sobota, 24 listopada 2018

Syrena.

6. Całkowicie oddany.

Byłem blisko, bardzo blisko niej. Rozpaczliwie szukałem czegoś do oparcia. Moje dłonie szukały czegoś z tyłu. W końcu znalazły jakiś wielki konar wystający z wody. Zdaje się, że to był taki pal wbity w dno, pozostałości dawnego falochronu.
Oparłem się i drżałem. Drugą rączką ścisnęła mojego fiuta, zakrywając jego łeb. Zaciskała i rozluźniona swoje palce, te swoje drobne paluszki, które były tak elastyczne i tak mocno zwierały się na moim kutasie. Czułem, że drżę na całym ciele. Było mi słodko i dobrze. Byłem jak galareta.
Ziemia w swoim obrocie wokół własnej osi zatrzymała się na chwilę, tak, jakby razem ze mną czekała na ten moment. Ta mała, drobna, dziewczyna, dosłownie w chwilę później, uchylając usta, pochyliła głowę, przybliżyła swoją twarz do mojego prącia tak, jakby chciała go wziąć do środka. Nie wiem dlaczego ale, nie zrobiła tego. W zamian jej mała, drobna dłoń przesunęła się w stronę mojego ciała, ciągnąc napletek za sobą. Zatrzymała się na opuchniętych jądrach.
Jeszcze mocniej chwyciłem ten gruby, śliski, mokry pal i westchnąłem z głębokim przejęciem. W tej samej chwili, ona pojechała jeszcze mocniej do dołu, przyciskając piąstkę do mojego worka. Jej usta były tak blisko, że czułem jej oddech w dziurce na końcu fiuta. Czekałem na kolejny słodki ruch, ruch, który całkowicie rozłoży mnie na łopatki.
Po chwili jej drobna rączka znów zaczęła przesuwać się do góry i później znów do dołu. Wielki łeb zrobił się fioletowy i siny. Nie byłem w stanie znieść narastającego wrażenia. Drżałem.  
Myślałem, że skonam, kiedy wędzidło pod spodem mojego kutasa naprężyło się do granic wytrzymałości. Bolało. Byłem przekonany, że za chwilę pęknie, ale nie chciałem tego przerywać. Było zbyt słodko, zbyt przyjemnie.
Ona tymczasem, przyglądała się uważnie i każdą czynność wykonywana z namaszczeniem, z całkowitym skupieniem uwagi.
-Boże, Boże, Boże!  Proszę… - jęczałem, szarpiąc się, w narastających konwulsjach rozkoszy.
Jej rączka znów zacisnęła się na samym końcu mojego penisa, doprowadzając mnie do kompletnej rozterki psychiczno duchowej. Wrażenie było obezwładniające. Czując, że za chwilę trysnę w tą drobną delikatną dłoń,  nie mogłem pozbierać się w sobie.
Ściskała, jakby eksperymentowała, jakby chciała zobaczyć, co się dalej ze mną stanie. Była, po prostu, ciekawa moich reakcji.
Zagryzając dolną wargę i przymykając oczy, wpatrywała się w to, co kryło się pod jej palcami. Tymczasem ja, ledwie trzymałem się na nogach. Byłem kompletnie rozwalony, niezdolny do podjęcia jakiejkolwiek konkretnej decyzji.
Nie minęła nawet minuta, kiedy, znów jej rączka pojechała do dołu. Teraz zacisnęła się tuż pod grubą żyłą, ciasnym łukiem oplatającą wielki, fioletowy łeb mojego kutasa. Lekko drżała, zaciskała się rozluźniała, raz po raz widując moje podniecenie na sam szczyt.
Byłem w jej całkowitym władaniu, po prostu, byłem gotów, gotów do spełnienia. Nie znając jej, całkowicie oddany i otwarty, byłem w posiadaniu jej drobnych rąk. Oddawałem to, co miałem najcenniejszego. Oddawałem całego siebie, bez wstydu i skrępowania.
Miała mnie, posiadała tak, jak tego chciała. Miała mnie w nocy, nieznana dziewczyna, taka młoda, o której zupełnie nic nie wiedziałem. Doprowadzała mnie na sam szczyt słodkiej i gorącej rozkoszy. Wiedziałem, że za chwilę się spuszczę i nic mi to nie przeszkadzało. Chciałem tego tak bardzo. Bardzo tego chciałem.
Mój kutas rosół w oczach, a raczej w jej dłoni. Nigdy go takiego wielkiego nie widziałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...