sobota, 30 czerwca 2018

Jezioro.

20. Niczym śmigło samolotu.

Robiła mi laskę w taki sposób i w takim tempie, że nie mogłem złapać tchu.
-Och Boże, Boże, Jezu, Jezu! - jęczałem, nie mogąc znieść narastającego napięcia.
Trudno mi było wyobrazić sobie, co za chwilę się stanie, ale wiedziałem, że długo nie będę w stanie tego wytrzymać. To było ponad moje siły.
Jej głowa pracowała, szybko i gwałtownie, unosząc się i opadając. Język wirował wokół mojego kapelusza, niczym śmigło samolotu, doprowadzając mnie na sam skraj niebiańskiej rozkoszy. Za każdym razem, kiedy opadała, wpychałem się w jej gardło i czułem migdałki.
-Jezu, matko święta, dziewczyno, proszę przestań! Och, przestań, przestań! Proszę!!! - błagałem.
Nie przestawała i nie zanosiło się na to, że w najbliższym czasie przestanie. To było wariactwo. Czułem, że błyskawicznie odlatuję. W ciągu kilku sekund, byłem na granicy gigantycznego orgazmu.
-Uuuuuaaaahhhh, aaaaaaahhhhh… - dyszałem, kombinując, jak wyrwać się z jej objęć.
Kiedy zaczęła ssać, przed moimi oczami wirowały już różnobarwne kółeczka. Ciągnęła jak dojarka mechaniczna, nie dając mi żadnych szans na zaczerpnięcie tchu.
Jeszcze w tej chwili, chociaż nieziemsko słodkie, gorące i przyprawiające o zawroty głowy, było to w miarę ludzkie. Niestety, w kilka sekund później, stało się koszmarem.
Uświadomiłem to sobie, kiedy pierwszy raz się spuściłem. Kiedy, z ogromną siłą, tryskałem w jej gardło, myślałem, że był to najbardziej niebotyczny orgazm w moim życiu, ale tylko orgazm. Byłem przekonany, że to już koniec, że choć na kilka minut, nastąpi przerwa.
Nie było przerwy. Nie było niczego, co by ją nawet przypominało. Nie było zwolnienia ruchu, folgowania uścisku, czy zmniejszenia ssania i ciągnięcia. Nie było nic, tylko ciągle zwiększające swoją intensywność pieszczoty, które wyrwały moją świadomość z posad.
Później był drugi wytrysk, jeszcze bardziej gwałtowny. Po kilku sekundach trzeci i czwarty. Napięcie wciąż rosło, podniecenie rozsadzało mi czaszkę, rozerwało na strzępy ciało.
-Uuuuuuiiiiiiiiaaaaaaaa!!! - wyłem, mając wrażenie, że tego nie przeżyję.
Kolejne orgazmy następowały błyskawicznie, jeden po drugim. Nie miałem już nasienia, żeby eksplodować. To było czysto psychiczno-fizyczne doświadczenie czegoś niesłychanie słodkiego. Tak intensywnego, że nie byłem w stanie tego znieść. Wrażenie, jakiego doświadczyłem, można było porównać, jedynie, do chwili, kiedy tonąłem w zimnej wodzie jeziora. Nie potrafiłem tego nazwać, ale wiedziałem, że za kilka sekund stracę przytomność. W żaden sposób nie mogłem się z tego amoku wydostać. Błagałem w myślach, aby się już to skończyło.
Kiedy w końcu przerwała, stało się coś jeszcze bardziej dziwnego. Nie wiem, czy był to szok, spowodowany tym, co się stało, czy może po tym akcie, doświadczyłem jakiejś przemiany, ale dosłownie w ciągu trzech sekund wyskoczyłem z wanny i chwyciłem jej ciało.
Muszę zaznaczyć, że nie była kruszynką i swoje ważyła. Nie wiem, jak to zrobiłem. Po prostu, chwyciłem ją w talii, podniosłem do góry, odwróciłem tyłem do siebie i zmusiłem, by się pochyliła. To działo się tak błyskawicznie, a ja zachowałem się jak robot, że nie rejestrowałem wszystkiego dokładnie.
W przeciągu kolejnych dwóch, trzech sekund, stała w szerokim rozkroku, mocno oparta o brzeg wanny, a ja, trzymając ogromnego, sinego z rozkoszy, kutasa, celowałem w jej gorącą cipkę.
To było trudne do wytłumaczenia. Woda wciąż płynęła z góry, chlapiąc jej na głowę i plecy, a ja, trzymając za biodra, zacząłem uderzać pośladkami tak mocno, że odgłosy mojej pracy słychać było w całym budynku.

wielki kogut

piątek, 29 czerwca 2018

Jezioro.

