czwartek, 30 listopada 2017

W PGR-erze.

56. Wciągnięci w dziwną grę.

Nigdy w życiu nie byłem w takiej sytuacji, żadne z nas nie było. Poczuliśmy, że łamiemy wszelkie konwenanse. Oto działo się coś, czego nie planowaliśmy, przekroczyliśmy granice, których do tej pory nie odważyli byśmy się przekroczyć. Wkroczyliśmy w świat nowych doświadczeń. Nigdy nie przypuszczałem, że kiedykolwiek będę miał okazję doświadczyć seksu w trójkącie. No i stało się to, stało się to w najbardziej nieoczekiwanym miejscu i czasie.
Z moim ciałem i z moją świadomością, zaczęły się dziać niesamowite rzeczy. Czułem mrowienie w czubkach palców rąk i stóp. Zdawało się, że jestem pijany samym tylko powietrzem. To było, wręcz, nieziemskie.
Hania także była bardziej podniecona, niż wcześniej. Zaplotła nogi na moich pośladkach tak mocno, iż myślałem, że coś jej się stało.
-Oooooch, aaaaahhh, uuuuhhh… - jęczałem, stękałem i wzdychałem.
Za każdym razem wchodziłem w nią po same jaja, a kiedy starałem się wyjść, unosiłem ją do góry.
To było dziwne, zboczone, a jednak tak bardzo podniecające. Koleżanka, nawet na moment, nie oderwała od nas wzroku. Spokojnie suszyła włosy i, jakby od niechcenia, nam się przyglądała.
Łóżko skrzypiało, Hanka jęczała, ja stękałem, a Jola patrzyła. Patrzyła, jakoś tak, bezemocjonalnie, jakby nie robiło to na niej żadnego wrażenia. Jak się później okazało, były to tylko pozory. W pewnym momencie zacząłem zastanawiać się, czy wszystko z nią w porządku. Oczywiście było, a my zostaliśmy wciągnięci w jakąś dziwną grę, której sami nie rozumieliśmy.
Po kilku minutach postanowiłem zmienić pozycję. Zsunąłem się z tapczanu na podłogę, uklękłem, chwyciłem moją partnerkę za uda i przyciągnąłem na krawędź posłania. Następnie delikatnie rozłożyłem jej kolana i tak wszedłem w jej ciasną cipeczkę.
Jola wreszcie zakończyła pielęgnację włosów, starannie zwinęła kabel i włożyła suszarkę do szuflady. Natomiast chwilę później stało się coś jeszcze bardziej niezwykłego. Odwracając się w naszą stronę, ostentacyjnie rozsunęła poły szlafroka. Zobaczyliśmy jej, świeżo wykąpane, pachnące, zgrabne ciało.
Myślałem, że za chwilę trafi mnie grom z jasnego nieba. Oczywiście, nie byłem zgorszony, tylko bardzo, ale to bardzo, podniecony. Takiej sytuacji nie byłem w stanie przewidzieć, nawet w najbardziej wyuzdanych snach.
Muszę powiedzieć, że Jola była piękną dziewczyną. Gdyby nie Hania, prawdopodobnie, koło niej teraz bym się kręcił. Trudno przewidzieć jak rozwinęłaby jej się sytuacja ale na pewno miałbym ją na celowniku. Miała jasne, krótko ścięte włosy, była wyższa od mojej towarzyszki, a jej kształty były pełniejsze i bardziej obfite. Przyznam szczerze, że miała co pokazywać, oj miała!
Teraz stała tak przed nami, manifestując swój kipiący erotyzm, a ja z wrażenia nie mogłem złapać tchu. Wybałuszyłem gały jak trzylatek transformersa i trząsłem się jak galareta. Cholera jasna nie planowałem nad sobą.
Nagle moim podbrzuszem zaczęły szarpać bardzo silne, niekontrolowane skurcze. Pociemniało mi w oczach i poszybowałem w kosmos.
-Ooooohhh kuuuurrrwaaaa! - wydarłem się na całe gardło, czując, że strzelam w jej cipkę gorącym nasieniem.
W tym miejscu chciałbym podkreślić, że nie miałem zamiaru kończyć tak szybko, ale stało się. Chciałem, by chociaż ona finiszowała jak należy. Wyprężyłem się jak struna i uderzałem raz po raz, starając się szybko doprowadzić ją do orgazmu. Obawiałem się, że mi się to nie uda.
To było dla mnie bardzo ważne, dlatego zacisnąłem zęby i pracowałem jak młot pneumatyczny. W powietrzu rozchodziło się głośne klaskanie mojego podbrzusza o jej pośladki. Czułem słodko kwaśny zapach seksu. Kiedy, po jakimś czasie, kątem oka spojrzałem na naszą koleżankę, zauważyłem w jej wzroku pewną dozę triumfu.

środa, 29 listopada 2017

W PGR-erze.

