niedziela, 30 czerwca 2019

Lolita na polowaniu.


29. Była dziką częścią mnie.

Ta dziewczyna  była szalona. Jej zachowanie nie podlegało żadnym, przewidywalnym regułom. Nie byłem w stanie nad nią zapanować. Zresztą, nie wiem, czy ktokolwiek by był. Ona była, po prostu, niewyżyta, niewyżyta seksualnie. Rozpierała ją energia. Pozostawało mi tylko poddać się temu wszystkiemu i brać, brać to co mi dawała, brać pełnymi garściami i niczego nie żałować.
Zdawałem sobie sprawę, że to jest ta moja chwila w życiu, gdzie powinienem pójść na całość z zamkniętymi oczami i mieć na wszystko wyjebane. To było to moje pięć minut, szalone pięć minut, nieokiełznane pięć minut.
Już po chwili dosiadła mnie. Boże, który to już raz. Który to już raz ujeżdżała mnie jak dzikiego ogiera. Zrobiła to szybko i sprawnie, tak, jak to było w jej stylu. Przerzuciła nogę przez mój tułów i usiadła na moim podbrzuszu tyłem. Szeroko rozsunęła swoje uda, dając mi do siebie niczym nieograniczony dostęp.
Chwyciłem w garść swojego drąga i skierowałem wprost do jej rozchylonej cipeczki. Wystarczył tylko jeden szybki, zdecydowany ruch jej bioder w kierunku moich stóp, aby nadziała się na mnie do samego końca. Odchyliła się przy tym do tyłu tak, że prawie leżała na mojej klatce piersiowej.
Trzymałem dłonie w jej pachwinach, palcami rozwierałem podwoje jej słodkiej jaskini. Podpierała się na gdzieś za moimi plecami i wprawiła swoje miodne biodra w płynny, wahadłowy ruch. Cóż mogłem zrobić w tej chwili? Zamknąłem oczy i popłynąłem na fali gorącej rozkoszy w otchłań niebytu kolejnego orgazmu, który zbliżał się szybkimi krokami.
Była moja, była tak blisko. Ustami dotykałem jej żeber. Całowałem czule, zatracałem się w tym wszystkim. Pełnymi płucami wdychałem zapach jej skóry. Poruszała swoją dupeczką trochę do przodu, trochę do tyłu, trochę do góry, trochę do dołu, co jakiś czas starała się wykonywać delikatne kółeczka. W mojej głowie wirowało coraz bardziej.
-Och tak, tak Julio… bierz mnie! Tak bardzo cię pragnę! Och, zabierz mnie do raju! - jęczałem półprzytomnie.
Świat zmienił swoje oblicze. Seks stał się moją drugą naturą. Z tą dziewczyną mógłbym bzykać się bez przerwy, zawsze, wszędzie i w każdych okolicznościach. Przynajmniej takie odniosłem wtedy wrażenie. Tak to czułem. Wszystko, co z nią robiłem, chodź takie wyuzdane, choć takie bezpruderyjne, wydawało się tak bardzo normalne, tak bardzo naturalne dla mnie wtedy. Ona była moją drugą naturą. Ona była tą dziką częścią mnie, która zagnieździła gdzieś w mojej podświadomości i nigdy nie miałem możliwości wykorzystania jej w realnym świecie.
Teraz była tutaj, siedziała na mnie tak słodko. Miałem w pamięci jeszcze tak bardzo dokładnie ten las i te grzyby. To wszystko, co się wtedy wydarzyło było tak bardzo niesamowite. A teraz… teraz z każdą chwilą przybywało nowych doświadczeń i nowych doznań. To było tak cudowne, tak niesamowite, tak bardzo jedyne w swoim rodzaju.
Uniosła się trochę do góry, niedużo, ale to wystarczyło aby jeszcze mocniej nadziała się na mojego twardego kutasa. Wszedłem w jej ciasną, gorącą i wilgotną pizdeczkę do samego końca. W tej pozycji miała dużo lepsze możliwości do pracy, do wykonywania swoim tyłeczkiem posuwisto-wzdłużnych ruchów: góra-dół, góra-dół… Jednocześnie bardzo sprawnie robiła delikatnie okrążenia. Głowica mojego zaganiacza ocierała się o ścianki jej norki i przyprawiała mnie o niesamowite zawroty.
W pewnym momencie odwróciła twarz w moją stronę i odezwała się podnieconym głosem:
-Dobrze ci, dobrze? Powiedz, że ci dobrze. Powiedz, że jesteś zadowolony. Podoba ci się moja cipka?


sobota, 29 czerwca 2019

Lolita na polowaniu.