19. Robimy wymianę.

-No to co, robimy wymianę? - powiedziałem, ale na raz, dwa, trzy…  
-Co?
-No, na raz, dwa, trzy.
-Jak, raz, dwa, trzy?
-No… ja mówię raz, dwa, trzy, ty oddajesz mi moje, a ja twoje, dobra?
-No, dobra.
Śmiała się. Najwidoczniej bawiła ją ta cała sytuacja.
Ściskam jej majtki równo i dokładnie, cały czas kombinując, jak zrobić, aby ich jej nie oddać.
-Gotowa?
-Gotowa.
-Dobra, no to liczę: raz, dwa, trzy…
Wystawiła rękę, w której trzymała moje slipy. Oczywiście ja wystawiłem swoją, ale tylko na bardzo krótki moment, tylko po to, aby zabrać z jej dłoni swoją własność.
Zacisnąłem palce i schowałem obydwie części garderoby za swoimi plecami. Ten widok był bezcenny. Przez kilka sekund w jej oczach widziałem kompletne zdezorientowanie. W zasadzie, nie wiedziała, co się stało. Dopiero, kiedy zacząłem się głośno śmiać, zmarszczyła brwi.
-Ty skurczybyku, oszukałeś mnie!
Śmiałem się jeszcze głośniej.
-A co, myślałaś, że ci oddam?
-Ty łajzo, oddawaj, to moje!
-Jeszcze czego, masz ich w torbie jeszcze kilkanaście.
-I co z tego, to nie jest prezent!
-Właśnie, że jest.
-Dawaj!
-Nie oddam.
-Dawaj, bo ci uszy pogrywam.
No dobrze, spróbuj.
Rzuciła się na mnie i zaczęliśmy się szamotać. Ja schowałem ręce za plecami, a ona obejmowała mnie, próbując zabrać mi majtki. W ten sposób tańczyliśmy po całej łazience. Cofałem się, a ona na mnie napierała.
W pewnym momencie poczułem, że coś blokuje moje łydki, a jej ciężar spowodował, iż straciłem równowagę. Zanim się zorientowałem, siedziałem już tyłkiem w wannie, a ona leżała na mnie. Na dodatek upadłem tak niefortunnie, że odkręciłem wodę, która teraz, obfitym strumieniem, lała się z prysznica, zawieszonego pod sufitem. Dobrze, że nie była ani bardzo zimna, ani gorąca.
-Widzisz, widzisz co się stało, - powiedziała.
Śmiałem się jak głupi do sera.
-No widzę. Przewróciłaś mnie. Widzisz teraz jesteśmy obydwoje mokrzy.
-No, to przez ciebie!
-Nie, przez ciebie. Teraz będziesz mie suszył.
-No, a ty mnie.
Sytuacja była bardzo niebezpieczna, ponieważ mogłem się potłuc, ale też czułem się jak nastolatek z podstawówki, który wyrwał się na jakiś czas spod opieki rodziców. Byłem tylko ja i ona. Wszystko toczyło się tak jakoś bardzo naturalnie. Cieszyliśmy się swoją obecnością i było wspaniale.
W pewnym momencie zapadła chwila ciszy, podczas której ona zaczęła zachowywać się niestandardowo i dziwnie. Ni stąd, ni zowąd, ot tak, po prostu, zaczęła rozpinać pasek u moich spodni. Powoli, bez pośpiechu.
Kiedy już zwolniła uścisk kawałka skóry, który obejmował moje biodra, zajęła się guzikiem moich jeansów. Odpięła go prawie z namaszczeniem, a później, powoli rozsuwała gruby, metalowy suwak, odsłaniając zarost na moim podwórzu.
Patrzyłem i pozwalałem jej na to. Nic nie mówiłem. W nienaturalnej pozycji siedziałem w wannie. Ona leżała na mnie. Woda lała się na nas z góry i nic z tym nie robiliśmy. Powoli wyłuskała mojego żołnierza i przez moment przyglądała mu się uważnie.
Stał już na baczność, jak przystało na dzielnego wojaka. Przez cały poranek byłem bardzo podniecony i chciałem kolejnego zbliżenia z nią. Chciałem rozładować swoje napięcie. Gdzieś w środku, wewnątrz siebie, czekałem właśnie na tą chwilę, kiedy znów będę mógł wziąć ją w swoje ramiona. I stało się.
Właściwie, nie wiem, jak ona to zrobiła. Wygięła się w taki sposób, że jej twarz znalazła się w moim kroczu, a po chwili, moja głowica, już siedziała w jej ustach. Westchnąłem tylko, odchyliłem głowę do tyłu i zacząłem zapadać się słodkich doznaniach.