55. Bez zaskoczenia.

Miałem wrażenie, że kutas rozerwie mi spodnie. Chciałem wyrzucić go na wierzch i, po prostu, wejść w nią już teraz. Na cóż było czekać? Nie myślałem, nie rozważałem, to wszystko działo się samo, jakby bez udziału mojej woli.  Bezpardonowo, bez ceregieli chwyciłem w dłonie jej cycki. Półprzytomny z podniecenia, zbliżyłem się, pochyliłem głowę, chwyciłem w usta lewy sutek. Lewy, bo był bliżej mnie. Ssałem gwałtownie i namiętnie. Tak jakbym nigdy wcześniej nie robił czegoś podobnego. Smakował niebiańsko. Później, w taki sam sposób, zająłem się prawym.
-Och, och, Janusz, Janusz, - wyszeptała.
Nerwowymi ruchami ściągnęła koszulkę z mojego torsu. Moje ciało połową swojego ciężaru leżało na jej drobnej postaci. Poczułem jej gorące dłonie na swoich plecach. Palcami muskała moją skórę tak, jakby grała na pianinie. Czułem je wzdłuż kręgosłupa i pod łopatkami. Krok po kroku zabierała mnie do nieba, a ja poszedłbym z nią wszędzie, nawet gdyby miało być to piekło.
Wszystko rozgrywało się zaledwie w przeciągu kilku minut, a mnie wydawało się, że upływają godziny. Chwyciła moją głowę i przyciągnęła do swojej twarzy. Przez krótką chwilę zobaczyłem jej rozmarzone, rozpromienione oczy. Uchyliła usta i pocałowała mnie.
Mój język wjechał między jej zęby i poruszał się we wszystkie możliwe strony. Ona, swoim sięgała prawie mojego gardła. Słodycz, jaka mnie wtedy ogarniała, była trudna do opisania. Pragnąłem jej, a ona mnie, rozumieliśmy się bez słów.
Moje ręce powędrowały niżej i znalazły się między jej udami. Nie przerywając pocałunku, uniosłem jej sukienkę do góry. Wykonałem kilka gwałtownych pociągnięć, badając cały dół jej ciała. W końcu prawą dłonią nakryłem jej gorący wzgórek. Myślałem, że oszaleję. Czułem jak cała drży. Przyciskała mnie mocno do siebie. Po chwili nerwowo rozpięła pasek moich spodni. Szybko rozprawiła się z guzikami.
Nim się zorientowałem, tą część garderoby miałem w okolicy kolan. Mój fiut błagał o to, by się nim troskliwie zająć. W momencie, w którym sobie to uświadomiłem, poczułem, jak jej gorąca dłoń zaciska się na jego trzonie. Wiedziała co robi.
Bez namysłu zaczęła wykonywać posuwiste ruchy. Zaszumiało mi w uszach zakręciło się w głowie. I znów cały świat przestał istnieć. Byłem tylko ja i ona i nasze spragnione ciała.
Moje palce automatycznie wjechały w jej szparkę: najpierw jeden, później dwa i w końcu trzy. Naprężenia się cała i wygięła w łuk. W jej cipce było mokro i gorąco. Im dalej się posuwałem, tym coraz mniej zwracałem uwagę na otaczającą mnie rzeczywistość. Rozgarniając delikatne płatki, drażniłem napęczniałą wisienkę.
W końcu ułożyłem się między jej nogami. Kiedy spojrzałem jej w oczy, uśmiechała się. Delikatnie ująłem łeb swojego penisa i nakierowałem w sam środek jej niesamowitej pizdeczki. Bardzo powoli zacząłem opuszczać swoje biodra. Nie spiesząc się, wchodziłem w nią centymetr, po centymetrze. Napawałem się każdym, najdrobniejszym nawet doznaniem.
W tym momencie drzwi do pokoju otworzyły się i stanęła w nich Jola. Wycierając ręcznikiem mokre włosy, spojrzała na nas bez zaskoczenia. Nie powiedziała ani słowa. Po prostu przeszła do swojego łóżka, wyjęła z szafki suszarkę i włączyła wtyczkę do gniazdka.
Poczułem się bardzo dziwnie. Na pewno mnie to nie speszyło. W żaden sposób nie zmniejszyło mojego podniecenia, ani nie przyhamowało moich gorących zamiarów. Powiem więcej, poczułem jeszcze silniejsze podniecenie.
Hania, leżąc powoli odwróciła w jej stronę swoją głowę. Ich wzrok na moment spotkał się w całkowitym milczeniu.
Nie przerywałem akcji. Zacząłem rytmicznie poruszać swoimi biodrami. Wchodziłem w nią i wychodziłem, wchodziłem i wychodziłem… koleżanka patrzyła. Obserwowała nas spokojnie, wręcz ostentacyjnie.
To było niesamowite, po prostu trudno mi było uwierzyć, że dzieje się to naprawdę. Kochałem się z jedną dziewczyną, a druga na nas patrzyła.



wtorek, 28 listopada 2017

W PGR-erze.

54. Leniwie spojrzała naszą stronę.

Po chwili zbliżyłem się jeszcze bardziej i jeszcze ciszej dodałem:
-Chcę jeszcze. Teraz.
Usłyszałem jej cichy, słodki śmiech, tak słodki, że trudno było mi się powstrzymać, żeby nie zacząć jej pieścić. Odruch był silniejszy od jakichkolwiek konwenansów i dobrego wychowania. Moja dłoń automatycznie powędrowała w jej dekolt.
W pierwszej chwili moja koleżanka nie zareagowała. Chwyciłem jej jędrne piersi i delikatnie zacząłem ugniatać. Dopiero, kiedy stałem się zbyt nachalny, odsunęła się na tyle, bym nie mógł jej dosięgnąć i szepnęła:
-Zwariowałeś?
-Co? - spytałem, udając zaskoczenie.
-Uspokój się, Jola patrzy, - usłyszałem z jej strony.
Pamiętam, że kiedy dotarły do mnie te słowa, mało się nie rozpłakałem. Nie mogłem sobie wyobrazić, że teraz mógłbym pójść w odstawkę. Tak bardzo pragnąłem jej ciała, że trzęsłem się już na samą myśl o nim. Chciałem być bardzo blisko, najbliżej jak to tylko możliwe.
Chwyciłem jej rękę i zacząłem delikatnie całować. Chyba poczuła się trochę skrępowana, ale nie przerywałem.
-Daj spokój. Przestań, - broniła się.
Dygotałem jak galareta. Nie potrafiłem zapanować nad sobą.
-Dziewczyno, co ty ze mną zrobiłaś!? - wyszeptałem.
W tym momencie, na drugim tapczanie dostrzegłem niewielki ruch. Jola, odrywając się od książki, leniwie spojrzała naszą stronę. Do tej pory wydawało mi się, że czyta i nie zwraca na nas najmniejszej uwagi. Teraz nie było już to takie pewne. Prawdopodobnie bardzo uważnie słuchała tego, co dzieje się między nami.
Jola była koleżanką i Hani także w zakładzie pracy. Chociaż jak na mój gust to nie za bardzo się lubiły. Teraz uniosła wzrok znad swoich dużych, różowych okularów i, jakby od niechcenia, spojrzała w naszą stronę. Przez krótką chwilę naszej źrenice się spotkały. Jej spojrzenie było trochę dziwne. Wtedy jeszcze tego nie rozumiałem, ale wkrótce przyszło mi się przekonać w czym rzecz.
Powiem szczerze, że przez moment zastanawiałem się, czy chce nas krytykować, czy przyłączyć się do zabawy, ale tak naprawdę, nie mieściło się w mojej głowie, żebyśmy my razem, w trójkę… no wiecie. No cóż, czasami życie potrafi bardzo zaskoczyć.
Kilkakrotnie zmieniała jeszcze pozycję, a po kilku minutach, z miną skwaszonego dziecka, wzięła ręcznik i poszła do łazienki.
-Uffff… - odetchnąłem z ulgą.
Wreszcie zostaliśmy sami. Lepszej okazji nie mogłem oczekiwać: poszła brać prysznic. Wiedziałem, że nie wróci przynajmniej przez piętnaście minut. To był czas dla mnie.  Byłem tak podniecony, że nie zamierzałem zmarnować ani jednej sekundy.
Hania doskonale wiedziała, że stawianie oporu nie ma najmniejszego sensu. Nie po tym, co się stało. Nie teraz, kiedy byłem tak bardzo podniecony. Zresztą, nie ukrywała, że sama chce się kochać. Chodziło mi raczej o intymność.
Po chwili dała mi najlepsze zaproszenie, jakiego mogłem się spodziewać. Odwróciła się na plecy i delikatnie rozsunęła uda. Cienki materiał sukienki układał się na niej jak woda, uwydatniając wszystkie, najdrobniejsze nawet, kształty. To jeszcze bardziej rozbudziło moją wyobraźnię.
Natychmiast przeszedłem do konkretnego działania. Zachowywałem się, jak na dopalaczach. Byłem jak maszyna, automatycznie robiłem to, co uważałem za słuszne.
Najpierw rzuciłem się na jej piersi. Zachłannie, bez namysłu szarpnąłem za ramiączka sukienki i ściągnąłem ją do dołu. Kiedy zobaczyłem jej cudowne jabłuszka, westchnąłem głęboko:
-Oooooch Haniu…



