poniedziałek, 31 grudnia 2018

Syrena.

43. Robiła mi tak dobrze.

Jej wilgotne, gorące wargi dotknęły grubej jej napęczniałej, żyły oplatającej łeb mojego fiuta. Przez chwilę tak została. Tworząc delikatne podciśnienie w swojej buzi, przyssała się do mojego penisa tak, jakby chciała zrobić  malinkę.
Czułem szybko przebiegające fale gorąca przez całe moje ciało od głowy do stóp, od stóp do głowy. Jej zachowanie wzbudzało we mnie skrajnie silne emocje. Żadna laska do tej pory nie robiła mi loda w ten sposób.
Dosłownie po minucie złożyła gorący pocałunek dokładnie na czubku mojego prącia. Wypuściła wtedy z ust bardzo dużą ilość śliny, która popłynęła wzdłuż grubego trzonu i zatrzymała się na jej paluszkach. Między jego wierzchołkiem, a jej słodką buzią utworzyła się wilgotna, lepka nić.
Patrząc na to wszystko, drżałem. Nie dowierzam własnym oczom. Myślałem, że to tylko złudzenie, refleks w blasku księżyca. Jednak, kiedy dokładnie i się przyjrzałem dotarło do mnie, że zrobiła to specjalnie.
Jej buzia była uchylona i połączona z moim kutasem słodką pajęczyną śliny. Laska miała zamknięte oczy i chyba nie do końca zdawała sobie sprawę, że tak doskonale jej to wyszło.
Tymczasem ja drżałem i szarpałem się we wciąż narastających konwulsjach rozkoszy. Coraz trudniej było mi ogarnąć to wszystko.
To było szalone i niesamowite, właściwie, nie wiedziałem czemu ma służyć. Przecież i tak byłem podniecony do granic możliwości. Czy chciała w ten sposób trochę poznęcać się nade mną? Być może chciała pokazać swoje umiejętności w tej dziedzinie. Miałem nieodparte wrażenie, że po prostu bawi się maną, że bawi się w moim podnieceniem. Miałem wrażenie, że cieszy ją to, jak bardzo drżę, jak bardzo szarpię się w kolejnych konwulsjach narastającej rozkoszy.
Chwyciła mojego ptaka, chwyciła go oburącz. Właściwie, zrobiła z niego kanapkę. Siedział w jej dłoniach niczym gorąca parówka w bułce. Jej palce były wyprostowane, a rozpostarte dłonie zakrywały go jedna od góry, druga od dołu.
W tym samym momencie przez całe moje ciało przebiegła sama rozkosz. Przed moimi oczami pociemniało, w uszach usłyszałem jednostajny szum. Mój oddech był bardzo ciężki i głęboki. Stopniowo odpływałem w rozkosz gorącego orgazmu.
Chciałbym na nią spojrzeć po raz ostatni przed wytryskiem. Uniosłem się na łokciach, otworzyłem oczy i, w ciemności nocy rozświetlonej blaskiem księżyca, patrzyłem.
Ona również mi się przyglądała. Jej wąskie oczęta błyszczały czernią kosmosu. Usta uśmiechały się szeroko. Była tak niesamowicie słodka.
Znów mnie pochłonęła. Boże, nie mogłem wytrzymać z rozkoszy! Rozpływałem się w jej słodkich pieszczotach. Ginąłem i pragnąłem, by wykorzystała mnie do cna, by nie pozostało po mnie nic. Pragnąłem oddawać się jej bez reszty, pragnąłem dawać jej mojego fiuta. Chciałem by brała go w posiadanie. Chciałem by bawiła się nim tak jak umie, żeby bez przerwy robiła mi tak dobrze, tak słodko. Chciałem, by trwało to bez końca. W tamtej chwili niczego innego tak bardzo nie pragnąłem.
Znów się pochyliła. Boże, jakaż ona była doskonała w tym co robiła! Jej rączki były tak zwinne, tak drobne, tak delikatne, tak precyzyjnie chwytały moją fujarę, że już chciałem strzelać w jej buzię.
Pochyliła się nade mną, otworzyła usteczka i znów zrobiła nimi tego ptaszka. Cmoknęła w sam czubek, ledwie ogarniając wierzchołek w mojej pyty. Znów obfitymi strumieniami zewsząd popłynęła ślina. Czułem ciepło i wilgoć. Czułem się tak blisko, tak doskonale. Nie byłem w stanie panować nad tym, co się działo. Nie byłem w stanie zapanować nad reakcjami własnego organizmu.

Swimming-pool

niedziela, 30 grudnia 2018

Syrena.

