niedziela, 25 listopada 2018

Syrena.

7. Śpiewałem arię operową.

Opleciony był siecią fioletowych żył, niczym podbierak wędkarski. Ona zajmowała się nim w sposób troskliwy. Naciągnęła skórę do dołu, rozgniatała piąstką moje jądra, wyginając go pod sam brzuch. Pozwalałem jej robić co, tylko chce, dawałem samego siebie, czekając na ten jeden moment, kiedy strzelę spermą w ciemność, nie wiedząc gdzie spadnie.
-Och tak, tak! - wzdychałem.
Było mi dobrze, tak bardzo było mi dobrze. Byłem tylko ja i ona i jej rączka, drobna piąstka zaciskająca się na moim penisie.
-O Boże, Boże… - znów wrzucałem gorące westchnienia ze swojego gardła.
To było jak czary. Miała mnie w całości,  kompletnie i bez reszty. Stałem nagi pośrodku nocy w blasku księżyca, jęcząc i wzdychając, pragnąłem tylko jednego. Pragnąłem trysnąć.
Znowu wygięła mojego fiuta pod kątem prostym i mocno ściskała sam czubek. Poruszała jednocześnie dłonią: do przodu i do tyłu, do przodu i do tyłu…
-Moja mała rusałko, skąd przybywasz?! - jęczałem.
Ledwie trzymałem się na nogach. Mokry piasek w wodzie przewijał się pod moimi stopami, a ja tylko błagałem, bym mógł ustać jeszcze kilka minut, kilka kolejnych minut.
Była boska, cudowna i niesamowita. Zajmowała się mną w sposób rewelacyjny i perfekcyjny. Mogłem tylko oddać się, oddać całe swoje ciało w jej posiadanie i mieć nadzieję, że stracę przy tym przytomność, że pofrunę daleko, daleko, osiągając ten orgazm.
Znów wzięła moją fujarę w dwie rączki. Było tak niesamowicie słodko i przyjemnie. Jedną ściskała od dołu, rozgniatając moje jądra, drugą nakryła wielki łeb od góry. Ściskała i rozluźniała. Na przemian, raz jedną, raz drugą. Przyglądała się dziurce na środku, jakby czekała na ten jeden moment, kiedy wystrzeli z niej biały pocisk. Wystrzeli prosto na jej twarz. Była tak bardzo skupiona, całkowicie skupiona, a ja błagałem w duchu, by robiła to szybciej i mocniej.
-Och Boże, tak mi dobrze! Tak mi dobrze! - wzdychałem i trzęsłem się na całym ciele.
Byłem w krańcowo podniecony.
Już po chwili chwyciła mnie za pośladki od tyłu i mocno ściskała najpierw jeden, później drugi. W tym samym momencie druga jej rączka poruszała się na moim twardym i żylastym fiucie raz w jedną, raz drugą stronę. Jej oczy cały czas wpatrywały się w czubek mojego penisa, w oczekiwaniu na to, co się stanie za chwilę. Zaciskałem uda, przestępując nogi na nogę. Drżałem, drżałem, wzdychałem:
-Ooooohhh, ooooohhh, uuuuoooohhhh…
Dosłownie, sekundę przed wytryskiem, ścisnęła go tuż za tą grubą żyłą, pozostawiając sam wierzchołek z dziurką. Odsłonięta była tylko po to, bym mógł trysnąć. Wygięła go pod kątem prostym, co przytrafiło mnie o niesamowite zawroty głowy.
Chociaż było to bardzo trudne, dokonała tego. Skierowana na swoją twarz, ściskała i rozluźnianiała, ściskała i rozluźniała. Poruszała dłonią raz w jedną, raz drugą stronę, ale jej ruchy były bardzo drobne, delikatne, prawie niewyczuwalne.
Coraz głośniej wzdychałem. W mojej głowie wirowało, był tam jeden wielki mętlik. Jakaś siła wyrwała mnie z posad rzeczywistości. W oczekiwaniu na ten jeden, cudowny moment prawie śpiewałem arię operową.
-Uooooooohhh… moja mała, jak mi dobrze!!!
No i oczywiście, stało się to, co się miało stać. Cóż innego miało się stać? Cóż by to miało być? Przysunęła się blisko, bardzo blisko. Czubkiem swojego fiuta dotknąłem jej noska, jej małego noska. Wielka buława wylądowała pomiędzy ustami a jego czubkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...