niedziela, 31 października 2021

Usługi ogrodnicze.

25. Napije się pan czegoś?


Uśmiechnęła się, a w jej oczach było tylko pożądanie i nagle otworzyła drzwi.

-Napije się pan czegoś? - powiedziała najcieplejszym głosem, jaki kiedykolwiek u niej słyszałem.



Około godziny trzynastej zaczęło robić się gorąco. Na kolanach wybierałem chwasty z iglaków, mimo to co chwilę zerkałem w stronę domu. Kątem oka obserwowałem, jak spaceruje po salonie w samej koszuli. Jej garderoba wydawała mi się jeszcze cieńsza i bardziej delikatna. Wyglądała, jak ledwie widoczna seledynowa mgiełka. Kiedy moja przełożona stawała pod światło, mogłem bez przeszkód podziwiać jej seksapil i piękno. Wielkimi balonami odznaczały się piersi, hm... chociaż nie... były raczej podobne do napełnionych wodą worków. Niesamowicie mnie podniecały, szczególnie że na ich szczytach dumnie sterczały grube, brązowe sutki. Dodatkowo, kiedy zjechałem niżej wzrokiem, między udami majaczył ciemny trójkącik jej cipki.

Czułem, że krew w moich żyłach osiągnęła temperaturę wrzenia, a spodnie stały się ciasne i niewygodne. Teraz to naprawdę nie mogłem się na niczym skupić. Miałem wrażenie, że po moich plecach biega coś na kształt mrówek.

Po południu słońce przeszło na drugą stronę domu i zrobiło się jeszcze goręcej. Pomyślałem sobie, że jak zdejmę koszulę, to się ładnie opalę, ale chyba tak naprawdę chodziło mi o coś zupełnie innego. Wiedziałem, że ona tam jest i że w każdej chwili może na mnie patrzeć. Chciałem, by mnie zobaczyła bez ubrania, chciałem, by na mnie patrzyła zza jednej z tych szklanych ścian. Fakt: do samego końca nie chciałem się do tego przyznać, ale podniecała mnie sama myśl, że moja szefowa może ukradkiem na mnie spoglądać tak jak ja przed południem na nią.

No i nie zawiodłem się. To było niesamowite, widziałem jak pożera mnie wzrokiem. Tak... najpierw pojawiła się w oknie salonu, a kiedy celowo przeszedłem z drugiej strony, ujrzałem ją w kuchni. Narastało we mnie napięcie, kipiące, gigantyczne podniecenie. Penis o mało nie rozerwał moich roboczych spodni.

W pewnym momencie zatrzymała się w przeszklonych drzwiach werandy, znalazła się w samym środku ostrych słonecznych promieni. Stałem nie dalej jak dwa metry od szyby, szybko i głęboko oddychałem, myślałem, że za chwilę stracę przytomność. W wyobraźni właśnie wchodziłem do środka i ją brałem. Niestety, w rzeczywistości nie stało się jednak kompletnie nic. Po prostu zesztywniałem. Nieprzyjemny paraliż minął dopiero gdy udzieliłem sobie solidnej reprymendy.

„Jarek przestań! Do jasnej cholery, co na to powiedziałaby twoja żona?!”

Zabrałem się do dalszej pracy, nie mogłem jednak przestać o niej myśleć, pragnąć jej, fantazjować. Na koniec spotkała mnie jednak miła niespodzianka. Nim na dobre się oddaliłem, nasze spojrzenia skrzyżowały się. Uśmiechnęła się, a w jej oczach było tylko pożądanie i nagle otworzyła drzwi.

-Napije się pan czegoś? - powiedziała najcieplejszym głosem, jaki kiedykolwiek u niej słyszałem.

Przełknąłem ślinę, byłem bezradny, nie mogłem sobie poradzić z własnym podnieceniem.

„Boże kochany, zabierzcie ją stąd! Co ona sobie myśli, że w tej chwili zastanawiam się nad ugaszeniem właśnie tego pragnienia?!”

Gdzieś pod czaszką dudniły jeszcze jej słowa: „napije się pan czegoś...”, były jak wołanie konającego na pustyni, albo jak... sam nie wiem już... Miałem ochotę wypieścić ją calutką, dosłownie wylizać centymetr po centymetrze każdy zakamarek jej słodkiego, niesamowitego ciała. Rozumowałem, nie jak człowiek, ale jak napalony wygłodzony dzikus. Opanowałem się jednak i potrząsnąłem głową.

-Nie che pan? - spytała zaskoczona.

„Cholera jasna, zabierzcie stąd tę kobietę!” - myślałem gorączkowo.

Jeszcze raz głośno przełknąłem ślinę.

-Przepraszam, to z upału, - wychrypiałem.

Przyglądała mi się uważnie.

-Coś panu jest? - w jej głosie wyczułem odrobinę szczerej troski.

