Szukaj na tym blogu

2025-12-15

Tylko dla twoich oczu

18. Widzę twoją duszę


Jej słowa działały na mnie jak fizyczny dotyk. Ponownie pogrążyła się w tym, co robiła, ale teraz jej dłonie dołączyły do ust. Jedna wciąż przytrzymywała mnie mocno u podstawy, zapewniając punkt oparcia, podczas gdy palce drugiej rozpoczęły delikatną, badawczą wędrówkę po mojej mosznie, po wewnętrznej stronie ud. Jej dotyk był niesamowicie lekki, niemal łaskoczący, zmuszający mięśnie do drżenia.

Czułem, jak nowa fala pożądania, powolna, ale nieubłagana, zaczyna się we mnie rodzić. To było niemożliwe, nieludzkie. Zaledwie chwilę wcześniej pozbyłem się wszystkiego, co mam. A teraz, pod wpływem jej magicznych ust, jej hipnotyzującego wzroku, jej mruczących odgłosów zadowolenia, moje ciało zaczynało odpowiadać na nowo. To nie była jeszcze pełna gotowość, ale pobudzenie. Świadomość, że każdy jej dotyk, każde muśnięcie językiem, zapala kolejny malutki płomień, który za chwilę może rozgorzeć na nowo.

Uniosła głowę, by znów spojrzeć mi w oczy. Jej usta i broda były wilgotne, lśniące. Na jej twarzy malowała się nieprzenikniona mieszanina czułości, ciekawości i absolutnej władzy.

– Podoba ci się? – zapytała cicho, a jej palce wciąż poruszały się z bezwstydną lekkością. – Podoba ci się, kiedy tak czyszczę twojego żołnierza?

Nie mogłem wydobyć z siebie głosu. Mogłem tylko wpatrywać się w nią z niemym uwielbieniem, z piersią, która unosiła się i opadała w szybkim, nierównym rytmie. Moja dłoń, wciąż zaciskająca się na poręczy krzesła, zwolniła uścisk i niepewnie uniosła się, by dotknąć jej policzka. Skóra była gorąca.

Ona przytuliła się do tego dotyku, jak kot, nie przerywając swojej pracy. Przymknęła oczy na ułamek sekundy, a gdy znów je otworzyła, było w nich coś nowego. Ciepły, miękki błysk, który sprawił, że coś się we mnie pękło.

– Edyto… – wyjąkałem, a mój głos brzmiał obco. – Ja… Ja cię…

– Wiem – przerwała mi, a na jej ustach pojawił się ten niewinny, rozbrajający uśmiech.

I wtedy, trzymając mój wzrok, pochyliła się znowu i wzięła całą długość mojego penisa do ust. 

Jej wargi objęły mnie całkowicie, szarpnąłem się z rozkoszy, moje ciało wygięło się w niemym szoku. To nie była już pieszczota, nie był to rytuał czyszczenia. To był akt posiadania. Czułem gorącą, miękką wilgoć jej ust, niewyobrażalnie ciasną, obejmującą mnie bezlitosną czułością. Jej język owijał się wokół głowicy mojego kutasa, pulsując, a każde poruszenie jej głowy, każdy centymetr głębiej, który brała, wysyłał przez moje nerwy fale czystego, białego ognia.

Moje palce wcisnęły się w jej jasne włosy, nie po to, by popychać, by przyspieszać, ale by się zaczepić, by znaleźć punkt oparcia w tym oszałamiającym wirze rozkoszy. Przymknąłem oczy, ale natychmiast je otworzyłem, przerażony wizją, że ten obraz może być tylko wytworem mojego rozpalonego umysłu. Ale nie był. Klęczała naprawdę, a ja naprawdę czułem każde milimetrowe posunięcie jej warg, każde drgnięcie jej gardła.

Wciągała powietrze przez nos, jej nozdrza lekko drżały z wysiłku. Jej dłonie nie były już bierne. Jedna wciąż mocno trzymała u nasady mój twardy podniecony członek, stanowczo i pewnie, podczas gdy druga wędrowała po moim brzuchu, po splocie słonecznym, szukając, badając drżenie moich mięśni. Jej opuszki były jak rozgrzane węgielki, które wypalały na mojej skórze nieskończone ścieżki podniecenia.

Myślałem, że już nic we mnie nie zostało. Myślałem, że jestem pusty, ale ona wiedziała lepiej. Czułem, jak coś nowego, coś głębszego i potężniejszego niż fizyczna gotowość, budzi się w moim wnętrzu. To była świadomość. Świadomość jej absolutnego oddania i jej absolutnej kontroli. Ona nie brała mnie dla swojej przyjemności. Ona przywracała mnie do życia, swoimi ustami, swoim dotykiem, swoim spojrzeniem, które zdawało się mówić: „Widzę twoją duszę i ją pragnę”.

2025-12-14

Tylko dla twoich oczu

17. Cały mój


W końcu, gdy wydawało mi się, że oszaleję od tego miłosnego, pieszczotliwego unikania, jej palce wreszcie mnie dotknęły. Nie tam, gdzie skóra była najdelikatniejsza, ale nieco niżej, u nasady mojego członka. Jej dotyk był wciąż lekki, prawie nieobecny, ale ja poczułam to jak porażenie prądem. Moje biodra uniosły się nieznacznie, instynktownie szukając więcej.

Spojrzała na mnie, a w jej oczach zapalił się ten sam, figlarny ogień. Widziała moją reakcję. Widziała, jak bardzo nad nią nie panuję. I to jej się podobało.

– Jesteś jeszcze taki wrażliwy – mruknęła, a jej kciuk wykonał jeden, jedyny, okrężny ruch, który sprawił, że w moich żyłach znów zawrzała krew. – Wszystko tak intensywnie odbierasz.

