środa, 30 czerwca 2021

Kopia.

6. Przed dokonaniem zbrodni.


Bała się, że jej coś poda. Znowu. Przecież jakoś się tutaj znalazła. Z jej oczu popłynęły łzy jak groch. 

-Ogłuszysz mnie przed dokonaniem zbrodni? Jak świnię? 


Była coraz bardziej zmieszana. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Wyglądało to na jakiś rodzaj dziwnej i chorej gry, ale trudno było jej zaakceptować taki stan rzeczy. Czy rzeczywiście wyjdzie z tego cało? Z jego słów nie wynikało to jasno. Czy rzeczywiście jest jakimś pieprzonym programem komputerowym? Ale jak?! Przecież widzi, słyszy, czuje… Bała się i była coraz bardziej podniecona. 

-Delete? Jak?

-Jak to jak? Normalnie. Nie robiłaś tego nigdy? Nie pozbywasz się rzeczy, które nie są ci już potrzebne? 

-Wiem jestem nikim. Jestem jak śmieć. Kiedy ci się już znudzę po prostu się mnie pozbędziesz? 

Wciąż się uśmiechał.

-No wiesz… nie będziesz mi już potrzebna. Zresztą nie wiem. 

Dygotała jak listek osikowy. 

-Zabawisz się, weźmiesz co będziesz chciał i pozbędziesz się, zabijesz?

Pochylił się i spojrzał jej głęboko w oczy.

-Posłuchaj. Czy ty nie rozumiesz, co do ciebie mówię? Wyrzucę cię całkowicie z pamięci mojego komputera, z pamięci mojego świata, jakbyś w ogóle tu nie istniała. To nie będzie bolało. Ani ciebie, ani mnie. Nic nie będziesz pamiętała, bo pamiętasz tylko do momentu, kiedy jeszcze jesteś. 

Coś mocno szarpnęło jej ciałem, jakiś zimny dreszcz.

-Ja chcę do domu, - zapiszczała jak małe dziecko, - Wypuść mnie, proszę. 

Przyglądał się jej uważnie. Rzeczywiście w jego zachowaniu było coś z psychopaty. Przecież była istotą czującą. Była człowiekiem. 

-Wszystko będzie dobrze. Nie szarp się, nie denerwuj. 

-Ja mam się nie denerwować, ja?! Mówisz tak, jak do zwierzęcia prowadzonego na rzeź. 

-Chcę ci tylko pomóc.

W jej głowie, na ułamek sekundy pojawiło się nikłe światełko nadziei. 

-Puścisz mnie, prawda? 

-Nie, - powiedział sucho. 

Światełko jeszcze szybciej zgasło, niż się pojawiło. Zostało pochłonięte przez czarną czeluść.

-Nie?! - płakała. 

-Nie. Dokonam jednak pewnych zmian.

Spojrzała na niego błagalnie. 

-Zmian, jakich?

-W twojej świadomości. Ujęłaś mnie swoją osobowością. Widzę jak ci trudno. Nie chcę, żebyś cierpiała.

Drżąc, ale jeszcze z nikłą nadzieją patrzyła mu w oczy.

-Poza tym chcę, żebyś nie stawiała zbytniego oporu.

Bała się, że jej coś poda. Znowu. Przecież jakoś się tutaj znalazła. Z jej oczu popłynęły łzy jak groch. 

-Ogłuszysz mnie przed dokonaniem zbrodni? Jak świnię? 

-Co ty wygadujesz?! Nic z tych rzeczy. Pragnę, żebyś służyła mi najlepiej jak potrafisz, a w stanie, w jakim się znajdujesz nie jest to możliwe. 

W jej wyobraźni pojawił się koszmarny obraz. Leżała odurzona na podłodze ze związanymi rękami, z szeroko rozłożonymi nogami a on leżał między nimi i robił swoje.

-Proszę, proszę… - szlochała. 

Nie reagował. Nie robiło to na nim żadnego wrażenia. 

-Mam nadzieję, że dasz z siebie wszystko, dziewczynko, - powiedział protekcjonalnie. 