Zdołałem tylko wydusić z siebie:

-Nie, nie...

-Naprawdę nic pan nie chce?

-Chcę. Tak, oczywiście, że chcę... jakby była pani tak miła...



sobota, 30 października 2021

Usługi ogrodnicze.

24. Kubek po herbacie.


Odwróciła się, a następnie nachyliła, by podnieść ze schodów kubek po herbacie. Przez bardzo krótką chwilę widziałem jej pośladki a między nimi kępkę czarnych gęstych włosów. Moje serce zaczęło walić jak szalone, a penis w spodniach od razu stanął na baczność.


Ogłoszenia zamieszczone w gazetach oraz tysiące rozniesionych ulotek przyniosły nadzwyczaj dobry efekt. Już po kilku dniach rozdzwonił się mój telefon. Ledwie nadążałem z realizacją zleceń. Pomimo ogromnego obciążenia zarówno fizycznego, jak i psychicznego, swoją pracę wykonywałem z pasją i zapałem. W dość krótkim czasie wyrobiłem sobie niezłą markę. Klienci chwalili mnie i polecali moje usługi swoim znajomym. Niestety tempo, jakie sobie narzuciłem, zaczęło odbijać się na moim życiu rodzinnym.

Po powrocie z pracy szybko jadłem obiad, wrzucałem do samochodu narzędzia i jechałem robić porządki na prywatnych posesjach. Mój grafik był tak ciasno ułożony, że nie mogłem sobie pozwolić, choćby na jednodniowy, odpoczynek. W sumie pracowałem po dwanaście, szesnaście godzin na dobę, siedem dni w tygodniu. Z domu wychodziłem przed świtem, a wracałem po zmroku. Zwykle byłem tak zmęczony, że zasypiałem na siedząco.

Moja żona widziała, co się ze mną dzieje, ale nic nie mówiła, o nic nie pytała, nie wnikała w szczegóły. W tej chwili najważniejsze było dla niej dziecko i pieniądze. Nasze kontakty interpersonalne ograniczały się do kilku codziennych zdawkowych uwag. Seks uprawiany sporadycznie był pobieżny, pozbawiony żaru i namiętności, i raczej niesatysfakcjonujący. Chwilami odnosiłem nawet wrażenie, że moja żona staje się oziębła.

Czas mijał. Wraz z kwitnącymi jaśminami do ogrodu pani Eli przyszło lato. Ich zapach był upajający i słodki, przenikał każdy zakątek działki. Irysy i liliowce wybuchły feerią barw, tworząc białe, pomarańczowe i herbaciane plamy. Tuż obok kipiały czerwienią i żółcią pnące róże, a nieco dalej po murku wspinały się fioletowe powojniki i jaskrawo cytrynowy złotokap. Zewsząd dobiegało brzęczenie pszczół i trzmieli. Każdego słonecznego dnia koło domu mojej szefowej panował nastrój poobiedniej sjesty i senności.

Był niedzielny, ciepły poranek, rosa jeszcze nie opadała, a zadomowione ptaki kończyły swój koncert. Pani Ela wstała tylko po to, by przedstawić mi plan robót. Włożyła na siebie cieniutką satynową koszulkę. Delikatny materiał lał się po jej zgrabnym, obfitym ciele uwydatniając każdą krągłość i zakamarek.

-Dzień dobry panie Jarku. Jak się panu spało?

-Dziękuję, nie najgorzej.

-To dobrze. Ja ostatnio jakoś źle sypiam. - uśmiechnęła się do mnie.

-Tak? Dlaczego? - spytałem zaciekawiony.

-Nie wiem, chyba czegoś mi brakuje... - zawiesiła głos.

Zaintrygowała mnie jeszcze bardziej. Czegoż to mogło jej brakować, przecież miała wszystko?

Po chwili zupełnie nie zwracając uwagi na swój nieskromny strój, wyjaśniła mi co i w jakiej kolejności mam wykonać. Później znikła w pieleszach domowych, a ja, chcąc nie chcąc, zabrałem się do pracy.

Pojawiła się po dziesiątej.

-Jak tam? - spytała z serdecznym uśmiechem.

-A dziękuję, dziękuję, - uśmiechnąłem się tak samo ciepło, - praca w pani ogrodzie to czysta przyjemność.

Spojrzała na mnie tak, jakby chciała mnie rozebrać i zgwałcić.

-Widzę, że jest pan wielkim pasjonatem, - powiedziała.

Stanęła tuż bok mnie, tak blisko, że czułem zapach jej skóry. Tym razem miała na sobie krótki, niedbale związany w talii szlafrok.

-Jeżeli będzie pan czegoś potrzebował, to niech pan śmiało mówi.

-Dobrze, pani Elu, - odpowiedziałem grzecznie.

