wtorek, 30 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

113. Diabeł tasmański.

Inną sprawą jest fakt, że (to już przypadek z mojej służby)  mogą ukraść samochód z parkingu tak, że nikt się nie zorientuje. Złodziej nie bierze wózka w kominiarce i w ciemnych okularach, nie stoi przy nim pół godziny i nie zastanawia się, co tu zrobić. W tym przypadku do auta podszedł chłopak w wieku dwudziestu lat, otworzył go w piętnaście sekund, a uruchomił w przeciągu kolejnych trzech minut. Przy czym, dwadzieścia metrów dalej stała grupa mężczyzn, którzy pali papierosa i wietrzyli swoje własne cztery kółka. Upał był niemiłosierny. Na dodatek, chodnikiem przechodzili inni ludzie. To była godzina, kiedy mieszkańcy wracali do domów. Ruch był dość spory.
Chłopak majstrował przy stacyjce, wyciągając kable, nikt nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Później, podczas rozmowy z policjantami, dowiedziałem się, że nawet gdybym tam stał obok, to prawdopodobnie, także wszystko wydawałoby mi się zupełnie normalne. Tak kradną złodzieje, a nie tak, jak sobie wyobraża zarząd jakiegoś osiedla. Jak ci mają zwinąć auto, to ci je zwiną i możesz tylko pomodlić się do bozi.
Z tego powodu nikt nie miał do mnie najmniejszej pretensji, bo zdarzenie było poza granicami naszego osiedla. Jedyne, co nas łączyło to zasięg naszego monitoringu, który obejmował dużą część publicznej, ogólnodostępnej ulicy, chodnika, a także innych budynków.
Po tych wszystkich zdarzeniach, staliśmy się naprawdę bardzo czujni i uwrażliwieni na najdrobniejsze przypadki, które odbiegały od normy lub mogły wydawać się podejrzane. Nikt nie mógł na to osiedle wejść bez naszej zgody i pozwolenia. O wszystkim musieliśmy wiedzieć. Najmniejsze nieprawidłowości mieliśmy obowiązek zgłaszać do kogoś zarządu, bądź do administracji. W sumie, nie mieliśmy żadnej samodzielności w tym względzie.
Pracowaliśmy tam przez rok. Powodem naszego odejścia nie było to, że źle wykonywaliśmy powierzone nam zadania, tylko fakt, że przedstawiciele naszej firmy nie umieli dogadać się z zarządem. Na koniec administratorka poinformowała nas o swoich zamiarach. Grzecznie zapytała, czy nie chcemy zostać na osiedlu, lecz pracować w innej firmie.
Nie wiem, jak koledzy ale, powiem szczerze, że ja pewnie bym został, gdybym nie dowiedział się, że nowa firma ochroniarska, która wejdzie na budynek, wcale nie jest lepsza od poprzedniej.
W każdym bądź razie, bardzo miłym zaskoczeniem było to, że uważają nas za bardzo dobrych pracowników i zależy im na tym, abyśmy jednak zostali. Suma sumarum, nasza firma postarała się w tym względzie i zaproponowała nam dużo lepsze osiedle. Teraz, kiedy wiem, jak może wyglądać prawdziwa praca w ochronie, nigdy bym już w tamto miejsce nie wrócił. Chociaż kto wie, życie toczy się w bardzo różny sposób.
Z tym, dość specyficznym miejscem, wiąże się też kilka ciekawych historii erotycznych. No, ale może zacznę od początku, bo to wymaga kilka słów wstępu.
Jednym z problemów, z jakimi się tam spotykaliśmy, były dzieciaki. No, trudno mieć pretensje do dzieci o cokolwiek, pod warunkiem, że są grzeczne i nie robią szkód prawda?
Właśnie zaczęły się wakacje i część tych dzieci nie pojechała na żadne kolonie, tylko została w mieście. No, niestety, musieliśmy sobie dawać z nimi radę.  
Bywało różnie. Pamiętam, że była tam taka dziewięciolatka: chuda jak patyk i zakręcona jak diabeł tasmański. W ciągu paru dni potrafiła dać się nam tak we znaki, że mieliśmy jej serdecznie dosyć. Ledwie nauczyła się jeździć na rolkach, a już dokazywała tak, że trudno było ją uchwycić na kamerach. Patrzę i szukam jej z drugiej strony osiedla, a ona już wpada przez drzwi na portiernię.
Lato było upalne, a dzieciaków w jej wieku na osiedlu mnóstwo. Jeśli ktoś ma dziecko w tym wieku, to wie, co taka latorośl potrafi w ciągu dnia wymyślić.
visit pornsnob at sex.com for the hottest gifs and captions

poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

112. Chodzi o pieniądze.

Pamiętam taką dyskusję. Któreś z dzieci zapytało:
-Moźemy śobie popatśeć?
Pani Irenka odpowiedziała, że mogą, że ona im pozwala. Na to dziecko które pytało:
-A ty moźeś nam poźwolić?
-No, mogę.
-A dlaćego?
-Bo jestem w zarządzie.
-A ćo to źnaćy w zaźądzie?
-No to znaczy, że ja tutaj rządzę, - odpowiedziała bez najmniejszego namysłu.
Hahaha… dobre sobie. Pomijając już to, że rozmawiała z dziećmi, w całej tej sprawie należy zwrócić uwagę na jej podejście do tematu. Babka miała kompleks na punkcie swojej osoby. Była głodna sukcesu i uznania i w ten sposób próbowała sobie to wyrównać.
Fakt pozostaje faktem, że, niezależnie od tego, jak coś zrobiłeś, czy coś w ogóle zrobiłeś, jeżeli z samego rana podniosłeś jej ego do odpowiedniego poziomu, do wieczora miałeś spokój. Może to śmieszne, ale niekiedy w ochronie tak już jest. Spotyka się naprawdę dziwnych ludzi.
Tak, czy inaczej, przynajmniej na samym początku, byłem trochę zestresowany na tym osiedlu. W którymś momencie pan Krzysztof przyczepił się do mnie, że do skrzynek ktoś stale wrzuca całe stosy ulotek.
-Panie Mirku, od czego są kamery na klatkach? Przecież już mówiłem panu, że mamy pilnować, aby takie rzeczy się nie działy, - zwrócił się do mnie tymi słowami.
Problem w tym, że skrzynki na takich osiedlach nie są zabezpieczone osobnymi drzwiami i kodem. Każdy ma do nich dostęp. Trudno za każdym chodzić i pilnować, czy nie wrzuca jakichś śmieci. Zresztą, nawet jak już się takiego delikwenta namierzyło i próbowało wygonić, to, bardzo często, kończyło się to na ostrej kłótni.
Ludzie uważali, zresztą nie dziwię i im się, że jeżeli skrzynki pocztowe są na zewnątrz, to można sobie karteczki wrzucać. Niektórzy nawet powoływali się na polskie prawo, że nikt im tego zabronić nie może. Niby tak. Tylko weź tu człowieku i wytłumacz państwu z zarządu ten drobny dylemat.
Pomijając różne mniejsze i większe problemy, dosyć szybko nauczyliśmy się tej specyficznej pracy. No cóż, to był taki grajdołek, gdzie wszystko trzeba zgłaszać do zarządu, bądź też do administracji.
Potrafili być nawet złośliwi, ale i to wzięliśmy na przysłowiową klatę. Ten przypadek wydarzył się akurat koledze. Panowie z zarządu pan Janusz i pan Krzysztof postanowili sprawdzić czujność ochrony i zabawić się w złodziei.
Któregoś pięknego wieczoru obydwaj ubrali się w czarne kostiumy, założyli kominiarki i przez dłuższy czas stali na wprost kamery przed wjazdem do garażu. Obserwowali poruszające się auta. Ich zdaniem ochroniarz powinien już w tej chwili wcisnąć przycisk przywoływania ekipy interwencyjnej, a na miejscu powinni znaleźć się (nawet) antyterroryści. Dlaczego?
No, z prostego powodu. Przecież ktoś planuje napad na osiedle, albo… No właśnie, trudno powiedzieć, co jeszcze. Stali tak przez kilkanaście minut, robiąc zdjęcia i rozmawiając, a później weszli sobie za którymś z samochodów na teren parkingu podziemnego.
Pamiętam, że wynikła z tego potężna awantura, łącznie z powiadomieniem naszej firmy. Nie było łatwo, ale jakoś udało się nam z tego wszystkiego wykaraskać. Powiem, że wyszło nam to na dobre. Później zaczęli nas nawet chwalić, bo ta prowokacja rzeczywiście przywołała nas do porządku.
Później jeszcze kilkakrotnie sprawdzali samą ekipę interwencyjną mierząc stoperem czas od wciśnięcia przycisku alarmowego, do przyjazdu wozu patrolowego. Pamiętam, że nie mogli jakoś zaakceptować faktu, że na mieście mogą być korki i samochód może przyjechać nie w siedem, a w dwadzieścia minut. Z tego też powodu żądali zmiany kwoty na umowie.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

