wtorek, 31 marca 2020

Projekt: "Przyszłość".


26. Przestałem się bać nauczycieli.

To była reakcja łańcuchowa. W momencie, kiedy poprawiły się moje oceny, do góry poszybował też mój humor. Uspokoiłem się i przestałem się bać nauczycieli. To sprawiło, że nabrałem jeszcze większej ochoty na naukę. 


Moje postępy w tej dziedzinie dopiero zaczynały raczkować. Musiałem nauczyć się lepiej gospodarować tym, co dostawałem co miesiąc ze szkoły w ramach stypendium i, zamiast na drogie gazety, kasę przeznaczyć na naukę. Musiałem też lepiej gospodarować czasem wolnym, zrezygnować z części nieproduktywnych zajęć i kół zainteresowań na rzecz nauki. W tym wieku było to dla mnie szczególnie trudne. Moje hobby były wszechstronne i ciężko było mi  cokolwiek zostawić. 
Były też przedmioty, które nie wymagały korepetycji. Wszystko, co było związane z moim zawodem mogłem opanować bez pomocy osób trzecich. Wystarczyło tylko, zamiast chodzić na basen, uczyć się systematycznie. Poza tym, trzeba było odrabiać lekcje, zamiast czytać dobrą książkę science fiction. Oczywiście, wymagało ode mnie to dużo więcej wysiłku, niż byłem w stanie z siebie dać. 
Tak, czy inaczej, teraz to miało się zmienić. Bardzo zależało mi na tym, aby lepiej wyglądać w oczach tej dziewczyny. Pomimo tego, że i ona nie była orłem w nauce, chciałem, aby miała o mnie jak najlepsze zdanie. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że dziewczyny lubią chłopaków inteligentnych, którzy nie tylko świetnie się prezentują zewnętrznie, ale też takich, dla których szkoła nie stanowi jakiegoś wielkiego problemu. 
Można powiedzieć, że za kogoś takiego wtedy się uważałem i kreowałem. Dużo czytałem, potrafiłem ładnie się wysłowić, a moja wiedza na temat otaczającego mnie świata dość daleko wykraczała poza średnią w moim wieku. Chciałem zrobić to też dla siebie samego. Nie tylko po to, aby jej zaimponować, lecz też aby samemu poczuć się lepiej. Tak więc nie było innego wyjścia, musiałem bardziej zabrać się za to, co do mnie należało.
Oczywiście, już na samym początku, kiedy tylko próbowałem zmienić swoje przyzwyczajenia, koledzy próbowali mnie, czy to z dobrej, czy ze złej woli, od tej nauki, na różne sposoby, odciągać, namawiać do różnych rzeczy nie związanych ze szkołą. 
“Nie ucz się tyle, bo zostaniesz uczonym. Co ty chcesz za kujona uchodzić? Daj spokój, nauka nie zając, nie ucieknie. Masz jeszcze czas, nadgonisz. Chodź pograć w piłkę. Idziesz na glinianki dziś po szkole?” - słyszałem za każdym razem, kiedy siadałem do lekcji. Czasami nawet mój własny brat nie dawał mi spokoju. Zdarzało się, że jednego nawet dnia wielokrotnie musiałem odmawiać. Nie powiem, żeby było  to jakoś specjalnie kłopotliwe, chociaż czasami nieco irytujące.  
Tak, czy inaczej, efektem moich wysiłków było to, że od razu poprawiły się oceny w dzienniku. Może to nie był jakiś gwałtowny skok, ale było to widać. W sumie wiedziałem, że tak się stanie. To była reakcja łańcuchowa. W momencie, kiedy poprawiły się moje oceny, do góry poszybował też mój humor. Uspokoiłem się i przestałem się bać nauczycieli. To sprawiło, że nabrałem jeszcze większej ochoty na naukę. Stała się ona dla mnie wyzwaniem, a nie obciążeniem. Każda czwórka, czy piątka sprawiała, że następnego dnia chciałem dostać jeszcze jedną. 
 Nie pozostawało to bez znaczenia w kontaktach z koleżankami. Widziały zmianę w moim zachowaniu, sposobie bycia, pewności siebie i jeszcze większej otwartości. Te wszystkie dziewczyny, które do tej pory mnie omijały, w jakiś dziwny sposób, coraz częściej zaczęły się przy mnie kręcić. Coraz więcej czasu chciały spędzać z moją skromną osobą. Widać było, że niektóre z nich, po prostu, się do mnie kleją. 
Żeby nie było zbyt różowo, w tamtym okresie miałem też mnóstwo kłopotów z moimi, tak zwanymi, kolegami. Byli tacy, którzy, widząc osobę nieco wycofaną, chcieli to wykorzystać i siłą narzucić jej swoją wolę. Niektórzy próbowali się podśmiewać, czy szturchać przy każdej możliwej okazji. 
Teraz, będąc dojrzałym, pełnym doświadczenia człowiekiem i przebywając skórze chłopaka sprzed lat, starałem się to jakoś naprawiać. Jak łatwo było zauważyć, w większości przypadków, były to śmieszne rzeczy, które wynikały raczej z mojej niskiej samooceny i zwykłą, asertywną rozmową, jedną, czy nawet kilkoma, można było to zmienić w coś zupełnie obojętnego. 

poniedziałek, 30 marca 2020

Projekt: "Przyszłość".


25. Koledzy grali w kółko i krzyżyk.

W ostatnich ławkach koledzy grali w kółko i krzyżyk, spali bądź jedli drugie śniadanie. Efekt był taki, że albo to rozumiałeś i sam potrafiłeś to ogarnąć, albo kombinowałeś, pisząc ściągi i zrzynając na wszystkie możliwe sposoby.