Odwróciła się, a następnie nachyliła, by podnieść ze schodów kubek po herbacie. Przez bardzo krótką chwilę widziałem jej pośladki a między nimi kępkę czarnych gęstych włosów. Moje serce zaczęło walić jak szalone, a penis w spodniach od razu stanął na baczność.

„O matko, zwariuję przez nią! Czy ona musi to robić?!” - zacząłem panikować w myślach.

Zniknęła w domu i nie pokazywała się aż do późnego popołudnia. Zająłem się pracą i na parę godzin zapomniałem o tym dość krępującym zdarzeniu. Bądź co bądź byłem zawodowym ogrodnikiem, tak zwanym fachowcem i jeśli nie musiałem, starałem się nie rozpraszać.



piątek, 29 października 2021

Usługi ogrodnicze.

23. Jej cudowny dekolt.


Kiedy się nachylała, nie mogłem się oprzeć pokusie, by zerknąć w jej cudowny dekolt. Zatkało mnie, pod szlafrokiem była zupełnie naga. W tym jednym krótkim momencie zobaczyłem całe jej oszałamiające ciało. Jej duże piersi opadły nieco do przodu, ale dalej była gładka aksamitna skóra brzucha i wklęsły pępek. Byłem tak zachwycony, jakbym otrzymał od losu najwspanialszy prezent.


Wraz z pojawieniem się nowego członka mojej rodziny przybyło obowiązków i, niestety, wydatków. Przestaliśmy spłacać nasze zadłużenie, przez co komornik zajął sporą część mojej wypłaty.

Tego roku wiosna przyszła dość późno, ale kiedy już się pojawiła, oszołomiła wszystkich swoim przepychem i bogactwem życia. Jaskrawą żółcią zakwitły forsycje a na niebiesko wrzośce i krokusy. Przebiśniegi natomiast tworzyły białe dywany.

Działka pani Eli była malutka, ale starannie zaplanowana, zadbana, chociaż po zimie wymagała sporo pracy. Nie kłamała. Trawnik rzeczywiście był gęsty, tak gęsty, że chodząc po nim, moje stopy nie dotykały ziemi.

Przestronny dom sprawiał wrażenie bogatego i zasobnego we wszystkie wygody, jakie tylko można byłoby sobie tylko wyobrazić. Zarówno od frontu jak i do zaplecza daleko w ogród wysunięte były przezroczyste werandy. Od pierwszej chwili spodobały mi się okna. Właśnie okna. Były ogromne, niektóre sięgały do samej podłogi. No i nie mógłbym nie zauważyć kompletnego braku zasłon. Natomiast, kiedy wszedłem do środka, oszołomiła mnie znikoma ilość ścian i drzwi dzielących poszczególne pomieszczenia. To zadziwiające, ale stając od strony ogrodu, bez trudu mogłem obserwować przejeżdżające wąską uliczką auta. Słowem, była to willa jakby wycięta z jednej bryły z ogromnym salonem pośrodku.

Pani Ela kusiła jak zwykle. Często widywałem ją, jak po porannej kąpieli z ręcznikiem na głowie, a później na wpół mokrymi włosami chodziła w samym szlafroku, kubkiem kawy w ręku i talerzykiem pełnym kanapek. Z nieukrywaną satysfakcją obserwowałem jej codzienne poranne czynności. Czułem, jakbym wglądał w jej życie, a ona wiedząc o tym, że na nią patrzę, zdawała się zachowywać tak, jakby mnie nie było.

Starałem się spoglądać dyskretnie, niemniej wykorzystywałem każdy nadarzający się moment. Mieszały się we mnie najróżniejsze uczucia i myśli. Najczęściej byłem podniecony, lubiłem o niej fantazjować, czasami porównywałem z własną żoną i przyznam, że dość często dręczyły mnie z tego powodu wyrzuty sumienia. Bardzo kochałem Anię i nie chciałem jej zdradzić, ale te myśli były ode mnie silniejsze.

Moja szefowa już za pierwszym razem przyniosła mi kawę.

-Panie Jarku, proszę, - powiedziała, stawiając kubek na zewnętrznym parapecie okna.

Uśmiechała się, wyglądała romantycznie, pachniała podniecająco.

-Dziękuję, - odpowiedziałem, biorąc naczynie z gorącym napojem.

Kiedy się nachylała, nie mogłem się oprzeć pokusie, by zerknąć w jej cudowny dekolt. Zatkało mnie, pod szlafrokiem była zupełnie naga. W tym jednym krótkim momencie zobaczyłem całe jej oszałamiające ciało. Jej duże piersi opadły nieco do przodu, ale dalej była gładka aksamitna skóra brzucha i wklęsły pępek. Byłem tak zachwycony, jakbym otrzymał od losu najwspanialszy prezent.

„Jak ona utrzymuje taką figurę?” - pomyślałem, - „Niejedna nastolatka mogłaby jej pozazdrościć.”



czwartek, 28 października 2021

Usługi ogrodnicze.