-Wszystko? - spytała cicho. 

Jego niezmienny spokój i pewność siebie wzbudzały na jej plecach zimne i gorące dreszcze. Płakała i trzęsła się jak w febrze. Nie wiedziała co jest silniejsze strach, czy podniecenie. 

-Wszystko. Do ostatniego oddechu. 

Otarła łzy i zacisnęła pięści. Nie może się poddać. Nigdy!

-Jesteś mordercą, oprawcą! - znów krzyknęła. 

Mała wrażenie, że te ostre słowa docierają do niego wiele lepiej niż inne. 



wtorek, 29 czerwca 2021

Kopia.

5. Lepiej mnie zamorduj. 


-Lepiej mnie zamorduj już teraz, bo jak stąd wyjdę, to zgnijesz w więzieniu! Uprowadzenie, groźby karalne, próba gwałtu… - wyliczała, - Jak stąd wyjdę… 

Na jego twarzy widniał ten sam łagodny uśmiech.

-Ale nie wyjdziesz.


-Mmmm… - mruknął z satysfakcją, a ona bała się słuchać dalej - jak by ci to powiedzieć? Rozumiesz, to jest tak, jakbym kupił cię seks szopie.

-Żartujesz?! W seks szopie?! I co stałam tam na półce?

Dla niej to była ironia, ale dla niego najzwyklejsza codzienność. 

-Tak, - westchnął spokojnie. 

Nie wierzyła w to co się dzieje. 

-Razem z wibratorami???

Pokiwał głową.

-Z wibratorami i sztucznymi waginami.

Skrzywiła się z niesmakiem, ale stwierdziła, że to ją podnieca.

-Jak sylikonową lalkę? - dopytywała, choć wiedziała, że to niepotrzebne. 

Jeszcze raz skinął. 

-Zgadza się. Jak drogą lalkę z przeróżnymi fantastycznymi funkcjami.

Widać było, że ta wizja pociąga go coraz bardziej. 

-Ale ja… ja… nie zgadzam się! - protestowała. 

Uniósł delikatnie rękę. 

-Przestań.

Zmarszczyła brwi. Gdyby mogła tupnęłaby nogą, ale podłoga też była miękka. 

-Właśnie, że nie przestanę! - stawiała opór. Chociaż teraz już bardziej formalny. Jej to wszystko także podobało się coraz bardziej. Bycie lalką, nałożnicą świecie, którego nie znała, z mężczyzną, którego widziała pierwszy raz w życiu. Z tym, a może i z innymi. 

-Posłuchaj. W ogóle nie ma znaczenia, czy ty się na to godzisz, czy nie. I tak zrobię z tobą co tylko będę chciał. Chyba nie myślisz, że będzie inaczej? 

-Czy myślę? To jakaś niedorzeczność. A co będziesz chciał ze mną robić?

Zdała sobie sprawę, że brak jakiejkolwiek władzy nad sobą podnieca ją najbardziej. 

-Najpierw pozbawię cię ubrania, - mówił, - dokładnie obejrzę. Później zwiążę albo unieruchomię w jakiś inny sposób i zerżnę, - drżała, - zerżnę w cipkę, w dupkę, w buzię, - odruchowo westchnęła głęboko, - zerżnę cię na wszystkie możliwe sposoby.

Jej oczy zrobiły się duże jak złotówki. Nie wiedziała, czy ma się śmiać, płakać, czy skakać z radości. Więc będzie ruchał. Mocno. Dobrze to czy źle? Na wszelki wypadek wyraziła swoje wielkie osłupienie. 

-Cooo?!

Kipiała. Przynajmniej tak jej się zdawało. On wciąż się uśmiechał. To czekanie doprowadzało ją do obłędu. Przecież nie może tak poddać się temu zboczonemu fanatykowi. 

-Lepiej mnie zamorduj już teraz, bo jak stąd wyjdę, to zgnijesz w więzieniu! Uprowadzenie, groźby karalne, próba gwałtu… - wyliczała, - Jak stąd wyjdę… 

Na jego twarzy widniał ten sam łagodny uśmiech.

-Ale nie wyjdziesz.

