niedziela, 31 lipca 2022

Pacjentka.

3. Nie jestem chora.


-Nie jestem chora.

-Jesteś. 

-Nie.

-Schizofrenia, to poważna choroba. 


Uklękła i odwróciła się tyłem, jej kciuki wylądowały za majteczkami. Odciągała gumkę na boki, powoli zsuwając je ze swojego tyłeczka. Skręciła tułów i patrzyła na mnie, znowu tak patrzyła. Wyglądała, jak madonna z dawnych obrazów. Pod jej oczami utworzyły się delikatne kółeczka. Boże, jaka ona była piękna. 

-Przecież nie dasz rady, nie wytrzymasz. 

Próbowałem wciągnąć ją w jakiś inny wątek.

-Powiedz, czy ty w każdym mężczyźnie widzisz obiekt seksualny?

Znowu wygrała.

-Nie, ty jesteś dla mnie obiektem. Ciebie chcę w tej chwili. 

Jak ona to robiła?

-Felicjo, och Felicjo, chcę ci jakoś pomóc. 

Napierała.

-Pomożesz, jak się ze mną prześpisz.

Chciałem się z nią kochać, przecież cały drżałem. Moje ciało rwało się do niej, ale mój rozum podpowiadał coś innego. Wiedziałem, że to doskonała graczka, że świetnie się kamufluje, wszystko po to, by nie wyjawić mi swoich lęków. Nie mogłem na to pozwolić.

Opadła do przodu, wprost na oparcie kanapy. Łokieć położyła na wezgłowiu a na otwartej dłoni głowę. Drugą ręką, powoli ściągała swoje różowe majtki. Zbliżałem się do niej. Krok po kroku, stopniowo zmniejszałem dystans. Nie odrywałem wzroku od jej ślicznej buzi, od jej głębokich, czarnych oczu. Patrzyła spokojnie, ufnie ciepło, jakby była pewna każdego swojego gestu, każdej swojej myśli, jakby była pewna tego, co za chwilę miałoby się stać. Na swojej twarzy poczułem jej słodki oddech. 

-Jeśli teraz mi powiesz, że mnie nie kochasz, że mnie nie chcesz, to ci i tak nie uwierzę. 

-Przestań, Boże przestań, nic nie mów. Proszę cię Felicjo, nic już nie mów. Jesteś taka śliczna. To jakiś koszmar, to jakaś pomyłka, - powtarzałem, jak we śnie.

Zachowywała się tak, że nie sposób było jej nie wierzyć.  

-Jestem, czekam każdą noc, na każdy dzień. Bez ciebie choruję, bez ciebie nie mogę żyć. 

-Proszę cię, dziecko, zamilcz, - mówiłem już tylko po to, by uspokoić swoje sumienie. 

Czubkiem palca dotknąłem jej ust. Nie drgnęła nawet, patrzyła ufnie i spokojnie, jak wcześniej. Miała oczy jak u foki: duże czarne i piękne. Wystarczyło tylko wsunąć dłonie pod jej krótką bluzeczkę, by bez trudu, dobrać się do jej dużych piersi. Wystarczyło tylko włożyć dłonie pod jej majtki. Na pewno by się nie broniła. Dygotałem, przypominając sobie, jak było wczoraj i przedwczoraj. To byłby piękny romans, ale kilka ulic dalej czkała żona z dwójką małych dzieci. Poza tym, gdyby dowiedzieli się w klinice… nie chciałem nawet o tym myśleć. 

-Felicjo ubierz się, usiądź, porozmawiajmy, jesteś poważnie chora, sama nie  dasz sobie rady. Potrzebujesz mojej pomocy, - prosiłem, mając nadzieję, że w jakiś sposób, zacznie mnie słuchać.

-Nie jestem chora.

-Jesteś. 

-Nie.

-Schizofrenia, to poważna choroba. 

-Wiem, ale to mnie nie dotyczy. 

Patrzyłem w jej oczy.

-Chcę ci pomóc. 

Uśmiechnęła się.

-No, to chodź do mnie, tutaj, na łóżko.

Wyprostowała się. Jedną rękę wciąż trzymała na oparciu kanapy, drugą wsunęła pod bluzeczkę dokładnie tak, jak ja bym to zrobił, dokładnie tak, jak zrobiłem to dzień, czy dwa dni wcześniej. Patrzyłem, jak chwyta za swoją pierś i ściska ją. Pochyliła samą głowę, jej czarne włosy opadły, zasłaniając część cudownej twarzy. 




sobota, 30 lipca 2022

Pacjentka.

2. Zrobimy to i będzie po wszystkim.


-Boże, jaki ty jesteś oporny. Chodź, zrobimy to i będzie po wszystkim. Nikt nie będzie o tym wiedział. To tylko seks. To nic nie znaczy. 


Uchyliła usteczka w niewinnym uśmiechu. Gdyby nie te wielkie piersi pomyślałbym, że to jeszcze mała dziewczynka, ale to było takie mylące. Nie była małą dziewczynką. Ona miała osiemnaście lat, tylko tak wyglądała, tak wyglądała… Na dodatek była chora, bardzo chora, a ja byłem tym lekarzem, tym ostatnim, który miał jej pomóc. To było nieetyczne. 

-Chcesz mnie, przecież mnie chcesz, nie mogę tak wiecznie czekać. Przecież tu jestem, zobacz. Dlaczego nie chcesz mnie dziś wziąć w ramiona? Ja i tak będę cię miała, przecież wiesz, że tym żyję. 

Chciałem uderzyć tak samo precyzyjnie jak ona.

-Wiem i jestem tu, by ci pomóc, by cię z tego wyciągnąć, rozumiesz Felicjo? Czy ty mnie rozumiesz mała??? 

Nie wiem czemu mówiłem do niej “mała”. Była przecież dorosła. 

