sobota, 31 października 2020

Projekt: "Przyszłość".

240. Życzę pomyślnej ścieżki w życiu.

-Więc tak… hm… co ja chciałem powiedzieć? Aha, już wiem. Gratuluję wam właściwej decyzji i życzę pomyślnej ścieżki w życiu, - powiedział tak, jakby myślał, że tym samym ona zacznie zachowywać się jakoś poprawnie. Nie zaczęła.


W sumie jej to absolutnie nie przeszkadzało. Nie przeszkadzało jej to, że on patrzy na nią jak głodny pies na kość, że za chwilę może do czegoś dojść. Wcale się tym nie przejmowała. Albo była bardzo naiwna, albo prowokowała.  
Stała pośladkami oparta o stolik i uśmiechała się do niego. Na jej policzkach znów pojawiły się te śliczne rumieńce, a ona sama zdawała się z radością prezentować walory swojego wyglądu zewnętrznego. 
No cóż, nie powiem, kierownik był bardzo przystojnym, dobrze zbudowanym facetem, ale żeby od razu tak przed nim się mizdrzyć… Nie, jakoś nie mieściło się to w mojej głowie. Tak naprawdę, nie wiem, do kogo się mizdrzyła, do niego czy może do mnie. Patrzyłem na nią i błyskawicznie zacząłem podniecać. Przecież była niesamowicie ponętną laską. Gapiłem się na jej jędrne, sterczące cycki, delikatnie wypukły brzuszek, szerokie, bardzo ładnie ukształtowane, biodra i czułem, że mój kutas stopniowo, ale bez przerwy nabiera sztywności i unosi się do góry. Zanosiło się na kolejny seks i to tym razem w trochę innej obsadzie, jeżeli tak to można nazwać… hmm… no cóż, świat jest dziwny prawda? Dziwny, ale piękny, he, he, he… 
Kierownik jakby trochę się zmieszał. Hmm… dlaczego miałby się nie zmieszać? Jego fujara pewnie już porządnie sterczała. Wyglądał na nieco zaskoczonego, ale absolutnie, jakoś mocno, nie wybiło go to z rytmu. Czy właśnie o to mu chodziło? Wygrzmocić czternastolatkę? Chyba było z nim coś nie tak. Może nie tyle z nim, ile z nią. Lecz czy naprawdę? Cholera jasna! Coś było nie tak z całą tą sytuacją, z tym wszystkim, co się tu działo.  
-Więc tak… hm… co ja chciałem powiedzieć? Aha, już wiem. Gratuluję wam właściwej decyzji i życzę pomyślnej ścieżki w życiu, - powiedział tak, jakby myślał, że tym samym ona zacznie zachowywać się jakoś poprawnie. 
Nie zaczęła. Usiadła sobie na podłodze pod szafką i oparła się o nią plecami. Następnie położyła dłonie na kolanach i, bardzo powoli, je rozsunęła, wystawiając w naszą stronę swoją oszałamiającą pizdeczkę. 
Byłem w totalnym szoku. Mój kutas znów był gruby i sztywny i tylko czekał kiedy będzie mógł zanurzyć się w czymś ciasnym i wilgotnym. To wszystko tak bardzo pobudziło moją wyobraźnię, że nie mogłem się opanować. Chciałem od razu porządnie zabrać się za tą laskę i zrobić to co trzeba. 
-Marzena, - mruknąłem do niej, w wymowny sposób kiwając głową. 
Nie zrozumiała. Patrzyłem na nią i jednocześnie kątem oka zerkałem na niego. Co się dalej stanie?
-No… - stęknąłem, - e…  No… weź… 
-Co, weź? - odezwała się w końcu zniecierpliwiona. 
Jejku, jaka ona niedomyślna. Co ona w ogóle robi? Czy jej całkiem odbiło, przecież to kierownik internatu? Czego się spodziewa po takim zachowaniu? Może naćpała się czegoś?
-Hmm… może by tak, panie kierowniku… Co pan na to? 
“Co ona wyprawia?! Przecież on ją zaraz wyrucha?!”
Patrzyłem na nią. Jej rumieńce zrobimy się jeszcze bardziej intensywne. Jej wzrok…  Było w nim coś… właściwie trudno powiedzieć, co. Było w nim coś innego, dziwnego, nieobecnego, jakby nie z tego świata, ale… no właśnie, jednocześnie pięknego i ujmującego. Mimo tego wszystkiego, co się tutaj działo, mimo tego, co przez ten czas z nią robiłem, działa na mnie w sposób tak niesłychanie mocny, intensywny. Znów drżałem, znów nie mogłem oderwać od niej wzroku. 
“Boże, gdzie ja jestem?” - myślałem, gorączkowo starając się wyjść świadomością z tej sytuacji, wybrnąć z amoku. 

piątek, 30 października 2020

Projekt: "Przyszłość".

239. Miała na sobie swoją białą bluzkę.

Nie wiem, jak ją znalazła w tym bałaganie, ale, miała na sobie swoją białą bluzkę. Chociaż, jak się okazało, to i tak nie miało większego znaczenia. Górna część ubrania, absolutnie, niczego nie zasłaniała. Można powiedzieć, że była tylko dodatkiem do jej pięknego, młodego ciała. Co prawda, dziewczyna złożyła ją na swoje ramiona, ale jej nie zapięła.