Cum dripping out of wife into her sister's pussy.

niedziela, 28 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.


111. Nawiedzona.

W tym czasie możesz chcieć wyjść do łazienki. No nie?! Możesz nawet siedzieć przed monitorami, ale na chwilę odwrócisz wzrok i spojrzysz w drugą stronę. Oprócz gapienia się w te głupie ekrany, masz jeszcze masę innych rzeczy do zrobienia. Ktoś może przechodzić. Tak po prostu. Trzeba komuś coś odpowiedzieć. No, nawet dzień dobry, prawda?! Nie oszukujmy się. Pracownik ochrony to nie maszyna. Bądźmy ludźmi.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że przez trzy minuty nie będziesz w stanie zobaczyć stojącego samochodu przed garażem. Jeżeli nie wierzysz, usiądź kiedyś przed takim ekranem i sam zobacz. Szczególnie, że taki monitor podzielony jest na trzydzieści sześć malutkich okienek. Dokładnie tak. Obraz na każdym z nich jest mniejszy niż na twoim smartfonie.
Tak naprawdę, nawet jeżeli wiedziałem, że coś się gdzieś dzieje, to tak bardzo uważnie i musiałem się przyglądać. Pomijając jeszcze jakość obrazu, która w większości przypadków, była dużo poniżej przeciętnej. Dopiero po powiększeniu na cały monitor, można było dostrzec jakiekolwiek szczegóły.
Tak czy inaczej, ta pani nie brała tego szczegółu pod uwagę. Jej zależało tylko na tym, że ja tego auta nie zobaczyłem i nie zareagowałem w odpowiedni sposób.
W tym przypadku, chodziło też o to, że samochód nawet nie zostawiał tego wjazdu. Stał na tyle daleko, że nie utrudniał poruszania się innych pojazdów. No ale, jak ktoś chce cię opierdolić, to cię opierdoli i sposób zawsze znajdzie.
Tak na marginesie, muszę się przyznać, że tej pani bałem się bardziej niż pana Krzysia. Pan Krzysztof jaki był, taki był, ale przynajmniej wiedział, co mówi, natomiast ona potrafiła być naprawdę nieobliczalna. W tym momencie, nie chcąc drażnić jej jeszcze bardziej, przeprosiłem i powiedziałem, że już robię co do mnie należy.
Tak było na początku. Przyznam, że to było bardzo trudne i wymagało ode mnie bardzo wielu starań. Niemniej, po jakimś czasie, ułożyłem sobie lepiej nasze relacje. Do takich dużych konfliktów już raczej nie dochodziło. To była bardzo trudna osoba i trzeba było brać na to poprawkę.
Wszyscy wiedzieli, że trzeba na nią uważać: ochrona, sprzątaczki, konserwator. Zachowywała się tak, jakby była nafaszerowana hormonami. Zresztą, coś w tym musiało być. Wiedzieliśmy, że zaszła w ciążę i ją straciła. Przez większość dnia chodziła jak nawiedzona. Trzeba było jej kadzić i przytakiwać. Trzeba było gadać w taki sposób, aby była zadowolona. Trzeba było ją chwalić, komplementować i adorować. Chociaż, moim zdaniem, w sprawach związanych z osiedlem, była (przepraszam za określenie) głupia jak but z lewej nogi. Nie rozumiem, czemu w ogóle wzięła się za tą funkcję.
Pamiętam, że któregoś razu urządziła imprezę urodzinową dla dwóch bliskich osób. To był jej ojciec i chrześniak. Tak przy okazji, zrobiła to wbrew przepisom. Ci ludzie nie mieszkali na tym osiedlu, nie mieszkali nawet w Warszawie. Przyjechali z Białegostoku. Tymczasem, regulamin mówił jasno, że świetlica jest tylko i wyłącznie dla mieszkańców osiedla. No, ale cóż, jeżeli ktoś jest w zarządzie, to może wszystko, prawda? Po co wydawać kasę na wynajem sali na mieście, skoro można to zrobić za darmo na osiedlu.
Pamiętam, że wtedy było bardzo dużo dzieci w wieku przedszkolnym. Kręciły się po holu prawie do samego końca imprezy. Hałasowały i rozrabiały, ale były bardzo syntetyczne. Za którymś razem te dzieciaczki, takie malutkie pchełki, przyszły do mnie za tą ladę i zaczęły patrzeć na monitory.
Z otwartymi buziami, kompletnie zaskoczone i zafascynowane, że tyle obrazków na nich, chciały się dowiedzieć czegoś więcej.
Married with a violently jealous, ex-marine husband? Too bad he isn't there to stop you fucking his wife.

sobota, 27 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.