Kiedy w pojawiłem się w świadomości siebie samego sprzed lat, byłem jak doktor Jekyll i pan Hyde, to znaczy nie w sensie negatywnym, nikogo nie zabiłem, na nikogo się nie rzucałem z pięściami, przynajmniej do tej pory. Byłem po prostu w połowie osobą z dzisiejszych czasów, a w połowie kimś z przyszłości. Doktorem Jekyllem był ten młody chłopak, a pan Hyde reprezentował mnie, dojrzałego mężczyznę. 
Doktor Jekyll i nie wiedział zbyt wiele o istnieniu pana  Hyde’a. Nie miał pełnego wglądu w jego osobowość. Czuł tylko jego obecność w sposób dość bliżej nieokreślony. Nie mógł jednak skojarzyć tego z żadną konkretną postacią. Natomiast pan Hyde mógł rozpoznać zarówno siebie samego, jak i swojego nosiciela, osobę, w której się znajdował. Dawało mu to pewną przewagę i stawiało w roli przewodnika. W rzeczywistości sprawiało to takie wrażenie, jakbym siedział za sterami doskonale skonstruowanego awatara i przy pomocy odpowiednich instrumentów, w sposób dość dyskretny kierował jego poczynaniami. 
Kiedy się tam pojawiłem i spojrzałem na swoje życie, na siebie samego, stwierdziłem, że wiele rzeczy muszę naprawić. Wiele rzeczy od razu wymagało większej uwagi z mojej strony. Przede wszystkim, miałem bardzo duże zaległości w nauce i musiałem się za to porządnie wziąć. Z własnego doświadczenia wiedziałem, że maturę, mimo wszystko, zdam. Jednak wiedziałem też, jakim kosztem się to odbyło i jakie wyniki na końcu osiągnąłem. Skutkiem tego wszystkiego było to, że moja dalsza kariera naukowa zakończyła się właśnie na tym etapie.  
Można powiedzieć, że ten młody chłopak był jak orzeł z podciętymi skrzydłami, jak nie ułożony pies, niepewny, a jednocześnie mało zdyscyplinowany. Wiele spraw, z którymi mógłby sobie bez problemu poradzić, gdyby tylko wierzył w siebie, porostu go przerastało. 
Bałem się szkoły. Z roku na rok było więcej przedmiotów, a program każdego z nich coraz bardziej upakowany. Nauczyciele często nie zwracali uwagi na słabszych uczniów i tempo nauki dostosowywali do tych bardziej bystrych. 
Tak było na matematyce. Pani profesor wchodziła do klasy, brała do tablicy najlepszą uczennicę, która notabene wcale nie potrzebowała tych lekcji, ponieważ sama sobie radziła i rozumiała wszystko, nawet bez nauczycielki. Tak czy inaczej, ona stawiała ją przy tablicy i kazała rozwiązywać jakieś zadanie. Czasem tylko od niechcenia spojrzala w jej stronę, żeby wyglądało, że cokolwiek ją interesuje. Reszta uczniów zapisywała wszystko mechanicznie. Później była z tego klasówka. 
W ostatnich ławkach koledzy grali w kółko i krzyżyk, spali bądź jedli drugie śniadanie. Efekt był taki, że albo to rozumiałeś i sam potrafiłeś to ogarnąć, albo kombinowałeś, pisząc ściągi i zrzynając na wszystkie możliwe sposoby. W każdym bądź razie wiedzy z tego wszystkiego pozostawało tyle, co kot napłakał, a maturę, tak czy inaczej, trzeba było zdać. Matematyka była przecież obowiązkowa. 
Pani profesor była żoną kierownika internatu i wyglądało na to, że ma gdzieś, co robi klasa. Jeżeli ktoś miał zaległości przyniesione jeszcze z podstawówki, nie było szans, aby nadrobił to właśnie teraz. Najlepszym sposobem, aby sobie z tym poradzić, były korepetycje, ale one kosztowały, przynajmniej te, świadczone przez studentów, którzy się ogłaszali w naszej szkole. 
Innym rozwiązaniem było chodzenie do kolegów dla których ten przedmiot nie stanowił żadnego kłopotu. Nie powiem, w naszej klasie była dziewczyna, która za paczkę papierosów potrafiła wytłumaczyć zadania z ostatniej lekcji. Byłem u niej dwa, może trzy razy. Efekt nie był może piorunujący, ale w dzienniku była trójka, a nie balon. 
Oczywiście, na to też trzeba było mieć pieniądze.

niedziela, 29 marca 2020

Projekt: "Przyszłość".


24. Wiedziałem, że będzie tęskniła.

Dokładnie tyle miałem zaplanowane na ten dzień, a te niewinne pocałunki były podsumowaniem i kwintesencją wszystkiego. Wiedziałem, że będzie tęskniła i pragnęła mnie więcej, ale taki był też scenariusz.


Tymczasem ona stała tak z uniesioną twarzą i wpatrywała się we mnie. Nie mówiła nic, tylko czekała na ciąg dalszy, tak jakby wiedziała, że za chwilę on nastąpi. Dokładnie takiej odpowiedzi i takiego zachowania oczekiwałem. Przecież nie byłem nowicjuszem w tej dziedzinie i już wcześniej miałem przygotowany dalszy plan. Bez pośpiechu zdjąłem oczu te jej wielkie okulary. Bez nich wyglądała trochę dziwnie, ale chyba jeszcze bardziej pięknie. Nie wiem mogło mi się tylko wydawać, było przecież ciemno. W pierwszej chwili chciała je wziąć z mojej ręki, ale widząc, że trzymam je na wysokości jej wzroku zrezygnowała. 
-Teraz już nic nie widzę, - odezwała się cicho.
-Nie szkodzi, - powiedziałem, - nie musisz. 
-Aha, no dobrze… A co chcesz zrobić? - zapytała, udając, że jest trochę zaskoczona. 
 Teraz jeszcze bardziej się pochwaliłem i złożyłem kolejny pocałunek. Najpierw musnąłem ustami jej, delikatnie zadarty, nosek, a później pocałowałem między oczami. Zadrżała, ale tym razem nie z zimna. Przymknęła powieki i uśmiechnęła się. Skrupulatnie wykorzystałem nadarzającą się okazję i dotknąłem ustami najpierw jedno, później drugie oko. 
Nawet ja sam byłem zaskoczony, może nie tyle swoim zachowaniem, co całą sytuacją. To było takie czułe, dziecięce wręcz i naiwne, w swojej istocie, bardzo rozbrajające, szczere i proste zarazem. 
W końcu dotknąłem swoimi wargami jej ust. Tylko dotknąłem. Nic więcej się nie stało. To nie miał być, w swoim założeniu, erotyczny pocałunek. W żadnym wypadku nie było moim zamiarem ani wystraszenie jej, ani nakłanianie do czegokolwiek. 
Nie zmienia to faktu, że bardzo jej pragnąłem. Moje podniecenie sięgało zenitu. Nie zrobiłem tego, ponieważ czułem, że tak młoda osoba przy bardziej zuchwałym zachowaniu, wycofa się, zamknie w sobie i, być może, nie będzie chciała kontynuować tej znajomości. Trzeba było postępować bardzo rozsądnie i do niczego jej nie zmuszać. To ona sama powinna prosić o więcej. Chciałem raczej wywoływać w niej deficyt, niż nadmiar czułości. 
Tego wieczoru do niczego więcej nie doszło. Nic więcej od niej nie oczekiwałem i niczego nie wymagałem. Dokładnie tyle miałem zaplanowane na ten dzień, a te niewinne pocałunki były podsumowaniem i kwintesencją wszystkiego. Wiedziałem, że będzie tęskniła i pragnęła mnie więcej, ale taki był też scenariusz. Miałem, po prostu, ją tak zostawić, by odczuwała trochę niepewności, trochę niepokoju, by miała o czym myśleć i na co czekać.  
Odprowadziłem ją do pokoju, pod same drzwi i, jak prawdziwy dżentelmen, pocałowałem delikatnie w nadgarstek, uśmiechnąłem się, odwróciłem i odszedłem sprężystym, równym krokiem. Widziałem, że patrzy w moje plecy. Niemal przebijała mnie swoim wzrokiem. Nie zamykała drzwi dopóki nie zniknąłem za zakrętem klatki schodowej. 

sobota, 28 marca 2020

Projekt: "Przyszłość".