28. Jazda bez trzymanki.

Teraz już była tylko gonitwa za pożądaniem, pogoń za tą jedyną, cudowną chwilą, za tym jednym momentem. Nie wiem, jak to się stało, znów nie pamiętam wszystkiego. Poderwałem ją do góry na równe nogi, rozebrałem z tych krótkich spodenek, tak szybko, że sam nawet nie wiedziałem, kiedy, to się stało. Później położyłem rękę na jej plecach, zmuszając, by pochyliła się i oparła na kanapie. Ja sam, chwytając ją za te jędrne pośladki, wlazłem kutasem w jej ciasną, boską pizdeczkę.
Jedno gwałtowne pchnięcie i dobiłem do samego końca. Było głęboko, ciasno mokro i obłędnie cudownie. Było rozkosznie. Odpływałem niebyt istnienia. Jej cipeczka opływała już obficie sokami, ze wszystkich ciasno stron obejmując mojego drąga. Pulsowała w intensywnych, rytmicznych skurczach.
Trzymałam ją za pośladki i poruszałem się do przodu i do tyłu, do przodu i do tyłu… raz i dwa, i raz i dwa… rytmicznie, szybko, intensywnie. Czułem, jak przed moimi oczami zapada kompletna ciemność. Miałem wrażenie, że gdzieś w okolicy jest wodospad. Ogłuszający szum odbierał mi  poczucie rzeczywistości.
Byłem w niej. Poruszałem swoim tyłkiem raz za razem, błyskawicznie zbliżając się do niesamowicie gorącego orgazmu.
Och, co to był za niesamowity seks! Szybki, gwałtowny i porywisty jak burza.
Spadła na podłogę. Dobrze, że był na niej miękki dywan. Klęczała na niej, nie mając już na sobie nic: ani góry, ani dołu garderoby. Opadła na kolana i poddańczo opuściła głowę. Chwyciła się za pośladki i rozwarła swoje podwoje. Wpakowałem się w nią niczym grom z jasnego nieba. Oparłem się na jej plecach i w półprzysiadzie zacząłem łomotać jej młodą pizdeczkę.
Grzmociłem bez pamięci, nie dbając o nic więcej. Raz za razem poruszałem swoimi biodrami w tą i z powrotem, w tą i z powrotem… wchodząc za każdym razem do samego końca. Moje jaja odbijały się od jej mokrej bułeczki.
No i wreszcie stało się. Wytrysk był niebiański, słodki i imponujący. Spuściłem się na jej twarz, ale wcześniej uklękła przede mną. Zamknęła oczy, szeroko otworzyła swoją piękną buzię, a ja chwyciwszy się za swojego grubego drąga, ścisnąłem go tuż za napęczniałą żyłą i puściłem pocisk białego, lepkiego nasienia wprost na jej czoło. Długi na trzydzieści centymetrów opadł pięknym łukiem, niczym biała wstęga i rozprysnął się na jej młodej skórze.
Po kilku sekundach na jej ślicznej buzi poprzez nos czoło i włosy widniały dwie grube pręgi, niczym ostre cięcia. Jeszcze przez kilkanaście sekund swoją gęstością trzymały się w jednym miejscu i nie chciały opaść. Tymczasem z mojego chuja popłynęły już kolejne porcje nasienia. Tym razem, trzymając go tuż z a żyłą, ścisnąłem jeszcze mocniej, a strumienie nasienia wpadły prosto w jej otwarte usta.
To było niesamowite. Ona była niesamowita. Myślałem, że zareaguje jakiś w jakiś nieprzewidywalny sposób, że się otrząśnie z tego letargu, wzdrygnie chociaż, ale nie. Zresztą, nie wiem, chyba się łudziłem, licząc na jakieś resztki pruderii w tej młodziutkiej laseczce. Nie wiem, na co, tak naprawdę liczyłem. To prawda, była zboczona i zepsuta do szpiku kości.
Oczywiście, jakżesz mogło być inaczej, nie dała mi żadnych szans. Ściągnęła ze mnie spodnie do końca, chwyciła mojego chuja, który już troszeczkę zaczął opadać, ale wciąż był gruby i twardy. Ujęła go przy samej podstawie, przy samych jajach, mocno ścisnęła, wysunęła swój język i zaczęła lizać, zbierając resztki nasienia.
Drżałem. Już miałem ochotę na kolejny numerek. Jeszcze ten się na dobre nie skończył, a ja pragnąłem więcej i więcej. Nie mogłem się doczekać kolejnych odsłon, ryzykowałem coraz bardziej.
O tak, to muszę przyznać, to była szalona jazda bez trzymanki. Już po chwili leżałem na podłodze zupełnie płasko, a ona spoczywała na moich biodrach i pracowała wytrwale swoim językiem na moim kutasie. Szybko przywracała go do pierwotnej sprawności. Nie mogłem uwierzyć, że mam swoich ramionach tak zgrabną, piękną i młodą dziewczynę.
Chwyciła głowicę mojego chuja w swoje sprawne usteczka i zaczęła ciągnąć, przyprawiając mnie o niesamowite zawroty głowy. Ująłem jej udo i uniosłem do góry. Sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Chyba starałem się dostać do jej mokrej cipeczki. To wszystko, co robiliśmy, było tak bardzo zwariowane i kompletnie pozbawione rozsądku.


piątek, 28 czerwca 2019

Lolita na polowaniu.

27. Cudowne dreszcze rozkoszy.

W przeciągu kolejnych kilku minut zabrała się do pracy jeszcze bardziej zachłannie, jeszcze bardziej zawzięcie. Zbliżyła się i wpasowała między moje uda, podpierając na nich łokciami. Ujęła mojego kutasa po obydwu stronach, a później opadła swoimi słodkimi ustami na lśniącą, fioletowo-czerwoną, porządnie już napęczniałą, głowicę. Łeb mojego grzyba był tak wielki, że trudno było jej objąć go w całości. Chociaż, może nie chciała, nie wiem. Jej usta zapięły się na samym czubku, pochłaniając dziurkę i wierzchołek. Przez całe moje ciało przebiegł słodki dreszcz rozkoszy.
Starając się nie odrywać głowy, uniosła wzrok i spojrzała na moją twarz. Obserwowałem jej, wygięte w pałąk, w plecy, jędrne, zgrabne pośladki. Napinałem swoje uda drżąc i w szybkim tempie zbliżałem się do porządnego orgazmu.
Nie wytrzymałem i już po chwili wyciągnąłem dłoń, położyłem ją na potylicy i delikatnie, ale stanowczo popchnąłem stronę mojego krocza. Nie opierała się. Jej usta otworzyły się szerzej, a mój fiut płynnie i gładko znalazł się w środku. Wciąż patrzyła na mnie, jakby niedowierzając, że to się stało. Byłem w niej, byłem jej w ustach i drżałem z rozkoszy.
Muszę się przyznać, że mam luki w pamięci. Nie wiem, jak to się stało, że już siedziała na mnie. Była na moich biodrach, na moim podbrzuszu nadziana do końca na mojego kutasa. Kręciło mi się w głowie, wirowało tak mocno. Nie potrafiłem nad tym zapanować. Nie potrafiłem zapanować nad drżeniem własnego ciała, nad intensywnym biciem serca i huraganowym oddechem.
Wlazła na mnie tyłem. Boże, wlazła mamie tyłem! Dopadła mnie tak ciasno ze złączonymi udami. Ledwie wjechałem w jej boską, młodą cipeczkę. Starała się pomóc, rozszerzając płatki i poruszając na boki biodrami, ale i tak było obłędnie, ale to obłędnie ciasno. Modliłem się tylko o to, abym dotrwał do końca i nie spuścił się już teraz. Myślałem, że umrę z rozkoszy.
Opadła na mnie do samego końca, siedząc tyłem. Jej cipka obejmowała mnie niczym imadło i wyciskała wszystkie soki, całą energię, a ja z taką rozkoszą chciałem to wszystko jej oddać. Chciał pozostać bez życia, chciałem, by to wszystko ze mnie zabrała.
Boże, nic nie widziałem, nic nie słyszałem, czułem tylko jedno, czułem tylko ten gorący i niesamowicie ciasny uścisk na swoim, spragnionym i napęczniałym do granic możliwości, kutasie. Boże, jak było mi dobrze, jak było mi cudownie! Na całym ciele czułem cudowne dreszcze rozkoszy. Nie mogłem pozbierać się do kupy.
-Oooooohhhh… moja mała, moja mała, zabierz mnie do raju! - jęczałem półprzytomnie.
To było ponad moje siły. Już po chwili nie wytrzymałem. Chwyciłem ją mocno za uda i poderwałem jej drobne ciało do góry tak, że plecami opadła na moją klatkę piersiową. Jęknęła tylko z rozkoszy. Jej cipeczka szarpnęła się gwałtownym, intensywnym skurczu. Czułem, jak pulsuje, jak słodko obejmuje mojego zaganiacza ze wszystkich stron.
Pod moją czaszką śpiewały skowronki, cały koncert malutkich ptaszków. Moja pała wygięła się pod kątem dziewięćdziesięciu stopni tak, aby wciąż pozostawać w jej ciasnej jaskini. Trzeszczała w posadach jak stara stodoła, a ja miałem wrażenie, że za chwilę się złamie. Czułem jak wszystkie żyły na jej powierzchni wychodzą na wierzch i wiedziałem, że zbyt długo już to nie potrwa. Nie chciałem ciągnąć tego w nieskończoność, ale miałem nadzieję, że będzie trwało wiecznie. Było mi bosko dobrze.


czwartek, 27 czerwca 2019

Lolita na polowaniu.

