piątek, 30 listopada 2018

Syrena.

12. Jaki wielki kutas!

-Boże kochany, - mruknąłem cicho.
Nie pozostawiła mi czasu na jakiekolwiek wątpliwości.
-No to jak, zabieramy się do roboty? - usłyszałem z jej ust.
-No dobrze, - szepnąłem, mając nadzieję, że tego nie usłyszy.
Za chwilę miało się zacząć, ale co i jak?  Jaki ruch wykonać, żeby się nie zbłaźnić? Przecież ona  już wszystko wie, - szamotałem się sam ze sobą. Czułem się, jak małe dziecko.
Ułatwiła mi zadanie. Błyskawicznie zrzuciła z siebie ciuchy. Wszystkie, co do jednego. Zresztą, niedużo tego miała. Ubranie wylądowało w wodzie. Chyba już nie zwracała w uwagi na takie szczegóły. Po prostu, podeszła do mnie. Trwało to, dosłownie, sekundę. Zarzuciła swoje ramiona na moją szyję.
-Boże, pani Bożenko, ale pani jest gorąca, - westchnąłem, oddając się całkowicie pod jej władanie.
Trzymała swoje ręce na moim karku tak, jak podczas wolnego tańca. Od razu poczułem jej piersi na swojej klatce. Jej gorące, sztywne sutki drażniły moją skórę tak, że ledwie trzymałem się na nogach.
-Marku. Och Marku, - szepnęła mi do ucha.
Zatopiła palce w moich włosach. Przytuliła się do mnie swoimi cyckami wielkimi cyckami. Rozpocząłem słodki teatr z pocałunkami.  Składałem jeden przy drugim na szyi, począwszy od granicy włosów, aż do obojczyka. Muskałem ustami jej skórę, pozostawiając wilgotny ślad.
Już po chwili moja dłoń powędrowała między jej uda, a palce znalazły się na wystającej i sztywnej łechtaczce.
-Ooo kolego, - westchnęła z przejęciem, drżąc coraz bardziej.
Powiem szczerze, że mimo tego, co przed chwilą się stało, znów czułem się taki zagubiony bezradny. Jednak, było to coś zupełnie innego, niż to, co czułem dwie, trzy minuty wcześniej. Po prostu, byłem zachwycony. Miałem przed sobą tyle luksusowego dobra, że nie mogłem go przetrawić. Jednak instynkt reprodukcji nie pozostawił mnie bez pomocy.
-Och jaki wielki kutas! - usłyszałem jej zachwycony głos tuż przy swoim uchu.
Rzeczywiście, kiedy na niego spojrzałem, wydawał się większy, przynajmniej dwa razy większy. Byłem przekonany, że to jakieś czary. To było wprost niemożliwe.
Wielka rakieta sterczała prawie pionowo, czubkiem wskazując niebo. Miałem poważne wątpliwości, czy to narzędzie jest moje.
-Och, pani Bożenko, pani Bożenko, - wyrzuciłem z siebie drżącym i płaczliwym głosem.
Znów mi pomogła. Wyciągnęła dłoń i ostrożnie ujęła ją w połowie długości. Później  stopniowo i bardzo stanowczo odgięła do poziomu. Moim ciałem szarpnął bardzo silny skurcz. Żeby to jakoś znieść musiałem stanąć na palcach.
Dopiero, kiedy mój fiut nachylił się do tego stopnia, że łbem wskazał jej cipkę, zatrzymała dłoń. Myślałem, że padnę z wrażenia. Trzymała mojego, sztywnego jak beton kutasa i kierowała tam, gdzie trzeba. Gdyby miał kości, pewnie wszystkie by już połamała.
Była wysoka, więc, kiedy zbliżyła się do mnie i lekko rozchodziła uda, moja fujara wjechała dokładnie tam,
gdzie powinna. W pierwszej chwili otarła się grzbietem o jej wilgotny rów i przejechała w jedną i w drugą stronę. Dopiero później, dopasowując nieco pozycję, byłem w stanie wejść w jej gorące wnętrze.
Nie wiedziałem co się dzieje. Zakręciłem się całkowicie. W tej jednej, krótkiej chwili, rzeczywiście, poczułem się jak prawiczek, który nie wie, z czym to się je. Siedziałem tam samym łbem i nie mogłem uwierzyć, że tam jestem. Siedziałem, jakby sprawdzając warunki i komfort pracy mojego narzędzia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...