wtorek, 30 czerwca 2020

Projekt: "Przyszłość".


117. Koleżanka Julki.

Podszedłem do tych cholernych drzwi i spojrzałem przez judasza. Od razu zobaczyłem, że tam, po drugiej stronie, stoi dziewczyna. Nie byle jaka. To była to koleżanka Julki, Marzenka. 


W tej jednej chwili nie potrzebowaliśmy jej nic więcej. Czas płynął powoli, a my tak trwaliśmy mając wrażenie, że to nigdy się nie skończy. Z początku nie robiliśmy kompletnie nic. Nasze podniecone ciała powoli rozgrzewały się, krok po kroku wtapiały w to środowisko, w tą wodę, jakby zdając się akceptować wszystko. Miałem wrażenie, że wszystkie moje i jej, winy powoli rozpuszczają się w tej ciepłej, przyjemnej wodzie. 
To nie był żaden grzech. Nic złego nie zrobiliśmy. Powoli starałem się dopuszczać do siebie tą myśl. Byłem z dziewczyną, byłem z kobietą, razem uprawialiśmy seks. Kąpaliśmy się razem, w jednej w wannie tylko po to, by po wyjściu znów połączyć się w słodkim akcie kopulacji. W tej chwili nie umiałem być inaczej niż razem z moim młodszym ja. Jego dylematy moralne były moimi i nie dało się ich rozdzielić. Musiałem rozwiązywać je razem z nim. Ta gra stawała się coraz bardziej realistyczna. 
Dokładnie w tym samym momencie usłyszałem stukanie do drzwi. To było natarczywe: stuk, stuk, stuk. Później cisza. Nie wiedziałem, o co chodzi. Spojrzałem na nią zaskoczony. Tego dnia nie spodziewałem się żadnej wizyty. Julka także zdawała się być zdziwiona. Na dodatek, widziałem, że jest trochę wystraszona. Może to śmieszne, ale moje starsze ja tworzyło już plan awaryjny na wypadek, gdyby był to któryś z wychowawców. 
Drzwi do łazienki były uchylone. Zamykanie ich nie miało sensu. Byliśmy przecież sami. Odczekaliśmy jeszcze chwilę, nie odzywając się ani słowem. Stukanie powtórzyło się. Wciąż czekaliśmy. Patrzyliśmy na siebie, zastanawiając się, jak poradzić sobie z tym problemem. Mijały kolejne cenne sekundy. 
Stuk, stuk, stuk, stuk… Trzeba było jakoś zareagować. Pasowałoby przynajmniej sprawdzić, kto tam jest. Mieliśmy nadzieję, że sytuacja jakoś sama się rozwiąże. Niestety, nic takiego się nie stało. 
W końcu przełamałem początkowy paraliż. Podniosłem się i wyszedłem z wanny. Wziąłem ręcznik i pobieżnie się wytarłem. W ten sposób, kompletnie nagi (cały czas miałem tą świadomość) trzymając ręcznik podszedłem do drzwi. Co najśmieszniejsze, mój kutas, jakby na przekór wszystkiemu, starczał jak głupi i wcale nie miał zamiaru opaść.
   Życie pokazało, że, pomimo tej sytuacji, byłem cholernie podniecony. Do tej pory byłem przekonany, że takie niefortunne zdarzenia powinny mnie nieco peszyć. Niestety, reakcja mojego organizmu była zgoła inna. Nie umiałem tego wytłumaczyć. 
Podszedłem do tych cholernych drzwi i spojrzałem przez judasza. Od razu zobaczyłem, że tam, po drugiej stronie, stoi dziewczyna. Nie byle jaka. To była to koleżanka Julki, Marzenka. 
“Boże, skąd ona się tutaj wzięła?!” - pomyślałem. 
W pierwszym momencie zdawało mi się, że wzrok mnie jednak myli, że mam jakieś przywidzenia, ale dziewczyna stała tam i patrzyła. Drżałem. Nie wiem dlaczego. To było niedorzeczne. Zdawała się patrzeć w ten sam otwór co ja. Miałem wrażenie, że wie, iż jestem po drugiej stronie. Nie zamierzała odejść. Najwyraźniej bardzo jej zależało, aby ktoś otworzył.
Stuk, stuk, stuk, stuk. - powtórzyło się pukanie.
No cóż, wiedziałem już, że panna nie odejdzie, dopóki nie załatwi swojej sprawy. Nie było więc innego wyjścia, jak wrócić do łazienki i skonsultować to z moją panią. 
    Nawet nie ruszyła się z miejsca. Jak gdyby nic, siedziała w wodzie. Lekko zaskoczona, spojrzała na mnie.
-Słuchaj, to Marzenka. Co ona może chcieć? - szepnąłem do niej.
-Eee… no nie wiem… - odpowiedziała równie cicho. 
-Skąd wie, że ty jesteś tutaj? Przecież nikt miał nie wiedzieć. 
-A ona przyszła do mnie?
Spojrzałem na nią nieco zaskoczony.
-A do mnie? Może… wiesz…  może weź, wyjdź do niej, co? 

poniedziałek, 29 czerwca 2020

Projekt: "Przyszłość".


116. Weszliśmy do wody.

Weszliśmy do wody. Ona pierwsza. Stanęła w środku. Teraz już nie protestowała. Nie przeszkadzało jej, że parzy, chociaż woda była tak samo gorąca jak wczoraj. Być może się przyzwyczaiła, a być może była bardziej podniecona. 


