nie dając mu do siebie przystępu. 

-Ben przestań! - powiedziała jeszcze raz.

Jedna z wielkich macek chwyciła jej głowę od tyłu i popchnęła w kierunku grubej żołędzi. Teraz już tylko milimetry dzieliły wielki łeb od jej ust. Bezradnie starała się spojrzeć i ocenić, jak wielki jest w rzeczywistości. 

I nagle, ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu stwierdziła, że niepotrzebnie tak bardzo się bała. Kutas, który przednią falował, może był długi, jednak jego grubość wcale nie odbiegała od normy. 

W tym właśnie momencie poczuła, że wszelkie opory w niej pękają. W sensie fizycznym wciąż walczyła i nie poddawała się. Jednak gdzieś w głębi siebie już nie protestowała, ona go pragnęła.

Chciała coś powiedzieć. Wykonała głęboki wydech, szeroko otworzyła usta i w tym właśnie momencie, jednym gwałtownym pchnięciem wielka pyta wjechała wprost w jej gardło. Była zaskoczona tym, że stało się to tak szybko. Nie wystraszyła się jednak. Wiedziała przecież, co się stanie. 

Przechyliła głowę na jeden bok i patrzyła na gęsty czarny zarost, wyłaniający się spomiędzy skórzanego materiału. Penis wypełniał jej jamę ustną w całości, sięgał aż do migdałków. Mimo wszystko musiała stwierdzić, że było to, na swój sposób, bardzo przyjemne. 

Elastyczna macka pchała jej głowę w stronę hybrydy, która po części była jej kolegą,  nie dając możliwości odwrotu. Była kompletnie bezradna,  bezbronna, a jednocześnie tak bardzo podniecona.

-Och! - westchnęła, starając się nie zakrztusić. 

Fiut cofnął się szybko i gwałtownie, a po chwili tak samo energicznie wrócił. Fioletowe wyrostki oplatały jej plecy, ślizgały się po nich i pieściły. Czuła się tak, jakby była zdobywana przez dziesięciu kochanków na raz. 

Nagle jedno z grubszych pnączy oplotło się wokół jej włosów i pociągnęło jej głowę mocno do tyłu. To zabolało. Przymknęła powieki. Poczuła, jak kręgi w jej szyi naprężają się, a mięśnie zaczynają drżeć. Jej usta wciąż były szeroko otwarte.

W sekundę później, w spazmie ostatniego protestu, odwróciła głowę w lewą stronę. Zaczęła kasłać i łapczywie chwytać powietrze. Za jej plecami skręcały się już we wszystkie strony niebieskie korzenie. 

Jeden z nich podtrzymywał jej ramię z jednej strony, nie dając się wyrwać. Kolejny tuż pod jej łopatkami szykował się do ataku. Wyglądał inaczej niż pozostałe. Przypominał raczej dwupalczastą dłoń. Westchnęła wystraszona. To wszystko przerastało nawet jej najśmielsze oczekiwania. Patrzyła. 

Niebieska macka tuż obok jej obojczyka zwinęła się w literę “S” i, jak kobra, prężąc kark, szykowała się do ataku. Tymczasem ta druga, za palcami w kształcie haczyka, niepostrzeżenie zbliżała się do jej głowy. 




wtorek, 30 sierpnia 2022

Misja.

5. Nie powinna była się podniecać.


Nie powinna była się w takiej sytuacji podniecać. Jednak z każdą sekundą jej ciało reagowało coraz większym drżeniem.


Rica uniosła głowę i spojrzała na niego spod  przymkniętych powiek. Trudno było powiedzieć, co w tej chwili myśli ta dziewczyna. Zdawało się, że chce w obcym dostrzec, choć odrobinę człowieczeństwa. 

Tymczasem, mimo jej heroicznych wysiłków, jej drobne, lekkie ciało z każdą chwilą znajdowało się wyżej. Co sekundę wyrzucała z siebie ciche jęki i westchnienia. 

Niestety, kolejny moment upływającego czasu udowodnił jej, że nie jest w stanie stawić oporu temu czemuś. Krótkie, lecz bardzo gwałtowne szarpnięcie uniosło ją z pozycji siedzącej. Nawet nie wiedziała, jak to się stało. Klęczała teraz u jego stóp. Jej dłonie były oparte o jego umięśnione uda, a długi kutas unosił się i opadał o dwa centymetry od jej ust. 

Patrzyła na to coś jak zahipnotyzowana. Mieszały się w niej dziwne, skrajne uczucia. Z jednej strony była totalnie przerażona. Wszak z jej kolegą stało się coś strasznego i nie miała pojęcia, co za chwilę z nią zrobi. Z drugiej zaś była coraz bardziej podniecona. Pierwszy raz w życiu widziała bowiem tak ogromnego penisa. 

