czwartek, 29 listopada 2018

Syrena.

11. Wyruchać tą starą babę.

Nawet ja wtedy zrozumiałem pewne niuanse takiej, dość nietypowej, sytuacji. Czym innym jest zostać wykorzystanym przez młodą, piękną laskę, zresztą nieznaną mi kompletnie, a czym innym być bzykniętym przez trzydziestoletnią kobietę, ze stażem małżeńskim, na dodatek nauczycielkę ze szkoły, której później musiałbym patrzeć w oczy do końca roku.
Pani Bożenka stała w płytkiej wodzie tak, jak ja. Uniosła do góry swoją luźną spódnicę i moim oczom ukazała się niesamowicie zabójcza, dojrzała cipa.
Dech mi zaparło na dobrych kilka minut. Jej piździsko porośnięte było jasnym zarostem tylko wzdłuż pionowego cięcia. Dbała o nie. Przez moją głowę przebiegła może trochę naiwna, trochę głupia myśl: Czy chodziła z tym do fryzjera? Jej cipa wyglądała bardzo, ale to bardzo apetycznie. Od patrzenia na nią kręciło mi się w głowie.
-Och! - wyrwało się z mojego gardła.
Tymczasem, pani profesor uśmiechała się ciepło i serdecznie. Aczkolwiek jej wzrok był stanowczy i nie tolerował sprzeciwu.
-Marku… - zaczęła w ten sam sposób.
“Czy ona nie umie zwracać się do mnie inaczej? To mnie tak onieśmiela. Czy robi To celowo?” - myślałem rozpaczliwie.
-Zróbmy umowę… - cedziła bardzo powoli tak, jakby nie chciała wyjawić mi wszystkiego na raz.
“Jaką umowę? Czego ona znowu ode mnie chce?” - myślałem w duchu.
-Tak? - odpowiedziałem, jak siedmioletni chłopczyk.
Najwidoczniej, moja postawa bardzo się spodobała, bo uśmiechnęła się jeszcze serdeczniej.
-Ja nie powiem nikomu, gdzie byłeś tej nocy i co robiłeś… - mówiła, a ja czułem, że wciąga mnie w niekorzystny układ.
Nie miałem jednak odwagi zaprotestować. Poza tym, nie wiem, czy tak do końca, tego chciałem.
-Nie zrobię żadnej awantury, a ty… - przerwała i wskazała na swoją cipkę.
Nie musiała kończyć. Tego właśnie się obawiałem. Poza tym, o czym już wyżej napisałem, nie wiedziałem, czy będę umiał odpowiednio ją zaspokoić. Ja dopiero startowałem w tej słodkiej dziedzinie życia, ona miała już pewnie duże doświadczenie. Byłem tak bardzo podniecony, że obawiałem się przedwczesnego wytrysku i kompromitacji w jej oczach. Wolałem więc do kombinować tak długo, jak tylko się da.
-Ty… no wiesz… ty wiesz co…
-Ale…
Skrzywiła usta i pokręciła znaczącą głową, nie przyjmując wymówki.
-Wiesz, czym się masz teraz zająć, kochaniutki.
-Ach, pani Bożenko, nie!
Trzy razy cmoknęła i znów pokręciła głową.
-Marku, wydaje mi się, że nie masz wyjścia.
-Pani Bożenko, proszę…
-Nie, nie, nie… Moja cipka jest bardzo spragniona, czeka na ciebie nie.
-Pani Bożenko, ale…
Wiedziałem, że jestem przegrany, ale jakoś trudno było mi się przełamać.
-Hm… no… tak teraz?
Milczała. Miałem zaczynać.
Trudno było mi się zmusić do tego, żeby wyruchać tą starą babę. Tak, według mnie była stara. Trzydzieści lat i więcej, to wtedy dla mnie było dużo. Wydaje mi się, że chodziło tu tylko o samo wrażenie. Przecież wciąż była piękna i wciąż była bardzo, ale to bardzo podniecająca.
W tym momencie mój penis sterczał już do góry bardzo przepisowo, gotowy do gorącej akcji.
-Pani Bożenko, och pani Bożenko! - westchnąłem, chwytając się za moją fujarę.
W szerokim uśmiechu pokazała zęby.
-No… widzę, że cię przekonałem, mój ty pieseczku.
Przez moje plecy przebiegł gorący dreszcz. Głęboko nabrałem powietrza w płuca i z synkiem je wypuściłem. Dotarło do mnie, że nie ma co się oszukiwać. Tak samo, jak ona tego chciałem. Być może, z innych powodów, być może, inaczej sobie to wyobrażałem, ale chciałem tego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...