Łup, łup, łup… czułem walenie mojego serca. Stałem przed nią, a ona stała przede mną: naga. Obydwoje byliśmy kompletnie nadzy, bez ubrania, bez jednego ubrania. Cóż to był za widok?! Ja, z wielką rakietą, wycelowaną w jej cipeczkę. Ona z dużymi piersiami, ciemnymi brodawkami, sztywnymi sutkami, szerokimi biodrami i tym wzgórkiem między długimi nogami. Ten mały wulkan  pokryty był szczątkowym zarostem zwieńczony przecudną szparką, zroszony perlistą wydzieliną.
Coraz trudniej było mi zapanować nad własnym podnieceniem. Wszystko odbierałem tak bardzo intensywnie. Czułem zapach jej ciała. Czułem zapach intymnych miejsc. Och, czułem ją! Czułem tak blisko. Nie mogłem się powstrzymać. Tak bardzo jej teraz pragnąłem. Czekałem na tą chwilę, na ten jeden moment, na ten jeden cudowny, niesłychanie podniecający, moment. Kiedy wreszcie miało się to stać?! 
Stop! Znów klatki tego naszego, intymnego filmu toczyły się inaczej. Nie tak, jak, być może, tego bym  pragnął. Ale takie jest życie. Kiedy miałem ochotę chwycić ją w swoje ramiona, odwrócić tyłem i wjechać między jej pośladki gwałtownie, bezpardonowo swoim potężnym, wielkim zaganiaczem, uśmiechnęła się i powiedziała do mnie:
-Zdaje się, że wanna jest już pełna. Zobacz, musimy zakręcić, bo będzie się przelewać.
No cóż, nie było rady, jeszcze raz musiałem na chwilę zwolnić. Z wielkim oporem odwróciłem się do niej. Wiedziałem, że mieliśmy się kąpać. Przecież to nie oznaczało końca naszej gry. To także było bardzo przyjemne i podniecające. Mogło być preludium do czegoś jeszcze lepszego. 
-No tak, - odezwałem się.
-Chodź, wejdziemy do tej wody. Jest taka gorąca, czujesz, jak pachnie, - powiedziała, uśmiechając się. 
 W jej policzkach znów pojawiły się te śliczne dołeczki. Wszystko, co robiłem razem z nią, było takie cudowne. Ruszyliśmy do łazienki. Właściwie, można powiedzieć, że ciągnęliśmy się nawzajem. Ona trzymała mnie, a ja ją. Chwyciłem  ją za biodra, a ona mnie za ramię. Przemieszczaliśmy się tak, spleceni swoimi ramionami, jak para zakochanych na randce. 
Weszliśmy do wody. Ona pierwsza. Stanęła w środku. Teraz już nie protestowała. Nie przeszkadzało jej, że parzy, chociaż woda była tak samo gorąca jak wczoraj. Być może się przyzwyczaiła, a być może była bardziej podniecona. 
Dołączyłem do niej. Stanąłem obok. Trwaliśmy tak przez długą chwilę. Patrzyliśmy sobie w oczy. Chwyciłem ją za ramiona, gładziłem czule, delikatnie, a później odezwałem się: 
-Siadamy?
Pokiwała głową. Opadła. Usiadłem razem z nią. Zrobiliśmy to powoli i bardzo ostrożnie. Ugięliśmy kolana, zanurzaliśmy się coraz głębiej. Czułem, jak ciepło ogarnia moje ciało stopniowo od dołu, coraz bardziej, bardziej i dalej. Coraz większa jego powierzchnia odbierała to przyjemne ciepło. To było takie odprężające.
Wszystko, co się działo, odbierałem podwójnie mocno i dokładnie. Czułem to każdą komórką swojego ciała, każdą myślą, wszystkim, czym byłem. Czułem się taki szczęśliwy. Radowałem się, że mogę być tutaj z nią teraz, że nikt nam nie przeszkadza, że możemy robić to, co robimy. Byłem taki szczęśliwy, że mogę robić te wspaniałe, cudowne rzeczy, choć, niejednokrotnie, były takie rozwiązłe, tak bardzo wyuzdane. 
Po chwili siedzieliśmy już w wannie, dokładnie naprzeciwko siebie, z mocno podkulonymi nogami. Było ciasno. Staraliśmy się jakoś zmieścić w tym małym zbiorniku. Jakoś się udawało. 
   Zakręciłem kurek. Woda zaczynała się już przelewać. W następnej minucie, z wielką przyjemnością zanurzyliśmy się jeszcze gołębiej. Całymi płucami wdychałem intensywny, różany zapach płynu do kąpieli. Miałem to, czego pragnąłem. Doświadczenie było niezwykle subtelne. 

niedziela, 28 czerwca 2020

Projekt: "Przyszłość".


115. Włożyła palce za gumkę slipów.

Włożyła palce za gumkę slipów. Powoli opuściła je do dołu, odsłaniając żylastą, sękatą gałąź mojego kutasa. Cóż to było za uczucie! Uwolniony z ucisku bielizny, od razu przyjął pozycję bojową. Sterczał dokładnie pod kątem czterdziestu pięciu stopni w stosunku do pionu. Jak mikrofon wycelowany był prosto w jej słodkie usteczka. 


Chwilę później przejęła inicjatywę. Jej spragnione dłonie powędrowały w okolice mojego brzucha. Poczułem, jak jej palce rozpinają klamrę paska spodni, jak drżą, nie mogąc doczekać się końcowego efektu. Jej drobne paluszki starały się to zrobić szybko, ale to było trudne do zrealizowania. Szamotała się. 
W końcu pasek był rozpięty. Guzik był następny w kolejności. Jeden ruch, pstryk i po wszystkim. Teraz zajęła się suwakiem przy rozporku. Po chwili i to zadanie było wykonane. 
W tym momencie miała nastąpić scena finałowa, której oboje tak bardzo pragnęliśmy. Zeszła do dołu, chwyciła za boki w okolicach bioder, pociągnęła. Zsunęła. Odsłoniła moje uda. Szok, jakimś cudem slipy zostały na swoim miejscu. Ale to nic. To jeszcze bardziej dodawało pikanterii, bowiem,  pod nimi prężyła się wielka rakieta. Zrządzenie losu, czy przypadek? Czy tego chciałem, czy nie, widać było czubek fiuta nad gumką majtek.
Dziewczyna przyklękła przede mną, ściągnęła z moich nóg spodnie. Teraz i one znalazły się na podłodze. Tak samo, jak moja słodka kochanka, przestąpiłem z nogi na nogę, zostawiając je na parkiecie. Drżałem z podniecenia. 
Sytuacja stawała się coraz bardziej jednoznaczna. Widziałem jej oczy. Widziałem, jak spogląda na mnie w tym momencie. Jej wzrok powoli uniósł się do góry. Jej twarz znajdowała się na wysokości mojego twardego przyrodzenia. Obserwowałem, jak jej dłonie wędrują w okolice moich bioder. W niesamowitym napięciu czekałem na dalszy bieg wydarzeń. 
Włożyła palce za gumkę slipów. Powoli opuściła je do dołu, odsłaniając żylastą, sękatą gałąź mojego kutasa. Cóż to było za uczucie! Uwolniony z ucisku bielizny, od razu przyjął pozycję bojową. Sterczał dokładnie pod kątem czterdziestu pięciu stopni w stosunku do pionu. Jak mikrofon wycelowany był prosto w jej słodkie usteczka. 
Patrzyła. Patrzyła raz na moją twarz, raz na tego wielkiego kutasa. Znajdował się tak niedaleko jej słodkiej buzi, tuż obok ust. Kipiałem testosteronem. Nigdy wcześniej się tak nie czułem. To wszystko było coraz bardziej rozwiązłe. Czułem jego zapach, zapach mojego jebaki. 
“Och, skoro ja go czuję, ona musi go odczuć jeszcze mocniej. Przecież się nie kąpałem. Dzisiaj nie”, - myślałem.
 To było takie specyficzne. To był zapach kutasa, który jeszcze tak niedawno znajdował się w jej cipce. To był zapach spermy zaschniętej na jego powierzchni.
 “Boże, co się ze mną dzieje?! Ten wielki łeb, ta oślizgła, fioletowa żyła, oplatająca jego skraj! Za chwilę mi go rozerwie! Boże, on wygląda jak dorodny grzyb!” - nie mogłem poradzić sobie z tym, co się działo. 
Jeszcze chwila, jeszcze sekunda. Z niecierpliwością czekałem na to, co stanie się za moment. Byłem sztywny z podniecenia. Czekałem jak widz w teatrze. Czekałem na grę aktorów, nie - na grę aktorki, jednej aktorki, tej mojej, wspaniałej, cudownej aktorki. Czekałem na to, co ona zrobi. Obserwowałem każdy jej ruch. Wydawało mi się, że weźmie go w usta, że, przyjmie go w siebie i zacznie ssać, że poczuję jej buzię, gorącą, wilgotną, pełną śliny. 
Stało się jednak zupełnie coś innego. Wstała i uniosła się na stopach. Nie wiedziałem, czy mam czuć rozczarowanie, czy ekscytację. Mogłem, przecież, oczekiwać kolejnych, dziwnych, słodkich niespodzianek. 
Stała. Patrzyła mi w oczy. Później chwyciła sweter od dołu i ściągnęła przez moje ręce. Uniosłem ramiona do góry, pozwalając jej rozebrać się jak małe dziecko. Krok, po kroku posuwała się dalej. 
W dalszej kolejności rozpięła guziki mojej koszuli, spokojnie, jeden, po drugim. Jeszcze później zdjęła ubranie z moich ramion. Zsunęła je i rzuca na podłogę jak niepotrzebny śmieć. Teraz jeszcze został podkoszulek. Sprawnie pozbyła się i jego.