-No dobrze tylko ona, jak pan sam stwierdził, ma dopiero czternaście lat. Czy tam, w  tej Szwecji, też jest to legalne?
Spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. Zdawało mi się, że trochę się wystraszył. 
-O to nie musisz się martwić, młody. Wyrobimy jej dokumenty, w których już będzie wpisany odpowiedni wiek. Tak w ogóle, to radziłbym ci za bardzo się nie interesować takimi szczegółami. Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie. Rozumiesz?
-Tak, rozumiem, - powiedziałem i pokiwałem głową. 
Coraz bardziej uświadamiałem sobie, że jest to przynajmniej pół legalne, o ile nie całkowicie nielegalne. Tak czy inaczej, na poczekaniu trzeba było złożyć kilkanaście podpisów. Cała ta sytuacja była dla nas mało komfortowa. Byliśmy kompletnie nadzy, a on stał nad nami i wywierał psychiczną presję. Nie zapoznaliśmy się z tym, co było tam napisane. Nawet pobieżnie. Po prostu machinalnie podpisaliśmy to, co posunął. 
Moja koleżanka była w takim szoku, że wciąż nie bardzo wiedziała, o jaki rodzaj filmu chodzi. Nie wiedziała, albo udawała, że nie wie. Moim zdaniem, była przekonana, dano jej rolę w jakimś wyciskaczu łez, lub czymś podobnym. W każdym bądź razie coś o miłości, ale na pewno nic związanego z seksem. Wkrótce życie miało zweryfikować jej niewiedzę i poglądy na ten temat, ale to już zupełnie inna historia.  
No cóż, co ja będę się rozpisywał, ja sam, nie do końca, uświadamiałem sobie wszystkie aspekty tej sytuacji. Oczywiście, zdawałem sobie sprawę, że to nie jest najlepszy sposób podejmowania decyzji w życiu. Czułem, a w zasadzie wiedziałem, że mogą wyniknąć z tego jeszcze większe kłopoty, niż te. Z drugiej, jednak, strony, zdawałem sobie sprawę, że nie mamy wyboru. Jeżeli chcieliśmy uniknąć najgorszego z możliwych scenariusza, musieliśmy się na to zgodzić. Miałem tylko nadzieję, że będziemy mieli możliwość porozmawiania w sposób bardziej merytoryczny w późniejszym czasie.
Kiedy na powrót schował papiery do teczki, odwrócił się w naszą stronę i wyszczerzył zęby w serdecznym uśmiechu. 
-Cieszę się, że tak łatwo udało się nam dojść do porozumienia, - powiedział, - Wygląda na to, że nie będzie większych problemów w dalszej części naszej współpracy. Jeżeli będziecie robić to, co każę, obiecuję wam szybką i kolorową karierę w tym biznesie. 
”Niezły bigos, - pomyślałem”, - „ciekawe, jaką karierę nam wywróży, jak wszystko się rypnie? Czy tak samo będzie to owocna współpraca?” 
No cóż, w tej chwili to nie miało większego znaczenia. Według moich obserwacji zanosiło się na kolejne kłopoty, a przynajmniej na dalszą, owocną i kolorową część dnia, czy też, jak kto woli, wieczoru. 
Jak się okazało, Marzena wcale nie była ani taka nieśmiała, ani wstydliwa, na jaką wyglądała na początku tej historii. Albo jej nie znałem, albo tak szybko się zmieniła, albo było coś jeszcze, coś, o czym nie wiedziałem. Widocznie aż tak dobrze jej nie znałem. Przynajmniej nie na tyle, aby trafnie przewidzieć jej kolejne posunięcia. Przyznam się szczerze, że w pewnych momentach, tak mi się przynajmniej zdawało, bardzo niewiele rozumiałem z tego, co dzieje się w tej rzeczywistości. 
Nie powiem, w tej chwili miała już na sobie jakąś część garderoby. Nie wiem, jak ją znalazła w tym bałaganie, ale, miała na sobie swoją białą bluzkę. Chociaż, jak się okazało, to i tak nie miało większego znaczenia. Górna część ubrania, absolutnie, niczego nie zasłaniała. Można powiedzieć, że była tylko dodatkiem do jej pięknego, młodego ciała. Co prawda, dziewczyna złożyła ją na swoje ramiona, ale jej nie zapięła. Nie zdążyła, czy nie chciała? Nie wiem. To byłoby tyle, co można powiedzieć o tym, jak była ubrana. 

czwartek, 29 października 2020

Projekt: "Przyszłość".

238. Wystarczy, że podpiszecie te papiery.

-Ah, o to nie musisz się martwić. Wszystko jest już załatwione. Po zakończeniu roku szkolnego jedziecie na obóz integracyjny do zaprzyjaźnionej szkoły. Tam przejmie was mój dobry przyjaciel. Na razie macie kontrakt na dwa lata, później się zobaczy.  Wyjął z nesesera pęk dokumentów.  -Wystarczy, że podpiszecie te papiery. 