42. Ptaszek w gniazdku.

Opadła, najpierw na kolana, a później bardzo głęboko pochyliła się nad moim kroczem. Chwyciła moją wielką napęczniałą niczym gigantyczny morski wąż, fujarę w swoją drobną rączkę, a później jej usta błyskawicznie zwarły się na sinej z podniecenia głowicy.
-Oooooooohhhh! - wyrwało się z mojego gardła długie i przeciągłe westchnienie.
Jakaż ona była dobra w tym co robi! Cóż mogłem zrobić? Mogłem tylko czekać na dalszy przebieg wypadków. Czekać i delektować się tym, co ta młoda dziewczyna będzie ze mną wyprawiała.
Po chwili puściła go. Wyprostowała się i, trzymając w dwóch palcach, pokazała mi swój najsłodszy uśmiech. Patrzyła na moją wielką fujarę i uśmiechała. Zakryła przy tym swoje drobne usta tak, jakby nie dowierzała, że to coś urosło do takich rozmiarów, że jest tak wielkie. Patrzyła z podziwem i zachwytem, tak jakby zastanawiała się, w jaki sposób może jeszcze go wykorzystać, jak może się nim zabawić. Widać było, że jest zachwycona. Podziwiała jego rozmiar, kształt i wszystko inne. Widać było, że lubi ten sport, że lubi brać kutasa do ust, że lubi lizać, ciągnąć druta. Widać było, że bardzo lubi ten szczególny rodzaj seksu.
Patrząc na jej młodą śliczną buzię, również byłem bardzo zachwycony. Chociaż może odbierałem to z innej strony. Byłem zachwycony, bo to ja byłem biorcą tych wszystkich wspaniałości, które chciała mi zaoferować. Ja otrzymywałem, a ona dawała.
Później położyła go płasko na moim podwórzu i przycisnęła do ciała. Zrobiła to tak niewinnie jak mała dziewczynka. Delikatnie obydwiema rączkami. Uniosła głowę i z rozbrajającą szczerością, a jednocześnie zapytaniem w tych czarnych oczach, spojrzała na mnie.
Myślałem, że ją zjem. Chciałem się na nią rzucić i znów spenetrować. Nieważne w jaki sposób: na leżąco, na stojaka, od tyłu czy od przodu. Nieważne. Chciałem ją posiąść, najnormalniej w świecie wyruchać. Jednak nie zrobiłem tego. Czekałem.
Czekałem na to, co się stanie w dalszej kolejności. Czekałem w ogromnym napięciu.
Znów się pochyliła, znów trzymała go w swoich rączkach, tuż poniżej głowicy. Obejmowała jak mikrofon: czule, delikatnie, jednocześnie mocno, tak, żeby przypadkiem jej nie wypadł. Bardzo szeroko otworzyła usta, wysunęła język i, przymykając powieki, przesunęła nim wzdłuż wędzidła. Zakończyła tuż przy samej dziurce na jego wierzchołku.
Moim ciałem, od czubka głowy, po koniuszki palców stóp, szarpnął słodki, przejmujący dreszcz: raz, drugi i trzeci. Byłem przekonany, że jeśli zrobi to powtórnie, będzie po wszystkim, że spuszczę się w te jej słodkie usteczka.
Nie mam pojęcia, czy właśnie o to jej chodziło. Była tak niesamowicie rozbrajająca i słodka, że chciałem być otwarty i odkryty tak mocno, jak tylko się da. Chciałem być jak otwarta księga, bez barier i granic. Chciałem oddawać i pokazywać jej moją słabość. Chciałem robić to do końca. Było mi tak bardzo dobrze.
Jeszcze raz pochyliła się nad moim przyrodzeniem. Mogłem tylko szerzej rozstawić swoje kolana. Chciałem dać jej więcej miejsca. Chciałem, by zajęła się mną bardzo dokładnie.
Wpakowała się między moje nogi jak mały jest szczeniaczek. Ujęła mojego wielkiego zaganiacza u samej podstawy. Trzymała go delikatnie i mocno jednocześnie. Przy okazji zagarnęła dłońmi jądra.
Po chwili uchyliła swój malutki dziubek. Wyglądała jak ptaszek w gniazdku. Przekręciła swoją głowę nieco na prawą stronę i chwyciła swoimi słodkimi usteczkami dolną krawędź kapelusza mojego grzyba.

Latina Cork Scews Big Dick in the Swimming Pool

sobota, 29 grudnia 2018

Syrena.