Ciekawość, a jednocześnie przekora  kazały jej wziąć go do swoich ust. Być może była to jeszcze jakaś inna, obca, nieznana jej siła. Nie umiała tego wytłumaczyć. 

-Jeżeli myślisz, że wezmę to do ust, to się grubo mylisz! -  powiedziała, odwracając twarz od fioletowej w głowicy. 

Wiedziała jednak, że jej protest jest tylko symboliczny. Co mogła bowiem zrobić wobec tak przeważającej siły. Grube, elastyczne macki, mocno oplatając się wokół jej przedramion, ciągnęły jej drobne ciało w kierunku wielkiego fiuta. Była tak blisko. Końcem dotykał jej policzka. Czuła zapach podnieconej męskości. Spojrzała. Ona sama była coraz bardziej rozgrzana i wilgotna. 

Dyszała przerażona. Chociaż w tej chwili, tak naprawdę, nie potrafiła określić, jakie uczucia targają jej ciałem i duszą. Z jednej strony bała się i to bardzo. Wielki, maczugowaty kutas poruszał się tuż obok jej głowy. Bała się jego rozmiarów i tego, że mógłby wedrzeć się w nią zbyt głęboko i zrobić jej krzywdę. Mimo to jakąś częścią siebie pragnęła doświadczyć tego nowego, niespotykanego narzędzia rozkoszy. 

W ostatnim geście niemalże teatralnej walki bardziej z samą sobą niż z obcym stworzeniem, niby uciekając przed nieuchronnym spotkaniem, odwróciła usta w przeciwną stronę. Czuła jednak jego gorąco, wiedziała, jak ogromny jest i drżała coraz bardziej.

Ben jednak manewrował swoimi biodrami w taki sposób, by trafić wprost do jej gorącej buzi. 

-Nigdy tego nie wezmę… -  protestowała już coraz ciszej.

Odchyliła barki do tyłu, starając się odsunąć jak najdalej od ogromnej maczugi. Wciąż jednak bacznie ją obserwowała spod przymkniętych pięknych powiek. 

-Ben, nie wiem, co się z tobą stało, ale jeżeli myślisz, że teraz to zrobię, to się grubo mylisz, - wyrzuciła z siebie, starając się jak najdalej odsunąć głowę od wciąż zbliżającego się penisa. 

W porównaniu z mutantem wydawała się drobna i krucha, niczym malutka laleczka. Jedne maski w całości oplotły jej ramiona ciągnąć z całych sił do siebie, tymczasem drugie, nieco cieńsze, skrycie, niepozornie skradały się już gdzieś od tyłu. 

Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Nie powinna była się w takiej sytuacji podniecać. Jednak z każdą sekundą jej ciało reagowało coraz większym drżeniem. Coraz bardziej była przekonana, że w końcu musi to zrobić. 




poniedziałek, 29 sierpnia 2022

Misja.

4. Istota daje dziewczynie fory.


W tym czasie, kiedy można było odnieść wrażenie, że istota daje dziewczynie fory, śliskie macki solidnie oplatały się wokół jej ramion, by podnieść ją bez problemu.


Ubrany w skafander mężczyzna wciąż nie odezwał się ani słowem. Obserwował ją uważnie ze zwieszonymi bezwładnie ramionami. 

-Dobrze, że już jesteś, - dorzuciła. 

Była ufna, zbyt ufna. Za ten fakt przyszło jej zapłacić bardzo wysoką cenę. 

Z pleców drugiego pilota z cichym, nieprzyjemnym mlaskaniem  wysuwały się wężowate macki. Były różnej grubości. Jedne na miarę ludzkiej ręki, inne rozmiarami nieco przewyższające palec. Wszystkie w kolorze fioletowo niebieskim, delikatnie żebrowane, lśniące, wilgotne i lepkie. Wiły się i skręcały na wszystkie strony. Robiły się coraz dłuższe. Omijając jego ciało, szybko zbliżały się do zgrabnej, drobnej sylwetki. 

Stała ze spuszczoną głową, kompletnie nieświadoma niebezpieczeństwa.

Charcząc coś niezrozumiale, naprężył się niczym struna. Po chwili jego kostium gdzieś między udami pękł jak zużyta chusteczka. Z powstałej pionowej szczeliny wyłonił się długi fioletowy kutas. Zwieńczony był wielkim worem wypełnionym jajami. 

-Och! - westchnęła wystraszona. 

Pilot szarpał się w spazmatycznych skórczankach. Macki z jego pleców wysuwały się coraz bardziej, zataczając w powietrzu koła. Każda z nich zakończona była żołędzią, taką samą, jaka znajdowała się na jego przyrodzeniu. Wszystkie stopniowo zwracały się w jej stronę. Pręży się i pulsowały. 