-Nie wiem, kto tu jest bardziej chory, ja czy ty?

Jesteś taki zablokowany.  Nie mogłem pozwolić, by całkowicie przejęła nade mną kontrolę. 

-Nie. Jestem twoim lekarzem. To, co było, nie powinno się stać, rozumiesz?!

Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo jest wyrachowana.

-Rozumiem tylko tyle, że nie chcesz się kochać z młodą, nagrzaną laską. 

Mocowaliśmy się.  

-Nie jesteś laską, tylko moją pacjentką.  Sprawnie przechodziła od defensywy do ataku.

-Nie żartuj, kiedy patrzysz na moje cycki, to cały drżysz.

Miała rację, tak bardzo miała rację, ale nie mogłem, przecież nie mogłem. Nic nie działo się tak, jak powinno.  -Chcę cię wyleczyć. Uśmiechnęła się ironicznie.

-Z czego? Z seksu?!

Patrzyła, nie odrywała ode mnie oczu. Przenikała mnie swoim wzrokiem.  Nagle pochyliła się do przodu, jakby szykowała się do skoku, jakby za chwilę miała się na mnie rzucić. Wrażenie było tak realistyczne, że odruchowo odsunąłem się do tyłu. 

-Boisz się mnie? Ha, boisz się! Ty się mnie boisz. 

Wiedziała, że już mnie ma, ale bawiła się dalej. Ja tylko udawałem, że walczę. Nie chciałem tego, to starcie nie powinno było się wydarzyć. 

-Nie boję się. 

Patrzyła na mnie, niczym kobra. Boże, jak ja chciałem ją pocałować. Zbliżyć się do niej i ją pocałować, po prostu, pocałować tak, by moje usta dotknęły jej ust, tak, by poczuć jej ciepło, tak, jak wczoraj i przedwczoraj.

Wiedziałem, jednak, że to był wypadek, przy pracy, który nie powinien się więcej powtórzyć. 

-Powiedz, dlaczego jeszcze się opierasz?

Zacisnąłem zęby. Wypowiadałem słowa, w które sam już nie wierzyłem.

-Felicjo, mylisz mnie z kimś innym, nie będę się z tobą kochał. Ani dziś, ani nigdy. 

Nie poddawała się. 

-Nie pozwolę na to. 

-Jak?

Patrzyła tak, że drętwiałem. Musiałem użyć wszystkich sił, by się na nią nie rzucić. Nie musiała nic mówić, a i tak wiedziałem, co chodziło po tej, chorej głowie. Jej oczy nie były sprośne, nie były zdrożne, były, po prostu, niewinnie powalające, obezwładniające, paraliżujące swoim pięknem. 

-Boże, jaki ty jesteś oporny. Chodź, zrobimy to i będzie po wszystkim. Nikt nie będzie o tym wiedział. To tylko seks. To nic nie znaczy. 

Zdawało mi się, że zyskałem niewielką przewagę.

-Mówiłaś, że potrzebujesz miłości. 

Wywijała się, jak piskorz.

-Przede wszystkim potrzebuję cię w moich ramionach.  

Włożyła dłonie pod swoją bluzeczkę i bawiła się piersiami.

-Felicjo, powiedziałem, że nie. 




piątek, 29 lipca 2022

Pacjentka.

1.  Przestań mnie uwodzić.


-Felicjo, przestań mnie uwodzić, - powiedziałem najbardziej stanowczo, jak tylko umiałem.


Miała na imię Felicja, oczy czarne, jak węgle, duże, pogodne i ufne. Włosy długie, tak do połowy pleców, miękkie, naturalnie pofalowane. Usta pełne, ciemno bordowe, nie malowane, ciągle uśmiechnięte. Nos malutki, prosty, delikatny. Jej broda była bardzo charakterystyczna, trójkątna z seksownym dołeczkiem na środku. Karnacja skóry tej pacjentki była ciemna, ale jeszcze nie latynoska.

Tego wieczoru Felicja ubrana była dość infantylnie, miała na sobie, jakby dziecięcą, bluzeczkę z dzianiny i różowe majteczki.

To była bardzo szczupła, delikatna dziewczyna. Pamiętam to, jak dziś, siedziała wtedy na sofie, z jednym kolanem podciągniętym pod brodę. Na stopach miała śmieszne, palczaste skarpetki. Było nastrojowo, jej pokój był przytulny i ciepły.

-Jestem tu dla ciebie, chcę, byś się mną zaopiekował. Mamy ferie, a ja potrzebuję ciepła i miłości, - powiedziała tak, jakbym był jej ojcem.

-Nie dam się nabrać na twoje gierki, - odpowiedziałem sucho.

Siadła przodem do mnie, oparła się plecami o wygodną miękką kanapę. Nogi podciągnęła pod brzuch i rozsunęła kolana. Ręce swobodnie oparła na poduszkach. Patrzyłem na jej różowe majteczki. Były takie normalne. Nie miały w sobie nic wyuzdanego. Skąpa koszulka podjechała do góry, odsłaniając kawałek brzuszka.

-Chodź, przytul mnie. Nie chcę nic więcej. Chcę, tylko żebyś mnie przytulił, - mówiła ciepłym, spokojnym głosem.

Wiedziałem jednak, że to tylko pozory.

-Za chwilę dostaniesz zastrzyk, to środek uspokajający.

Przechyliła głowę na jeden bok i patrzyła na mnie tymi ufnymi, wielkimi oczyma. A ja gapiłem się między jej nogi i zastanawiałem się, co kryje się pod tymi różowymi majtkami.

Po kilku minutach podniosła się, wykonała półobrót i ustawiła się na czworakach: trochę bokiem, trochę przodem. Patrzyła na mnie, jak skradająca się kocica, ale nie miała w sobie nic z drapieżności. Jeśli miałaby mnie czymś zaatakować, to tylko ciepłym buziakiem i zarzutem delikatnych ramion.