41. W pozycji stojącej.

W mojej głowie wirowało. Przed oczami, jak fajerwerki, krążyły kolorowe kółeczka. Ona tylko dyszała, jęczała i stękała. Jej małe piersi podskakiwały i kołysały się na boki. Pod palcami czułem, że jej sutki zrobiły się jeszcze większe a brodawki ciemniejsze. Było mi tak cudownie dobrze.
Kiedy to teraz piszę uśmiecham się do siebie. Jaki ja wtedy byłem młody, pełen energii, napięcia i podniecenia. Bóg jeden raczy wiedzieć, ile w moich żyłach budowało testosteronu, ile wtedy miałem siły, pomysłów.
Zdaje się, że ona przynajmniej w tym względzie, była do mnie podobna. Hmm… bardzo podobna. Obydwoje byliśmy głodni z seksu, wypożyczeni i spragnieni. Umieliśmy porozumieć się w tej dziedzinie bez jednego słowa.
Tego wieczoru szaleliśmy na całego. Żyliśmy pełnią życia, żyliśmy tak mocno, jak tylko się dało. Nie patrzyliśmy na czas, nie patrzyliśmy na okoliczności. Rżnęliśmy się jak para dzikusów, tak jakby świat za chwilę miał się skończyć. Rzucałem się na nią, a ona na mnie tak, jakby miało nam siebie za chwilę zabraknąć.
W następnym momencie poderwałem ją z ziemi i odwróciłem przodem do siebie. Kiedy na mnie spojrzała, jej twarz emanowała głębokim podnieceniem. Uśmiechała się do mnie jak mała, głupia nastolatka, która wreszcie dostała to, czego chciała.
Chwyciłem ją pod udami i podrzuciłem do góry. Jej drobne ciało poszybowało w powietrzu, nie stawiając większego oporu. Wylądowała na moim torsie. Spadła okrakiem, z głośnym klapnięciem.
Podtrzymując jej nogi w okolicy kolan, powoli opuściłem. Jej pośladki opadły na mojego wielkiego kutasa, który aż rwał się, by wleźć w jej ciasną pizdeczkę.
Nie minęła chwila i wlazł. Och wlazł! Wlazł miękko i głęboko, aż zawisła na nim jak ofiara na palu średniowiecznym.
-Ooooohhh! - jęknęła tylko, wtulając się twarzą w moją szyję.
Drżała. Objęła ramionami moje plecy i tak została. Chwiałem się, nie mogąc utrzymać równowagi. Mimo, że na pozór bardzo lekka, swoje jednak ważyła. Starałem się jej nie puścić i utrzymać ten słodki ciężar na swoich biodrach.
Było tak dobrze, tak cudownie. Och, tak głęboko w nią wchodziłem! Tak bardzo głęboko! Była tak blisko. Jej drobne ciało tak mocno przywierało do mnie, tak mocno ją czułem i tak dokładnie. Odbierałem swoimi zmysłami każdą jej część, niemal każdą komórkę jej ciała. Miałem ją. Miałem tuż przy sobie. Było niesamowicie i bosko.
Powoli, spokojnie, tak, aby ze mnie nie spadła, zacząłem ją opuszczać i unosić opuszczać i unosić… Za każdym razem, w moje ucho wyrzucała z siebie ciche westchnienia.
Kochaliśmy się tak dobrych kilka minut, tak długo, jak starczyło mi sił.
W końcu pękłem. Załamałem się ale nie pod wpływem jej ciężaru, tylko własnego podniecenia, którego nie byłem w stanie opanować. Było mi tak dobrze i tak słodko, że nie miałem już sił podtrzymywać jej ciężaru na swoich biodrach w pozycji stojącej.
Kiedy stanęła na własnych nogach, a ja chwiałem się w posadach jak antyczny kolos, błyskawicznie przeszła do kontrataku. Trwało to dosłownie sekundę. Popchnęła mnie tak mocno, że straciłem równowagę i upadłem na mokry piasek. Przy okazji bardzo dokładnie poczułem wszystkie drobne kamyczki pod swoimi pośladkami. Nie miało to jednak większego znaczenia. Nie było czasu na głębsze zastanowienie.


chamaca lamiendo en la alberca

piątek, 28 grudnia 2018

Syrena.

