środa, 27 czerwca 2018

Jezioro.

17. Jak mógł wyjść w takim stanie?

-Nie rozumiem, jak mógł wyjść w takim stanie? - odezwałem się, chcąc skierować zainteresowanie we właściwą stronę.
-Ja też tego nie pojmuję, - dodał, zaskoczony Adam. - Tym bardziej, że jego ubrania wisiały przy kominku obok twoich.
-Tak?! Co ty powiesz?! - wyrwał się z mojego gardła odgłos, jeszcze większego, zdziwienia.
Kolega nie ukrywał niezadowolenia.
-No, kurde nie widziałeś, jak brałeś swoje, - zmarszczył brwi.
W pierwszym momencie, nie byłem zadowolony z jego reakcji, ale, dopiero teraz, dotarło do mnie, że obok moich, wisiały także ciuchy Bogdana.
-Rzeczywiście, były, - potwierdziłem.
-Zresztą, sam zobacz. Są to do tej pory, - wskazał dłonią na krzesła, ustawione wieczorem przez właściciela.
Wciągnąłem głęboko powietrze i ruszyłem w stronę schodów prowadzących na poddasze.
-Wiesz co? W głowie mi się to nie mieści, - westchnąłem kiwając, aby poszedł za mną. - Może założył coś innego.
-Chyba, że znalazł coś tutaj na miejscu, bo wszystkie nasze rzeczy zostały w samochodzie, - stwierdził mój rozmówca.
Pod moimi stopami skrzypiały drewniane stopnie. Kątem oka zobaczyłem, że za Adamem ruszyli na górę pozostali.
-Ty, słuchaj, na dworze jest, najwyżej, pięć stopni. To nie jest pora na robienie sobie wycieczek na golasa.
-No wiem. To mnie najbardziej niepokoi.
-Zgadza się. To, że Bogdanowi od czasu do czasu odbija szajba, to wszyscy wiedzą, ale wychodzić w środku nocy bez ubrania w połowie listopada, to już prawdziwa przesada.
Kiedy byłem już na górze, dotarł do mnie z dołu głos Małgośki:
-Mnie się wydaje, że to ta Topielica.
Zareagowałem zupełnie odruchowo.
-Co? Jaka topielica?
-No ta, co ten stary opowiadał…
Odwróciłem się w jej stronę. Była w połowie schodów. Szła na samym końcu.
-Nie wkurwiaj mnie, Gocha! - wypaliłem.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-No co?! Ja tylko mówię, co gadał ten gościu.
Nie wiem dlaczego, ale czułem się w obowiązku, nie dopuścić jej w tej chwili do głosu.
-To lepiej nie mów! Zamknij się i nic nie mów! -warknąłem.
-Ale on przecież… mówił, że taka jedna, kiedyś utopiła się w jeziorze i teraz…
-Dobrze, dobrze… możesz nie kończyć. Zdaje się, że wszyscy to słyszeli, - przerwałem jej.
Od tego zdarzenia w nocy, nieprzerwanie, odczuwałem dziwny niepokój, który narastał, już na samą myśl, o tym czymś, co mogło czaić się w wodach miejscowego jeziora. Dodatkowo jeszcze ta dygresja w liście, który zostawił gospodarz, że mamy nie wychodzić na zewnątrz. Lęk zdawał się wisieć w powietrzu i miałem wrażenie, że wszyscy zostali nim już zarażeni. Tak niewiele brakowało do wywołania paniki, a to było nam najmniej potrzebne.
Dziewczyna zamilkła, a ja, jako pierwszy, wszedłem do pomieszczenia, w którym powinien znajdować się nasz kolega.
-Przytulnie tu, ciepło, - odezwałem się do Adama, który stał już obok mnie.
-Tak wiem. To przez ten piec kaflowy, - potwierdził moją uwagę.
Pokój był nieduży, ale bardzo przyjemny. Pod skośną ścianą, stanowiącą jednocześnie część sufitu, stało wąskie i chyba wygodne łóżko. Obok, pod niedużym oknem, było coś w rodzaju biurka z lampką i kilkoma, niedbale położonymi, książkami. Na podłodze znajdował się kawałek nieforemnego dywaniku, imitującego skórę niedźwiedzia.
-Tutaj go położyliście? - zapytałem.
-Tak, - odpowiedział Adam.
Pościel była zrzucona na jedną stronę, a prześcieradło zmierzwione.
Podszedłem do okna, przez które, teoretycznie, miał wyjść Bogdan.
-Mówicie, że wyszedł przez to okienko?
Marcin wysunął się zza pozostałych i zbliżył do mnie.
-No tak. Jest otwarte, - powiedział wzruszając ramionami.
-A mnie się wydaje, że nie mógł tędy wyjść, - powiedziałem.
-Jak to? - zdziwił się chłopak.
-No to zobacz na ten ogranicznik, - powiedziałem wskazując na aluminiowy pasek trzymający ramę w ryzach.
Marcin zaczął dokładnie przyglądać się konstrukcji. Kilka razy szarpnął, próbując uchylić skrzydło.
-No, nie mógł tędy wyjść, - stwierdził lakonicznie.

Velocity Von Daje Big Cock Handjob

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...