Bała się coraz bardziej. Coraz bardziej była podniecona. “To jakiś dziwny związek ofiary z katem”, - pomyślała. 

-Jednak mnie zbijesz?!

Uśmiechał się. Nie wyglądał groźnie. Jak miałby ją zabić? 

-Ależ nie ma takiej potrzeby.

Wciągnęła głęboko powietrze do płuc. W tonie jego głosu było coś, co kazało się jej uspokoić, jakby rzeczywiście nie miała się czego obawiać.

-Mam ci się oddać?

Pokiwał głową.

-Jak?

-Nie broń się.

Łup, łup, łup… waliło jej serce. 

-Ile razy? Dwa? Trzy? 

Uśmiechał się. Milczał.

-Dużo. Jestem bardzo napalony.

-A później? - bała się pomyśleć. 

-Wyrzucę cię do kosza.

Panika. Odruch ucieczki był tak silny, że ledwie ustała w miejscu. 

-Jednak zabijesz.

-O czym ty mówisz? Nie. To zbyt makabryczne. Później cię skasuję.

Posmutniała zrezygnowana. 

-Przecież to to samo. 

-Przecież mówiłem. Żadnej krwi. Nie ma takiej potrzeby. 

-Więc co? Udusisz mnie. Tak, żeby nie pobudzić sobie rąk?

-Nie.

-A co?

-Nic.

-Jak to nic?!

-Zaznaczę obszar twojego jestestwa i wcisnę przycisk delete.  



poniedziałek, 28 czerwca 2021

Kopia.

4. Chciała się bzykać.


Chciała tego. Chciała się bzykać. Z nim. Z kimkolwiek. Teraz już chciała tego, ale wciąż miała nadzieję, że to jakiś sen. To byłoby fajne obudzić się po wszystkim. 


Ostatnie słowa dudniły w jej głowie niczym dzwon. 

-Jak to? Jak rzecz?! 

Skinął w jej stronę z uśmiechem na twarzy. 

-Tak, moja. Moja jak program komputerowy. Nie obchodzi mnie czy tego chcesz, czy nie. Nie muszę cię pytać o zdanie. Chociaż dobrze by było, żeby tobie także sprawiało to przyjemność. przynajmniej trochę. 

-Posłuchaj!!! - krzyknęła ze złości. 

Pokręcił głową. 

-Nie muszę cię słuchać.

Kipiała w środku.

-Słuchaj skurwielu jeden!!!

-No dobrze. Robię to tylko dlatego, że to mnie bawi.

-Kurwa, bawi cię to?!

-Oczywiście. Bawi mnie twój opór, twoje szamotanie się ze sobą. Wiesz, że nie masz szans. 

Podeszła do ściany i zaczęła bić w nią pięściami. Zamiast głośnego walenia usłyszała tylko ledwie słyszalne klapnięcia. Były miękkie. 

-Ludzie!!! Ratunku!!! - krzyknęła na całe gardło, ale to nie pomagało. Wiedziała, że nie może spodziewać się żadnej pomocy. Zaczął od nowa.

-Uspokój się. Nie wygrasz. Twój opór nie ma sensu. Jesteś moja. Zaakceptuj to. 

Przerażenie mieszało się ze złością, lęk z bezsilnością. 

-Wypuść mnie, wypuść! - błagała. 

Nie przyjął tego do wiadomości. Mówił dalej.

-Jesteś taka ładna. Tak bardzo mnie podniecasz. Nie masz żadnych szans. Mogę cię używać wedle własnej woli. Mogę robić z tobą co tylko zechcę i jak zechcę. Rozluźnij się. Zacznij się bawić. To naprawdę przyjemne. 

-Jesteś kompletnym świrem, psycholem. Rozumiesz?!!!

Nie dał się zbić z tropu. Jakby nie mówiła do niego. 

-Niepotrzebnie pogarszasz sytuację. Współpraca ze mną może zminimalizować twój stres. Jak naprawdę nie jestem potworem. 

