niedziela, 18 lutego 2024

Ostatnie wakacje.

77. Przezwyciężyć własne pożądanie.


Między obfitymi udami, w samym centrum jej krągłości, dumnie się prezentował wzgórek łonowy. Z idealnie przystrzyżonym zarostem i delikatnie wystającymi różowymi płatkami, zdawał się być środkiem całej mojej rzeczywistości. Moje oczy zamarły na tym widoku, a umysł za wszelką cenę starał się panować nad falami pożądania, które przetaczały się przez moje ciało niczym burza. Byłem w pułapce, pomiędzy niezwykłą ciekawością a wewnętrznym konfliktem, próbując zrozumieć, jak to wszystko wpływa na mnie i jak mam się zachować. Jakie to jednak miało znaczenie w obliczu czegoś takiego? 

Miałem wrażenie, że czas się zatrzymał, kiedy ona niczego nie podejrzewając, bardzo swobodnie przejechała otwartymi dłońmi po swoich wielkich, lekko opadających a przez to wyglądających jak dwa duże worki napełnione wodą, piersiach. Doznawałem coraz większego szoku kiedy kciukami krążyła po nieproporcjonalnie dużych, chropowatych i ciemnych brodawkach, drażniąc sztywne i grube sutki. Nie mogłem uwierzyć, że to wszystko, co widzę, jest prawdą. 

Jednak to było prawdą, a ona stała przede mną jak boski anioł seksu i rozkoszy. Niczego nie podejrzewając, zaczęła beztroską zabawę ze swoim ciałem. Szarpnąłem się w gorących konwulsjach przebiegających mnie od stóp do głowy, kiedy rozchyliwszy ramiona, zrzuciła z siebie odzienie. Teraz już nic nie skrywało rajskiego zakazanego owocu, który miałem przed sobą. A pod moją czaszką trwała wojna myśli, uczuć i pragnień. 

"Julian, weź się w garść, opanuj się! Natychmiast stąd idź, idź, póki jeszcze jesteś w stanie. Boże, nie możesz tak stać! Zrób coś, zanim będzie za późno." Jednak w tym momencie, kiedy tak myślałem, już było za późno, choć ja sam jeszcze nie byłem tego świadomy. Moje serce biło jak oszalałe, a myśli poruszały się w wirze konfuzji i ekstazy. Czułem, że balansuję na krawędzi, a każda sekunda tylko zbliża mnie do decyzji, której skutki mogą być nieodwracalne.

Jakiś diabeł szeptał mi do ucha:

"Wejdź do niej. Zobacz, drzwi są uchylone. Wejdź i weź ją w swoje ramiona. To takie proste. Zobacz, ona tego chce. Zobacz, jaka jest spragniona. To wcale nie jest takie trudne. Masz do tego pełne prawo. Kochasz ją przecież, tak bardzo pożądasz. Wejdź tam i kochaj się z nią. Uprawiaj z nią seks. Kochaj się z nią jak szalony. No idź, idź!"

Te myśli brzmiały jak destrukcyjna melodia, nękając mnie wewnętrznym konfliktem. Wiedziałem, że to, co sugerowały, było błędne, że takie działanie miałoby tragiczne konsekwencje. Ale czułem, jak moje pragnienia i emocje zacierają granicę między tym, co jest właściwe, a tym, co jest niewłaściwe. Byłem na skraju upadku, próbując stawić czoła tej wewnętrznej walce, która niszczyła mnie od środka.

Jednak los nie był dla mnie łaskawy. Wcale nie ułatwiał mi tego zadania. Jeszcze miałem nadzieję, że moja królowa, moja seksowna ciocia, po prostu zakończy ten pokaz i schowa się w łazience, bądź ponownie założy na siebie ten szlafrok, kończąc tym samym moje męczarnie. Nic takiego się jednak nie stało. Wręcz przeciwnie. Coraz bardziej rozpalona, nabierała coraz większej ochoty na miłosne igraszki z samą sobą, oczywiście ku mojej zgubie, ku mojemu potępieniu.

Nie było dla mnie wybawienia. Nie było łatwego rozwiązania. Sam próbowałem przezwyciężyć własne pożądanie i podjąć odważną decyzję o dyskretnym wycofaniu się. Wbrew najgłębszym pragnieniom mojego ciała, umysłu i ducha, starałem się powstrzymać to wewnętrzne tornado, które mnie rozrywało. Jednakże każda sekunda była jak wieczność, a ja byłem jak ćma przy świecy, niezdolny do odejścia, chociaż wiedziałem, że powinienem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...