Jej oddech był gorącym, wilgotnym powiewem na najczulszym miejscu mojego ptaszka. Świadomość, że patrzy na niego, że wącha go, że bada każdy jego centymetr, była bardziej intensywna niż sam orgazm. Byłem nagi, całkowicie w jej władzy, a ten stan zawieszenia między rozkoszą a nowym, rodzącym się pragnieniem, był oszałamiający.

– Och Boże, Edytko! – Jęknąłem ponownie, ale tym razem nie z rozkoszy, a z przytłaczającego nadmiaru wrażeń. Moje nerwy były jak gołe druty, a jej bliskość – ta milimetrowa odległość jej ust od mojego prącia – raziła nieustannym, wysokim napięciem.

Jeszcze mnie nie dotykała. Jej usta, uchylone tylko odrobinę, chwyciły sam czubek głowicy mojego kutasa. To nie był prawdziwy dotyk, to była zaledwie obietnica dotyku. Ciepło jej oddechu, lekka wilgoć śliny – to było wszystko, czego potrzebowała, by wysłać przez mój kręgosłup kolejny, gwałtowny dreszcz. Moje biodra drgnęły instynktownie, szukając więcej, ale jej dłoń u podstawy mocno je przytrzymała, unieruchamiając mnie.

– Cii… – syknęła, a dźwięk wydobywający się obok mojego penisa był dziwny, zniekształcony, nieprawdopodobnie erotyczny. – Spokojnie. Nie ruszaj się.

Przymknąłem oczy, walcząc z silnym zawrotem głowy. Zapach, który rozchodził się wokół nas, był przytłaczający. Słodka, kwiatowa nuta jej perfum zmieszana z ostrym, zwierzęcym aromatem seksu – jej soków, mojej spermy i potu. To był zapach tego miejsca, tej chwili, naszej historii. Ona wciągała go głęboko, jakby chciała zapamiętać go na zawsze.

Wtedy jej język dotknął mnie po raz pierwszy.

To nie było lizanie. To było jedno, pojedyncze, nieprawdopodobnie płynne muśnięcie. Jak pędzelek zmoczony w ciepłej wodzie, który przeciągnięto od samej podstawy aż do czubka, zbierając po drodze każdą kroplę naszej wspólnej historii. Jęk, który wydarł się z moich ust, był cichy, zduszony, pełen niedowierzania.

– Uuuuuuuooooooohhhhh… 

Otworzyłem oczy. Musiałem. Musiałem zobaczyć ją, Edytę, moją eteryczną, nieuchwytną boginię, klęczącą między moimi nogami, z twarzą zatopioną w moim spoconym kroczu, całującą, czyszczącą mnie ze spermy z taką czułością, jakby była najtroskliwszą z pielęgniarek i największą z uwodzicielek w jednym.

Jej wzrok był utkwiony we mnie. Te ogromne, ciemne oczy, które widziały we mnie wszystko, patrzyły prosto w moją duszę, podczas gdy język i usta zajmowały się moim rozpalonym ciałem. To rozdzielenie, ta podwójna inwazja na moje zmysły, było niemal nie do zniesienia. Była wszędzie. Wypełniała całą moją przestrzeń.

Poruszała się powoli, metodycznie. Jej język był miękki i ciepły, sunął po wrażliwej skórze, gładząc, uspokajając drżenie, które wciąż mną wstrząsało. Nie było w tym porywu, nie było dzikiej żądzy z jej strony. To był rytuał. Akt najwyższego oddania i jednocześnie najsubtelniejszej dominacji. To ona decydowała, które miejsce będzie pieszczone, jak długo, z jaką intensywnością. Ja mogłem tylko patrzeć, dyszeć i drżeć.

Po chwili oderwała usta na tyle, by szepnąć, a jej słowa parzyły moją skórę. 

– Jesteś taki słodki… – Jej głos był niski, zachrypnięty. – I cały mój.

2025-12-13

Tylko dla twoich oczu

16. Ślady naszej wspólnej zabawy


Gdy ostatnie fale drżenia opuszczały moje ciało, pozostawiając je bezwładne i wyczerpane, opadłem ciężko na tapicerkę krzesła. Mój oddech był głośnym, urywanym łapaniem powietrza. Mięśnie drżały niekontrolowanie. W uszach wciąż szumiało.

Ona wciąż na mnie siedziała, wciąż mnie obejmowała. Jej dłonie zsunęły się z mojej twarzy na ramiona, przytrzymując, stabilizując, gdy świat powoli wracał do normy. Jej własny oddech też był szybki, a na jej policzkach płonęły dwa szkarłatne rumieńce. Patrzyła na mnie w milczeniu, a w jej oczach malował się nie tylko satysfakcjonujący żar, ale i czułe zdumienie, jakby sama była zaskoczona intensywnością, którą razem wywołaliśmy.

– Widziałeś? – szepnęła w końcu, a jej głos był ochrypły od jej własnych jęków. – Widziałeś mnie?

Skinąłem głową, niezdolny do słów. Moja ręka, wciąż drżąca, uniosła się i powiodła opuszkami palców po jej policzku, po granicy rumieńca. Skóra była gorąca i wilgotna.

Uśmiechnęła się. Ten sam, niewinny, rozbrajający uśmiech, który zawsze mnie rozkładał mnie na łopatki. Pochyliła się i złożyła na moich ustach pocałunek. Nie był namiętny ani gorączkowy. Był miękki, pełny i zwilżony, pieszczota i potwierdzenie w jednym. Jej język musnął lekko moje wargi, smakując mieszaninę naszych ciał.

– Cały drżysz – mruknęła, odsuwając się o centymetr, by mi się przyjrzeć. Jej dłonie przesunęły się po moich muskularnych ramionach, wyczuwając drgania mięśni. – Mój silny Mariusz. Cały roztrzęsiony.

– Ty… ty mnie… – wydusiłem zmęczonym głosem.