poniedziałek, 27 listopada 2017

W PGR-erze.

53. U niej w pokoju.

W końcu stało się to, co musiało się stać. Ta zwykła, przeciętna dziewczyna zauroczyła mnie do tego stopnia, że tego wieczora, jak i przez następnych kilka dni nie potrafiłem myśleć o niczym innym. Była bezpruderyjna, otwarta i gotowa do nowych doświadczeń. Trudno powiedzieć, czy to, co się stało, było przez nią zaplanowane od początku do końca. Nie wiem. Na pewno w jakiejś części.
Czasami, jeszcze w hotelu, kiedy siedziałem u niej w pokoju, wydawało mi się, że patrzy na mnie jakoś inaczej, nigdy jednak nie zwróciłem na to większej uwagi. Chociaż, powiem szczerze, wszystko, co ze mną wyprawiała, bardzo mi się podobało. Tak czy inaczej, stałem się jej przypadkową ofiarą. Hm… raczej należałoby w tym miejscu powiedzieć, że obydwoje wpadliśmy we własne sidła. Przyznam się szczerze, że dość szybko ulegli śmy własnemu urokowi.
Oczywiście, pasowałoby wziąć namiar na to, że byliśmy jeszcze wtedy stosunkowo młodzi. Hormony w naszych ciałach budowały myśleliśmy zupełnie inaczej. Inaczej kalkulowaliśmy ryzyko. Bardzo często liczyła się tylko chwila i emocje z nią związane. Co tu dużo mówić, w ten sposób  za zachowywał wszyscy moi rówieśnicy. Zarówno płeć męska jak i ta słaba. Jadzia wcale nie była wyjątkiem. Prawdopodobnie dlatego tak łatwo daliśmy się wciągnąć w wir namiętności i pożądania.
Tego wieczoru, po przyjeździe do ośrodka, bardzo ciężko było mi się z nią rozstać. Trzymałem i się blisko, jak mały dzieciak matczynej sukienki. Raz podałem jej kanapkę, kiedy indziej znów pomogłem nieść niewielkie zakupy. Koniec końców, do autobusu szliśmy objęci ramionami, jak para zakochanych. Musiało wyglądać to dość jednoznacznie. Pozostali wycieczkowicze patrzyli na nas z tyłu i plotkowali.
Kiedy wysiadłem z autokaru, miałem wrażenie, że cały świat należy do mnie. Wszystko niby było takie samo, a jednak wyglądało inaczej. Barwy ulicznych świateł były jaśniejsze, muzyka z radia weselsza, gwiazdy świeciły inaczej i te wielkie, stare drzewa w parku wyglądały także inaczej, szumiały inaczej.
Kiedy znaleźliśmy się w ośrodku, oczywiście nie poszedłem do siebie. Nie wyobrażałem sobie, że tą noc mógłbym spędzić samotnie. Cóż ja mógłbym robić sam w swoim pokoju? To nie miało sensu. Nawet nie wiem jak, znalazłem się u niej.
W pewnym momencie, po prostu, leżałem obok niej na tapczanie i czule tuliłem ją do siebie. Chciałem jej dotykać, czuć jej zapach i ciepło. Miałem wrażenie, że znamy się od zawsze. Była tak blisko i wydawało mi się, że należy już do mnie.
Wciąż miała na sobie tą zwiewną, letnią sukienkę. Pragnąłem bawić się z nią tak, jak podpowiadała mi moja wyobraźnia. Czubkami palców dotykałem cienkiego materiału wiedząc, że pod spodem jest już tylko ona: kompletnie naga, bezbronna i pełna pożądania. Szykowało się kolejne, gorące zbliżenie.
-Jesteś wariatka, - szepnąłem, zagryzając jej ucho i myśląc o tym, co stało się w teatrze.
W pamięci wciąż miałem żywy obraz tego, jak kochaliśmy się w tej męskiej łazience na sedesie. W mojej głowie wciąż krążył obraz tego, jak używając tylko własnej dłoni, doprowadziła mnie na samym skraj rozkoszy. Zresztą, doskonale pamiętam to do dziś. Takich rzeczy się nie zapomina. Endorfiny w moim organizmie sprawiały, że czułem się jak w obłokach. Efekt ich działania pozostał we mnie jeszcze bardzo długo.



niedziela, 26 listopada 2017

W PGR-erze.