sobota, 27 czerwca 2020

Projekt: "Przyszłość".


114. Była jak Ewa z raju.

Z niesamowitą przyjemnością rozpiąłem jej biustonosz. Proste urządzenie. Klamerka ustąpiła bez problemu. Elastyczny stanik spadł tak samo, jak jej ubranie. Byłem coraz bliżej celu. Teraz stała przede mną kompletnie naga, bez ubrania, bez tego co, w jakikolwiek sposób mogło ukryć jej kształty. Była jak Ewa z raju, naga, jak ją Pan Bóg stworzył. Patrzyłem na nią. Nie mogłem oderwać oczu. 


W następnej sekundzie przycisnąłem ją mocno do siebie, a później jeszcze mocniej. Moje dłonie były zachłanne, wjeżdżały między jej pośladki, rozpychały się, wsuwały między uda. Była coraz bliżej mnie. Coraz dokładniej czułem pod palcami wilgoć jej słodkiej szparki.
-Och, och, och… - wzdychała coraz głośniej.
Tak niewiele już brakowało. Była coraz bardziej podniecona. Drżała, szarpała się w słodkich skurczach przyjemnej rozkoszy. Tymczasem mnie było jeszcze mało. Stawałem się coraz bardziej bezczelny. Bezwstydnie wsunąłem palce jeszcze głębiej, byleby tylko poczuć ją jeszcze dokładniej. 
 Manewrowałem między jej płatkami, a ona drżała, przestępowała z nogi na nogę. Przeżywała swoją rozkosz bardzo pięknie. Tuliła swoją twarz w moją szyję, całowała skórę w okolicy karku tuż za uchem. Czułem gorąco i wilgoć w tym miejscu.
Czegóż więcej było mi trzeba? Chyba tylko spełnienia. 
Chwilę później moje dłonie przejechały z przodu na jej wzgórek, taki gorący, napęczniały i pachnący. 
“Och, jakie to przyjemne!” - myślałem. 
Cały czas czułem ten zapach, zapach słodkiej, wilgotnej cipeczki. Rozchodził się już słodkim aromatem po całym pokoju. Chciałem posunąć się jeszcze dalej. W sposób zuchwały i namiętny rozwarłem jej jaskinię miłości na boki. Następnie, palcami, wjechałem do środka. Przez jakiś czas bawiłem się łechtaczką. 
Drżała, pojękiwała z rozkoszy. Była coraz bardziej rozpalona. Coraz bardziej poddawała się moim pieszczotom. Przestępowała z nogi na nogę, unosiła się na palcach, odpadała. Przysuwała się i oddalała ode mnie.
-Och, och, och… - słyszałem jej słodkie, gorące westchnienia.
Teraz delikatnie odsunąłem ją od siebie, nie za daleko, tylko tyle, bym mógł wjechać swoimi dłoni mi między nasze rozpalone ciała. Po omacku rozpiąłem jej sweterek. Robiłem to chaotycznie, szybko, bezładnie, ale skutecznie, guzik za guzikiem. Pozostała jeszcze bluzeczka. Rozchyliłem jej połówki na boki. Później zsunąłem z jej ramion to ubranie. Bezwładnie opadło na podłogę. 
 Została w samym staniku. Znów czułem, że się gotuję. Znów przycisnąłem ją mocno do siebie. Moje ręce automatycznie powędrowały na jej plecy. Chciałem tego, tak bardzo tego chciałem. 
 Z niesamowitą przyjemnością rozpiąłem jej biustonosz. Proste urządzenie. Klamerka ustąpiła bez problemu. Elastyczny stanik spadł tak samo, jak jej ubranie. Byłem coraz bliżej celu. Teraz stała przede mną kompletnie naga, bez ubrania, bez tego co, w jakikolwiek sposób mogło ukryć jej kształty. Była jak Ewa z raju, naga, jak ją Pan Bóg stworzył. Patrzyłem na nią. Nie mogłem oderwać oczu. 
Wykonałem krok wstecz i patrzyłem. Podniecenie rosło. Zrobiłem głęboki wdech. Jeszcze chwila. Trudno było mi powstrzymać emocje. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Była taka piękna i taka młoda, a jednocześnie tak bardzo wyuzdana. Nie mogłem zrozumieć, jak to się działo, że miała tak ogromne wyczucie w tych sprawach. Tak, jakbym wygrał los na loterii. To było tak piękne, że chyba nie mogło być prawdą. Chwilami zdawało mi się, że śnię. 
“Och, jak mi jest dobrze. Boże, jak ja jej pragnę! Jak bardzo jej pożądam”. -  kołatało się w mojej głowie. 
Nie wiem dlaczego, miałem wrażenie, że zaraz coś rozsadzi mi ją od środka. Czy to aby na pewno była moja rzeczywistość? Może to nie ja w tym wszystkim uczestniczę. Z drugiej jednak strony wiedziałem, że to wszystko jest realne, bardziej realne, niż mogłoby mi się wydawać, bardziej rzeczywiste, niż cokolwiek innego. Była tu, stała przede mną kompletnie naga, moja, całkowicie mi oddana i czekała. 

piątek, 26 czerwca 2020

Projekt: "Przyszłość".


113. Zachowywać się jak dżentelmen.

Dolna część jej ubrania, spódniczka razem z majteczkami, spadła na podłogę. Myślałem, że oszaleję. To było takie podniecające. Jak mogłem teraz zachowywać się jak dżentelmen? Żeby trochę ochłonąć, kilkakrotnie musiałem głęboko zaczerpnąć powietrza. 