-Co to?! - jęknęła wystraszona.

Ben jeszcze raz z głośnym sykiem wypuścił powietrze. 

W następnej sekundzie stało się coś, czego młoda nawigatorka w żaden sposób nie mogła przewidzieć. Dwie z cieńszych macek błyskawicznie wystrzeliły w jej stronę. Ich końce owinęły się wokół jej przedramion i powaliły ją na ziemię. 

Była kompletnie zaskoczona. Przez krótką chwilę leżała z szeroko rozłożonymi nogami, nie mając pojęcia, co się właściwie stało. Przez cienki materiał jej kostiumu odbijała się szparka jej soczystej cipeczki. 

Nim zdążyła cokolwiek pomyśleć, elastyczne macki ściągały ją już do pozycji pionowej. Działo się to tak szybko, że miała wrażenie, iż istota, która ją podnosi, jest niesłychanie silna. Czuła się jak kukła, jak maleńka zabawka męczona przez jakieś niesforne dziecko. 

W następnej sekundzie już siedziała. Zapierała się stopami o podłogę, lecz była zbyt słaba. Stwór bezlitośnie ciągnął ją dalej. Stopniowo zaczynała sobie uświadamiać, że ta noc będzie dla niej koszmarem. 

-Nieeeee!!! - krzyknęła w geście protestu. 

Starała się zaprzeć piętami o podłogę, lecz buty na wysokim obcasie nie bardzo na to pozwalały. Wiedziała, że jak już będzie pionowo, może spotkać się z owym wielkim fallusem, który majaczył już nie tak całkiem daleko. 

Jeszcze raz stęknęła w bezsilnej rozpaczy. Jej stopy szorowały o śliską, metalową podłogę. Stworzenie, które na pierwszy rzut oka było jej kolegą z pracy, ciągnęło ją bezlitośnie do góry. Czas zdawał się wlec w nieskończoność. Walczyła, odsuwając się od istoty centymetr po centymetrze, lecz ta, nie zważając na jej protesty, ciągnęła ją w przeciwną stronę. 

-Nie! - jęczała przerażona. 

Wiedziała, że gdy tylko przyciągnie ją do siebie, jego wielki kutas wniknie w jej ciasną szparkę. 

-Zostaw mnie, nieeee!!! -  wołała, mocno zabierając się piętami. 

Walczyła jak alpinista zsuwający się w pochyłej skały. Przez krótki moment zdawało się, że siły są wyrównane. Mogło to też oznaczać, że w jej koledze pozostało jeszcze na tyle świadomości, iż przez krótki moment wahał się nad tym, co robi. Być może jego ludzka połowa nie chciała zrobić jej zbyt wielkiej krzywdy. 

Były to tylko jednak pozory. W tym czasie, kiedy można było odnieść wrażenie, że istota daje dziewczynie fory, śliskie macki solidnie oplatały się wokół jej ramion, by podnieść ją bez problemu.




niedziela, 28 sierpnia 2022

Misja.

3. Coś było jednak nie tak.


Coś było jednak nie tak. Postać w wejściu stała nieruchomo i nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Po naszywkach na skafandrze dziewczyna mogła rozpoznać, że jest to drugi pilot. Niestety, hełm na jego głowie nie pozwalał zweryfikować pierwszego wrażenia.


Kiedy pilot się szarpał, obcy wyjął z opakowania coś, co na pierwszy rzut oka przypominało ziemską mysz. Mężczyzna wiedział, że o niczym dobrym to nie świadczy. Przeczuwał, że za moment stanie się coś strasznego. Nie miał jednak pojęcia z czym, tak naprawdę, ma do czynienia. Szarpał się i stękał, próbując się uwolnić. Nic jednak to nie dawało. 

Tymczasem istota uniosła niewielkie stworzenie do góry w geście prawie że ceremonialnym. Małe kudłate coś wydało z siebie złowrogi warkot. Zbyt głośny i zbyt groźny, jak na tak małą istotę. 

-Wrrrrrrrrrrrr! Wrrrrrrr!!!

Ben w blasku słabego oświetlenia, które znajdowało się na krawędziach sufitu, patrzył na obcego trzymającego uniesionej dłoni niewielką poczwarkę. Bał się. 

Obcy powoli zbliżał swoją trójpalczastą dłoń w stronę klatki piersiowej drugiego pilota. Stworzenie, które trzymał w dłoni, poruszało we wszystkie strony. 

-Nie zbliżaj się! Zabierz to ode mnie!! Ja nie chcę!!! Nie!!! - krzyczał bezradnie chłopak. 