22. Twój syn.


-Twój syn, - powiedziała żona.

Przełknąłem ślinę.

-Cześć mały, w brzuszku u mamy to była bajka, teraz to będziesz miał przechlapane.

Zaczęliśmy się śmiać.


Rozmowa toczyła się dwupoziomowo.

-Oczywiście jestem pewna, że z moim ogródkiem da sobie pan doskonale radę. Jest pan przecież dobrym ogrodnikiem, prawda?

-Tak mi się wydaje. Więc na wiosnę... wszelkie prace porządkowe, tak?

-Panie Jarku, - na chwilę zawiesiła głos, - przede wszystkim strzyżenie... strzyżenie trawnika.

-Aha, rozumiem... strzyżenie, - powiedziałem przypominając sobie jej zarośniętą cipę.

-O tak, tak... mój trawniczek jest zbyt zaniedbany, rozumie pan... zbyt wysoki i gęsty...

-Hm... no... to, że zbyt wysoki, to rozumiem, ale gęsty? Przecież trawnik im gęsty trawnik tym lepiej, - udawałem, że nic nie rozumiem.

-Noooo... wie pan... nie wszyscy są zwolennikami gęstej trawki...

Jakby przypadkiem wcisnęła dłoń między uda.

-Pani Elu, w tej chwili go nie widać, jest przykryty śniegiem, ale śmiem przypuszczać, że nie jest aż w tak złej kondycji.

Wyraźnie się zirytowała.

-No wie pan?! Lubię gęsty dywan, ale nie w każdym miejscu.

-Ach przepraszam, oczywiście, pani gust.

-Trawniczek powinien być malutki, tak żeby za bardzo nie przeszkadzał, - westchnęła mrugając porozumiewawczo.

„Co za nimfomanka?! To już sama nie może sobie cipy ogolić?” - pomyślałem z niejakim zgorszeniem.

-Pani Elu, - jęknąłem, jakby wymierzyła mi policzek.

Siedzieliśmy w jej samochodzie a ona położyła dłoń na moim kolanie i przesuwała ją coraz wyżej.

-No to jak, mogę być spokojna, że nie wystraszy się pan mojego trawniczka? - powiedziała powoli, nie odrywając wzroku od mojej twarzy.

Nagle odezwała się we mnie jakaś dziwna pruderia.

-Pani Elu, jestem ogrodnikiem, a nie...

Położyła palec na moich ustach.

-Oj tam, da sobie pan radę.

Nie miałem pojęcia czym może się skończyć ta dziwna, lecz podniecająca gra.

-No dobrze, postaram się, - odpowiedziałem, starając się rozluźnić.

-W takim razie jesteśmy umówieni na strzyżenie trawniczka i inne prace porządkowe w moim ogródku, tak?

-Tak, - odpowiedziałem.


***


Byłem w pracy, kiedy zadzwonił telefon.

-Odeszły mi wody, za chwilę będzie tu karetka! - krzyczała do słuchawki Ania.

Biegiem ruszyłem w stronę biurowca i jak burza wpadłem do pokoju mojej szefowej. Dyszałem.

-Co się stało, ktoś umarł? - zażartowała.

-Gorzej!

Spojrzała na mnie kompletnie zaskoczona.

-To już, - rzuciłem z przejęciem.

-Co już?

-Mogę?

-Panie Jarku, co?

-Żona rodzi.

Zrobiła wielkie oczy.

-To jeszcze pan tu jest?!

Pobiegłem na parking, wsiadłem do samochodu i z piskiem ruszyłem w stronę miasta. Opuszczając zakład o mały włos nie staranowałem szlabanu. Niestety w połowie drogi utknąłem w korku. W drzwiach porodówki przywitała mnie pielęgniarka.

-Już po wszystkim. Ma pan ślicznego, zdrowego synka, - powiedziała spokojnym tonem.

Pobiegłem do żony. Kiedy ją zobaczyłem, rozkleiłem się całkowicie. Leżała w śnieżnobiałym szlafroku a obok niej maleństwo.

-Hej! - uśmiechnęła się.

Z moich oczu popłynęły wielkie łzy.

-Cześć, jak się czujesz?

-Dobrze. Czemu płaczesz?

-Nie płaczę, to od wiatru, - wykrzywiłem twarz w uśmiechu.

Popatrzyłem na moje dziecko. Był taki malutki i taki śliczny.

-Twój syn, - powiedziała żona.

Przełknąłem ślinę.

-Cześć mały, w brzuszku u mamy to była bajka, teraz to będziesz miał przechlapane.

Zaczęliśmy się śmiać.



środa, 27 października 2021

Usługi ogrodnicze.

21. To nie będzie zwykłe zlecenie.


Teraz już wiedziałem, że to na pewno nie będzie zwykłe zlecenie. Zmieszany próbowałem coś bąkać, by jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Można powiedzieć, że przygwoździła mnie, albo jak kto woli, zapędziła w kozi róg. Dość powiedzieć, że prawie stałem przed nią na baczność i nagle olśniło mnie.