52. Ostateczny finał tej rozgrywki.

Drzwi były zamknięte jedynie na klamkę, a te do kabiny całkowicie otwarte. W każdej chwili mógł ktoś wejść. Miałem całkowitą świadomość, że tak może się stać, a jednocześnie nie potrafiłem nic z tym zrobić. Ta sytuacja podniecała mnie tak bardzo, że traciłem zmysły. Szumiało mi w głowie, czułem tętno we własnych skroniach. To było istne wariactwo. Trudno było określić, ile, tak naprawdę, mamy czasu. Obydwoje liczyliśmy na łut szczęścia, który musiał się zdarzyć, abyśmy mogli doprowadzić to do końca. Czasu było dość mało, ale my byliśmy tak nakręceni, że nie potrzebowaliśmy zbyt dużo szczęścia.
W pewnym momencie, kiedy wiedziała już, że przekroczyła próg swojego podniecenia, gwałtownie przyspieszyła. Podparta na stopach, po obydwu stronach muszli klozetowej, unosiła się i opadała, w takim tempie, jakby jechała konno. Niczym wprawna dżokejka podskakiwała na moich biodrach. To była wielka pardubicka w kibelku opery w Odessie.
Pozostało mi tylko zacisnąć zęby i czekać na ostateczny finał tej rozgrywki, kiedy jedziemy na ostatnią prostą i przekroczymy linię mety. Łup, łup, łup, - waliło moje serce. Powoli traciłem poczucie rzeczywistości.  Trudno mi było ocenić, gdzie się znajduję.
Wreszcie odpłynąłem, nie było mnie, nie istniałem. Na kilka chwil pozwoliłem sobie na słodką nieświadomość. Zapomniałem o całym świecie. Nic, co było poza tym małym pomieszczeniem, nie miało najmniejszego znaczenia. Byłem tylko ja i ona i było cudownie. Wchodziłem w nią tak głęboko, a jej cipka była tak ciasna, że miałem wrażenie, iż stoję u bram raju. Każdy ruch wywoływał w moim ciele, umyśle i duszy niewyobrażalną ekstazę.
Nagle poczułem, że z jej brzoskwinką dzieje się coś dziwnego. Kochałem się z nią już kilka razy, ale w żadnym przypadku nie zachowywała się w ten sposób. To było bardzo wyraźnie. W pierwszym momencie było to kilka silnych, pojedynczych, niekontrolowanych skurczy. Poczułem je, jak uderzenie młota pneumatycznego. Pociemniało mi w oczach i wydawało mi się, że kroczę ciemnym korytarzem. Po chwili zaserwowała mi serię tak gwałtownych szarpnięć, że zapomniałem jak się nazywam.
Trzeba zaznaczyć, że bez przerwy unosiła się i opadała, w takim samym tempie, jak poprzednio. Zupełnie jakby nic się nie stało.
-Teraz, - szepnęła.
Jakby w odpowiedzi na jej czarodziejskie słowa, pofrunąłem. Nie było już mnie, nie było już świata wokół mnie, był tylko mój orgazm. Popadłem w kompletną, wszechogarniającą ekstazę. Miałem wrażenie, że znajduję się na otwartej platformie rozpędzonego pociągu. Euforia i szczęście nie miały granic.
Nagle coś szarpnęło moim ciałem, prawie unosząc je do góry. W moim podbrzuszu czułem gwałtowne, szybko następujące po sobie skurcze. Były jak seria z karabinu maszynowego. Uświadomiłem sobie, że właśnie strzelam w jej cipkę dużą porcją gorącego nasienia.
Nie krzyczałem. Nie byłem w stanie. Z mojego gardła wydobyło się coś na kształt charczenia konającego zwierzęcia. Czułem, że trzęsę się na całym ciele, jakbym zamarzał na bardzo dużym mrozie.
Nie wiem, ile to wszystko trwało: dwie minuty, pięć, czy może piętnaście. Było mi tak upojnie, tak dobrze, jak bym obchodził wszystkie urodziny w swoim życiu na raz. Objąłem ją ramionami, oplotłem, zacisnąłem i trwałym tak, drżąc. Miałem wrażenie, że z nieba sypie się konfetti, miliony błyszczących, kolorowych kawałków papieru.
Nie mam pojęcia, jak wyszliśmy z tej łazienki i jak dotarliśmy na salę teatralną. Te parę minut umknęło gdzieś w mojej świadomości. Po czasie Jadzia śmiała się ze mnie, mówiąc, że musiałem być na haju.



sobota, 25 listopada 2017

W PGR-erze.

51. Drzwi męskiej łazienki.

Nawet gdyby tego nie powiedziała, wiedziałbym, o co chodzi. Boże, jakież wtedy było napięcie! Niby wszystko robiliśmy spokojnie, nie wzbudzając niczyjego zainteresowania, ale wewnątrz kipiała w nas płynna lawa.
Trzymając się za ręce i pochylając głowy, wyszliśmy z wielkiej auli. Bez wahania, bez najmniejszego zastanowienia się, pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę drzwi męskiej łazienki. Portier spojrzał na nas dziwnie podejrzliwym wzrokiem, ale nie zareagował. Na szczęście, był środek spektaklu i nikogo nie było w tym przybytku.
Kiedy tylko znaleźliśmy się za drzwiami, kiedy tylko usłyszeliśmy trzask zamka nastąpiła burza. Tutaj, w tym niecodziennym miejscu, rozegrał się nasz prywatny, osobisty spektakl, akt rozpisany na dwoje aktorów, dramat z zaskakującymi zwrotami akcji.
Hania, ciężko dysząc, gwałtownie rzuciła się na mnie, rozcinając pasek moich spodni i, jednym ruchem, ściągając je do samej ziemi. Stałem z gołym fiutem, sterczącymi do góry, jak rakieta i, opętanym wzrokiem, patrzyłem w jej oczy.
Wepchnęła mnie do jednej z kabin tak mocno, że myślałem, iż się przewrócę. Z trzaskiem opuściła deskę i zmusiła mnie, bym na niej usiadł. Nie dała mi najmniejszej chwili na zastanowienie.
Stojąc na wprost mnie, uniosła krótką sukienkę wysoko do góry i wtedy zobaczyłem nie tylko jej, wilgotną, napęczniałą muszelkę, ale także i pępek. Szarpałbym się z podniecenia, w duchu błagając, by wreszcie to się już stało. Szeroko i bezwstydnie rozsunęła swoje nogi, objęła moje uda swoimi kolanami i zaczęła opadać na mojego, spragnionego kutasa. Sama chwyciła go w swoją dłoń i nakierowała w gorącą cipeczkę.
-Och Boże Hania... Boże... och, tak, tak… - dyszałem, próbując opanować emocje.
Kiedy moja, sina z podniecenia, głowica dotknęła jej wilgotnych, gorących płatków, zaciągnąłem się głęboko powietrzem i zamknąłem oczy. Moja partnerka metodycznie, samym czubkiem fiuta rozwarła swą muszelkę i włożyła go do środka.
Zamarłam. Zastygłem w bezruchu. W ciszy toalety słyszałem bicie własnego serca. Bardzo powoli zaczęła opadać. Centymetr po centymetrze, aż dojechała do samego końca. Jednak, nie szybkość się tutaj liczyła, a siła z jaką go obejmowała.
Czas stanął. Siedziała na mnie. Siedziała na moich kolanach całym ciężarem. Jej słodka pizdeczka szarpała się w coraz bardziej intensywnych skurczach, doprowadzając mnie na skraj, trudnej do opisania, przepaści.
Siedziała na moich kolanach, pośladkami rozgniatając moje jądra. Położyła dłonie na moich ramionach i wyglądała jak prawdziwa Amazonka.
Patrzyła na mnie, a w jej oczach widziałem płomienie. Były dzikie, nieokiełznane, niezaspokojone, jakby chciały powiedzieć: “teraz zabiorę cię na drugi kraniec wszechświata”.
Byłem najszczęśliwszym człowiekiem w tym kawałku Galaktyki. W tej jednej chwili, kiedy patrzyłem jej w oczy, kiedy mój fiut siedział w jej ciasnej, gorącej, wilgotnej norce, nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne. Miałem wszystko czego mogłem pragnąć, czego mogłem chcieć. Miałem ją.
Uniosła się i zatrzymała. Opadła gwałtownie i znów się uniosła. Pochyliła swoją głowę w nad moją twarzą. Nie spuszczała ze mnie wzroku. Zupełnie tak, jakby chciała kontrolować wszystko to, co się ze mną w tej chwili dzieje.
Znów się uniosła i znów opadła. Między kolejnymi posunięciami robiła króciutkie przerwy. Jej cipka zaciskała się tak mocno, że byłem na granicy utraty przytomności. Wiedziała, że jeśli będzie robiła to zbyt gwałtownie, przedwcześnie skończę i ona sama będzie miała problem z dojściem do finału. Dozowała napięcie, zarówno moje, jak i swoje.