Nie wyglądało to najlepiej. Doskonale zdawałem sobie sprawę z faktu, o jaki film chodzi i wcale mnie to nie cieszyło. Czułem, że włazimy w coraz większe gówno. 
-Rozumiem, że ma pan na myśli pornusa… - rzuciłem trochę zgryźliwie. 
Znów się uśmiechnął. 
-No proszę, nie dość, że jesteś rewelacyjny w te klocki to jeszcze jesteś bardzo inteligentny. Bez dwóch zdań, zrobisz karierę w tej branży. 
-Pornusa? - spytała Marzenka, spoglądając mi w oczy. 
-No, pornusa, - odpowiedziałem.
Mimo to ona nadal nic nie rozumiała. Nie wiem, co było przyczyną: nie chciała, czy też może, rzeczywiście, była aż tak zielona. 
Podszedł do niej od tyłu, pogładził po policzku i powiedział:
-Jak by ci to wytłumaczyć, dziecinko… To taki bardzo specyficzny film. Łatwy do zagrania. Niewiele trzeba mówić, więcej się robi. Powiedziałbym, że bardziej gra się ciałem, niż duszą.  
-Acha, jeśli pan tak mówi, to może spróbowałabym zagrać… jak już pan tak prosi… 
Uśmiechnęła się słodko, a ja nie wiedziałem, czy ona, w ogóle, jeszcze jest z nami. 
“Dziewczyno nie wiesz, o czym mówisz”, - pomyślałem. 
Tymczasem kierownik z szelmowskim uśmiechem na twarzy, mówił dalej:
-W zasadzie, i tak będziecie robili to, co lubicie. No i, najważniejsze, jeszcze wam za to zapłacą. 
Właściwie wszystko było już ustalone i my w tej chwili nie mieliśmy nic do powiedzenia. Zdałem sobie sprawę, że oto zaczyna się nowy rozdział w moim życiu, coś, czego nie planowałem. W sumie nie było aż tak źle. Przecież po to tutaj przybyłem, oczywiście między innymi. Coraz bardziej uświadamiałem sobie, że liczy się dla mnie przede wszystkim seks. To, co się teraz działo, mimo początkowego szoku, mogło okazać się dla mnie bardzo pozytywnym doświadczeniem. Wszystko zależało od tego, jak podejdę do tematu. Przecież to i tak nie była moja rzeczywistość. Jakby na to nie patrzeć, po jakichś dwóch latach miałem wrócić do swojego starego ciała i do swoich czasów. O moim młodszym ja w tej chwili nie myślałem, a jeśli już to w tych kategoriach, że rzeczywiście może zbić na tym niezły interes. 
-Ile? - spytałem rzeczowo.
-Dużo, - odpowiedział bardzo pewnym głosem. 
Pokręciłem głową.
-A jeżeli się nie zgodzimy?
-No cóż, ty staniesz przed sądem. Poza tym obydwoje, w trybie dyscyplinarnym, wylecicie z internatu. Masz jeszcze jakieś pytania? 
Przełknąłem ślinę. Praktycznie, jak to się mówi, było już pozamiatane. Wiedziałem, że nie mamy wyboru. Wciąż jednak nie wiedziałam, w jaki sposób ma się to odbyć.
-No ale, gdzie? W Polsce? Jak? Przecież tu nie ma możliwości… nie w tym ustroju… 
-No proszę, coraz bardziej mi się podobasz. Widzę, że orientujesz się w temacie. No tak. Jasne. U nas nie ma co liczyć na sukces, ale w Szwecji to już co innego, prawda? - wyszczerzył zęby. 
-Prawda, tylko… 
-Co?
-No wie pan… te całe formalności… Jak wydostaniemy się z kraju? Przecież to nie takie proste. 
-Ah, o to nie musisz się martwić. Wszystko jest już załatwione. Po zakończeniu roku szkolnego, jedziecie na obóz integracyjny do zaprzyjaźnionej szkoły. Tam przejmie was mój dobry przyjaciel. Na razie macie kontrakt na dwa lata, później się zobaczy. 
Wyjął z nesesera pęk dokumentów. 
-Wystarczy, że podpiszecie te papiery. 
Spojrzał na nas z pytaniem w oczach.
-No to co, mam rozumieć, że się zgadzacie? 
Położył kartki na stole. Było ich tyle, że samo przeczytanie zajęłoby pewnie całą godzinę. Jak nas poinformował, że chociaż u nas w kraju to nielegalne i nawet można pójść za to do więzienia, to jednak za granicą wszystko jest w jak najlepszym porządku. 
-To normalna kinematografia, od której odprowadzane są podatki i każdy taki kontrakt musi być zarejestrowany i udokumentowany. 

środa, 28 października 2020

Projekt: "Przyszłość".


237. Parę ujęć nowo zakupioną kamerą.

-Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. Zrobiłem sobie parę ujęć moją nowo zakupioną kamerą, - powiedział, wskazując na ustawiony obok sprzęt. - Myślę, że nie macie nic przeciwko…  Zrobiłem oczy jak pięć złotych. -O kurwa! - jęknąłem.


-Tak… bo… eee… myślałam, że uznasz mnie za jakąś gówniarę. 
-Boże! - wyrwało mi się. 
Siedziałem w gównie po uszy. Spojrzałem na swojego prześladowcę. 
-Masz coś jeszcze do powiedzenia? - zapytał. 
Zrezygnowany pokręciłem głową.
-W takim razie, postaram się, aby cię wsadzili na parę ładnych lat, chłoptasiu, - powiedział łagodnym, ale stanowczym głosem. 
Czułem, że moje argumenty, jeden po drugim, tracą jakiekolwiek znaczenie. Rzeczywiście, to nie miało najmniejszego sensu. Sytuacja była beznadziejna. Mogłem liczyć tylko na jego dobrą wolę. 
-Ale… no… czy nie można by tak… po co od razu… no wie pan… - mamrotałem. 
Myślałem, że chociaż to poskutkuje. 
-No słucham, słucham… - odezwał się, - co masz na swoje usprawiedliwienie, co możesz mi jeszcze zaproponować. Tylko ostrzegam, że musi być to coś bardzo konkretnego. Mój czas jest cenny. Milicja już wie, co zrobiłeś. 
“Skurwysyn, nie dość, że wtargnął tutaj jak ostatnia świnia, to jeszcze coś sugeruje”, - pomyślałem. Możliwości działania miałem jednak bardzo nikłe. 
-No dobrze, - zaczął widząc nasze skrępowanie, - siadajcie.
“Co? Co on gada?! Mamy siadać?! Tak, bez ubrania? Przed nim. Po tym co się stało?! Co on kombinuje?” - pomyślałem. 
Nie wiedziałem jednak, co nas czeka za chwilę. 
-Eee… ale… no wie pan… może by tak najpierw… - powiedziałem, pokazując na, porozrzucane po całym pokoju, części garderoby. 
W ogóle się nie przejął. Widocznie nie obchodziło go, czy jesteśmy ubrani, czy nie. Spoważniał tylko i stał się jeszcze bardziej stanowczy.
-Siadajcie, powiedziałem. Mam wam coś do powiedzenia. 
Wiedzieliśmy, że nie wygramy. Usiedliśmy. Byliśmy kompletnie bezradni. 
-Posłuchajcie mnie uważnie, gówniarze. Według regulaminu powinienem was upierdolić, jak się patrzy. Uwierzcie mi, zrobiłbym to, gdybym nie miał w tym swojego interesu. Wiem, że jesteście młodzi, głupi… nie chcę robić wam pod górkę. Sam wiem, jak to jest w tym wieku, ale nie o to chodzi. Chcę wam coś zaproponować. 
“O jebany pedał! Jaki chuj! Takie klocki!” - kołatało się w mojej głowie. 
Najwyraźniej był bardzo przekonany, że to, co mówi ma jakikolwiek sens. 
-Widzę, że bzykacie się rewelacyjnie. Nie mam wątpliwości, robicie to wręcz koncertowo. Powiedziałbym, że to prawdziwy talent. 
W jakiś dziwny, zboczony sposób, zrobiło mi się bardzo przyjemnie. 
“Przynajmniej w czymś rzeczywiście jestem naprawdę dobry. I on to docenia… no proszę, proszę,” - zastanawiałem się. 
-Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. Zrobiłem sobie parę ujęć moją nowo zakupioną kamerą, - powiedział, wskazując na ustawiony obok sprzęt. - Myślę, że nie macie nic przeciwko…  
Zrobiłem oczy jak pięć złotych.
-O kurwa! - jęknąłem.
Wiedziałem, że teraz to jesteśmy już ugotowani. W sądzie dowód pierwsza klasa. Zakończyłoby się na pierwszej rozprawie. Pozostały tylko negocjacje. Tylko jak gadać z takim kutasem? 
-Co pan proponuje, - odezwałem się już bardziej rzeczowo. 
Uśmiechnął się. 
“Pierdolony pedał, do wszystkiego się przygotował!” - chciałem mu przywalić. 
-No, widzę, że wreszcie zaczynamy się rozumieć, - powiedział. - Chciałbym zakończyć to szybko i bez większych konfliktów. 
Wstał ze swojego miejsca, podszedł do okna, dał gest milicjantowi i zasłonił je dokładnie. Następnie obszedł mnie dookoła, przyglądając się uważnie. 
-Posłuchajcie, obydwoje jesteście młodzi, piękni i bardzo sprawni w tym względzie. Rozumiecie, o czym mówię, prawda? Nie będę owijał w bawełnę. Proponuję wam udział w filmie. 
Marzenka uśmiechnęła się. 
-W filmie? Och, jak fajnie, - westchnęła.