40. Na czworakach jak piesek.

Następnie, zastosowałem chwyt rodem z zapasów. Swoje przedramiona włożyłem od tyłu pod jej pachy i dłońmi chwyciłem za obojczyki. W ten sposób mocno ją trzymając i nie pozwalając zmienić pozycji, zamierzałem dokonać swojego nikczemnego dzieła, czyli zerżnąć ją jak starą sukę. W tym właśnie momencie jakby oprzytomniała. Miałem wrażenie, że stara się bronić. Jakby do samego końca nie wierzyła, że to się dzieje naprawdę. No niestety, działo się.
Teraz przymierzyłam lufę armaty do jej otworu wlotowego. Stanąłem w szerokim rozkroku i obniżyłem ciężar swojego ciała. Byłem jak buhaj, jak byk, jak kawał małpy. Byłem jak włochaty napakowany testosteronem goryl, który nie potrafił już nad sobą zapanować.
Mój kutas nie był najmniejszych rozmiarów, o nie. Powiem szczerze, w tamtej chwili był wielki, naprawdę wielki. Sterczał niczym rakieta, pełny żył i sęków.
Na chwilę, jakby się zawahała i delikatnie rozchyliła uda. Nie pomagałem jej w tym. Mimo swojego ogromnego podniecenia, nie byłem skłonny zmuszać jej do czegokolwiek. Wykorzystałem tylko ten moment i wszedłem tam swoim drągiem. Och, jak było mi dobrze! Poczułem wilgotne ciepło i delikatny opór.
Wykonałem jedno mocne szarpnięcie, pociągając jej ciało za ramiona i byłem w środku.
-Aaaaaaaaaahhhh!!! - westchnęła przeciągle jak niewinny szczeniak.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że chyba mój fiut był za duży w stosunku do jej cipeczki. Nie dbałem, jednak, o to. Było tak cudownie, tak bosko, a ja byłem, po prostu, bydlakiem, który chciał zerżnąć tą małą niemiecką kurewkę. Przecież sama nawinęła się pod moje ręce, a ja czułem się doskonale w roli bezwzględnego penetratora.
O tak, o to przecież chodziło. Teraz nie było już odwrotu. Trzeba to było skończyć najlepiej jak tylko umiałem.
-Ty mała zajebana cipo! Zaraz ci pokażę! - warknąłem, wiedząc, że i tak mnie nie zrozumie.
W głowie mi wirowało. Czułem, że za chwilę eksploduję. W ten sposób, będąc na granicy orgazmu, wykonałem kilka pierwszych ruchów.
Raz, dwa, trzy… mocno i gwałtownie. Było niesamowicie słodko. Teraz czułem intensywny opór jej ciasnej norki. Mimo, że mój taran rozdzielał ją na strzępy, jakoś specjalnie nie protestowała. Owszem, jęczała, wzdychała i piszczała, ale było to raczej spowodowane narastającym podnieceniem.
To wszystko tak bardzo mi się podobało. Miałem ją w swoim posiadaniu i robiłem to, co chciałem. Ta przygoda była cudowna. Mała, czarnowłosa dziewczyna drżała na całym ciele. Była taka niewinna i taka…  sponiewierana przeze mnie, wymęczona przez mojego kutasa, który penetrował jej wnętrze z całą siłą, bezwzględnie jak potwór.
Po jakimś czasie, w amoku gorącego uniesienia wypadła z moich objęć. Ja nie byłem w stanie jej utrzymać, a ona nie mogła ustać o własnych siłach. Opadła na kolana, a ja wraz z nią.
Klęczeliśmy w piachu. W zagłębieniach pod naszymi kolanami zaczynała się już zbierać woda. Wciąż w niej byłem. Nawet na chwilę nie opuściłem jej gorącego wnętrza. Jebałem.
Na czworakach jak piesek pochylona do przodu oddawała mi się w posiadanie. Oddawała to, co miała najcenniejszego: całą siebie, swoją słodką cipeczkę.
Nie czułem już żadnego wstydu i skrępowania. Robiłem to tak, jak chciałem. Chwyciłem za nadgarstek jej prawej dłoni, pociągnąłem do tyłu i ułożyłem na pośladkach. Trzymając jej ramię drugą ręką, rozpocząłem płynny, szybki i zdecydowany rytm swoimi biodrami.
Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa… pracowałem jak maszyna.


Lana rhoades sexy ass at swimming pool

czwartek, 27 grudnia 2018

Syrena.

39. Wyszła ze mnie bestia.

Włożyła kciuk za górną krawędź tych elastycznych majteczek. Delikatnie, powoli, krok po kroku, opuszczała je coraz niżej. Nie mogłem się doczekać, zmieniłem pozycję, przesuwając się nieco na prawą stronę. Zrobiłem też jeden krok do przodu. Czułem jej zapach: słodkie owoce wymieszane z potem. Zobaczyłem gęsty, kędzierzawy zarost jej cipeczki.
To było istne szaleństwo. Nawet teraz, po latach, trudno jest mi sobie wyobrazić, że mogło tak się dziać. To była cukierkowa wakacyjna miłość, seks słodki jak miód, słodki i jednocześnie gorący jak kakao w chłodne dni.
Większej zachęty już nie potrzebowałem. Resztki oporu, jakie jeszcze w sobie miałem puściły jak zwolniona gumka. Ta dziewczyna była taka bliska, taka drobna, taka mała. Zdawało się, że już całkowicie należy do mnie, że mam ją w swoim posiadaniu, jak laleczkę Barbie.
Podszedłem. Właściwie to i tak już byłem prawie przy niej. Wyciągnąłem obydwie dłonie i, chwytając za brzegi jej sukienki, powoli uniosłem materiał do góry. Przełożyłem przez ramiona i głowę. Cisnąłem tą, zdawałoby się już niepotrzebną, część garderoby na mokry piasek. Zupełnie nie dbałem, że może zabrać go woda.
Stała przede mną cała tylko do mojej dyspozycji, słodka jak amorek, niewinna jak aniołek, taka gorąca i moja. Drżałem, całkowicie pochłonięty tym, co się działo.
Przymknąłem powieki, schyliłem głowę objąłem jej ciało dłońmi w połowie. Wysunąłem język i zacząłem lizać sutki. Były twarde, sterczące i chropowate. Lizałem z zapamiętaniem najpierw jeden, później drugi, później znów ten sam.
Odchyliła ramiona do tyłu, jeszcze bardziej wystawiając swoje cycuszki w moją stronę. Zachęcała mnie tym samym do dalszej, gorącej zabawy.
Pieściłem. Tak bardzo pachniała. Była tak bardzo miękka, drżąca jak osikowy listek i tak bardzo moja.
Później, nawet nie wiem jak dokładnie to się stało, pozbawiłem ją tych majteczek w różowe kropeczki. Chwyciłem je w garści i mocno pociągnąłem do dołu. Zrzuciła je z nóg jakby były całkowicie zbędne. Chwyciłem ją w pół i przytrzymałem mniej więcej tam, gdzie kończą się pośladki.
Prawie położyła się na moim przedramieniu. To było tak nagłe i niespodziewane, że ze zdziwienia spojrzałem na nią bardziej trzeźwymi oczami. Była jak dziecko. Z całkowitym zaufaniem oddawała się w moje posiadanie. Powierzała mi się z własnej, nieprzymuszonej woli. Chciała tego.
Wciąż ją całując i trzymając jej ciężar na swojej ręce powoli położyłem na wilgotnym kamieniu. Właściwie to był taki głaz: duży i płaski. Co chwilę spłukiwany był wodą morską. Położyła się na nim jak na łóżku, mimo że był twardy i chłodny.
Wciąż ją całowałem. Moje usta zawzięcie wędrowały po jej piersiach. Ssałem jej sutki.
Tymczasem drugą dłonią,  jak głodny pies odnalazłem jej wilgotne, intymne miejsce. Mój Mój największy palec zachłannie wjechał do środka i zaczął penetrować wszystkie zakamarki. W głównej mierze skupił się na napęczniałej już bardzo wisience.
Teraz wyraźnie słyszałem jej ciężki głęboki oddech, jej pełen podniecenie oddech.
Cóż to było za zbliżenie! To było istne szaleństwo. Nie wytrzymałem. Wyszła ze mnie istna bestia, potwór jakiś, którego nie umiałem już okiełznać. Zresztą wcale tego nie chciałem. Nie wyobrażałem sobie, że mogło być inaczej niż tak, jak się właśnie stało.
Po prostu, podniosłem ją jak lalkę z tego kamienia. Chwyciłem w pół i uniosłem do góry. Nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu. Po prostu uniosłem ją. Uniosłem i postawiłem na wilgotnym piasku tuż obok siebie, a później gwałtownie odwróciłem. Zmusiłem do tego, by się pochyliła. Nacisnąłem jej plecy, nie dając innego wyboru. Opadła do przodu.