Big cock ręczna robota

czwartek, 28 czerwca 2018

Jezioro.

18. Może siedzieć na klopie.

-Posłuchajcie, - zacząłem, a może poszedł do kibla? Jest tu jakaś łazienka na górze?
Nagle wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeniem.
-No, co się tak gapicie, my go teraz tak szukamy, a on może siedzieć na klopie i czytać gazetę.
-Łazienka, mówisz… - odezwał się Adam, - chyba jest… tak, jest jakaś. Chyba wieczorem coś widziałem.
-No dobra, słuchajcie, tak czy inaczej, musimy go znaleźć. Cholera wie, co mogło się przydarzyć, - rzuciłem.
Adam, nagle jakby się odnalazł w swojej nowej roli, w roli przywódcy. Wysunął się przed grupę i wydał dyspozycję:
-Jarek i Aśka przeszukują dom, a my idziemy po kurtki do samochodu i sprawdzimy każdy zakamarek na podwórku, okej?
-Okej, - usłyszałem w odpowiedzi.
W tej stresującej, niecodziennej sytuacji, pozostali członkowie grupy bardzo łatwo przyjęli nowego przewodnika. Nie trzeba było dodatkowych poleceń. Wszyscy, do których były skierowane te słowa, jak zdyscyplinowany oddział wojska, zeszli na dół. Na niewielkim holu, otoczonym drewnianą balustradą, zostałem tylko ja i Joanna. W ciągu krótkiej chwili zapadła dziwna, nienaturalna cisza. Słychać było tylko szum wody w starych rurach, usytuowanych gdzieś pod sufitem.
-No to co, - odezwałem się do mojej przyjaciółki, - pójdziemy sprawdzić tą łazienkę?
Skinęła głową i bez słowa ruszyliśmy wąskim korytarzem, na końcu którego znajdowały się białe, przesłonięte matową szybą, drzwi. Kiedy Asia zniknęła w łazience, a ja znajdowałem się jeszcze po drugiej stronie, usłyszałem, że drzwi do pokoju, w którym przed chwilą się znajdowaliśmy, z głośnym trzaskiem się zamknęły. Wystraszyłem się. Nie wiedziałem, czy mam pójść za nią, czy wrócić i sprawdzić, co się stało.
-Chodź, zobacz, jaka fajna łazienka, - usłyszałem jej głos, który nieco mnie uspokoił.
Jeszcze raz obejrzałem się za siebie i przekroczyłem próg.
-Rzeczywiście, ładna, - powiedziałem.
Pomieszczenie, nie miało okien i było bardzo fajnie wyłożone różowo-błękitnymi kafelkami, które tworzyły mozaikę odprężających fal na ścianach.
-Co to było? - spytała po chwili.
-Co?
-Coś trzasnęło. Ktoś został?
-Nie. To chyba przeciąg. I co, nie ma go tu?
-Nie.
-Tak myślałem. Wykąpiemy się? - ni stąd, ni zowąd, wyrwało się z moich ust.
-Nie, ale oddaj mi moje majtki, - powiedziała stojąc naprzeciwko i patrząc mi w oczy.
Uśmiechnąłem się, bo od razu, przypomniałem sobie wszystko, co między nami zaszło tej nocy.
-Majtki? Jakie majtki? Ja nie mam żadnych majtek, - zacząłem tłumaczyć się jak dzieciak.
Jej usta znalazły się tak blisko moich, że myślałem, iż za chwilę mnie pocałuje.
-Moje majtki, rozumiesz.
-Skąd wiesz, że mam twoje majtki, - spytałem.
Uśmiechnęła się i odpowiedziała:
-Bo ja mam twoje, cholerniku.
Po chwili zobaczyłem w jej zaciśniętej garści moje slipy. Nagle, sytuacja zrobiła się, trochę niezręczna, trochę ciekawa i bardzo podniecająca.
Włożyłem dłoń do kieszeni spodni i wyjąłem z niej cieniutkie, pachnące jeszcze kobietą figi. Nie chciałem się z nimi rozstawać, dlatego powiedziałem:
-Czy muszę ci je oddawać?
Trąciła mnie palcem w nos.
-Nie bądź taki cwany. Oddawaj.
Trzymałem je w obydwu dłoniach tuż przed swoją twarzą. Zwinięte wyglądały zupełnie, jak kwiat lotosu.
-Wiesz co, zatrzymałbym je… hm… na pamiątkę.
Jej buzia rozjechała się od ucha do ucha.
-O, tak i co jeszcze?! Może pochwalisz się żonie? - rzuciła zaczepienie.
Teraz zrobiło mi się bardzo głupio. Gdyby moja druga połowa zobaczyła to w moich bagażach, w najlepszym wypadku, kłótnia byłaby gwarantowana.

