38. Eutanazja głupku.
Popatrzył na mnie współczującym wzrokiem.
-Posłuchaj, zostańmy kumplami. Tutaj musimy trzymać się razem. Za takie przestępstwo grozi ci co najmniej pięć lat.
-No coś tam słyszałem, ale wciąż nic nie rozumiem. Przecież to niemożliwe. To jakaś paranoja. Za chodzenie w ubraniu pięć lat??
-To jeszcze nie wiesz, co jest możliwe w tym świecie. Jak masz na imię? W ogóle masz jakieś imię? No nie, pewnie, że musisz mieć imię. Za ładnie wyglądasz, żeby nie mieć imienia.
Mówił, a ja miałem wrażenie, jakbyśmy gadali w innych językach.
-Dostanę jakieś ubranie? - spytałem, - Nie mam nic przeciwko naturyzmowi, ale wolałbym chodzić w ubraniu.
Zakrył mi usta ręką.
-Zamknij się, kurwa, - szepnął z zacięciem, - Jak nie chcesz mieć jeszcze większych problemów, to nie gadaj nic o ubraniu.
Wyrwałem mu się.
-Przestań. Co ty w ogóle gadasz?
-Co gadam? Co gadam? Kurwa tu są wszędzie kamery. Zapamiętaj: zero ubrań. Jak ci każą użyć kutasa i którąś z nich zerżnąć, to zrób to bez ociągania i sprzeciwu. Jesteś tylko facetem, a facet nie ma żadnych praw.
-Co? Niemożliwe.
-No kurwa, z choinki się urwał. Nie dziwię się, że masz kłopoty. Po mojemu to do końca życia nie wyjdziesz z pierdla. Ciesz się, póki w nim nie jesteś.
-Co? A to nie jest więzienie?
Zaczął się serdecznie śmieć. Nie mógł przestać. Kiedy w końcu skończył, powiedział spokojnie.
-No nie. To nie jest więzienie. To hotel. Tu jest spoko. Jak trafisz do pierdla, to na pewno będziesz wiedział.
-Ej wy dwaj, - odezwał się ktoś z naprzeciwległej celi, - o czym gadacie? Jesteś nowy, prawda? Nie gadaj z nim. To przybłęda, zawszony bezdomny. Chuj go wie, gdzie się szlajał.
-Co, ja bezdomny?! - obruszył się mój sąsiad, - Może i bezdomny, ale przynajmniej wiem, jak wygląda wolność, ty służalczy przydupasie bogatej pani burmistrz.
Tamten nie pozostał obojętny na zaczepkę.
-Ja przynajmniej jestem rasowy. Mam rodowód, pochodzę z najlepszej hodowli w kraju, a ty co, kundlu jeden?
-Hahaha… nie chciała cię. Przyznaj się. Pewnego pięknego dnia zostawiła cię samego w lesie, co?
-Nie zostawiła, tylko zapomniała o mnie, pieprzony zasrańcu. Jak stąd wyjdę, to zobaczysz!
-Co zobaczę, co zobaczę?! Jeszcze masz nadzieję, że ponownie cię przygarnie? Jaki ty jesteś naiwny. To się nigdy nie dzieje.
-Zamknij się kundlu!
Ten jakoś się nie przejmował.
-Wiesz, co cię teraz czeka? Wiesz? Prawda, że nie wiesz? Zauważyłeś, że zdjęli ci tę piękną obrożę, którą miałeś, jak tu przyjechałeś. Dadzą ci inną. Już nie taką ładną. Oczywiście jak będziesz miał szczęście. Powiedzieć ci coś, baranie? Idziesz do adopcji. Słyszałem, jak o tobie w nocy gadali.
-Co ty pierdolisz?! Moja pani nigdy mnie nie zostawia samego. Jest dla mnie dobra. Dba o mnie. Na pewno przyjedzie, zobaczysz.
-Ta, już to widzę… Dobra schowaj się w głębi celi, to się odpierdoli. Nie ma sensu się z nim kłócić.
Odchodząc, spytałem jeszcze:
-O co w tym wszystkim chodzi, bo nie rozumiem?
-Z adopcją? Co? No wiesz, jak facet ma dobre geny i sprawnego kutasa to zawsze jakaś baba go przygarnie. No znajdzie dom.
-Jak to znajdzie dom?
-Ty nic nie kapujesz? My nie jesteśmy wolni. Należymy do kobiet i to one decydują co się z nami stanie.
W tym samym momencie drzwi wejściowe z głośnym trzaskiem się otworzyły i stanęły w nich dwie piękne cycate kobiety. Do obojczyków miały przypięte pagony z insygniami, innymi niż te, które należały do policjantek. Przeszły przez cały korytarz i zatrzymały się przy ostatnim pomieszczeniu. Usłyszałem, że elektroniczny zamek odskoczył a później głos bardzo zdenerwowanego mężczyzny. Krzyczał:
-Zostawcie mnie, zostawcie! Nigdzie nie pójdę!
Słychać było szamotaninę.
-Tylko podejdź ty wredna ździro! Jak ci przypierdolę, to się nie podniesiesz! No chodź, no chodź…
-Marian, zachowuj się spokojnie. Wiesz, że nie masz żadnych szans, - odezwała się jedna z nich, - Obiecuję, że to nie będzie bolało. Zrobimy to szybko i sprawnie.
Spostrzegłem jedną rzecz. Z chwilą kiedy weszły na bloku zapadła grobowa cisza. Teraz oprócz tego faceta w ostatniej celi i kobiet nie było słychać żadnego odgłosu. Wszyscy jakby zamarli.
-Ty, - zwróciłem się do kolegi, - co się dzieje? Co one od niego chcą?
-Ciii zamknij mordę, - powiedział cicho, - jak chcesz żyć, to się nie odzywaj.
-Co? Co się dzieje?
-Eutanazja?
-Nie rozumiem.
-Eutanazja, głupku.
-Niemożliwe… co ty pierdolisz? Dlaczego? Co on zrobił?
-Nic nie zrobił. Nie musiał nic robić. Po prostu nikt go nie chciał.
W tym samym momencie po moich plecach przebiegł zimny dreszcz.
-Boże to jakiś koszmar, - wyrwało mi się.
-Koszmar nie koszmar, jak chcesz żyć to bądź grzeczny, kurwa, bardzo grzeczny, ładnie się uśmiechaj, ruchaj, jak ci każą i odzywaj się tylko wtedy gdy pytają.