23. Pocałowałem ją w czoło.

W pewnym momencie, wyczuwając, że to jest ta chwila, pochyliłem się nad nią. Nie wiem, czy zdawała sobie z tego sprawę, czy przypuszczała, co stanie się za kilka sekund. Pochyliłem się i delikatnie pocałowałem ją w czoło. 


Spacerując tymi pięknymi alejkami, było nam tak, dobrze, że całkiem zapomnieliśmy o tym, co wokół się dzieje. Nawet nie spostrzegliśmy, że burza zbliżyła się na dobre i trzeba było uciekać, bo lada chwila mógł spaść ulewny deszcz. W każdym bądź razie, nam jakoś to nie przeszkadzało. Wszystko wydawało się jak najbardziej na swoim miejscu. Tymczasem, robiło się coraz ciemniej, wiatr zawodził w koronach drzew i było coraz chłodniej. 
W pewnym momencie poczułem, że moja dziewczyna drży na całym ciele. Szybko zorientowałem się, co należy zrobić. Była to dobra okazja do pokazania, jak bardzo mi na niej zależy i jaki jestem opiekuńczy. Chociaż zdawałem sobie sprawę, że teraz mnie będzie zimno, zdjąłem kurtkę i szarmancko położyłem na jej ramionach. Następnie dokładnie ją odkryłem. Gest podziałał w taki sposób, w jaki chciałem. Kiedy to zrobiłem, odwróciła się w moją stronę, uniosła głowę i w ciemności próbowała spotkać mój wzrok. 
-Dziękuję, - powiedziała bardzo ciepło.
Jeżeli chciałem, by z tego spaceru wynikło coś konkretnego, i nie myślę tutaj o seksie wieczorem, o tym raczej jeszcze nie mogłem marzyć, musiałem wykonać kolejny ruch. To było takie proste i oczywiste, ale musiałem bardzo się skupić, by zapanować nad nerwowym zachowaniem mojego młodszego ja, które cały czas próbowało chować głowę w piasek i nie podejmować wyzwania rzuconego przez los. 
Objąłem ją ramionami i delikatnie przycisnąłem do siebie. To nie było nic nadzwyczajnego, zwykły, prosty uścisk, można powiedzieć, przyjacielski nawet. Później w ciemności, w prawie kompletnym mroku, delikatnie ogarnąłem kosmetyki z jej czoła. Zrobiłem to zaledwie czubkami palców. Najpierw na jedną, później na drugą stronę. Wszystko bez pośpiechu i delikatnie. 
Była troszeczkę niższa. Z głową uniesioną do góry, wpatrywała się we mnie, dając mi pełne przyzwolenie, abym robił to dalej. Nie widziałem w jej zachowaniu ani cienia oporu przed ani moją osobą, ani przed tym, jak się zachowuję. Musiałem wzbudzać w niej totalne zaufanie. W jej gestach widać było, że czuje się przy mnie szczęśliwa.
-Wiesz co, - odezwała się po jakimś czasie, - dobrze mi z tobą.
-Mi z tobą też, - odpowiedziałem, tuląc ją jeszcze mocniej.
Szliśmy w prawie całkowitych ciemnościach, w ogóle nie zwracając uwagi, że pierwsze duże krople już zaczęły spadać na nasze głowy. 
-Jesteś taki męski i opiekuńczy za razem. Wiesz, trudno w to uwierzyć, że chłopak o tak delikatnym i młodzieńczym wyglądzie… - przerwała.
-Tak… - starałem się nakłonić ją do dalszych zwierzeń.
-Trudno uwierzyć, że za tym twoim, młodym wyglądem kryje się tak bardzo dorosły mężczyzna. 
 Czułem, że moje serce zaczyna szybciej bić. Byłem podekscytowany i szczęśliwy. Teraz już wiedziałem, że wprowadzony przeze mnie plan zaczyna działać i przynosić konkretne efekty. Czegóż więcej mogłem oczekiwać od tego eksperymentu?
W pewnym momencie, wyczuwając, że to jest ta chwila, pochyliłem się nad nią. Nie wiem, czy zdawała sobie z tego sprawę, czy przypuszczała, co stanie się za kilka sekund. Pochyliłem się i delikatnie pocałowałem ją w czoło. Pocałowałem ją nie w usta, nie w policzek, ale w czoło. Wiem, że w tej chwili śmiesznie to zabrzmi, ale tak było. Pocałowałem ją bardzo czule tuż nad tymi jej wielkimi okularami. 
To nie było przypadkowe. Zrobiłem to celowo. Wiedziałem, że na seks i bardziej gorące zaloty przyjdzie jeszcze czas. W tej chwili chciałem tylko zbadać jej reakcję na mój dotyk. Chciałem sprawdzić, czy się nie wystraszy i nie wycofa, czy to co mówiła przed chwilą rzeczywiście jest prawdą. Można powiedzieć, że w tym momencie nie chciałem robić czegoś na siłę. Była jeszcze taka młoda, taka delikatna, miała zaledwie piętnaście lat i musiałem wiedzieć, czy jest gotowa na cokolwiek więcej. 

piątek, 27 marca 2020

Projekt: "Przyszłość".


22. Widziałem już wiele parków.

Tak czy inaczej, dla kogoś starszego i doświadczonego, życiem, kogoś, kto tylko przelotnie tkwił w tym młodym ciele, w tym spacerze nie było nic nadzwyczajnego. W swojej długiej historii widziałem już wiele parków i wiele drzew, tak samo jak byłem z wieloma różnymi kobietami.