Gdyby tylko mogła zapadłaby się w sobie. Byleby tylko na niego nie patrzeć, byleby tylko tu nie być. Jej strach był coraz bardziej przejmujący i przeraźliwy. Trzęsła się. 

-Ludzie porwali mnie!!! - spróbowała jeszcze raz. 

Był jak naukowiec obserwujący obiekt badań, a ona czuła się jak owad w słoiku. Siedział spokojnie i się uśmiechał.

-Boże, to straszne. To się nie dzieje naprawdę. 

-Dzieje się, chociaż nie tak jak sobie to wyobrażasz i nie jest straszne. To nie tak. Tobie się tylko tak wydaje. Gdybyś tylko chciała… 

-Wykorzystasz mnie? - spojrzała na niego spode łba. Bała się odpowiedzi. 

-Tak, - usłyszała. 

Poczuła dreszcz. Inny niż do tej pory. 

-Seksualnie? 

Pokiwał głową. 

-Och, przede wszystkim seksualnie. 

Czuła, że robi się mokra. Nie chciała tego. Wstydziła się samej siebie. 

-Boję się, - powiedziała tak jakby chciała utwierdzić się we własnych przekonaniach. 

Był tu, a ona czuła się coraz bardziej podniecona. Nie umiała sobie z tym poradzić. 

-To nic wielkiego. Nic się nie dzieje. Nie jesteś sobą. Prawdziwa ty jest w realnym świecie. Ty jesteś tylko kopią. Ne musisz mieć wyrzutów sumienia. Nikt cię nie będzie szukał. Rozluźnij się. Zacznij się bawić. Zobaczysz, będzie fajnie. 

-Ale ja nic nie rozumiem, - wahała się. Była coraz bardziej bezradna. 

-Och, nie musisz. Jesteś przecież kopią. W ogóle nie musisz nic rozumieć. 

Czuła się jak w pajęczej sieci, ale to wszystko coraz bardziej ją pociągało. 

-Powiedz mi, czy będę gwałcona? - spytała, choć znała odpowiedź. 

-Tak, - stwierdził spokojnie, - Po to tu jesteś.

Chciała tego. Chciała się bzykać. Z nim. Z kimkolwiek. Teraz już chciała tego, ale wciąż miała nadzieję, że to jakiś sen. To byłoby fajne obudzić się po wszystkim. 

-Tylko po to? 

-Oczywiście. Jesteś zabawką. Zwykłą zabawką.

Czuła jak coś cieknie między jej nogami. Mokra, ciepła stróżka.  

-Zabawką?!

-Tak. Erotyczną zabawką. Moją zabawką. 

-Ach, nie możesz tak. Ja nie chcę. Nie.

Znów się uśmiechnął. 

-Ależ chcesz.

-Nie. Nie chcę!

-Chcesz. Zobaczysz, że chcesz. 

Próbowała się opamiętać.

-Nie chcę, do jasnej cholery!

Puścił do niej oczko.  

-Za późno. Ja już cię wziąłem.

-Wziąłeś mnie? To jakiś żart? 



niedziela, 27 czerwca 2021

Kopia.

3. Mogę z tobą zrobić wszystko.


-Nic mi nie jest. Jestem całkowicie zdrowy i czuję się doskonale. Dziś mam dobry dzień, bo wiem, że mogę z tobą zrobić wszystko, absolutnie wszystko. Lepiej, żebyś to zrozumiała, - powiedział bardziej dobitnie.


Zamarła w bezruchu. Teraz poczuła, że ma poważne kłopoty. Nie wiedziała co dokładnie oznaczają jego słowa, ale była przekonana, że nie wyjdzie stąd żywa. Czuła, że została zamknięta w jakimś odizolowanym, dobrze zabezpieczonym pomieszczeniu i będzie się nią bawił, dopóki nie wyda z siebie ostatniego tchnienia. 

-Jak to?! - wydobyło się z jej gardła. 

Uśmiechnął się grzecznie. 

-Skopiowałem cię, dziewczyno.

Wytrzeszczyła oczy tak jakby to mogło pomóc jej zrozumieć to co jest nie do zrozumienia. 

-Skopiowałeś? Jak?