110. Zastępował psa Burka.

Efektem było to, że pan ochroniarz wyleciał tego samego dnia, bez możliwości wytłumaczenia się. Było to przykre dla niego, bo do emerytury zabrakło mu już tylko kilka miesięcy. Natomiast dla tych, którzy dopiero zaczynali, miał być to sygnał, że to nie przelewki i zabawa się skończyła. Metody działania jak za najlepszej dyktatury.
Fakt faktem, że już wkrótce cała załoga została wymieniona na nową. W sumie, może to i lepiej, bo ci co przyszli, mieli już dokładnie ustawione sztywne ramy i nawet nie wyobrażali sobie, że może być inaczej. Po prostu, takie są zasady, tak się tutaj pracuje i musisz się do tego dostosować.  Zresztą, teraz przyszli młodzi ludzie, na tyle młodzi i energiczni, że potrafili to wszystko wziąć do kupy.
Osiedle, tak jak wiele innych tego typu, przypominało getto. Nawet niektórym lokatorom się to nie podobało. Przede wszystkim, dokładna i całkowita kontrola wchodzących i wychodzących oraz tych, którzy mieli coś zrobić na terenie budynku. Po drugie, brak możliwości parkowania, jeżeli nie miało się wykupionego miejsca. Wszędzie były zakazy zatrzymywania się i postoju. Przejazdy straży miejskiej i policji były na porządku dziennym. Poważne problemy zaczynały się, kiedy do kogoś przyjechała dostawa mebli.
Pamiętam, że mimo pozornego spokoju, na tym osiedlu ciągle coś się działo. Wszystko za sprawą właśnie tego zarządu, który wiercił dziury w całym i ciągle coś mu nie pasowało.
Pan Krzysztof, człowiek około trzydziestki, z pozoru do rany przyłożyć, miły, uprzejmy, uśmiechnięty, na dodatek wysportowany i zadowolony z życia. Zdawałoby się cud miód i malina, a w rzeczywistości złośliwy, nie odpuszczający innego, niż mu się wyobraża, zachowania podwładnych mu osób.
Pani Irenka: babka, która zachowywała się i mówiła, jakby była pod wpływem narkotyków. Gadała jak nakręcona i trudno było ją zatrzymać. Czepiała się takich szczegółów, że życiu byś nie domyślił, że można się tutaj jeszcze do czegoś przyjebać.
Pamiętam, że tam był pewien problem. Ludzie często zastawiali wjazd do garażu. Zastanawiali, bo nie było gdzie się zatrzymać. Tam był sklep, stomatolog, restauracja i kilka innych lokali usługowych. No i ten zarząd o to się bardzo pieklił. Nie było zmiłuj. Trzeba było tego bezwzględnie pilnować. Czasami zdarzały się przypadki ekstremalne, wręcz kuriozalne.
Któregoś razu przychodzi do mnie pani Irenka i mówi mi tak:
-Czy pan od tego nie widzi, że tam stoi samochód?! My już tam jesteśmy całe trzy minuty, a pan nie reaguje.
W tym momencie powiem szczerze, wkurwiłem się dosyć mocno. Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Jak to, trzy minuty?  Szok.
Powiedzmy, że jeśli byłoby to dziesięć, czy piętnaście minut, to tak. Chociaż nawet pół godziny, czy nawet godzina nie byłaby tutaj zbytnią przesadą. Jeżeli auto stałoby tyle czasu, no to tak. To rozumiem. Powinienem był to zauważyć i odpowiednio zareagować.
Jednak auto, które już po trzech minutach kogoś razi w oczy, to przegięcie. Wymaganie do ochroniarza, aby zastępował psa Burka i leciał do każdego z zębami zaraz po tym, jak tylko jak zamknie drzwi jest niedorzecznością. Nie jesteś w stanie ogarnąć tej zabawy w pojedynkę. Mówi to moje wieloletnie doświadczenie. Co ty jesteś, kurwa, robot jakiś?





piątek, 26 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

109. Co oni tam robią?

Oczywiście, że wiedziałem, lecz jakoś nie miałem ochoty mu o tym opowiadać. Mruknąłem coś niezrozumiale i uśmiechnąłem się, starając się przykryć moje zmieszanie. Pomyślałem sobie, że zaraz po prosi mnie o moje CV i list motywacyjny. Później przeszło mi przez myśl, że jest to przypadkowe z jego strony, że tak mu się po prostu powiedziało.
No nie. On dokładnie wiedział, co robi i chciał mnie zbić z tropu już na samym początku. Przyznam się szczerze, że mu się to udało. No, przynajmniej częściowo.
Ja byłem już trochę mniej pewny siebie jak na samym początku, tymczasem on dalej prowadził rozmowę, a właściwie monolog.
-Jest pan za panią Halinę. Kojarzy pan ją pan pewnie. Taka starsza pani…  
-No… widziałem ją…
-Wie pan, dlaczego ona już nie pracuje?
Pokręciłem głową.
-Bo paliła papierosy przed wejściem do budynku.
I tak dalej i tak dalej…  
W tym miejscu pan Krzysztof zaczął wymieniać jej uchybienia i mankamenty, które popełniła jego zdaniem. Słuchanie tego nie było przyjemne, szczególnie, że ja przyszedłem na jej miejsce, a jej niedociągnięcia  (przynajmniej moim zdaniem) nie kwalifikowały się do wyrzucenia z pracy. Co to miało być? Co to miało znaczyć? Próba zastraszenia? No chyba tak.
Później jeszcze wymienił kolejną osobę, która odchodziła właśnie w tym czasie z obiektu. Na koniec dodał:
-Wie pan, chcemy wymienić załogę na młodszą i taką, która będzie chciała z nami współpracować.
W podtekście, że chcemy ludzi, którzy będą robić dokładnie to, czego od nich oczekujemy i nie będą unosić głosu. No chyba o to mu chodziło.
Usłyszałem jeszcze od niego słowa, które z jednej strony mnie wystraszyły, a z drugiej dały impuls do rozbudzenia ambicji i pracy nad sobą. Pan Krzysztof powiedział:
-Tak, proszę pana, uważam, że łatwiej jest wymienić człowieka w miejscu pracy niż zmieniać jego charakter i nastawienie.
Chodziło o to, że łatwiej jest zastąpić pracownika innym, niż próbować zmieniać tego, który już jest. Odebrałem to w ten sposób. Mój wewnętrzny tłumacz z jego języka na mój przyłożył mi to w sposób dosadny. “Koleś, albo będziesz robił to co ci umówimy i będziesz posłuszny, albo wylecisz tak jak pozostali. Rozumiemy się?”
Zresztą, na odpowiedni przykład nie musiałem już długo czekać. Pracował tam jeszcze taki starszy pan, który był tam chyba najdłużej. Najdłużej, to powiedziane jest na wyrost, bo to osiedle miało zaledwie kilka miesięcy. Pracował tam pewnie od samego początku.
Któregoś razu pan Krzysztof spostrzegł na monitoringu ekipę remontową w garażu. Byli to ludzie od dewelopera, którzy usuwali usterki. Normalne. Nie powinno być w tym nic dziwnego dla nikogo, że zaraz po skończeniu budowy i wprowadzaniu się pierwszych lokatorów, ekipa budowlana kręci się jeszcze dość długo i robi poprawki. Niemniej, w tym przypadku nie o to chodziło.
Krzysiek  zadał panu ochroniarzowi jedno pytanie:
-Co to są za ludzie i co oni tam robią?
Ochroniarz nie umiał odpowiedzieć. Nie umiał nie dlatego, że w tym czasie nie było go w pracy, czy spał… no nie wiem. Nie wiedział dlatego, że ekipa weszła bez jego zgody i wiedzy przy użyciu własnych chipów, które jeszcze miała z czasów powstawania budynku. Pan Krzysiek nie wnikał w takie drobne szczegóły. Jego interesowało tylko o to, że pracownik ochrony siedzi przed monitorami, widzi ludzi, którzy kręcą się w odblaskowych kombinezonach po całym garażu kują podłogę, a on nie ma pojęcia, kto to jest.