– Wiem – przerwała mi, kładąc palec na moich ustach. Jej oczy błyszczały. – Wiem. To było piękne. Byłeś piękny.

Powoli, nie spiesząc się, uniosła się na mnie. Opuszczała mnie, centymetr po centymetrze, a każdy milimetr oddalania się był jak strata. Gdy w końcu uwolniła mnie całkowicie, między nami powiał chłodny powiew, zmuszając mnie do drgnięcia. Na moim udzie pozostała mokra, ciepła plama nasienia i jej soków.

Nie odeszła. Zsunęła się z moich kolan, ale zaraz uklękła przede mną na zniszczonej podłodze, pomiędzy moimi rozchylonymi nogami. Jej dłonie spoczęły na wewnętrznej stronie moich ud, rozgrzewając skórę. Jej wzrok był teraz skierowany na mnie, na moje ciało, które wciąż dyszało i drżało po przeżytym intensywnym orgazmie.

Patrzyła z tą samą, niepodzielną uwagą, z jaką przyglądała się mi wcześniej. Jej oczy wędrowały po mojej szerokiej klatce piersiowej, po spoconych, twardych mięśniach brzucha, aż wreszcie opadły tam, gdzie leżał wyczerpany, wilgotny i wciąż niezwykle czuły na jej spojrzenie penis.

Uniosła dłoń. Jej palce, niezwykle delikatne, nie dotknęły mnie od razu. Zawisły w powietrzu, pozwalając mi poczuć ciepło jej dłoni, zanim jeszcze skóra spotkała się ze skórą. Wreszcie, z niemal namaszczoną czułością, opuszkami palców dotknęła mojego uda, kilka centymetrów od celu. Jej dotyk był badawczy, pełen cichego zachwytu.

– Cały jesteś… mokry – szepnęła, a w jej głosie zabrzmiała nutka zdumionej fascynacji. 

Jej palce sunęły wolno w górę mojego uda, zbierając ślady naszej wspólnej zabawy. Gdy dotarły do nasady członka, który dopiero zaczynał tracić swój kamienny twardy wygląd, poczułem, jak całe moje ciało ponownie dygocze. Byłem przecież niewyobrażalnie wrażliwy.

– Edytko… – jeknąłem, ostrzegawczo, choć nie cofnąłem się. Nie mogłem. Byłem przykuty do miejsca jej dotykiem i wzrokiem.

– Cii… – uciszyła mnie, a ułożenie jej ust przypominało delikatny pocałunek. – Ja prowadzę. Pamiętasz?

Jej palce, przesuwające się z niesłychaną lekkością, omijały to najbardziej wrażliwe miejsce. Kreśliły kręgi, zygzaki, sunęły w dół, by wrócić. To było torturujące. To było cudowne. Mój oddech, który dopiero zaczynał się uspokajać, znów przyspieszył. Moje dłonie zacisnęły się na poręczach starego krzesła, chwytając wytartą tkaninę.









2025-12-12

Tylko dla twoich oczu

15. Spienione pożądanie


Widziała to. Zawsze widziała. Jej falowanie zwolniło jeszcze bardziej, stając się niemal niedostrzegalnym, ledwie wyczuwalnym pulsowaniem. To nie była kapitulacja. To było przeciąganie, budowanie. To było dawanie mi czasu, bym zebrał siły, bym opanował tę burzę, którą sama we mnie wywołała.

– Spokojnie… – szepnęła, a jej usta ułożyły się w ten rozbrajający, niewinny uśmiech, który w tej chwili był największą z pokus. Jej dłoń teraz nie dotykała już naszego połączenia, a spoczęła na moim brzuchu, czując twarde, naprężone mięśnie pod spoconą skórą. – Mamy cały dzień… Mamy cały świat…

Jej słowa wisiały między nami, słodkie i kuszące. Jej oczy połyskiwały w półmroku pokoju, obserwując, jak walczy z samym sobą, jak moje źrenice rozszerzają się i wciągają, jak szczęka zaciska się w niemym wysiłku. Była boginią, która trzymała mnie na najcieńszej z nici, i wiedziała o tym. I kochała to.

Powoli, z niezmąconym spokojem, znów zaczęła przyspieszać. Tym razem jej ruchy były inne. Nie było to już kołysanie, ale unoszenie się i opadanie. Niewysokie, kontrolowane, precyzyjne ruchy, które za każdym razem pozwalały mi niemal w całości opuścić jej gorące objęcia, by zaraz, w momencie, gdy już sądziłem, że oszaleję z tęsknoty, przyjąć mnie z powrotem, głęboko, do samego końca.

Jęk, który wydałem przy kolejnym opadnięciu, był pełen niemal bolesnej ulgi. Moje dłonie zsunęły się z jej talii na jej nagie, wąskie pośladki. Chwyciłem je, nie mdło, ale z potrzebą, z desperacją, pomagając jej w tym rytmie, wyznaczając go razem z nią. Moje palce zagłębiły się w jej miękkie, ale mocne ciało.

– Edytko… – jeknąłem, a jej imię było modlitwą i przekleństwem. Moja głowa opadła do tyłu, opierając się o starą tapicerkę krzesła. Zamknąłem oczy, tracąc kontrolę, pchany przez falę, która stawała się z każdym jej ruchem silniejsza, nieubłagana.

I wtedy ona pochyliła się nade mną całym ciężarem, jej piersi przywarły do mojej klatki piersiowej, jej usta znalazły się tuż przy moich ustach. Jej oddech mieszał się z moim, gorący i szybki.

– Nie… – szepnęła, a jej głos był słodki i stanowczy. – Patrz na mnie. Chcę to widzieć. Chcę widzieć twoje oczy.

Jej słowa przebiły się przez mgłę mojej ekstazy, jasne i rozkazujące. 

