wtorek, 31 sierpnia 2021

Urodziny babci.

37. To ptak hipnotyczny.


Po paru minutach ptak zamilkł i odleciał. Beznamiętnie patrzyli na siebie. W końcu Karolina potrząsnęła rytmicznie głową.

-Co to było? - spytała czując dreszcz na plecach.
Wróżka zawisła przed nią w powietrzu i kołysząc się na wietrze wyjaśniła:

-To ptak hipnotyczny, jego śpiew jest piękny, ale niebezpieczny.


Sławek, w ostatnim akcie desperacji, próbował ich zatrzymać.

-Co wy, mózgi się wam zlasowały?! 

Przeleciała obok jego głowy i zatrzymała się tuż przed twarzą. Machając skrzydłami unosiła się w miejscu.

-Spokojnie człowieku, - powiedziała patrząc mu w oczy, - nie chcę dla was źle.

Położyła dłonie na piersiach i rozchyliła nogi pokazując mu swoją pipkę. Przyglądał się przez chwilę, a później głośno wypuścił powietrze z płuc i mruknął:

-Niech ci będzie.

Usiadła mu na ramieniu i szepnęła do ucha:

-Podobam ci się?

Zbyt wiele rzeczy mógł się tutaj nie podobało. Milczał uśmiechając się kwaśno. "Gdybyś była większa, zerżnąłbym cię we wszystkie dziurki, mała cipo!" - pomyślał.

"Możesz to zrobić." - usłyszał głos w swojej głowie.

Zdziwiony zerknął na nią.

-Hm! - stęknęła, puszczając do niego „oko”.

"Jak mnie chcesz, to będziesz mnie miał" - ponownie usłyszał jakby nie swoje myśli.

"Jak to?" - odpowiedział bez słów.

"Wszystko jest możliwe"

"Przecież jesteś wielkości mojej dłoni?"

"Zaufaj mi i przestań się bać!"

"Spróbuję"

Kiedy ich bezgłośny dialog dobiegł końca, wstała i rzuciła się przed siebie. Opadła trochę niżej i łagodnym łukiem poderwała się do góry.

-Widzicie, to mi się w was podoba...

-Co? - spytała Karolina.

-Stosunkowo łatwo was przekonać, - dokończyła obracając się wokół własnej osi.

Podkuliła nogi w kolanach. Chwyciła się za biodra, przechylając głowę na bok, szeroko się uśmiechnęła.

-No to wychodzisz? - zwróciła się do Sławka, który stał jeszcze w pokoju.

-Tak! Wychodzę, - odpowiedział pewnym siebie głosem.

-A reszta? - zwróciła się do pozostałych.

-Nie zostanę tu. Idę, - powiedział Henryk.

-A co mi tam, i ja wyłażę, - dodał Ignacy.

-Bardzo dobrze, nie macie zbyt dużo czasu.

Po minucie wszyscy byli już za oknem.

Rozglądając się na wszystkie strony, powoli ruszyli przed siebie.

W pewnym momencie, na gałązce kolczastego krzewu, tuż przed nimi, usiadł piękny ptak z długim, kolorowym ogonem. Popatrzył na nich ufnie, a następnie wydobył z siebie przejmujący, głęboki trel.

Zatrzymali się i słuchali w kompletnej ciszy. Nikt się nie poruszył, nie odezwał ani słowem. Na początku ptak jakby smutno nawoływał, później jego długie frazy mieszały się z krótszymi, jakby tworzył przymiarki do jakiejś wielkiej arii. Na koniec odegrał koncert, który w swym brzmieniu przypominał klarnet. Powietrze zdawało się drżeć, dźwięki przenikały słuchających na wskroś.

Po paru minutach ptak zamilkł i odleciał. Beznamiętnie patrzyli na siebie. W końcu Karolina potrząsnęła rytmicznie głową.

-Co to było? - spytała czując dreszcz na plecach.

Wróżka zawisła przed nią w powietrzu i kołysząc się na wietrze wyjaśniła:

-To ptak hipnotyczny, jego śpiew jest piękny, ale niebezpieczny.

-Ptak hipnotyczny? - spytała Julka, nic nie rozumiejąc.

Stali, próbując dojść do siebie. W tym czasie wróżka podfrunęła pod jeden z dużych liści i pociągnęła za jego koniec. Woda, przez jego krawędź przelała się i obfitą stróżką spadła na jej ciało.