Swimming boobs

środa, 26 grudnia 2018

Syrena.

38. Pokaż mi więcej.

W końcu znaleźliśmy się w tym cichym i niedostępnym miejscu. Było tak jak wtedy: bardzo spokojnie. Może księżyc świecił nieco słabiej, może więcej chmur było na niebie, jednak czar tego miejsca pozostawał niezmienny.
Zatrzymaliśmy się, chyba dokładnie w tym samym punkcie. Wokół było pełno mniejszych i większych kamieni. Na chwilę wypuściła moją dłoń i stanęła naprzeciwko. Blisko.
Pochyliła się tak, jakby chciała wiązać buty, ale nie wykonała tego ruchu do końca. Powoli uniosła głowę i spod opuszczonych brwi spojrzała na mnie. To spojrzenie całkowicie rozłożyło mnie na łopatki.
Przegrałem. Nawet gdybym chciał, nie byłbym w stanie się jej oprzeć. Byłem jedną, wielką tykającą bombą seksualną. Byłem jej własnością. Byłem w stanie zrobić dla niej wszystko, cokolwiek o co by mnie w tej chwili poprosiła.
Patrzyła na mnie. Najprawdopodobniej nie znała języka, bądź znała go bardzo słabo, ale te oczy wyrażały wszystko, co powinienem zrozumieć. Nie trzeba było więcej słów.
Jasne, że chciała się bzykać. Co to tego nie było żadnych wątpliwości. Było to widać już z daleka. Inną sprawą było to, dlaczego to zrobiła. Dlaczego akurat ze mną? Dlaczego akurat w tym miejscu?
Tego nigdy się nie dowiedziałem. Czy dlatego, że zobaczyła mnie kąpiącego się nago? Czy dlatego, że było we mnie coś, co odróżniało mnie od innych? Nie wiem.
Teraz, stojąc tak przede mną, bardzo powoli przełożyła przez ręce ramiączka swojej sukienki. Były elastyczne i luźne. Przesunęły się bez najmniejszych problemów.
Nie miała stanika. Piękne, krągłe piersi ukazały się moim oczom w blasku księżyca. Zobaczyłem je w pełnej krasie. Znów zaparło mi dech w piersiach. Wciągnąłem powietrze i nie mogłem go już wypuścić. Patrzyłem tak, jakbym zobaczył cud. Gapiłem się raz na jej cycki, raz na śliczną buzię.
Pochyliła głowę i znów zerkała na mnie spod swojej ciemnej grzywki. Uśmiechała się zapraszająco, ciepło i serdecznie. Wszystko to było tak bardzo niewinne i skromne, że wręcz infantylne.
Tymczasem w moich żyłach gotowała się już krew. Serce łomotało jak szalone. Napięcie rosło z sekundy na sekundę. Nic nie było wiadome. Nie byłem pewny, jak ja sam zareaguję na jej zachowanie. Nie wiedziałem też co ona zrobi.
Stanęła na jednej nodze, a drugą stopę postawiła na palcach. Przechylając się na jeden bok, podciągnęła dół sukienki do góry.
Miała białe majtki w różowe kropki. Nie była to bielizna erotyczna, nie były to stringi, tylko zwykłe, dziewczęce majtki. Takie nie nadają się do pokazywania mężczyznom. We mnie jednak widok ten wzbudził takie pożądanie, że o mały włos nie połknąłem własnego języka.
Mała, czarna dziewczyna o wyglądzie Azjatki w różowych majteczkach prowadziła mnie na zatracenie. Pociągnęła te majtki na tyle daleko, że mogłem zobaczyć dokładnie połowę jej czarnego, gęstego zarostu.
Przyznam szczerze, że nie widziałem zbyt dokładnie, zasłania go swoją dłonią, ale i tak był to dla mnie cudowny widok. Drżałem coraz bardziej. Wiedziałem, że dosłownie za moment całe moje dobre wychowanie, całą moją niepewność wobec kobiet i dżentelmeńską grzeczność, trafi szlag i to w ciągu jednej chwili.
Tymczasem ona jeszcze tak słodko się do mnie uśmiechała, że wystarczyła tylko mała iskra. Moment krytyczny zbliżał się wielkimi krokami.
“Pokaż, pokaż, pokaż mi więcej”, - błagałem w duchu.

