sobota, 17 lutego 2024

Ostatnie wakacje.

76. To było jak zderzenie dwóch światów.


To było niesamowite. Wiedziałem już, jak wygląda bez ubrania. Widziałem przecież jej nagie zdjęcia w albumie geograficznym w moim pokoju na poddaszu. Wciąż miałem to przed swoimi oczami. Nie dało się tego zapomnieć. Teraz w dwójnasób stawał mi on przede mną i w duchu pragnąłem, aby ten jej puchaty szlafrok, choć na chwilę, rozchylił swoje poły i ukazał mi to, co znajduje się pod nim. To było moje najskrytsze i jednocześnie najbardziej wstydliwe pragnienie w tej chwili. Na co mogłem liczyć? Że zrzuci go z siebie i stanie przede mną kompletnie naga, zgrabna i piękna, że ją tak zobaczę i się podniecę niebotycznie i może doznam orgazmu, najwspanialszego zresztą w moim życiu? Bo to byłoby przecież tak, jakbym uprawiał seks razem z nią. Razem, choć osobno. Chciałem patrzeć na nią i to robić.

I choć trudno w to uwierzyć, stało się właśnie to, o czym marzyłem, o czym tak skrycie fantazjowałem i czego tak mocno pragnąłem. Pociągnęła za pasek szlafroka, a ten bez najmniejszego oporu, tak jakby był do tego stworzony, rozsunął się na boki. W tym momencie z mojego gardła wydobyło się bardzo głębokie "oooooooohhhhh", a moje oczy prawie wyszły z orbit. Boże, jakaż ona była piękna! To był cud natury, i ja właśnie na niego patrzyłem.

A później przyszła gwałtowna refleksja:

"Och Boże, ciociu, nie rób tego! Proszę cię! Jezu, nie wytrzymam! Nie rozbieraj się. Proszę cię, zakryj się".

Ale nie, nie było tak, jak myślałem. Zresztą, chyba wcale tego nie pragnąłem. Chciałem, aby to trwało. Chciałem czuć się jak zboczeniec, jak prawdziwy podglądacz. Och, to było takie podniecające.

Stałem w krzakach oparty o drzewo i gapiłem się na nią jak zahipnotyzowany. Nie mogłem oderwać od niej oczu. Podniecenie rozsadzało mnie od środka. Moje serce łomotało jak szalone. Gdzieś w mojej głowie dzwonił alarm, przypominając, co jest właściwe, a co nie, co może sprowadzić mnie na manowce. Mimo to wewnętrzny głos przegrywał z tak intensywną mocą moich pragnień, a ciekawość i pożądanie brały górę nad rozsądkiem. W duchu walczyłem z myślami, próbując zachować, chociaż odrobinę kontroli nad sytuacją. Niestety im dłużej to trwało, tym moje szanse stawały się coraz mniejsze.  

Puchaty różowy szlafrok zwisał swobodnie po obydwu stronach jej ciała, a ja mierzyłem wzrokiem każdy zakamarek jej cudownych krągłości, w żaden sposób nie mogąc się nimi nasycić. Moje myśli błądziły między zakazaną fascynacją a poczuciem wstydu za moje zachowanie. Jednak pragnienie było zbyt silne, by się mu oprzeć. Czułem, jak moje zmysły popadają w amok, nasilając odczucia i podgrzewając atmosferę, która nas otaczała.

Zachwycały mnie przede wszystkim jej niesamowicie zgrabne biodra. Szerokie, krągłe wzbudzały w moim umyśle taką burzę, że zupełnie zapomniałem, gdzie jestem. Wizja tych bioder wypełniła moją percepcję, stając się jedynym obrazem, który widziałem i odczuwałem. Wszystkie inne myśli i troski przepadły bez śladu, zastąpione przez gorącą intensywność mojego pożądania. To był moment, w którym świat zatrzymał się tylko dla mnie i dla niej, a moje zmysły były całkowicie pochłonięte tym, co się działo.

Choć w swoim życiu widziałem już wiele dziewczyn i kobiet w stroju kąpielowym, a także, co najważniejsze, nago, nigdy wcześniej nie było mi dane oglądać tak niesamowicie zgrabnego, pełnego i ponętnego ciała. To było jak zderzenie dwóch światów — świata rozumowego i tęsknoty, których nie mogłem pogodzić. Czułem, że cały się trzęsę i jeśli nic z tym nie zrobię, może stać się coś, czego później będę żałował. Moje myśli toczyły się w wirze emocji i pragnień, z którymi nie wiedziałem, jak sobie poradzić. Byłem uwięziony między rozsądkiem a pożądaniem, próbując znaleźć równowagę pomiędzy tymi dwoma niepohamowanymi siłami.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...