Wyraz jego twarzy nie się zmienił. 

-Normalnie. Tak jak się kopiuje dokument w komputerze. Przecież wiele razy to robiłaś. 

Były dwie możliwości: albo ma do czynienia z kompletnym wariatem, to nie znaczy nic dobrego, ale jest jeszcze do zaakceptowania, albo stało się coś strasznego, tak strasznego, że trudno sobie to wyobrazić. To coś wymykało się jej pojmowaniu i było jak najczarniejszy z jej koszmarów. Nawet mentalnie nie umiała sobie z tym poradzić. Mimo to jakąś częścią siebie wierzyła jeszcze, że to tylko żart, jakiś głupi kawał, że za  chwilę okaże się, że wszystko jest w porządku, że będzie się z tego śmiać. Strach jednak narastał i podpowiadał jej, że stanie się to, co najgorsze, że nikt i nic jej nie uratuje. Pochyliła się do przodu i odezwała się trochę  łagodniej.

-Czy ty wiesz, co ty mówisz?! Jesteś nienormalny! Powinieneś się leczyć!

Chociaż nie zachowywał się agresywnie, nie wyglądał na kogoś, kto byłby zdolny do żartów. 

-Nic mi nie jest. Jestem całkowicie zdrowy i czuję się doskonale. Dziś mam dobry dzień, bo wiem, że mogę z tobą zrobić wszystko, absolutnie wszystko. Lepiej, żebyś to zrozumiała, - powiedział bardziej dobitnie.

Włosy na jej głowie się zjeżyły. Lęk przerodził się w wybuchowy atak paniki. Ponownie się podniosła i zaczęła krzyczeć.

-Nie rozumiem! Nic nie rozumiem! Nie chcę rozumieć! Wypuść mnie natychmiast! Natychmiast!!!

Nawet echa tutaj nie było. Jej głos przepadł gdzieś w tych ścianach. Poza tym nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia. Jakby była rzeczą, a nie człowiekiem.

-Uspokój się, - powiedział bez śladu emocji, - Nawet gdybym cię wypuścił, to nic by to nie zmieniło.

Chciała mu wierzyć, przyjąć jego punkt widzenia, ale przychodziło jej to z ogromnym trudem. Może w tym jego szaleństwie jest jakaś logika?

-Jak to? - spytała kompletnie zaskoczona.

Miała świadomość, że ten człowiek wszystko chce jej wytłumaczyć tylko ona nie może niczego pojąć. Jak można pojąć punkt widzenia mordercy? 

-Zrozum jeden prosty fakt. Nie masz gdzie wracać. 

Spojrzała mu w oczy i głęboko zaczerpnęła powietrza.

-Jak to nie mam?!

-Nie masz.

-Przecież mam dom, pracę, przyjaciół…

Zdawało się, że dostrzegła w jego spojrzeniu zniecierpliwienie.

-Nie.

-Bredzisz.

-Już mówiłem, jesteś kopią. 

-Przestań z tą kopią! Co to do chuja pana, jakaś drukarnia! Czub jesteś i tyle! - rzuciła mu w twarz.

Nieustannie i wciąż tak samo się uśmiechał. Nie mogła tego znieść. 

-Nie szarp się i posłuchaj. 

Nie chciała słuchać. Miała dość. 

-Co ty sobie wyobrażasz?! 

-Nie masz żadnych praw. Służysz mnie, tylko mnie.

-Ha, dobre sobie! Wydaje ci się, że wszystko ci wolno?! Chyba cię popierdoliło!

-Nic mi się nie wydaje. Ja to wiem. Jesteś moja i tyle.

-Ta, akurat, - żachnęła się. 

Pokręcił głową. 

-Czy ty to pojmujesz, kobieto? Jesteś moja. Moja jak rzecz.



sobota, 26 czerwca 2021

Kopia.

2. Nie wydawał się groźny.


Nic nie pojmowała a może nie chciała pojąć. Z jego oczu wciąż płynęła łagodność. Nie wydawał się groźny. Gdyby spotkała go na ulicy, pewnie poczułaby do niego sympatię, a jednak coś było nie tak. 


