37. To ptak hipnotyczny.
Po paru minutach ptak zamilkł i odleciał. Beznamiętnie patrzyli na siebie. W końcu Karolina potrząsnęła rytmicznie głową.
-Co to było? - spytała czując dreszcz na plecach.
Wróżka zawisła przed nią w powietrzu i kołysząc się na wietrze wyjaśniła:
-To ptak hipnotyczny, jego śpiew jest piękny, ale niebezpieczny.
Sławek, w ostatnim akcie desperacji, próbował ich zatrzymać.
-Co wy, mózgi się wam zlasowały?!
Przeleciała obok jego głowy i zatrzymała się tuż przed twarzą. Machając skrzydłami unosiła się w miejscu.
-Spokojnie człowieku, - powiedziała patrząc mu w oczy, - nie chcę dla was źle.
Położyła dłonie na piersiach i rozchyliła nogi pokazując mu swoją pipkę. Przyglądał się przez chwilę, a później głośno wypuścił powietrze z płuc i mruknął:
-Niech ci będzie.
Usiadła mu na ramieniu i szepnęła do ucha:
-Podobam ci się?
Zbyt wiele rzeczy mógł się tutaj nie podobało. Milczał uśmiechając się kwaśno. "Gdybyś była większa, zerżnąłbym cię we wszystkie dziurki, mała cipo!" - pomyślał.
"Możesz to zrobić." - usłyszał głos w swojej głowie.
Zdziwiony zerknął na nią.
-Hm! - stęknęła, puszczając do niego „oko”.
"Jak mnie chcesz, to będziesz mnie miał" - ponownie usłyszał jakby nie swoje myśli.
"Jak to?" - odpowiedział bez słów.
"Wszystko jest możliwe"
"Przecież jesteś wielkości mojej dłoni?"
"Zaufaj mi i przestań się bać!"
"Spróbuję"
Kiedy ich bezgłośny dialog dobiegł końca, wstała i rzuciła się przed siebie. Opadła trochę niżej i łagodnym łukiem poderwała się do góry.
-Widzicie, to mi się w was podoba...
-Co? - spytała Karolina.
-Stosunkowo łatwo was przekonać, - dokończyła obracając się wokół własnej osi.
Podkuliła nogi w kolanach. Chwyciła się za biodra, przechylając głowę na bok, szeroko się uśmiechnęła.
-No to wychodzisz? - zwróciła się do Sławka, który stał jeszcze w pokoju.
-Tak! Wychodzę, - odpowiedział pewnym siebie głosem.
-A reszta? - zwróciła się do pozostałych.
-Nie zostanę tu. Idę, - powiedział Henryk.
-A co mi tam, i ja wyłażę, - dodał Ignacy.
-Bardzo dobrze, nie macie zbyt dużo czasu.
Po minucie wszyscy byli już za oknem.
Rozglądając się na wszystkie strony, powoli ruszyli przed siebie.
W pewnym momencie, na gałązce kolczastego krzewu, tuż przed nimi, usiadł piękny ptak z długim, kolorowym ogonem. Popatrzył na nich ufnie, a następnie wydobył z siebie przejmujący, głęboki trel.
Zatrzymali się i słuchali w kompletnej ciszy. Nikt się nie poruszył, nie odezwał ani słowem. Na początku ptak jakby smutno nawoływał, później jego długie frazy mieszały się z krótszymi, jakby tworzył przymiarki do jakiejś wielkiej arii. Na koniec odegrał koncert, który w swym brzmieniu przypominał klarnet. Powietrze zdawało się drżeć, dźwięki przenikały słuchających na wskroś.
Po paru minutach ptak zamilkł i odleciał. Beznamiętnie patrzyli na siebie. W końcu Karolina potrząsnęła rytmicznie głową.
-Co to było? - spytała czując dreszcz na plecach.
Wróżka zawisła przed nią w powietrzu i kołysząc się na wietrze wyjaśniła:
-To ptak hipnotyczny, jego śpiew jest piękny, ale niebezpieczny.
-Ptak hipnotyczny? - spytała Julka, nic nie rozumiejąc.
Stali, próbując dojść do siebie. W tym czasie wróżka podfrunęła pod jeden z dużych liści i pociągnęła za jego koniec. Woda, przez jego krawędź przelała się i obfitą stróżką spadła na jej ciało.
-Brrr, - wzdrygnęła się otrzepując kropelki.
Julka, uśmiechnęła się, rozłożyła szeroko ramiona i rozmarzonym głosem powiedziała:
-Niesamowite, jestem taka zrelaksowana i rozluźniona!
Mała skrzywiła się i z ironią w głosie odpowiedziała:
-No, pewnie jeszcze byś sobie posłuchała.
Jeszcze raz pociągnęła za liść. Tym razem strumień wody zamoczył jej skrzydła. Cienka materia błyskawicznie oklapła, oblepiając jej ciało, niczym mokry ręcznik.
-Ha, co nie możemy latać?! - odcięła się dziewczyna.
Wróżka opadła na gałązkę nieco niżej. Machając skrzydełkami, próbowała je osuszyć.