-Brrr, - wzdrygnęła się otrzepując kropelki.

Julka, uśmiechnęła się, rozłożyła szeroko ramiona i rozmarzonym głosem powiedziała:

-Niesamowite, jestem taka zrelaksowana i rozluźniona!

Mała skrzywiła się i z ironią w głosie odpowiedziała:

-No, pewnie jeszcze byś sobie posłuchała.

Jeszcze raz pociągnęła za liść. Tym razem strumień wody zamoczył jej skrzydła. Cienka materia błyskawicznie oklapła, oblepiając jej ciało, niczym mokry ręcznik.

-Ha, co nie możemy latać?! - odcięła się dziewczyna.

Wróżka opadła na gałązkę nieco niżej. Machając skrzydełkami, próbowała je osuszyć.



poniedziałek, 30 sierpnia 2021

Urodziny babci.

36. Myślę, że nic nam nie grozi.


-Myślę, że nic nam nie grozi. Gdyby tak było, już by się nam coś stało. Powietrze jest świeże i czyste, woda także. Na pewno i jakiś pożywienie się znajdzie, - uspokajał Irek.

-W takim razie trzeba to sprawdzić! Idę na drugą stronę, - rzucił Marek.


Dziadek podszedł do niej bardzo blisko i zakładając okulary bezwstydnie wlepił wzrok w jej krocze.

-Najprawdopodobniej podczas konfrontacji ta część waszego świata ulegnie całkowitej anihilacji, - mówiła spokojnym tonem.

-O Boże! - westchnął z przerażeniem.

Rozczesał dłonią swoje siwe włosy, a ona zerknęła na niego kątem oka i już bardziej stanowczo dodała:

-Mam nadzieję, że tak się nie stanie, ale na wszelki wypadek musicie przekroczyć tę bramę. Jeżeli nic się nie stanie wrócicie. 

Stanęła na czworakach i skradając się jak kot prężyła swoje ciało. Wyglądało to tak, jak ćwiczenia aerobiku.

-Przykro mi, Ale wydaje mi się, że nie macie wyboru, - komentowała.

Jeremiasz zadawał sobie sprawę z powagi sytuacji, mimo to nie odczuwał już niepokoju. Kiedy patrzył na jej ciało, jedynym uczuciem, jakiego doznawał było podniecenie. Dawno już się tak nie czuł. Cała energia seksualna, która kiedyś gdzieś się rozpłynęła, w jednej chwili powróciła ze zdwojona siłą. Czuł się tak, jakby był nastolatkiem, był w pełni sił i wigoru. Coraz bardziej zaczynało mu się to podobać. 

Tymczasem wróżka powoli rozsuwała nogi, jeszcze szerzej. W końcu robiąc szpagat, opadła muszelką na okładkę "Piotrusia pana". Dziadek podszedł jeszcze bliżej i wlepił w nią swoje szare oczy. Babcia zmierzyła go surowym spojrzeniem i szarpnęła za ramię.

-Pospieszcie się. Zdaje się, że proces zniszczenia już się rozpoczął, - ciągnęła Calineczka, kładąc się na brzuchu i mocno wyginając do tyłu.

Trzepotała swoimi skrzydełkami i uśmiechała się słodko.

-Czujecie te wibracje? - spytała.

W tym samym momencie, jakby na potwierdzenie jej słów, całym budynkiem szarpnął jeszcze jeden wstrząs. Zachwiali się.

-Co tam spotkamy? - zapytał Jeremiasz, rozglądając się z niepokojem.

Usiadła na krawędzi półki i przebierając nogami spojrzała mu prosto w oczy.

-Świat. Nasz świat.

-Jak tam jest?

Rozgarnęła włosy obiema rękoma i cicho odpowiedziała.

-Inaczej.

W tej chwili do rozmowy wtrącił się Ignacy.

-Ja jej nie wierzę! To może być jakaś pułapka. Nie wiadomo, czy wrócimy.

Spoważniała.

-Oczywiście, że może. Prawdę mówiąc, i ja tego nie wiem, - odpowiedziała.

To zmieniało postać rzeczy. Na ich twarzach pojawił się prawdziwy strach. 

-W takim razie nie wchodzimy. Spróbujemy znaleźć inne wyjście. Nie możemy tak ryzykować. 

-Nie macie wyboru, - mruknęła, - tutaj na pewno zgniecie.