Miała twarz nastolatki. Ciało na pierwszy rzut oka, może nie tak bardzo zgrabne, co kruche. Patrząc w jej oczy, miałem wrażenie, że jest istotą stworzoną do miłości. Kiedy raz już na nią spojrzałem, nie mogłem patrzeć gdzie indziej. Przyciągała, hipnotyzowała, bawiła, uwodziła. Była grzeszna z samego wyglądu, ale zachowywała się tak, jakby zupełnie sobie z tego nie zdawała sprawy.

Jej bluzeczka podjechała jeszcze wyżej. Zastanawiam się, czy pod spodem ma staniczek.

-Chcesz mnie, wiem, że mnie chcesz. Widzę, jak patrzysz. Chciałbyś wziąć mnie w swoje ramiona. Wiesz, że to wcale nie jest takie trudne. Chodź do mnie, po prostu chodź i mnie przytul, - kusiła.

Umiała kusić.

-Felicjo, przestań mnie uwodzić, - powiedziałem najbardziej stanowczo, jak tylko umiałem.

A ona stanęła na kanapie i bokiem oparła się o wysokie wezgłowie. Dłonią podciągnęła bluzeczkę, odsłaniając odrobinę piersi.

-Nie wierzę, popatrz mi w oczy i powiedz to jeszcze raz. 

Nie mogłem, nie wiedziałem co robić. -Felicjo, błagam. Bardzo szybko potrafiła zmienić ton.

-Jesteś mięczakiem, wiesz?!

Oparła się plecami o wezgłowie kanapy. Zarzuciła rękę na szyję i przeciągnęła się. Jej piersi wciąż wystawały spod ubrania. Drugą dłonią ściągała majtki do dołu. Znowu zadrżałem. Tym razem zrobiło mi się bardzo gorąco. Nagle zapragnąłem się rozebrać, było mi duszno i niewygodnie. Wszystko uciskało i piło.

-Boże, Felicjo litości. 




czwartek, 28 lipca 2022

Mokre sny.

6. Moje serce przestanie bić.


Miałem wrażenie, że za chwilę moje serce przestanie bić, a ja będę wolny od wszystkiego, co mnie otacza od wszystkich trosk i kłopotów.


Nie chciałem tego przerywać, nie chciałem zmniejszać doznań, choć wiedziałem, że każdy mocniejszy ich stopień będzie, oprócz nieopisanej rozkoszy, także torturą. To było tak, jakbym jednocześnie znalazł się zarówno w piekle jak i w niebie.

Później to już ona siedziała na mnie. To znaczy, ja leżałem na łóżku na plecach, a ona leżała na mnie, także na plecach. Ta pozycja dawała mi niesamowicie dużo satysfakcji i zadowolenia. Czułem na sobie całe jej drobne ciało, gorące delikatne i niesłychanie podniecające.

Szeroko rozłożyłem uda, ugiąłem nogi w kolanach, podpierając je na stopach, a ona położyła swoje drobne nóżki na moich owłosionych i umięśnionych udach. Była jak dziecko: lekka, delikatna, a jednocześnie tak bardzo podniecająca, tak szybko prowadząca mnie na sam szczyt najcudowniejszego orgazmu na świecie.

Jej pośladki tak mocno rozgniatały się na moim podbrzuszu, tak energicznie wierciła swoim tyłeczkiem, że już po chwili wszedłem w nią do samego końca, aż po same jaja. Podpierała się dłońmi po obydwu stronach mojej klatki piersiowej, a ja dyszałem, próbując zapanować nad swoim ciałem.

W końcu w tym ostatecznym, krytycznym momencie zeskoczyła ze mnie, przelewając się przez moje ciało.

Nie mogę sobie przypomnieć, co się wtedy właściwie stało. Pamiętam tylko tyle, że w ostatnim momencie zdążyłem tylko chwycić mojego kutasa u samej podstawy i mocno ścisnąć, a ona już leżała między moimi udami, a raczej to tylko jej głowa tam się znajdowała. Jej usta mocno chwyciły żołądź mojego fiuta.

Dalej to już były tylko zwierzęce odruchy. Moje ciało zaczęło rzucać się w niewyobrażalnie silnych i gwałtownych skurczach. Czułem się tak, jakbym nagle dostał śmiertelnych konwulsji, jakbym odchodził z tego świata w męczarniach i agonii. Jednak ten stan był niewyobrażalnie przyjemny. Ona nic nie robiła, absolutnie nic. Trzymała tylko mojego fiuta w swoich doskonałych usteczkach. Trzymała głowę w taki sposób, że jej czoło znajdowało się u dołu, a broda u góry, a ja tryskałem.

Właściwie trudno to tak nazwać. Nasienie z mojego penisa po prostu płynęło jednym, może niezbyt silnym, ale stałym niezmiennym, strumieniem. Nie mogę sobie przypomnieć, aby choć jedna kropla poleciała na łóżko, gdzieś obok jej buzi.

Ona w niezwykle sprawny sposób wszystko łykała. Pochłaniała każdą, choćby najmniejszą, jego ilość. Miałem wrażenie, że z chwilą, kiedy pozbędę się ostatniej resztki, ostatniej odrobinki mojej męskości, to po prostu umrę, odejdę w najbardziej cudowny, boski sposób, jaki można sobie wyobrazić. Miałem wrażenie, że za chwilę moje serce przestanie bić, a ja będę wolny od wszystkiego, co mnie otacza od wszystkich trosk i kłopotów.

Otworzyłem oczy. Leżałem zwinięty w kłębek w drugim końcu łóżka. Byłem spocony jak mysz, a w slipach między udami czułem gęstą, lepką substancję. Wiedziałem, co się stało. Moja żona spała w najlepsze, zupełnie niczego nie podejrzewając.