Wife fuckng my friend in his car. Caught them and let me record

czwartek, 25 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

108. Stary chwyt manipulacyjny.

Na tym obiekcie znalazłem się zupełnie przez przypadek. Stało się to zaraz po konfliktach personalnych związanych z pracą na innym osiedlu. Umówmy się, że akurat tego przypadku nie będę w tej chwili przytaczał. Opisałem go w innym opowiadaniu. Zapraszam do lektury pozostałych moich utworów literackich. Pragnę zaznaczyć, że w tą aferę wplątany był również zazdrosny mąż. Zdaje się, że zostałem przeniesiony właśnie ze względu na niego.
Wracając do miejsca, w którym się teraz znalazłem. Tak bym chciał pokrótce to opisać: osiedle niezbyt duże, osiem klatek. Część od ulicy, a część od strony patio, do którego wchodziło się przez portiernię. Roboty mało. Osiedle nowe i świeże. Recepcja stylizowana awangardowo, nowocześnie, nie za duża ale bardzo przytulna.
To, co było charakterystycznego w tym miejscu, to zarząd. Było w nim osiem osób, po jednej z każdej klatki, ale tak naprawdę, aktywne były tylko trzy: pan Janusz, pan Krzysztof i pani Irenka. Jak tak sięgam pamięcią wstecz, to pamiętam, że po poprzednim miejscu, był to dla mnie duży awans. Wcześniejsze osiedle było apartamentowcem na wysokim poziomie. Co za tym idzie, wymagania były bardzo wyśrubowane. Wystarczy tylko przytoczyć fakt, że nie mogłem opuścić swojego miejsca, dopóki nie przyszedł ktoś na zmianę. Dlatego opracowaliśmy w trzyosobowej obsadzie. Tamtym ludziom wszystko przeszkadzało i byłem raczej służącym, niż pracownikiem ochrony.
Tutaj było inaczej. Już pierwszy rzut oka wystarczył, żeby stwierdzić, że jest cicho i spokojnie. Jedyny mankament był taki, że się siedziało się na przechodniej portierni. Zdaję sobie sprawę, że zawsze lepsze jest byle jakie osobne pomieszczenie, niż najlepiej wyposażona recepcja na holu. Mimo wszystko, można było się do tego przyzwyczaić. Nie było to wcale takie straszne. Szczególnie, że nie było kamery.
Doskonale pamiętam mój pierwszy dzień pracy w tym miejscu. Muszę powiedzieć, że od razu postawiło mnie to do pionu. Tak naprawdę wystraszyłem i się dosyć poważnie, ale w sumie wyszło mi to na dobre. Zacząłem uczciwie i rzetelnie podchodzić do swojej roboty. Przynajmniej na samym początku.
Kiedy przyszedłem pomyślałem sobie: o jak tu jest fajnie i spokojnie. Tak naprawdę, mamy tylko jedną klatkę do ogarnięcia, bo do pozostałych ludzie wchodzą od strony ulicy, w ogóle nie mając z nami kontaktu. Nawet na patio można było się dostać od ulicy. Więc tutaj będzie bardzo cicho i nikt się nie będzie nami interesował.
Nic bardziej mylnego. Już pierwszego dnia pan Krzysio wziął mnie na stronę. Nie wiem czy to miało być. Rozmowa rekrutacyjna? Przecież ja już tam pracowałem. Nie no i tak to wyglądało na pierwszy rzut oka.
Tuż obok była świetlica, gdzie stała duża sofa, stół do ping ponga, a także szereg innych drobnych atrakcji. Mieszkańcy mogli brać klucz i spędzać tutaj przyjemne wieczory. Miejsce to też służyło do organizowania imprez urodzinowych, czy imieninowych. Chodziło o to, żeby nie hałasować w mieszkaniu i nie przeszkadzać sąsiadom.
Pamiętam, że już pierwszego dnia pan z zarządu wziął mnie na “pogawędkę”, poprosił bardzo grzecznie, bym razem z nim usiadł na kanapie. Mogłoby się wydawać, że to przemiły i sympatyczny człowiek, że tak sobie luźno i fajnie rozmawiamy na temat w pracy. Tymczasem on, w sposób niezmiernie uprzejmy, lecz stanowczy wyłożył mi zasady funkcjonowania na tym osiedlu. Zaczął od prostego zagrania, na które nie byłem przygotowany. Teraz wiem, że to stary chwyt manipulacyjny.
Zapytał mnie:
-Niech mi pan powie, dlaczego pan dlaczego pan tutaj przyszedł?