big dick # big cock #hung #monster cock #huge cock #huge dick

środa, 27 czerwca 2018

Jezioro.

17. Jak mógł wyjść w takim stanie?

-Nie rozumiem, jak mógł wyjść w takim stanie? - odezwałem się, chcąc skierować zainteresowanie we właściwą stronę.
-Ja też tego nie pojmuję, - dodał, zaskoczony Adam. - Tym bardziej, że jego ubrania wisiały przy kominku obok twoich.
-Tak?! Co ty powiesz?! - wyrwał się z mojego gardła odgłos, jeszcze większego, zdziwienia.
Kolega nie ukrywał niezadowolenia.
-No, kurde nie widziałeś, jak brałeś swoje, - zmarszczył brwi.
W pierwszym momencie, nie byłem zadowolony z jego reakcji, ale, dopiero teraz, dotarło do mnie, że obok moich, wisiały także ciuchy Bogdana.
-Rzeczywiście, były, - potwierdziłem.
-Zresztą, sam zobacz. Są to do tej pory, - wskazał dłonią na krzesła, ustawione wieczorem przez właściciela.
Wciągnąłem głęboko powietrze i ruszyłem w stronę schodów prowadzących na poddasze.
-Wiesz co? W głowie mi się to nie mieści, - westchnąłem kiwając, aby poszedł za mną. - Może założył coś innego.
-Chyba, że znalazł coś tutaj na miejscu, bo wszystkie nasze rzeczy zostały w samochodzie, - stwierdził mój rozmówca.
Pod moimi stopami skrzypiały drewniane stopnie. Kątem oka zobaczyłem, że za Adamem ruszyli na górę pozostali.
-Ty, słuchaj, na dworze jest, najwyżej, pięć stopni. To nie jest pora na robienie sobie wycieczek na golasa.
-No wiem. To mnie najbardziej niepokoi.
-Zgadza się. To, że Bogdanowi od czasu do czasu odbija szajba, to wszyscy wiedzą, ale wychodzić w środku nocy bez ubrania w połowie listopada, to już prawdziwa przesada.
Kiedy byłem już na górze, dotarł do mnie z dołu głos Małgośki:
-Mnie się wydaje, że to ta Topielica.
Zareagowałem zupełnie odruchowo.
-Co? Jaka topielica?
-No ta, co ten stary opowiadał…
Odwróciłem się w jej stronę. Była w połowie schodów. Szła na samym końcu.
-Nie wkurwiaj mnie, Gocha! - wypaliłem.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-No co?! Ja tylko mówię, co gadał ten gościu.
