środa, 28 listopada 2018

Syrena.

10. Belferskie polecenie.

Dopiero teraz padło pytanie, które powinno być zadane już na samym początku.
-Marku, a dlaczego jesteś nagi?
Chciałem jej to jakoś logicznie wyjaśnić. Chciałem, aby uwierzyła, ale czy na pewno?
-Wie pani… bo ja zapomniałem kąpielówek…
-Aha…  
-No… zapomniałem…
Odpowiedziała mi cisza.
-Rozumie pani… wyszedłem… późno już było… nie chciało chciało mi się wracać…
Szybko zrozumiałem, że moje tłumaczenie jest bez sensu. Nie chodzi o to, co mówiłem, tylko o to, że, w ogóle, coś mówiłem.
-Marku, Marku… - powtórzyła dwa razy i zawiesiła głos.
Patrzyła.
-Oh… - westchnąłem.
W tym momencie została przekroczona masa krytyczna. Nie byłem w stanie się opanować. Zresztą, nie chciałem już. Pamiętam tylko to swoje ogromne podniecenie i pragnienie, aby jej dotknąć.
Zdążyłem tylko zorientować się, że za mną nie ma już nikogo. Moja nieznana, ciemnowłosa piękność, która przed chwilą tak ładnie trzepała mi konia, zniknęła gdzieś bez śladu. Rozpłynęła się kompletnie, jak duch.
Teraz przede mną była ta trzydziestoletnia blondynka, moja nauczycielka ze szkoły i te jej piersi, w które się gapiłem, od których nie mogłem oderwać wzroku, i te jej oczy przenikliwe, które mówiły wszystko. Dziwne było to wszystko, co się wtedy tam działo. Czy to dzikie, odludne miejsce, miało tak niesamowity wpływ na ludzi, którzy się tam nieopatrznie znaleźli?
Do dziś nie umiem sobie na to odpowiedzieć. Chyba tak, zważywszy na to, co się wydarzyło. Najbardziej zaskakujące było to, że ona, nauczycielka z wykształceniem, dorosła kobieta, posiadająca rodzinę, nie potrafiła nad sobą zapanować. Nie musiałem specjalnie się domyślać. W żaden sposób nie ukrywała już tego. Widziałem, jak wielką ma na mnie ochotę. Byłem przekonany, że się za chwilę na mnie rzuci i zrobi co trzeba. Już na samą myśl o tym, dostawałem gęsiej skórki.
-Proszę pani…  pani Bożenko, - wyrwało się z mojego gardła, kiedy chwyciła za połówki swojej ciemnej bluzki.
To wdzianko utkane było z jakiś elastycznej, przylegającej dzianiny. Nie miałem pojęcia, czemu takie rzeczy wkłada w taką gorącą pogodę. Nie spostrzegłem też, kiedy kolejny guzik odpiął się i kolejne centymetry jej zgrabnego, pięknego i ciała ukazały swoje oblicze.
Patrzyła na mnie coraz bardziej dziko.  
-Marku…  
-Och pani Bożenko!
Wciąż miałem jednak nadzieję, że to tylko gra i że nic więcej z tego nie wyniknie.
-Marku… - powtórzyła jeszcze raz.
Chciałem się jakoś bronić, ale nie wiedziałem, czy powinienem.
-Pani Bożenko, nie. Chyba nie o to chodzi.
Jej wzrok nie pozostawiał żadnych wątpliwości, jednak wciąż nie wiedziałem,  jakimi kartami chce zagrać.
-Marku, przyłapałam cię.
“Aha, czyli będzie mnie opieprzać” - pomyślałem.
-Eh… pani Bożenko… ale na czym? - stęknąłem tak, jakbym został nagle wyrwany do odpowiedzi.
-Marku, ty już lepiej się więcej nie odzywaj! - skwitowała tak, jakby chciała zakończyć w tej chwili tą rozmowę.
Podeszła do mnie z dzikością w oczach.
-Och Pani Bożenko! Co pani robi?! - jęknąłem z przejęciem, chociaż jeszcze nic się nie stało.
-Cicho bądź, gówniarzu. Chodź tutaj do mnie! - wydała belferskie polecenie.
Drżałem coraz bardziej. Drżałem na całym ciele. Sytuacja zdawała się być już nie do opanowania. Ta baba, najwyraźniej, miała na mnie wielką ochotę i chciała tylko jednego. Być może, nie tylko ta mała czarna z krzaków mnie obserwowała. Być może miałem więcej widzów niż przypuszczałem. Najprawdopodobniej, ona także gapiła się na mnie gdzieś z tych szuwarów. Teraz chciała tego ode mnie to, co tamta. Zresztą, trudno było mi w tej chwili to ocenić, bo sytuacja stawała się coraz bardziej nieprzewidywalna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...