Zachęcony jej zachowaniem, przesuwałem miniówkę do dołu. Krok po kroku schodziłem niżej i niżej. Poddawała się z delikatnym oporem, odsłaniając jędrne, dość duże, pośladki. 
Nie mogłem się już doczekać kolejnej chwili. Drżałem z podniecenia. Coraz bardziej jej pragnąłem, byłem coraz bardziej podekscytowany. Coraz trudniej było mi się powstrzymać przed jeszcze bardziej spontanicznym i zuchwałym zachowaniem. 
Z drugiej strony, coś mi na to nie pozwalało. Zdawałem sobie sprawę, że muszę panować nad sobą. Muszę panować nad sobą, bo… No właśnie, co? Co miało się stać? Może dlatego, (sam nie wiem), że nie chciałem zachowywać się jak… jakieś zwierzę wypuszczone prosto z lasu. Czułem, że tak może się stać. Co ona mogłaby sobie o mnie pomyśleć? No właśnie, co? Czy to byłoby aż takie złe?
W pewnym momencie zorientowałem się, że sprawa jest już załatwiona. Nie było już sensu dłużej się nad tym zastanawiać. Jej spódniczka znajdowała się już w okolicy kolan. Znów zadrżałem z podniecenia. Tam, na dole, znalazła się nie tylko spódniczka, ale też majteczki. Była moja. Była taka bezbronna. 
Stała tak, przytulona do mnie, trochę zdezorientowana, tylko w górnej części garderoby. Widziałem, że się stara. Chciała zachowywać się, jak skromna dziewczynka, co miało dokładnie odwrotny skutek. Delikatnie zsunęła stopy i złączyła ze sobą kolana. W moich żyłach zawrzała krew. 
Dolna część jej ubrania, spódniczka razem z majteczkami, spadła na podłogę. Myślałem, że oszaleję. To było takie podniecające. Jak mogłem teraz zachowywać się jak dżentelmen? Żeby trochę ochłonąć, kilkakrotnie musiałem głęboko zaczerpnąć powietrza. 
Wykonała jeden krok, mały krok w lewo. Wyszła na zewnątrz, pozostawiając ubranie na kupce obok. Nie mogłem uwierzyć, stała przede mną naga, półnaga. Taka piękna, delikatna, bezbronna i moja. 
Na chwilę odwróciłem wzrok, bo czułem się taki niegodny. Kątem oka dostrzegłem zarost na jej niesamowitej, oszałamiającej wręcz, cipeczce. Znów doznałem jakiegoś dziwnego szoku. Znów poczułem się jak ten niedoświadczony małolat, który niby tyle już do tej pory przeszedł, jednak wciąż był taki zielony i nieobeznany w tych sprawach. Raczej zawsze starał się iść z głosem starszego ja, niż podejmować swoje własne, niezależne decyzje. 
“Och, jak to się mogło stać?!” - myślałem, - “Widzę jej słodką, spragnioną norkę. Boże, widziałem ją tak blisko i zdawała się być tylko moja”.
Nie wiem dlaczego, ale byłem przekonany, że jest już wilgotna. Tak samo nie bardzo wiedziałem, z jakiego powodu postanowiłem to sprawdzić. Drżałem w oczekiwaniu. 
Przesuwałem swoją dłoń na jej pośladki, ostrożnie, najpierw jedną, później drugą. Już po chwili śmiało trzymałem ją za jej słodką dupeczkę. Nie czekając, gwałtownym ruchem, przycisnąłem do siebie, a raczej do swojego rozporka. Jak mogłem się tego spodziewać, przy okazji, pod palcami poczułem mokrą, lepką substancję. 
Pod materiałem spodni, a jakże, prężył się już, gotowy do galopu, spragniony ogier. Nie chciałem długich wstępów.  To miała być szybka, zwariowana akcja miłosna. Taki seks na całego, jazda bez trzymanki. 
Nie chciałem już dłużej czekać. Bardzo chciałem się znaleźć w środku, w środku jej gorącej cipeczki. Chciałem pędzić przed siebie i nie zważać już na nic. Absolutnie nie chciałem myśleć i zastanawiać się, co by było, gdyby. 
W tej chwili obydwaj mówiliśmy jednym głosem. Młody chciał zaspokojenia, a ja całkowicie się z nim zgadzałem. Chciałem mieć, jak to się mówi, na to wszystko wyjebane. Tak, po prostu. Pragnąłem w nią wejść, kochać się, ile tylko sił mi starczy, poruszać się gwałtownie, do góry i do dołu, bez myślenia o skutkach, bez myślenia czymkolwiek. Chciałem, po prostu, skupiać się tylko na rozkoszy, na własnej rozkoszy, na tym, co będzie się ze mną działo. 

czwartek, 25 czerwca 2020

Projekt: "Przyszłość".


112. Moje dłonie były niesforne.

Moje dłonie wędrowały po jej ciele, po plecach, pośladkach. Były niesforne, niegrzeczne, wjeżdżały pod ubranie, pod ten staroświecki sweterek, pod bluzeczkę. Pchały się pod spódniczkę.