wtorek, 27 października 2020

Projekt: "Przyszłość".

236. Ile grozi za seks z nieletnią?

Na niedokończonej alejce, w cieniu drzew stał radiowóz milicyjny. Tuż przy jego drzwiach mundurowy palił właśnie papierosa. Widać było, że na kogoś czeka. Na mnie? Pewnie, że na mnie. -Powiedz mi, ile grozi za seks z nieletnią? - zapytał.


-He… yyy… - stęknąłem.
Tylko tyle zdołałem z siebie wydusić. Na nic więcej nie było mnie stać. Facet był najnormalniej w świecie bardzo zadowolony z takiego stanu rzeczy.  
-No, no… niesamowity pokaz. Jestem pod wrażeniem. Nie żartuję. Lepszego porno nie widziałem nawet na taśmach wideo. Hm… uwierzcie mi, sporo ich widziałem… 
“Kurwa mać, ale wpadka! Teraz możemy się tylko obsrać!” - myślałem. 
Marzena w popłochu chwyciła ubrania i zaczęła niezgrabnie je na siebie zakładać. Tymczasem on, uniósł dłoń w geście, że ma przestać. Po chwili odezwał się: 
-E-e-e… zostaw to… 
Kompletnie nie wiedziała, jak się zachować. Była jak zaszczuty pies. Wstrzymując czynność, odezwała się płaczliwym głosem.
-Panie kierowniku, ale… 
Staliśmy tak w bezruchu. Dziwne to było. Dziwne, przerażające i, chyba, nieco śmieszne. Tak mi się przynajmniej zdawało. Z mojego kutasa wciąż kapała sperma. Sporo jej było. Z jej pizdeczki, także. Przecież, dopiero co skończyliśmy porządne ruchanko. Wytrysk był obfity, a my bardzo podnieceni. Przynajmniej do tej pory. Poza tym, byliśmy nadzy, podnieceni i totalnie wystraszeni. Już wyobrażałem sobie, co dalej będzie się działo. Jak, w atmosferze wielkiej afery i plotek, obydwoje opuszczamy mury internatu. Najgorsze było to, że taka sytuacja dla nas obydwojgu oznaczałaby koniec nauki w tej szkole. Nie mieliśmy gdzie mieszkać, a na stancję nie było nas stać. 
“Koniec kropka, spierdolony kawał życia!” - myślałem.  
Podniósł się ze swojego miejsca, podszedł do wyłącznika i zapalił światło. Zachowywał się całkiem spokojnie. Gdyby nie specyfika całej sytuacji, można by pomyśleć, że nic się nie stało. Następnie znowu usiadł na krześle i powiedział:
-No, kontynuujcie, bardzo proszę… 
Czułem jak moje serce łomocze coraz bardziej. 
“Czy on, rzeczywiście, każe nam się bzykać na swoich oczach?! To jakiś koszmar!” - nie mogłem poradzić sobie z własnymi emocjami. 
Uśmiechał się. Jego głos był, wręcz, bardzo łagodny i uprzejmy. Tak jakby częstował nas ciasteczkami. Poczułem się złapany w pułapkę. Miałem wrażenie, że prowadzi mnie na rozstrzelanie. Spanikowałem. Nie wiem, co się ze mną stało. Jednym, szybkim susem znalazłem się przy drzwiach, prowadzących bezpośrednio na dwór. Szczerze? Chciałem uciec. Powstrzymał mnie łagodnymi słowami:
-Daj spokój. Nie masz szans.
Miałem zamiar zignorować jego głos i, mimo wszystko, wyskoczyć. Chciałem zostawić moją partnerkę - samą, razem z nim. To było totalnie nieprzemyślane. Nie chodzi już o nią. Przede wszystkim, byłem bez ubrania, ale to był dopiero początek koszmaru. Reszta miała zacząć się za chwilę. 
-Spójrz przed siebie. Widzisz? - odezwał się jeszcze raz. 
Na niedokończonej alejce, w cieniu drzew stał radiowóz milicyjny. Tuż przy jego drzwiach mundurowy palił właśnie papierosa. Widać było, że na kogoś czeka. Na mnie? Pewnie, że na mnie. 
-Powiedz mi, ile grozi za seks z nieletnią? - zapytał.
Gestem dłoni wskazał, że mam wrócić na swoje miejsce i słuchać, co będzie mówił. To było coś strasznego. Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. 
“Więc sielanka się skończyła. Co teraz?” - pomyślałem.  
-He… ale… ona ma piętnaście lat… - zdołałem wydusić z siebie, wierząc, że to coś pomoże. 
Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. 
-Cwany jesteś. Myślisz, że załapiesz się w granicy dopuszczalnej prawem? Marzena, ile masz lat? 
-Czternaście, - odpowiedziała spuszczając głowę.
-Eee… co?! Przecież mówiłaś… 

poniedziałek, 26 października 2020

Projekt: "Przyszłość".


