niedziela, 24 czerwca 2018

Jezioro.

14. Jarek wstawaj.

Obudził mnie wystraszony głos Adama:
-Jarek, Jarek wstawaj!
Niechętnie otworzyłem oczy i uniosłem głowę.
-Co się stało? - spytałem, nieco zdezorientowany.
Asia wciąż przy mnie była. Oplotła mnie swoimi ramionami tak, jakby już się nigdy nie chciała puścić. Na dodatek owinięci byliśmy tymi samymi, co wieczorem, kocami.
-Bogdan zniknął, - powiedział, w ogóle, nie zwracając uwagi na jej obecność przy mnie.
-Jak to, zniknął?! - wyrzuciłem z siebie, nie mogąc uwierzyć w jego słowa.
Spojrzałem za okno. Zrobiło się już całkiem widno. Pozostali, tak samo jak ja, unosili się ze swoich miejsc, nie wiedząc co zaszło. Zastanawiało mnie też, dlaczego jeszcze nie było naszego gospodarza. Wydawało mi się, że powiem już tu być, coś wyjaśnić, czy zarządzić, tak, jak normalny pan domu. Był dziwny. Zachowywał się tak, jakby było mu wszystko jedno, kto przebywa w jego obejściu.
-Normalnie. Wczoraj był, a dzisiaj go nie ma. Zniknął, - powtórzył kolega.
Pokręciłem tylko głową.
-Chłopie, co ty gadasz?! To jakiś żart? Ludzie to nie przedmioty, nie znikają tak sobie, - powiedziałem nieco poirytowany.
To wszystko wydawało mi się takie niedorzeczne, nieziemskie wręcz. Poza tym, wciąż, gdzieś pod skórą, czułem tą zimną wodę z jeziora, gdzieś z tyłu głowy, patrzyła na mnie, ta blada twarz. Ja też się bałem, Skłamałbym gdybym powiedział że nie, ale nie okazywałem tego.
-Mówię ci, wyszedł gdzieś chyba, bo okno jest otwarte.
Teraz obudziłem się już do reszty.
-Okno jest otwarte, tak? - spytałem rzeczowo.
-Tak, - stwierdził, nie wiedząc co dalej powiem.
-No i co, wstał i poszedł na spacer przez okno, tak? - skwitowałrm ironicznie.
Spojrzałem na moją przyjaciółkę. Obejmowała mnie ze wszystkich stron nogami i rękoma. Po chwili, delikatnie uwolniłem się z jej objęć i, nie zważając na pozostałych, złożyłem czuły pocałunek na jej policzku. Później, chowając się pod kocem, wstałem.
-Poczekaj, poczekaj… wczoraj był w stanie, niemal agonalnym, w głębokiej hipotermii, był nieprzytomny, a ty mi mówisz, że rano, czy jeszcze w nocy, ot tak sobie, wyszedł przez okno?!
Wzrok mojego kolegi wyrażał wszystko.
-Nie rób sobie ze mnie jaj Jarek i tak już jestem wystraszony, -  odpowiedział ostro.
-Sorry Adam. W żadnym wypadku, nie robię sobie z ciebie jaj, po prostu, nie mogę uwierzyć w to, co się stało, - uspokoiłem go.
W tej samej chwili, wśród pozostałych, zapanowało ożywienie.
-Co jest? Kto zniknął? - zapytała zaspana Ewa.
Marcin stał już na własnych nogach i poprawiał ubranie.
-Wczoraj zanieśliśmy go do tego małego pokoiku na górze, - zaczął spokojnie. - Zrobiliśmy tak, jak prosił pan Jeremi.
Chyba nie byłem na bieżąco, bo nie wiedziałem o kogo chodzi.
-Jeremi? - spytałem.
-To ten gość, co tu mieszka, - wyjaśnił.
-No i co dalej? - powiedziałem z zainteresowaniem, chcąc usłyszeć dalszą część historii.
-Położyliśmy go na tapczanie, przy tym dużym piecu kaflowym. Tam było, naprawdę, bardzo ciepło. Pan Jeremi mówił, że powinien szybko dojść do siebie.
Poniosło mnie.
-No i, kurde, doszedł. Tak bardzo doszedł, że aż wyszedł i poszedł sobie! - wyrzuciłem.
Chodź wiedziałem, że to nie na miejscu, nie mogłem powstrzymać się od ironii. Wciąż byłem na niego zły za to, co się stało. Gdyby nie on, bylibyśmy już w hotelu Gołębiewski w Mikołajkach. Pewnie w tej chwili szli byśmy na pyszne śniadanie do restauracji. Zawsze był idiotą i błaznem przesądzającym z alkoholem, pod wpływem którego robił najdziwniejsze cuda, ale teraz przeszedł już samego siebie.
-Nie śmiej się, Jarek, bo może mu się coś stało, - odpowiedział z, nieukrywaną troską, Adam.
-Daj spokój! Co mu się mogło stać?! - przerwałem mu, - Przecież ten debil ma więcej szczęścia niż rozumu. Nie sądzę, żeby mu się coś stało. Zawsze spadał na cztery łapy.

Słodka ślicznotka otwiera się z bliska i ma orgazm

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...