Patrz na mnie. Moje powieki, ciężkie i oporne, uniosły się z ogromnym wysiłkiem. Spotkałem jej wzrok. Te ciemne, głębokie jeziora, które teraz zdawały się pochłaniać nie tylko mnie, ale i całe światło ty tego pomieszczenia. Widziałem w nich odbicie własnego uniesienia, własnej, absolutnej zguby.

I w tej właśnie chwili, utkwiony w jej spojrzeniu, poczułem, jak całe napięcie, które we mnie narastało przez te wszystkie nieskończone minuty, eksploduje z druzgocącą siłą. Moje ciało zesztywniało w jej ramionach, plecy wygięły się w łuk, oderwawszy się od oparcia krzesła. Z gardła wydarł się głęboki, chrapliwy jęk, który był jednocześnie wyzwoleniem i kapitulacją.

Świat zawirował, kolory i dźwięki zmieszały się w bezkształtną, gorącą masę. Czułem tylko ją. Jej wzrok, który mnie trzymał. Jej ciało, które pulsowało wokół mnie w szybkim, konwulsyjnym rytmie, wyciskając każdą kroplę rozkoszy. To nie było po prostu doznanie fizyczne. To było przekazanie. Jakby wraz z tym spienionym pożądaniem uchodziła ze mnie energia, witalność, całe jestestwo, by stać się jej wyłącznym posiadaniem. Była bramą, przez którą przelałem całą swoją esencję.

2025-12-11

Tylko dla twoich oczu

14. Idealnie dopasowani


Tym razem to było pełne, całkowite zanurzenie. Jej ciało przyjęło mnie bez oporu, z doskonałą, mokrą ciasnotą, która niemal odebrała mi dech. Wszedłem w nią do końca, czując, jak każdy nerw, każdy mięsień w moim ciele eksploduje białą, gorącą świadomością tego połączenia. Jęk, który wydałem, był głęboki i szczery, był odbiciem czystej, fizycznej rozkoszy, która rozlała się po mnie jak lawa.

Byliśmy jednością.

Przez długą, nieruchomą chwilę tak pozostaliśmy. Ja w niej do samej nasady, ona na mnie, opierając dłonie na moich ramionach. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, a w powietrzu unosił się tylko odgłos naszego wspólnego, przyspieszonego oddechu. W jej oczach widziałem zachwyt, lekkie zaskoczenie intensywnością tego uczucia i tę samą, nieugaszoną ciekawość. W moich było – prawdopodobnie czyste, nieprzytomne uwielbienie.

I wtedy ona zaczęła się poruszać. Bardzo powoli. Nie unosząc się wysoko, jedynie minimalnie, pozwalając, by jej biodra kołysały się w niewielkim, niemal nieznacznym zakresie. To był nie ruch unoszenia i opadania, a raczej falowanie, subtelne kręcenie biodrami, które sprawiało, że każdy milimetr mojej skóry wewnątrz niej był masowany, pocierany, uwielbiany.

– Czujesz? – szepnęła, a jej głos był ciepłym powiewem prosto w usta.

Mógłbym tylko skinąć głową. Moje gardło było zbyt ściśnięte, by wydobyć z niego jakikolwiek dźwięk. Czułem wszystko. Czułem jej ciepło, jej miękkość, jej rytm. Czułem, jak jej wewnętrzne mięśnie delikatnie pulsują wokół mojego członka, jakby już teraz, w tym powolnym tańcu, szykowały się na więcej.

Jej dłonie zsunęły się z moich ramion i powędrowały w górę, by podtrzymać jej własne, niewielkie, ale jędrne piersi. Uniosła je nieco, a jej kciuki przejechały po ciemnych, stwardniałych już sutkach. Ten widok, połączony z fizycznym uczuciem jej ruchów, był niemal nie do zniesienia. Moje dłonie, które do tej pory bezwładnie spoczywały na jej udach, uniosły się i objęły jej wąską talię. Palce niemal stykały się z tyłu. Była tak delikatna.

– Tak… – wyszeptała, widząc, jak na nią patrzę, jak się jej przyglądam. – Podoba ci się?

Potrząsnąłem głową, niezdolny do słów. Mój oddech stał się jeszcze szybszy. Jej ruchy nie przyspieszały, wciąż były to te same, hipnotyzujące, koliste fale bioder, ale teraz nabrały głębi, pewności. Czułem, jak każdy jej nerw jest napięty, jak cała jej uwaga jest skupiona na tym, co się między nami dzieje, na każdym najdrobniejszym wrażeniu.

Pochyliła się nieco do przodu, a jej jasne, rozwichrzone włosy muskały moje policzki. Jej usta znalazły się tuż przy moim uchu.

– Widzisz, jesteśmy… idealnie dopasowani… – wyszeptała gorącym szeptem, a jej oddech wywołał dreszcz, który przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa. – Prawda?

Moje dłonie na jej talii zacisnęły się mocniej. Unosiłem biodra nieznacznie, nie przerywając jej rytmu, ale dodając do niego swój własny, delikatny, pchający ruch od dołu. To nieznaczne pogłębienie penetracji wywołało cichy, urywany jęk z jej ust.

– Prawda – udało mi się wreszcie wykrztusić, a mój głos zabrzmiał obco, zachrypnięty od napięcia. – Jesteśmy…

W odpowiedzi jej dłoń sięgnęła między nas, nie przerywając falowania bioder. Jej palce dotknęły miejsca, gdzie nasze ciała były złączone, gdzie mój trzon znikał w jej ciasnej głębi. Dotknęła tego punktu z czułością, jakby pieczętując nasze połączenie. To dotknięcie, tak bezpośrednie, tak intymne, sprawiło, że moje powieki drgnęły. Zamrugałem, walcząc z nadchodzącą falą przyjemności, która groziła, że zaleje mnie przedwcześnie.