235. To był kierownik internatu.

Kiedy zorientowałem się, z kim mam do czynienia w ułamku sekundy, zesztywniałem. Sparaliżował mnie nagły, błyskawiczny i wszechogarniający strach. To był kierownik internatu. Szach i mat! Mimo paraliżu, w mojej głowie pojawiły się kolejne pytania: Jak długo tu ten skurwysyn jest? Przede wszystkim, skąd tu się wziął? Jak się dostał do środka? 


Jeszcze raz dokładnie się przyjrzałem. Kiedy uświadomiłem sobie, że niepokojące spostrzeżenia się potwierdziły, po moich plecach przebiegł zimny dreszcz. Wyraźnie widziałem czyjąś sylwetkę, siedzącą na krześle po drugiej stronie pokoju. Konkretne szczegóły anatomii rozmywały się w cieniu, ale sam zarys był dobrze widoczny. 
Początkowy niepokój szybko przerodził się w lęk, a ten w strach. Najnormalniej w świecie, ktoś tam był. Ktoś nas obserwował. Mimo to, nie do końca, byłem przekonany, że to jakieś rzeczywiste zagrożenie. Zastanawiałem się, co robić, jak się zachować. Jeżeli to tylko moja wyobraźnia, to spoko, ale jeśli nie… No cóż, byłem w dość niedwuznacznej sytuacji i wiedza o tym, czy rzeczywiście ktoś tam jest, była bardzo ważna. Minęło kilkanaście sekund. Jeszcze chciałem mieć nadzieję, że to brat, lub któryś z kolegów. To byłby najmniejszy problem. Jednak, przeczucie podpowiadało mi, że tak łatwo nie będzie. 
Marzenka, pochylona do przodu, z mocno wypiętą dupą, głośno wzdychała, kończąc przeżywanie orgazmu. Właśnie powoli zacząłem wycofywać się z jej gorącej norki, a kiedy to zrobiłem, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, rozległy się oklaski. 
“Co się dzieje? To niemożliwe?! Mam jakieś zwidy, czy co?!” - myślałem. 
 Nie wierzyłem własnym uszom. My się grzmociliśmy, że aż łóżko skrzypiało, a ktoś klaskał w dłonie. 
Moja młoda towarzyszka jeszcze nie bardzo wiedziała, co się dzieje. Była przekonana, że ja tak klaszczę. Uniosła tylko głowę i spojrzała na mnie uważnie. Kiedy z moich oczu wyczytała, że to jednak nie jest moja zasługa, jej buzia drastycznie i bardzo szybko się zmieniła. W jej oczach zobaczyłem panikę i chęć ucieczki. Ja sam nie wiedziałem, co robić, kto to może być. Mieliśmy zbyt mało czasu na jakąkolwiek sensowną reakcję. 
-Brawo, brawo, brawo… - usłyszałem męski głos.
Był bardzo znajomy, grzeczny, uprzejmy, ale, w jakiś sposób, przerażający. Wciąż nie wiedziałem, kto to może być. W końcu, postać się poruszyła. Drzwi od szafy zamknęły się, a jasny snop światła z łazienki oświetlił siedzącego tam osobnika. 
Kiedy zorientowałem się, z kim mam do czynienia w ułamku sekundy, zesztywniałem. Sparaliżował mnie nagły, błyskawiczny i wszechogarniający strach. To był kierownik internatu. Szach i mat! Mimo paraliżu, w mojej głowie pojawiły się kolejne pytania: Jak długo tu ten skurwysyn jest? Przede wszystkim, skąd tu się wziął? Jak się dostał do środka? Przecież nie mógł wejść ot tak sobie. No i co teraz będzie? 
-Brawo, brawo… no pięknie, pięknie… jestem pod wrażeniem, - odezwał się jeszcze raz. 
Marzenka podniosła się, błyskawicznie sięgnęła po skrawek pościeli i zakryła się nim. Cały czas drżała, ale teraz nie z podniecenia, tylko ze strachu. Ona także była przerażona. Każdy gówniarz w naszym wieku przyłapany na seksie, by był. 
Doskonale znałem sam siebie. Znałem swoje zachowania z młodości i wiedziałem, że gdybym teraz był sam, to znaczy gdyby moje młodsze ja było samo, pewnie totalnie by spanikowało. Nie powiem, że ta sytuacja nie zrobiła na mnie wrażenia. Przecież ja - dojrzały, także byłem totalnie wystraszony, nawet z tym moim doświadczeniem. Niemniej, w mojej głowie w mgnieniu oka powstawały przeróżne scenariusze tłumaczenia się z tego, co zaszło. Niektóre były bardzo głupie, ale były i było ich mnóstwo. 
Przede wszystkim chciałem gadać, że przecież nic się nie stało, że to tylko seks. Chociaż doskonale zdawałem sobie sprawę, że właśnie to jest najcięższym, po narkotykach, przestępstwem w internacie, że żadne tłumaczenia nie pomogą. Zostaliśmy przyłapani na gorącym uczynku i to w taki sposób. Przecież on musiał dokładnie wszystko widzieć. Już sama tego świadomość doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Zatkało mnie. 

niedziela, 25 października 2020

Projekt: "Przyszłość".

234. Za drzwiami szafy.

W tym samym momencie coś mnie zaintrygowało. W pierwszej chwili nie wiedziałem, co to może być. Jeszcze nie do końca zdawałem sobie sprawę, że coś jest nie tak. Niemniej miałem dziwne przeczucie, że za drzwiami szafy coś się poruszyło.