piątek, 24 listopada 2017

W PGR-erze.

50. Jej ręka.

Kiedy poczułem, że dobiłem do drugiego końca, zacząłem poruszać się w przeciwnym kierunku. Tak samo, jak ja wcześniej, odruchowo rozsunęła nogi i opuściła się w fotelu. To było dla mnie jak zaproszenie.
Całą dłoń przesunąłem wyżej i, tym samym palcem, zacząłem szukać łechtaczki. Dość szybko ją znalazłem. Była gruba, sztywna, ślizga, niczym ślimak.
Kciukiem i palcem serdecznym rozwarłem jej szparkę, a palcem wskazującym zacząłem drażnić, podniecona do granic możliwości, wisienkę. Bez pośpiechu jeździłem raz jedną, raz w drugą stronę. Jej, pokryty słodkim nektarem, sztywny wyrostek, uciekał spod niego jak żywy.
Jej dłoń mocniej zacisnęła się na trzonie mojego kutasa. Na scenie śpiewaczka w białej sukni do ziemi wyciągała frazy tak głośno, że cała sala drżała, a tutaj w ostatnim rzędzie, pod balkonami, Hanka ciągnęła mnie za fiuta tak mocno, że drżało całe moje ciało.
Nie pozostawałem dłużny i odpowiadałem z taką samą intensywnością pieszczot. Mój palec poruszał się w jej słodkim bajorku, niczym zwinna baletnica. Wywijał piruety raz w prawo, raz w lewo, to znów zatrzymywał się w jednym miejscu, by drażnić i nękać, aż do utraty tchu.
Spojrzałem w jej stronę. Siedziała tak nisko, że właściwie na wpół leżała. Jej głowa spoczywała na oparciu fotela, a oczy były przymknięte. Widziałem, jak jej zgrabne i jędrne piersi, przykryte jedynie cienkim kawałkiem materiału, rytmicznie unoszą się i opadają.
To było niesamowite. Z jednej strony chciało mi się śmiać, z tego względu, że byliśmy na tyle bezczelni, aby pozwolić sobie na coś takiego. Z drugiej zaś, panicznie się bałem. Ten lęk narastał, wraz z tym, jak byłem coraz bardziej podniecony.
Jej ręka, zaciśnięta na trzonie mojego kutasa i pracowała wytrwale, mimo, iż ona sama była już na granicy orgazmu. Zdawałem sobie sprawę z faktu, że tej zabawy nie da się ciągnąć w nieskończoność. Moim podbrzuszem zaczęły szarpać coraz bardziej intensywne skurcze.
Chciałem jej. Tak bardzo pragnąłem. Pragnąłem dotykać ją całą. Chciałem pieścić i całować każdy centymetr jej słodkiego ciała, każdy zakamarek. Hania była jak nowa, nieznana planeta. Zaskakiwała mnie z każdą chwilą. Pragnąłem odkrywać ją, być jeszcze bliżej. Niestety, tutaj było to niemożliwe.
Nieuchronnie zbliżał się moment, w którym musieliśmy się ogarnąć i wyjść. Wyjść, tylko gdzie? Nieważne, byleby tylko gdzieś się schować, chociaż na chwilę, chociaż na kilka minut.
Pod skórą na moich skroniach pojawiły się ciarki, w uszach słyszałem monotonny jednostajny szum, a przed oczami migały wirujące, kolorowe kółeczka. Wiedziałem, że jeśli moja wspaniała przyjaciółka, wykona jeszcze jeden mały ruch, nastąpi finał, eksplozja i będzie po wszystkim.
Otworzyła oczy i spojrzała na mnie w taki sposób, że byłem pewny, iż musi to nastąpić właśnie w tej chwili. Puściła mojego penisa. Rozluźniła uścisk. Chwyciłem głęboki haust powietrza, jakby za chwilę miało zacząć się od nowa. Czułem, jak jej ręka drży. Przymknąłem powieki, starając się uspokoić. Byłem na granicy wytrysku. Każda zmiana dotyku mogła go wywołać.
Mój kutas, uwolniony z jej dłoni, uniósł się do góry jak sprężyna. Rozpostarła swoje palce i przycisnęła go do mojego ciała. Myślałem, że zwariuję. Przez krótki moment zastanawiałem się, po co to zrobiła.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że po prostu chciała schować go pod moimi spodniami. Bez gwałtownych ruchów, starannie zakryła go połówkami materiału. Później pieczołowicie, jeden po drugim, zapięła guziki, zaciągnęła klamrę paska i, pierwszy raz, od długiego czasu, uśmiechnęła się do mnie.

