piątek, 29 listopada 2019

Wakacje, seks i potwór.

57. Pod szpitalny koc.

Zsunęła z siebie kitel i, niczym kot, wślizgnęła się pod szpitalny koc. Prawie w tej samej chwili, nie czekając na nic więcej, bardzo mocno przywarła do mojego ciała. Czułem jej oddech na swojej szyi. 


Nie wiem, co się wtedy stało. Momentalnie oblał mnie żar. Poczułem że całe moje ciało płonie żywym ogniem i ugasić może go tylko ona. Chciałem seksu z nią, dużo seksu, w tej chwili. Nie potrafiłem się opanować. Moje podniecenie, jak zwykle w ostatnich dniach, wymykało się spod kontroli. 
Objąłem jej delikatną postać, przyciągnąłem do siebie i przytuliłem. Wszystkie moje zmysły ponownie szalały. Testosteron wypływał mi już uszami. Pragnąłem jej jeszcze bardziej niż wcześniej. Cała ta sytuacja była niezwykle ekscytująca i bardzo mocno pobudzała moją wyobraźnię. Byliśmy tylko dla siebie w tym niecodziennym, ponurym miejscu. Nie potrzebowałem nic więcej. Potrzebowałem tylko jej. Już za chwilę wszystko miało się potoczyć dokładnie tak, jak tego chciałem. 
Czubkiem nosa pocierała o moją twarz, bujną grzywką łaskotała czoło i powieki. W końcu, Po mojemu zaskoczeniu,  uwolniła się z moich ramion i popatrzyła mi prosto w oczy. 
-Chcę do ciebie wejść, - powiedziała spokojnie, ale stanowczo.
-Boże, teraz? Tutaj? - spytałem, niedowierzając że właśnie to może się stać.
Przez chwilę czułem niepokój. Przecież ktoś mógł tutaj wejść. Nie chciałem jeszcze dodatkowo komplikować sobie życia. Zaraz potem rozejrzałem się uważnie po sali. Nie zanosiło się na to, by miało stać się coś szczególnego w najbliższym czasie. 
Pacjenci spali, lub udawali, że śpią. Nie wiem, trudno było mi to w tej chwili stwierdzić. Bardzo silna pokusa walczyła z niepokojem i obawą. W ciągu kilku sekund toczyłem zacięty pojedynek z jakimiś, bliżej nieokreślonymi, skrupułami, że może ktoś czuć się zgorszony, lub coś w tym rodzaju, ale tak naprawdę, nie miało to już większego znaczenia. I tak bym to zrobił. Ważne było tylko to, że, w tej chwili, nie czułem na sobie niczyjego wzroku i to, że ona była tuż obok mnie. 
-Wchodź, - powiedziałem, z zaschniętym gardłem.
Emocje poszybowały pod sufit. Oddech przyspieszył a serce łomotało jak szalone. Wstała i rozsunęła składany parawan. To była dodatkowa osłona przed deszczem w sali. Po chwili usiadła obok i szepnęła:
-Rozbierz mnie, proszę.
W mojej głowie wybuchły kolorowe fajerwerki. Miałem wrażenie, że źle ją usłyszałem. 
“Że co? Że mam ją rozebrać? Tutaj? Teraz?!” - kłębiło się pod moją czaszką. 
Kiedy jednak spojrzałem w jej ciepłe, serdeczne oczy i nie było w nich nic oprócz pożądania i miłości, zrozumiałem że to dzieje się naprawdę. Wziąłem no kilka głębokich wdechów i, bardzo powoli, rozpiąłem guziki jej fartuszka. Byłem podekscytowany jak pierwszoklasista. Rozchyliłem go na boki. Moim oczom ukazały się dwie, jędrne piersi. Drżałem, trudno było mi opanować emocje. 
Wierzchem dłoni pogładziłem jej brzuszek i trójkącik ciemnych włosów między udami. Pod tym fartuszkiem, oczywiście, nic nie miała. To  wszystko było takie miłe i tak bardzo zwariowane, że kręciło mi się w głowie. 
-To taki prezent dla ciebie, - powiedziała, jakby wyczuwając moje myśli.
Patrzyłem na jej nagie ciało i drżałem z podniecenia. 
“Prezent? Boże, prezent! Dziewczyno, co ty jeszcze wymyślisz?” - myślałem. 
-Pragniesz mnie? - spytała po chwili cicho.
-Tak. Pragnę cię, - odpowiedziałem, nie wierząc w to, co się dzieje naprawdę.
-Weź mnie teraz, - powiedziała wprost do mojego ucha.
Zsunęła z siebie kitel i, niczym kot, wślizgnęła się pod szpitalny koc. Prawie w tej samej chwili, nie czekając na nic więcej, bardzo mocno przywarła do mojego ciała. Czułem jej oddech na swojej szyi. To było niesamowite. 
-Zdejmij piżamę, - dyszała już z podniecenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...