piątek, 23 listopada 2018

Syrena.

5. Bramy poznania.

Przecież byłem tu. Dokładnie pamiętałem,  jak tutaj przyszedłem. Pamiętam każdy krok, to jak się rozbierałem i jak płynąłem. Teraz byłem tu razem z nią. Ciemnowłosa, drobna dziewczyna ze sterczącymi sutkami, które odbijały się wilgocią w blasku księżyca, leżała między moimi, szeroko rozstawionymi udami i lizała mojego kutasa. Robiła to perfekcyjnie, delikatnie, z czułością, a jednak, tak bardzo zachłannie i podniecająco.
Wsunąłem dłoń i chwyciłem ją za potylicę. ostrożnie przesuwając w stronę swojego podbrzusza. Drżałem. Coraz ciężej oddychałem. To była bajka i baśń, która działa się na moich oczach. Nie potrafiłem tego wytłumaczyć w żaden sposób.
Myślałem, że za chwilę się spuszczę. Tak. Chciałem się spuścić na jej twarz, na tą śliczną buzię, która robiła mi tak dobrze. Bez żadnego skrępowania, szybko i uparcie dążyła do celu. Chciałem zakończyć to, bodaj teraz, słodkim wytryskiem na jej włosy, jednak nie stało się tak. W jakiś przedziwny sposób nie stało się tak.
W jakiś, czarodziejski wręcz, sposób, bo nie pamiętam tego w ogóle, w którymś momencie znaleźliśmy się obydwoje na głębszej wodzie. Siedziałem na jakimś kamieniu, a obok była już prawie głębia. Stała chyba na dnie. Chociaż może pływała, nie wiem. Woda sięgała jej nieco poniżej piersi. Ja stopami nie mogłem dosięgnąć dna, więc nie wiem jak głęboko było.
Siedziałem na tym kamieniu ze spuszczonymi nogami, które moczyłem, a ona podeszła blisko, tak blisko i chwyciła mojego fiuta w swoją drobną rączkę. Chwyciła go mocno i przycisnęła do swoich piersi. Były jędrne, napęczniałe. Sutki tak sztywne, że aż twarde. Brodawki chropowate.
Miałem tak wielką ochotę, by trysnąć w tej chwili, że wszystkie moje myśli, jak zupa w garnku, zmieszały się razem i nie potrafiłem wydobyć żadnej. Ważne było tylko to, że ona jest tutaj, że trzyma mojego fiuta w garści i delikatnie ściska, doprowadzając mnie na sam szczyt, szczyt rozkoszy.
Patrzyłem na jej młodą twarz, na jej ciemne, mokre włosy i chciałem ją posiąść na wszystkie możliwe sposoby, posiąść, jak tylko się da, mocno, głęboko, całkowicie, w tej wodzie, tej nocy, w tym blasku księżyca tutaj i teraz.
A później wstałem. Uśmiechnęła się do mnie. Widziałem to dokładnie, choć było ciemno. Mimo wszystko, nie było tutaj zbyt głęboko. Woda sięgała mi nieco powyżej kolan. Stałem w pluszczącej, szeleszczącej, ciepłej toni z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała, a ona zbliżyła się do mnie na kolanach. Chwyciła mnie za uda, delikatnie gładziła skórę wzdłuż moich nóg. Jej małe piersi zanurzały się do połowy. Były takie śliczne.
Patrzyła na mnie. Patrzyła na mojego sterczącego pod kątem prostym fiuta. Patrzyła uważnie i uśmiechała się, a ja pragnąłem tylko jednego, by wsunąć się nim w te jej słodkie usteczka. Tak bardzo tego chciałem.
Za chwilę miało się zacząć coś. Nie wiedziałem jeszcze co, ale byłem pewny, że właśnie przekraczam próg czegoś nowego, czegoś, skąd nie będzie już powrotu. Wiedziałem, że będę inny. Bramy poznania otwierały się przede mną.
Była zainteresowana tylko moim przyrodzeniem. Bardzo uważnie patrzyła na nie. Z przymrużonymi powiekami w skupieniu jedną dłonią chwyciła mnie za udo od tyłu. Delikatnie zmusiła bym uniósł kolano nieco do góry i przysunął się do niej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...