piątek, 22 września 2017

Analna przygoda.


3. Brązowe wnętrze.

Mimo wszystko, nie wykonałem żadnego ruchu, nie dotknąłem jej nawet. Trudno mi jest powiedzieć, czy się bałem, czy może raczej czekałem na to, aż cała akcja rozwinie się jeszcze bardziej, aż temperatura moich doznań podniesie się do wrzenia, a moja wyobraźnia podpowie mi najbardziej wyuzdane sposoby zaspokojenia mojej żądzy, mojego, wciąż narastającego, nienasyconego podniecenia.
Ta dziewczyna, jak żadna inna, umiała to wszystko ze mnie wydobyć, umiała prowadzić mnie jak po sznurku, krok po kroku, na sam szczyt... najwspanialszy i najcudowniejszy szczyt rozkoszy na świecie.
Mrucząc i jęcząc poruszała wibratorem w jedną i w drugą stronę. Druga dłoń bez przerwy miętosiła i masakrowała łechtaczkę, tą wspaniałą i cudowną antenkę. W powietrzu unosił się słodki, przyjemny zapach podniecenia i rozkoszy. Wyobrażałem sobie, że wpycham w to jej ciasne, brązowe wnętrze swojego grubego, żylastego kutasa, że wchodzę w jej dziurkę do samego końca. Ruszam nim, a później bezwstydnie spuszczam się tam, pozbywając się wszystkiego, co mam, całego zapasu mojego białego, gęstego budyniu.
Tak mógłby wyglądać ten scenariusz, ale ja wciąż byłem bierny. Patrząc i obserwując, nie mogłem się nadziwić temu, jak jej cipka jest napęczniała, jak głośno mlaszcze przy każdym najechaniu jej zwinnych, drobnych paluszków. Drżałem.
W pewnym momencie wyjęła go, uniosła do ust i oblizała. Mogłoby to się wydawać nieprzyzwoite, czy wręcz wstrętne, niehigieniczne, ale mnie bardzo podniecało. Uniosła lekko głowę, spojrzała na mnie i roześmiała się na głos. Po czym, z cichym westchnieniem, włożyła go tam gdzie był przed chwilą.
“Och Boże, dziewczyno, co ty ze mną robisz?!” - myślałem gorączkowo.
Po sekundzie bardzo szeroko rozłożyła uda. To był iście podniecający widok była synonimem kobiecego seksapilu. Leżała w pozycji typowej dla miłości. Teraz wystarczyło tylko położyć się na niej i zacząć się kochać.
Uniosła głowę by spojrzeć na moją twarz, po czym ponownie ją opuściła. Jej dłoń wytrwale pracowała między nogami, jednak wykonywała teraz mniej agresywne ruchy. Jeszcze raz patrzyła na mnie, ciepło się uśmiechając.
W pewnym momencie, co było do przewidzenia, zrobiło jej się naprawdę dobrze, bo szeroko otworzyła swoje słodkie usteczka i westchnęła głęboko.
-Ooooooohhhh…
Cicho pojękując wytrwale poruszała wibratorem. Do środka, na zewnątrz, do środka, na zewnątrz... raz - dwa, raz – dwa... szybkie, krótkie ruchy, które musiały sprawiać jej niebywałą przyjemność.
Kochałem się już z różnymi babkami, ale powiem szczerze, niesamowitą frajdę sprawiało mi samo patrzenie na tą wyjątkową dziewczynę. Jak żadna inna, umiała zaprezentować to, co miała najlepszego.
Na przemian pojękiwała, wzdychała, stękała, wydawała z siebie słodkie, ciepłe, podniecające odgłosy. Przysunąłem się jeszcze bliżej, byłem od niej najwyżej pół metra. Chłonąłem sobą jej zapach, zapach jej muszelki, zapach jej kakaowego oczka. Mój kutas już pulsował, domagając się swojej porcji przyjemności. Na zewnątrz, z pięciu, były już tylko dwa oczka tego różowego łańcuszka, więc w jej wnętrzu musiała znajdować się cała reszta.
“Ja pierdolę, jeszcze chwila, a spuszczę się w gacie!” - pomyślałem sobie.
Po kilkunastu sekundach wyjęła go z wielkim trudem, westchnęła przy tym głęboko, jakby odczuwała fizyczny ból. Po chwili, mrucząc, wpychała go z powrotem do środka.
Jako, że ostatnia kulka w istocie była stożkiem, weszła w nią dość łatwo. Jednak ona nie była zadowolona, pchała ją dalej i dalej. Zatrzymała się dopiero w momencie, kiedy na zewnątrz pozostała tylko jedna kulka. Z jej gardła wydobył się krótki, urywany chichot. Bez trudu można było zorientować się, że sprawia jej to niebywałą przyjemność. Znów rozpoczęła szaleńczą roztańczona pracę swoją prawą rączką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...