W końcu, zatrzymałem się. Sam nie wiem, dlaczego. Nie byłem w stanie wykonać kolejnego ruchu, kolejnego pchnięcia. Choć wydawało się to takie proste, stałem tak, stałem jak głupek i trzęsłem się na całym ciele niczym galareta. Uczucie słodkości było tak niesamowite, że odbierało mi zdolność działania. Miałem wrażenie, że przez całe moje ciało przebiega prąd o wysokim napięciu. Mój kutas siedział w jej pizdeczce gdzieś do połowy i pulsował na granicy wytrysku. Znów, czas stanął. Nie było nic poza tym, co robiliśmy, poza nami. To była sekunda, może dwie, a trwała całą wieczność. 
Po chwili, po krótkiej chwili, nie wiem, ile mogło to trwać, delikatnie, ale skutecznie, zmusiłem ją do tego, aby się pochyliła do przodu, opadła całym ciężarem ciała na tapczan i wypięła do góry swój kuperek. Między udami lśniła jej, napęczniała brzoskwinka. W samym środku siedział mój twardy, sztywny zaganiacz. Przez całe moje ciało przepływały cudowne dreszcze. 
Jeden moment, a ja wiedziałem, że to już. Sekundy stawały się wiecznością. Nic więcej do szczęścia nie było mi potrzeba. Jej muszelka pulsowała intensywnie, kurcząc się, szarpiąc w słodkich konwulsjach rozkoszy. 
Co mogłem zrobić? Powiedzcie, co mogłem w tej chwili zrobić? Oczywiście, bardzo powoli się wycofałem. Trwało to całą wieczność. Milimetr po milimetrze wycofywałem się z jej słodkiej jamki i wiedziałem, że, gdzieś na końcu tego ruchu, nastąpi wystrzał. Byłem tego pewny. 
Kiedy mój kutas wyszedł, a w jej cipeczce została tylko sama głowica i to na dodatek zanurzona do połowy, poczułem to. Poczułem ten boski stan, który można określić tylko jednym słowem - orgazm, a który wyraża wszystko. Szarpnięcia całego mojego ciała były tak silne, że o mało nie straciłem równowagi. Spuszczałem się w jej wnętrze, w jej cudowny środeczek i nie mogłem sobie wyobrazić, że kiedykolwiek może być inaczej. Nie wiem, jak ja to zrobiłem, nie mam pojęcia, jak do tego doszło. 
Powoli zacząłem w nią wchodzić. Znowu do środka, głębiej i głębiej. Tym razem było to o wiele trudniejsze. Wszystkie moje mięśnie były napięte do granic wytrzymałości, kręciło mi się w głowie i miałem wrażenie, że zaraz upadnę. 
Posuwałem się do przodu, jednocześnie cały czas bez przerwy pompując w nią moje gorące nasienie. Sperma wydostawała się po bokach mojego kutasa, pozostawiając na nim biały, lepki ślad. Dziewczyna drżała, wzdychała i jęczała, a ja wchodziłem coraz głębiej i głębiej, obejmując jej słodką muszelkę w swoje posiadanie.
Klęczała na tapczanie. Jej okrągła duża dupcia wypięta była do góry. Stałem tuż za nią. Mój kutas na całą długość siedział w jej pizdeczce. Właśnie skończyłem pompować nasienie. Sperma dużymi kroplami kapała na pościel. Uczucie orgazmu powoli rozchodziło się po całym ciele. 
W tym samym momencie coś mnie zaintrygowało. W pierwszej chwili nie wiedziałem, co to może być. Jeszcze nie do końca zdawałem sobie sprawę, że coś jest nie tak. Niemniej miałem dziwne przeczucie, że za drzwiami szafy coś się poruszyło. Nie wiem dlaczego, ale miałem niewzruszone przeświadczenie, że przecież byliśmy sami. Byłem przekonany, że wchodząc do pokoju przekręcałem zasuwę w drzwiach wejściowych. Nikt inny nie miał klucza,  więc nikogo nie powinno tam być. Zignorowałem sygnał, choć był bardzo wyraźny. Tak naprawdę, byłem zbyt podniecony, by jakoś bardziej specjalnie się tym przejmować. 

sobota, 24 października 2020

Projekt: "Przyszłość".

233. Na kolanach.

Znajdowaliśmy się na kolanach. Mój fiut siedział głęboko w jej cipeczce, tak głęboko, że od tej słodkości kręciło się w głowie. Wykonywałem szybkie, gwałtowne posunięcia, zmierzając wprost do zakończenia tej niesamowitej zabawy. 