-Zaraz, zaraz... czemu ja się tak bronię, przecież to zajebista babka.


-Tak? - spytałem.

-Mam dla pana małą robótkę, - wyjaśniła tajemniczo.

Spojrzałem na nią ze znakiem zapytania w oczach. Po jej minie nie mogłem wywnioskować czy rzeczywiście mówi o jakimś dodatkowym zajęciu, czy też znowu chce mnie wciągnąć w jakąś niezbyt czystą grę.

-Niech pan się nie martwi, wszystko w godzinach pracy, - dodała.

-Rozumiem, - powiedziałem tak, jakby to rzeczywiście coś zmieniało. 

-Mojego faceta jak zwykle nie ma w domu, - zaczęła.

-Tak? I co? 

-Nie mogę wyjechać z garażu. Pomoże mi pan?

-Pewnie, - rzuciłem z nieukrywaną ulgą.

Po chwili wyjaśniła, o co dokładnie chodzi. Wziąłem łopatę i wsiadłem do jej samochodu. Ruszyliśmy.

Mieszkała w nowo wybudowanej pięknej willi. Po detalach zorientowałem się, że dom zamieszkany jest najwyżej od roku: wszystko wykonane na zamówienie, nawet ogród jak z katalogu.

Wysiadłem i nim się zorientowałem, zostałem sam. Miałem odśnieżyć podjazd i kawałek chodnika na zewnątrz ogrodzenia. Kiedy światła jej samochodu znikły za zakrętem, poczułem się bardzo samotny i opuszczony. Może właśnie dlatego ostro zabrałem się do pracy. Wkrótce w wyznaczonym odcinku nie było już śniegu.

-No, panie Jarku, dobrze wykonał pan swoje zadanie, - powiedziała z aprobatą po powrocie.

W jej głosie ponownie wyczułem lekką dwuznaczność.

-Dziękuję, - odpowiedziałem krótko.

-To ile się panu należy? - spytała już bardziej normalnie.

„Dobre pytanie, - zastanawiałem się, - jestem w pracy, a ona jest moją szefową.”

-Cztery godziny po dziesięć złotych, to będzie czterdzieści złotych, - policzyłem głośno.

-O, jaki pan tani, - uśmiechnęła się, - chyba zastanowię się nad dalszymi usługami.

-Oczywiście pani Elu, jestem do pani dyspozycji, niech pani tylko powie kiedy.

Spojrzała mi w oczy, a na jej twarzy znów pojawił się ten podejrzany uśmiech.

-Spokojnie panie Jarku, jeszcze pana wykorzystam, ale nie teraz, wiosną. Pan ma duże doświadczenie, a tu trzeba będzie nieco skrócić, przyciąć. No wie pan... - zawiesiła głos i jeszcze raz obdarowała mnie tym swoim słodkim uśmiechem.

„Aha, szykuje się stałe zlecenie”, - pomyślałem uradowany.

Gdzieś pod skórą czułem jednak, że nie będzie to zwykła robota.

-Oczywiście pani Elu z przyjemnością zajmę się pani ogródkiem, - powiedziałem i poczułem jak moje serce przyspiesza rytm.

„Cholera, czy świat nie może być nieco prostszy?” - pomyślałem z irytacją.

Popatrzyła w moje oczy i uśmiechnęła się, a później na jej twarzy pojawił się seksowny rumieniec.

-No wie pan, panie Jarku, mój ogródeczek wymaga bardzo troskliwej opieki, - powiedziała cicho i w bardzo niewinny sposób opuściła powieki.

-Troskliwej, mówi pani, - powtórzyłem.

Chwyciła mnie za ramię i mocno przytrzymała.

-Panie Jarku, przecież pan wie...

Teraz już wiedziałem, że to na pewno nie będzie zwykłe zlecenie. Zmieszany próbowałem coś bąkać, by jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Można powiedzieć, że przygwoździła mnie, albo jak kto woli, zapędziła w kozi róg. Dość powiedzieć, że prawie stałem przed nią na baczność i nagle olśniło mnie.

-Zaraz, zaraz... czemu ja się tak bronię, przecież to zajebista babka, mój kutas na jej widok sterczy jak rakieta, dlaczego tak uciekam?! Przecież powinienem dać się jej zaciągnąć do wyra, sama tego chce.

-No zobaczymy, pan Elu. Nie chcę niczego przesądzać, ale jestem gotów podjąć się każdego zlecenia.



wtorek, 26 października 2021

Usługi ogrodnicze.

20. Muszę pana porwać.


-Panie Jarku, muszę pana porwać, - powiedziała ze słodkim uśmiechem na swojej ślicznej buzi.

Po moich plecach przebiegł dreszcz podniecenia. Nie wiedziałem czego się po niej spodziewać.