Odpowiedziała samymi oczami. Widziałem, że chce.
-To ja napuszczę, - dodałem.  
Byłem uradowany. Teraz mogłem pozwolić młodemu chłopakowi przejąć nieco inicjatywy. No, powiedzmy, chociaż na chwilę. Mimo to, czułem się tak bardzo z nim związany, zjednoczony w jakiejś dziwnej symbiozie. Czułem się tak, tak jakbyśmy byli tylko jednym ciałem, jakbyśmy stanowili jedno istnienie. Jednak starałem się pozwalać mu na pewne rzeczy, chociażby tylko po to, aby poczuć się jak obserwator. Nie wiem dlaczego, tak bardzo lubiłem ten stan. 
Coraz trudniej było mi odróżnić mnie od niego. Wiedzieliśmy, że, cokolwiek by się nie działo, z stanowiliśmy całość. Miałem świadomość, że nic na to nie poradzę.
Wszedłem do łazienki i od razu odkręciłem kurek do końca. Włożyłem korek w odpływ. Woda leciała z szumem. To była parująca, potężna kaskada. Wiedziałem, że to dobrze. Była, prawie, gorąca. Chciałem jak najszybciej wypełnić wannę. Nie mogłem się już doczekać kiedy to się stanie. Później dolałem sporą ilość płynu do kąpieli, który pozostał po poprzednich lokatorach. Od razu pojawiła się piana, dużo piany. Czekałem z niecierpliwością, aż wszystko dokładnie się wymiesza.
W końcu wróciłem do niej i uśmiechnąłem się. Podszedłem położyłem ręce na jej ramionach, następnie chwyciłem za szyję. Przez chwilę tak patrzyłem, patrzyłem na jej śliczną twarz, w te kasztanowe oczy, zakryte dużymi okularami. Patrzyłem na te pełne usta, na te usta, takie uśmiechnięte, drżące, podniecone. Patrzyłem na te włosy, rude jak u lisa, rozrzucone po ramionach. 
Przez jakiś czas jeszcze trzymałem ją za szyję. Później delikatnie przyciągnąłem do ciebie i złożyłem na jej wargach słodki pocałunek. Wszystko było takie ulotne. Czułem fakturę, dotyk, ciepło. Były suche. Tak bardzo jej pragnąłem. 
Wysunąłem język, nawilżyłem swoje i jej usta. Chcąc od razu posunąć się dalej, wsunąłem go między jej wargi tuż za krawędź zębów. Przybliżyłem się jeszcze i mocniej przycisnąłem jej głowę do swojej twarzy. Wjechałem jeszcze dalej, wodziłem we wszystkie możliwe strony.
W tym momencie wiedziałem już, że jest moja. Dobrze się stało, że tutaj była. Miałem to poczucie jedności z nią. Miałem poczucie, że jestem z nią i całkowicie dla niej. Tylko dla niej. Byłem szczęśliwy. Nie żałowałem żadnej chwili, żadnej sekundy z tego, co się tutaj się tutaj wydarzyło. 
Nie oszukujmy się, mimo doświadczenia dorosłej osobowości, nie miałem pojęcia, jakie mogą być konsekwencje tej gorącej zabawy we dwoje. Na tym etapie, trudno było przewidzieć cokolwiek. Nie ogarniałem już tego.        
Kiedy skończyliśmy się całować, spojrzałem jej w oczy i uśmiechnąłem się. 
-Pragnę cię, - wyszeptałem.
Po chwili przytuliłem ją mocno do siebie. Powoli zacząłem zwalniać hamulce. Moje dłonie wędrowały po jej ciele, po plecach, pośladkach. Były niesforne, niegrzeczne, wjeżdżały pod ubranie, pod ten staroświecki sweterek, pod bluzeczkę. Pchały się pod spódniczkę. Brnęły dalej i dalej, tak, jakby ona sama nie miała nic do powiedzenia. 
Gumka luźno ustąpiła. Wcisnęły się pod majteczki. Zachowywały się coraz bardziej niesfornie. Zdarły z niej dolną część garderoby, razem z tymi uroczymi majteczkami. Stało się to tak normalnie. Tak, po prostu, zsunąłem je do dołu.
Była słodka. Grzecznie poddawała się moim ruchom. Nie czułem żadnego oporu z jej strony. Nie było śladu obrony, nic z tych rzeczy. Drżała tylko, ale raczej z podniecenia, niż ze strachu. Obejmowała mnie ciepło za plecy, tuliła się.

środa, 24 czerwca 2020

Projekt: "Przyszłość".


111. Napuścić wody?

Odruchowo zajrzałem do łazienki i odwróciłem się, aby zmierzyć ją swoim spojrzeniem. Tylko się uśmiechnęła. Kiwnąłem głową. Wiedziałem, że rozumie ten gest. -Napuścić wody? - spytałem. 


Znów pokonaliśmy ten sam korytarz. Nikt nie zwrócił na nas specjalnej uwagi. Czuliśmy się jak para zakochanych w zupełnie obcym miejscu. W końcu weszliśmy do naszego pokoju. 
Byliśmy najedzeni, zadowoleni z siebie i szczęśliwi. Można powiedzieć, że to nasze zadowolenie wraz z upływem czasu nasilało się coraz bardziej. Na dodatek byliśmy coraz bardziej podnieceni. Znów mieliśmy ochotę na ostre igraszki miłosne. 
W sumie, nie wiem, co ona myślała, ale tak działo się w moim przypadku. Jednak, patrząc na jej rozpromienione oczy, wiedziałem, że i ona ma podobne odczucia. Jeszcze na progu wymieniliśmy się porozumiewawczymi spojrzeniami. Zaczynało iskrzyć. Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, co będzie się działo za chwilę. Doskonale wiedzieliśmy, że za moment będziemy się kochać jak szaleni. Nigdy wcześniej nie czułem się tak bardzo przepełniony energią.
Co do tego, że będziemy się bzykać, nie było najmniejszych wątpliwości. Pozostawało jedynie pytanie: w jaki sposób i gdzie? Byłem jak granat. Wystarczyło tylko zwolnić zawleczkę. 
Jeszcze, w miarę spokojnie, weszliśmy do pokoju i zamknęliśmy za sobą drzwi. Jak mi się zdawało, niemiłosiernie skrzypiały i trwało to całą wieczność. Po chwili rozległ się trzask klucza w zamku. Czas zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Nie mogłem się doczekać, kiedy ten portal, dzielący nas od świata zewnętrznego, zostanie na dobre zamknięty. Z sekundy na sekundę, napięcie rosło. Było niemalże czuć, że powietrze wokół nas można kroić nożem, że robi się coraz goręcej. 
To było istne szaleństwo. Jeszcze tak doskonale pamiętałem jej ciało, tak doskonale pamiętałem ten zapach, zapach tych delikatnych perfum kwiatowych, być może też jakiegoś dezodorantu. O ile dobrze pamiętałem, to był zapach perfum wymieszany z aromatem jej ciała. Tak. Jednak doskonale to pamiętałem. Przecież nie mogło być inaczej. Doskonale pamiętałem ciepło jej skóry, miękkość, którą czułem pod palcami jeszcze nie tak dawno. 
Działy się cuda. Byłem tu, w tym młodym istnieniu. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, wiedziałem, że powinienem czuć się obco. Obco, bo to nie było moje ciało. Mimo wszystko, rzeczywistość była kompletnie inna. Nie było tak, jak mógłby podpowiadać zdrowy rozsądek. Wszystko, co odbierałem swoimi zmysłami (swoimi i nie swoimi) było tak bardzo realne, rzeczywiste. W istocie tak było, bo chyba naprawdę uczestniczyłem w tym wszystkim, co się działo w tym miejscu: tutaj i teraz. To wszystko było tak trudno ogarnąć, ale jak mogło być inaczej?
Mijały kolejne cenne sekundy, a ja znów miałem na nią tak wielką ochotę. Trudno to było wyrazić jakimikolwiek słowami. Czułem, że penis w moim rozporku zrobił się gorący, gruby i sztywny. Miałem wrażenie, że za chwilę mi go rozerwie. Nie umiałem tego opanować. Byłem jednym, wielkim podnieceniem. 
Niemalże czułem jej delikatne paluszki, zaciskające się na trzonie mojego przyrodzenia. Czułem, jak prężył się w moich spodniach. Prężył się, drżał i pulsował, prosił, aby wypuścić go na wolność, aby pozwolić mu trochę pohasać przed jej oczami.
Kiedy drzwi były już zamknięte, kiedy wiedzieliśmy, że już nikt tutaj nie wejdzie, wreszcie mogliśmy odetchnąć z ulgą. Trochę się rozluźniłem. Mimo to byłem jeszcze bardziej podniecony. Nie wiedziałem, jak to się działo. 
Odruchowo zajrzałem do łazienki i odwróciłem się, aby zmierzyć ją swoim spojrzeniem. Tylko się uśmiechnęła. Kiwnąłem głową. Wiedziałem, że rozumie ten gest. 
-Napuścić wody? - spytałem. 

wtorek, 23 czerwca 2020

Projekt: "Przyszłość".