Your wife getting pounded after drinks

środa, 24 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

107. Dziewczyny trwają w takich związkach.
Następnego dnia, kiedy przyszedłem do sklepu ona powiedziała mi, że rzeczywiście zostawiła telefon w domu, kiedy przy poszła do pracy. Powiedziała też, że on wszystkie jej połączenia sprawdza. To samo robi ze wszystkimi jej wiadomościami, które ona pisze i odbiera. Powiedziała, że takie rzeczy są pod jego kontrolą, że tak już u nich jest w tym związku. Wyjaśniła, że wymusił na niej, aby powiedziała całą resztę, że wie, że ja pracuję razem z nią na tym samym sklepie i że on się tutaj pojawi, kiedy następny raz, kiedy będę miał służbę.
Kolejnego dnia, kiedy miałem dyżur na sklepie, pracowałem z duszą na ramieniu. Naprawdę, byłem bardzo wystraszony. Nie było go. Następny dyżur także przebiegł spokojnie. Pojawił się za trzecim razem około dwudziestej.
Przyszedł i podszedł do niej… Pamiętam dokładnie jego słowa. Stałem kilka metrów dalej. Gostek był niepozorny, taki po którym, w życiu, byś się nie spodziewał, takiego zachowania, takiego agresywnego zachowania. Niski, grubawy, o ciemnej karnacji skóry. Wyglądał na południowca. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy, to jakiś irakijczyk, albo libijczyk. Cholera wie, co takiemu może odpierdolić.
Doskonale pamiętam jego słowa. Najpierw odezwał się do niej:
-Ty już tutaj nie pracujesz, a z panem to jeszcze sobie na koniec dnia porozmawiam.
Czekał. Najpierw w sklepie. Kręcił się obok niej, cały czas mnie obserwował. Później wyszedł na zewnątrz. Widziałem go przez witrynę. Chodził w jedną i w drugą stronę. Później przyszedł i jeszcze, żeby mi nawsadzać i powiedział, że on pracuje w tej samej firmie, co ja. Konkretnie, w finansówce i że narobi mi cholernych problemów z tego powodu.
Pamiętam, że później rzeczywiście zadzwoniłem do finansów i spytałem, czy z moją wypłatą jest wszystko w porządku. Oczywiście wszystko było w porządku. Gość chyba chciał mnie nastraszyć. Jeżeli nawet pracował, to, albo nic nie zrobił, albo nic nie mógł zrobić. No bo przecież, nikt z zewnątrz nie może mieć wpływu na czyjeś pieniądze. Tak mi się wtedy wydawało. Chociaż cholera go wie.
Czekałem i rozpatrywałem różne, najczarniejsze scenariusze. Na przykład to, że dostaję do niego od niego po mordzie, ale tym aż tak bardzo się nie przejmowałem. Bardziej interesowało mnie to, jak później się z tego wytłumaczę, żonie i w pracy. Myślałem o tym, czy będę to zgłaszał na policję i jak będą wyglądały moje zeznania. Po mojej głowie chodziły bardzo różne obrazy. Między innymi to, że wyjmie nóż i mnie gdzieś ugodzi. Najgorsze było to, że wydawało mi się, że on ma pistolet.
Tak, wiem śmiejesz się, ale postaw się na moim miejscu. Cholera go wie, co on mógł wykombinować. Każdy kolejny scenariusz był jeszcze gorszy od poprzedniego, a w moim sercu rodził się coraz większy i większy strach. W końcu powiedziałem sobie: trudno najwyżej dostanę po mordzie, przecież nie uniknę tej sytuacji.
Nie wiem, dlaczego nie zadzwoniłem wtedy na policję.  Gdyby dziś mi się przydarzyła taka sytuacja, w ogóle bym się nie zastanawiał. Po prostu wybrał numer 112 i wszystko opowiedział w szczegółach. Wychodziłem ze sklepu naprawdę w bardzo dużym napięciu.
Rozglądałem się nerwowo. Nigdzie go nie było. Zamknąłem drzwi, uruchomiłem alarm, oddałem klucze kierowniczce. Jeszcze przez chwilę rozmawialiśmy na parkingu. Specjalnie chciałem zatrzymać ją jak najdłużej, ale nigdzie go nie widziałem. Nie było go.
Pamiętam, że kolejnego dnia tej dziewczyny już w pracy nie było. Po prostu się nie pojawiła. Później telefonicznie poinformowała, że odchodzi i chce zabrać dokumenty.
Więc rada do wszystkich facetów: Jeżeli chcesz poderwać mężatkę, czy dziewczynę, która ma chłopaka, dwa razy się zastanów, bo możesz trafić na takiego skurwysyna, albo szaleńca, który może zrobić ci krzywdę.
Chociaż, w tym przypadku, nic między mną a nią nie było nic. Kompletnie. To była zapłata za moje dobre serce, za pieniądze, które jej dałem. Swoją drogą, do dziś nie mogę zrozumieć fenomenu, w którym dziewczyny trwają w takich związkach, że nie potrafią odejść.
Podejrzewam, że jej facet albo nigdzie nie pracował, albo pracował i nie zarabiał, albo za mało zarabiał. W każdym bądź razie, ja bym się wstydził, gdyby moja kobieta, czy dziewczyna w ten sposób musiała prosić, czy wręcz żebrać o pieniądze od obcych ludzi. Zapadłbym się pod ziemię.
Jej także już nigdy więcej nie zobaczyłem. Niemniej ta sytuacja pozostanie w mojej pamięci na całe życie.

You fucked his first wife, why wouldn't you fuck this one as well.

wtorek, 23 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

106. Wykasowałem blog.

Spokojnie przepracowałem do końca dnia, wsiadłem w samochód i ruszyłem w stronę domu. Podróż miała zająć mi jakieś czterdzieści minut.
W pewnym momencie odezwał się telefon. Prowadziłem i nie mogłem odebrać. Nie chciałem się zatrzymywać. Powiedziałem sobie, że zobaczę kto dzwonił, jak dojadę na miejsce.
Telefon zadzwonił jeszcze raz po trzech minutach. Znowu to zignorowałem. Odezwał się kolejny dzwonek po kolejnych trzech minutach, a później jeszcze jeden i jeszcze jeden. W końcu nie wytrzymałem i stwierdziłem, że musi być to coś naprawdę poważnego, skoro ktoś tak na siłę próbuje nawiązać ze mną kontakt.
Zatrzymałem się na poboczu gdzieś w lesie, odebrałem i oto czekał na mnie zimny prysznic. Powiem, kubeł lodowatej wody na moją głowę. To, co usłyszałem w słuchawce, generalnie, nie nadaje się do publikowania gdziekolwiek. Zrozumiałem tylko jedno: rozmawiam z facetem, który jest cholernie zazdrosny o swoją kobietę i nie wiem z jakiego powodu się do mnie przypierdala.
Pierwsze, co od niego usłyszałem to, to że ja próbuję zaciągnąć jego dziewczynę do burdelu, że jestem alfonsem i tak dalej. Normalnie, ścięło mnie z nóg. Zrobiłem gały jak pięć złotych. Później dowiedziałem się, że ona z nim mieszka, a on regularnie przegląda jej telefon. Dlaczego? Ot tak sobie, dla zabawy i żeby sprawdzić, co ona robi, czy czasem jakiegoś numeru mu nie wytnie. Powiedział, że on musi jej pilnować.
Przy czym, ten facet od samego początku mi groził. Gadał, że mnie napadnie, że nie wyjdę ze sklepu cały, że mnie pobije, że moje życie już wisi na włosku. Naprawdę zacząłem się bać i zastanawiałem się, czy nie zgłosić tego następnego dnia na policję.
Próbowałem się tłumaczyć, ale on nie chciał mnie w ogóle, za grosz, słuchać. Nie wierzył w ani jednym moje słowo. Powiedział, że dzwoni już tak od kilku godzin, ale ja nie odbieram, więc widocznie mam coś na sumieniu i próbuję go unikać, ale on mnie i tak dorwie i mi wpierze tak, że się nie pozbieram.
Może to się wydać irracjonalne, wręcz niemożliwe, że w dwudziestym pierwszym wieku miało to miejsce. Niestety, rzeczywiście tak było. Pamiętam, że wtedy moje relacje z moją żoną nie były najlepsze. W zasadzie było bardzo źle. Jednak byłem już na etapie układania sobie kontaktów z moją drugą połową. Pamiętam, też że mój telefon był zintegrowany z jej telefonem. To znaczy, były na nim ustawione przekierowania. Zdawałem sobie sprawę z faktu, że wszystkie połączenia nieodebrane przeze mnie, automatycznie lądują na jej aparacie. Powiem szczerze, to mnie najbardziej przeraziło. Cholera go wie, co on mógł jej tam na wypisywać. Poza tym, na pewno zaczęłaby zadawać niepotrzebne pytania.
Byłem przekonany, że z chwilą, kiedy wejdę do domu, ona mnie w odpowiedni przywita. Przecież musiała to widzieć. Musiała chociaż to słyszeć, te połączenia, wszystkie, które do mnie docierały.
Kiedy przyjechałem, spała. Miała ciężki dzień. Jej telefon już był wyciszony i leżał na komodzie. Wziąłem go dyskretnie i wykasowałem wszystkie połączenia, które on wykonał. Na szczęście, nie napisał żadnego sms-a. Tak, czy inaczej. Nie dowiedziała się o zaistniałej sytuacji.
Jeszcze tego samego dnia, przed bramą domu, wykasowałem bloga. Było mi bardzo szkoda, bo było tam bardzo dużo świetnych opowiadań. Pocieszałem się tym, że miałem je wszystkie na swoim komputerze. Tak naprawdę nic nie traciłem. No nie, jednak straciłem, straciłem czytelników, tych, którzy byli ze mną od samego początku.
Wykasowałem blog z opowiadaniami, po czym, już następnego dnia, założyłem go pod innym adresem, innym tytułem i, co najważniejsze, podpisywałem się już pseudonimem. Miałem tylko nadzieję, że facet nie wie, kim jestem, że nie wie, że pracuję razem w tym samym sklepie z jego dziewczyną. Miałem taką cichą nadzieję, że jednak skończy się na tych pieprzonych w połączeniach i pogróżkach, ale myliłem się.