Nie wiem dlaczego, ale czułem się w obowiązku, nie dopuścić jej w tej chwili do głosu.
-To lepiej nie mów! Zamknij się i nic nie mów! -warknąłem.
-Ale on przecież… mówił, że taka jedna, kiedyś utopiła się w jeziorze i teraz…
-Dobrze, dobrze… możesz nie kończyć. Zdaje się, że wszyscy to słyszeli, - przerwałem jej.
Od tego zdarzenia w nocy, nieprzerwanie, odczuwałem dziwny niepokój, który narastał, już na samą myśl, o tym czymś, co mogło czaić się w wodach miejscowego jeziora. Dodatkowo jeszcze ta dygresja w liście, który zostawił gospodarz, że mamy nie wychodzić na zewnątrz. Lęk zdawał się wisieć w powietrzu i miałem wrażenie, że wszyscy zostali nim już zarażeni. Tak niewiele brakowało do wywołania paniki, a to było nam najmniej potrzebne.
Dziewczyna zamilkła, a ja, jako pierwszy, wszedłem do pomieszczenia, w którym powinien znajdować się nasz kolega.
-Przytulnie tu, ciepło, - odezwałem się do Adama, który stał już obok mnie.
-Tak wiem. To przez ten piec kaflowy, - potwierdził moją uwagę.
Pokój był nieduży, ale bardzo przyjemny. Pod skośną ścianą, stanowiącą jednocześnie część sufitu, stało wąskie i chyba wygodne łóżko. Obok, pod niedużym oknem, było coś w rodzaju biurka z lampką i kilkoma, niedbale położonymi, książkami. Na podłodze znajdował się kawałek nieforemnego dywaniku, imitującego skórę niedźwiedzia.
-Tutaj go położyliście? - zapytałem.
-Tak, - odpowiedział Adam.
Pościel była zrzucona na jedną stronę, a prześcieradło zmierzwione.
Podszedłem do okna, przez które, teoretycznie, miał wyjść Bogdan.
-Mówicie, że wyszedł przez to okienko?
Marcin wysunął się zza pozostałych i zbliżył do mnie.
-No tak. Jest otwarte, - powiedział wzruszając ramionami.
-A mnie się wydaje, że nie mógł tędy wyjść, - powiedziałem.
-Jak to? - zdziwił się chłopak.
-No to zobacz na ten ogranicznik, - powiedziałem wskazując na aluminiowy pasek trzymający ramę w ryzach.
Marcin zaczął dokładnie przyglądać się konstrukcji. Kilka razy szarpnął, próbując uchylić skrzydło.
-No, nie mógł tędy wyjść, - stwierdził lakonicznie.