Nasze kolejne spotkanie nastąpiło bardzo szybko. Miało to miejsce jeszcze tego samego weekendu, a dokładnie w niedzielę na obiedzie. Stałem w kolejce po drugie danie i nie rozglądałem się na boki. Podeszła z tyłu cicho i niezauważalnie. Pewnie zrobiła to celowo. Stanęła bardzo blisko mnie i delikatnie trąciła mnie łokciem. 
-Hej,  co tam? - spytała ciepłym głosem, uśmiechając się serdecznie.
-Ah, to ty, - odezwałem się, - dobrze cię widzieć.
-Jak wrażenie po wczorajszym filmie? - zapytała. 
-Wiesz… dobrze, - zawahałem się, bo tak naprawdę niewiele już pamiętałem, - świetnie… 
-Mogę usiąść razem z tobą?
Uśmiechnąłem się gorąco.
-Jeszcze się pytasz? No jasne. Zapraszam. Będzie mi bardzo miło.
Przy pogawędce na temat szkoły i nauki, zjedliśmy razem posiłek. Czułem, że nasza znajomość rozwija się w bardzo dobrym kierunku. 
-Wiesz co, jeżeli nie masz specjalnych planów na wieczór, to może byśmy poszli razem na spacer do parku, - zaproponowałem, kiedy już kończyliśmy.
Obok budynku szkoły znajdował się stary park, w którym stał stary, ale dobrze odrestaurowany zabytkowy dworek. Mieściło się w nim muzeum i jeszcze parę innych rzeczy. Nie każdy z nowych uczniów zdawał sobie sprawę, że jest to ciekawe miejsce i warto je zobaczyć. 
Z tej racji, że była to niedziela budynek był zamknięty, nie mogliśmy tam pójść. Jednak obiecałem jej, że zaproszę ją innym razem. Tak więc, w  tym momencie skorzystaliśmy tylko z dobrodziejstw samego parku. W sumie, nie było czego żałować. To miejsce, również było bardzo piękne i samo w sobie stanowiło atrakcyjny punkt przechadzek. Właściwie to było coś więcej niż park. Mój profesor od sadownictwa mówił, że to jest arboretum, czyli miejsce, gdzie znajduje się kolekcja roślin z całego świata. Zbierane były przez kolejne pokolenia uczniów Zespołu Szkół Rolniczych. 
Mnie zachwycały przepiękne stare drzewa: dęby, klony, olchy i mnóstwo innych. Wszystkie miały po kilkaset lat. Powyginane, grube konary, sprawiały wrażenie rozłożonych rąk istot z innego świata. Jedno drzewo było nawet pomnikiem przyrody. Do jego pnia przymocowana była mała tabliczka z odpowiednim napisem. 
Było już po dwudziestej i zaczęło się ściemniać. Poza tym zbierało się na burzę. Z oddali słychać było złowrogie grzmoty, a na niebie pojawiały się błyskawice. Spacerując pośród tych olbrzymich dębów i klonów, czułem się wyśmienicie. Pierwsze liście zaczęły już opadać na ziemię i szeleścić gdzieś pod naszymi nogami. 
W pewnym momencie, nasze dłonie spotkały się niby to w przelotnym uścisku. Chociaż zdawałem sobie sprawę, że to ona szukała bliskości i mojego dotyku. Miałem wrażenie, że dla niej ten spacer był czymś bardzo wyjątkowym. Tak naprawdę, dla mnie też, chociaż chyba raczej dla mojego podnieconego i napakowanego testosteronem młodszego ja. 
No niestety tak się złożyło, że byłem niespełna dwudziestoletnim chłopakiem i kutas w moich spodniach prężył się jak dziki rumak. Każdego dnia, od rana do wieczora, myślałem tylko o jednym. Co druga moja myśl była o seksie. 
Tak czy inaczej, dla kogoś starszego i doświadczonego, życiem, kogoś, kto tylko przelotnie tkwił w tym młodym ciele, w tym spacerze nie było nic nadzwyczajnego. W swojej długiej historii widziałem już wiele parków i wiele drzew, tak samo jak byłem z wieloma różnymi kobietami. Chociaż, skłamałbym gdybym powiedział, że nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. Oczywiście i dla mnie było to szczególne doświadczenie, aczkolwiek może trochę innego rodzaju. 

czwartek, 26 marca 2020

Projekt: "Przyszłość".


21. Patrzyła na mnie maślanymi oczami.

Patrzyła na mnie maślanymi oczami i widać było, że rozkleiła się całkowicie. Oczywiście, nie miało to jednak nic wspólnego ze wzrokiem zakochanej, dojrzałej kobiety, który być może chciałbym w tej chwili zobaczyć. 