26. Byłem jak król.

To był czarodziejski świat, który teraz, po latach, tak trudno jest mi sobie wyobrazić. Wtedy wszystko było takie proste, takie bardzo żywiołowe. Wtedy większość rzeczy, które wykonywałem, robiłem bez zastanowienia. Oczywiście, takie są prawa młodości. Większości tych zdarzeń później żałowałem, chociaż nie wszystkich, jej nie.
Już po chwili była dla mnie. Była całkowicie dostępna. Krótka koszulka na ramiączkach podwinięta była powyżej cycków, a ja, z niesamowitą lubością i zachłannością, rzuciłem się na nie. Och, jak bardzo były słodkie! Szorstkie sutki i brodawki tak intensywnie drażliwy moje usta.
Chciała tego. Oddawała mi się bez zastanowienia. Oddawała się cała, bez reszty. Wyginała swoje drobne, elastyczne ciało w moją stronę tak, żebym jeszcze dokładniej zajął się jej gorącymi cycuszkami. Patrzyła na mnie z góry. Czułem to. Oddychała coraz głębiej, coraz bardziej ciężko, a ja stałem i lizałem jej skutki. Robiłem to coraz bardziej bez pamięci, jak dziki zwierz, jak istota spragniona zimnej wody w upalny dzień.
Objęła mnie swoją ręką za plecy i tuliła się do mnie swoimi piersiami, a sam lizałem jej sutki. Ocierałem się o nie swoimi policzkami. Coraz bardziej zatracam się w tych intensywnych pieszczotach. Była niesamowita. Nie dbała o to, że przecież mieliśmy już ruszać i pewnie jej ojciec już gdzieś tam na nas czekał. Nie było to ważne. Nie było ważne. Nic, poza nią, nic więcej się nie liczyło. Opierała się na moim udzie, a ja trzymałem ją za te jej słodkie, gorące pośladki. Wciskałem swoje palce w rowek jej spodenek, jakby chcąc spenetrować jej cipeczkę od tyłu. Dociskałem jej cudowne biodra do swojego podbrzusza coraz bardziej, czując jej kobiecość ma swoim, spragnionym ogierze. Było tak dobrze, tak cudownie.
Wszystko, do czego doszło tego dnia, jak i późniejszych, wszystko przekroczyło moje najśmielsze wyobrażenia o tym, co mogłoby się stać. Teraz, po prostu, pozwoliłem się uwieść, pozwoliłem się ponieść rozkoszy, prowadzić w najcudowniejszy sposób. Było mi tak niesamowicie dobrze.
Siedziałem na tej sofie jak król z szeroko rozłożonymi nogami, bardzo szeroko, a ona była między nimi. Była między moimi udami. Z namaszczeniem i pieczołowitością rozsunęła mój rozporek, rozpięła sprzączkę paska, później guzik spodni, odchyliła połówki materiału, a na koniec pociągnęła slipy i wyłuskała mojego, twardego jak kij bejsbolowy, ptaka. Następnie chwyciła swoją drobną rączką i, jak pies, jak młoda napalona suczka, na czworakach, zbliżyła się do mnie. Pochyliła głowę, odrzuciła włosy do tyłu tak, żeby jej nie przeszkadzały, szeroko otworzyła usta i wysunęła daleko język. Najpierw spojrzała z podziwem, a później przejechała od spodu po fioletowej już z podniecenia sękatej głowicy. Zadrżałem, patrząc na to wszystko i nie mogąc uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
Podparła się ramionami na moich udach tak, żeby mieć do mnie dobry dostęp, a później jeszcze raz przejechała swoim językiem od samego dołu do góry: mocno, zachłannie, wilgotnie.
O tak, byłem jak król, jak pan, biorący pieszczoty pełnymi garściami. Dyszałem ciężko, czekając na każdy kolejny moment tego, co miało się stać. Lizała mojego kutasa jak najlepszego loda na patyku. Trzymała go w garści mocno, pewnie i operowała tak, aby jej język dotknął każdej jego części.





środa, 26 czerwca 2019

Lolita na polowaniu.

25. Pachniała słodyczą i seksem.

Zdaje się, że moje życie musiało być z nią splecione. Nawet gdybym chciał, nie potrafiłem od niej uciec. Nie wiem, jak to się stało, czy to był zwykły przypadek, czy też jej celowe działanie. Może jakaś taka młodzieńcza intryga. Nie wiem jak to się stało, nie mam pojęcia jak do tego doszło.
Jako, że mieszkałem sam, a miej drzwi zwykle były otwarte i gotowe do przyjęcia gości, tej soboty, z samego rana, kiedy przygotowywałem się do tego nieszczęsnego polowania, pojawiła się jak duch. Chociaż raczej jak burza. Wtargnęła z uśmiechem i radosnym okrzykiem na ustach:
-Mam cię! Złapałem cię!
Przewróciła mnie na sofę. Ledwie zdążyłem złapać równowagę, a już siedziała na moich kolanach i trzymała mnie za szyję. Chwyciłem ją w talii, a ona pochyliła głowę do przodu. Przerzuciła swoje rude włosy na piersi i przyglądała mi się tymi wielkimi, brązowymi oczami tak, jakby chciała mnie za chwilę zjeść tutaj w tym miejscu. Patrzyłem na nią. Patrzyłam i pytałem:
-Hej mała, co ty wyprawiasz?!
Ona tylko odpowiedziała:
-No co, nie podobam ci się? Nie chcesz tego?! Nie mów, że nie chcesz, bo widzę, że chcesz.
Siedziała na mnie, trzymała mnie za szyję, a ja obejmowałem ją w talii. Moja dłoń od razu powędrowała w dół na jej pośladki. Była w krótkich białych spodenkach i w koszulce na ramiączkach. Czułem tą dupkę, słodką dupeczkę na swoich udach. Czułem jak rozgniata moje jądra swoimi pośladkami i było mi tak cudownie, było tak dobrze. Nie potrzebowałem i nic więcej.
Jasne,że chciałem tego. W tej chwili nie chciałem nic zmieniać. Tak było dobrze. Było tak cudownie. Nie liczyło się nic więcej. Poza tą chwilą, poza tym momentem wszystko, co istniało, przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Byliśmy tylko we dwoje: ja i ona, ja i Julia. Nie zastanawiałem się nad tym, co będzie w tej chwili. Nie zastanawiałem się nad tym, jakie mogą być konsekwencje. Cały ten nocny niepokój odszedł w niepamięć. Zostałem tylko ja i ona, ja i ona.
Siedziała na mnie, na moich kolanach, a ja pobierałem się wezgłowie kanapy i patrzyłem na nią. Chwila wydawała się być czarodziejska, cudowna ulotna i jedyna w swoim rodzaju. Była taka delikatna, krucha, słodka. Moja mała Lolita.
Oczywiście, że tak musiało się stać. Po tym, co wydarzyło się ostatnio w tym lesie, wszelkie bariery, które istniały między mną, a nią, między samotnym bykiem, a tą młodą, subtelną uczennicą przestały istnieć. Byłem tak podniecony, a w mojej głowie tak mocno wirowało, że nie było trzeba dużo, aby rozpocząć gorące zbliżenie.
Zaczęło się prosto, od pocałunku, słodkiego, delikatnego pocałunku. Pochyliła się nade mną. Obydwoje zamknęliśmy powieki, a nasze usta zbliżyły się do siebie i zetknęły wilgotnych pieszczotach. Muskały się nawzajem, tańczyły, obejmując jedno drugie: słodką, gorąco i wilgotno. Była tak blisko, że czułem bicie jej serca. Pochylała się na mnie coraz bardziej, obejmowała mnie pod pachami. Ja swoje dłonie trzymałem już na jej udach i dociskałem mocno do siebie.
Pachniała mlekiem, słodyczą i seksem. Pozycja, w jakiej się znajdowała, sprawiała że mój kutas, w ciągu krótkiej chwili, przybrał swoje maksymalne rozmiary i napierał na materiał spodni, chcąc wedrzeć się w jej cipkę już teraz. Było naprawdę gorąco. Seks wisiał w powietrzu, a ja nie potrafiłem się bronić. Zresztą, nie chciałem.
Czy warto było się bronić przed młodością, przed jej witalnością? Czy nie lepiej było poddać się jej urokowi i dać zwieść się na manowce, zaprowadzić do raju i piekła jednocześnie? No cóż, to pytanie pozostawiam każdemu, kto czyta ten tekst.