2025-12-10

Tylko dla twoich oczu

13. Usiadła na moich udach


Rozpędzaliśmy się. Moje ruchy szybsze, mocniejsze, już bez finezji – tylko konieczność. Jej ciało brało każde pchnięcie, odpowiadało drżeniem, którego nie dało się zatrzymać. Czułem, jak traci kontrolę, jak ta krawędź jest tuż. I wiedziałem – ona też tam jest, pędzi ze mną.

Nagle zesztywniała jak struna. Jęk urwał się, wdech – gwałtowny, jakby brakło powietrza. Palce wbiły się w moje udo, aż zabolało. I wtedy…

Jej cipka zalała mnie falą gorąca – pulsujące, miażdżące skurcze, jakby chciała mnie zatrzymać w sobie na zawsze. Krzyk, jak wreszcie puścił, był długi, drżący, pełen czystej ekstazy. Kolana jej się ugięły, a ja – trzymając mocno – podtrzymałem ją, nie przerywając ani na sekundę, pchany jej orgazmem.

Głowa jej opadła na moje ramię, ciało osunęło się w ramionach – bezwładne, drżące, jeszcze wstrząsane ostatnimi falami. Oddech szybki, płytki, jak u ptaka.

A ja… wciąż w niej. Czułem tę pulsującą, niesamowitą ciasnotę. Moja granica tak blisko, że prawie ją dotykałem. Ale patrzyłem na nią – na tę kruchą, cudowną istotę, zawieszoną w moich ramionach, kompletnie oddaną. I ten widok był silniejszy niż wszystko.

– Mariusz, Jesteś cudowny, – westchnęła z przejęciem.

Cisza, która zapadła po jej słowach, była gęsta i ciepła, nasycona szybkimi oddechami i wspólnym, głośnym biciem serc. Zapach naszych ciał, słodki i słony, mieszał się z kurzem starego pomieszczenia, tworząc intymny koktajl, który niemal można było dotknąć. Edyta patrzyła na mnie z czułością, ale i z wyzwaniem, jej ciemne, głębokie oczy mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa. Wdzięczność i satysfakcja mieszały się w jej spojrzeniu z iskrą nieokiełznanej, młodzieńczej ciekawości.

Chwyciła mnie za nadgarstek. Jej dłoń była malutka i gorąca w moim dużym, muskularnym uścisku. Pociągnęła, a ja dałem się poprowadzić, moje ciało posłuszne każdemu jej skinieniu. Mój wzrok nie mógł oderwać się od jej szczupłej, poruszającej się z gracją sylwetki, od pośladków, które unosiły się i opadały w hipnotyzującym rytmie. Doprowadziła mnie do starego, wyściełanego krzesła stojącego na uboczu, w mniejszym, mniej zniszczonym pokoju. Mebel wyglądał na niezwykle stary, jego tapicerka była wytarta i poplamiona, ale wciąż miękka.

Spojrzała na to krzesło, a potem na mnie. W jej oczach zapalił się ten sam, psotny błysk, który pamiętałem z zewnątrz, spod kwitnącego bzu. To spojrzenie mówiło: „Widzisz? Wiedziałam, że tu jest. Znalazłam to dla nas.” I już wiedziałem, czego chce. Moje serce zabiło mocniej, a krew zaszumiała głośniej w uszach.

Usiadłem. Skóra moich pleców i ud dotknęła chłodnej, nieco szorstkiej tkaniny. A potem ona. Edyta uniosła się, stanęła nade mną przez jeden, dwa płynne, nieskończenie powolne momenty, pozwalając mi nasycić wzrok widokiem jej nagiego, stojącego przede mną ciała, jej smukłych nóg, ciemnej kępki pomiędzy udami, płaskiego brzucha z tym moim ukochanym, głębokim pępkiem. I wtedy opadła.

Usiadła na moich udach, a jej wilgotna, gorąca cipka muskała wierzch mojego naprężonego, sterczącego ptaka. Nie wszedł w nią. Nie jeszcze. To było jedynie dotknięcie, przesunięcie, które zostawiło na mojej skórze płonący, mokry ślad. Jęk, który wydarł się z mojego gardła, był niski i zwierzęcy, pełen niedosytu i oczekiwania.

– Mariusz… – wyszeptała moje imię, a ono w jej ustach brzmiało jak najsłodsza obietnica.

Dopiero teraz, bardzo, bardzo powoli, uniosła biodra nieco wyżej. Jej dłonie oparły się na moje muskularne ramiona, czując drżenie, które mną wstrząsało. Jej wzrok był utkwiony w mojej twarzy, chłonąc każde drgnięcie mięśni, każdą zmianę wyrazu oczu. I wtedy, z tym idealnym wyczuciem czasu, który zawsze miała, opadła.

Tym razem to nie było muśnięcie.

2025-12-09

Tylko dla twoich oczu


12. Taka ciasna i mokra…


Chwyciłem ją za biodra znowu – mocno, z tą pewnością, która w końcu przegnała wahanie. Pod palcami czułem jej kości, drżące mięśnie. Pochyliłem się lekko, znalazłem kąt. Ten strach – że ją zranisz, że wszystko pęknie – ucichł. Zastąpił go pierwotny nakaz.

I wszedłem w nią.

Jeden, płynny, niepowstrzymany ruch.

Edyta wbiła paznokcie w ten stary beton, z gardła wyrwał się stłumiony, głęboki jęk – wypełnił całą pustą salę. Czyste uczucie – zaskoczenie, pełnia, rozkosz tak mocna, że aż boli.

– Uuuuuuaaaaaahhhh Mariusz! – powietrze przeszył krzyk.

Zamarłem na moment – kompletnie rozwaliło mnie to. Jej cipka była najgorętsza, najciaśniejsza, najbardziej oszałamiająca rzecz, jaką czułem. Każdy nerw, każda komórka – krzyczały z rozkoszy. Dłonie na jej biodrach – jedyne, co mówiło: to prawda.