Wyszliśmy na zewnątrz. Było pochmurno, ale nie padało. Po kilku minutach podjechał autobus. Rozmowa od razu przybrała miły i ciepły charakter. Dziewczyna otworzyła się i stała bardziej pewna siebie. Dużo więcej opowiadała o sobie. Prawie cały czas się uśmiechała się. Co najważniejsze, nie unikała mojego wzroku. Mało tego, ona sama szukała mojego spojrzenia. Niby przypadkiem, niby przelotnie, ale jednak ciągle wodziła za mną swoimi ślicznymi oczami. 
Starałem się być szarmancki najbardziej jak tylko się da, a przy okazji, skracałem dystans między nami. Za każdym razem, kiedy byliśmy w drzwiach, czy na przejściu dla pieszych, starałem się dotknąć jej ramienia, czy boku, chociażby bardzo krótko i delikatnie. Tworzyło to między nami specyficzną więź, delikatnie przesyconą erotyzmem. 
Na początek wstąpiliśmy do kawiarni. Znajdowała się naprzeciwko kina, dosłownie po drugiej stronie wąskiej uliczki. Wybrałem stolik przy oknie, abyśmy mieli lepszy widok. Po niebie ciągnęły ciężkie chmury, a chodnikiem, co chwilę przechodzili piesi. W środku było ciepło i przytulnie, a głośników płynęła cicha, nastrojowa muzyka. 
Kiedy podeszła kelnerka, dość swobodnie, zamówiłem dwie kawy i po kawałku ciasta. To była jakaś zwykła szarlotka, która nie kosztowała majątku. Dla mnie, starego wiarusa, takie zachowanie nie było czymś nadzwyczajnym, przecież wiele razy bywałem w kawiarniach, czy restauracjach, ale dziewczyna i tak była zachwycona. W jej oczach widać było małe płomyki. Podobało jej się to, że ktoś zaprosił ją do kina i kawiarni i na dodatek traktuje jak księżniczkę. 
Kawa okazała się świetna, nawet jak na tamte czasy. Podana w ładnych filiżankach, z dużą ilością mleka, smakowała wyśmienicie. Ciasto, może nie było rewelacyjne, ale nienajgorsze. Tak naprawdę, trudno było mi wszystko oceniać, bo swoje opinie na temat różnych towarów i produktów z tamtych czasów podciągałem do standardów współczesnych. Być może, działo się to z tego względu, że moje młodsze ja w ogóle nie miało pojęcia, jak powinna smakować kawa w kawiarni, a to był jedyny pogląd, jaki w tej chwili obydwaj mieliśmy. 
Piliśmy gorący, aromatyczny napój, jedliśmy słodkie ciastko i rozmawialiśmy. Czas płynął bardzo szybko. Kiedy kelnerka przyniosła rachunek wyjąłem kilka banknotów i, z wielką gracją, uśmiechając się do niej, powiedziałem: 
-Reszty nie trzeba. 
Jako, że na napiwek zostało parę groszy, nie był to zbyt wielki wyczyn z mojej strony. Mimo wszystko, przed moją partnerką i tak musiałem wyglądać na prawdziwego bohatera. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że rzadko który z chłopaków w tym wieku wiedział, jak zachować się w takich miejscach. Można powiedzieć, że doświadczenie było moją podstawową bronią w tej wycieczce w lata osiemdziesiąte. 
Później poszliśmy do kina. Tak, jak przypuszczałem film był zwykłym wyciskaczem łez. Scenariusz bardzo prosty ale chwytliwy: ktoś zginął, ktoś na kogoś czekał, jakaś nieszczęśliwa miłość, takie tam zwykłe granie na emocjach. Powiem szczerze, że nie było to szczytem moich ambicji jako kinomaniaka. Można powiedzieć, że jakoś przesiedziałem do końca seansu 
Nie wiem, jak często chodziła do kina i jak wiele filmów obejrzała, ale, jeżeli chodzi o nią, widziałem, że produkcja zrobiła na niej, dość duże wrażenie. Na tyle duże, że w ciemności sali kinowej, też niby przypadkiem, pochyliła się w moją stronę. Skwapliwie wykorzystałem sytuację i objąłem ją swoim ramieniem. Przez cały film dość mocno przytulam. Co jakiś czas starałem się pogładzić ją po szyi, czy złożyć delikatny pocałunek na jej policzku. Zabawa nie była zbyt wygodna, bo dzieliły nas dwie dość szerokie poręcze. Tak, czy inaczej, sądząc po zachowaniu, jej zdawało się pewnie, że jest w niebie. 
Kiedy wychodziliśmy z sali kinowej, wiedziałem, że mam ją już w garści. Patrzyła na mnie maślanymi oczami i widać było, że rozkleiła się całkowicie. Oczywiście, nie miało to jednak nic wspólnego ze wzrokiem zakochanej, dojrzałej kobiety, który być może chciałbym w tej chwili zobaczyć. Jej spojrzenie przypominało raczej oczy rozmarzonego dzieciaka, który szuka oparcia w drugiej osobie i tego, by ktoś nim pokierował w odpowiedni sposób. Tak to już jest w tym wieku. 
Ja sam taki byłem i czułem to całym jestestwem mojego młodszego ja. Młode, świeże miłości przychodzą szybko, wybuchają gwałtownie i równie szybko też znikają. Doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, ale liczyłem też na to, że ten związek przerodzi się w coś o wiele bardziej głębokiego i ważnego. Miałem nadzieję, że zostaniemy ze sobą chociażby do końca tego roku, a być może, nieco dłużej.

środa, 25 marca 2020

Projekt: "Przyszłość".


20. Mój urok osobisty działał. 

Spojrzała na mnie spod opuszczonych powiek. Oznaczało to, że wszystko było w jak najlepszym porządku. Mój urok osobisty działał. 


W szkole co miesiąc dostawałem stypendium. Nie można powiedzieć, że były to duże pieniądze, ale jednak, zawsze coś. Jakby nie patrzeć, parę groszy miałem przy sobie. Inna sprawa, jak te pieniądze wykorzystywałem. W normalnych okolicznościach, większość gotówki woziłem do domu. Tam tam zawsze jej brakowało. Jednak teraz, nie były to normalne okoliczności. Teraz moje spojrzenie na ten temat zmieniło się diametralnie. Zdawałem sobie sprawę, że zawsze muszę mieć coś przy sobie, chociażby ze względu na takie niespodziewane okazje, jak dziś. 
Nawet teraz spodziewałem się jakiegoś sprzeciwu. Czasem ona popatrzyła na mnie, uśmiechnęła się i pokiwała głową. 
-Dobrze, pójdę z tobą do tego kina, - powiedziała.
Czułem się wniebowzięty. Sprawy nie mogłem lepiej się ułożyć.
“Brawo, dziewczyno!” - pomyślałem, doznając nagłego przypływu adrenaliny. 
-No to co… w takim razie, jesteśmy umówieni na niedzielę, - zakończyłem.
Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, czas do niedzieli upłynął bardzo szybko. Kiedy wreszcie przyszedł ten wyczekiwany dzień, miałem już przygotowane swoje najlepsze spodnie, ładny sweter oraz czystą, idealnie wyprasowaną, koszulę. Kupiłem nawet jakiś dezodorant, aby świeżo pachnieć. 
O wyznaczonej godzinie miałem pojawić się, niczym romantyczny kochanek, na skrzydle żeńskim, abyśmy razem mogli opuścić internat. Oczywiście, wcześniej, z precyzją zegarka szwajcarskiego, ustaliłem odjazd autobusu z najbliższego przystanku. Starałem się przewidzieć wszystko, co było ważne w tej chwili. Obliczyłem i uwzględniłem czas na dojście do kina, oraz na odwiedzenie pobliskiej kawiarni. Sprawdziłem nawet ceny ciastek i samej kawy. Nie chciałem później wyjść przed nią na głupka. Przecież chciałem jej zaimponować, a miałem bardzo ograniczoną ilość kasy. 
W tym właśnie momencie uświadomiłem sobie, że dobrze by było gdyby udało mi się gdzieś cokolwiek zarobić. Było to konieczne, jeżeli dalej chciałem imponować tej dziewczynie. Niestety, dla mojego młodszego ja, takie dylematy były nieco dziwne. Do tej pory nigdy nie musiał się nad tym zastanawiać. 
Kiedy wszedłem do jej pokoju,oniemiałem z wrażenia. Była w ślicznej koronkowej, czarnej sukieneczce i delikatnym wdzianku, przypominającym żakiet. Włożyła też na siebie dżinsową kurteczkę. Wyglądała uroczo i rozbrajająco. Dech mi zaparło. Była jak mała laleczka z wystawy. 
Znów miałem bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony zdawała się mi być jeszcze dzieckiem. Patrząc tak teraz na nią, widziałem, że jeszcze daleko jej było do dorosłej kobiety. Jej urok osobisty i wdzięk sprawiały, że wzrastała we mnie chęć opieki jak i też zwykłej bliskości, pozbawionej erotyzmu, czy seksu. Z drugiej zaś strony, patrząc z oczami i młodego chłopaka, gówno mnie to obchodziło. On chciał, po prostu, rozładować swoje napięcie seksualne i szukał najkrótszej drogi realizowania tego celu. Chodź onieśmiela i paraliżowała, była idealną partnerką, chociażby teoretycznie. 
Uśmiechnąłem się od ucha, do ucha. Szarmancko wziąłem ją za rękę i pocałowałem w nadgarstek. Bez pośpiechu otworzyłem przed nią drzwi i puściłem pierwszą. Widziałem, że jej się to podoba. 
Spojrzała na mnie spod opuszczonych powiek. Oznaczało to, że wszystko było w jak najlepszym porządku. Mój urok osobisty działał. Flirt rozwijał się, a ona nie do końca zdawała sobie z tego sprawę. Tak, czy inaczej, jak ryba połknęła haczyk. Chociaż nie, może inaczej, po prostu, zachowywałem się tak jak powinien się zachowywać chłopak, któremu zależało na dziewczynie. Mnie zależało bardzo, więc robiłem wszystko, żeby wypaść w jej oczach jak najlepiej. 
 Nie, żebym już się zakochał. Chciałem, raczej, sprawdzić, jak to jest, być z piękną dziewczyną i co może z tego wyniknąć. Oczywiście, moje młodsze ja, w tej chwili myślało tylko o seksie. Czy mogło być dla niego coś ważniejszego, niż zapewnienie prokreacji, posianie swoich plemników w jej młodym ciele? Chciał się kochać, teraz, już, natychmiast! Nie umiał pozbyć się natrętnych myśli, które wyłaziły każdą szczeliną z jego świadomości. Wyobrażał ją sobie kompletnie nagą, marzył o niej, kiedy nie musiał nic mówić. Pragnął i potrzebował być jak najbliżej. 
Jego wyobraźnia szalała. W myślach już kochał się z nią najróżniejszych, miejscach i okolicznościach. Mimo jej ubrania, bez najmniejszego problemu, potrafił  stworzyć obraz krągłego ciała. 
To było bardzo ciekawe, bo ja tego już tak nie potrafiłem. Nie w takim zakresie. Widocznie moja wizualizacja była już mniej sprawna. No cóż, teraz czerpałem z jego młodzieńczości i witalności pełnymi garściami. Jego ogniste pożądanie opanowało też moją świadomość i mogłem tylko poddać się temu wszystkiemu z najwyższą rozkoszą. Chodziło tylko o to, aby przejść przez to wszystko w miarę rozsądnie i nie narobić sobie zbyt wcześnie dużych kłopotów. 