wtorek, 25 czerwca 2019

Lolita na polowaniu.

24. Jej ojciec niczego nie podejrzewał.

-Dzień dobry, sąsiedzie, - usłyszałem w chwilę po tym, jak przekroczyłem próg domu i znalazłem się na podwórku.
Stał za płotem, oparty o stalową kratownicę. Przenikał mnie swoimi ciemnymi oczami dokładnie tak samo mocno, jak tej nocy w trakcie tego snu. Wiedziałem, że to są dwa różne światy, jednak wrażenie było zbyt silne. Nie potrafiłem jeszcze się otrząsnąć i po moich plecach przebiegł zimny dreszcz. Patrzył na mnie swoim przenikliwym wzrokiem, ale na jego twarzy królował już tylko uśmiech. Był taki serdeczny, przyjacielski. Zresztą, jak mi się zdawało, znałem go dobrze i wiedziałem, że z jego strony nie powinno mi nic grozić.
No tak, oczywiście, pod warunkiem... no właśnie. Zresztą, trudno było określić, jak mógłby się w tej chwili zachować. Miał tylko jedną córkę. Kurwa, miał na jej punkcie kompletnego bzika. To także wiedziałem. Wiedziałem też, że ona nigdy o czymś takim by mu nie powiedziała. Zresztą, cholera wie.
Teraz patrzył na mnie, a ja zmierzyłem jego sylwetkę pobieżnym spojrzeniem, chciałem odburknąć coś i schować się z powrotem do domu. Chciałem udać, że mam coś ważnego do zrobienia. Nie pozwolił mi jednak. Zawsze tak się zachowywał, kiedy miał do mnie konkretny interes.
-Wie sąsiad, co… - zaczął.
-Tak? -  odpowiedziałem niepewnie.
-Co powiesz na to, gdybyśmy w sobotę wyskoczyli do lasu?
Znów zadrżałem. Przed moimi oczami, i to bardzo wyraźnie, pojawiły się obrazy tego, co zaszło wczoraj. Pamiętałem dokładnie każdy szczegół i wszystko to wymieszane było z tym koszmarnym snem. Powiem szczerze, nie wiedziałem, jak mam zareagować. Najchętniej nigdzie bym się nie ruszał, chociaż… No właśnie. Znów ten nieopisany lęk.
-Mamy taką piękną pogodę. Jak zapewne wiesz, mam strzelbę…
-Nooo wiem…
-No, to pewnie też wiesz, że należę do koła myśliwskiego. Właśnie zaczął się sezon na bażanty. Może byśmy tak coś upolowani? Co ty na to?
Stanąłem jak wryty i patrzyłem na niego uważnie. “Czyżby koszmar się nie skończył?! Czyżbym wciąż spał?! Nie wiem. Boże! Dubeltówka i te oczy. To wszystko jak z tego snu. Nie, nie, to pewnie tylko moje wyrzuty sumienia. Ja pierdolę!” Nie dawałem sobie z tym rady! Potrząsnąłem głową, chcąc pozbyć się złych wrażeń.
-Eeee… ale wiesz, ja raczej… - zacząłem coś nieskładnie mówić.
-Przestań sąsiad. Wyrwiesz się trochę. Ja rozumiem, że ty nie umiesz posługiwać się bronią. Nic nie szkodzi. Rozpalimy ognisko, wypijemy po kielichu, ja coś ustrzelę… sam rozumiesz.
-No, niby tak…
-Tyle razy mi pomagałeś przy ogrodzie. Chcę ci się jakoś odwdzięczyć. Córka też już od dłuższego czasu nagabuje mnie, abyśmy więcej razem spędzali czasu. Daj się przekonać. Zresztą ona też coś o tobie wspominała.
Po moich plecach po raz kolejny przebiegł dreszcz.
-Tak? - spytałem z niedowierzaniem.
-Zdaje się, że chyba cię polubiła.
Choć było jeszcze stosunkowo chłodno, to czułem, że zaczynam się pocić.
-Lubi spędzać czas z tobą, poza tym, dobrych grzybów żeście nazbierali. Żona większość zamarynowała. Piękne prawdziwki. Gratulacje, - mówił dalej.
Znów zadrżałem. Byłem jak osikowy listek.
-Grzyby? A tak grzyby. No tak, tak… jasne. Dzięki.
Nie mogłem pozbierać myśli. Przypomniałem sobie, że cały koszyk dorodnych prawdziwków i podgrzybków kupiliśmy od babuszki siedzącej przy szosie. Gdyby on o tym wiedział! Jasna cholera, przecież większość tego czasu spędziliśmy na miłosnych igraszkach.
-Przepraszam, a gdzie chcesz się wybrać na to polowanie? - spytałem.
W tym momencie wymienił miejscowość i zatrzęsło mną jeszcze raz. To było dokładnie to samo miejsce. Teraz już nie wiedziałem, jak się zachować: zgodzić się, czy odmówić. “Jeśli on o wszystkim wie, a to jest tylko taki wybieg? Ta strzelba i to jego spojrzenie. Czy to coś znaczy? Cholera wie, co może wyjść z tego polowania.”
W końcu, po krótkich namowach, przystałem na jego propozycję. Powiem szczerze, że zaczynałem tego żałować. Jednak, zważywszy na to, że ona miała tam być także, zgodziłem się. To był chyba argument koronny. Julia była jak magnez, który ciągnął mnie do siebie, niezależnie od tego gdzie się by znalazła. Zawsze chciałem być jak najbliżej niej. Całe szczęście, że jej ojciec niczego nie podejrzewał. Niczego nie podejrzewał? Tak naprawdę, trudno było mi to w tej chwili określić.


poniedziałek, 24 czerwca 2019

Lolita na polowaniu.