– Boże… – jęknąłem, czoło o jej spocone plecy. Oddech palił na jej skórze.

Przechyliła biodra do tyłu, wciągając mnie głębiej – wydała niższy, zadowolony jęk. Dłonie puściły filar, chwyciły moje uda. Potem palce splotły się z moimi, ścisnęły mocno – czułem, jak ją niesie.

– Och tak, tak… Ruchaj mnie, bierz mnie mocno – wysapała, szept ledwie słyszalny, zmieszany z plaśnięciami ciał. – Proszę, Mariusz, głęboko…

Jej prośba – cicha, desperacka – odpaliła mnie jak lont. Odepchnąłem się i zaraz wtuliłem z powrotem – powoli, z czcią, jakby każdy centymetr był święty. Z każdym pchnięciem jęczała głośniej – ten lekki głosik stał się chrapliwy, dziki. Ciało wyginało się pode mną, poddawało i pchało zarazem, w każdym milimetrze.

Zaraz później moje ruchy nabrały pewności, siły. Przestałem myśleć. Był tylko ten rytm – odsunąć się, zbliżyć, głęboko, aż do końca. I jej odgłosy. Jęki coraz bardziej szalone, coraz bardziej błagające. Świat zmalał do tego filaru, do tego słonecznego snopa, do miejsca, gdzie byliśmy złączeni.

Pracowałem jak maszyna, bez przerwy, nie dając jej oddechu. Moje uda waliły o jej pupę, plaśnięcia mieszały się z naszym sapaniem. Pot spływał mi po plecach, każdy mięsień napięty do bólu – tylko jeden cel, nieunikniony.

Jej dłonie puściły moje ręce. Ramiona opadły, całe ciało napięło się w łuk, jakby zaraz miało pęknąć. Trzymała się tylko mnie i tego filaru, kompletnie oddana. Głowa zwisła, jasne włosy zasłoniły twarz. Z gardła – ciągły, urywany jęk, jak modlitwa i przekleństwo naraz.

– Tak, tak… Och Boże, właśnie tak. Bierz mnie tak. Och, Mariusz… – syczała raz po raz, biodra ruszały się naprzeciw moim, z tą samą dziką siłą. – Właśnie tak… nie przestawaj…

W uszach szumiało. Widziałem tylko ją. Czułem tylko ją – gorąco, wilgoć, całkowite poddanie. Byliśmy w tym samym rytmie, w spirali, która mogła skończyć się tylko jednym. Dłonie sunęły z bioder w górę, po bokach, czułem te wibracje, aż chwyciłem jej małe, jędrne piersi. Przycisnąłem ją mocniej, plecy o moją klatkę, twarz w jej gorącą szyję, wdychałem ją i siebie.

– Edytko… – charczałem do ucha, każde słowo walka o powietrze. – Jesteś… niesamowita… Taka ciasna i mokra…

W odpowiedzi jej dłoń sięgnęła do tyłu, złapała mnie za kark i przyciągnęła głowę bliżej. Palce wbiły się w włosy, trzymały mocno – nie dała mi się ruszyć. A jak pchnąłem szczególnie głęboko, jej drugi jęk był taki głośny, taki ostry, że na moment zagłuszył ptaki na zewnątrz.

2025-12-08

Tylko dla twoich oczu

10. I była moja


Uśmiechnęła się – tym samym niewinnym, rozbrajającym uśmiechem, który teraz był najgorszą prowokacją. Dłonie chwyciły moje biodra, mocno. Paznokcie wbiły się w skórę, lekko.

– Teraz – rzuciła cicho, ale pewnie. – Bardzo powoli.

I pociągnęła mnie do siebie.

Pierwszy dotyk – jak prąd. Mokre, miękkie płatki rozchyliły się lekko. Jakby czubek kutasa wpadł w żywy ogień. Tylko muskało, a całe ciało mi zesztywniało, jakby mnie walnęło.

Oczy jej przymknęły się, twarz wykrzywiła się w jakiejś bolesnej rozkoszy. Usta otwarte, bez głosu.

– O Boże… Mariusz… – jęknęła, dłonie na moich biodrach drżały.

Poruszyłem się – centymetr, może mniej. Tylko czubek w niej. Ciasna jak cholera, gorąca, mokra. Ścisnęła mnie tak, że prawie nie mogłem oddychać. Zamruczała nisko, z gardła, głowa opadła na mech.

– Tak… – wysyczała. – Właśnie tak…

Patrzyłem, jak jej twarz się zmienia – od tego mikroskopijnego wejścia. Rysy napięte, potem rozluźnione, jakby w ekstazie. To było bardziej intymne niż wszystko. Być tak blisko, widzieć, czuć każdy kawałek tej przyjemności, którą jej dawałem.

Pochyliłem się i wpiłem w jej sutek, ssałem głodnie, połykałem jej jęki. Paznokcie wbijały mi się w plecy, paliły. Biodra uniosły się lekko, wciągając mnie głębiej – o ten kolejny, rozwalający centymetr.

Poddała się. Ciało zesztywniało, potem zalały ją drgawki. Oddech urywany, świszczący. Palce wbiły się tak, że pewnie zostaną siniaki. I to było… piękne. Idealne.

– Nie ruszaj się – wyjęczała, oczy szeroko otwarte, prawie przestraszone. – Proszę… tylko nie ruszaj…

Zamarłem. Wciśnięty tylko na tyle, czułem, jak jej cipka pulsuje wokół mnie – szybko, w konwulsjach. Pierwszy, płytki orgazm, prawie z samego czekania i tego lekkiego dotyku. I była moja. Cała. Nic poza nami – jej drżenie, mój ból napięcia.