Obcy jednak nie reagował. Mała poczwarka była coraz bliżej jego ciała. Ostatnią rzeczą, jaką widział, były wielkie, szklane oczy, osadzone pośrodku trójkątnej, bezwłosej głowy.

-Iiiiiiiaaaaaaa!!! - wyrwał się z jego gardła okrzyk bólu i przerażenia.

Coś wdzierało się w jego trzewia. Czuł, jak rozrywa mu skórę i wciska się między przeponę, a serce. Charczał niczym zarzynany prosiak. Po chwili zapadła kompletna cisza i ciemność.

Tymczasem Rica siedziała na podłodze tego samego co wcześniej pomieszczenia. Słyszała na korytarzu kroki poruszających się nieznanych stworzeń. Była przerażona, bała się wyjść. 

Siedziała z rękami opartymi na kolanach i ze zwieszoną między nogami i głową. Wzdychała. Czekała, aż ktoś z załogi się pojawi i powie jej, co się stało. 

Kiedy kolejny raz uniosła oczy, miała wrażenie, że coś usłyszała. Spojrzała przed siebie w czeluść otwartych drzwi. Nic jednak tam nie było. 

Tymczasem za swoimi plecami usłyszała zgrzyt  otwieranego wyjścia awaryjnego. Nim jeszcze na dobre spojrzała w tamtą stronę, była już pewna, że ktoś tam stoi. Wyczuwała to bardziej, niż odbierała swoimi zmysłami. 

Dopiero po kilkunastu sekundach, jakby oprzytomniała. Westchnęła i skręciła kark, by spojrzeć na siebie. 

To, co zobaczyła, było bez wątpienia istotą humanoidalną. Widziała jedynie ciemny zarys dwurożnej sylwetki stojącej w jasnym świetle dobiegającym z pomieszczenia obok. Mogła mieć tylko nadzieję, że był to ktoś z jej załogi. 

Kiedy zorientowała się, że najprawdopodobniej, jest to jej przyjaciel Ben, błyskawicznie zerwała się na równe nogi z radosnym okrzykiem:

-Wreszcie jesteś! Powiedz mi, co się tutaj dzieje?! 

Coś było jednak nie tak. Postać w wejściu stała nieruchomo i nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Po naszywkach na skafandrze dziewczyna mogła rozpoznać, że jest to drugi pilot. Niestety, hełm na jego głowie nie pozwalał zweryfikować pierwszego wrażenia. Czy był to rzeczywiście jej kolega, czy może tylko ktoś, kto wyglądał tak, jak on? Musiała jednak zaufać.

Jak mały piesek, ze mrożonymi oczami, drobnymi kroczkami biegła w jego stronę. Przecież nie mógłby to być nikt inny. Nie w jego skafandrze. Nie chciała przyjąć do wiadomości innej alternatywy. 

Postać jednak nie ruszała się. Słychać było tylko syk wyrzucanego przez zawory powietrza. Tak, niby był to drugi pilot, jednak jego zachowanie odbiegało od normy. Rica nie zwróciła na ten drobny szczegół uwagi. Zbliżyła się na pół metra, położyła dłoń na swoich piersiach i powiedziała drżącym głosem:

-Nie masz pojęcia, jak bardzo się bałam.




sobota, 27 sierpnia 2022

Misja.

2. Istota.


Istota stojąca obok leżanki i nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Pochyliła swoją trójkątną głowę i włożyła palce do niewielkiego, szklanego pojemnika, w którym coś się poruszało. 


Ziemianie odrzuceni do tyłu niewidzialną falą uderzeniową, na chwilę całkowicie stracili zdolność widzenia. Kiedy ogłuszający piskliwy dźwięk ucichł, powoli wyprostowali się, odwracając w stronę, z  której ich zaatakowano. 

Ben pierwszy zrozumiał, w jak poważnej sytuacji się znajdują. Łapiąc oddech, bezradnie uniósł ramiona do góry. Miało to oznaczać, że nie będą stawiać oporu. W ziemskim rozumowaniu poddawał się. Nie wiedział tylko, czy obcy, który trzyma tak potężny miotacz, zrozumie ich gest. 

Rica spojrzała na kolegę i także uniosła ręce. Od chwili, kiedy Ben wyrzucił pistolet, czuli się kompletnie bezradni. Stali z uniesionymi do góry dłońmi, nie wiedząc, co za chwilę się stanie. On w skafandrze kosmicznym, ona półnaga. On w hełmie z wąską, nieprzezroczystą szybą, ona piękna, młoda z różowymi włosami. Czekali. Sekundy zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Rica odruchowo przysunęła się do towarzysza podróży. Słychać było jej wystraszony, przyspieszony oddech. 