-Chodź, - odezwała się cicho.

czwartek, 23 listopada 2017

W PGR-erze.

49. Bawiła się ze mną.

W tym momencie zwolniła uścisk, a ze mnie jakby uszło powietrze. Nie wiedziałem, co się stało. Byłem wręcz rozczarowany, że nie doprowadziła tego aktu do końca. Nie obchodziło mnie to, że mogłem pobrudzić sobie spodnie. Gdyby tak się stało miałbym problem z wyjściem na miasto. Teraz nie obchodziło mnie to, co  powiedzieliby sobie ludzie. Po prostu o tym w ogóle nie myślałem. Pragnąłem tylko rozładowania. Nie mogłem znieść tego napięcia.
Przesunęła swoją dłoń niżej i chwyciła mnie za jajka. Objęła całą garścią i delikatnie ścisnęła. Później przebierała kuleczkami, niczym zabawką. Miałem wrażenie, że unoszę się nad siedzeniem. Subtelnie, wręcz niezauważalnie, pogrążałem się we własnych doznaniach. A jednak wszystko to było trudne do zniesienia. Z jednej strony czułem ogromne odprężenie, a z drugiej coraz większe, coraz bardziej narastające, podniecenie.
Moja koleżanka bawiła się ze mną w sposób bardzo wyrafinowany, a ja jednego byłem pewien: chciałem więcej i więcej. Chciałem doświadczać tego bez przerwy, do końca, do finału z nią, właśnie z nią, tutaj i teraz. To było, cudowne, czarujące i oszałamiające.
Ponownie pociągnęła za moje spodnie, raz w prawo, raz w lewo i, jeszcze raz, do dołu. W ten sposób prawie całkowicie je ze mnie ściągnęła. Moje pośladki były gołe, przykryte jedynie cienką sportową bluzą. Na sali było prawie ciemno. Przez ten półmrok mogłem czuć się względnie bezpiecznie, jednak ta świadomość, ta niepewność, że ktoś może coś zauważyć, że ktoś może zwrócić nam uwagę, że może przyjść obsługa i nas wyprosić. Ta świadomość doprowadzała mnie do szaleństwa.
Po jakimś czasie znów ujęła mojego penisa. Przez chwilę trzymała nieruchomo, później zaczęła wykonywać długie, delikatne posunięcia. Robiła to jakby z osiąganiem: w górę i w dół, w górę i w dół...  począwszy od samego pępka i na samych jądrach kończąc. Wszystko bez pośpiechu tak, jakby nic się nie działo, tak żeby nikt nie mógł się zorientować.
W końcu nie wytrzymałem. Bez zbędnych wstępów położyłem dłoń na jej udzie. W mig zrozumiała o co mi chodzi. Kokieteryjnie zdjęła ze swoich ramion cienki sweterek i dokładnie rozłożyła na kolanach.
Teraz już wiedziałem, że mogę posunąć się o krok dalej. Wewnętrzna strona jej uda była gorąca miękka i delikatna. Posuwałem się coraz wyżej i wyżej. Moja wyobraźnia szalała, serce łomotało jak szalone. Pierwszy raz zabawiałem się z dziewczyną w tak nietypowym miejscu. Powiedzmy sobie prawdę, przez to, że był to zakazany owoc, tak bardzo podniecał.
Kiedy dotarłem do jej cipki, zauważyłem, że jest już mocno wilgotna. Ostrożnie objąłem pulchny wzgórek. Miałem wrażenie, że za chwilę wybuchnie pod moim nadgarstkiem.
W kilka sekund później położyłem palec serdeczny wzdłuż jej szparki tak, że czułem pod nim delikatne płatki różyczki. Następnie, bez pośpiechu, nie zginając go, parłem na jej ciało, aż w końcu zanurzył się w jej słodkim i upojnym wnętrzu.
Moje działanie odniosło pożądany skutek. Jej reakcja, może nie była bardzo gwałtowna, ale zdecydowana i wyraźna. Powoli odwróciła swoją twarz. Jej oczy lśniły blaskiem pożądania, usta drżały w ledwie zauważalnym rytmie.
Nie zatrzymywałem się, dopóki mój palec nie wykonał pół obrotu. Wtedy usłyszałem jej ciche, głębokie westchnienie.
-Oooooooch…

środa, 22 listopada 2017

W PGR-erze.