Pod koniec lutego na uroczystości wręczenia nagród zasłużonym pracownikom była jedną z wyróżnionych. Tego dnia zamiast normalnego dnia pracy odbyła się wielka firmowa feta. Wszyscy ją doskonale znali więc wszyscy składali jej gorące gratulacje.

Stałem z tyłu i patrzyłem, jak moi koledzy pochodzą i kurtuazyjnie całują ją w rękę. Była niesamowicie zadbana i piękna. Chociaż to może irracjonalne, no bo przecież nic między nami nie było, na razie, ale byłem o nią zazdrosny. Tak, jakbym po tym, co zaszło miał do niej jedyne prawo.

W końcu, kiedy przyszła moja kolej, zniknęła mi z oczu. Nagle poczułem się jak zagubione dziecko, rozglądałem się bezradnie wokoło. I nagle ją dostrzegłem, stała za podwójnym filarem. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego tam się wcisnęła, przecież powinna być między ludźmi. Bardziej podświadomie niż świadomie czułem, że święci się coś niedobrego. Chociaż, czy ja wiem, może właśnie na to czekałem?

Przełamując niepewność podszedłem do niej. Wyciągnąłem rękę, by uchwycić jej palce.

-Wszystkiego najlepszego... - zacząłem, lecz nie dała mi skończyć.

Poczułem ostre szarpnięcie i nagle znalazłem się w wąskiej wnęce. Razem z nią. Byłem w szoku. Nie mogłem uwierzyć, że zdobyła się na taki krok. Zdawałem sobie sprawę, że z tego miejsca nikt z sali nie będzie nas widział ani słyszał. O co jej chodziło?

-Ależ, pani Elu! - zdążyłem wydukać.

Po chwili uświadomiłem sobie, że kącik jest osłonięty kwiatami i panuje w nim przyjemny półmrok.

-Ciiiii... - szepnęła przykładając palec do moich ust.

Teraz dotarło do mnie, że całą akcję zaplanowała z dużym wyprzedzeniem.

-Czy mogę wreszcie pani pogratulować? - spytałem pełnym napięcia głosem.

-Och oczywiście, panie Jarku, - zakwiliła jak nastolatka.

Wyrecytowałem wyuczoną wcześniej formułkę, nie byłem w stanie powiedzieć nic więcej, i uniosłem jej dłoń do swoich ust, by złożyć poprawny, przyzwoity pocałunek. Wyrwała się i bez żadnego uprzedzenia zawiesiła się na mojej szyi.

-Och! - westchnąłem nieco wystraszony.

Wtopiła się w moje wargi swoimi gorącymi usteczkami tak, że na chwilę straciłem oddech. Byłem bardzo przyjemnie oszołomiony. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie. Jednak, kiedy minęło pierwsze wrażenie odezwałem się cicho:

-Pani Elu, co pani robi? Przecież tak nie można, jest pani moją szefową. To nie wypada, mam żonę i dziecko.

-Och panie Jarku! - westchnęła tak słodko, że nogi mi zmiękły, a kutas o mało nie wyskoczył ze spodni.

Po chwili już nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Po mojej głowie pałętał się już tylko delikatny, kwiatowy zapach, jej zapach, gorące wargi i ciepły aksamitny dotyk wymuskanych policzków.

-O matko! - pomyślałem, czując, że za sekundę upadnę.


***


Czas mijał, w końcu zima rozpanoszyła się na dobre. Którejś nocy tuż przed Bożym Narodzeniem nastąpiło straszne załamanie pogody, spadło tyle śniegu, że o siódmej rano pracownicy nie mogli dostać się do swoich pomieszczeń. Wszyscy się denerwowali, a ja wystraszony biegałem z szuflą starając się jak najszybciej udrożnić wszystkie ścieżki i alejki. Kiedy wreszcie koło południa uporałem się z robotą, znalazłem chwilę czasu, by odpocząć i rozejrzeć się dookoła. Zaparło mi dech w piersiach. Krajobraz zmienił się nie do poznania, z jesiennego szaro-brudnego, nagle stał się bajkowy, czysty i biały.

-No tak, - westchnąłem, - zima też ma swoje uroki.

Po południu wreszcie odstawiłem narzędzia. Ledwie wszedłem do biurowca i otrzepałem buty, a już chwyciła mnie za rękaw.

-Panie Jarku, muszę pana porwać, - powiedziała ze słodkim uśmiechem na swojej ślicznej buzi.

Po moich plecach przebiegł dreszcz podniecenia. Nie wiedziałem czego się po niej spodziewać.

poniedziałek, 25 października 2021

Usługi ogrodnicze.

19. Wystraszony i speszony.


Wystraszony i speszony wybiegłem z jej gabinetu. Dyszałem ciężko, oparłem się o ścianę próbując się uspokoić.