KONIEC




środa, 27 lipca 2022

Mokre sny.

5. W bosko ciasnej pizdeczce.


Widziałem jej pośladki ciemną oliwkową niemal skórę i mojego chuja poruszającego się w bosko ciasnej pizdeczce.


Cóż to była za rozkosz. Już w tym momencie miałem nieodparte wrażenie, że spuszczę się w to jej ciasne, gorące wnętrze. Zresztą bardzo tego chciałem, pragnąłem tego całym sobą, nawet nie próbowałem się powstrzymywać. Wiedziałem przecież, że jestem we śnie i, nawet jak się tam spuszczę, to nic się nie stanie, że prawie w tej samej chwili będę gotowy do ponownej kopulacji. Dlatego właśnie to wszystko podobało mi się najbardziej. 

Uniosła do góry uda, wciąż trzymając je bardzo szeroko rozwarte, a ja powoli wciskałem się coraz głębiej i głębiej. Było mi tak dobrze, że pociemniało mi w oczach, a moje serce zdawało się wyrywać z klatki piersiowej. Podparłem się dłońmi po obydwu stronach jej zgrabnego ciała i dyszałem z rozkoszy. Błogie wilgotne gorąco, w coraz większej części obejmowało mojego członka. Zaczęła się wic jęczeć i wzdychać. Była tak ciasna, że myślałem, iż za chwilę zemdleję.

Po wykonaniu kilkunastu ruchów musiałem z niej wyjść. Jej cipka była jak imadło, jak mokre gorące imadło ściskające mojego kutasa ze wszystkich stron i nie chodziło już o to, że się spuszczę, że doznam wspaniałego orgazmu. Tego przecież chciałem. W tej chwili bałem się, że nie zdołam utrzymać świadomości. We wszystkich zakamarkach swojego jestestwa czułem omdlewającą, cudowną rozkosz. Wyszedłem z niej, drżąc i dysząc, za wszelką cenę próbowałem kontrolować, chociaż część tego, co się ze mną działo.

Trzymałem swojego penisa u samej podstawy i nie mogłem uwierzyć, że jest tak mocno umazany w jej wydzielinach. Cały był otoczony białym gęstym budyniem i byłem w stu procentach przekonany, że nie było to moje nasienie. Nie wyszedłem z niej całkowicie. Łeb mojego fiuta wciąż spoczywał w jej pulsującej muszelce. Zsunęła uda. Nie mogła trzymać ich wciąż tak samo szeroko rozwartych, jak na samym początku.

Uświadomiłem sobie, że ona najzwyczajniej w świecie doznaje orgazmu. Jej delikatnie zarośnięta cipeczka pulsowała wraz z podbrzuszem i brzuchem. Buchało od niej gorąco i słodki, podniecający, kobiecy zapach. Chciałem go wdychać, chciałem ją chłonąć. Upajała mnie sobą, doprowadzała na szczyt cudownej, wspaniałej rozkoszy i czułem, że mogę w tym stanie trwać bez końca, przeżywając każdą sekundę, każdy skurcz, jak wieczność.

W następnej chwili nawet nie wiem, jak to się stało, ona klęczała już z wypiętym mocno moją stronę tyłeczkiem, a ja, kucając za nią na ugiętych nogach, pakowałem się w oszałamiająco ciasną dziurkę. Nie wiem co się ze mną działo, byłem jakby w innym wymiarze. Jakby gdzieś poza Wszechświatem poza naszą Galaktyką. Wyłem z rozkoszy, trzęsąc się jak galareta. Rozkosz była nieopisana przechodząca wszelkie wyobrażenia. Jej cipka była tak ciasna, że myślałem, iż dostanę obłędu, że za chwilę postradam zmysły i już nigdy nie będę taki jak przedtem. Mimo to wciąż wykonywałem posuwiste ruchy, wchodziłem i wychodziłem, łomotałem jak maszyna, jak robot nieznający zmęczenia.

To było coś, czego nie mogłem spodziewać się nawet w najśmielszych i najbardziej wyuzdanych snach. Było w tym wszystkim coś nieziemskiego, coś, co sprawiało, że na samą myśl o tym na plecach pojawiała się gęsia skórka. Podążałem w moją osobistą czarną dziurę, krok po kroku zbliżałem się do horyzontu zdarzeń, spoza którego już na pewno nie było powrotu. Widziałem jej pośladki ciemną oliwkową niemal skórę i mojego chuja poruszającego się w bosko ciasnej pizdeczce.




wtorek, 26 lipca 2022

Mokre sny.

4. Kiedy w końcu wsadzę twardego kutasa.


Teraz patrzyła na mnie w oczekiwaniu, jakby z pytaniem, kiedy w końcu wsadzę swojego twardego kutasa w jej ciasną i gorącą cipkę. 


Teraz już wiedziałem. To coś różowe, na czum ona siedziała, to była niska ława, czy może sofa w idealnie różowym kolorze. Nie takim jaskrawym, ale z dodatkiem białego, takim mlecznoróżowym, bardzo przyjemnym.

-Boże, dziewczyno co ty ze mną wyprawiasz? - powiedziałem, a może pomyślałem.

Szumiało mi w głowie. Myśli tworzyły kompletny galimatias. Była naga, prawie naga. Dopiero teraz spostrzegłem, że w połowie jej ud znajdowały się granatowe dżinsy. Bałem się patrzeć, bałem się jej przyglądać, bo wiedziałem, że za chwilę stanie się coś, nad czym już nie będę miał żadnej kontroli.