-Siadaj. Nic nie zgłosisz. Jesteś tylko kopią. Rozumiesz? - jego głos był stanowczy, ale wciąż bardzo spokojny. Przeraziła się. Oczywiście, nic nie rozumiała, ale wciąż była w miarę opanowana. Gorączkowo myślała jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie traciła nadziei. 

-Co? To jakieś żarty.

Wciąż się uśmiechał i to chyba najbardziej ją denerwowało. Czuła, że bawi go jej lęk, że sprawia mu przyjemność. Wychodziła z siebie, próbując zyskać nad nim przewagę, a on, niczym automat, ciągnął swój monolog. W ogóle nie obchodziło go to co ona ma do powiedzenia. Mówił tak, jakby streszczał jakiś film: beznamiętnie rzeczowo i konkretnie.

-Twój oryginał w tej chwili, - spojrzał na zegarek, - rozpoczyna pracę w biurze.

Nie potrafiła stwierdzić z jakiego powodu, ale te słowa poruszyły ją do głębi. Teoretycznie to nic nie powinno oznaczać. No bo i dlaczego. Nie rozumiała tego, przynajmniej nie do końca, jednak podświadomie czuła, że ten człowiek mówi prawdę. To ją przerażało. Bała się coraz bardziej, strach, jak upiór, wychodził z głębi jej jestestwa.

Patrzył na nią beznamiętnie. Uśmiechał się. Pewnie lepiej by się poczuła, gdyby okazywał wrogie uczucia, jakiekolwiek uczucia, gdyby okazywał cokolwiek. Ale on był spokojny, tak spokojny, jakby rozgrywał jakąś taktyczną grę. Morze rzeczywiście tak było. 

Uniósł dłoń i palcami dotknął swojego podbródka.

-Można powiedzieć, że twoje życie toczy się bez zmian, - ciągnął. 

-Bez zmian? - zabrakło jej powietrza, - Jak to, bez zmian?

Nic nie pojmowała a może nie chciała pojąć. Z jego oczu wciąż płynęła łagodność. Nie wydawał się groźny. Gdyby spotkała go na ulicy, pewnie poczułaby do niego sympatię, a jednak coś było nie tak. 

-Usiądź, proszę, - powiedział grzecznie.

Nie wiedziała, dlaczego, ale usiadła. Może miała nadzieję, że tym sposobem dowie się czegoś więcej. Czekała. 

-Dziś rano wstałaś o szóstej trzydzieści, - zaczął.

-Zgadza się, - podchwyciła jego ton. 

Może nie będzie tak źle. Zmusiła się nawet do nieznacznego uśmiechu. 

-Zrobiłaś śniadanie składające się z płatków czekoladowych i grzanki z dżemem.

-Słucham?! - wyrzuciła ze złością, ale i coraz większym strachem.

Było tak jak mówił. Tylko jakiem sposobem znał takie szczegóły? Jakiś zboczeniec. Prawdopodobnie od dłuższego czasu ją obserwował. Chciała wyprowadzić go z równowagi, by wreszcie powiedział, kim jest i jakie ma zamiary. Jednak jej uniesiony głos nie zrobił na nim większego wrażenia. Po prostu mówił. 

-Wsiadłaś do autobusu linii 105. 

-Skąd to wiesz?! - rzuciła w jego stronę.  

Nie zareagował. Jakby w ogóle nie usłyszał tego pytania.

-Przejechałaś siedem przystanków i wysiadłaś pod biurowcem swojej firmy.

Holera jasna. Dużo wiedział, zbyt dużo. Kim był? Czego chciał? Zaczynała panikować. 

-Przestań!!! - wrzasnęła na całe gardło.

Nawet na trochę nie zmieniło to jego zachowania. Zamiast tego spokojnie zapytał.

-Przestać? Co mam przestać?

Miała wrażenie, że serce za chwilę wyskoczy jej z piersi. 

-Stop! Nie mów nic! Do kurwy nędzy, zamknij się!!!

Czuła, że jeśli zostanie tu, chociaż minutę dłużej, zwariuje. Jej świat właśnie się walił. 