Kiedy pierwsze nieprzyjemne uczucie paraliżu zaczęło mijać, uniosła nieco głowę, by spojrzeć w oczy nieznanym napastnikom. 

-Och, -  westchnęła cicho.

W jej spojrzeniu był nie tyle strach, ile zaskoczenie i pytanie dlaczego? W jej oczach było więcej odwagi, niż sama mogłaby się po sobie spodziewać. 

W dziwnych, zniekształconych twarzach agresorów nie mogła dostrzec ani żadnych uczuć. Nie mogła uwierzyć, by ktoś mógł ich zaatakować. Mimo iż byli uzbrojeni, ich statek był jednostką cywilną. Jako naukowcy przybywali z misją badawczą. Już w odległości dwóch lat świetlnych można było odebrać ich sygnał. Nie mogli być więc dla nikogo zaskoczeniem.

Dwie minuty później była już sama. Zabrali drugiego pilota. Nie miała pojęcia, co mogło się z nim w tej chwili dziać. Denerwowała się coraz bardziej. Przestępowała z nogi na nogę, robiąc obroty wokół własnej osi. 

-Boże, co się dzieje? - pojękiwała jak dziecko. 

Nie zdawała sobie sprawy z tego, że przez cały czas była bacznie obserwowana. Obcy śledzili każdy jej ruch. Poprzez ukryte kamery obserwowali jej młode, zgrabne ciało. Przez cienki, elastyczny materiał kostiumu przebijał każdy zakamarek, każda krągłość jej drobnej postaci. Bez trudu można było dopatrzyć się jędrnych piersi i sztywnych sterczących sutków. Między udami majaczyła soczysta brzoskwinka. 

W tej chwili jednak dziewczyna nie zwracała na te drobiazgi najmniejszej uwagi. Była kompletnie sama. Czuła się osaczona. Nie wiedziała, gdzie jest reszta załogi. 

Z mostka kapitańskiego przeszła do pomieszczenia obok. Była to duża hala, służąca do różnych celów. Ostatnio odbywały się tutaj odprawy. Jednak pierwotnym jej przeznaczeniem było centrum badawcze, w którym miały zostać zamontowane instrumenty pomiarowe. 

W tym momencie pomieszczenie było kompletnie puste. Nie miała pojęcia, dlaczego tutaj przyszła. W ogromnej przestrzeni i czuła się jeszcze bardziej bezradna. Rozglądała się nerwowo, co chwilę ciężko oddychając. 

Tymczasem na drugim końcu statku coś się poruszało. W pierwszej chwili można było odnieść wrażenie, że jest to jakiś dziwny kokon, ale po dokładniejszym przyjrzeniu się rozpoznać można było drugiego pilota. Wciąż pozostawał w skafandrze kosmicznym. Na jego głowie spoczywał ten sam hełm. Próbował się podnieść, lecz jego ciało było przytwierdzone do podłoża. Poruszał się z trudem tak, jakby był przyklejony. Był jednak w pełni świadomy tego, co się wokół niego działo. 

-Co chcecie ze mną zrobić?! - rzucił w kierunku stojących obok niego obcych osobników. 

Szarpnął się gwałtownie raz w jedną, raz w drugą stronę. Jego wysiłki były jednak bezskuteczne. Istota stojąca obok leżanki i nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Pochyliła swoją trójkątną głowę i włożyła palce do niewielkiego, szklanego pojemnika, w którym coś się poruszało. 




piątek, 26 sierpnia 2022

Misja.

1. Dwie różne rasy.


W tym samym momencie dwie różne rasy stanęły naprzeciw siebie. Z tego spotkania nie mogło wyjść nic dobrego. 


Na pokładzie Wiktorii panował półmrok. Całą kondygnację rozświetlał fioletowo-niebieski poblask. 

Lora obracała się wokół własnej osi bardzo ostrożnie. Miała przed sobą duże, rozsuwane na bok wrota. Gdzieś w połowie wysokości metalowych ścian biegł wąski pas jarzeniówek zamontowanych na kształt gzymsu. W perspektywie przed jej oczami szeroki hol przechodził w nieco węższy korytarz i skręcał na prawo. Wiedziała, że nie jest sama. Coś działo się w zakamarkach tego ogromnego statku. 

Mark zbliżył się do kolejnych drzwi. Ktoś, lub coś za nimi się czaiło. Dowódca wykonał jeszcze kilka szybkich, ale cichych kroków, stanął na krawędzi wejścia i, nieco pochylając głowę, zajrzał do środka. 

Cała grupa miała na sobie skafandry, które służyły do spacerów w kosmicznych. Czujniki ciśnienia zasygnalizowały rozszczelnienie powłoki okrętu i dostanie się do środka obcej mieszanki gazów. Nie mieli pewności, czy atmosfera nadaje się do oddychania. 