Sexy slut giving hot blowjob

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

105. Jest dorosła i sama chce.

Spytałem, czego jeszcze potrzebuje. Wymieniła kilka rzeczy najbardziej niezbędnych. Wyjąłem z kieszeni pięćdziesiąt złotych i powiedziałem, że jej to daję, że to nie jest pożyczka. Nie chciałem czuć się niezręcznie wobec niej i wobec siebie i czekać na coś, czego w ogóle i będzie mogła zrealizować.
Pamiętam ten moment bardzo dokładnie. Stała przede mną. Była trochę niższa. Stała z uniesioną głową i patrzyła na mnie swoimi wielkimi oczami, w których pojawiły się łzy. Uśmiechała się, ale w jej oczach były łzy.
-Dziękuję, - powiedziała, - dziękuję panu bardzo. Nawet nie wie pan, jak jest to dla mnie ważne.
-Nie ma sprawy, ,- uśmiechnąłem się i ja, - miałem sobie kupić jedną rzecz, ale sobie poradzę. Jeszcze coś odłożę. Weź. Tobie jest to bardziej potrzebne.
W tym momencie stała się rzecz, która mnie zaskoczyła. Szczerze. Nie spodziewałem się takiej reakcji ze strony osoby, która ciągle i notorycznie, mimo moich upomnień, mówiła mi per pan. Zarzuciła mi ręce na ramiona i pocałowała mnie w policzek. Później odeszła. Widziałem jeszcze wzrok którejś z jej koleżanek, takie wielkie zdziwienie i zaskoczenie.
Później jeszcze kilkakrotnie dawałem jej (dawałem, nie pożyczałem) drobne sumy, tylko po, to żeby nie musiała kraść, żeby nie musiała brać ich z kasy. Od tej pory nasze relacje trochę się zmieniły. Rozmawialiśmy więcej, bardziej szczerze. Chociaż, tak naprawdę, ona nigdy nie powiedziała mi, jaki jest głębszy powód tej jej trudnej sytuacji materialnej. Nigdy się tego od niej nie dowiedziałem.
Któregoś wieczoru, właściwie już na sam koniec pracy zwierzyłem się jej, że piszę opowiadania. Od razu spostrzegłem, że jej oczy zaiskrzyły.
-Tak?! A jakie jakie opowiadania pan pisze?
-No wiesz…  
Patrzyła, a ja nie mogłem wydusić tego z siebie.
-No jakie jakie opowiadania pan pisze?
-Erotyczne, - odpowiedziałem w końcu.
Widziałem w jej oczach to zainteresowanie. Taką iskierkę, której od samego początku nie było. To było takie ożywienie.
-Tak?! Ja bardzo lubię czytać. A może mi pan podać adres tej strony? - zapytała.
-Tak, oczywiście, ale nie mam przy sobie żadnej kartki żeby ci go zapisać.
-Aha, ale to nic, to nic, - odpowiedziała, - to wyśle mi pan na mój numer telefonu smsem, dobrze?
-Dobrze, okej, jak chcesz.
Po dziesięciu minutach miała już link do mojej strony internetowej. Tutaj mała uwaga do wszystkich, którzy zajmują się podobnymi rzeczami. Nigdy nie wysyłajcie czegoś takiego smsem, czy mailem do kogoś, nigdy. Nie wiadomo, kto może to odebrać i nie wiadomo jak ta osoba może to sobie zinterpretować. Dokładnie tak jak stało się to w moim przypadku.
Dziewczyna była zadowolona. Powiedziała mi, że będzie jeszcze tego samego dnia sobie czytała, że będzie miała fajną lekturę. Ja jej troszeczkę streściłem to, o czym to jest. Tak mniej, więcej o czym piszę, jakie są te opowiadania. Wyjaśniłem, że co są dosyć ostre, że nie wiem, czy będzie chciała na tą stronę wchodzić, by czytać.
Powiedziała, że absolutnie nie, że nie jest to dla niej żadnen problemem. Jak to określiła: przecież jest dorosła i sama chce.
Sytuacja zaczęła komplikować się na następnej służbie. Ona miała dyżur przed południem, więc około czternastej poszła do domu. Ja pracowałem do końca. Tego dnia na sklepie były wszystkie kierowniczki. Poza tym była jakaś kontrola i, żeby mnie korciło sięganie po telefon, z czym miałem już problemy, zostawiłem go w szatni. Był zamknięty w szafce na kłódkę, więc nie widziałem, co się na nim dzieje.