Velocity Von Daje Big Cock Handjob

wtorek, 26 czerwca 2018

Jezioro.

16. Majtki Asi.

Wkrótce czekała mnie kolejna niespodzianka. Okazało się bowiem, że zamiast swoich slipów trzymałem w garści majtki Asi. Nie nie miałem pojęcia, jak to się stało. Jak mogło dojść do takiego przeoczenia? Cały czas wydawało mi się, że trzymam w ręku swoją część garderoby. Już chciałem nawet je zakładać, aż tu nagle zonk. Patrzyłem na to coś, jak na UFO.
Po chwili znów byłem zaskoczony. Tym razem własną reakcją. Zamiast je odłożyć i zacząć się ubierać, bo przecież na mnie już czekali, uniosłem je do swoich ust i zacząłem wąchać jak pies.
Nigdy nie robiłem czegoś takiego i przyznam szczerze, że byłem w szoku. Jednak to było silniejsze ode mnie. W żaden sposób nie mogłem się powstrzymać. Co więcej, okazało się, że w szybkim tempie, zaczynam się podniecać. Mój fiut, dosłownie w oczach, zaczynał się podnosić i nie byłem w stanie zapobiec temu procesowi.
Czas płynął, sekunda po sekundzie, a ja delektowałem się zapachem cipki Joanny. Obracałem w dłoniach jej figi, aby ułożyć do góry paskiem, który zakrywał jej intymne miejsce. To było dziwne i w sumie niepokojące, bo kiedy uświadomiłem sobie, że już pora iść, przez moją świadomość przebiegł dziwny lęk.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, natychmiast, pojawiły się wspomnienia sprzed kilku godzin, kiedy to przyszła do mnie, jak kot wślizgnęła się pod mój koc i mnie dosiadła. Jeszcze raz, niemal czułem, jak ujeżdża mnie, niczym dzika amazonka, jak robi to z czułością, ale bez żadnego skrępowania, jak, w mistrzowski sposób, doprowadza mnie do samego finału.
-Długo jeszcze?! - usłyszałem uniesiony głos Adama.
Na chwilę sparaliżowało mnie. Stał tuż za drzwiami, ale nie odważył się wejść. Ostrożnie zamknąłem bieliznę w dłoni. Pochyliłem się, wziąłem spodnie i włożyłem do kieszeni.
-Już, już… już wychodzę, - uspokoiłem go i, w błyskawicznym tempie, zacząłem się ubierać.
Dosłownie po kilkunastu sekundach, byłem już w pełnym rynsztunku. Wychodząc do salonu poprawiłem trochę pasek i guziki. Miałem wrażenie, że patrzą na mnie jakoś inaczej, że coś jednak widzieli.
-Dobrze się czujesz? - znów odezwał się Adam.
Jeszcze raz, doświadczyłem czegoś dziwnego. Wydawało mi się, że chodzi mu o to, co działo się przed chwilą.
-Dobrze, a co? - odpowiedziałem nerwowo.
-Nie… nic. Tak tylko pytam, bo wczoraj byłeś w fatalnym stanie.
-Wszystko OK nic mi nie jest, - rzuciłem.
Adam o niczym nie wiedział, niczego nie podejrzewał, nawet nie miał pojęcia o tym, co zaszło w nocy. Co nie znaczy, że z innymi było tak samo.
Oprócz mnie i Bogdana, nikt się nie rozbierał do spania. Zresztą myje także. To nas rozebrali i to jeszcze w samochodzie. Niemniej, niektórzy nawet, chyba, nie zdjęli butów.
Małgosia i Ewa stały obok siebie i, obejmując się czule, porozumiewawczo spojrzały sobie w oczy.
-Nam się wydaje, że on jest w bardzo dobrym stanie, - mówiła, starając się powstrzymać od śmiechu, Ewa.
Adam spojrzał na nie zdziwiony, one tylko zaczęły chichotać. Wciąż nie mógł zorientować się w sytuacji. W końcu wzruszył tylko ramionami.
-No, no… niezły kowboj z niego, - po chwili dodał od siebie Marcin.
Teraz to już, miałem wrażenie, że się czerwienię. Wydawało mi się, że wszyscy o wszystkim wiedzą i na dodatek jeszcze o tym plotkują za moimi plecami.
Chociaż, w sumie, nie wiem, dlaczego tak się zdenerwowałem. Joasia była moją pierwszą miłością. Choć w pewnym momencie naszego życia rozstaliśmy się, nigdy nie ukrywałem, że mi się podoba, i że gdybym tylko mógł, to poszedłbym z nią do łóżka. Oczywiście nie przed własną żoną. Ta o niczym nie wiedziała.

Piękne kobiety dające handjobs Tugjob Emasculatrix Krawędzie i klapsy Piłki Dopóki nie zacznie PIELĘGNIARKA DUŻYCH CUDÓW ...

poniedziałek, 25 czerwca 2018

Jezioro.