-Tutaj jest czysto, -  powiedział, odwracając się do pozostałych, - przegrupujmy się.

Ostrożnie na ugiętych kolanach przeładował broń. 

-Ja pójdę tędy, - wskazał przeciwległy koniec pasażu. 

Tymczasem Rica na górnym pokładzie krążownika orbitującego wokół obcej planety niczego nie podejrzewając, manipulowała przy instrumentach nawigacyjnych. 

Rica miała różowe, krótko obcięte włosy. Była ubrana według panującego w służbie jej królewskiej mości umundurowania. Jej tors opinała dopasowana, bladobłękitna tunika, spięta pod szyją skórzaną obrożą, która służyła jednocześnie za interkom. Jej piersi podtrzymywane były przez sztywne trapezy z tego samego materiału. Na ramionach znajdowały się szerokie, aluminiowe obręcze przechodzące długie rękawy z dzianiny. 

Kokpit statku był okrągły z dużymi, panoramicznymi iluminatorami. Gdzieś pod nimi majaczył ogromny błękitny glob. 

Mruczała do siebie zadowolona, dotykając kolejnych przycisków. Nie śpieszyła się. Miała ustawić maszynę w dogodnej do obserwacji pozycji. Komputer odpowiadał cichym popiskiwaniem na wprowadzane przez nią komendy. Niczego jeszcze nie podejrzewała. Według jej rozeznania misja przebiegała zgodnie z planem. Ucieszyła się, przykładając dłoń do czytnika linii papilarnych, by zatwierdzić i zablokować wprowadzone przez siebie zmiany. 

-No to teraz troszeczkę się zabawimy! - zawołała do siebie, podskakując radośnie. 

Nie było jej jednak dane skorzystać z tej przyjemności. Kiedy się odwróciła, do pomieszczenia sterowniczego wszedł Ben. 

-Chodź szybko! Mamy gości! - odezwał się do niej podniesionym głosem. 

Spojrzała na niego zaskoczona. Nie wiedziała, dlaczego miał na sobie kombinezon. Znajdowali się na stabilnej orbicie, a statek był w pozycji dokowania. Wszystkie systemy działały sprawnie. Nie było żadnego zagrożenia.

Chłopak odwrócił się, kiwnął na nią głową i pobiegł w stronę otwartych drzwi. Był uzbrojony. Laserowy pistolet swoim końcem omiatał pomieszczenie. 

Nie wiedząc, co się stało, ale wyczuwając niebezpieczeństwo, ruszyła za nim. Jej ciasny, dopasowany w strój uwydatniał zgrabne, ponętne pośladki. 

Tymczasem zza zakrętu wyłoniły się dwie dziwne, wrogo wyglądające istoty. Były szczupłe, wysokie, z cienkimi długimi ramionami. Ich głowy rozszerzały się u góry, przywodząc na myśl kapelusze grzybów. Obcy mieli wielkie, czarne pozbawione tęczówek oczy.

W tym samym momencie dwie różne rasy stanęły naprzeciw siebie. Z tego spotkania nie mogło wyjść nic dobrego. Ben uniósł do góry broń, omiatając latarką zamieszczoną na jej końcu wylot korytarza. Rica znajdowała tuż za nim, nie do końca zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa. 

Obcy, który był na czele, uniósł do góry niewielki, niepozornie wyglądający przedmiot, który na pierwszy rzut oka przypominał zwykłą latarkę. Przesunął suwak urządzenia do przodu, a ze środka wydobył się jasny promień, który błyskawicznie poszybował w ich stronę. W niewyjaśniony sposób w ułamku sekundy rozświetlił całe pomieszczenie. 




czwartek, 25 sierpnia 2022

Referat.

10. Ospermiona pizda.


Rajcował go widok upaćkanej cipy. Czuł niesamowity przypływ energii.

-Zajebista, ospermiona pizda! - stwierdził na koniec.


Uniosła głowę, przymknęła powieki i ciężko oddychała. 

-Tak, tak, poczuj, jak smakuje młoda cipka! - mówiła coraz bardziej podniecona.

Na jej ciele pozostała już tylko spódnica zawieszona na środku brzucha. 

-Kobieto, jesteś lepsza ode mnie, nie mogę!

Uśmiechała się tylko, lekko postękując.

-O widzisz, widzisz…  moja cipa też coś potrafi, - szeptała z satysfakcją.

Czół, że jest przez nią całkowicie zdobyty. 

-Jedź na mnie, jedź dzika dżokejko!

Unosiła się i opadała, dociskała swoje pośladki do samego końca, rozgniatała jego jądra.