Przez chwilę w jej oczach można było dostrzec smutek.

-To co, robimy? - odezwała się rozkojarzona Karolina.

-Nie wiem. Tu jest zbyt dużo niewiadomych. Tam może być niebezpiecznie. Nie wiemy, czy ten świat nadaje się do życia. Nie mamy pojęcia czy w nim przetrwamy, - tłumaczył Ignacy.

-Myślę, że nic nam nie grozi. Gdyby tak było, już by się nam coś stało. Powietrze jest świeże i czyste, woda także. Na pewno i jakiś pożywienie się znajdzie, - uspokajał Irek.

-W takim razie trzeba to sprawdzić! Idę na drugą stronę, - rzucił Marek.

-Ja też, - dodała Karolina.

-Idę z wami! - zawołała Julka.

Wróżka poderwała się z miejsca i szybko przeleciała przez pokój. Po chwili zawisła przed nimi w powietrzu.

-A nie potrzebujecie czasem przewodnika? - zawołała uradowana.

-Jakiego przewodnika? - zapytał zaskoczony Irek.

-No wiesz… nasz świat nie przypomina waszego, możecie się pogubić.

-Skąd weźmiemy teraz przewodnika? - denerwował się.

-Ja służę pomocą! - ukłoniła się z gracją.

-Ty? - spojrzał na nią podejrzliwie.

-Oczywiście. Przecież to mój dom?

-W takim razie, zgoda! - wyszczerzył zęby.

-No to zapraszam! - wskazała dłonią za okno.



niedziela, 29 sierpnia 2021

Urodziny babci.

35. Należycie już do nas. 


-Bąbel czasoprzestrzenny naszego świata objął już całą okolicę. Należycie już do nas. Wasza linia czasu już zniknęła. Jeśli zostaniecie, też znikniecie.

Zrobiło się głośno. Zaczęli dyskutować nad różnymi aspektami tej sprawy. Milczała i czekała, aż gwar ucichnie. 


-Tylko najbardziej rozwinięte zwierzęta rozpoznają swoje odbicie, - ciągnęła, a oni wciąż nic nie rozumieli.

Wleciała do pokoju. Poszybowała do regaliku z bajkami dziecka. Usiadła na jednej z książek, złożyła skrzydła i otuliła nimi swoje ramiona. Później, opierając się o ścianę, założyła nogę na nogę. Cała grupa zwróciła się w jej stronę.

-Co mówisz? - zapytał Ignacy, bacznie się przyglądając.

-W lustrze większość zwierząt widzi tylko rywala, tymczasem istota inteligentna wie, że to odbicie, - tłumaczyła z uśmiechem. Odwróciła się do nich bokiem, rozchyliła uda i, jakby od niechcenia, pokazała im swoją cipkę.

-W takim razie, czym jest ten świat? Także odbiciem?! - rzucił rzeczowo Sławek, wracając do pomieszczenia i odwracając do niej swoją głowę.

Pachniała kwiatami i prawdziwą kobietą.


-Nie do końca. To świat równoległy, - powiedziała, patrząc mu w oczy i uśmiechając się.

-Że co?

-Wasz i nasz świat biegną równolegle.

-Jak to „równolegle”?! - przerwał.

-Obydwa są jak dwie kartki papieru. Nakładają się na siebie. Zwykle nie dochodzi do ich konfrontacji, jednak w pewnych okolicznościach tworzą się okresowe połączenia, - wyjaśniła.

Odwróciła się przodem, uklękła a później powoli odchyliła na plecy. Wsparta ramionami o okładkę książki wypięła swoje piersi, brzuch i różową różyczkę do przodu.

-Połączenia? - spytał próbując to zrozumieć.

Czuł się tak, jakby nagle znalazł się w szkole na lekcji fizyki. Był rozkojarzony i kompletnie nieprzygotowany do tego, co mówiła. W tym przypadku dodatkowo jego nauczycielka była naga, malutka i od patrzenia na nią kręciło się mu w głowie. Przysunął się tak blisko, że prawie dotykał jej nosem.

-To okno jest bramą. Musicie się spieszyć. Za chwilę się zamknie.

Podniosła się i odwróciła tyłem. Przestępując z nogi na nogę prezentowała swoje pośladki.

Wśród zebranych zapanował popłoch. Ci, co byli w środku zbliżali się do okna, przygotowując się do wyjścia, ci co na zewnątrz, odsuwali się od niego.