Patrzyliśmy sobie w oczy – świat zmalał do tej pary spojrzeń. W jej oczach: zachwyt, niedowierzanie, czysta wdzięczność.

– Już? – szepnęła, głos cienki jak nitka.

Pokręciłem głową, ledwie zauważalnie. Uśmiechnąłem się – jej cipka znowu ścisnęła mnie, jakby w odpowiedzi.

– Nie – wychrypiałem, głos głęboki, nie mój. – To dopiero początek, Edyto. Dopiero start.

Podniosła się, rozejrzała wokół – jakby czegoś szukała, jakiegoś narzędzia, przedmiotu. Wzrok padł na gruby betonowy filar pośrodku, pewnie kiedyś salon. Pochyliła się, rozsunęła nogi i chwyciła go mocno, pewnie.

Stałem tuż za nią – drżący, podniecony, niepewny, ale zdecydowany na to, co zaraz będzie. Jeden szeroki promień słońca wpadał przez dziurawy dach, oświetlał nasze nagie sylwetki jak reflektor. Wszystko wydawało się jakieś nierealne.

Jej dłoń sunęła po chropowatej powierzchni filaru, trzymała się go jak kotwicy. Każdy mięsień napięty, plecy w łuku, lśniły w tym blasku. Wyglądała jak posąg – wyrzeźbiony światłem i cieniem.

Stałem za nią chwilę, przytłoczony. Wzrok sunął po jej kręgosłupie, po tych wąskich łopatkach, po idealnym kształcie pupy – napiętej, czekającej. Serce waliło jak młot, jakby chciało wyskoczyć. Dłonie same położyły się na jej biodrach. Skóra gładka, gorąca, drżąca pod palcami.

– Edyta… – wychrypiałem, głos szorstki od tego wszystkiego.

Coś odmrumkała, czoło o zimny beton. To było wszystko. Jej „tak”. Jej „weź mnie”.

Palce wbiły się mocniej w jej wąską talię, przyciągnąłem ją bliżej. Gorąco jej ciała przylgnęło do mojego spoconego brzucha, do klatki. Kutas, twardy jak skała, musnął jej pośladek – usłyszałem cichy, urywany jęk. Powietrze gęste – pachniało nami, stęchlizną, kwitnącym bzem.

2025-12-07

Tylko dla twoich oczu

9. Czyste pożądanie


Jak tylko moje palce dotknęły jej tam – w samym środku – wygięła się w łuk. Głowa do tyłu, gardło na wierzchu, z ust wyrwał się głęboki jęk, który odbił się od tych starych belek. Palce wbiła w moje przedramię, trzymała mocno, nie dała ruszyć.

– Tam… – szepnęła, oczy przymknięte, twarz w ekstazie. – Właśnie tam. Czujesz? To wszystko dla ciebie.

To wyznanie – proste, bez owijania – prawie mnie rozwaliło. Żadnej gry, kokietki. Tylko prawda. Jej ciało, jej głód, jej władza – wszystko w moich rękach, w tej drżącej chwili.

Palce ruszyły – powoli, kółka, każdy fałd, każda zmiana. Miękka jak aksamit, a zaciskała się mocno. Każdy oddech – stłumiony krzyk, każde drgnięcie bioder – „więcej”.

Pochyliłem się nad nią, przygryzłem lekko sutek – nie dotykając ustami, tylko grożąc, żeby nasze oddechy zmieszały się w gorącą mgłę.

– Edyta… – jęknąłem, głos jakby nie mój. Kutas w jej dłoni pulsował, aż bolało, na czubku nowa kropla. – Nie wiem, ile jeszcze pociągnę…

Otworzyła oczy – mgliste, nieobecne, ale jak spojrzała na mnie, błysnęło w nich to samo psotne, niewinne coś z początku. Raj i piekło w jednym.

– A kto każe ci wytrzymywać? – szepnęła, kciuk znów przejechał po czubku, rozsmarował tę kroplę z taką męczącą czułością. Biodra jednak ruszały się w rytm moich palców, jakby ciało mówiło co innego. – Może… po prostu zrób to.

Jej słowa zawisły w powietrzu – gorące, kuszące. Spojrzała na moje usta, potem niżej, tam gdzie wszystko było gotowe. Wciągnęła powietrze, pierś prawie dotknęła mojej klatki. Dłoń na moim nadgarstku poluzowała – wybór. Kontynuować palcami, czy…

Wtedy jej ciało zesztywniało pod moim dotykiem, z gardła wyrwał się krótki, urywany jęk – ciche, ostateczne „tak”.

Jej palce wbiły mi się w włosy, przycisnęły twarz do szyi. Czułem jej puls – wariacki, mój taki sam. Druga dłoń, wciąż na moim twardym dyszlu, prowadziła mnie w to gorąco. Do końca.

Żadnych słów, myśli. Tylko to zwierzęce „weź mnie”. Ciało wygięło się pode mną, nogi szerzej, zapraszały. Gorąco jej cipki na moim brzuchu.

Centymetr. Jeden ruch.

I wtedy… ona zamarła.

Jej dłoń na moim kutasie zamarła. Biodra przestały drgać. Tylko oddech – gorący, mokry – walił mi w ucho.

– Poczekaj – wychrypiała, ledwie słychać. – Chcę… popatrzeć.

Odsunęła się trochę, oparła na łokciach. Skronie mi waliły, całe ciało krzyczało z bólu tej przerwy. Ale te ciemne oczy – widziały wszystko – kazały mi czekać.

Patrzyła. Wzrok wbity tam, gdzie mieliśmy się złączyć. Na mojego kutasa – nabrzmiałego, sinego, drżącego tak, że prawie unosił się sam. Na swoją wilgoć, co lśniła na czubku i na moich palcach. Patrzyła, jakby chciała zapamiętać każdy milimetr, każde drgnięcie, każdą kroplę.