-O tak, o tak, cudownie we mnie wchodzisz! - powtarzała. 

Wreszcie postanowili przejść do finału.  -Och daj mi go, daj, niech z nim skończę, jest taki piękny, pełny nasienia!

Zajęła się jego fiutem, by mógł solidnie trysnąć. Rozwalił się na sofie jak byk i tylko sapał. 

-Oooo matko, już prawie strzelam!

Szeroko rozłożył uda, a ona wlazła między nie i wprawnie wzięła w posiadanie jego banana.

A-gul, a-gul… - obciągała.

Chwyciła go dłonią u samej podstawy, a jego czubek siedział w jej gorących ustach.

-Uffff, uffff, uffff… - sapał.

Ssała go, ciągnęła, lizała. 

Gulg, gulg, a-kha…

W spódniczce pozostawionej na biodrach wyglądała, jak mała, biedna, pozbawiona ubrania laleczka. Jej ciało zapraszało delikatnością i miękkością. Zamknęła oczy i ze wszystkich sił mocowała się z jego narzędziem.

-Afffffu, afffffu… już mam dość, dość, chcę się spuścić! - wzdychał ostatkiem sił.

Nie przerywała pracy, była skupiona wyłącznie na jednym.

-Gulg, gulg, gulg…

Uniosła głowę. 

-Jeszcze z tobą nie skończyłam.

Przed jego oczami krążyły kolorowe gwiazdki, a podbrzuszem szarpały gigantyczne skurcze. Był przekonany, że za chwilę jego serce odmówi posłuszeństwa. 

-Proszę, ffffff, ffffff… - ostatkiem sił łapał powietrze. 

Czuła jego woń, sprężystość jąder, to wszystko jeszcze bardziej ją nakręcało. 

A-gulg, a-gulg…

Wciągał powietrze, modlił się, żeby nie zemdleć.

-Fffffff, ffffff… - dyszał, - jak ty możesz, przed chwilą byłaś taka niewinna?!

Była nienasycona. Podniecało ją to, jak bardzo potrafi być bezpruderyjna. 

-Cicho…

Pochyliła się. 

Gul, gul, gul…

Wiedział, że jeszcze chwila i cały zapas spermy wyląduje w jej ustach. 

-Zajebiście mnie obciągasz! Och!

W końcu nastąpiła ta chwila, na którą od samego początku czekali. 

-Szybko, szybko kładź się, rozłóż nogi och, chcę trysnąć na twoją psitkę! - pokrzykiwał.

Górną połową ciała spoczywała na wersalce, dolną opierała się na podłodze. 

-Tu się spuść, tu i tu, - pokazywała palcem.

Klęczał między jej szeroko rozstawionymi, nogami i tryskał na brzuch i cipkę. 

-Och na brzuszek, na kępkę?! - powtarzała.

Napinał się, stękał, poruszał skórą na chuju, a sperma gęstymi kroplami pokrywała jej ciało. 

-Tak, już teraz możesz, jeszcze! - dopingowała.

Patrzyła na niego z podziwem, ale też i ze współczuciem. 

-Aaaaaaaach, ach, ach!!! - wzdychał.

Zwinęła spódnicę pod same cycki, nie chciała, by ją też pobrudził. Ciągle go zachęcała.

-Dobry chłopczyk, dobry, jeszcze kropelka, jeszcze…

Stękał i sapał, trzęsąc się na całym ciele. 

-Aaaaaaach, aaaach, aaaaach!!!

I w końcu nie pozostało już nic.

-I co lepiej?! - spytała.

Odczuwał błogą, niebiańską przyjemność. 

-Uuuuuuuuch!

Czuła ciepło oblewającej ją spermy i uśmiechała się.

-Ulżyło ci?

Drżał, wycierając fiuta o jej broszkę.

-Oooooo taaaaak, taaaaak…

Miała nadzieję, że coś jeszcze z niego wyleci.

-Dobrze, wpuść jeszcze trochę do środka, - poprosiła.

Poruszał skórą na swoim fiucie, starając się wycisnąć jeszcze jakąś odrobinkę.

-Uch, uch, uch… - dyszał.

Była bardzo zadowolona, widząc, co może zrobić z facetem.

-Grzeczny misio, grzeczny ptaszek… - chwaliła.

Rajcował go widok upaćkanej cipy. Czuł niesamowity przypływ energii.

-Zajebista, ospermiona pizda! - stwierdził na koniec.


KONIEC




środa, 24 sierpnia 2022

Referat.

9. Nadziała się na jego pal. 


Wydostała się spod niego, popchnęła go na łóżko tak, że stracił równowagę i legł jak kapeć. Stanęła nad nim okrakiem i usiadła, nadziewając się na jego pal. 