-Irek, wracamy! - krzyknęła wystraszona Karolina

Mała wróżka popatrzyła na nią i uśmiechnęła się ciepło.

-Bardzo mi przykro, ale w swoim świecie także nie możecie pozostać.

-Odczep się! Coś ty za jedna?! - warknął chłopak. 

Nie zdenerwowała się wcale. 

-Nie możecie, - powtórzyła spokojnie.


Spojrzała i jeszcze raz się uśmiechnęła. Po chwili przeciągnęła się i ponownie rozłożyła swoje skrzydła.

-Jak to?! - spytała zaniepokojona Julka.

-Bo zaburzyliście równowagę. 

-Ale jak to? 

-Już weszliście do naszego świata. Kontinuum zostało zachwiane. Zaburzyliście entropię. Wasz świat także znika.

Poderwała się w powietrze i z gracją, zataczając krąg, przeleciała na najwyższą półkę.

-Znika? - spytała zaskoczona Karolina.

Składając skrzydła, przechyliła na bok głowę.

-Bąbel czasoprzestrzenny naszego świata objął już całą okolicę. Należycie już do nas. Wasza linia czasu już zniknęła. Jeśli zostaniecie, też znikniecie.

Zrobiło się głośno. Zaczęli dyskutować nad różnymi aspektami tej sprawy. Milczała i czekała, aż gwar ucichnie. Stojąc patrzyła na nich z góry. Jej cycuszki wydały się większe, a muszelka bardziej soczysta.

-To niemożliwe! - powiedział w końcu Jeremiasz.

-Możliwe, - mruknęła uśmiechając się słodko. 

-Przecież rzeczy nie znikają ot tak sobie, - nie dał się zbić z tropu.

-Jak uważacie. To wasza jedyna droga ratunku, - kontynuowała.

Tym razem zapadła kompletna cisza. Patrzyli na siebie próbując oswoić się z tą myślą. W końcu mała usiadła ponownie. Szeroko rozchyliła nogi. Jej malutka jaskinia otworzyła się ukazując swoje wnętrze. Mężczyźni zerkali na nią ukradkiem, kobiety niepewnie spoglądały na przepiękny świat za oknem. Lęk, niepewność, a jednocześnie ciekawość i podniecenie mieszały się w dziwnym koktajlu, powodując chwilowy, ale kompletny zamęt.



sobota, 28 sierpnia 2021

Urodziny babci.

34. Zachowujecie się jak zwierzęta.


W tym momencie wróżka, która wciąż przy nich była, uniosła swoje barwne skrzydła do góry i podleciała bliżej.

-Zachowujecie się jak zwierzęta, którym pokazano lustro... - powiedziała.



Otrzepał śnieg z ubrania i z przejęciem wyrzucił z siebie: 

-Słuchajcie, tam nic nie ma!

-Jak to? - zapytał Kompletnie zaskoczony Irek.

-Coś jest nie tak. Żadnej dżungli, żadnego lasu, jest zimno jak cholera i wciąż sypie śnieg.

Złudzenie wydawało się być bardzo realistyczne. Tylko czy to było złudzenie? 

-To niemożliwe. Spójrz, za tym oknem jest lato, - nie dawał za wygraną chłopak.

-No widzę, ale ni cholery nie rozumiem. Przecież patrzyłem. Na dworze to okno jest zamknięte i znajduje się bardzo wysoko. Na pewno nie dałoby się przez nie bez drabiny wyjść. 

Irek podszedł do parapetu. Dalej chciał toczyć to potyczkę słowną. 

-Tak?! To w takim razie powiedz mi, na czym teraz stoję?!

Radek patrzył i zrobił minę jakby nie wierzył własnym oczom. 

-A cholera wie! Ja się na tym nie znam, ale mówię wam, nie podoba mi się to. 

-Aha... - żachnął się nastolatek, - no to dużo się dowiedziałem. 

Wuj obstawał przy swoim:

-Spokojnie, jestem stary i nie wszystko rozumiem, ale wiem, że stoimy przed czymś zupełnie nowym. Wiem tylko tyle, że tam jest zima!

-Co ty gadasz. Jaka zima? Zdjąłem przecież sweter!

Wujek Ignacy był coraz bardziej skołowany. Przegnał się i powiedział:

-Matko święta, to jakieś szatańskie sztuczki. Nic nie rozumiem.

-Tylko spójrz. No popatrz. Nie czujesz tego?