Na koniec klęczała na tym fotelu. Klęczała tyłem do mnie, wypinając w moją stronę swój zgrabny i ponętny tyłeczek, pokazując mi swoją pizdeczkę. W tej pozycji wydawała się ona szczególnie apetyczna. Patrzenie na nią sprawiało niemal ból, ból rozkoszy. Moje ciało mówiło mi, co mam robić. Mój kutas dyktował każdy następny ruch. 
Miałem wejść, miałem tam wejść, wejść głęboko, wykonać kilka ruchów i skończyć, skończyć tam w środku. Nie ważne, co powie, nie ważne, jak zareaguje. To miał być finał. Tak chciałem. 
Odwróciła tylko lekko głowę, jakby chciała sprawdzić, jak się zachowam, albo, może zachęcić do działania. Chwyciłem ją za przedramiona, wygiąłem do tyłu i unieruchomiłem. W ten sposób, czując, że jest dobrze skrępowana, ruchałem ją, posuwałem i powoli doprowadzałem do orgazmu. W ten sposób było dobrze, było cudownie. Wnikanie w jej ciasną cipeczkę było najwyższą rozkoszą. Czułem ucisk na całej długości mojego penisa, który doprowadzał mnie do szaleństwa. Wchodziłem powoli do końca i wysuwałem się bez pośpiechu. I raz, i dwa, i raz, i dwa… i jeszcze, i jeszcze… 
-O tak, tak, super! Jeszcze trochę. Och, och, tak, taaaak… 
Tak się stało, że, w tym ostatnim momencie, wtedy, kiedy miało już do tego dojść, odwróciła się szczególnie mocno, spojrzała szczególnie intensywnie w moje oczy, szeroko otworzyła usteczka i zaczęła wzdychać i jęczeć. Patrzyła, nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa, ani jednego konkretnego dźwięku. Wiedziałem, że to to, że to już teraz, że w tym momencie powinienem zakończyć. 
O tak! Tak było fajnie. Tak było przepięknie. Ja chciałem tego i ona tego chciała. Na pewno trzeba było kończyć teraz, w tym momencie. 
-O tak, tak oooaaah oooooh, - dyszałem. 
Naprężyłem się, spiąłem mocno, pociemniało mi w oczach, przez chwilę nie wiedziałem, gdzie się znajduję. Chwyciłem ją za włosy, mocno zawinąłem je na swojej ręce i pociągnąłem całe jej ciało do siebie. Pociągnąłem jak konia, który poniósł, tak, jakbym chciał ją zatrzymać w miejscu. 
Tymczasem, mój ruch miał szybko wywindować moje i jej podniecenie na sam szczyt. Miałem to, co chciałem. Tak właśnie się stało. Trzymałem ją za te włosy krótko, tak, że musiała się podnieść z tego fotela. W tym samym momencie gwałtownie przyspieszyłem ruchy biodrami. Tak, bez dwóch zdań, z dwóch to był atak na jej pizdeczkę, atak na jej kobiecość, na jej orgazm. 
Znajdowaliśmy się na kolanach. Mój fiut siedział głęboko w jej cipeczce, tak głęboko, że od tej słodkości kręciło się w głowie. Wykonywałem szybkie, gwałtowne posunięcia, zmierzając wprost do zakończenia tej niesamowitej zabawy. 
Jęczała, wzdychała, krzywiła się, prężyła całe ciało, ale ja nie przerywałem. Ze wszystkich sił parłem w jednym kierunku. Nie zamierzałem przestać, nie zamierzałem się wycofać. Właśnie tak było cudownie, tak było dobrze. Właśnie tego chciałem, tego w tej chwili potrzebowałem. I raz, i dwa, i raz, i dwa… 
-Och, och, uuuuuh, aaach, taaaak, ooooo, taaaaaak, - jęczała na całe gardło, nie zważając, że ktoś może to usłyszeć. 
Z resztą, czy w tej chwili miało to jakieś znaczenie? I tak już narobiliśmy takiego hałasu, że usłyszało nas pewnie pół internatu. 

piątek, 23 października 2020

Projekt: "Przyszłość".

232. Mój spragniony kutas.

Mój spragniony kutas siedział już w jej cipeczce, doświadczając coraz większej rozkoszy, coraz bardziej błogiego stanu, czegoś, czego nie dało się już zahamować, czegoś, czego nie dało się odwrócić i powstrzymać. 


-Och, jak dobrze to robisz. Jak jest mi cudownie. Odpływam, znikam. Chcę jeszcze, jeszcze, o tak, tak, tak… Cudownie mi jest. Bierz mnie, och, bierz mnie! Kochaj mnie, weź nie do końca! Weź mnie całą. Rób ze mną wszystko! Och, och, tak bardzo tego chcę! Tak mi dobrze! - słyszałem jej namiętne westchnienia. 
Czułem, jak wnikam w nią, jak wchodzę w nią bardzo głęboko, do samego końca, do samego dna. Nasze szaleństwo zdawało się nie mieć końca, przenikało nas na wskroś, zajmowało każdą naszą myśl, każdy oddech, każde westchnienie. Byłem z nią, byłem w niej, było mi tak dobrze. Nie pragnąłem nic więcej, jak tylko robić to wciąż, bez przerwy, cały czas, i jeszcze, i jeszcze. 
-Och, jak cudownie! Jak mi dobrze! Boże, jak mi jest dobrze! - jęczałem półprzytomnie. 
Coraz bardziej odpływałem, coraz mniej było mnie w tym miejscu. Nie wiem, gdzie się znajdowałem. Szybowałem gdzieś wysoko, gdzieś daleko, jak anioł, jak ptak. 
-Och, jeszcze, jeszcze… tak, moja kochana, tak, tak! Bierz mnie! Tak mocno bierz mnie! Kochaj się ze mną! Tak tego chcę! 
Po chwili znów wszystko się zmieniło. Tak, zmieniło się. To ona była na dole, między moimi nogami, a ja leżałem na tym fotelu. Połową ciała połowa wisiałem nad podłogą. Ona siedziała między moimi udami, trzymała mojego chuja w swojej rącze i ssała jego końcówkę. Ssała go mocno, intensywnie, tak, że kręciło mi się w głowie. 
-Och, och jak mi dobrze! Jeeezu, jeszcze, jeszcze! Bierz mnie! Oooo taaak! Taaak mi dobrze! - jęczałem. 
Ciągnęła mojego fiuta mocno i zachłannie, nie zważając na nic, nie zważając na moje jęki i westchnienia, ale tak było dobrze. Właśnie tak było cudownie. Tak bardzo tego chciałem, tak bardzo tego pragnąłem. Pragnąłem więcej i więcej. 
-Oooooch jeszcze, jeszcze, och tak, taaak! - wyrzucałem z siebie. 
Wkraczałem do raju i do piekła bram na raz. Wszystko działo się tak szybko, tak gwałtownie, że nie ogarniałem tego, nie śledziłem, nie wiedziałem, co się dzieje, kiedy i w jaki sposób to robimy. Liczyło się tylko doświadczenie, doświadczenie rozkoszy, przeżywanie każdej sekundy, przeżywanie jej jak wieczności. Seks, seks, rozkosz i doznania. Tylko to było w tej chwili. Byliśmy jak para gladiatorów, walczących ze sobą. Nasze zapasy były wszystkim, czym byliśmy. Nie umieliśmy określić się inaczej. Byliśmy nimi, byliśmy naszym seksem. 
W następnej chwili to ona leżała na tym fotelu. Tak, teraz to ona leżała. Leżała tak jak ja jeszcze przed minutą. Leżała z szeroko rozłożonymi udami, a ja zajmowałem pozycję między nimi, dokładnie pośrodku. Mój spragniony kutas siedział już w jej cipeczce, doświadczając coraz większej rozkoszy, coraz bardziej błogiego stanu, czegoś, czego nie dało się już zahamować, czegoś, czego nie dało się odwrócić i powstrzymać. 
Zarzuciłem jej stopę na swoje ramię. Trzymałem za udo i posuwałem w ten sposób głęboko, ale spokojnie, czując każdy ruch, każde pchnięcie. Do przodu i do tyłu, do przodu i do tyłu… 
-O tak, tak, jeszcze, jeszcze! Och bierz mnie! Tak mi cudownie. Tak dobrze to robisz, - wzdychała coraz głośniej. 
Patrzyliśmy sobie w oczy i drżeliśmy z rozkoszy. 

