czwartek, 28 września 2017

Analna przygoda.


9. W swoim żywiole.

Szalała. Była jak dzika, nienasycona Amazonka. Z mojego gardła wydobywały się już tylko nieartykułowane, niezrozumiałe dźwięki. To było cudowne i wspaniałe. Wszystko wskazywało na to, że razem osiągniemy ten, niesamowicie wielki, kosmiczny orgazm.
Krzyczała coraz głośniej. Unosiła się coraz wyżej i coraz mocniej spadała na moje podbrzusze. Coraz donośniej chlapały jej pośladki. Chciała wycisnąć z siebie wszystko. Jak cytryna w mikserze, oddawała mi wszystkie soki, wszystkie siły. Chciała, żebym wyszedł spod niej na czworakach. Jej pizda była jak imadło, nie dawała mi żadnych szans. Stopniowo traciłem poczucie rzeczywistości, nie wiedziałem gdzie jestem.
W końcu, zmęczona, po kilku minutach szaleńczej gonitwy, nieco zwolniła. Nie oznaczało to, że było lżej. Przy wolniejszych ruchach, jej cipka zaciskała się jeszcze mocniej.
Wiem, że trudno to sobie wyobrazić, ale tak było. Czułem każdy zakamarek, każdy mięsień. Odbierałem ją dokładnie gdzieś pod swoją czaszką, niczym fale sejsmiczne.
-Ohhhhhh, ohhhhh!!! - dyszałem.
Moja pani była w swoim żywiole. Jęczała coraz głośniej, krzyczała, darła się wniebogłosy. Wydawało się, że nie panuje już na niczym.
W pewnym momencie nie wytrzymałem i wymierzyłem jej soczystego klapsa w pośladek. Zamiast ją powstrzymać, podziałało to jak czerwona płachta na byka. Stała się jeszcze bardziej agresywna, jeszcze mocniej i dokładniej obejmowała sobą mój gruby żylasty drąg.
Nie miałem pojęcia, jak długo jeszcze wytrzymam. Teoretycznie, powinienem się spuścić jakieś dwie, trzy minuty wcześniej. Nie wiem, co się ze mną stało. Ten moment jakoś minął, jednak moja energia kumulowała się dalej. Nasienie w jądrach zbierało się, a jego ciśnienie było coraz wyższe. Zdawało mi się, że jest go coraz więcej. Bałem się, co się stanie, kiedy wytryśnie.
Niespodziewanie zwolniła, wyprostowała się i opadła pośladkami na moje jądra. Wygięła plecy i, na ułamek sekundy, zastygła. Jej jaskinia pulsowała bez przerwy. Była niczym dziki zwierz, niczym zmora, potwór. Nawet w tym momencie nie dała mi najmniejszego odpoczynku.
Po chwili podjęła przerwaną akcję, teraz w bardziej pionowej pozycji. Oderwała się od mojego tułowia i podparła dłońmi na mojej klatce piersiowej. Jej pośladki i podbrzusze wciąż leżały płasko na moim ciele. Jednak górna połowa sylwetki starała się trzymać pionowo. Powodowało to, że jej kręgosłup wygiął się w literę C. Widać było, że taka pozycja sprawia jej jeszcze większą przyjemność.
Podskakiwała niczym zabawka. Jej włosy falowały jak szalone, jak gdyby pędziła na wietrze. Teraz za każdym podskokiem z jej gardła wydobywał się już tylko głośny, ochrypły krzyk.
Ja także nie mogłem dać sobie rady ze swoim ciałem. Nie panowałem już nad swoimi reakcjami. Było mi tak dobrze, tak słodko, że chciałem spełnienia. Chciałem tego spełnienia właśnie teraz. Jednak, to wszystko trwało dalej. Wszystko ciągnęło się, w nieskończoność, jakby nigdy nie miało być szczęśliwego happy endu.
Pokój wypełnił się jednym wielkim krzykiem. Ona krzyczała i ja krzyczałem. Podskakiwała na mnie niczym piłka plażowa. Wytrwale i uparcie prowadziła mnie w rejony rozkoszy, których jeszcze nie znałem. Dalej, dalej, bez końca, jakby celem samym w sobie było tylko samo to, co robiliśmy. Myślałem, że wyzionę ducha, że to moje ostatnie sekundy. Wyrzucałem z siebie powietrze, niczym maratończyk, który dobiega do mety.
Wiedziała, że dłużej tak nie można. W tej ostatniej sekundzie, która dzieliła mnie od wytrysku, zeskoczyła ze mnie i, jak błyskawica, znalazła się obok mojego ciała. Zrobiła to tak szybko, że nie zdążyłem sobie nawet tego uświadomić. Nagle, po prostu była obok mnie, wpatrywała się w moją sterczącą fujarę, a ja tylko zdążyłem chwycić ją dłonią i zacisnąć, by nie wystrzelić pionowo gdzieś pod sufit. To było szaleństwo.
Wild riding my private cock


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...