23. Wykorzystałeś moją córkę.

Nagle stało się coś dziwnego. W pewnym momencie spojrzałem na jej twarz i zobaczyłem w niej przerażenie. To było normalne przerażenie, nie mające nic wspólnego z erotyzmem. Jej oczy zrobiły się wielkie jak złotówki a usta uchyliły się w pół słowa. Nie miałem pojęcia, co się dzieje. Zacząłem cokolwiek podejrzewać w chwili, gdy jej głowa odwróciła się o drugą stronę, jednak wciąż nie rozumiałem skąd u niej taki lęk w oczach.
W następnej minucie zaczęła rozglądać dookoła tak, jakby w poszukiwaniu jakiegoś zagrożenia, jakby w poszukiwaniu czegoś, co kryło się za krzakami. Chciałem spytać, co takiego się stało, ale nie nie mogłem się przełamać, ponieważ ja także zacząłem się panicznie bać.
Dopiero może po dwóch, czy trzech minutach między gęstymi krzakami, tam gdzie było dużo suchych gałęzi, usłyszałam cichy trzask. Chciałbym wierzyć, że były to patyki, ale nie byłem wstanie.  
Kiedy to zobaczyłem, stwierdziłem, że już jest za późno, za późno na cokolwiek, za późno ucieczkę. Między gęstymi zaroślami stał człowiek. To był mężczyzna w średnim wieku. Miał na sobie czapkę i kraciastą koszulę, na ramieniu trzymał strzelbę. To była dubeltówka z drewnianą rękojeścią. Jednak, nie to było w tym wszystkim najbardziej piorunujące.
Przerażające były jego oczy, jego spojrzenie utkwione we mnie. W ciągu jednej sekundy, zrozumiałem w czym rzecz. Przyszedł tu by nie zabić. Poznałem go. To był jej ojciec. To był koniec. Nie wiedziałem, czy błagać o litość, czy próbować jeszcze ucieczki.
W tym samym momencie poczułem silne szarpnięcie za ramię. Dotarło do mnie, że jestem wolny. Nie miałem już na swoim ciele więzów i lin. To ona porpzcinała to wszystko. Zdaje się, że miała jakiś ostry nóż. Teraz ciągnęła mnie za sobą.
-Szybko, szybko, no ruszaj się! Uciekamy! - krzyczała do mnie.
Ruszyliśmy co sił w nogach przez gęste krzaki i zarośla, byle dalej, przed siebie. Biegliśmy nie oglądając się za siebie przez dobrych kilka minut. Byliśmy nadzy i przerażeni.  
Klęczałem z pochyloną głową. Padał ulewny deszcz, była burza. Strugi wody lały się na moje nagie plecy. Czułem jak spływają po mięśniach, jak zalewają mi oczy. Moje kolana były w kałuży. Wiedziałem, że on tam jest, że stoi nade mną z bronią wycelowana w moją głowę. Bałem się ją podnieść i spojrzeć mu w oczy. Czekałem na to, co za chwilę się stanie. Miał to być mój koniec. Czekałem napięciu, może już trochę zrezygnowany. Nie wiem.
W końcu, całkowicie pogodzony ze swoim losem, podniosłem się i stanąłem wyprostowany. Nie otwierałem jednak oczu. Nie chciałem patrzeć w jego twarz, nie chciałem tej konfrontacji. Uniosłem głowę do góry, w stronę spadających kropel wody i starałem się skupić tylko na tym doznaniu. Starałem się nie myśleć o tym, co za chwilę ze mną się stanie. Starałem się i nie czuć przerażenia.
Jednak nie trwało to zbyt długo. Ciekawość i poczucie ostateczności kazały mi spojrzeć śmierci w oczy. Stał przede mną, a na jego twarzy malowało się cierpienie. Płakał. Zresztą, sam już nie wiem, może to tylko deszcz.
-Co ty sobie, kurwa, myślisz zboczeńcu jeden!!!  Wykorzystałeś moją córkę!!! Przygotuj się, to już twój koniec, kutasie jebany!!! - wydarł się na mnie z szeroko otwartymi ustami.
W jego głosie była rozpacz. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Jak się zachować? Przepraszać? Tłumaczyć się? Czy cokolwiek miało jeszcze sens? Bałem się. To było dziwne. Lęk mieszał się z poczuciem pogodzenia z własnym losem, z tą  nieodwracalną rzeczywistością.
W pewnym momencie, znowu stało się coś nieprzewidywalnego. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem, chyba nie mogłem znieść tego napięcia. To było zbyt dużo jak dla mnie. Zacisnąłem pięści, otworzyłam szeroko oczy i, patrząc mu prosto w twarz wrzasnąłem:
-No, strzelaj, strzelaj, skończmy tą głupią grę!!! Strzelaj w końcu!!!
Poderwałem się na równe nogi a następnie usiadłem bezwładnie jak kloc. Po chwili zwiedziłem ciężko głowę i schował twarz w dłoniach. Na ulicy za oknem maszyna myjąca pracowała wytrwale. Żółte, migoczące światła zalewały żaluzje w oknie. Odgłosy pracujących ludzi i silnika tworzyły upiorne wrażenie. Potrzebowałem kilku minut, aby dojść do siebie. Dopiero po jakimś czasie przypomniałem sobie, że przecież wczoraj nic się nie stało. Grzecznie odwiozłem ją do domu i nic złego się nie wydarzyło, a to był tylko zły sen, koszmar, który nienawidził tej nocy. Mimo wszystko wrażenie było niesamowite.


niedziela, 23 czerwca 2019

Lolita na polowaniu.