wtorek, 24 marca 2020

Projekt: "Przyszłość".


19. Zapraszam cię do kina.

-W niedzielę grają w kinie w dobry film. Jakiś melodramat, wiesz, coś o miłości, trochę tańca, trochę przygody…   Patrzyła na mnie z uśmiechem na twarzy.  -Zapraszam cię do kina, - powiedziałem z dumą.


Pomimo tego, że przebywałem w ciele chłopaka, którym byłem przed trzydziestu laty, cały czas miałem pełną świadomość swoich obecnych czasów. To było trudne do opanowania. Z jednej strony, moje prawdziwe życie było to dla mnie daleką przyszłością, coś, co jeszcze się nie wydarzyło. Wystarczyło tylko zerknąć na kalendarz i wszystko było jasne. By nastąpiła teraźniejszość, moja teraźniejszość, musiało upłynąć jeszcze wiele, wiele lat. Odczuwałem coś w rodzaju samotności. Wszystko, co znałem i kochałem pozostało tam - w przyszłości, która jeszcze nie nastąpiła. Już samo wypowiedzenie tego słowa było dziwne. Z drugiej, zaś, była to moja, normalna chwila obecna, mój świat, świat mojego młodszego ja, który rozwijał się wraz z nim. Wiedziałem też, że przecież, tak naprawdę, teraz siedzę, zamknięty w kabinie teleportera i śpię, aby móc doświadczyć tego co się dzieje. Trudno było wyobrazić sobie, że za trzy godziny mam wrócić do domu na obiad, kiedy tutaj miałem pozostać trzy lata. 
Dualizm tego wszystkiego zaczął mi coraz bardziej przeszkadzać. Zdawałem sobie sprawę, że jak najszybciej muszę sobie z tym poradzić. Inaczej groziło mi całkowite rozchwianie osobowości.  W jakiejś mierze, może malutkiej, ale jednak, pocieszeniem i nagrodą była ta młoda, śliczna i słodka dziewczyna. 
Siedziała przede mną i mówiła. Kiedy patrzyłem na nią, cały czas mnie onieśmielała. To w środku, byłem dojrzałym facetem, a mimo to, cały czas paraliżowały mnie myśli, czy mogę sobie pozwolić na więcej i w którym, właściwie, momencie. Domyślałem się, dlaczego tak jest. Najprawdopodobniej było to spowodowane tym, że świadomość mojego młodszego ja mieszała się z moją własną. Chwilami było to trudno rozdzielić. Dwie osoby w jednym ciele, obok siebie, upchane ciasno i powoli zaczynające nawzajem się przenikać, doświadczać siebie bez słów. 
Dwa rodzaje myśli, doświadczeń i odczuć mieszały się i stopniowo powstawała, jedna wspólna, osobowość. Przez moment zastanawiałem się, jaki to będzie miało wpływ na moje ja w teraźniejszości. Zacząłem powątpiewać, że wyjdę z tego doświadczenia taki sam, jakim byłem. 
Zastanawiałem się, nad prostą rzeczą: ja, to znaczy kto? Facet w średnim wieku, czy nastolatek? A może obydwaj? Tylko jak to określić? Może nic specjalnego się nie działo. Może to była moja własna reakcja, reakcja człowieka dojrzałego, doświadczonego życiem, na młodą, niewinną istotę, która siedziała przede mną. 
Kiedy miała wychodzić, doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie mogę tego tak zostawić. Gdyby tak się stało, znajomość zakończyła by się pewnie tylko na tym jednym spotkaniu. Jeśli pozwoliłbym jej tak odejść, trudno byłoby mi za nią się uganiać po całej szkole, żeby cokolwiek zaproponować. Chociaż, kto wie, po takim wstępie, może nie byłoby to już takie trudne. W każdym bądź razie, chciałem obrócić tą sytuację w coś, co dawałoby pewne nadzieje na przyszłość. 
To był bardzo gorący okres w moim życiu, bardzo dużo się działo. Miałem mnóstwo różnych zajęć i ciężko byłoby mi cokolwiek zaplanować. Musiałem ustalić coś naprędce. 
Uświadomiłem sobie, że w mieście oddalonym o cztery kilometry, do którego uczęszczaliśmy na religię, widziałem plakaty nowego filmu. Nic wielkiego, jakiś melodramat kostiumowy z mnóstwem muzyki w tle. Tak przynajmniej informowały krótkie recenzje. 
Sam nie chodziłem na takie filmy. Jeżeli już czasami udało mi się wyrwać na coś, to był horror albo dreszczowiec. No, ale w tym przypadku, nie było co narzekać. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że właśnie tak powinienem postąpić. Jakby nie powiedzieć, ona była kobietą, a kobiety lubią takie rzeczy. Ryzyko pewne istniało, ale trzeba było szybko się decydować.
-Co robisz w niedzielę? - spytałem, chcąc wybadać jej plany na najbliższy okres czasu.
Wyczuwając, że mogę jej coś zaproponować, odezwała się niepewnie.  
-Miałam zamiar jechać do domu, ale… no wiesz… to bardzo daleko, pogoda nieciekawa, no i za bardzo mi się nie chce. 
Wyszczerzyłem zęby w serdecznym uśmiechu. Oznaczało to, że już była moja. 
-No właśnie, - zacząłem, - pomyślałem sobie…  w niedzielę grają w kinie w dobry film. Jakiś melodramat, wiesz, coś o miłości, trochę tańca, trochę przygody…  
Patrzyła na mnie z uśmiechem na twarzy. 
-Zapraszam cię do kina, - powiedziałem z dumą.