What's better, my eyes or my lips?

niedziela, 21 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

104. Trochę inna.

Na stanowisku kasjer ciągle był ruch. Ciągle ktoś odchodził, ktoś inny przychodził. Oczywiście, były osoby, które pracowały od kilku lat, ale to nie była jakaś duża ilość. Powodem takiego stanu rzeczy były niskie płace i dość duże wymagania. Dziewczyny nie tylko obsługiwały klientów, ale też rozkładały towar, robiły zamówienia i sprzątały.
Któregoś razu do sklepu przyszła nowa osoba. To była studentka bez doświadczenia. Młoda, dosyć ładna, szczupła, miała ciemne, krótko ścięte włosy i zawsze chodziła w dżinsach. Żeby nie było, że w swojej karierze zawodowej rzucałem się na wszystko, co miało cipkę. Nie. Nic z tych rzeczy. Doskonałym przykładem może być ten przypadek.
Nie była w moim typie. Chociaż, może to źle powiedziane. Może inaczej. Nie patrzyłem na nią w sposób erotyczny. Czasami już tak bywa. W jakiś sposób, gdzieś w mojej głowie, utrwaliło się przekonanie, że jest raczej moją siostrą albo córką. No nie wiem, tak czy inaczej, w jakiś specjalny sposób mnie nie pociągała.
Może było to spowodowane tym, że zachowywała się trochę inaczej, niż pozostałe dziewczyny. Wzbudzała raczej chęć opieki i troski, niż czysto seksualne doznania. Zapytacie więc, dlaczego o niej piszę? Przecież to opowiadanie jest o moich przygodach erotycznych i wszystkim, co jest z tym związane?
No właśnie. Jeżeli chodzi o seks z tą dziewczyną, nic szczególnego się nie wydarzyło, natomiast wiąże się z tym historia dość ważna dla mojego późniejszego podejścia do tych spraw. I to jest też przestroga dla wszystkich innych chłopaków, którzy próbowaliby, z racji swojego wyglądu i aparycji, odgrywać  Casanovę w swoim miejscu pracy.
No dobra, ale może wrócimy do początku. Już pierwszego dnia zorientowałem się, że dziewczyna jest biedna jak mysz kościelna. Zwróciłem na to szczególną uwagę, bo nigdy do tej pory takie rzeczy się w tym sklepie nie działy. Brała papierosy na tak zwaną kreskę. Często pożyczała dziesięć, czy dwadzieścia złotych od koleżanek. W którymś momencie zaczęły krążyć pogłoski, że podbiera pieniądze z kasy, bądź też towar z półek.
Powiem tak, jakoś specjalnie nie przykładałem do tego uwagi. Miałem pilnować, czy na sklepie nie grasują złodzieje, ale trudno jest chodzić za samymi pracownikami. Powiem szczerze, wydaje mi się, że jest to w ogóle niemożliwe, żeby taką osobę wytropić i złapać.
Dziewczyna była trochę inna, bardziej skryta. Na początku bardzo trudno było mi nawiązać z nią jakikolwiek kontakt. Kiedy mi już się udało zrozumiałem, że jest to bardzo inteligentna i życzliwa osoba. Dowiedziałem się, że przyjechała z małej miejscowości i mieszka z kimś w wynajętej kawalerce. Dopiero zaczęła studia i trudno jest jej się zaaklimatyzować w stolicy. Powiedziała, że ma bardzo ciężką sytuację materialną, że studia kosztują, a większość pracodawców nie chce dostosować godzin do wykładów.
Któregoś dnia przyszła do pracy bardzo przybita i smutna. Przykro było patrzeć się na nią w takim stanie, szczególnie, że to osoba młoda i, tak naprawdę, powinna cieszyć się życiem. Zapytała, czy nie byłbym w stanie pożyczyć jej dziesięć złotych. W toku dalszej rozmowy dowiedziałem się, że nie jadła dziś śniadania (było około południa) i nie ma na podpaski. Patrzyła na mnie jak mały szczeniak, pozostawiony na środku ulicy.
Dziewczyny odradzały mi pożyczanie jej pieniędzy, bo mówiły, że nie oddaje. Miałem to na uwadze, szczególnie że w swojej pracy spotykałem się z kolegami ochroniarzami właśnie z takim podejściem do życia. Nie miej, w tej chwili nie byłem w stanie zachować się inaczej. To był raczej impuls.

Hot ass fuck

sobota, 20 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

103. Stosunki z kierowniczką.

Kiedy nadszedł ten moment, doskonale o tym wiedziałem. Napięcie sięgnęło zenitu, ale byłem świadomy wszystkiego, co się dzieje wokół mnie i ze mną. Wszystkie włosy na mojej głowie zjeżyły się, a przez całe ciało biegały słodkie i gorące dreszcze. W pewnym momencie, zatrzymałem się w połowie ruchu, uniosłem jej biodra do góry wysuwając kutasa z jej gorącej, wilgotnej cipeczki. Wyjechał prawie w całości. Miałem wrażenie, że za chwilę wybuchnę. Musiałem zebrać wszystkie siły, aby do tego nie doszło, bym nie strzelił zbyt wcześnie.
Trzymałem ją tak w powietrzu, ręce mi drżały, penis siedział tylko samą głowicą, a jej cipka ociekała niesamowitą ilością aromatycznych z soków. Dokładnie w tym momencie naprężyłem wszytskie mięśnie do granic wytrzymałości i strzeliłem: raz, drugi i trzeci. Wielkie ciśnienie uwolniło ogromne ilości spermy z moich jąder wypełniając jej wnętrze po brzegi. Było tak słodko, tak gorąco, że trudno było mi to wszystko znieść. Mój kutas niczym armatka wodna pompował w nią niesamowite ilości mojego pożądania.
-Och, tak! Tak jesteś zajebista, Wieśka! Kurwa, jak mi dobrze, - westchnąłem z przejęciem.
Trzęsła się jak galareta, nie mogąc utrzymać równowagi.
Po chwili zacząłem ją bardzo powoli opuszczać. Wchodziłem jej cipkę centymetr po centymetrze, coraz głębiej i głębiej. Sperma wydostawała się ze wszystkich stron niczym smar spomiędzy tłoków silnika. Drżała w napięciu. Czułem jak mięśnie jej bioder zaciskają się w gwałtownych skurczach. Z mojego fiuta w jej środek ciągle płynęło nasienie.
-Och, och oooch!!! Mirek, och Mirek, - dyszała.
Kiedy wreszcie skończyłem, jej słodka muszelka wygląda niczym lukrowany pączek. Odwróciła głowę w moją stronę i spojrzała mi prosto w oczy. W jej wzroku było samo pożądanie, policzki płonęły gorącymi rumieńcami, a usta drżały nerwowo. Przez długą chwilę patrzyliśmy tak na siebie w milczeniu, zapominając na moment o tym, co wokół nas się dzieje. Widziałem jak Wieśka masuje swoje cycki. Wyglądało to tak, jakby starała się rozłożyć to swoje podniecenie po całym ciele, jakby chciała je ugłaskać, bądź też rozbudzić na nowo.
Kiedy ponownie spojrzałem w ten kawałek brudnego lustra pomiędzy regałami, podglądających dziewczyn już nie było. Widocznie, w ostatnim momencie, postanowiły zostawić nas tylko we dwójkę. To dobrze, bo mielibyśmy nie lada problem.
Tak jak poprzednim razem, pierwsze, co zrobiłem to znalazłem się w łazience, by móc jako tako oczyścić ubranie i ciało z niepotrzebnych wydzielin, brudu i kurzu. Doprowadzenie się do porządku w tej sytuacji, wcale nie było takie łatwe. Mimo, że w sytuacji podbramkowej nie miałem go na sobie, moje czarne ubranie nadawało się tylko do prania.  
W miejscu, z którego wyszedłem, zaraz później znalazła kierowniczka. Oczywiście, wróciliśmy do pracy i staraliśmy się zachowywać, w miarę, normalnie. Chociaż, powiem szczerze, wcale nie było to takie łatwe. Moje nogi były jak z waty, a całe ciało trzęsło się jeszcze przez pół dnia. Jedyny plus z tego wszystkiego był taki, że do fajrantu już jej nie zobaczyłem. Zaraz później wsiadła do swojego samochodu i odjechała.
Co się zmieniło po tym wszystkim? Właściwie nic, albo bardzo niewiele. Mimo tej sytuacji, tego, że bzykaliśmy się jak szaleni na zapleczu i widziały to dwie największe plotkary na sklepie, nie było żadnej burzy. Tak naprawdę, byłem przekonany, że nie będę mógł spokojnie przejść między regałami, by nie narazić się na ironiczne komentarze i uśmiechy. Niemniej do niczego takiego nie doszło.
Owszem, miałem wrażenie, że od tej chwili wszystkie dziewczyny patrzą na mnie jakoś inaczej. W oczach niektórych widziałem taki błysk, takie “wow”, ale nic więcej. Żadnych komentarzy typu: jak było, albo jak się udał seksik? Nie było żadnych niewybrednych dowcipów. Nic. Mimo wszystko, miałem wrażenie, że wiedzą. Trudno, żeby było inaczej. Być może plotkowały, ale poza naszymi plecami.
Stosunki z kierowniczką, chociaż na krótki moment, trochę się poprawiły. Dobre i to.