22. Bawiła się moim workiem.

Dotknęła mnie. Dotknęła mnie tym niesamowitym czymś, co trzymała w ręku. Było zimne, mimo tego upału. Dotknęła gdzieś w okolicy brzucha, tam, gdzie było najwięcej węzłów i liny. Przechyla głowę na jeden bok i uważnie wszystkiemu się przygląda, a ja z wrażenia zamknąłem oczy. Mój kutas błagał o każdą formę pieszczoty, o każdą formę. Byleby tylko mógł doznać orgazmu i spuścić się gorącą spermą wprost na jej dłonie.
To było niesamowite. Chciałem coś powiedzieć. Chciałem powiedzieć: “Julio, och, co ty robisz?!” Nie wydobywam z siebie jednak ani jednego dźwięku, ani jednego dźwięku, oprócz gorących westchnień i cichych odgłosów rozkoszy. Naprężyłem tylko wszystkie mięśnie i czekałem, czekałem dalej, czekałem na to, co się stanie. Była taka zgrabna, piękna i ponętna ale nie mogłem, nie mogłem jej dotknąć, nie mogłem jej wziąć tutaj i teraz. Byłem związany, przymocowany do drzewa tak mocno, że nie mogłem się ruszyć. Byłem całkowicie bezradny, zdany tylko na jej łaskę i niełaskę, zdany na jej pożądliwe spojrzenie.
 Nie potrafiłem sobie wytłumaczyć tego wszystkiego, co się ze mną działo. Zresztą, sam nie wiem, chyba nie chciałem. Tak tak naprawdę, nie chciałem na nic tłumaczyć. W tej chwili zbędne były wszystkie tłumaczenia. Po co to wszystko. Wystarczyło mi tylko to, że ona tu była, że była tu razem ze mną, że byłem nagi, całkowicie bezbronny,że byłem przy niej i dla niej. To mi całkowicie, ale to całkowicie, wystarczało. To było takie było wyuzdane i tak nierealne, tak nierzeczywiste i tak bardzo piękne, że tak bardzo trudno było się tego wszystkiego przyznać nawet przed samym sobą. Nie byłem w stanie nic zrobić. Nie chciałem nic zmienić.
W pewnym momencie pochyliła, a mój fiut, jakby chcąc wyjść jej na spotkanie, uniósł w jej stronę swój łeb i zaczął się szarpać. Jeszcze go nie dotknęła, a on już wyrywał się z mojego krocza i usilnie parł w jej stronę. Czując, jak blisko się znajduje, nie chciał dać za wygraną. Chciał tylko jednego chciał spełnienia. Pochyliła ku temu kawałkowi grubych żył wypełnionych krwią i patrzyła zafascynowana. Nie wiedziałem, co zrobić. Czekałem na każdy jej ruch.
Wyciągnęła dłoń i chwyciła za kawałek liny oplatającej moje udo, sprawdzając, czy aby dostatecznie mocno jest zaciśnięta. Jej dłoń była tak blisko mojego kutasa, a jednocześnie tak daleko. To było tylko tylko kilka centymetrów, a ja nie mogłem jej dotknąć.
Pochyliła się jeszcze bardziej, a później stało się coś, o co błagałem od samego początku. Wyciągała swoje drobne dłonie i chwyciła mnie za jajka. Ujęła je od spodu bardzo czule, delikatnie, a jednocześnie tak bardzo sprawnie i dokładnie. Drżałem, przyglądając się jej z góry. Bawiła się moim workiem spokojnie i bez pośpiechu, z uśmiechem na ustach. Mój jebaka o mało nie wystrzelił prosto jej śliczną buzię.
-Ciekawe…  hmm… ciekawe, czy to co tam masz koteczku będzie w stanie mnie zadowolić. Ciekawe, czy masz tego dostatecznie dużo, aby zalać ciało od góry do dołu? - odezwała się słodkim, pokornym szeptem.
-Boże, Boże dziewczyno, jak chcesz to sprawdzić, to mnie uwolnij! - odpowiedziałem ochrypłym, drżącym głosem.
Ona znów się roześmiała słodko i rozkosznie.
A później ujęła moją grubą pałę w swoje delikatne, czułe dłonie. Chwyciła ją od spodu ostrożnie i powoli uniosła do góry, sprawdzając grubość, twardość i objętość. Jeszcze później przejechała tym pejczem wzdłuż całego trzonu, przyprawiając mnie o intensywne, słodkie zawroty głowy. To było cudowne, to było więcej, niż kiedykolwiek mogłem oczekiwać. Pieściła mojego ptaka, a ja, stojąc w związany przy tym drzewie, drżałem i nie mogłem się ruszyć. Mimo to, niczego nie żałowałem.


sobota, 22 czerwca 2019

Lolita na polowaniu.

21. Pejcz na skórze.

Było mi bardzo niewygodnie. Czułem, że bolą mnie nadgarstki i kostki stóp. Otworzyłem oczy i uświadomiłem sobie, że jestem związany.
“Co jest do jasnej cholery?!” - pomyślałem w rozdrażnieniu.
Nie zmieniło to jednak z mojego położenia, a muszę przyznać, że położenie to nie było ciekawe. Z każdą upływającą sekundą coraz bardziej, zdawałem sobie z tego sprawę. Byłem w lesie, w tym samym, co z moją sąsiadką. Nie mogłem pojąć, co się dzieje. Czyżbym zasnął na chwilę? Dlaczego więc teraz jestem związany?
Wszystko było takie samo. Dzień tak samo upalny i słoneczny, ten sam las i te same szumiące sosny. Stałem przy jednej z nich z rękami złożonymi jak do modlitwy i uniesionymi wysoko nad głowę. Zrozumiałem, że moje dłonie są mocno przywiązane do pnia. Zresztą, nie tylko dłonie. Stopy także. W mojej głowie pojawiało się coraz więcej pytań. Na żadne z nich nie było odpowiedzi.
Kiedy dokładnie i się rozejrzałem, dotarło do mnie, że cały mój tułów jest opleciony grubą linią niczym baleron. Zwoje były ciasne i uwierały w każdym punkcie. Czułem sznur na szyi, biodrach, brzuchu, klatce piersiowej. Jednak, co najbardziej zaskakujące, ten sam sznur czułem też wokół jąder i penisa.
Nie wiem dlaczego, ale w jakiś dziwny sposób czułem niesamowite podniecenie z właśnie tego faktu. Mój kutas sterczał, a jego głowica była sina z pożądania. Wciąż zadawałem sobie pytanie: kto mnie związał? Kto jest za to odpowiedzialny?
Pierwszą nasuwającą się odpowiedzią było: ona. Próbowałem się rozejrzeć, próbowałem ją namierzyć swoim wzrokiem, ale nigdzie jej nie było. Czas mijał, a ja stałem tak goły w tym słońcu po środku tego lasu i podniecałem się coraz bardziej. Zastanawiałem się, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego związany facet, w środku głuszy, z gołym, sterczących fiutem może czuć aż tak wielkie podniecenie. Było to dla mnie dziwne i zaskakujące. Niestety, to co czułem było faktem.
Pojawiła się jak duch: szybko i niespodziewanie. Kiedy już się pojawiła, kiedy już była obok mnie, moje pożądanie wyskoczyło w kosmos i sięgnęło zenitu. Myślałem, że zwariuję.
Stała przede mną. Była kompletnie naga. W dłoni trzymała pokaźnych rozmiarów skórzany pejcz. Już pierwszy rzut oka kazał sądzić, że nie jest to tylko zabawka erotyczna. Narzędzie wykonane było solidnie i, na pewno, czuło sobą już nie jedne plecy.
Drżałem na całym ciele w oczekiwaniu na to, co stanie się za chwilę. Pojęcia nie miałem, jakie pomysły przyjdą jej do głowy. Była młoda, piękna i podniecająca. Była naga, jak Pan Bóg stworzył i miała nade mną całkowitą władzę. Drżałem. Nie mogłem się doczekać kolejnego epizodu tej niesamowitej gry.
Złożyła usta trąbkę i krzywiąc się nieznacznie, odezwała się powoli. Chciała, żeby dotarło do mnie każde jej słowo:
-No i co sąsiedzie, byłeś bardzo niegrzeczny. Teraz odpowiesz za wszystkie swoje występki.
Przejechała wzrokiem przez całe moje nagie ciało. Zaczęła od głowy, poprzez  tors, części intymne i skończyła na czubkach palców moich stóp. W mojej czaszce wirowało jak na karuzeli. Trudno było mi pozbierać myśli. Sama świadomość, że stoję przed nią, związany, bezradny, że może zrobić ze mną wszystko, co tylko się jej żywnie podoba, sama ta świadomość, doprowadzła mnie do szaleństwa. To było jak lawina, której, w żaden sposób, nie da się już powstrzymać. Chciałem tego. Chciałbym poczuć ten pejcz na swojej skórze.
Chciałem, by mnie uderzyła: nie jeden, nie dwa, nie trzy ale więcej razy. To było kompletne zwariowane, niesamowite i trudne do wytłumaczenia. Mój penis unosił się i opadał, unosił się i opadał błagając o dalsze, bezpruderyjne, wyuzdane zachowanie mojej kochanki.
-Och, przepraszam, przepraszam, byłem niegrzeczny, należy mi się kara, - mówiłem do niej.
Mówiłem i sam nie mogłem uwierzyć, że słyszę te słowa, że je wypowiadam. Im bardziej się podniecałem, tym bardziej mój kutas robił się sztywny, gruby i sterczący, a opinający go sznur coraz mocniej dawał o sobie znać. Każdy ucisk liny przyprawiał mnie o silny zawrót głowy.


piątek, 21 czerwca 2019

Lolita na polowaniu.