Leżała pode mną. Była naga, gotowa na seks, na gorący, namiętny seks. Kolejna Azjatka, młoda dziewczyna o ciemnej skórze. Leżała z szeroko rozłożonymi nogami i ramionami włożonymi pod głowę. Patrzyła na mnie, patrzyła na moją twarz, patrzyła w moje oczy i delikatnie się uśmiechała.

W zasadzie nie leżałem. Zajmowałem dość dziwną pozycję. Stałem nad nią na czworakach. Miałem ją pod sobą, między swoimi nogami i rękoma. Stałem tak nad nią ze sterczącym kutasem, gotowym do akcji i sikałem na nią. Sikałem na jej nagie ciało i bardzo mnie to podniecało. Nie dotykałem fiuta, nie trzymałem go w dłoni, tylko sikałem.

Ciepły mocz płynął na nią cienkim sumieniem. W powietrzu unosił się specyficzny zapach, ale ja nie przejmowałem się tym. Nie przejmowałem się tym, że łóżko jest już mokre. W twej chwili nie było to w ogóle istotne. Sikałem, mając świadomość, że za chwilę będę się z nią kochał mocno gorąco i namiętnie. Nie miałem pojęcia, jak tutaj się znalazłem, ale czułem się wspaniale. Nic poza nią się nie liczyło, liczył się tylko seks z nią, liczyło się tylko jej ciało, tylko to, że jestem tu, że jestem z nią.

Nie była chudzielcem. O nie. Była lekko puszysta, ale nie za bardzo. Było to widać po dość sporych, ale ładnie układających się fałdach na bokach tuż powyżej linii bioder oraz wypukłym seksownym brzuszku. Jej cipka była wspaniała, układała się szeroką szparą wzdłuż jej ciała, pośrodku, między jej szeroko rozłożonymi udami. Z centrum tego cięcia wystawały, kwitły niczym cudowny, upajający kwiat rozkoszy, czerwono brązowe płatki. Były one wielokrotnie pozaginane, pomarszczone, podobnie jak kielich maku. Taki nie do końca rozwinięty. Oblepione były perlistymi kropelkami nektaru. Aż chciało się go zebrać ustami, poczuć ich smak, poczuć ich zapach.

Jej jaskinia miłości powoli otwierała się i zamykała, tworząc coraz większe wejście do środka. Nad jej wzgórkiem łonowym znajdowały się jakieś litery, niebieski tatuaż. Wysilałem się, ale w żaden sposób nie mogłem ich odczytać. Były ładne, takie w stylu gotyckim, bardzo mi się podobały.

Była typową Azjatką. Miała skośne oczy, takie bardzo skośne, ale ładne. Czarne oczy, bardzo czarne. Patrząc w nie, miałem wrażenie, że patrzę w najdalszą głębię kosmosu. Te oczy, takie nieprzeniknione podobały mi się u nich najbardziej. One wszystkie, mimo tych różnic, je miały.

Teraz patrzyła na mnie w oczekiwaniu, jakby z pytaniem, kiedy w końcu wsadzę swojego twardego kutasa w jej ciasną i gorącą cipkę. Napawałem się widokiem jej młodego, pięknego ciała, rosząc ją ostatnimi kroplami złotego deszczyku. W końcu opadłem na kolana, powoli zbliżyłem się do niej i, obniżając jeszcze bardziej swoje biodra, wszedłem w jej ciasną norkę.




poniedziałek, 25 lipca 2022

Mokre sny.

3. I wejdę w nią.


Wiedziałem, że za chwilę to się stanie. Wiedziałem, że popchnę ją na ten materac czy, co tam pod nią się znajdowało, że rozłożę jej nogi i wejdę w nią moim twardym i spragnionym fallusem. Już sama ta myśl sprawiała, że trząsłem się z rozkoszy. 


Nie wiem, czy byłem wtedy nagi, czy ubrany. Nie wiem tego. Wiem tylko, że za moment miałem się spuścić, doznając olbrzymiego orgazmu. Co ona zrobiła? Co zrobiła ta niewinna, delikatna istota, ten anioł i diabeł w jednym, to stworzenie boże, którego jedynym celem było wodzenie na pokuszenie? Wzięła do ust kawałek tego kraciastego stanika i zagryzła w swoich malutkich ząbkach. Wciąż patrzyła mi w oczy, a ja miałem wrażenie, że robi mi najsłodszego loda na świecie.

Patrzyłem na jej okrąglutką, delikatną buzię, na jej wielkie, krowie oczy i dyszałem, czując, że za chwile upadnę. Chciałem tego. Chciałem doznać w tej chwili orgazmu. Chciałem się spuścić na jej twarz i doznać ukojenia, doznać ulgi. Jednak nic takiego nie następowało. Nie mogłem. 

Trzymała ten biustonosz w zębach jak szczeniak, służalczo i poddańczo patrząc w moją twarz. W następnej chwili puściła go, ale wciąż na mnie patrzyła. Tylko patrzyła. Nie doznawałem ulgi. Nic takiego nie następowało. Byłem jeszcze bardziej podniecony, a jednocześnie jeszcze bardziej zahipnotyzowany jej widokiem, jej cudowną wspaniałą azjatycką, młodzieńczą urodą. Moje zmysły szalały, mój mózg kipiał. Płynąłem gdzieś na niebiańskich falach rozkoszy. Była taka cudowna, dziecinna, miła, a jednocześnie pełna seksu, erotyzmu. 

