38. Może się nam tylko tak zdawało?
Po kopulujących istotach nie było śladu. Ze zdumienia przetarłem oczy, znikły tak szybko, jakby w ogóle tu ich nie było. Jedynie nasze rozbudzone zmysły były świadkiem tego, że działo się tu coś niezwykłego. A może się nam tylko tak zdawało?
Poruszała biodrami na boki zaciskając i rozluźniając mięśnie pośladków a olbrzym sapał coraz głośniej. Nagle opadła bardzo nisko i zatrzymała się w szczelinie między jego nogami.
Ciristi jeszcze mocniej zacisnęła palce na moim kutasie. Przez całe moje ciało przebiegł gorący dreszcz.
-Och, nie mogę uwierzyć, że on się w niej zmieścił, - jęknęła z przejęciem.
Brzuch małej samiczki napęczniał tak, jakby była w ciąży. Rzeczywiście to było trudne do zaakceptowania. Koniec zgrubienia sięgał aż pod jej biust.
-To pewnie przystosowanie anatomiczne, - szepnąłem w stronę pani doktor. W tym samym czasie rozpinałem już pasek spodni.
Mała siedziała na zwalistym cielsku z udami rozchylonymi pod kątem stu osiemdziesięciu stopni w taki sposób jakby robiła to od urodzenia. Zwierz położył na nich swoje sękate paluchy, by lepiej ją przytrzymać. Zaraz później odchyliła się do tyłu i położyła na jego nogach. Poruszała się powoli w przód i w tył a pod jej skórą przesuwały się żylaste kształty jego wielkiej fujary.
Wszyscy obserwowaliśmy to z otwartymi ustami. Nawet podczas naszych rozlicznych podróży rzadko kiedy mieliśmy okazję podziwiać podobne widowisko. Nagle do naszych uszu dobiegł dziwny odgłos. To było coś jakby wylewanie gęstej cieczy ze szklanej butelki, tylko dużo głośniej. Jednocześnie ciało małej zaczęło nadymać się jak napełniany wodą balon.
Bulg, bulg, bulg… i robiła się coraz grubsza i coraz bardziej okrągła. Odrażające, a jednocześnie niesamowicie podniecające.
Kiedy odgłosy ucichły wyglądała jak piłka do koszykówki. Zamknęła oczy i opuściła głowę.
-Och, spuścił się w nią! - usłyszałem wystraszony, ale i podniecony głos Lary.
Skośnooka dziewczyna dyszała z pożądania.
-No spuścił się, - powiedziałem spokojnie, chociaż i ja byłem niesłychanie poruszony.
-Właśnie tak rozmnaża się Homobugalaris, - westchnęła z zachwytem Cristi, - Coś pięknego, prawda?
Po naszej stronie też zanosiło się na niezłe ruchanie. Morgan zachłannie spojrzał na swoją koleżankę i chrząknął niedwuznacznie.
-À propos spermy… - odezwał się po chwili, - jestem tak nabuzowany, że sam wypełnię po brzegi jakąś młodą cipeczkę.
Wszyscy czekaliśmy na to, że zaraz się za nią zabierze. Właśnie na nich skupiliśmy swój wzrok. W pewnym momencie coś mnie tknęło. Zresztą nie tylko mnie. Coś było nie tak. Pozostali też zwrócili na to uwagę. Niespodziewanie zamilkliśmy i razem spojrzeliśmy w dół. Po kopulujących istotach nie było śladu. Ze zdumienia przetarłem oczy, znikły tak szybko, jakby w ogóle tu ich nie było. Jedynie nasze rozbudzone zmysły były świadkiem tego, że działo się tu coś niezwykłego. A może się nam tylko tak zdawało?
Kiedy byliśmy na dole i chaotycznie zbieraliśmy swoje rzeczy, w plecaku Lary zaskrzeczało stare analogowe radio. Właśnie takich używaliśmy z powodu licznych zakłóceń fal elektromagnetycznych.
-Grupa jeden, grupa jeden, zgłoś się!
Morgan chwycił nadajnik i krzyknął:
-Baza, tu grupa jeden! Co się stało?!”
-Właściwie to nic, ale przed chwilą otrzymałem komunikat z Ziemi.
Na ustach mężczyzny natychmiast pojawił się uśmiech.
-Kolego od kiedy się przejmujemy komunikatami z naszej najdroższej ojczyzny, - powiedział do mikrofonu.
-Morgan, nie żartuj. Na waszym miejscu posłuchałbym tego bardzo uważnie.