-Cholera, no czuję, ale tam na dole jest mróz, - wskazał na schody.

Młody mężczyzna nie dawał za wygraną. 

-Wszystko o.k. tylko powiedz mi, jak to możliwe?

-Nie wiem. Po prostu nie wiem. 

-No zajebiście. Tu jest lato, a tam zima. Świat stanął na głowie. 

Po chwili Irek uśmiechnął się  i dodał: 

-Chuj z tym, wystarczy mi, że tu jest lato. Nie będę się nad tym zastanawiał, bo bania mi pęknie.

Po jakimś czasie do rozmowy wtrącił się zdenerwowany Sławek: 

-Kurwa, rozum ci odebrało?! Przecież mamy luty! Ja pierdolę, coś tu jest nie tak.

Irek wskazał dłonią na zielone krzewy na zewnątrz.

-Mówisz luty. W takim razie, co to jest?!

W tym samym czasie Ignacy zbliżył się do parapetu.

-No jest las, niby las. Ale to nie może być realna rzeczywistość.

Ireneusz zaczął się ironicznie śmiać. 

-W takim razie wyjaśnijcie mi, która rzeczywistość jest realna? Ta czy tamta? 

-Oczywiście ta na dworze, -  odezwał się dziadek.

W tym momencie wróżka, która wciąż przy nich była, uniosła swoje barwne skrzydła do góry i podleciała bliżej.

-Zachowujecie się jak zwierzęta, którym pokazano lustro... - powiedziała.

Każdemu z nich spojrzała w oczy, a później spuściła wzrok. Dopiero z bliska widać było, jak bardzo jest piękna. Jej podobne do motylich skrzydła, połyskiwały fioletem, czerwienią i błękitem. Poruszała nimi niespiesznie, bez problemu unosząc się w powietrzu.

Patrzyli na nią ze zdziwieniem, nie zwracając uwagi na jej rozmiary, ani na to, że była kompletnie naga. Zachowywali się tak, jakby rzuciła na nich jakiś czar. Byli tak zabsorbowani tym niezwykłym wydarzeniem, że wszystko zaczęli traktować, z coraz mniejszym zdziwieniem.

Mała istota zatrzymała się przed twarzą Ignacego.

-Czeeeeść kolego, - powiedziała zalotnie.

-A co to??? - wydukał nie mając pojęcia, z czym ma do czynienia. 

Błagalnym wzrokiem spojrzał na pozostałych. Spodziewał się jakiegoś wyjaśnienia. Jej kształtne piersi znalazły się tuż przed jego nosem. Wodził rozbieganymi oczami po jej ciele, raz po raz zatrzymując się na kępce ciemnych włosów między jej nogami.

Spostrzegła to, lecz zdawała zachowywać się tak, jakby nic się nie stało.



piątek, 27 sierpnia 2021

Urodziny babci.

33. No co, wróżki nie widziałeś?! 


Zbliżył się jeszcze bardziej. Istota miała twarz o wyglądzie dorastającej dziewczyny i piękne rysy. Jej oczy były jak węgielki, a delikatny uśmiech, który zdawał się kryć w sobie małą diablicę, rozkładał na łopatki.

-No co, wróżki nie widziałeś?! - powiedziała spoglądając na niego spod przymkniętych powiek.


Rozejrzał się dokoła, popatrzył na zebranych w oknie, ale nic szczególnego nie dostrzegł.

-Słyszeliście?! - zapytał.

-Co? - odpowiedziała pytaniem Julka.

-Głos!

-Jaki głos?

-To ta roślinka.

-Ty chyba zwariowałeś?!

Mężczyzna jeszcze raz wyciągnął dłoń, tym razem bardzo szybko.

-Nie dotykaj mnie, jestem bardzo delikatna! - odezwał się kwiat.

-O kurwa! - jęknął zaskoczony. 

-Co mówisz? Zostaw ten kwiatek i wracaj! - ktoś zawołał po drugiej stronie. 

Jego oczy rozbłysły. Wcale nie miał zamiaru rezygnować. Nie w tym momencie. 

-W mordę jeża, ona się rusza!

-Co ty wygadujesz?! Wracaj, zanim coś się stanie. 

-Matko, to nie roślina! - oniemiał. 

Zaczęli się śmieć.

-A niby co?!

Chłopak zrobił wielkie oczy.

-To motyl, Boże jaki wielki motyl!

