sobota, 25 sierpnia 2018

Pani dyrektor.

9. Niebyt rozkoszy.

Wydawało mi się, że, w tym momencie, nastąpi, choć kilka minut przerwy, na zaczerpnięcie oddechu. Byłem w błędzie. Nie dała mi szans na leniuchowanie i zastanawianie się nad tym, czy mój kutas na nowo podniesie się do walki. Była zajebista, a jej uśmiech i spojrzenie wyrażały wszystko.
Powoli uniosła się do góry, pozwalając mojemu zaganiaczowi wysunąć się z jej szparki. Był gruby jak kawał solidnej kaszanki, ale stracił nieco na sprężystości. Opadł bezwładnie między moimi udami, czubkiem dotykając prześcieradła. Moja pani z wielką radością ułożyła się obok moich bioder. Bez namysłu chwyciła go swoją garścią i uniosła do góry.
Przez moje ciało przebiegł słodki dreszcz rozkoszy. Byłem już pewien, że postawienie go do pionu, nie będzie stanowiło dla niej i najmniejszego problemu.
Zaciskała i rozluźniała swoje palce, a ja czułem się tak, jakbym w ogóle tego dzisiaj jeszcze nie robił. Podstawiła drugą dłoń, aby resztki spermy, które znajdowały się w moim wężu spłynęły na jej powierzchnię. Spojrzała na moją twarz i odezwała się z uśmiechem:
-Widzisz, widzisz to?! Tego właśnie było mi trzeba.
Kiedy zaciskała palce, kilkakrotnie szarpnąłem się w słodkim skurczu, obejmującym całe moje ciało.
-Boże, Anka! Nie dam rady. Zamęczysz mnie na śmierć! - jęknąłem błagalnym głosem.
Roześmiała się jeszcze serdeczniej.
-Spokojnie. Zaufaj mi. Wiem, co robię. Nie będziesz żałował, - odpowiedziała w końcu.
Po tych słowach zrobiła coś, co kompletnie pozbawiło mnie zdrowego rozsądku, a mój penis wyprężył się w takim tempie, że byłem kompletnie zaskoczony. Rękę, na której znajdowało się nasienie uniosła do ust, wysunęła daleko język i, jednym, porządnym pociągnięciem, zebrała wszystko z jej powierzchni.
Cały czas mierzyliśmy się uważnym spojrzeniem. Zwariowałem na jej punkcie. Chciałem tego, chciałem jeszcze raz. Byłem gotowy w stu procentach na ponowne zbliżenie. Byłem zafascynowany tym, jak zlizuje mój budyń, nie spuszczając ze mnie wzroku. W tej chwili chciałem spuścić się jeszcze raz tylko po to, aby widzieć, jak delektuje się tym, to z siebie wyrzuciłem.
-Anka, ty stara kurwo, wepchnę ci tego fiuta w dupę, zobaczysz! - warknąłem przez zaciśnięte zęby.
-Na to liczę, Stachu, na to liczę, - usłyszałem odpowiedź.
I znów podjęła błyskawiczną inicjatywę. Kazała mi wstać i zająć miejsce na niskiej pufie znajdującej się pod ścianą. Zrobiłem to z wielką radością, nie do końca wiedząc, co zamierza. Kazała mi wygodnie się oprzeć i szeroko rozsunąć nogi. Później, nie zważając na moje i zdziwione spojrzenie, siadła na mnie, przyciskając mnie gorącym, spoconym ciałem.
Zdołałem tylko zapleść ramiona na jej słodkich podniecających biodrach i mocno przycisnąć do siebie. Wszedłem w nią do samego końca, tak głęboko, jak tylko się dało i jęknąłem z rozkoszy. Znów była bosko ciasna mokra i podniecająca.
Odwzajemniła się takim samym mocnym uściskiem. Trwaliśmy tak przez długą chwilę, nie wykonując żadnego ruchu. Tylko jej cipka tańczyła na moim fiucie. Nie wiem, co to było: breakdance, taniec klasyczny czy lambada… nieważne. Ważne było tylko to, że nie zamieniłbym tego doznania na nic innego. W ciągu, zaledwie kilku minut, byłem na skraju ponownego orgazmu.
-Och Boże! Boże, Aniu, Anka… och! Och, jak mi dobrze! - dyszałem w jej twarz.
Miałem wrażenie, że świat się zatrzymał, a mamy kołyszemy się na malutkiej łupince na środku oceanu, odpływałem w niebyt rozkoszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...