Чи то філіпінська, чи то тайська акторка Амаі Ліу. Відмінно грає роль зовсім юної дівчинки, що дає в маленьку попочку.)


wtorek, 25 grudnia 2018

Syrena.

37. W nieznane.

Jeszcze raz napiszę to słowo: piękna. Tak, jeżeli miałbym określić ją jednym słowem, to po prostu była piękna. Młoda, szczupła i taka dziecinnie niska. No i bardzo zgrabna.
Miała na sobie jakąś brązową sukienkę z dzianiny. Znów ta dzianina. Nie wiem skąd jej wtedy tyle na tej wyspie. Może to zbieg okoliczności, a może kobiety wtedy się tak ubierały. Śliczna skromna sukieneczka na cieniutkich jak tasiemki ramiączkach. Sukieneczka odsłaniająca jej obojczyki i górną część ciała. Tak dokładnie uwydatniająca jej zgrabne i jędrne piersi.
Patrzyła na mnie tak, jakbyśmy się znali już od zawsze. Patrzyła na mnie tak, jak byśmy się rozumieli, tak jakby bariera językowa nie istniała w ogóle. Jakby jej nigdy nie było. Patrzyła tak, jakbym należał do niej, a ona do mnie. Była taka słodka.
Odebrało mi mowę. Na chwilę straciłem orientację, gdzie się znajduję i w jakim celu się tutaj znalazłem. Muzyka, która przecież była tak głośna, jakby ucichła, a wszystko wokół przestało istnieć. Nagle na bruku miasta byliśmy tylko my dwoje. Ona i ja.
Mimowolnie, nawet tego nie chciałem i żaden sposób nie prowokowałem, zacząłem drżeć. Podnieciłem się w jednej chwili. Jednak było też coś więcej. Coś więcej niż tylko pragnienie.
Nie potrafię tego nazwać, określić. Działa na mnie w sposób szczególnie silny, instynktowny. Działała gdzieś na podświadomość, gdzieś na najgłębsze warstwy mojej osobowości, mojego jestestwa.
Wziąłem głęboki wdech. Stałem i patrzyłem. Tak, mogłem patrzeć bez obaw na jej śliczną buzię. Nie wiem dlaczego, ale już teraz byłem święcie przekonany, że to spotkanie nie skończy się tylko na patrzeniu. Czułem to pod skórą. Czułem tak bardzo mocno. Czułem igiełki wbijające się w moje ciało ze wszystkich stron.
W tym momencie na jej twarzy pojawił się delikatny (naprawdę delikatny, ledwie zauważalny) uśmiech. Gdybym nie był nią tak zafascynowany, pewnie bym go w ogóle nie zauważył.
Na chwilę ciemna grzywka przysłoniła jej oczy. Ona tymczasem, wysunęła w moją stronę swoją dłoń. Tak normalnie. Boże, jakie ona miała cieniutkie i delikatne ramiona. Znów zadrżałem.
Wzięła moją rękę tak po prostu, bez obaw, bez oporu, bez lęku, wstydu czy skrępowania. Chwyciła i pociągnęła do siebie. Przy czym cały czas na mnie patrzyła. Nawet na kilka sekund nie odwróciła ode mnie wzroku. To było takie dziwne, bo nikt wokół nie zwrócił na to wszystko większej uwagi.
Trudno jest mi teraz określić, ile to wszystko mogło trwać: minutę dwie dziesięć może piętnaście. Nie wiem. Wzięła mnie za dłoń i już wiedziałem, że mam za nią iść. Po prostu to wiedziałem.
Dalszą część tego co się działo nie bardzo pamiętam. Wszystko odbywało się jakby we śnie. Pamiętam to jak przez mgłę, jakby w zwolnionym tempie, jakbym był w innym świecie. Znów w innym świecie.
Trzymając mnie za rękę, powoli wyprowadziła z tłumu. Szliśmy bocznymi uliczkami miasta w stronę plaży. Poruszaliśmy się szybko. Mała, zwinna osoba ciągnęła mnie za sobą poprzez meandry nadmorskiej miejscowości.
Po minięciu ostatnich zabudowań i sklepów, znaleźliśmy się na brzegu. Jednak nie brnęliśmy prosto do morza, gdzie w ciągu dnia kąpali się turyści, gdzie stały budki ratowników i jeszcze krzątali się ostatni spacerowicze. Prowadziła mnie wzdłuż linii brzegowej dokładnie w kierunku miejsca ostatniego naszego spotkania. To było takie dziwne, podniecające i piękne. Szedłem za nią w nieznane. Nie powiedziała mi po co. Nie odezwała się ani słowem. Mogłem się tylko domyślać.
Ile mogło to trwać? Piętnaście minut, może trochę dłużej.