110. Byliśmy bardzo głodni.

Jak się okazało, byliśmy bardzo głodni. Sprzątnęliśmy wszystko, co było na talerzach, a ona jeszcze przyniosła nam po kawałku ciasta. Nie wierzyłem własnym oczom. 


-Aha… 
-Jedno skrzydło internatu jest hotelem. Pewnie widziałaś tam z tyłu. 
-No… to z balkonami? 
-Tak. To z balkonami.
-Byłeś tam kiedyś?
-No… dwa lata temu z bratem wnosiliśmy tam jakieś stoliki. Trochę widziałem.
Gwoli wyjaśnienia, nie miało to nic wspólnego z hotelami, jakie widuje się dzisiaj. Przypominało to raczej ośrodek wypoczynkowy, ale taki na dość dobrym poziomie. 
-Wszyscy tacy zadowoleni… - odezwała się, lustrując ich wzrokiem. 
-Stonka, - powiedziałem, uśmiechając się krzywo.
Znów nic nie rozumiała.
-Wiesz… raz na parę miesięcy ściągają do nas całe chmary tych szkodników. Z bratem mówimy na nich stonka, bo tak samo przyjeżdżają do nas ze zgniłego zachodu. 
No cóż, taka była prawda. Postrzegaliśmy ich jako szkodniki. Co nie zmieniało faktu, że byli to ludzie na wysokich stanowiskach i zwykle dobrze wykształceni.
Tym razem jednak było ich dużo więcej, niż normalnie, a zachodnie, imperialistyczne języki zdawały się być tu normą. Znów operowałem moją starszą osobowością. Starałem się przypomnieć sobie ten fakt z mojego wcześniejszego życiorysu. Był przecież dość szczególny i, raczej, nie dało się go przegapić. Pomimo moich wysiłków, odniosłem wrażenie, że żadne obrazy z tego okresu nie pozostały w mojej głowie. Nie mogłem zrozumieć, jak to się stało, że przegapiłem coś takiego dużego. Dopiero po kilku chwilach, uświadomiłem sobie, że przecież w moim prawdziwym życiu pojechałem do domu. Nie było mnie tutaj od piątku do niedzieli wieczorem, więc nie mogłem tego widzieć. 
Tak czy inaczej, nie miało to większego znaczenia. Po prostu stołówka była pełna obcych ludzi. 
-Popatrz, wyglądają na profesorów. Może to jakieś sympozjum? Może naukowe… - dedukowała Julka. 
-Może. Nie wiem, - odpowiedziałem zdawkowo. 
Interesowało mnie tylko jedno. Stałem w drzwiach z zapytaniem w oczach, czy będziemy mogli dostać cokolwiek do jedzenia. To, że było ich tylu, nie oznaczało wcale, że zjemy cokolwiek. Tymczasem, od razu spostrzegła nas jedna ze znajomych kucharek i zaczęła do nas machać ręką. 
-Chodźcie, chodźcie kochani. Widzę, że jesteście głodni. Chcielibyście coś zjeść, prawda? 
-No… raczej tak, - odpowiedziałem niepewnie.
Pociągnęła nas za sobą. 
-Chodźcie, chodźcie tutaj, - poprowadziła nas prosto na zaplecze kuchni, - macie tutaj śniadanie. O proszę. 
-Och dziękujemy… naprawdę, to za dużo, - odpowiedziałem nieco zbity z tropu. 
-E tam, za dużo. Taki chuderlak z ciebie. Na pewno zjesz wszystko. 
Wcisnęła mi w garść dwa talerze pełne wędliny. Czego tam nie było: szynka, baleron, rzeczy, których wtedy ciężko było uświadczyć na naszych stołach. Dodatkowo jakieś warzywa i świeżutkie pachnące pieczywo. Wszystko palce lizać. 
-Siadajcie, - powiedziała, wskazując stolik, - zjedzcie sobie. Smacznego. 
-Ale czy tak możemy… tutaj? - zapytała z niepokojem moja przyjaciółka. 
-Jasne, że możecie. Kierownika nie ma, a oni i tak połowę zostawią, - wyjaśniła z uśmiechem na ustach. 
Spojrzeliśmy po sobie. Byliśmy zadowoleni, jak nie wiem co. Taka okazja nie często trafiała się w internacie. Ciężko było zrezygnować ot tak, bez powodu z takich smakołyków, szczególnie po takim seksie. 
Zaczęliśmy pałaszować. Jak się okazało, byliśmy bardzo głodni. Sprzątnęliśmy wszystko, co było na talerzach, a ona jeszcze przyniosła nam po kawałku ciasta. Nie wierzyłem własnym oczom. Niestety, tego już nie byliśmy w stanie zjeść. 
Wypiliśmy tylko herbatę, a deserek zabraliśmy do pokoju. Byliśmy bardzo zadowoleni z takiego obrotu sprawy, bo okazało się, że na obiad także jesteśmy zaproszeni. No, po prostu wygrana na loterii. Chociaż, z drugiej strony, kiedy tylko było trzeba, pomagaliśmy kucharkom, czy to przy otwieraniu konserw, czy krojeniu chleba, ale, powiem szczerze, że obawiałem się, że dziś możemy tylko pomarzyć o takim śniadaniu. Było przecież dosyć późno. 

poniedziałek, 22 czerwca 2020

Projekt: "Przyszłość".


109. Trafiliśmy w środek burzy. 

Kiedy weszliśmy na stołówkę, okazało się, że trafiliśmy w środek burzy. Zamiast pustych stolików i braku jakiegokolwiek jedzenia, zastaliśmy pomieszczenie pełne obcych ludzi. Nie wiedziałem, kim byli, ale słychać było kilka języków na czele z angielskim. 


