167. Baw się razem z nami.
Obydwie dziewczyny, ku uciesze moich podnieconych oczu, bez najmniejszego skrępowania wygłupiały się na parkiecie tak, jakby cały świat należał tylko do nich. Co jakiś czas zalotnie zerkały w moją stronę, a każde ich spojrzenie było jak liścik miłosny wysłany pod moim adresem.
Taki stan rzeczy trwał jakiś czas. Krępowałem się wstać i podejść do którejś z nich i tak normalnie zagadać. Chyba były zbyt ładne, zbyt atrakcyjne bardzo mnie onieśmielały, a poza tym cały czas obok nich kręcili się mężczyźni, z którymi obydwie przyszły. Uznałem więc, że są to ich partnerzy i nie chciałem robić sobie dodatkowych kłopotów.
Wkrótce jednak przekonałem się, że nie mogę pozostać zbyt długo niezauważony, bo niższa z nich tanecznym krokiem zbliżyła się do mnie i wyciągając obydwie dłonie w geście zaproszenia, zawołała radośnie.
-Julian, choć na parkiet!
Pokręciłem głową, a ona podeszła bliżej i pochyliła się nade mną.
-No chodź, co tak będziesz tu siedział, - prosiła grzecznie.
Mimo to nie zareagowałem.
-No Julian, baw się razem z nami, - zachęcała coraz namiętniej.
Była słodka, pachniała truskawkami i tryskała radością życia, a jednak czułem się coraz bardziej niepewny. W tym momencie miałem ochotę zapaść się pod ziemię, bo wiedziałem, że robię z siebie totalnego idiotę. Taka ładna dziewczyna tak grzecznie prosiła, a ja nie byłem w stanie się przełamać. Jeszcze chwila a straciłbym tak niesamowitą okazję do przeżycia czegoś nowego.
Pochyliła się jeszcze bardziej i uśmiechając słodko, oparła dłońmi o stolik. Jej piersi o mało nie wyszły z dużego dekoltu. Byłem przekonany, że za chwilę spuszczę się w spodnie, a mimo to nie byłem w stanie odpowiedzieć na jej zaproszenie. Złość i frustracja napływały tylnymi drzwiami mojego jestestwa, całkowicie paraliżując moje ruchy. Czułem się jak głupek, jak gówniarz z podstawówki i nie umiałem sobie z tym poradzić. No ale z drugiej strony zawsze tak miałem. To było moją cechą, którą za wszelką cenę starałem się ukryć przed ludźmi, a która i tak ujawniała się w najmniej oczekiwanym momencie.
Zdawało mi się, że muzyka gra coraz głośniej, trunki leją się coraz obfitszym strumieniem, goście bawią się coraz lepiej, tylko ja siedzę w kącie i jakoś to wszystko dziwnie odbywa się obok mnie.
Usiadła na krześle, przesuwając je tak blisko, że czułem jej ciepło. Miałem wrażenie, że zaraz wybuchnę.
-Hej Julian, co się dzieje?! Przecież nie możesz tutaj tak siedzieć.
Widziałem, jak kelnerzy kręcą się między stolikami z tacami pełnymi kolorowym drinków, kieliszków wina i talerzami pachnącego, gorącego jedzenia. Tu nie było nic, czego mógłbym się w tej chwili obawiać, a jednak nie byłem w stanie się przełamać, aby wyjść na parkiet i zatańczyć z tą cudowną panną.
W tym samym momencie do mojego stolika podeszła też Jej siostra bliźniaczka. Już bałem się, że im dwóm nie będę w stanie się oprzeć.
-No i co? - odezwała się, patrząc raz na mnie raz na nią.
-Ciężki przypadek. Chyba zamurowało go całkowicie.
-Ach tak, rozumiem, - westchnęła i uśmiechnęła się tajemniczo, - ale wydaje mi się, że mam lekarstwo na tę jego niemoc.
Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się w stronę sali i zawołała głośno:
-Chłopaki, przynieście coś mocniejszego do picia, bo mamy tu ciężki przypadek!
-Jak ciężki?! - padł odzew z drugiego końca baru.
-Bardzo ciężki! Dajcie coś, co pomaga na zaplątany język jak i miękkie nogi!