czwartek, 22 października 2020

Projekt: "Przyszłość".

231. Siedziała na mnie. 

Siedziała na mnie, pochylona do przodu. Cyckami ocierała się o moją klatkę piersiową, sutkami muskała skórę. Dotykała i pieściła delikatnie, słodko i gorąco. Chciałem więcej, jeszcze i jeszcze. Obejmowała mnie swoimi ramionami, pieściła, wtulała moją głowę w swoje ciało. Uśmiechała się gorąco, ciesząc się, że może mi tyle z siebie dać, że ja chcę to brać i tak bardzo cieszę się tym. 


Zanurzałem się coraz bardziej, jednocześnie czując, że jej usta wysysają ze mnie całe pożądanie, całą moc męskości. Wiedziałem, że, jeśli coś się nie zmieni, już za chwilę będzie po wszystkim, że za chwilę spuszczę się jeszcze raz, teraz dokładnie w jej usteczka. 
“Och, jakie to słodkie”, - myślałem. 
Trzęsłem się jak galareta. Znów coraz trudniej było mi wytrzymać. Później, już na podłodze, ona mnie dosiadła. Dosiadła mnie tyłem, odchylając się nieco na moją klatkę piersiową. Zrobiła to szybko i sprawnie. Nim się spostrzegłem,  mój kutas siedział po same jaja w jej słodkiej, ciasnej pizdeczce. 
Seks z nią był niesamowitym doznaniem. Wszystko działo się tak spontanicznie, że miałem wrażenie, iż tańczymy. Tak jakbyśmy byli połączeni w jakimś niewidzialnym rytmie. Tak jaby przygrywała nam jakaś orkiestra, której nie było, która była tylko w naszych głowach, w naszych ciałach. Szliśmy za tym dźwiękiem, czując takt, każdą nutę. To było cudowne i niesamowite. Trzymałem ją za pośladki, unosiłem i opuszczałem, a ona poddawała się moim ruchom płynnie, jakbyśmy stanowili jedno ciało. 
Czy to nie miało się nigdy skończyć? Nie nie miało. Nie chciałem tego. Poddawałem się temu, co się działo. Szedłem, wsłuchany w rytm naszych ciał i dusz. Szedłem dalej i dalej, nie zważając na nic. Seks, seks, kopulacja - to tylko się liczyło, tylko jej ciało, tylko moje doznania, tylko nasze orgazmy, jeden po drugim. Brać, brać coraz więcej, coraz bardziej zachłannie, brać i nie krępować się. To wszystko jest nasze. Nikt nie może nam tego odebrać. Jesteśmy tylko my i nie ma nikogo więcej, nikogo więcej na tym cholernym świecie. Nikogo, niezależnie czy teraz, czy w przyszłości. Jesteśmy tylko my dwoje, tylko my. 
-Chodź do mnie. Chodź moja mała, niech cię wezmę, niech w ciebie wejdę jeszcze raz. Chodź, oddaj mi się, oddaj mi się do końca. Nie zostawiaj nic dla siebie. Daj mi wszystko, rozumiesz?! Daj mi wszystko teraz. Och daj mi wszystko! Jesteś taka słodka. Och chodź do mnie teraz, - recytowałem niemal jak z książki.  
Spoczywałem już na tym fotelu wygodnie. Prawie leżałem, a ona na mnie na mnie. Siedziała, nadziana na mojego kutasa jak na pal, przebita. Jej cipeczka ogarniała mnie tak mocno, tak słodko. Wszystkie moje myśli mieszały się i kłębiły, nie pozwalając się skupić. Miałem być tylko dla niej. 
Siedziała na mnie, pochylona do przodu. Cyckami ocierała się o moją klatkę piersiową, sutkami muskała skórę. Dotykała i pieściła delikatnie, słodko i gorąco. Chciałem więcej, jeszcze i jeszcze. Obejmowała mnie swoimi ramionami, pieściła, wtulała moją głowę w swoje ciało. Uśmiechała się gorąco, ciesząc się, że może mi tyle z siebie dać, że ja chcę to brać i tak bardzo cieszę się tym. 
Chwyciłem ją za pośladki, za te duże, jędrne pośladki, ściskałem je. Wciskałem jej cipeczkę na mojego penisa, na tą wielką i grubą pałę, a ona się cieszyła. Cieszyła się, że może być tu ze mną i robić to, co robimy. Unosiłem jej dupcię i opuszczałem: powoli, płynnie, do góry i do dołu. Robiłem to spokojnie, bez pośpiechu, no bo i po co? Przecież mamy czas, tak dużo czasu. Kochajmy się najdłużej, jak tylko się da. 
Och, słodycz obejmowała całe moje jestestwo, wszystko to, czym byłem. Nie umiałem już rozdzielić tego, co się ze mną działo od tego, kim byłem. Byłem seksem, byłem z nią, w niej i dla niej. Tylko to się liczyło, nic więcej. 
Spokojnie do góry i do dołu, bez pośpiechu, i raz, i dwa, i raz, i dwa… 

Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...