15. Daj mi chwilę.

-Daj mi chwilę, - odezwałem się, - wrzucę coś na siebie i pójdziemy to sprawdzić.
Moje ubrania wisiały na na oparciach krzeseł tuż koło kominka. Widać było, że ktoś kilkakrotnie przekręcał je w ciągu nocy. Poza grubą polarową bluzą, wszystko było już prawie suche.
Bez zastanowienia, wziąłem wszystko, co wpadło mi w ręce i, okrywając się kocem, zniknąłem w pomieszczeniu obok. Traf chciał, że była to kuchnia.
Rozejrzałem się odruchowo. Przybytek ten nie wyróżniał się niczym szczególnym. Na środku znajdował się duży stół, a obok niego kilka krzeseł. Po prawej stronie zamontowano blat z gazową kuchenką oraz zabudowaną zmywarką i lodówką. Pod oknem natomiast ktoś ustawił kosz z dużym, bodajże dziesięciolitrowym, gąsiorem na wino, po brzegi wypełnionym klarownym, czerwonym trunkiem.
Trzeba przyznać, że, jak należące do samotnego mężczyzny, pomieszczenie było zadbane i schludne. Żadnego jedzenia na wierzchu, tylko kartka na tym wielkim stole.
W pierwszym momencie przeszedłem obok obojętnie. Dopiero później, zaintrygowany, zwróciłem wzrok w tą stronę. Od góry do dołu zapisana była odręcznym, koślawym pismem i przyciśnięta cukiernicą. Wyglądało na to, że ktoś celowo zostawił nam informację.
Domyśliłem się, że będzie to miało związek ze zniknięciem naszego gospodarza. Wziąłem ten papier do ręki i pomyślałem, że będę miał problem z odczytaniem. Przypomniałem bowiem sobie, że moje okulary zostały w samochodzie. Mimo wszystko zdecydowałem, że spróbuję.
“ Drodzy goście, bardzo przepraszam, że zostawiłem was w tak niezręcznej sytuacji. Wybaczcie, musiałem udać się do miasta w celu załatwienia pilnej sprawy urzędowej. Lodówka jest pełna jedzenia. Nie krępujcie się, Zróbcie sobie porządne śniadanie. Ufam, że niczego nie ukradniecie i nic nie zniszczycie. Wrócę około południa. Starajcie się nie chodzić pieszo po lesie. Jeżeli nie musicie nie wychodźcie w ogóle z domu. To co mówiłem wczoraj nie miało na celu was straszyć, tylko ostrzec. Aha jeszcze, jedno. Powiadomiłem już przychodnię o złym stanie waszego kolegi. Jak będą mieli wolny samochód, to około godziny 9:00 powinien podjechać lekarz. Opowiedzcie mu co się stało. To mój znajomy. Postara się pomóc. Życzę miłego dnia. Jeremi.”
Dopiero, kiedy skończyłem, zorientowałem się, że stoję na środku pomieszczenia kompletnie nagi, a drzwi do salonu są delikatnie uchylone.
-O kurwa! - wyrwało się z moich ust.
Szybko zrozumiałem, dlaczego tak się stało. Wyjaśnienie było bardzo proste. Aby móc przeczytać list, musiałem zwolnić dłonie, a tym samym, upuścić na podłogę koc, którym się nakrywałem.
Działałem instynktownie, a moja reakcja była dość szybka. Zabierając ze sobą ciuchy, odruchowo skierowałem się w miejsce, z którego, jak mi się zdawało, nie byłem widoczny dla reszty grupy. Mimo wszystko, po drodze i tak zobaczyłem wlepione we mnie pożądliwe oczy dwóch koleżanek. Bez dwóch zdań, były zaskoczone takim obrotem sprawy, ale, nie powiem, że zgorszone.
Na twarzy Małgosi i Ewy malował się gorący uśmiech. Nie wiem, co sobie myślały, ale na pewno nie było to grzeczne. Miałem wrażenie, że obydwie chcą mnie zjeść zamiast śniadania.
Kiedy już byłem w bezpiecznym miejscu, dostrzegłem powód, takiej, a nie innej, reakcji. Oczywiście, jak mogłoby być inaczej, mój kutas był gruby i napęczniały jak kawał porządnej kaszanki. Zrobiło mi się głupio, kiedy dotarło do mnie, co mogły sobie w tej chwili o mnie pomyśleć. No, ale kiedy wziąłem pod uwagę fakt, że w nocy miały okazję obejrzeć mnie dokładnie, nie było już to takie oczywiste.

Super dziewczyny

niedziela, 24 czerwca 2018

Jezioro.

