środa, 21 lutego 2024

Ostatnie wakacje.

80. Ciekawość i brak kontroli.


I nagle zamiast tego słodkiego szczytu ekstazy zobaczyłem ją. Naprawdę nie wiem, jak to się stało. Znów była w szlafroku, ale był rozpięty i wszystko, co miała najcenniejszego, znajdowało się na wierzchu. Nie mam pojęcia, dlaczego go nie zawiązała. Może wszystko miało swój ukryty cel. Drugą rzeczą, którą spostrzegłem, była dubeltówka wymierzona wprost we mnie. To nie było już takie zabawne. To mnie przeraziło niebotycznie. 

-Kto?! Kto tam jest?! Pokaż się, bo podziurawię ci jaja! - krzyczała, a w tym krzyku nie było już słodyczy ani delikatności. Była w nim złość furia i agresja.

Zamarłem w bezruchu, odczuwając przemożny strach i wstyd. Moje ciało drżało nie tylko z podniecenia, ale teraz również z lęku przed odkryciem i konsekwencjami mojego niedopuszczalnego zachowania. Zdawałem sobie sprawę, że znalazłem się w pułapce własnych pragnień, które wyprowadziły mnie na skraj rozpaczy.

Jej oczy skupiły się na mnie, a czubek dubeltówki drżał w jej dłoni. Gdyby nacisnęła spust, pewnie trzeba by było mnie szufelką zbierać z tej ściółki. Czułem, że jej wzrok przenika mnie na wskroś. Czułem, że widzi to, co robiłem. Nie sposób było się ukryć przed tym spojrzeniem. A później w jej oczach dostrzegłem mieszaninę zdumienia, gniewu i zdezorientowania. Zamurowało mnie kompletnie. Nie mogłem wydobyć z siebie ani jednego słowa. Moje myśli krążyły w całkowitym chaosie, próbując znaleźć jakiekolwiek wyjaśnienie, ale wiedziałem, że to bezcelowe. Stało się, a ja byłem załatwiony na amen.

Krok po kroku zbliżała się do mnie, a dubeltówka nadal była skierowana we mnie. Bałem się ruszyć. Mój wstyd, poczucie winy i przerażenie tworzyły wewnętrzną burzę. Nie było już ucieczki, nie było już odwrócenia tego, co się stało. Stałem nagi, osłonięty tylko moją skruchą i strachem.

Jej krzyk jeszcze raz rozdarł powietrze: 

-Kto ty, kurwa, jesteś?! Co tu robisz?!

Nie było już wątpliwości, że nie tylko straciłem kontrolę nad sobą, ale także naruszyłem jej prywatność w sposób nie do zaakceptowania. To, co zaczęło się jako ciekawość i podniecenie, skończyło się jako okrutne naruszenie granic i zaufania. Próbowałem zebrać resztki odwagi, aby się wytłumaczyć, ale słowa utknęły w moim gardle. Byłem bezradny, zrozpaczony i zdruzgotany. Moje oczy opadły, nie mogłem już patrzeć na nią. Byłem skazany na jej osąd, na jej gniew i na konsekwencje moich działań.

I nagle stało się coś, czego nie przewidziałem. Zdałem sobie sprawę, że ona mnie nie rozpoznała w tej ciemności. To był cud. Jednak była jeszcze nadzieja, była szansa. Nie zastanawiając się, błyskawicznie się odwróciłem i co sił w nogach popędziłem w gęstwinę lasu rozciągającego się tuż za domem. Biegłem jak szalony, nie zważając na to, że ostre gałęzie i patyki kaleczą mi stopy. Teraz to strach, poczucie wstydu i świadomość nieuchronnej kary były moim paliwem napędowym. Nie mogłem dać się złapać, po prostu nie mogłem. 

Moje serce biło tak mocno, że mogłem go usłyszeć w uszach. Biegłem przez ciemny las, który zdawał się wciągać mnie głębiej i głębiej. Oddech był przerywany, a nogi bolały od nierówności terenu i gwałtownego tempa. Nie odważyłem się spojrzeć za siebie, obawiając się, że widok gniewnej postaci ze strzelbą będzie mi towarzyszył.

Nagle zatrzymałem się, opierając dłonie na kolanach, próbując złapać oddech. Mój umysł pracował na pełnych obrotach. Czy mogłem uciec przed tym wszystkim? Czy mogłem uniknąć konsekwencji swojego działania? Czułem, że wszelkie nadzieje, które się pojawiły, były jedynie złudzeniem. To, co się stało, pozostawiało mnie z poczuciem winy i hańby, które ciążyły na mnie tak jak ciężar samego lasu.

Wiedziałem, że nie mogę pozostać w lesie na zawsze. Musiałem wrócić do domu i zmierzyć się z tym, co zrobiłem. Chociaż to było trudne, wiedziałem, że muszę stawić czoło konsekwencjom i przeprosić ją za to, co zdarzyło się przez moją niewłaściwą ciekawość i brak kontroli.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...