piątek, 22 lutego 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

46. Klęczała u moich stóp.


Chwyciła mnie za szyję, mocno przycisnęła do siebie i pchała się ze wszystkich sił. Tak mocno drożała. Tak ciasno w niej było. W mojej głowie kręciło się tak intensywnie, że miałem wrażenie, iż przed chwilą zszedłem z karuzeli.
-Boże, Klaudio, Klaudio… serduszko ty moje, zaraz spuszczę się w tą twoją dupkę! - wrzucałem z siebie półprzytomnym głosem.
A jednak dotarła do końca. Trzęsła się jak galareta, była mokra od potu, jęczała, wzdychała, ale kontynuowała. A  później rozpoczęła słodki, odbierający świadomość, taniec. Zaczęła się unosić i opadać, unosić i opadać... Na początku wolno, nieśmiało, delikatnie, a później z coraz większą zachłannością i dzikością. Góra-dół, góra-dół, góra-dół…
Patrzyłem na nią. Patrzyłem na jej podnieconą twarz i czułem rozpierającą mnie dziwną radość.
To było niesamowite. Szaleliśmy na całego. Czerpaliśmy z życia całymi garściami, nie bacząc na dzielące nas różnice.  Ja ochroniarz na służbie i ona uczennica dopiero co wkraczająca dorosłe życie. Byliśmy jak Adam i Ewa w raju, tacy niewinni, a jednocześnie pełni grzechu.
Kiedy nie mogłem już wytrzymać i byłem przekonany, że za kolejnym ruchem z mojego chuja tryśnie biała fontanna, przerwaliśmy. Właściwie to ona przerwała. Trudno powiedzieć jak wyczuła ten moment. Kobieca intuicja? A może była po prostu lepsza ode mnie w tych sprawach? Nie wiem. Wszystko działo się tak szybko, że nad poszczególnymi szczegółami nie miałem czasu się zastanawiać.
W pewnym momencie zorientowałem się że leżę sam. Położyła się obok mnie na plecach. Wysoko uniosła swoje uda,  odsłaniając dla mnie swoją cudowną cipeczkę, ten niesamowicie podniecający otworek, tą kakaową dziurkę.
Rzuciłem się na nią z największą radością, tak jakbym znów zaczynał wszystko od początku. Leżąc na brzuchu zacząłem lizać jej okolice. Dziewczyna tylko pojękiwała cicho, a ja cieszyłem się, że jest mi tak oddana. To było cudowne.
Robiła wszystko, bym był jak najbardziej zadowolony, by jak najwygodniej było mi operować tam swoim językiem. Jednym przedramieniem podtrzymywała swoje kolana na wysokości piersi, a drugą ręką starała się rozchylić swoje pośladki. Pracowałem wytrwale, wsłuchując się jej słodkie kwilenie.
Później, na krótki moment zmieniłem taktykę i przesunąłem się nieco wyżej. Zacząłem lizać jej piersi. Czubkiem języka operowałem wokół ciemnych, chropowatych brodawek, drażniłem wrażliwe sutki, co chwilę brałem je w usta i stałem jak niemowlę. Moje dłonie wędrowały po jej udach. Wciskały się w wilgotną szparkę, muskały łechtaczkę i pieścił okolice pępuszka.
Pachniała kobietą, pachniała potem. Wdychałem jej istnienie całymi płucami, zachłannie, bez pamięci, tracąc zmysły. Bałem się, że za chwilę ktoś mi ją odbierze, że za chwilę już nie będzie moja, a ona tylko uśmiechała się do mnie tak ciepło i serdecznie. To był jednak tylko krótki przerywnik w tej słodkiej, niewinnej grze.
Wszystko zdawało się być jakimś wariactwem. To było tak, jakbyśmy obydwoje postradali zmysły, tak, jakby zawładnęła nami szatańska moc. Nie potrafię tego nazwać i określić. To działo się samo, jakby bez nas i było tak cudownie upojne, tak bardzo grzeczne niepoprawne.
Powiem szczerze, gdybym teraz… gdybym w ogóle, miał możliwość czerwienienia się na to, w tej chwili na pewno by do tego doszło. Po prostu, nawet jak te chwile wspominam, to po moich plecach przechodzi przyjemny dreszcz.
W następnym momencie stałem już obok łóżka. Byłem nagi, a mój fiut sterczał, jak rakieta. Ona klęczała u moich stóp i trzymała go w swojej dłoni mocno i pewnie. Nakierowała go wprost do swoich ust. Szeroko je otworzyła i pochłonęła w całości. Byłem pijany ze szczęścia. Przed chwilą siedział w jej dupce, a ona w ogóle się tym nie przejmowała.

Nasty Anal Babes

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...