Pomimo tej całej niesłychanie gorącej rozmowy, że mamy w ogóle nie wychodzić z łóżka i kochać się jeszcze przez półtora dnia, jakimś cudem (właściwie, nie wiem, jak to się stało, bo nawet o tym nie rozmawialiśmy) zebraliśmy się i grzecznie włożyliśmy na siebie jakieś ciuchy. Hmmm… co? Nie. Myć się, nie mieliśmy. Aż tak dobrze to nie było. Ubraliśmy się tylko, poprawiliśmy włosy, żeby nie sterczały we wszystkie strony i wyszliśmy na korytarz. 
Niby takie samo, ale jednak wszystko było inne. Stał się jakiś cud? Nie. Mimo to wszystko było takie niepowtarzalne, jakieś, jakby z innego świata, a jednak tak bardzo realne i nasze. 
Kiedy Julia przechodziła obok mnie, poczułem jej zapach. Pachniała mną. Na odwrót było tak samo. Ja byłem przesiąknięty jej aromatem, jej ciałem. To było niesłychanie rozczulające. Czułem się tak bardzo spełniony i jednocześnie dumny z siebie. W tamtej chwili nie potrzebowałem nic więcej. Wystarczyło mi tylko, że ona była obok mnie. 
Tak. Byliśmy przesyceni swoim zapachem. To było jak nasz wzajemny podpis na naszych ciałach. Taki cyrograf, że należymy już do siebie i nikt inny nam nie może nas odebrać. Chciałem to czuć. Chciałem to czuć całym sobą. To było takie przyjemne i tak bardzo dla nas czytelne. Taki cichy list, przesłanie: zruchałeś mnie, zruchałeś dokładnie, oblałeś mnie swoim nasieniem, swoją gęstą spermą. Jestem twoja, jestem twoja jak rzecz, jak mała kurewka, jak zabaweczka. Och i ty jesteś mój, Słodziaku ty, jeden. Wykorzystam cię jeszcze, zobaczysz. 
Spokojnie szła przede mną. Kręciła swoim dużym zgrabnym tyłeczkiem. Szła pewnym, zdecydowanym krokiem, jak dorosła kobieta, jak dorosła, na dodatek bardzo zadowolona z siebie, pewna swojej kobiecości dziewczyna. Szła przede mną i w niczym nie było można poznać tej niedojrzałej młodziutkiej, niedoświadczonej laseczki. 
O tak, szła przede mną i kręciła swoim tyłeczkiem. Prowokowała, zachęcała i pobudzała wyobraźnię. Zmów miałem ochotę zerżnąć ją dogłębnie. Wyzwalała we mnie najdziksze instynkty. Czułem, że mój kutas w szybkim tempie unosi się do góry i nabiera bojowej sztywności. Bałem się pomyśleć, co może wydarzyć się do końca dnia, do końca tego weekendu. Mimo to, z niesamowitą niecierpliwością oczekiwałem każdej kolejnej chwili. 
Kiedy weszliśmy na stołówkę, okazało się, że trafiliśmy w środek burzy. Zamiast pustych stolików i braku jakiegokolwiek jedzenia, zastaliśmy pomieszczenie pełne obcych ludzi. Nie wiedziałem, kim byli, ale słychać było kilka języków na czele z angielskim. W tym gwarze rozpoznać można było jeszcze hiszpański i włoski. 
Zdałem sobie sprawę, że słysząc to, uruchomiłem starszą część swojej osobowości. Stało się to zupełnie automatycznie. Młody nie znał, żadnego języka i ciężko byłoby mu zrozumieć cokolwiek poza polskim. Julka chyba tak samo. 
-Przyjechali na jakieś sympozjum. Mają czas do trzynastej, - powiedziałem bardziej do siebie, niż do niej.
-Co? - odezwała się, nie wiedząc, co mam na myśli. 
Ugryzłem się w język. 
-Eee… no wiesz, domyślam się, że to jakieś szkolenie, - próbowałem zamaskować swój nadmiar wiedzy. 
Tak czy inaczej, byliśmy kompletnie zaskoczeni. Przynajmniej w pierwszej chwili. Stanęliśmy i przyglądaliśmy się temu niecodziennemu zjawisku.
-To jakaś grupa z zagranicy, - odezwała się znowu.
Uśmiechnąłem się.
-No wiesz…  raczej tak.
-Co oni tu robią? - spytała.
-Hmm… jak ci to powiedzieć… w naszej szkole, raz na jakiś czas, odbywają się szkolenia kadr partyjnych. 

niedziela, 21 czerwca 2020

Projekt: "Przyszłość".


 108. Nie sądzę, żebyś chciał czegoś innego, niż seks.

-Nie sądzę, żebyś chciał czegoś innego, niż seks.  Koniec i kropka. Niesamowicie proste słowa, jednak spowodowały, że po moich plecach przebiegł dreszcz. Trudno powiedzieć, czy był to dreszcz niepokoju, czy deszcz przyjemności. Sam nie wiem. Chyba wszystkiego po trochu. 


Co miałbym robić? Znów patrzyłem tak, jakbym nie dowierzał, że to wszystko dzieje się naprawdę. 
-Eeee… ale nie uważasz, że on potrzebuje trochę…  odpoczynku? Skrzywiła się w sposób bardzo uroczy i zabawny powiedziałbym, że podniecający jednocześnie. Czekała. Może to była krótka chwila, ale mnie się zdawało, że trwało to całą wieczność. 
-No wiesz… spróbujemy sobie jakoś z tym poradzić Prawda? - odezwała się po jakimiś czasie.
-Eeee… że co? - wyrwało się z mojego gardła. 
-Zaufaj mi, - szepnęła. 
-Eee… ale on… naprawdę… - próbowałem jej to jakoś wytłumaczyć. 
Nie wydawało mi się, żeby mój fiut, dosłownie chwilę po tym, jak zakończyłem dzieło, był w stanie unieść się na nowo i zacząć walczyć w kolejnym starciu z jej słodką cipką.
 Najpierw pochyliła się delikatnie nade mną, później zaczęła opuszczać swoją twarz coraz niżej i niżej nad moje usta, a jeszcze później złożyła na nich delikatny, ale słodki i gorący pocałunek. Następnie odsunęła się na jakieś pół metra, nie odrywała ode mnie wzroku, wciąż patrzyła w moje oczy.
-Zajmę się nim, - powiedziała spokojnie. 
-Iiii… ale chcesz…  
Właściwie, nie wiedziałem, co, tak naprawdę, chciałem powiedzieć. Wydawało mi się, że w tej chwili straciłem zaufanie do niej, do siebie jako dojrzałego faceta i, oczywiście, do tego młodego chłopaka, do jego młodego dziewiętnastoletniego ciała, pełnego energii i wigoru. Wydaje mi się, że w tej chwili powinienem był wziąć kilka głębokich oddechów i dać sobie kilka minut czasu na zastanowienie się, na przemyślenie sobie tego, na ułożenie w sobie, w swojej głowie. 
Tak naprawdę, nie miałem na co narzekać, bo sytuacja sama układała się w sposób, powiedzmy, najlepszy z możliwych. Dziewczyna była gorąca, namiętna, szybko się uczyła. Była otwarta, jak mało która z jej koleżanek w tym wieku, na nowe doświadczenia i miała w sobie dużo mniej zahamowań niż ja sam. Wiek, mój, czy jej, w tym wypadku, nie miał żadnego znaczenia. 
W pewnym momencie zdało mi się, że to ona może mnie uczyć, że to ona może mnie prowadzić przez świat tego całego seksu i erotyzmu. Ironia losu, zrządzenie boże, a może, po prostu, zwykły przypadek. Przypadek, że to właśnie ją wybrałem. To prawda, miała w sobie coś, to coś. Miała w sobie jakąś taką iskrę, jeżeli tak to można nazwać, iskrę, która kazała mi zwrócić na siebie uwagę. Mimo tylu dziewczyn, kobiet, które spotkałem na tej całej swojej drodze, to właśnie ona kazała mi zwrócić na siebie uwagę, kazała mi wybrać siebie, nie wtedy, kiedy tu byłem, ale teraz, po latach. To coś, co w sobie miała, było jak magia. 
Teraz przejmowała kontrolę nad wszystkim, co się działo: stopniowo, delikatnie, ale bez przerwy. Stawała się coraz bardziej pewna siebie, bezpruderyjna, otwarta na wszystko, co nowe. 
Patrzyła na mnie w tej chwili tak ciepło, wręcz gorąco, rozbrajająco i miło. Patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi, kasztanowymi oczami. Patrzyła i przenikała mnie na wskroś. Później, znów się odezwała: 
-Nie sądzę, żebyś chciał czegoś innego, niż seks. 
Koniec i kropka. Niesamowicie proste słowa, jednak spowodowały, że po moich plecach przebiegł dreszcz. Trudno powiedzieć, czy był to dreszcz niepokoju, czy deszcz przyjemności. Sam nie wiem. Chyba wszystkiego po trochu. 
-Kochany mój, mamy przed sobą cały weekend. Proponuję więc nie wychodzić z łóżka. Co ty na to? - odezwała się cichym, ale bardzo pewnym głosem. 
Co miałem zrobić? Uśmiechnąłem się od ucha do ucha. Tak teraz to ja się uśmiechałem do niej. Patrząc jej w oczy, powiedziałem: 
Oczywiście, serduszko. Życie jest takie krótkie. Postarajmy się nie uronić ani chwili. 
Pokiwała głową. 
-Zgadzam się z tobą.