-Zwariowałeś? Jaki motyl?! Chodź tu. 

-Mówię wam, jaki kolorowy!

-Możesz się przesunąć, bo zasłaniasz! - odezwała się wreszcie Karolina.

-No, rzeczywiście, motyl! - potwierdziła z zachwytem Julka widząc duże kolorowe skrzydła.

W tym czasie, kiedy Sławek wciąż nie mógł uwierzyć w to co widzi, Irek przykucnął, by lepiej się przyjrzeć. Reszta rodziny wyszła poza okno.

-No i co?! Co to jest? - pytali po kolei, spoglądając sobie przez ramiona.

Chłopak przyjrzał się uważnie.

-To nie motyl.

-Więc co?!

-Dziewczynka.

-Kurwa, co?!

-Mówię przecież.

-Dziecko?

-No, w mordę, nie.

-Bredzisz. Gadaj do rzeczy!

-Chodzi o to, że...

Patrzyli, z coraz większym zdziwieniem.

-Chodzi o to, że to dorosła kobieta tyle, że malutka.

Zaczęli się tłoczyć, każdy chciał sam sprawdzić.

-Calineczka, - dało się słyszeć, czyjś kompletnie zaskoczony głos.

W tym samym momencie malutka istota wyszła spod krzewu. Jednym skokiem dostała się na kamień i rozłożyła swoje barwne skrzydła. Potrząsnęła głową rozsypując swoje długie, ciemne włosy. Po chwili uśmiechnęła się zalotnie.

-Czeeeeeść! - odezwała się. - Mało mnie nie zgniotłeś, człowieku!

Chłopakowi dech zaparło. Dopiero teraz spostrzegł, że spod ciemnych pukli wystają spiczaste uszka. Patrzył z otwartymi ustami i czuł, że penis w jego spodniach zaczyna się unosić. Kiedy sobie to uświadomił, zawstydził się. Wiedział, że nie może, przecież ona była malutka jak laleczka. Zbliżył się jeszcze bardziej. Istota miała twarz o wyglądzie dorastającej dziewczyny i piękne rysy. Jej oczy były jak węgielki, a delikatny uśmiech, który zdawał się kryć w sobie małą diablicę, rozkładał na łopatki.

-No co, wróżki nie widziałeś?! - powiedziała spoglądając na niego spod przymkniętych powiek.

-Eeeeeeeee… - nie mógł wydusić z siebie ani słowa. 

-Ach, nie przejmuj się, jestem zwykłą, zupełnie przeciętną wróżką.

-No... ale jak to... przecież wy istniejecie tylko w bajkach?!

-W bajkach?! Hahaha... dobry żart.

Przeciągnęła dłonią po swoim jędrnym brzuchu i zatrzymała się na piersiach. Ireneusz był już bardzo podniecony.

"Gdyś ty była moich rozmiarów, to twoje cycki miałyby rozmiar, co najmniej, czwórki. Och, mała... gdybym mógł ich tak dotknąć..." - myślał czując, że robi mu się gorąco.

Przykląkł, zbliżając do niej swoją twarz. Spojrzała na tłoczącą się grupę i spuściła wzrok.

-Wiem, wiem... wszyscy ludzie myślą o tym samym. Ty też o tym myślisz, ale ty mi się podobasz.

Patrzył na nią coraz bardziej zachłannie. Przeciągnęła się i pogładziła po nagim biuście.

-Wiem przecież, że o tym myślisz, człowieczku.

Jeszcze raz wyprężyła swoje małe ciało, tym razem unosząc ręce do góry i wypinając malutkie piersiątka. Ich brodawki pociemniały, tworząc brązowe kółeczka.

W tym samym momencie, jak huragan, wbiegł do pokoju Ignacy.



czwartek, 26 sierpnia 2021

Urodziny babci.

32. Nie dotykaj mnie.


Dotknął jednego z kielichów i odskoczył. Kwiat zareagował tak, jak świadoma istota. Momentalnie zamknął płatki i odsunął się od niego. Chłopak przyglądał się mu zaskoczony i jednocześnie zachwycony. Jeszcze raz wyciągnął rękę, roślina odsunęła się jeszcze dalej. Rozłożył palce z zamiarem uchwycenia jej. Nagle usłyszał cichutki głosik:

-Nie dotykaj mnie.


W tym momencie do rozmowy wtrąciła się Karolina.

