poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Sylwia.

1. Zbyt późno.

Tydzień temu spotkałem na ulicy mojego dobrego kolegę ze szkoły. Mimo, że mieszkaliśmy dość niedaleko, z racji obowiązków zawodowych, widywaliśmy się stosunkowo rzadko.
-Cześć Rafał! - odezwał się, szarpiąc mnie za ramię.
-No hej! - odpowiedziałem robiąc wielkie oczy, - Co tam u ciebie? Skończyłeś już porządkowanie ogrodu?
-Jak najbardziej, ma się rozumieć, - uśmiechnął się, - właśnie z tej okazji robię grilla w sobotę. Mam nadzieję, że wpadniesz.
-No jasne, do ciebie zawsze. Przynieść jakieś piwo, karkówkę, albo coś…?
-Nie, no co ty?! Moja żona zakupiła tyle żarcia i wódki, że na tydzień by wystarczyło, - wyjaśnił szczerząc zęby.
-Aha, czyli prowiant już jest, potrzebna tylko dobra zabawa tak?! -  roześmiałem się.
-No właśnie, jeżeli chodzi o dobrą zabawę, to myślę, że ty sprawdzisz się najlepiej.
Wystarczyło tylko o kilka zdań, a już zaczęliśmy nadawać na tej samej fali. Jeszcze chwila i pewnie byśmy zaczęli świętować od zaraz. Tak naprawdę, miałem bardzo wielką ochotę na jakieś dobre piwko i pogawędkę z kimś konkretnym.
-Posłuchaj, tu jest taki fajny pub, może wejdziemy na chwilę i zamienimy kilka słów co?! - zaproponowałem.
-Nie, nie… dzięki. Sorry, nie mogę, spieszę się, ale bądź w sobotę przed wieczorem dobrze?!
-OK, będę na pewno.
-Kiedy już odchodził, rzuciłem jeszcze w jego stronę:
-A tak z ciekawości, kto będzie oprócz nas dwóch?
Uśmiechnął się serdecznie.
-No… moja żona, Sylwia, Agnieszka i jeszcze paru znajomych ze strony Weroniki.
-Dzięki! - odpowiedziałem.
-Dobra lecę, nie mam czasu. Cześć!
no to na razie!
Machnął ręką i już go nie było.
Uśmiechnąłem się do siebie. Kiedy usłyszałem imię Sylwia, byłem przekonany, że muszę być na tej imprezie.
Sylwia była siostrą Bartka. Kiedy ostatnio ją widziałem, była jeszcze szesnastoletnią pannicą. Już wtedy wpadła mi w oko. Jasne długie włosy, błękitne oczy, zgrabna sylwetka i piękny uśmiech, to były jej nieodłączne atrybuty. Miała wszystko o to, co dziewczyna mieć powinna, a na dodatek coś w niej było. Trudno powiedzieć, co. To było coś, co już za pierwszym razem zwróciło moją uwagę.
No tak, przyznam szczerze, że w pewnym momencie zaczęło między nami iskrzyć. Oczywiście, jeżeli tak to można nazwać. Niestety, nasze drogi w jakiś sposób się rozeszły. No, ale widocznie, fortuna lubi zataczać, co jakiś czas, koło.
Kiedy usłyszałem, że ona też tam będzie, ucieszyłem się. Byłem bardzo ciekaw, jak teraz wygląda. “Ile ona może mieć lat… dwadzieścia dwa… dwadzieścia trzy…?  Coś koło tego. Na pewno jest już dorosłą kobietą.” - liczyłem w duchu.
Nie będę opisywał całej imprezy, bo nie o to chodzi. Siedzieliśmy, żarliśmy ile wlezie i piliśmy zimną wódkę do północy. Przez cały czas ukradkiem obserwowałem Sylwię. Była oszałamiająca. Sytuacja, jednak, nie pozwalała na, chociażby, minutę osobności. Zresztą, nie wypadało. Ciągle ktoś mnie zaczepiał, prosił o jakieś nowe żarty, a ja byłem w swoim żywiole. Momentami wszyscy pokładali się ze śmiechu.
Jako, że wlałem w siebie zbyt dużo procentów i, na dodatek, było już zbyt późno, Bartek nie pozwolił mi wracać do domu.
-Pościelę ci w salonie na kanapie. Rano wypijemy jeszcze jakieś piwko i pogadamy. Co ty na to?!
W głowie mi mocno szumiało i, powiedzmy, czułem się zbyt zmęczony, aby telepać się nocną komunikacją o tej porze.
-No dobra, niech będzie, - zgodziłem się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...