20. Moje małe ruchadełko.

W pewnym momencie, ale stało się to bardzo szybko, poczułem gwałtowną zmianę w naprężeniu jej ciała. Nagle błyskawicznie pochyliła się do przodu, przygniatając mnie swoim słodkim ciężarem. Zamknęła oczy. Właściwie to zacisnęła powieki, jakby coś dostało się do środka. Czułem, jak mięśnie jej twarzy tężeją. Naprężając się, uchyliła usta w niemym okrzyku.
Jeszcze w tej chwili, nie do końca, zdawałem sobie sprawę z tego, co się dzieje. Dopiero po sekundzie, może dwóch, poczułem niesamowite, wręcz kosmiczne uderzenie na swoim zaganiaczu. To było jak wpadnięcie do czarnej dziury. Wyrwało moją świadomość z posad rzeczywistości. W ciągu ułamka sekundy poczułem jeszcze jeden skurcz. Był jak uderzenie młotem. Czułem jak jej biodra w niesamowitym tempie unoszą się i opuszczają, rozgniatając moje jaja, a jej cipka zaczyna tańczyć w słodkim balecie rozkoszy.
Nie kontrolowała już swoich reakcji. Przynajmniej nie do końca. Jej ciało przesunęło się na bok i wpadło w piasek, a dłonie zacisnęły się na jakichś drobnych gałązkach, gniotąc je tak, że między palcami pokazała się zielona ciecz. Miała mocno zaciśnięte szczęki. Mięśnie jej pośladków intensywnie pracowały na moich biodrach. Jej słodka dupcia unosiła się i opuszczała, unosiła się i opuszczała… a ja szybowałem już w kosmos daleko, bez pamięci, tracąc poczucie rzeczywistości.
Kiedy po wszystkim, powoli się z niej wysunąłem, na jej twarzy malował się uśmiech słodkiego zadowolenia. Nie chodziło tylko o mnie. Chociaż, na pewno, była też zadowolona i szczęśliwa z tego, że i mnie było cudownie. To było widać. Niemniej, jej buzia promieniała czystym zadowoleniem erotycznym, takim zaspokojeniem, wewnętrzna satysfakcją.
Muszę przyznać, że w tym momencie, ja sam byłem bardziej skupiony na tym, co się działo z moim ciałem i umysłem. Jeszcze całkowicie się nie otrząsnąłem z tego cudownego doświadczenia. W mojej głowie bardzo mocno wirowało. Czułem jak włosy uniosły się na moich skroniach.
Leżałem, byłem spocony, buchałem gorącem. Chwyciłem się za chuja i ściskałem go w dłoni tak, jakbym się wystraszył, że poleciało z niego aż tak dużo, tak gęstej spermy. Byłem zszokowany tym, że tak mocno i tak dogłębnie wypełniłem jej jaskinię. Zaciskałem dłoń na chuju tak, jakbym chciał w jakiś sposób to jeszcze powstrzymać.
To wszystko było takie dziwne, bo przecież widziałem, że jest już za późno. Mimo to trzymałem się kutasa tak, jakbym chciał to wszystko zmienić, jakbym myślał, że jeszcze da się cokolwiek jeszcze zrobić w tym względzie. Ściskałem go tak, jakbym miał nadzieję, że mogę się wycofać z tej gry, ale było już za późno.
W tej chwili mogłem tylko obserwować, jak moje nasienie powoli zaczyna się wylewać z jej kobiecości. Nie mogłem się otrząsnąć z tego cudownego podniecenia, które towarzyszyło temu wszystkiemu. Z drugiej strony, w jakiś szatański sposób byłem szczęśliwy, że to się stało. Czułem się tak cudownie. Ryzyko z tym związane jeszcze bardziej podkręcało atmosferę. W tych niezwykłych okolicznościach wszystko było jeszcze bardziej pikantne. Miałem w swoich ramionach tak niesamowitą laskę, że w tej chwili myślałem tylko jednym. Myślałem tylko o tym, aby ją zatrzymać przy sobie, aby ją zatrzymać dłużej. Gdzieś pod czaszką kłębiła mi się myśl, aby już nigdy jej nie wypuścić ze swoich objęć, aby na zawsze została przy mnie. Moja nałożnica, moje małe ruchadełko.
Tak wiem, to nienormalne. Po wszystkim trudno było mi się przyznać do tych myśli nawet przed samym sobą, ale tak było. Chciałem ją wypełnić po raz kolejny moją spermą. Była tak blisko, taka młoda, tak dokładnie czułem bicie jej serca i oddech, tak mocno trzymała mnie za szyję.
Ściskałem własne uda i patrzyłem się na swojego kutasa, którego jeszcze kapało nasienie. O, jak było mi dobrze!


czwartek, 20 czerwca 2019

Lolita na polowaniu.