poniedziałek, 24 grudnia 2018

Syrena.

36. Ciemna, ale nie oliwkowa.

Wszyscy bawili się jak umieli. Ci co nie zmieścili się na parkiecie, szaleli w rynku i pobliskich uliczkach. Najbliższe sąsiedztwo o spaniu mogło zapomnieć. Zwróciłem na to uwagę, bo spostrzegłem, że dość duża część dorosłych, po zakończeniu części oficjalnej, rozeszła się do domów. Jednak, my młodzi, daliśmy radę i bawiliśmy się, jak to się mówi, do upadłego. Nie szczędząc sił i energii na, czasami ekstremalne, popisy umiejętności tanecznych, chcieliśmy pokazać miejscowym jak Polacy się bawią. Chłopcy oczywiście podrywali dziewczyny. Dziewczyny flirtowały i zaczepiały chłopców, czyli melanż pełną parą.
Opowiadając to, raczej, nie piszę o sobie. Powiem szczerze, nie byłem orłem w tej dziedzinie życia. Ci co mnie znali, wiedzieli, że trudno było mnie wyciągnąć na parkiet. Co prawda, było ciemno, wokół panował totalny tłok, a atmosfera bardzo sprzyjała swobodnemu zachowaniu, ja jednak, wolałem, stać z boku i przyglądać się, jak to inni robią z siebie idiotów. To również było bardzo ciekawe.
Było na co popatrzeć. Wokół kręciło się mnóstwo ładnych dziewczyn, nie tylko naszych. Niemki, na przykład, zachowywały się nadzwyczaj wyzywająco i prowokacyjnie. Czeszki, natomiast były młode i piękne. Wszystkie laski, niezależnie od narodowości, były lekko i luźno ubrane.
Miło było śledzić wzrokiem powiewające, cienkie sukienki i krótkie spódniczki, zakrywające ledwie pośladki. Oszałamiające były te ich bluzeczki, takie półprzezroczyste i prześwitujące, z dużymi dekoltami, pod którymi, najczęściej, nie było żadnych staników. Dlatego też młode cycki falowały w rytm głośnych dźwięków Modern Talking i Sandry, niczym wachlarze.
W pewnym momencie, kiedy przeciskałem się przez tłum, stanąłem jak wryty. Po prostu oniemiałem z wrażenia. To była ona, moja dziewczyna z plaży, a raczej dziewczyna z mojego snu. Jeszcze tak doskonale pamiętałem wypad w to dzikie, niedostępne miejsce i kąpiel nago w blasku księżyca.
Stała przede mną i patrzyła. Patrzyła na mnie tak prosto, niewinnie, a jednocześnie tak bardzo zachłannie i pożądliwie. Zresztą, po tak długim okresie czasu, trudno jest mi to wszystko dokładnie sobie przypomnieć i opisać. Być może były to tylko moje własne odczucia. Chyba gdzieś w podświadomości cały czas jej szukałem i czekałem na nią. Może właśnie dlatego teraz, w tej chwili wywarła na mnie tak duże wrażenie.
Oczywiście, zgadzam się z tym, że na tak dużej imprezie istniało ogromne prawdopodobieństwo, że mogę ją spotkać. Oczywiście, jeśli nie była duchem, jeśli istniała naprawdę i mieszkała gdzieś w pobliżu. Niemniej, nie zmieniało to faktu, że oniemiałem zarażenia.
Była jeszcze piękniejsza niż wtedy na tej plaży. Fakt, wydawała mi się wtedy dużo młodsza. Teraz, patrząc na nią od razu mogłem stwierdzić, że ma przynajmniej tyle samo lat co ja. Nie miało to jednak żadnego wpływu na to, że w tej chwili mnie po prostu zamurowało.
Była śliczna. Te oczy: czarne i duże jak bryły węgla. Piękne. Ciemne włosy, ciemne jak smoła, jak głębia kosmosu, były spięte w kucyk jakąś szeroką, fioletową wstążką jak u małej dziewczynki. No i te usta: wąskie a jednak bardzo pełne i zmysłowe.
Wtedy w nocy dobrze widziałem. Karnacja jej skóry była ciemna ale nie oliwkowa, jak u typowej rodowitej i Azjatki. Jednak oczy, włosy i wszystko pozostałe wskazywało na to, że musi mieć swoje korzenie gdzieś na wschodzie. Kto wie, może jedno z rodziców stamtąd pochodziło.