To, co dalej się działo było wymieszane, jak w kalejdoskopie. Nie pamiętam wszystkiego dokładnie. Zbliżyłem się do niej. Przykląkłem chyba, sam już nie wiem. Wszystko jest takie trudne do określenia. Wszystko się mi miesza i plącze, a jednocześnie jest takie realne. Jest takie rzeczywiste i moje. Nie wiem już, co jest prawdą, a co ułudą. Pogubiłem się w tym. Zbliżyłem się tak bardzo, że czułem jej oddech, a może tylko mi się tylko zdawało. Może nie wykonałem żadnego ruchu, żadnego gestu? Ale czy to ma jakieś jakiekolwiek znaczenie? Była tylko moja. Taka malutka, pachnąca i delikatna. Chwyciłem ją za głowę i złożyłem delikatny, a jednocześnie głęboki pocałunek na jej młodych usteczkach. Oderwałem się i patrzyłem. Nie puszczałem jej szyi. Trzymałem ją rozpostartą dłonią w okolicach potylicy. Nie uciekała, nie broniła się. Była jak lalka, jak zabawka, całkowicie posłuszna i moja, gotowa wykonać każe moje polecenie.

Dopiero teraz się odsunąłem. Mogłem zobaczyć jej piersi. Zacząłem się już trząść, dygotać niczym galareta. Była jeszcze piękniejsza niż na początku. Była naga. Jej piersi, pomimo że nie były takie duże, jak można by było się spodziewać, nie były też tak bardzo małe. Można powiedzieć, że ich rozmiar był idealny. Doskonale komponował i się z jej ciałem i typem urody. Jej piersi były jak reszta jej sylwetki: doskonale wyrzeźbione, jakby wykonane ręką samego Stwórcy. Jakby dziś miał najlepszy dzień w swoim wiecznym życiu. 

Wiedziałem, że za chwilę to się stanie. Wiedziałem, że popchnę ją na ten materac czy, co tam pod nią się znajdowało, że rozłożę jej nogi i wejdę w nią moim twardym i spragnionym fallusem. Już sama ta myśl sprawiała, że trząsłem się z rozkoszy. Niebiesko-biały stanik leżał w miejscu, gdzie powinienem był zobaczyć delikatną cipkę. Z każdą chwilą doznawałem coraz większego szoku. Drżałem i dygotałem na całym ciele. W żaden sposób nie mogłem tego opanować. 

Nie miałem pojęcia, gdzie byliśmy. Co to było za pomieszczenie? Co to był za pokój? Wszystko wydawało się mi coraz mniej istotne. Wszystko miało coraz mniejsze znaczenie, coraz mniej mnie obchodziło. Mimo to cała ta dekoracja jakby uzupełniała to wszystko, co się działo, jednakowo przede mną, jak i we mnie.




niedziela, 24 lipca 2022

Mokre sny.

2. Cipki jeszcze nie widziałem.


Cipki jeszcze nie widziałem. Była dokładnie wydepilowana. Wiedziałem to. Tak po prostu. Nie, nie wygolona, tylko wydepilowana. Nie było na niej ani śladu włosów. Ani czarnych, ani białych, żadnych. A może jej nigdy jeszcze nie była owłosiona? Może jeszcze nigdy nie zarosła? 


Trzymała swoje piersi a ja, nawet nie wiedziałem, jak wyglądają. Nie mogłem określić ich rozmiaru. Chociaż nie wiem, czy w tej sytuacji miałoby to jakiekolwiek znaczenie. Byłem w szoku. Zastanawiałem się, w jakim celu to wszystko jest stworzone. Dopiero po dłuższej chwili uświadomiłem sobie, że cel jest taki, abym podniecił się tak bardzo, aby doszło u mnie do samoistnego orgazmu. Wszystko zmierzało w tym kierunku. 

Znajdowaliśmy się w różowym pokoju. Chociaż nie wiem, czy był od samego początku różowy, czy też ja sam w tym momencie nadałem mu taki kolor. To był lekki róż, taki bardzo delikatny rozmyty. Podłoga też była różowa i kawałek ściany. Tak do pewnej wysokości. Ten róż powoli przechodził w czystą biel, rozmywał się. Było to bardzo przyjemne wrażenie. Uspokajało mnie. Tak to można nazwać.

Tu wszystko było bardzo mylące. Dziewczyna siedziała, a nie stała, jak mi się na samym początku zdawało. Chociaż może wcześniej stała, tylko nie potrafiłem określić, w którym momencie usiadła. Sam już nie wiem. Wszystko, co tutaj się działo, nie było do końca określone, zmieniało się wraz z moim podejściem, wraz z moimi myślami. Obrazy zmieniały się w miarę przypatrywania się. Dźwięki nabierały innego znaczenia w miarę, jak się w nie wsłuchiwałem. Wszystko tworzyło się na bieżąco wraz z moimi myślami, z moim przeżywaniem. 

Tak więc dziewczyna siedziała. Zdaje się, że siedziała po turecku z nogami podciągniętymi pod pośladki. Chociaż nie nie całkiem. Jej stopy znajdowały się obok pośladków, a pupcia spoczywała na podłodze, na tej różowej podłodze. Przez moment zastanawiałem się, jak też ona może tak siedzieć. Jak to robi, że nie bolą ją nogi? Jednak po kilkunastu sekundach ta myśl pierzchła gdzieś w głąb mojej podświadomości i nie wiedziałem, o co mi już chodziło.

Więc siedziała. Wciąż zakrywała swoje piersi. Chociaż może bardziej próbowała zakrywać. Robiła to nieświadomie i niecelowo. Były raczej średnich rozmiarów. Chociaż to także mogło być mylące. Jej dłonie nie zakrywały już ich całej powierzchni, a jedynie środki. Biustonosz w niebiesko białą kratę znajdował się już na wysokości pępka. 

Pępek. No tak ten stanik był nieco powyżej. Nie zakrywał go. Widziałem głęboki dołeczek jak dziurkę robaka w jabłku. Był piękny. Moje myśli wypełniły się już lubieżnymi obrazami. Już sobie wyobrażałem, że wkładam tam mój palec. Później widziałem tam moje nasienie. Dużo białego gęstego, lepkiego nienasiania. 