48. Penis wydostał się na zewnątrz.

Wydawało mi się, że przenoszę się do krainy marzeń, do jakiegoś cudownego, lepszego świata. Tak naprawdę, w tym świecie już byłem. Byłem w niebie. Czułem jej dłonie, oparte o moje podbrzusze i kciuk wędrujący po zagłębieniu mojego pępka. Opadłem niżej fotelu, rozsunęłam szerzej uda. Czekałem na dalszy, wspaniały przebieg tego spektaklu, który na dziś wieczór był dla mnie zaplanowany.
W tym momencie dotarło do mnie coś, o czym, niby, wiedziałem, mianowicie to, że nie miałem na sobie slipów. Uświadomiłem sobie to przez napierającego na spodnie penisa, który tworzył pokaźny namiot.
Uświadomiłem sobie jeszcze jedną rzecz. Hania nie miała na sobie majtek. Dotarło do mnie to, że o to jej właśnie tego ranka chodziło. Szelma, dokładnie wiedziała, co zamierza zrobić. Ta świadomość była dla mnie jak uderzenie pioruna. Ścięła mnie z nóg. Oczywiście ścięła by mnie, gdybym stał, ale siedziałem. Zanim jednak cokolwiek zdążyłem zrobić, zanim zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować, ona przejęła inicjatywę i sama zaczęła działać. Stało się to tak szybko, że nie miałem pojęcia, co się dzieje.
Nagle poczułem, jak jej zwinne, długie palce łapią za guzik moich spodni i, po prostu, go odpinają. Szarpnęła pasek, wyciągnęła ze sprzączki i odpięła go. Moje przyrodzenie stało dla niej otworem.
Odczekała chwileczkę, rozsunęła najpierw jedną połówkę spodni, później drugą. Penis wydostał się na zewnątrz. Gdyby nie ta moja lekka bluza, którą wziąłem ze sobą na wypadek deszczu, teraz mój fiut sterczał, by pewnie pionowo do góry. No może pionowo, to nie. Był tak napęczniały, że prawie leżał jak przytwierdzony do mojego brzucha i, o mało, nie pękł. Prężył się niczym kot o poranku. Czułem, jak pojawiają się na nim żyły, jak wychodzą wszystkie naczynia krwionośne.
Przez chwilę nic nie robiła. Jakby czekała. Tylko na co? Napawała się tym widokiem? Przecież nic nie widziała. Jednak po dziesięciu, czy piętnastu sekundach poczułem, że chwyta go. Ujęła za trzon. Poczułem jej gorącą dłoń, poczułem jej sprężysty uścisk i pociemniało mi przed oczami.  
-Oooooohhh… Boże… - zadrżałem.
Jakby przez mgłę jeszcze widziałem scenę i aktorów na niej się poruszających, jak kolorowe plamy, które rozpływały się przede mną. Dźwięk jakby mnie opływał rzeką. Cały teatr stał się łodzią, która mknęła przez otchłań wszechświata.
Nie wiedziałem co się będzie działo. Trzymała tak przez chwilę, przez krótki moment. Niby nic, a jednak drżałem. Drżałem na całym ciele. Później, jakby z delikatnym odciąganiem, zwolniła uścisk. Zwolniła go tylko po to, żeby chwycić wyżej, za żołądź, za to grubsze miejsce, za żyłę.
-Uuuuuuuhhhhh, - wciągnąłem głęboko powietrze, drżąc na całym ciele.  
Trudno było mi wytrzymać napór napięcia. A ona nic, trzymała. Zastanawiałem się na cóż też czeka? Na cóż? Nie miałem pojęcia. Miało się to się okazać dopiero później. Niby nic się nie działo, czekała, ja też. Robiło mi się coraz goręcej. Raz opuszczałem się w fotelu, raz się unosiłem, a ona nic. Patrzyła na scenę i jedną dłonią, wsuniętą pod kurtkę, trzymała mojego fiuta.
Po kilku minutach, pod wpływem samego tylko ciepła jej delikatnej rączki, moja fujara zaczęła pulsować i szarpać się, jakby ktoś podłączył ją do prądu. Zrobiło mi się bardzo słodko i przyjemnie. Poczułem, że stopniowo zaczynam odpływać w niebyt wszechświata.



wtorek, 21 listopada 2017

W PGR-erze.


47. Szczyty duchowego podniecenia.

O godzinie osiemnastej byliśmy umówieni w Narodowym Teatrze Opery i Baletu. Jest to chyba najbardziej rozpoznawalny budynek w Odessie. NIemniej, dla mnie wtedy była to kompletna nowość. Czułem się tak, jakbym wyjechał na sam koniec świata. Już wtedy chyba złapałem bakcyla turystyki.
Gmach zachwycił mnie swoim przepychem, wielkością i wystrojem. Nie kojarzę stylu, w jakim został zbudowany, natomiast pamiętam, że podobny był do w większości budynków w tej części tej części starówki. Pamiętam te jasne ściany z licznymi rzeźbieniami, przepiękne, wysokie schody wejściowe.
Oczywiście już pół godziny wcześniej byliśmy pod drzwiami. Pierwszy raz w życiu byłem w jakimkolwiek teatrze, a tutaj od razu coś takiego. Łał! Wszystko mnie zachwycało, zapierało dech w piersiach.
W środku było jeszcze wspanialej.
-Co to? - spytałem.
-Szatnia z portierem, - odpowiedziała moja towarzyszka podróży.
-Co ten facet od nas chce?
-Zabiera wierzchnie okrycia.
-Kurczę! Ja nic nie mam.
-No to mu nie dasz, - roześmiała się.
W środku było jak w kościele, tyle, że bardziej kolorowo. Wysokie przestronne kopulaste pomieszczenie z kilkoma rzędami balkonów. Sporo ludzi, przyciszony gwar.  Wystrój w odcieniu czerwieni. Wszystko takie było: fotele, dywany na podłogach, obicia ścian. Dało się wyczuć ten specyficzny nastrój.
Moja głowa chodziła na prawo i lewo. Każdą chwilę przeżywałem na swój indywidualny sposób. Teraz już niczego nie żałowałem.
Na początku chcieli nas posadzić w jednym z pierwszych rzędów, ale Hania pociągnęła mnie za rękę.
-Chodź.
-Gdzie?
-Tam, - powiedziała, wskazując ostatni rząd.
Pod jednym z balkonów były puste  miejsca.
-Co robisz, przecież stamtąd nic będzie widać?! - opierałem się.
-No chodź, nie będziesz żałował, - powiedziała cicho.
No i usiedliśmy. Mimo odległości scena była dobrze widoczna. Dodatkowo było tu luźniej. Widocznie ktoś z widzów nie dotarł na spektakl.
Występ także mnie zachwycił. Panowie w smokingach, panie w długich białych sukniach… obserwowałem wszystko z otwartymi ustami. To była jakaś opera. Nic nie rozumiałem, ale śpiew niósł się w taki sposób, że aż płakać się chciało. Było po prostu cudownie.
Więc zacznijmy jeszcze raz, od początku. Usiadłem na samym końcu, obok mojej koleżanki. Zgasły światła. Przez chwilę nic się nie działo. Później scena zalała się punktowymi reflektorami. Pojawili się aktorzy, czy też śpiewacy. Rozpoczęła się pierwsza aria.
W pewnym momencie Hania wzięła z mojej ręki lekką bluzę, którą zabrałem ze sobą i rzuciła na moje kolana. Spojrzałem na nią zaskoczony. W pierwszym momencie nie miałem pojęcia, co zamierza. Ona tymczasem uśmiechnęła się słodko, dając mi do zrozumienia, że za chwilę się zacznie. Nie wiedziałem do końca, o co jej chodzi, ale nic nie zrobiłem. Po prostu czekałem.
Po chwili poczułem jej dłoń na swoim brzuchu. Zaczęło robić mi się gorąco. Delikatnie pociągnęła podkoszulek do góry, uwalniając go z moich spodni.
Byłem nieco zmieszany. Z jednej strony chciałem patrzeć i słuchać tego co działo się na scenie, a z drugiej... no właśnie. Tutaj szykowało się coś o wiele bardziej interesującego. Zastanawiałem się, czy pozwolić jej na dalszą zabawę, czy odepchnąć jej rękę.
Nie zrobiłem jednak nic.
Na początku ta zabawa była stosunkowo niewinna. Jej palce, a właściwie sam kciuk, wylądował w środku mojego, bardzo wrażliwego pępka. Zaczął poruszać się do góry i do dołu, a później zataczać kółeczka. To było bardzo przyjemne, szczególnie, że znajdowaliśmy się w operze, w tym wspaniałym budynku, w tak przepięknym wnętrzu. Dodatkowo, na scenie śpiewana była aria operowa. Wszystko to wymagało moje podniecenie, przenosiło mnie na jakieś dziwne szczyty duchowego podniecenia.



poniedziałek, 20 listopada 2017

W PGR-erze.