Oiled Japanese Maid

niedziela, 23 grudnia 2018

Syrena.

35. Były też i tańce.

Zbliżał się koniec wakacji, tak samo jak koniec naszego pobytu na tej wyspie. W następnym tygodniu mieliśmy wracać do kraju. Zaczynał się rok szkolny i musiałem podjąć naukę w klasie maturalnej.
Tak czy owak, przed nami był ten ostatni tydzień i impreza pod chmurką. To miał być festyn urządzony przez burmistrza. Program był bardzo bogaty. Z tego też względu, mimo, iż tak naprawdę nie lubiłem głośnych, szalonych zabaw, postanowiłem na tą imprezę się jednak wybrać. Dodatkowym powodem było to, że feta była urządzona, po części, specjalnie dla nas dla nas, to znaczy dla zaprzyjaźnionych szkół z bratnich krajów. Postanowiłem się wybrać i to razem z kolegami. Co nie miało większego znaczenia, bo oni spokojnie wybraliby się beze mnie.
Wszystko wskazywało na to, że ubaw będzie na cztery fajerki. Już od rana na rynku miejskim rozpoczęto budowę dużego podestu. Miała to być scena dla zaproszonych zespołów rockowych. Byliśmy bardzo ciekawi i przyszliśmy dużo wcześniej, aby popatrzeć.
Stukanie młotków i pokrzykiwanie robotników odbijało się echem od ścian budynków. Wokół było dużo drogich samochodów, takich, jakich w Polsce trudno było uświadczyć.  Wszystko to wtedy było dla nas bardzo interesujące.
Naszą wyobraźnię pobudzał też obiecany grill i szaszłyki dla wszystkich, którzy przyjdą. Wtedy jeszcze nie bardzo wiedziałem, co to jest. Miało być też, oczywiście, piwo. Wszystko miało być za przysłowiowe kilka fenigów. Przynajmniej tak nam wtedy mówili i, powiem szczerze, że poza drobnymi wyjątkami, okazało się to prawdą.
Balanga rozpoczęła się przed zapadnięciem zmroku pokazami jazdy konnej w historycznych strojach. Było na co popatrzeć. Nagle wąskie uliczki małego miasteczka wypełniły się korowodem barwnych postaci z okresu średniowiecza. Patrzyliśmy jak jadą rycerze, księżniczki i damy dworu. Po bruku terkotały karety i powozy. W blasku zachodzącego słońca połyskiwały wypolerowane miecze i tarcze. To wszystko, nas młodych ludzi, wprawiało w rozmarzenie, a chwilami też w zdziwienie czy nawet osłupienie.
W tej chwili mamy internet i większość takich rzeczy można zobaczyć w sieci. W tamtych latach nie było jeszcze tego tak popularnego dziś medium, czego notabene nie żałuję. Wszystko było dla nas dużą rozrywką.
Kiedy przejechała kawalkada, rozpoczęły się pokazy skoków przez przeszkody. Wciśnięci między barierki staliśmy i podziwialiśmy, jak młodzi adepci miejscowej szkoły jeździeckiej, z wielkim zaangażowaniem prezentują swoje umiejętności. Od razu można było domyślić się, że nie jest to łatwa dziedzina sportu. Jeźdźcy raz po raz spadali z koni, nie robiąc sobie jednak przy tym większej krzywdy. Bruk wysypano piaskiem z plaży.
Oczywiście było piwo. Pierwsze kufle nawet za darmo. Był też obiecany grill i szaszłyki. Ogromne szaszłyki. Na początku trudno było mi się do nich przekonać, bo koledzy żartowali, że zrobione są z bezdomnych psów. Wtedy takie dowcipy były na porządku dziennym. Niby o tym wiedziałem, ale i tak nieprzyjemny odruch pozostał na pewien czas.
-Ty, Andrzej, nadal sądzisz, że to jest z psa? - odezwałem się do kolegi.
-A, gdzie tam! - roześmiał się z pełną gębą, - Takich smacznych rzeczy dawno już nie jadłem.
Rozochoceni i rozweseleni piwem oraz zabawą włączyliśmy się w rytm tego uroczego biesiadowania.
Były też i tańce, a jakże. Taka impreza nie mogłaby się odbyć bez potańcówki. Zdaje się, że zaczęło się tuż po północy.
Kiedy część oficjalna dobiegła końca, na deptak weszli młodzi ludzie z Polski i Niemiec. Było trochę Czechów i jacyś Hiszpanie. Panie, co oni zaczęli wtedy wyprawiać! Miasta mało nie roznieśli. Za niektórych to mi nawet było wstyd.

Asian Angel

Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...