poniedziałek, 23 marca 2020

Projekt: "Przyszłość".


18. Przypadkowe spotkania.

Spojrzałem jej głęboko w oczy.   -No widzisz, a już chciałaś przede mną uciekać. Czasami przypadkowe spotkania wychodzą nam na dobre. Prawda?  


Wyjąłem najlepszą, jaką miałem szklankę, zagotowałem wodę, zaparzyłam herbatkę i wrzuciłem plasterek cytryny. Po chwili wróciłem z dwoma naczyniami gorącego napoju. Usadowiłem się naprzeciwko.
-Jak ci się podoba u nas w szkole? - zapytałem. 
-Fajnie.
-Spojrzałem na nią protekcyjnie.
-Fajnie? Tylko tyle?
Widać było, że jest trochę onieśmielona. Musiałem nad tym nieco popracować.
-No… duża jest, - odezwała się po chwili.
-To prawda, duża, - zgodziłem się, - To największa szkoła rolnicza w województwie siedleckim. Pewnie się już gdzieś zgubiłaś.
Uśmiechnęła się, popijając gorący napar.
-Uhu, czasami trudno jest znaleźć pracownię lekcyjną.
Pochyliłem się w jej stronę. Wyczułem słodki, przyjemny zapach. 
-Nie przejmuj się, - powiedziałem, - to tylko na początku.
Spojrzała na mnie. 
-Mam nadzieję, bo na razie… masakra, - westchnęła wykrzywiając usta w sposób bardzo rozbrajający i uwodzicielski.
Cały czas bardzo uważnie ją obserwowałem. Wychwytywałem, każdy, nawet najmnieszy grymas, czy gest. Zresztą, przyglądanie się tej młodej, ślicznej damie, sprawiało mi niesamowitą przyjemność. Nie wiedziałem, czy zdaje sobie sprawę z tego, że jest tak porażająco, a jednocześnie niewinnie seksowna. Pewnie jeszcze nie miała o tym zielonego pojęcia. Widocznie potrzebowała kogoś, kto by jej o tym powiedział. 
-No, ja też tak miałem, - tłumaczyłem z coraz większym zaangażowaniem. - Wszystko przez to, że jest parterowa, a korytarze są niemal identyczne. Jak zapamiętasz, że jest trzy wzdłuż i trzy wszerz, to będzie dużo łatwiej. Z tyłu jest długi łącznik.
Uśmiechnęła się.
-Poważnie?! Nigdy tam nie byłam.
-No. Pracownie też są rozłożone według określonego planu… techniczne i zawodowe na końcu, przedmioty ogólne bliżej wejścia. 
Wymieniłem po kolei cel i rozmieszczenie poszczególnych pomieszczeń. Słuchała z zainteresowaniem, a później stwierdziła:
-No, to teraz już się nie zgubię.
-Pewnie, że nie. W jakiej klasie się uczysz?
Miałem wrażenie, że teraz będzie już dużo łatwiej. 
-Pierwsza. 
-Pierwsza?
-Zawodówka ogrodnicza, - powiedziała. 
Moje oczy w jednej chwili rozjaśniły się.
-Ach, to tak jak ja, - palnąłem bez zastanowienia.
-Ty też się uczysz w zawodówce? - zapytała.
-Nie, - uśmiechnąłem się, - no, teraz już w technikum, ale zaczynałem od zawodówki.
Znów zrobiła tą swoją słodką minę.  
-A dlaczego nie od razu w technikum?
Wybiła mnie z rytmu. Podrapałem się po głowie. Poczułem lekkie zakłopotanie.
-No wiesz… nie byłem orłem… nie wiedziałem, czy dam sobie radę.
Zaskoczyła mnie. Roześmiała się na głos, a jej śmiech był szczery i serdeczny. Aż chciało się go słuchać. 
-Chyba mamy ze sobą więcej wspólnego, niż ci się wydaje, - stwierdziła.
Spojrzałem na nią z pytaniem w oczach.
-Hmmm… nie rozumiem. 
-Mnie też nie za bardzo idzie, ale myślę, że dam radę.
Wiedziałem, że muszę wejść jej w słowo.
-Wiesz co? Ja już ostatni rok w tej budzie… w maju matura… 
-O to masz fajnie.
-Dlaczego?
-No, będziesz mógł robić, co ci się podoba.
-No wiesz… nie jestem taki pewny… ale wracając do tego, o czym już zacząłem… może będę w stanie ci w czymś pomóc. 
Spojrzała na mnie z zainteresowaniem.
-Tak??? 
-No tak. No, nie we wszystkich przedmiotach jestem dobry… o matematykę to mnie nawet nie pytaj. Jeszcze teraz chodzę na korki do koleżanek, no, ale historia, biologia jak najbardziej. Mogą być też przedmioty zawodowe. Je też lubię. 
Znów się uśmiechnęła. Coraz bardziej mnie ujmowała swoim wyglądem i zachowaniem. 
-Dzięki. Dobrze wiedzieć, że jest tutaj jakaś pomocna dłoń, a nie tylko banda napalonych osiłków.
Spojrzałem jej głęboko w oczy.  
-No widzisz, a już chciałaś przede mną uciekać. Czasami przypadkowe spotkania wychodzą nam na dobre. Prawda?  Powiedz tylko, gdzie mieszkasz? Skąd przyjechałaś? 
-A… - zawiesiła głos, - i tak nie będziesz wiedział.
-Może nie, ale powiedz. 
-Romanówka, - rzuciła.
-Hm? - stęknąłem, bo nic mi to nie mówiło.
-No, to taka mała wieś koło Siemiatycz, - dodała.
Teraz już wszystko stało się jasne.  
-Koło Siemiatycz, mówisz? 
-Tak, a co?
-Wiesz, gdzie są Sarnaki?
-No wiem, przecież. Niedaleko.
-Tam miałem praktyki w zeszłym roku. 
Ożywiła się. 
-Pewnie jabłka zbierałeś, co?
Zanosiło się na dłuższą i dość interesującą rozmowę. 
-Jak już jesteśmy w temacie, to ci powiem, ale w ogóle to nie ma o czym gadać. Mieliśmy pracować w sadzie. Tak było w umowie ze szkołą, a wiesz, co robiliśmy?
Znów ten jej serdeczny, ciepły uśmiech, który rozkładał mnie na łopatki. 
-Co?
-Pustaki, - wyrzuciłem z siebie.
Zrobiła wielkie oczy.
-Co???
-No. Facet stawiał przechowalnię owoców. Potrzebował taniej siły roboczej. Mówię ci, nigdy więcej. Jak by ci coś tam proponowali, to za żadne skarby nie bierz…
Widziałem, że jest wystraszona. Rozbawiła mnie.
-No, chyba do pustaków mnie nie wezmą… 
-Do pustaków? Pewnie, nie, ale miło nie będzie. Ostrzegam. 