19. Ssałem jej słodkie cycki.

Ta dziewczyna była bardzo wyjątkowa. Ona doskonale wiedziała, czego chce. Ciągle pozostając tak bardzo niewinną, delikatną i kruchą, zachowywała się jak zawodowa uwodzicielka. Zachowywała się jak kobieta lekkich obyczajów, doskonale znająca swoje rzemiosło i umiejąca wykorzystać własne walory. To ta mieszanina, mieszanina jej urody, młodości, seksu i wdzięku, a jednocześnie jej umiejętności i wprawy w tym, co robiła, powodowała, że w moich oczach była ideałem. Była idealną kochanką. Była boginią seksu. Była Afrodytą, która wyłoniła się z piany morskiej i przyszła tylko po to, by mnie zbawić.
Dosłownie, w następnej chwili, nie pozwalając mi przejąć inicjatywy, siedziała na mnie okrakiem. Jej kolana wciskały się w piasek po obydwu stronach moich pośladków. Jej stopy spoczywały na moich udach, a cipka, ta ciasna cipka intensywne obejmowała mnie przejmującym uściskiem. Obejmowała ze wszystkich stron mojego, władającego już o spełnienie, fallusa.
Nie wiem jak to się stało, ale odruchowo uniosłem swój tors do góry i oparłem się o to drzewko, które było tuż obok nas. Trzeszczało i mało nie pękło ale wytrzymało. Podniosłem się, bo chciałem, chciałem mieć lepszy, jeszcze lepszy, dostęp do jej cudownych, niesamowitych cycuszków. Och, jak bardzo były słodkie! Jak bardzo mnie podniecały! Chropowatość  sutków, jej twardych antenek wyrzucała moją świadomość daleko na orbitę.
Ułożyłem swoje dłonie na jej biodrach i pracowałem razem z nią: do góry i do dołu, do góry i do dołu, do góry do dołu… Mój twardy kutas wchodził w nią tak głęboko, tak ciasno docierał do samego końca. Czułem jak wszystkie żyły na jego powierzchni wychodzą i jeszcze bardziej napinają się. Czułem olbrzymie ciśnienie w jajach. Czułem jak jak coś mówi mi, że to już, że już powinienem uwolnić w nią moje gorące pożądanie, że już powinienem ją wypełnić po brzegi swoim spełnieniem.
Była na mnie. Była na mnie, taka słodka, taka delikatna, a mimo to jej pośladki były tak szerokie, takie duże. Jej cipka  tak mocno obejmowała mojego kutasa. Och, jak bardzo było mi dobrze! Siedziała na mnie, przytulona do mojego tortu, przyklejona do mojej klatki piersiowej, a ja ssałem jej słodkie cycki bez pamięci. Zatracam się w jej słodkim ciele. Całkowicie oddawałem się w jej posiadanie. Bez reszty brnąłem w te słodkie doznania, które mi dawała.
Ujęła mnie za głowę. Jeszcze mocniej wciskała w siebie. Wciskała moją twarz w swoje jędrne piersiątka. Ledwie żyłem ze szczęścia, które mi dawała. Unosiła się i opadała, góry i do dołu, do góry i do dołu…  
Po jakimś czasie wyprostowała się i odchyliła do tyłu. Tak wygięta oparła się na moich kolanach. Chciała lepiej utrzymać równowagę. Czułem ją całym sobą. Czułem, że ten jeden, jedyny moment stoi już u drzwi mojego organizmu, mojej świadomości.
Opadłem plecami na piasek i starałem się patrzeć na to, co robi moja kochanka. Mój fiut siedział w ciasnej cipeczce tak słodko, poruszał się w jej wnętrzu, a ona wygięta do tyłu kołysała się wolno w górę i w dół, w górę i w dół… Patrzyłem na jej cipkę. Patrzyłem, jak ciasno obejmuje mojego drąga. Patrzyłem na jej falujące cycki. Patrzyłem na jej, wykrzywione w grymasie podniecenia, usta. Ona także mnie obserwowała.
Odnosiłem wrażenie, że chce mieć podgląd na wszystko, co się ze mną dzieje. Siedziała na mnie równo, gładko i pewnie. Poruszała się na moim chuju do góry do dołu, a on wdzierał się w nią do samego końca. W szybkim tempie zbliżałem się do słodkiego, przejmującego orgazmu.

środa, 19 czerwca 2019

Lolita na polowaniu.


18. Coraz bardziej wilgotna.

Dopiero po kolejnych kilku minutach pozwoliłem sobie na to, by ułożyć się wygodnie tuż za jej plecami. Wykonałem jedno głębsze pchnięcie, aby wejść w nią do połowy, aby poczuć na swoim drążku jej ciasną, mokrą kobiecość. Teraz musiałem zatrzymać się na moment i chwycić haust powietrza, aby pozwolić całemu napięciu, gromadzącemu się w moich trzewiach, na rozprowadzenie swojej energii w pozostałej części ciała. Musiałem to zrobić, abym mógł dalej cieszyć się jej cudowną cipeczką.
Nie wiem dlaczego, była coraz bardziej ciasna, coraz bardziej wilgotna i tak oszałamiająco gorąca. Cieszyłem się wszystkim, co w tej chwili odbierałem swoimi zmysłami. Rozpostarłem szeroko palce prawej dłoni i chwyciłem ją za udo okolicy tego cudownego wzgórka. Później uniosłem je do góry w taki sposób, aby mieć do niej jeszcze lepszy dostęp.
Otworzyła szeroko usta i westchnęła głęboko, a ja rozpocząłem powolną, lecz rytmiczną pracę swoimi biodrami.
Nie wiem, ile to wszystko mogło trwać. Trudno pozbierać to wszystko do kupy. Tak trudno ułożyć fakty w odpowiedniej kolejności. Była moim aniołem, który zstąpił wprost z nieba, aby zabrać mnie tam z powrotem, aby zabrać mnie raju. Moja cudowna, niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju, Lolita.
Za którymś razem, gdy mocniej w nią wszedłem, kiedy wepchnąłem się moim dyszlem w jej ciasne podwoje do samego końca, aż poczułem opór, szeroko otworzyła usta i głośno westchnęła:
-Uuuuuuaaaaahhhh!
Spojrzała na mnie z zaskoczeniem, jakby z niedowierzaniem, że mój Jaś jest taki duży, taki gruby i tak ostro atakuje jej młode wnętrze. Lecz ja już się tym nie przejmowałem. Odwróciłem ją bardziej na plecy tak, że cyckami wcisnęła się w ten gorący piasek, mocniej chwyciłem ją za biodra uniosłem je do góry. Poprawiłem pozycję tak, by jej cipka, ta mała pieprzona pizdeczka znalazła się dokładnie na wprost mojej twardej, grubej fujary. O tak! Tak było dobrze. Tak było doskonale. Myślałem sobie:
“Ty mała dziwko, zobaczysz jeszcze, na co mnie stać! Chcesz tego?! O tak! Chcesz tego. Chcesz mojego chuja głęboko w sobie! Chcesz go poczuć mocno! No to czujesz!”
Usunąłem szeroko jej uda tak, że jej pośladki rozjechały się na dwie strony, a cipka rozwarła się, dokładnie odsłaniając swoje najdrobniejsze elementy. Popchnąłem raz, drugi, trzeci… aż zakręciło mi się w głowie. Tak było dobrze, tak było cudownie. Tak doskonale dopasowała się do moich bioder, że chciało się tylko ruchać  i ruchać.
Dyszała ciężko, a ja poruszałem się w niej powoli, ale głęboko, do samego końca. Czułem coraz bardziej intensywne pulsowanie w skroniach. Było mi tak cudownie dobrze.
Po jakimś czasie znów znalazła się między moimi nogami. Teraz rozsunęła je sama, sama i to bardzo szeroko. Usadowiła się pośrodku. Później, bez najmniejszego zastanowienia, ujęła moją grubą, żylastą fujarę i, patrząc na mnie maślanymi oczami, zaczęła przesuwać językiem od spodu, wzdłuż całej jej długości, poczynając od podstawy, a kończąc na samym wierzchołku. Używana przy tym bardzo dużo śliny. Jej język poruszał się bez oporu, sprawiając, że nie byłem w stanie wydusić siebie żadnego dźwięku. Mój oddech ugrzązł gdzieś w moich płucach i nie mógł się stamtąd wydostać.
Spoczywała tak między moimi, szeroko rozwartymi, udami, pochylona z uniesioną twarzą i oczami wpatrującymi się we mnie. Spoczywała tak z pośladkami wypiętymi wysoko w górę, tak bezwstydnie, lubieżnie. Lizała mojego chuja, sprawiając, że nie pragnąłem już niczego więcej. Była taka słodka, cukierkowa, taka dziewczęca, delikatna i taka moja, tak bardzo, bardzo moja.


Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...