sobota, 1 czerwca 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.


145. Tymczasem rano.

Później wstała. Stała przede mną z opuszczonymi ramionami. Wydawała się być trochę bezradna, trochę bezsilna, ale szczęśliwa. Uśmiechała się ciepło i serdecznie, tak ciepło, że udzielało się to także i mnie. Stała przede mną, a ja miałem tą świadomość, że przed chwilą było mi z nią tak dobrze, tak cudownie. Nawet trudno było mi to wszystko określić i nazwać.
W końcu kiwnęła w moją stronę samą tylko brodą.
-No jak, dokończymy wreszcie tą kąpiel? - westchnęła cicho.
Uśmiechnąłem się ciepło.
-Jasne, że dokończymy, - odpowiedziałem, trącając ją delikatnie w nos. - Chodź jeszcze raz umyję ci plecy.
-Tylko zrób to dobrze. Czuję się taka brudna i sponiewierana, - odezwała się zalotnie.
-No, ciekawe przez kogo? - zapytałem retorycznie.
Radośnie się szturchając, weszliśmy do wanny. Kąpiel była nadzwyczaj przyjemna. Jeszcze raz, bardzo dokładnie wzajemnie wymyślimy każdą część swojego ciała. Najpierw ona mnie. Pielęgnowała moją klatkę piersiową i plecy. Najwięcej uwagi poświęciła genitaliom, myjąc je gąbką. Nie wiem dlaczego tak bardzo podobały się jej moje jądra i penis. No cóż, może to głupie pytanie.
Później ja zająłem się nią. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak niesamowicie przyjemne było dotykanie jej skóry w każdym zakamarku, czucie pod palcami każdej wypukłości. Jeszcze raz pozwoliłem sobie na dokładne wypieszczenie jej piersi pośladków. Nie zapomniałem też o cipce. Przyznam się, że miałem też w tym swój dodatkowy interes. No cóż, zachowywałem się tak, jakbym chciał się nasycić jej widokiem, zapachem i dotykiem, jakbym chciał pożegnać się z tym cudownym zjawiskiem, z którym przyszło mi obcować w ciągu ostatnich godzin tej nocy.
Muszę przyznać, że moje zaangażowanie jej także się bardzo podobało. W pewnym momencie zaczęła oddychać bardzo głęboko. Nie wiem, ile to wszystko mogło trwać. Nie liczyłem czasu. Przypuszczam, że gdybyśmy tylko mieli go nieco więcej, gdyby za oknem nie robiło się już jasno, prawdopodobnie rozpoczęlibyśmy tą zabawę na nowo. A tak, kiedy wreszcie stwierdziliśmy, że wystarczy już tej kąpieli, spuściliśmy wodę z wanny, a następnie, wzajemnie, dużymi ręcznikami frotte zaczęliśmy się wycierać. Wszystko w takiej samej kolejności, jak wcześniej: najpierw ona mnie, a później ja ją. Wymienialiśmy przy tym krótkie, niezobowiązujące uwagi.
Kiedy wreszcie nasze ciała były już czyste, a włosy wysuszone i uczesane, kiedy łazienka i kuchnia były już całkowicie doprowadzone do porządku, a na dworze zaczynało świtać, siedzieliśmy w kuchni przy kubku gorącej herbaty i, trzymając się na dłonie, jak para nastolatków, jak para zakochanych dzieciaków, co chwilę słodko patrzyliśmy sobie w oczy i rozmawialiśmy tak, jakbyśmy się znali od zawsze.
Naprawdę, żal było opuszczać jej mieszkanie. No, ale cóż, byłem tylko zwykłym ochroniarzem, który miał tutaj swoją pracę, swoje obowiązki, do których musiał wrócić. Dobrze, że jej pralka miała opcję szybkiego suszenia. Bez tego, w żaden, sposób nie udałoby się dopiąć wszystkiego na ostatni guzik.
Kiedy wreszcie moje ubrania, takie pachnące świeżością, założyłem na siebie i wróciłem na portiernię, poczułem dziwne ściskanie w dołku. Miałem wrażenie, jakbym opuścił kogoś bardzo bliskiego. Jak się okazało, nikt niczego nie spostrzegł. Na szczęście, noc minęła jak zwykle: bez zbędnych telefonów i interwencji. Wszystkim, łącznie z całym składem zarządu, wydawało się, że byłem na swoim stanowisku pracy.
Tymczasem rano, kiedy koleżanka przyszła na kolejny dyżur, byłem cały rozpromieniony. Nie mogłem jednak powiedzieć, co się stało. Spakowałem swoje rzeczy, wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu.

KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...