– Jesteś taki piękny – szepnęła, bez zadzioru, tylko szczere zdziwienie. – Cały… żyjesz. I to wszystko dla mnie.

Uniosła dłoń i dotknęła czubka mojego ptaka. Nie dla zabawy – żeby poczuć. Palce zebrały tę białą, lepką kroplę i przyjrzały się jej jak jakiejś perle. Potem podniosła je do ust i zlizała – patrząc mi prosto w oczy.

Ten widok prawie mnie rozwalił. Brzuch mi się zacisnął, z gardła wyrwał się stłumiony jęk. Była niemożliwa. Czyste pożądanie w ludzkiej skórze.

– Edyto… – zaszemrałem, czoło o jej czoło, wirowało mi w głowie. – Proszę…

– Ciii… – uciszyła mnie palcem na ustach. Oczy jej błyszczały. – Ja prowadzę. Pamiętasz?

Skinąłem głową. Nie dałem rady mówić. Byłem jej. Całkowicie.


2025-12-06

Tylko dla twoich oczu

8. Pokaż, gdzie


Jej ręka wsunęła się między nas i złapała mojego twardego jak skała penisa. Gorąca, pewna. W głowie mi się zakręciło. Kciuk przejechał po czubku, zebrał nową kroplę białego nasienia i rozsmarował ją powoli.

– Pragniesz mnie tak samo – wychrypiała, głos niski, chropowaty. Spojrzała w dół, tam, gdzie mój pulsujący ptak dotykał jej mokrej, drżącej skóry. Jeszcze centymetr i… Czułem jej gorąco na samym czubku. Raj tuż-tuż.

Uniosła biodra, przyciągając mnie bliżej. Oczy szeroko otwarte, wbite we mnie – zero gry, tylko czysta potrzeba i zaufanie, aż do kości.

– Mariusz… – szepnęła, oddech splótł się z moim. – Teraz. Proszę…

Cały świat się zakręcił. Głowa, ciało, wszystko – tylko jedno: wejść w nią, zanurzyć się w tym gorącu i nigdy nie wypłynąć. Pochyliłem się, żeby wypełnić tę przepaść między nami, żeby być jednym. Oczy w oczy, jej usta otwarte w cichym, głodnym krzyku.

– Edyta… – jej imię na moich ustach jak modlitwa i przysięga.

I w tej chwili, kiedy wszystko skupiło się na tym jednym, gorącym punkcie między jej udami, kiedy czułem już ten pierwszy, palący uścisk…

Świat zmalał do tego miejsca, gdzie mieliśmy się połączyć. Jej gorący oddech na moich ustach, wilgoć muskająca czubek kutasa. Jeszcze jeden drżący oddech, jedno uniesienie bioder – i spełnienie.

W oczach – tylko potrzeba, czysta, bez gier.

I wtedy… zatrzymałem się.

Nie cofnąłem się. Tylko… zamarłem. Ciało napięte jak stal, krzyczało: weź ją, teraz. Ale coś głębiej kazało mi zwolnić. Rozciągnąć tę chwilę w wieczność. Chciałem jej tak, że bolało, ale chciałem też każdej sekundy przed tym.

– Mariusz? – szepnęła, ledwie słychać, z szumem liści. Brwi uniosły się, zaniepokojone. – Wszystko gra?

Przetarłem kciukiem jej policzek – skóra jak aksamit, gorąca. Oczy jak dwa głębokie jeziora, gotowe mnie wciągnąć.

– Wszystko gra – wychrypiałem, głos nie mój. – Jest tak idealnie, że… boję się ruszyć. Boję, że to pęknie.

Uśmiechnęła się – usta mokre, trochę spuchnięte od całowania, rozchyliły się w cichym westchnieniu. Dłoń, która jeszcze trzymała mojego twardego fiuta, poluzowała uścisk. Palce przejechały po całej długości – od dołu aż po czubek – jakby pocieszały i poganiały naraz.

– Nic nie pęknie – szepnęła, biorąc moją rękę z biodra i prowadząc niżej. – Czujesz? To prawda. Ja jestem prawdziwa. I chcę.

Moje palce, prowadzone przez nią, trafiły na ten gorący, mokry aksamit. Była podniecona, a każdy lekki ruch sprawiał, że drżała od stóp do głów. Czułem się jak jakiś pieprzony odkrywca na krawędzi nowego świata – oszołomiony, jak cholera.

Pochyliłem się, usta do jej szyi, tam gdzie puls walił jak szalony. Język rysował mokre ścieżki, zęby lekko gryzły – słyszałem, jak oddech jej się rwie, jak cicho jęczy.

– Proszę… – wychrypiała, biodra uniosły się, szukając mojej ręki.

Ale ja jeszcze zwlekałem. Dłoń sunęła po wewnętrznej stronie uda, czułem te drżące mięśnie, omijałem to miejsce. Chciałem, żeby oszalała. Żeby całe ciało błagało o dotyk, tak jak moje błagało o nią.

– Mariusz… – w głosie desperacja, ciche, błagalne.

Uniosłem wzrok – jej twarz cała w ogniu, usta otwarte, policzki czerwone jak mak. Żądza w czystej postaci, kobiecość, która miała mnie połknąć.

– Pokaż – wychrypiałem, głos mi się rwał. – Pokaż, gdzie dokładnie chcesz, żebym cię dotknął.

Jej oczy błysnęły – zaskoczenie i podniecenie w jednym. Chwyciła mój nadgarstek, pewnie, bez wstydu, i poprowadziła palce dokładnie tam, gdzie było najgoręcej, najwilgotniej. Żadnych delikatności. Prosto w punkt.

Tylko dla twoich oczu

18. Widzę twoją duszę Jej słowa działały na mnie jak fizyczny dotyk. Ponownie pogrążyła się w tym, co robiła, ale teraz jej dłonie dołączyły...