Jego fiutem szarpały już potężne skurcze. Tracił przytomność, a ona nadziewała się jeszcze głębiej. 

-Już, już… spokojnie, spokojnie… ooooo Matko Boska!!! - krzyczał.

Obejmowała go swoją cipką, jak imadłem unosiła się i opadała. Było tak słodko, tak wspaniale…

-Ech mam cię w sobie! - wyrzuciła chrypiącym głosem.

Uśmiechnęła się z satysfakcją i jeszcze mocniej zapięła pośladki a on zwijał się z rozkoszy, jak robak. 

-Taaak, taaak… zajebista cipa. Co ty w niej masz dziewczyno!!!

Podniecało ją, że tak jęczy, że tak wzdycha. Unosiła się i opadała, a jej piersi kołysały się na boki. 

-Pchi… i jeszcze cię ścisnę… - prychnęła.

Wiedział, że za sekundę napełni ją swoim wrzącym nasieniem. Czuł niesamowite zadowolenie i jeszcze jakiś dziwny lęk, i to, trudne do opisania skrępowanie. Przecież mógłby zrobić jej dziecko.

-Uuuuuuuuuch!!! Cholera jasna!!! - zaklął.

Poruszała się w górę i w dół, w górę i w dół… wiedziała, że jej partner za chwilę się spuści. 

Nagle uniosła się nieco wyżej i niespodziewanie z niej wypadł.

-Allle twardy… noooo… jak pal… jak pal kurna… zupełnie, jak jakiś kołek… aaaaa!!! - zachwycała się.

Odczekała chwilę a on ciągle był, jak galareta. Dygotał, więc ponownie nadziewała się na jego męskość. 

-Siadaj, siadaj, tylko ostrożnie, - ostrzegał.

-Uch, uch, uch… - postękiwała.

To był ten moment, kiedy należało coś zmienić.

-Kładź się, na podłogę, szybko… taaak dupa do góry… kurwa dawaj ją!!! - wydarł się.

Jego popęd był niepohamowany. Zapakował się w nią od tyłu, jak dzikie zwierzę.

  -Pawełku, Pawełku, och ostrożnie, trochę boli! - prosiła.

Nie dał jej najmniejszych szans. Odwrócił ją szybko na drugą stronę zupełnie, jak naleśnik na gorącej patelni. Zrobił to tak szybko, że przodem ciała spadła na podłogę. 

-Pawełku, och proszę!

Wsparta rękoma na parkiecie z zamkniętymi oczami i otwartą buzią postękiwała cicho, a on mocował się z nią, pakując się miedzy jej zaciśnięte pośladki i uda.  

-Co ty pierdolisz, ty stara cipo, ja już cię zerżnę!

Był stanowczy, jak dominujący samiec. Gwałtownie poruszał biodrami, jakby całkiem chciał ją zrzucić na podłogę. 

Och, jak było jej dobrze, nie potrafiła opisać tej nieziemskiej rozkoszy. 

-Aaaaach, taaaak, wepchaj mi go, wepchaj w tę niezaspokojoną pizdę!

Dochodził, nie zważał na nic, było mu wszystko jedno. 

-Kurwa, nie ruszaj się, tak, tak… yych i mam cię!!!

Cała się trzęsła, ruszała tyłkiem na prawo i lewo jakby chciała przyspieszyć ten akt.

-Pawełku, Pawełku, pierdol mnie!!!

Rąbał ją z zaciśniętymi zębami, coraz szybciej i szybciej. 

-Ja już cię zerżnę, dobrze ci, dobrze, co?! - syczał.

Poruszała się do przodu i do tyłu pod naporem jego mocnych pchnięć.

-Och tak, och tak… jeszcze, jeszcze!!! - pokrzykiwała.

Nagle przejęła inicjatywę.

-Teraz, to ja sobie na tobie pojeżdżę, - powiedziała.

Wydostała się spod niego, popchnęła go na łóżko tak, że stracił równowagę i legł jak kapeć. Stanęła nad nim okrakiem i usiadła, nadziewając się na jego pal. 

-Ufffffffff… noooo dobra, amazonka, ooooo taaaak, taaaak… - dyszał.

Jak stary erotoman rozłożył nogi, by móc dłużej powstrzymać się od wytrysku a ona przytrzymując się oparcia, unosiła się i opadała.

-Oooo tak, oooo tak, do dołu i do góry… taaaak… - nadawał odpowiedni rytm.

Z zachwytem patrzył na jej cycki, pieścił je i bawił się, jak mały chłopczyk. 

-Kurwa mać, co za cudowne, niesamowite ciało!!! - pomrukiwał.




Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...