niedziela, 22 marca 2020

Projekt: "Przyszłość".


17. Wolisz herbatę, czy kawę? 

-Wolisz herbatę, czy kawę?!  Rozejrzałem się po swoich zapasach. Oczywiście, o herbacie w saszetkach mowy być nie mogło. Te rzeczy weszły do sprzedaży znacznie później. 


Więc stało się, co się miało stać. Doskonale pamiętałem tą chwilę sprzed lat i swoje zachowanie wobec niej. Wiedziałem, że pierwsza zmiana w moim życiorysie właśnie została dokonana. Wprawdzie była ona niewielka, ale jednak bardzo znacząca. Wciąż tutaj była. Nie pozwoliłem jej odejść. Jak na moje warunki, to było bardzo dużo. 
Jeżeli chodzi o moje drugie ja, to ten młody chłopak, którym, po części przecież byłem, nie znał swojej przyszłości. Nie mógł jej znać, bo ona jeszcze dla niego nie nastąpiła. Nie wiedział, jakie będą konsekwencje zmiany jego zachowania. Nie miał do czego porównać tego, co się akurat działo. Jego rzeczywista przyszłość nigdy już się nie wydarzyła. Nie miał pojęcia, jakie były, czy też będą, jego pierwsze decyzje i co się właściwie zmieniło. Oczywiście, mógł próbować przewidywać, czy wyobrazić sobie pewne fakty, ale, tak naprawdę, nie miał zielonego pojęcia, że wszystko zmienia kierunek o sto osiemdziesiąt stopni. Niestety, właśnie to się działo. 
Miała na sobie niebieską, zwiewną sukienkę i skromny, szary sweterek. Jej bujne włosy rozlewały się po jej plecach, niczym ruda kaskada. Działała na mnie w sposób niemal magiczny. Nie mogłem oderwać od niej oczu. 
-Siadaj, - powiedziałem ciepłym, serdecznym głosem.
Uśmiechnęła się. 
-Jak sama widzisz, tutejsze warunki nie są zbyt luksusowe. To nie hotel, ale z powodzeniem mogę się podzielić tym, co mam. 
Nadawałem jak spiker radiowy i czułem się w tym coraz pewniej. Ona tylko patrzyła na mnie i słuchała. 
-Dysponując tymi swoimi skromnymi możliwościami, postaram się, żebyś była zadowolona. 
W pokoju znajdowały się trzy łóżka, jakiś niewielki stolik do odrabiania lekcji oraz dwa krzesła. Nie pamiętałem, gdzie podziało się trzecie. Nie zastanawiałem się nigdy nad tym. Wiem, że były tylko dwa i to na dodatek twarde.
Dziewczyna usiadła na jednym z łóżek. Przeprosiłem ją grzecznie i, od razu, udałem się do aneksu kuchenno - łazienkowego. To taka wnęka przy samym wejściu. Nie miałem na to innej nazwy. Nie było tam kibelka, jedynie umywalka, malutka szafeczka na przybory toaletowe, w której trzymaliśmy też kubki oraz kawę i herbatę. Czasami chowaliśmy tam różne ciasteczka i inne słodkie rzeczy, które udało się na zdobyć. Więc można powiedzieć, że to był taki nasz aneks kuchenny. 
Tak, czy inaczej, nie było powodów do niepokoju. Ona także o tym dobrze wiedziała. Identyczne pokoje znajdowały się po ich stronie. Nasłuchałem odgłosów z korytarza i szybko wyciągnąłem schowaną grzałkę. 
W tamtych czasach czajniki elektryczne były rarytasem i rzadkością. Znajdowały się raczej w pokojach nauczycielskich, czy u samego kierownika. Nie wolno było trzymać ich w naszych pomieszczeniach. Takie rzeczy były surowo zakazane. Groziły za to dość ostre kary. Dlatego też bardzo starannie je chowaliśmy i uważaliśmy w jakich okolicznościach ich używamy. 
Będąc jeszcze w łazience rzuciłem w jej stronę pytanie: 
-Wolisz herbatę, czy kawę?! 
Rozejrzałem się po swoich zapasach. Oczywiście, o herbacie w saszetkach mowy być nie mogło. Te rzeczy weszły do sprzedaży znacznie później. Wtedy każdy parzył taką zwykłą, fusiastą, a kawę mieliło się ręcznymi młynkami na korbkę. Tak, tak… to były czasy. Te elektryczne były luksusem i znajdowały się jedynie w bogatszych domach. Na pewno, nie można było ich zobaczyć w internacie. Kawa mielona sprzedawana w sklepach także pojawiła się dopiero kilka lat po ukończeniu przeze mnie szkoły.
 Powiem szczerze, kiedy sobie to uświadomiłem, patrząc z perspektywy mojego wieku i lat które już upłynęły, nieco się rozczarowałem. Życie było dużo bardziej spartańskie i surowe, niż mi się teraz, w mojej teraźniejszości, mogłoby wydawać. Swoją drogą, dziwne, że człowiek tak szybko przyzwyczaja się do bardziej komfortowych warunków.
 Chciałem tutaj zaznaczyć, że zarówno kawa jak i herbata były beznadziejne w smaku, ale na tamte warunki niczego więcej nie mogłem się spodziewać. Na szczęście, miałem też cytrynę. Jedyna pozytywna rzecz w tym wszystkim była taka, że ona także wychowała się w tamtych czasach i nie znała nic ponad to, co było. Mogłem więc być w miarę spokojny o jej reakcję. 
Powiedziała, że woli herbatę. 

Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...