Szumiało mi w głowie. Dostawałem zawrotów. Poniżej jej pępuszka znajdował się jej brzuszek. Lekko wypukły, jędrny. Stopniowo schodził w podbrzusze i wzgórek cipki. Cipki jeszcze nie widziałem. Była dokładnie wydepilowana. Wiedziałem to. Tak po prostu. Nie, nie wygolona, tylko wydepilowana. Nie było na niej ani śladu włosów. Ani czarnych, ani białych, żadnych. A może jej nigdy jeszcze nie była owłosiona? Może jeszcze nigdy nie zarosła? Nie wiedziałem. Była tam od samego początku. Nikła gdzieś między jej zgrabnymi udami, głęboko schowana. 

Znów spojrzałem na jej twarz. Teraz wydała mi się bardziej okrągła, niż trójkątna, a może nawet kwadratowa? Jednak wciąż symbolizowała nieletnie dziecko, dziewczynę. Zbliżyłem się do niej. Stanąłem nad nią. Patrzyłem na nią z góry, a ona zrobiła coś, co całkowicie rozłożyło nie na łopatki. To był zwykły gest, zwykła czynność, ale z moim organizmem zaczęły dziać s dziwne rzeczy. Tętno błyskawicznie skoczyło do góry, słyszałem łomotanie mojego serca, czułem się tak, jakbym naraz wypił klika bardzo mocnych kaw. Czułem, że odlatuję, niemal już doznając orgazmu. 




sobota, 23 lipca 2022

Mokre sny.

1. Nie tylko moje pożądanie.


Byłem podniecony, bardzo podniecony. Na dodatek moje podniecenie rosło coraz bardziej. Czułem się dziwnie. Było w niej coś, co wzbudzało we mnie nie tylko moje pożądanie. 


Jeszcze nigdy nie widziałem tak pięknej i delikatnej dziewczyny. Onieśmielała swoją urodą, powalała na ziemię, a jednocześnie przyciągała. Była, jak magnes. Kiedy raz na nią spojrzałeś, nie mogłeś przestać.

Była pierwsza, a ja już z wrażenia sikałem po nogach. Można powiedzieć, że od samego początku stałem się jej niewolnikiem, o ile tak to można w ogóle nazwać. Poinformowano mnie, że są ich to tysiące, dziesiątki tysięcy, a może nawet setki tysiące. Nikt tak naprawdę nie znał ich prawdziwej ilości. Doskonale zdawałem sobie sprawę z faktu, że nigdy nie zdołam ich wszystkich zadowolić. Nie było szans, żeby się ze wszystkimi przespać, kopulować ze wszystkimi, tak jak na początku miałem ochotę. Nawet gdybym to robił dwadzieścia cztery godziny na dobę przez resztę mojego życia. Żałowałem, że nigdy nie zdołam nawet ich wszystkich zobaczyć, choćby popatrzeć przez chwilę. Po prostu to było niemożliwe. Było ich za dużo. 

Ta, przy której się zatrzymałem, na pierwszy rzut oka miała najwyżej szesnaście lat. Nie wiedziałem, że u Azjatek pierwsze wrażenie jest bardzo mylące. One wszystkie wyglądają bardzo młodo. Myślisz, że to uczennica a dopiero później okazuje się, że to dorosła kobieta. Prawie wszystkie wyglądają jak nastolatki. Taki typ urody. Chociaż tutaj, gdzie się znajdowałem, mogło być możliwe, że zastanę je w takim wieku. Tu, gdzie się znajdowałem, wszystko było możliwe, wszystko mogło się stać, do wszystkiego mogło dojść. Byłem przecież w krainie seksu, w krainie rozkoszy.

Miejsce, w którym się znajdowałem, przypominało sklep z zabawkami. Każdy zakamarek tego świata wypełniony był cudownymi, nagimi, chociaż nie tylko, dziewczynami, gotowymi na każdy rodzaj moich pieszczot. One wszystkie w każdej chwili gotowe były zaspokoić każdą moją, nawet najskrytszą, nawet najbardziej wyuzdaną, zachciankę, pragnienie czy rządzę. Nie wiem czy było to piekło, czy też niebo, a może raczej raj, pierwotny raj. 

Była młoda, piękna i naga, a przede wszystkim cudowna. Stała tak przede mną i wpatrywała się we mnie tymi swoimi, czarnymi jak węgle, oczami. Patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi, niczym krowie, źrenicami. Miała bardzo drobną, o trójkątnym kształcie twarz, malutki. Miała też kształtny nosek, różowe policzki i pełne, doskonale wyrzeźbione, usta, stworzone tylko do tego, by je całować. 

Coraz trudniej było mi się opanować. Boże jakąż ja miałem w tej chwili ochotę zbliżyć się do niej i przywrzeć swoimi wargami do tych jej delikatnych usteczek. Miała proste włosy, na przodzie podciętą grzywkę, na bokach długie do ramion. Nie były czarne, mogłem przypuszczać, że lekko farbowane, trochę wpadały w brąz, trochę w rudy.

Stała przede mną malutka, niska, drobna i patrzyła na mnie. Patrzyła prosto w moją twarz. Dokładnie wiedziała, co się za chwilę stanie. Na dodatek, swoim spojrzeniem jeszcze o to prosiła, domagała się tego ode mnie. Tak naprawdę wszystko, czego doświadczałem, było tylko i wyłącznie moją wyobraźnią, obrazem stworzonym przez mój mózg. 

Trzymała się za piersi, a jej niebieski kraciasty biustonosz najpierw uniósł się do góry, a później powoli zaczął opadać do dołu. Oczywiście, że nie był jej do niczego potrzebny. Był tylko dodatkiem, mającym na celu podkreślenie jej urody i podbicie jeszcze bardziej mojego podniecenia. 

