sobota, 30 czerwca 2018

Jezioro.

20. Niczym śmigło samolotu.

Robiła mi laskę w taki sposób i w takim tempie, że nie mogłem złapać tchu.
-Och Boże, Boże, Jezu, Jezu! - jęczałem, nie mogąc znieść narastającego napięcia.
Trudno mi było wyobrazić sobie, co za chwilę się stanie, ale wiedziałem, że długo nie będę w stanie tego wytrzymać. To było ponad moje siły.
Jej głowa pracowała, szybko i gwałtownie, unosząc się i opadając. Język wirował wokół mojego kapelusza, niczym śmigło samolotu, doprowadzając mnie na sam skraj niebiańskiej rozkoszy. Za każdym razem, kiedy opadała, wpychałem się w jej gardło i czułem migdałki.
-Jezu, matko święta, dziewczyno, proszę przestań! Och, przestań, przestań! Proszę!!! - błagałem.
Nie przestawała i nie zanosiło się na to, że w najbliższym czasie przestanie. To było wariactwo. Czułem, że błyskawicznie odlatuję. W ciągu kilku sekund, byłem na granicy gigantycznego orgazmu.
-Uuuuuaaaahhhh, aaaaaaahhhhh… - dyszałem, kombinując, jak wyrwać się z jej objęć.
Kiedy zaczęła ssać, przed moimi oczami wirowały już różnobarwne kółeczka. Ciągnęła jak dojarka mechaniczna, nie dając mi żadnych szans na zaczerpnięcie tchu.
Jeszcze w tej chwili, chociaż nieziemsko słodkie, gorące i przyprawiające o zawroty głowy, było to w miarę ludzkie. Niestety, w kilka sekund później, stało się koszmarem.
Uświadomiłem to sobie, kiedy pierwszy raz się spuściłem. Kiedy, z ogromną siłą, tryskałem w jej gardło, myślałem, że był to najbardziej niebotyczny orgazm w moim życiu, ale tylko orgazm. Byłem przekonany, że to już koniec, że choć na kilka minut, nastąpi przerwa.
Nie było przerwy. Nie było niczego, co by ją nawet przypominało. Nie było zwolnienia ruchu, folgowania uścisku, czy zmniejszenia ssania i ciągnięcia. Nie było nic, tylko ciągle zwiększające swoją intensywność pieszczoty, które wyrwały moją świadomość z posad.
Później był drugi wytrysk, jeszcze bardziej gwałtowny. Po kilku sekundach trzeci i czwarty. Napięcie wciąż rosło, podniecenie rozsadzało mi czaszkę, rozerwało na strzępy ciało.
-Uuuuuuiiiiiiiiaaaaaaaa!!! - wyłem, mając wrażenie, że tego nie przeżyję.
Kolejne orgazmy następowały błyskawicznie, jeden po drugim. Nie miałem już nasienia, żeby eksplodować. To było czysto psychiczno-fizyczne doświadczenie czegoś niesłychanie słodkiego. Tak intensywnego, że nie byłem w stanie tego znieść. Wrażenie, jakiego doświadczyłem, można było porównać, jedynie, do chwili, kiedy tonąłem w zimnej wodzie jeziora. Nie potrafiłem tego nazwać, ale wiedziałem, że za kilka sekund stracę przytomność. W żaden sposób nie mogłem się z tego amoku wydostać. Błagałem w myślach, aby się już to skończyło.
Kiedy w końcu przerwała, stało się coś jeszcze bardziej dziwnego. Nie wiem, czy był to szok, spowodowany tym, co się stało, czy może po tym akcie, doświadczyłem jakiejś przemiany, ale dosłownie w ciągu trzech sekund wyskoczyłem z wanny i chwyciłem jej ciało.
Muszę zaznaczyć, że nie była kruszynką i swoje ważyła. Nie wiem, jak to zrobiłem. Po prostu, chwyciłem ją w talii, podniosłem do góry, odwróciłem tyłem do siebie i zmusiłem, by się pochyliła. To działo się tak błyskawicznie, a ja zachowałem się jak robot, że nie rejestrowałem wszystkiego dokładnie.
W przeciągu kolejnych dwóch, trzech sekund, stała w szerokim rozkroku, mocno oparta o brzeg wanny, a ja, trzymając ogromnego, sinego z rozkoszy, kutasa, celowałem w jej gorącą cipkę.
To było trudne do wytłumaczenia. Woda wciąż płynęła z góry, chlapiąc jej na głowę i plecy, a ja, trzymając za biodra, zacząłem uderzać pośladkami tak mocno, że odgłosy mojej pracy słychać było w całym budynku.

wielki kogut

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...