-O Boże, co to miało być, co to miało znaczyć? Na chuj jej to wszystko opowiadałem?! - zastanawiałem się, czy to jednak nie był jakiś koszmarny sen.


Murzyn pracował swoim czarnym kutasem niczym maszyna. Kiedy poruszał nim do przodu i do tyłu, na jego powierzchni pojawił się biały gęsty śluz. Ela próbowała się odwrócić i spojrzeć za siebie. Rozstawiła szerzej uda. 

-Och, kocham cię kocham Elu! - wzdychałem. 

Najchętniej, by mnie zakneblowała.

-Cicho! - warknęła.

Jej cycki napęczniały jeszcze bardziej. Miała otwarte usta i wydawała z siebie różne odgłosy. Przyciskała mnie do oparcia swoim gorącym ciałem. Spuściłem się. Nie mogłem uwierzyć, ale to się właśnie stało. 

Nie mam pojęcia ile czasu opowiadałem. Wiem, że kiedy skończyłem, siedziała bardzo głęboko w swoim fotelu a jej dłonie znajdowały się między jej nogami. Bomba jednak nie wybuchła. Nic się nie stało. Nie wiem czego oczekiwałem, ale byłem niemal zawiedziony. Wyjęła dłonie ze swojego krocza i ostrożnie wróciła do niezobowiązującej rozmowy. Wyrok został tylko odroczony. Czułem to. Czułem, że któregoś pięknego dnia dorwie mnie gdzieś. Aż bałem się pomyśleć gdzie i co może się stać. 

Po chwili zmieniłem temat. Opowiadałem o swojej fascynacji światem przyrody, o poszukiwaniu we wszystkim ładu i piękna i zdawało mi się, że niemal widzę jej kosmate myśli. Niemal rozbierała mnie wzrokiem. Wiedziałem, że wywołałem lawinę, zastanawiałem się tylko jak wielką.

-Dobrze jest czasem porozmawiać z kimś inteligentnym, - powiedziała prawie machinalnie.

Zaczęła coś mówić, ale już nie słuchałem. Mój wzrok coraz częściej i coraz nachalniej pchał się między jej uda, świdrował jej mokre majtki. Teraz byłem już pewien, że się nie zsikała.

Mimo wszystko jakimś cudem udało mi się zapanować nad buzującymi hormonami. Pomyślałem sobie nawet, że może to nie jest tylko starsza napalona baba, że może ma w sobie głęboką wrażliwą duszę, a za jej dziwnym zachowaniem kryje się coś bardziej złożonego i subtelnego.

Kiedy skończyła mówić byłem zrelaksowany i spokojny można powiedzieć, że prawie senny i być może z tego powodu straciłem czujność. Na jakiś czas przestałem kontrolować to, co się wokół mnie działo.

W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że stanęła za moimi plecami, ale nie zwróciłem na to zachowanie większej uwagi. Po chwili poczułem jak jej dłonie wsuwają się pod moją rozpiętą, roboczą koszulę. Nie wiem dlaczego, ale to także nie wzbudziło moich podejrzeń. Może dlatego, że zrobiła to w sposób, w jaki bardzo często tuliła się do mnie moja żona. W każdym bądź razie w mojej głowie nie zapaliło się czerwone światełko ostrzegawcze.

„W porządku, w porządku, tak chcę...” - myślałem.

I nagle obudziła się druga część mojego mózgu.

-O kurczę, co pani robi?! - powiedziałem drżącym głosem.

Przyznam się, że w pierwszej chwili nie wiedziałem, jak powinienem się zachować. Tymczasem ona posunęła się o krok dalej. Nachyliła się i słodko szepnęła:

-Ale z ciebie ciacho, młody.

-Co?! - wyrwało się z mojego gardła, ale nie poderwałem się i nie uciekłem.

-Tak bardzo swędzi mnie cipa, że za chwilę wyciągnę tego twojego twardego sterczącego chuja.

-Co, no co pani?! - dukałem próbując zebrać myśli.

-Za chwilę wlezę ci na kolana, chłopczyku, - szeptała do mojego ucha.

-Ale... przepraszam, przepraszam, ja muszę już iść! - wpadłem w panikę.

Wystraszony i speszony wybiegłem z jej gabinetu. Dyszałem ciężko, oparłem się o ścianę próbując się uspokoić.

-O Boże, co to miało być, co to miało znaczyć? Na chuj jej to wszystko opowiadałem?! - zastanawiałem się, czy to jednak nie był jakiś koszmarny sen.


***


Minęło kilka dni. Pani Ela jakby zapomniała o tym zdarzeniu. Zachowywała się bardzo przyzwoicie, chociaż widać było, że wciąż jest mną zainteresowana. No i nie obyło się bez kolejnych szczerych rozmów. Zapraszała mnie do swojego gabinetu, częstowała kawą, a przy okazji wypytywała o różne rzeczy. Chwilami zastanawiałem się, czy aby nie bada gruntu przygotowując nowy atak.



niedziela, 24 października 2021

Usługi ogrodnicze.