Byłem podniecony, bardzo podniecony. Na dodatek moje podniecenie rosło coraz bardziej. Czułem się dziwnie. Było w niej coś, co wzbudzało we mnie nie tylko moje pożądanie. Było w niej coś, czego nie potrafiłem określić, coś, co przyciągało, hipnotyzowało i zniewalało. 




piątek, 22 lipca 2022

Podglądacz.

61. Nasienie pociekło.


Nasienie pociekło i rozlało się po moim brzuchu. Teraz dopiero zakręciło mi się w głowie.


Każdy następny wytrysk był coraz obfitszy. 

Raz, dwa, raz, dwa…

Czułem, że ją wypełniam.

-Chcę głębiej, - odezwałem się, czując chwilowy niedosyt. 

Zeszła i odwróciła się przodem do mojej twarzy. Nasienie ciurkiem ciekło z jej pizdy.

-No… tak dobrze? - spytała.

-Siadaj!

Zawisła nade mną okrakiem, chwyciła kutasa i wepchnęła w siebie.

-Chcesz tak zakończyć?

-A jak myślisz?

Uniosłem nogi i zgiąłem w kolanach. Wpasowała się jak wygodny fotel. Jej pośladki ocierały o moje uda. 

-Dochodzę! - jęknęła, ściskając szparkę.

Raz, dwa, raz, dwa…

-Ych, szybciej!

-No… ooooch… pryskaj we mnie!

Raz, dwa, raz, dwa…

Opuściłem kolana i chwyciłem ją za uda. 

Do dołu, do góry, do dołu, do góry…

Patrzyłem na jej twarz i lałem nasieniem. 

Chryp, chryp, chryp…

-Ooooooł! - jęknęła.

Chryp, chryp, chryp…

-Iiiiiiiikh! - stęknęła.

Chru, chru, chru…

Wyprostowała się i chwyciła za piersi. 

-Ich!

Chru, chru, chru…

Flu, flu, bulg… - dobiegało z jej krocza.

Pozbywałem się kolejnych porcji nasienia.

Chru, ru, chru, ru…

Odgięła się do tyłu i przerzuciła włosy na jedną stronę. Wyglądała ślicznie. 

-Ykh, ykh… - postękiwała.

Pochyliła się ponownie i oparła za moimi ramionami. 

Chru, ru, chru, ru…

Zdawało mi się, że nieco przyspieszyła. 

-No i jak, tak dobrze? - spytałem, strzelając ostatnimi nabojami.

-Och… no! - odpowiedziała.

Chrum ru, ru, ru…

Pchnięcia stały się krótkie, urywane, nieregularne, a cipka szarpała się, jak kurczak bez głowy. 

-Iiiiiii… jak mi dobrze! - jęknęła, opadając prawie na płask.

Jej sutki rozgniotły się na moim ciele. 

Chryp, chry, chryp, chry…

Wykonywała ostatnie pełne posunięcia. 

Raz, dwa, raz, dwa…

Pochylała się i prostowała, jej ciałem szarpały silne skurcze.

Chru, chru, chru, chru…

-Ymh, ymh! - stękałem, nie mogąc znieść jej mocnego uścisku.

Chru, chru, chru…

Nie zważała na moje odgłosy. Posuwała mnie równym, szybkim tempem.

Chru, ru, chru, ru…

-Iii, ech, ech! - próbowałem się uśmiechać, ale tylko krzywiłem się w grymasie rozkoszy i bólu.

Raz, dwa, raz, dwa… mocno, mocno, głęboko…

Trzymałem ją za pośladki, a ona położyła swoje dłonie na biodrach.

Chru, ru, chru, ru…

-Dobrze, przestań… mam już dość… proszę… - niemal błagałem.

-He! - żachnęła się i jechała dalej.

Chrum ru, chru, ru…

-Ja naprawdę mam już dość…

-E… he… 

Raz, dwa, raz, dwa…

-Chcesz mnie zamęczyć?

-No… normalne…

Raz, dwa, raz, dwa…

Po chwili jednak podniosła się i już nie opadła. Przerzuciła nogę i uklękła obok mnie. 

-No… och… jak dobrze! - westchnąłem.

-Poczekaj, może trochę wynagrodzę ci ten twój wysiłek, - powiedziała, sadowiąc się między moimi nogami. 

Pochyliła się i ujęła mojego wymęczonego kutasa. 

-Och! - westchnąłem, a ona zaczęła delikatnie poruszać swoją rączką.

Mimowolnie wyciskała jeszcze pozostałości nasienia.

-Ale lepiej tak, proszę! - zażartowałem. 

Pochyliła się i zbliżyła do niego swoje usta. Wysunęła język i pociągnęła dwa razy. Po chwili już siedział w jej gorącym gardziołku.

-O tak, tak lepiej… dobrze to robisz.

Ssała i waliła jednocześnie. Fiut trzymał jeszcze turgor, chociaż przyznam, że ostatkiem sił.

Mlask, mlask…

-Umh! - stęknąłem.

Mlask, mlask, mlask…

-Niezła jest, co? - Kinga.

Lizała z zapamiętaniem, pochłaniała go coraz głębiej. W odpowiedzi zaczął sztywnieć. 

Mlask, mlask, mlask… - wyczyściła go dokładnie ze wszystkich zanieczyszczeń. 

Oderwała się i spojrzała mi w oczy. Nie przestawała poruszać swoją rączką. 

-Hi, hi, hi… ale mi dobrze, - zaśmiałem się.

Lizała i waliła na przemian. Czułem się całkowicie spełniony. 

I nagle stało się coś, czego się nie spodziewałem. Z mojego narzędzia jeszcze raz popłynął strumień śmietanki. 

-Uch! - stęknąłem. 

Nasienie pociekło i rozlało się po moim brzuchu. Teraz dopiero zakręciło mi się w głowie.


KONIEC




Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...