sobota, 20 czerwca 2020

Projekt: "Przyszłość".


107. Chciałabym się jeszcze trochę pobzykać.

-Tak naprawdę, to chciałabym się jeszcze trochę pobzykać, - powiedziała z uśmiechem na ustach.  Przyglądałem się jej uważnie. Jakoś trudno było mi uwierzyć, że powiedziała to młoda, niedoświadczona dziewczyna.


Teraz z kolei to ja się uśmiechnąłem. 
-Co, nie chce ci się wstać… - zacząłem.
Uniosła się na ramionach, podparła po obydwu stronach mojego torsu. Jej piersi muskały moją skórę. Znów miałem ochotę na seks z nią. Tak było, pomimo że przed chwilą zakończyłem kolejny numerek tak porządnym wytryskiem na jej ciało. 
-No wiesz… sama nie wiem. Rzeczywiście, troszeczkę jestem głodna. Zjadłabym coś pysznego. 
-To ja się ubiorę i przejdę na stołówkę, - wyprzedziłem jej myśli. Sprawdzę, czy zostało jeszcze coś ze śniadania.
Podniosłem się i już miałem się ubrać, kiedy przytrzymała mnie za rękę. Uścisk był delikatny, ale na tyle mocny, że to skłoniło mnie, aby zaprzestać jakiegokolwiek działania. Nie robiłem nic innego, jak tylko na nią patrzyłem. 
-Tak naprawdę, to chciałabym się jeszcze trochę pobzykać, - powiedziała z uśmiechem na ustach. 
Przyglądałem się jej uważnie. Jakoś trudno było mi uwierzyć, że powiedziała to młoda, niedoświadczona dziewczyna. Jednak musiałem to jakoś zaakceptować. Tym bardziej że takie słowa w jej ustach wywoływały w moim ciele falę gorąca i słodkie, przyjemne skurcze w kroczu. Przecież jeszcze tak dokładnie pamiętałem to, co przed chwilą się działo. 
-Poważnie? - spytałem, - Chcesz się jeszcze bzykać? 
Uśmiechnęła się od ucha do ucha i pokiwała głową.
-Chcesz…  - tu zawiesiłem głos. 
Obawiałem się, że to, co powiem w tej chwili… (znów zaczął się odzywać we mnie ten dorosły, ten dojrzały facet) bałem się, że to, co powiem, może ją w jakiś sposób zgorszyć. Chociaż, nie wiem, czy była taka możliwość, biorąc pod uwagę wszystko to, co się do tej pory wydarzyło. 
-Ale… - dokończyłem mniej wybrednymi słowami, - chcesz... chcesz się jeszcze ruchać? 
Jej uśmiech stał się jeszcze bardziej serdeczny, szczery... a nawet w jakiś sposób taki szelmowski. W jej oczach zobaczyłem diabełki, iskierki przekory. Jeszcze raz pokiwała głową. 
-Tak, chcę się ruchać. – powiedziała bardzo powoli, akcentując każde słowo, - Chcę się ruchać tutaj, teraz, z tobą. Jesteś niesamowity. 
Patrzyłem na nią i z każdym jej słowem robiło mi się coraz bardziej gorąco. Prawdę powiedziawszy, teraz to ja czułem się coraz bardziej zgorszony. My obydwaj tak się czuliśmy, zarówno ten młody chłopak, bez żadnego życiowego doświadczenia nastolatek, jak i ten dojrzały mężczyzna po przejściach. W mojej głowie kołatały się myśli, że skoro teraz już na samym początku i to tak bardzo mocno rozkręciła w tym względzie, to co będzie później, za dzień dwa, czy miesiąc. Zastanawiałem się, czy ta sytuacja ten dziwny stan… czy to wszystko utrzyma się trochę dłużej niż tylko chwilę. Miałem nadzieję, że tak, ale pewności mieć nie mogłem. 
-Eee… ale… ale zobacz…
Przez chwilę, przez bardzo krótki moment i nie wiedziałem jak to wyrazić. No sami rozumiecie… 
-Zobacz... on jest... 
Byłem całkowicie nagi, leżałem na łóżku, wygodnie na plecach. Ona spoczywała na mnie połową swojego ciała, przygniata mnie piersiami. Patrzyła, co jakiś czas drażniła sutkami. Raz unosiła się, to znowu opadała. Dotykała. Spojrzałem na swojego kutasa, który leżał wzdłuż mojego brzucha jak kawał grubej, tłustej kaszanki: gruby, ale wiotki, jakby zemdlał, jakby był bez sił 
-He… ale popatrz… no… 
Powoli odwróciła wzrok i spojrzała w dół, w stronę mojego przyrodzenia. Uśmiechnęła się, a później spokojnie dodała:
-Wiesz, wydaje mi się, że to nie będzie wielkim problemem. 

Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...