Cute Babe In Restaurant

piątek, 19 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

102. Szeroko otwarte usta.

W końcu nie wytrzymałem. Powiedziałem sobie: chuj z tym, przecież i tak zależy mi tylko na jednym. Chciałem jak najszybciej zakończyć ten numerek. Obawiałem się, że jeżeli będziemy przedłużać to w nieskończoność, to rzeczywiście może z tego wyniknąć jakaś większa afera. Gwałtownie przeszedłem do zdecydowanej akcji.
Chwyciłem ją mocno za uda i uniosłem je wysoko do góry. W jednej chwili cały jej ciężar znalazł się na moim podbrzuszu. Siedziała swoimi słodkimi pośladkami powyżej mojego kutasa. Starała się podpierać dłońmi na moim brzuchu, ale trudno było to osiągnąć.
Ja tymczasem, wykorzystując całą sytuację, uniosłem swoje pośladki do góry i zacząłem nimi gwałtownie poruszać. Raz za razem uderzałem ostro i zdecydowanie. Głęboko. wchodziłem w jej ciasną pizdeczkę, która z każdą sekundą kurczyła się coraz mocniej. Było coraz bardziej zajebiście.
Tempo wzrastało z każdym kolejnym pchnięciem. Słychać było tylko głośne, mokre uderzenia wilgotnych bioder w jej pośladki. Czułem, jak z jej cipeczki płyną soki. Obfite strumienie po obydwu stronach mojego fiuta sączyły się w kierunku podłogi.
Powietrze zrobiło się ciężkie i słodkie, pachniało odurzająco i upojnie. Było cudownie. Łomotałem ją jak rozpędzona lokomotywa. Nie żałowałem energii. Waliłem raz za razem, szybko i dokładnie. Jeszcze chwila, jeszcze trochę. Zaraz będzie po wszystkim.
Naprężyła się jak struna, a z jej gardła wydobywały się ciche piski i jęki. W tym momencie nie byłem już w stanie kontrolować tego, co dzieje się za drzwiami. Czułem jednak, że dziewczyny wciąż tam są.
Miałem nie patrzeć w to pieprzone lustro, jednak odruch okazał się być dużo silniejszy od mojej woli. Zerknąłem i to co zobaczyłem, zaskoczyło mnie chyba bardziej niż samą obserwatorkę. Uwierzcie mi, większego zdziwienia w oczach koleżanki z pracy nie dostrzegłem nigdy wcześniej, ani później.
Renata była niebieskooką, niską blondynką. Widziałem ją bardzo dokładnie. Widziałem jej oczy: wielkie i okrągłe. Nieruchomo wpatrywały się w nasze, szybko poruszające się, ciała. Widziałem jej szeroko otwarte usta. Uniosła do góry dłonie i wplotła we włosy. Stała tak i przyglądała się, jakby zobaczyła co najmniej statek obcych.
Zdziwiło mnie też to, że tyle razy rozmawialiśmy o seksie i sprawach z tym związanych i nie dostrzegłem w niej cienia pruderii. Wydawała się być dziewczyną dość otwartą na na te tematy. Hmm… no cóż, widocznie widok, który przed sobą miała, nie mieścił się w kategoriach jej dobrego smaku. No tak, chociaż zastanawiam się… bo może właśnie było wręcz przeciwnie. Nie wiem. Wiem tylko, że oniemiała z wrażenia.
Zastanawiałem się, czy, po wszystkim, o ile będę tutaj jeszcze pracował, jest sens pytać się o jej wrażenia estetyczne. No cóż takie życie. Powiem szczerze, że miałem ochotę przelecieć także i ją. Bardzo podniecający był ten jej kompletny szok, którego doznała.
Najdziwniejsze było to, że w oczach drugiej dziewczyny nie było żadnego zaskoczenia. Być może ten pierwszy szok już minął. Ewa patrzyła na nas ze zwykłą, normalną ciekawością. Przechyliła głowę na jeden bok i przyglądała się wszystkiemu bardzo uważnie jak kot, który dostrzegł mysz. Jakby była gotowa do natychmiastowej reakcji.
Dwie dziewczyny i dwa tak różne zachowania w ciągu jednej chwili. To wszystko było takie dziwne. One patrzyły, a my tarzaliśmy się na brudnej podłodze w szaleńczym akcie erotycznego głodu. Byliśmy jak narkomani. Wszystko to wiązało się w jedną wybuchową całość, która później na długo została mi w pamięci.

Stuffin' - [Best Pussyfuck POVs in History #1] - Shiloh Sharada

Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...