14. Jarek wstawaj.

Obudził mnie wystraszony głos Adama:
-Jarek, Jarek wstawaj!
Niechętnie otworzyłem oczy i uniosłem głowę.
-Co się stało? - spytałem, nieco zdezorientowany.
Asia wciąż przy mnie była. Oplotła mnie swoimi ramionami tak, jakby już się nigdy nie chciała puścić. Na dodatek owinięci byliśmy tymi samymi, co wieczorem, kocami.
-Bogdan zniknął, - powiedział, w ogóle, nie zwracając uwagi na jej obecność przy mnie.
-Jak to, zniknął?! - wyrzuciłem z siebie, nie mogąc uwierzyć w jego słowa.
Spojrzałem za okno. Zrobiło się już całkiem widno. Pozostali, tak samo jak ja, unosili się ze swoich miejsc, nie wiedząc co zaszło. Zastanawiało mnie też, dlaczego jeszcze nie było naszego gospodarza. Wydawało mi się, że powiem już tu być, coś wyjaśnić, czy zarządzić, tak, jak normalny pan domu. Był dziwny. Zachowywał się tak, jakby było mu wszystko jedno, kto przebywa w jego obejściu.
-Normalnie. Wczoraj był, a dzisiaj go nie ma. Zniknął, - powtórzył kolega.
Pokręciłem tylko głową.
-Chłopie, co ty gadasz?! To jakiś żart? Ludzie to nie przedmioty, nie znikają tak sobie, - powiedziałem nieco poirytowany.
To wszystko wydawało mi się takie niedorzeczne, nieziemskie wręcz. Poza tym, wciąż, gdzieś pod skórą, czułem tą zimną wodę z jeziora, gdzieś z tyłu głowy, patrzyła na mnie, ta blada twarz. Ja też się bałem, Skłamałbym gdybym powiedział że nie, ale nie okazywałem tego.
-Mówię ci, wyszedł gdzieś chyba, bo okno jest otwarte.
Teraz obudziłem się już do reszty.
-Okno jest otwarte, tak? - spytałem rzeczowo.
-Tak, - stwierdził, nie wiedząc co dalej powiem.
-No i co, wstał i poszedł na spacer przez okno, tak? - skwitowałrm ironicznie.
Spojrzałem na moją przyjaciółkę. Obejmowała mnie ze wszystkich stron nogami i rękoma. Po chwili, delikatnie uwolniłem się z jej objęć i, nie zważając na pozostałych, złożyłem czuły pocałunek na jej policzku. Później, chowając się pod kocem, wstałem.
-Poczekaj, poczekaj… wczoraj był w stanie, niemal agonalnym, w głębokiej hipotermii, był nieprzytomny, a ty mi mówisz, że rano, czy jeszcze w nocy, ot tak sobie, wyszedł przez okno?!
Wzrok mojego kolegi wyrażał wszystko.
-Nie rób sobie ze mnie jaj Jarek i tak już jestem wystraszony, -  odpowiedział ostro.
-Sorry Adam. W żadnym wypadku, nie robię sobie z ciebie jaj, po prostu, nie mogę uwierzyć w to, co się stało, - uspokoiłem go.
W tej samej chwili, wśród pozostałych, zapanowało ożywienie.
-Co jest? Kto zniknął? - zapytała zaspana Ewa.
Marcin stał już na własnych nogach i poprawiał ubranie.
-Wczoraj zanieśliśmy go do tego małego pokoiku na górze, - zaczął spokojnie. - Zrobiliśmy tak, jak prosił pan Jeremi.
Chyba nie byłem na bieżąco, bo nie wiedziałem o kogo chodzi.
-Jeremi? - spytałem.
-To ten gość, co tu mieszka, - wyjaśnił.
-No i co dalej? - powiedziałem z zainteresowaniem, chcąc usłyszeć dalszą część historii.
-Położyliśmy go na tapczanie, przy tym dużym piecu kaflowym. Tam było, naprawdę, bardzo ciepło. Pan Jeremi mówił, że powinien szybko dojść do siebie.
Poniosło mnie.
-No i, kurde, doszedł. Tak bardzo doszedł, że aż wyszedł i poszedł sobie! - wyrzuciłem.
Chodź wiedziałem, że to nie na miejscu, nie mogłem powstrzymać się od ironii. Wciąż byłem na niego zły za to, co się stało. Gdyby nie on, bylibyśmy już w hotelu Gołębiewski w Mikołajkach. Pewnie w tej chwili szli byśmy na pyszne śniadanie do restauracji. Zawsze był idiotą i błaznem przesądzającym z alkoholem, pod wpływem którego robił najdziwniejsze cuda, ale teraz przeszedł już samego siebie.
-Nie śmiej się, Jarek, bo może mu się coś stało, - odpowiedział z, nieukrywaną troską, Adam.
-Daj spokój! Co mu się mogło stać?! - przerwałem mu, - Przecież ten debil ma więcej szczęścia niż rozumu. Nie sądzę, żeby mu się coś stało. Zawsze spadał na cztery łapy.

Słodka ślicznotka otwiera się z bliska i ma orgazm

Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...