-No tak, ja wszystko rozumiem, tylko czy nie gorszy babci to, co babcia widzi?

-Moja droga, babcia nie jedno już w swoim życiu widziała, - odezwała się starsza kobieta. 

-Tak, a takiego penisa też?! - wskazała na jeden z grzybów kształtem przypominający dorodnego fallusa.

Babcia tylko się uśmiechnęła.

-Gdybyś ty widziała, Karolciu, jakiego wielkiego ogona miał dziedzic Antoni.

Młoda dziewczyna zrobiła się czerwona jak burak.

-Babciuuuu!!!

Nestorka rozejrzała się po ogrodzie za oknem. W końcu wskazała palcem na pokaźnych rozmiarów prącie wystające z gruntu.

-O właśnie takiego! - wykrzyknęła uradowana jak mała dziewczynka.

-Babciuuuu!!! - Karolina czerwieniła się coraz bardziej.

-Oooo taaaak, właśnie taki był jego zaganiacz: duży gruby i sztywny. 

Oczy kobiety rozbłysły młodzieńczym blaskiem.

-Babciu przestań! - protestował wnuczka.

Nestorka jakby jej nie słyszała.

-Och gdybym była młodsza, usiadłabym sobie na tego grzyba.

Karolina nie wytrzymała.

-O matko! - jęknęła.

Babcia jednak zdawała się tego nie słyszeć.

-Och, gdyby tu był dziedzic Antonii, przeczyściłby mi kominy.

Karolina podeszła do niej.

-Babciuuuu przeeeestań! - powiedziała błagalnym tonem.

-No i co Karolciu, jesteś zgorszona?!

-Babciu, nie o to chodzi.

Starsza kobieta ciągnęła, jakby była w jej wieku.

-Nie macie pojęcia jak on dobrze lizał... jak rąbał, to piszczałam.

Wszyscy wybuchli śmiechem.

-Pewnego razu, kiedy nago kąpałam się w jeziorku, skubany zaszedł mnie od tyłu i tak mocno złapał w pół, że nie mogłam oddychać.

Popatrzyła na ich rozdziawione buzie i ciągnęła dalej.

-Siłą zmusił, bym uklękła i rozstawiła kolana. Kiedy to zrobiłam, on tym swoim kutasem wjechał we mnie jak chłop wozem do stodoły. Myślałam, że mnie rozerwie. Bolało jak cholera, ale jak zaczął mnie młócić, to aż się szyszki ze świerku posypały. Mówię wam, to był ogier, jakich nawet teraz mało!

Zaczęła się śmiać swoim ochrypłym zmęczonym głosem. Podniecone dziewczyny przytuliły się do siebie.

-Jestem mokra, - odezwała się Karolina.

-Ja też, - dodała Julka.

Spojrzały na siebie i uśmiechnęły się porozumiewawczo.

-Wiesz co, Julka... może wejdziemy tam i dosiądziemy tego średniego grzybka, co? - mruknęła to przyjaciółki. 

-Wiesz, ja też mam na to ochotę.

Stały w mocnym uścisku i szeptały, kiedy ktoś inny odezwał się:

-Popatrzcie na tą ścieżkę, jakaś dziwna, prawda?!

-Zwykła alejka, - powiedział zupełnie spokojnym głosem Irek.

W tej samej chwili jednym susem przeskoczył parapet.

-Wracaj! - krzyknął Sławek.

Udał, że nie słyszy.

-Wracaj! Tam może być niebezpiecznie!

-Chyba żartujesz? Jest cudownie. Jakie świeże powietrze.

Rozłożył ramiona, uniósł głowę do góry i obrócił się wokół własnej osi.

-Wracaj, może to być pułapka!

-No co ty?! To najpiękniejsze miejsce, jakie kiedykolwiek widziałem.

-Coś może ci się stać.

-Nie przesadzaj.

Przeszedł kilka metrów.

-Popatrzcie na te kwiaty, zajebiste!

Dotknął jednego z kielichów i odskoczył. Kwiat zareagował tak, jak świadoma istota. Momentalnie zamknął płatki i odsunął się od niego. Chłopak przyglądał się mu zaskoczony i jednocześnie zachwycony. Jeszcze raz wyciągnął rękę, roślina odsunęła się jeszcze dalej. Rozłożył palce z zamiarem uchwycenia jej. Nagle usłyszał cichutki głosik:

-Nie dotykaj mnie.



Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...