czwartek, 23 sierpnia 2018

Pani dyrektor.

7. Posuwałem moją szefową.

Ja też tego chciałem, może nawet bardziej, niż ona. No i stało się. W następnej sekundzie leżała już na łóżku, a dokładnie, w poprzek, wielkim zadkiem w kierunku jego krawędzi, z nogami zadartymi aż za głowę. Wystawiała w moją stronę podnieconą do granic możliwości kobiecość.
To była chwila kulminacyjna. Myślałem, że unoszę się nad ziemią. Zbliżyłem się do niej na szeroko rozstawionych stopach. Odrobinę przykucnąłem, a ona ujęła mnie za kutasa. Pewnym, sprawnym chwytem i przyciągnęła do siebie. To było coś niesamowitego.
Zbliżałem się wprost do jej cipki. Miałem wrażenie, że moja rakieta za chwilę eksploduje. Moja szefowa ciągnęła mnie za banana wprost do swojej ciasnej, wilgotnej i gorącej jamki. W mojej głowie były już tylko fajerwerki.
Im bliżej celu, tym ruch w jej stronę był wolniejszy. W końcu podniecony do granic możliwości, twardy łeb dotknął miękkich warg, rozchylił je bardzo powoli i, z głośnym mlaśnięciem, wsunął się na dwa centymetry.
Rozjechały się na boki niczym naleśniki i tak zostały. Moim ciałem zaczęły targać niebezpieczne, zwiastujące wytrysk, konwulsje. Za wszelką cenę chciałem je powstrzymać. Drżałem, dygotałem, ale nie byłem w stanie zapanować nad tym, co się działo. Byłem w siódmym niebie.
Pani dyrektor, nawet na jotę, mi tego nie ułatwiała. Robiła to, na co miała ochotę w tej chwili. Nie za bardzo interesowały ją moje reakcje. Tak mi się zdawało. Chociaż, może ona także chciała, aby stało się to właśnie teraz, w takiej chwili.
Trudno było mi to stwierdzić. Trzymając mocno za trzon przesuwała nim w jedną i w drugą stronę orząc swoją szparkę jak radłem. Po moim ciele biegały zimne i gorące dreszcze. Zacząłem wzdychać, jęczeć i stękać jak niewolnik na torturach. Czekałem tylko na moment, kiedy pozwoli mi w siebie wejść.
W końcu, zwolniła uścisk na moim prąciu. Pozostawiła go samego sobie, a ja odetchnąłem z ulgą. Trwaliśmy tak przez kilka, może kilkanaście sekund. Decyzja należała do mnie. Znajdowałem się w jej przedsionku. Wielka, lśniąca głowica, czekała tylko na pozwolenie, aby móc wtargnąć w jej wnętrze do samego końca.
W ostatnim momencie zdołałem zerknąć na twarz mojej pani. Jej usta były rozchylone, oczy zmrużone, a na policzkach malowało się podniecenie. Czekała.
W końcu spojrzała na mnie.
-Boże, o tak! Wejdź we mnie. Chcę tego, - westchnęła.
Zgięła nogi w kolanach, a ja oparłszy się na jej łydkach, pochyliłem się do przodu. Następnie, bardzo powoli, wjechałem w jej wnętrze.
Nie mogłem się spieszyć. Byłem już na granicy orgazmu. Bardzo zależało mi na tym, żeby razem z nią, bawić się jeszcze przez długi czas.
Cudowna, słodka zabawa trwała dalej. Podparłem się na materacu łóżka, a ona objęła mnie łydkami za biodra i zacisnęła się niczym kleszcz. Po chwili, nasze usta spotkały się w gorącym, namiętnym pocałunku, a moje pośladki zaczęły wykonywać dynamiczne, płynne ruchy w jedną i w drugą stronę.
Dałem radę! Byłem królem, byłem panem sytuacji. Posuwałem moją szefową. Robiłem to równo, sprawnie i konkretnie. Lepiej nie mógłbym sobie już tego wyobrazić.
Wiedziałem, że zbyt długo to nie potrwa, że w ten sposób nie da mi się grzmocić. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że sytuacja będzie zmieniała się w sposób dynamiczny i mało przewidywalny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...