18. Chciała, bym cierpiał.


Była na mnie zła. Chciała, bym cierpiał, kiedy bzyka się z innym na moich oczach. 

-Zamkniesz się, kurwa wreszcie?! 


W tym samym momencie w oczach pani Eli zobaczyłem wielki znak zapytania. 

-Elżbieto???

W pierwszej sekundzie nie zaskoczyłem, o co chodzi. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że kobieta w moim opowiadaniu ma takie samo imię. Czułem, że robię się czerwony jak burak, ale wycofać się już nie mogłem. 

-Zbieg okoliczności, - rzuciłem niedbale i czym prędzej wróciłem do mojej opowieści. 

Nie wiem, co sobie wtedy myślałem, może, że przestanie, a może, że pozwoli i mi wziąć w tym udział. Musiałem doznać jednak głębokiego rozczarowania.

-Mmmm, mmmmm… cicho bądź i nie przeszkadzaj! 

Wrzałem. Gniew, frustracja i zwierzęcy wręcz instynkt rozsadzały mnie od wewnątrz.

-Elu, proszę, -mówiłam cicho.

Po chwili panienka wybałuszyła oczy. Nie spodziewała się takich rozmiarów. Trzymała lagę u samej podstawy i próbowała pochłonąć ją głębiej. Jej łokieć wciskał się między uda Murzyna i rozgniatał jego jądra. 

-Czy to rzeczywiście jest penis? - westchnąłem wystraszony.

Ona miała zgoła inne odczucia. 

-Ooooch, no cudo, po prostu jestem zachwycona! - wydawała odgłosy zadowolenia. 

Byłem zszokowany, siedziałem i trzymałem się za głowę. Patrzyłem na grubego kutasa tkwiącego w ustach Elżbiety, jakbym zobaczył anakondę. 

-Niemożliwe, takich przecież nie ma! - mamrotałem jak w gorączce.

Rzuciła w moim kierunku ironiczne spojrzenie.

-No wspaniały kutas, taaak chcę jeszcze! - wzdychała.

Bałem się o nią, ale bałem się też tego, czarnego goryla i, cholera jasna, na dodatek byłem coraz bardziej podniecony. 

-Elu, oooooo, co on ci robi! Przecież zrobi ci krzywdę! - wołałem.

Chwyciła się za łydkę i wysoko niosła do góry udo.

-Tak nie można, to zakazane! - protestowałem, bełkocząc coraz większe bzdury.

-Jasne… dla ciebie, słabiaku! - śmiała się. 

Drugą dłoń położyła na udzie obok cipeczki. Murzyn ukląkł naprzeciw niej i grubym fiutem wcisnął się w jej ciasne wnętrze. Byłem zrozpaczony, patrzyłem, jak obcy facet rąbie moją kobietę. 

-Nie pozwalam, oooooch Elu, jesteś moja, tylko moja! - krzyczałem.

Moje protesty były śmieszne, żadne z nich się nimi nie przejmowało. Odnosiłem wrażenie, że jeszcze dodatkowo stymulują ich rozochocone wyobraźnie.  Uprawiali seks, z coraz większym zaangażowaniem.

Delikatne płatki jej róży poddały się pod olbrzymim naporem. Były mokre, śliskie przyklejały się do twardej, krągłej krzywizny fiuta. 

-Wyłaź z niej, ty gorylu, zostaw moją dziewczynę! - wrzeszczałem coraz głośniej. 

Na jego kutasie pojawiła się sieć drobnych żył. Trzymał ją za nogę i pchał się coraz głębiej. Siedziałem z tyłu i patrzyłem przez jej głowę. Moje usta i oczy były szeroko otwarte. Jak mogłem na to pozwolić?!

-Nieeeee!!! - jęknąłem spazmatycznie.

-Zamknij się! A ty ruchaj, tylko mocno, nie przerywaj! - ustawiała nas obu. 

Wciąż siedziałem a ona stała  na czworakach nad moimi udami. 

-Nieeeeeee!!! - wyrzuciłem z siebie jeszcze raz. 

Zdenerwowała się nie na żarty. 

-Nie drzyj japy, pajacu ty! - szczeknęła na mnie.

Wypięła w stronę czarnego swój tyłek. Jej dupa była nad wyraz zgrabna i dość duża. Oparłem o nią swoją twarz i z przerażeniem patrzyłem, jak czarny koleś wpychał się w nią od tyłu. Jego kutas wypełniał jej cipkę całkowicie. 

-Och nie, nie mogę, nie chcę, przecież to niemożliwe! - błagałem nieco ciszej.

Była na mnie zła. Chciała, bym cierpiał, kiedy bzyka się z innym na moich oczach. 

-Zamkniesz się, kurwa wreszcie?! 



Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...