46. Uniosła do góry sukienkę.

Po kilku minutach, trzymając się za ręce, ruszyliśmy dalej.
Miałem ze sobą aparat fotograficzny marki Zenit. Było to cudo, jak na tamte czasy. Duże, wielkie pudło z daleko wysuniętym obiektywem, którym można było robić świetne zdjęcia. Pożyczyłem go od brata. Oczywiście, nie było w nim żadnej elektroniki i wszystko trzeba było ustawiać ręcznie. Nie wszystkie ujęcia wychodziły jak należy. Trzeba było się trochę na tym znać.
Kiedy już wróciliśmy do pomnika Cezara i do słynnych schodów potiomkinowskich, postanowiliśmy zrobić sobie kilka pamiątkowych fotek. Przed wyjazdem włożyłem trzydziesto dwu klatkowy, kolorowy film, taką samą rolkę schowałem w kieszeni. Więc byłem przygotowany na dłuższą sesję.
Hania stanęła na schodach pod cokołem, a ja odsunąłem się na kilkadziesiąt metrów dalej, by objąć, zarówno o jej postać, jaki i sam pomnik. Zacząłem ustawiać parametry: odległość, przesłonę, migawkę. Nie miałem jeszcze wprawy w obsłudze tego sprzętu, a chciałem, żeby zdjęcia wyszły dobrze, więc trwało to dość długo.
W pewnym momencie, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, chyba ze zniecierpliwienia, uniosła do góry swoją, krótką zwiewną sukienkę. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, ale przez mgnienie oka widziałem jej cudowną, słodką cipeczkę. To wystarczyło, abym doznał szoku.
Jednak, równocześnie, stało się coś dziwnego. Mimo, że dookoła kręciło się mnóstwo turystów, nikt nie zwrócił na ten fakt najmniejszej uwagi. Pomyślałem, że jest kompletnie szalona. To zdarzenie spowodowało, że podnieciłem się tak bardzo, iż w moich żyłach prawie zagotowała się krew.
Kiedy już wreszcie ustawiłem aparat, zawołałem.
-Haniu, zrób to jeszcze raz!
-Co?!
-Proszę. Chcę mieć to na zdjęciu!
-No tak, jeszcze czego?! - roześmiała się.
-Ale, proszę.
-No tak! Wiem, że byś chciał, ale nie twoje doczekanie!
To co zobaczyłem spodobało mi się tak bardzo, że zacząłem skamleć o dokładkę, jak szczeniak.
-No ale dlaczego, Haniu?!
Stuknęła się w czoło.
-Czyś ty zwariował?!
Doświadczyłem tak intensywnych uczuć, że cały się trząsłem.
-No ale przecież... to było fajne…
Nie dała się jednak przekonać.
-Nie ma mowy, - powiedziała krótko.
Zrobiłem jeszcze kilka ujęć. Założyła ciemne okulary i, naprędce, upięła włosy w kok. Wyglądała teraz jak agentka z “Bonda”.
Po jakimś czasie to ona zrobiła mi kilka zdjęć. Nigdzie się nie oddalaliśmy, to było pod tym samym pomnikiem. Jeszcze później poprosiliśmy kogoś z przechodniów o zrobienie kilku ujęć.
Muszę zaznaczyć, że takim aparatem nie dało się zrobić ujęcia z ręki, tak zwanego selfie. Zresztą wtedy nikt o tym w ogóle nie słyszał. Aby samemu znaleźć się na fotce, trzeba byłoby zrobić to ze spowolnionej migawki. Jednak do tego trzeba by mieć statyw. Niestety ja go nie miałem. Pozostało mi poprosić kogoś o pomoc.
W końcu stwierdziliśmy, że to co zrobiłem, nam już wystarczy. Bo trzeba pamiętać, że w tamtych czasach, każdą klatkę filmu dokładnie się wybierało. Po tym wszystkim usiedliśmy na schodach prowadzących w dół, do portu i, przytulając się, patrzyliśmy przed siebie.
W którymś momencie moja koleżanka podniosła się i weszła trzy stopnie wyżej. Patrzyła przed siebie. Trudno było mi stwierdzić, czy zrobiła to celowo, ale jeszcze raz zobaczyłem jej cudowną cipeczkę. Teraz w pełnym słońcu.
Położyłem się na tych schodach tak, że moja głowa znalazła się dokładnie pod jej sukienką. Przez długą chwilę nie reagowała, pozwalając mi na takie bezczelne zachowanie. W końcu opuściła wzrok i spojrzała na mnie udając, że jest zaskoczona.
-Ach ty szelmo! - odezwała się. - Podoba ci się? Podoba ci się to?!
-Hahaha… no pewnie! Co ma się nie podobać?!
Znów udawała, że nic się nie dzieje. Pozwoliła mi spoglądać jeszcze przez kilka minut. Później delikatnie się odsunęła i zeszła niżej.
Wykonałem kolejne zdjęcia. Tym razem na tych schodach. Pierwotnie było tu chyba tysiąc pięćset stopni, ale Sowieci podnieśli linię portu, a schody przecięli ulicą. Mimo wszystko zrobiły na nas ogromne wrażenie.
Hania stanęła na górnej krawędzi, a ja zszedłem dużo niżej. Za plecami miała pomnik Juliusza Cezara. Później zrobiłem to samo, tyle, że w odwrotnym kierunku.
Jeszcze kilka razy prosiliśmy innych o pomoc. Na koniec zeszliśmy na sam dół i schowaliśmy się w jakichś krzakach. Usiedliśmy na ławeczce i postanowiliśmy zjeść kanapki, które ze sobą zabraliśmy.



Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...