-Mogę to zrobić, ale to niczego nie zmieni, - stwierdził niezmiennym tonem. 



piątek, 25 czerwca 2021

Kopia.

1. Był zbyt spokojny.


Ten facet był zbyt spokojny, zbyt pewny siebie, jakby wszystko przewidział, jakby wszystko, od ogólnego planu, do najdrobniejszego szczegółu miał przećwiczone.  Wstała i z wyciągniętymi rękoma zbliżyła się do niego, gotowa rzucić się do tych jego spokojnych bezpiecznych oczu.


Julia powoli otworzyła oczy. Znajdowała się w ciasnym, pustym pomieszczeniu, jego ściany wyłożone były miękką tapicerką w kolorze przygaszonego beżu. Nie było w nim ani okien, ani drzwi. Nie widziała też źródła światła, ale nie było ciemno. Czuła się tak, jakby była zamknięta w kartonowym pudełku. 

Siedział w drugim końcu pokoju i uważnie się jej przyglądał. Był przeciętnym mężczyzną, średniego wzrostu, ze sporym brzuszkiem i łysinką na środku głowy. Mógł mieć około czterdziestu lat. Na jego twarzy malował się łagodny, ciepły uśmiech. Zupełnie, jakby ktoś mu go przyszył.  

-Gdzie ja jestem? - spytała.

Milczał, więc zadała kolejne pytanie.

-Kim jesteś?

Wykonał, jakiś mało znaczący, gest.

-Nie mów nic, jesteś tylko kopią, - odezwał się cicho.

Bała się, ale inaczej niż zwykle. Pierwszy raz w życiu poczuła ten rodzaj lęku. Próbowała przypomnieć sobie, w jaki sposób się tutaj znalazła, lecz nie mogła.

-Wypuść mnie, proszę. 

Milczał, mierzył ją czujnym, nieruchomym spojrzeniem. Była coraz bardziej wystraszona i zirytowana.

-Ja żądam, abyś mnie natychmiast uwolnił! 

Nie odzywał się. Było bardzo cicho.

Łup, łup, łup… - słyszała bicie własnego serca.

Ostatnia rzecz, jaką sobie przypominała, to zegar wiszący na ścianie w jej sypialni. Była godzina dwudziesta trzecia piętnaście. Wyszła spod prysznica i położyła się do łóżka. Czuła jeszcze zapach świeżej pościeli, słyszała ciche tykanie. Zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła, była już w tym miejscu. Musiał przyjść, kiedy spała i podać jej jakiś środek… w jakim celu, co mógł od niej chcieć, pieniędzy? Nie zamierzała się poddawać.

-To jest porwanie, zgłoszę to na policję i do prokuratury! - wyrzuciła z siebie stanowczym głosem. 

Spostrzegła, że była tylko w krótkiej koszuli nocnej. Satynowy materiał delikatnie dotykał jej piersi i brzucha. Mimo to jakimś cudem miała ze sobą torebkę. Sięgnęła do środka, przerzucała drobiazgi, z nadzieją, że w jej dłoni za chwilę znajdzie się znajomy przedmiot. Nigdzie jednak go nie było.

-Wytoczę ci proces, pójdziesz siedzieć, zobaczysz. Zboczeńcu ty!

Szukała dalej, starła się nie okazywać strachu. Zastanawiała się, czy jest sam, czy może ma wspólników. Może ma broń? Może jest niebezpieczny?

-Nigdzie nie pójdziesz, - stwierdził bez unoszenia głosu.

Stres wzmagał się coraz bardziej, coraz trudniej było nad nim panować.

-Myślisz, że jesteś taki mocny?! Gdzie jest mój telefon?! Zgłoszę to! 

Ten facet był zbyt spokojny, zbyt pewny siebie, jakby wszystko przewidział, jakby wszystko, od ogólnego planu, do najdrobniejszego szczegółu miał przećwiczone.  Wstała i z wyciągniętymi rękoma zbliżyła się do niego, gotowa rzucić się do tych jego spokojnych bezpiecznych oczu.



Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...