niedziela, 27 lutego 2022

Teresa.

9. Oszalałem na jej punkcie.


Biegałem za nią, bawiąc się w berka, udając, że ją łapię chwyciłem w pół w wąskiej talii, czując każdy centymetr jej miękkiego brzucha. Przyciskałem do siebie, nie zważając na spojrzenia dzieciaków. Zresztą one i tak nic nie rozumiały. Kiedy tylko miałem okazję, kiedy tylko byłem dostatecznie blisko, zapuszczałem żurawia w jej dekolt, chłonąc sobą jędrne małe sterczące cycuszki, płaski brzuszek i biały meszek porastający wzgórek między udami. Oszalałem na jej punkcie, chociaż wtedy i tak nie umiałem tego nazwać. Wszystko się we mnie kotłowało.


-No to po co przyszedłeś? - rzuciła jeszcze.  

Zrobiłem poważną minę i przykląkłem na jednym kolanie, aby mieć twarz na jej wysokości. 

-No wiesz, chciałem zobaczyć, bo to tak fajnie u was jest. Fajnie się tak bawicie. Chciałem pobawić się razem z wami. No właśnie, co robicie? - udawałem. 

Byłem święcie przekonany, że to tak fajnie mi wychodzi, ale i tak byłem spięty. Coś we mnie wołało: dajcie mi wreszcie zobaczyć Teresę. Chcę ją zobaczyć, ale przecież nie mogłem tego zrobić. No bo i jak. Teresa rzeczywiście tam była.

Nie podszedłem do niej od razu. Chwilę kręciłem się wokół budynku, udając, że jestem zainteresowany tym, w co się bawią oraz kto z kim. Tak naprawdę przyglądałem się Teresce, która tarzała się z braćmi po murawie, nie zważając na to, że cała jej sukienka robi się zielona. 

W pewnym momencie jej matka poprosiła ją o coś. Chciała, żeby w czymś jej pomogła. Na kilka minut zniknęła mi z oczu. W końcu wyszła z domu w tej samej z jednej lekkiej prawie że przezroczystej sukieneczce. Oczywiście brudnej i mokrej, ale to akurat jej nie przeszkadzało. Ciemne jak węgle oczy uśmiechnęły się do mnie, a ja odpowiedziałem najcieplejszym uśmiechem, jaki udało mi się wywołać na swojej twarzy. 

-Cześć, - powiedziała, a policzkach pojawiły się śliczny rozbrajające dołeczki. 

 Moje nogi zrobiły się miękkie. Ona nic nie pojmowała. Dla niej świat wyglądał zupełnie inaczej. Wszystko widziała  prosto nieskomplikowanie. Żyła w innym świecie. Widziałem to w jej zachowaniu, jej ruchach, gestach. Tak jakby była z innej planety. Wtedy właśnie pojawiły się u niej pewne oznaki dojrzewania. Pewna namiastka erotyzmu, ale było to bardzo niewinne, nieuświadomione. W jej otoczeniu nie było nikogo, kto byłby w stanie jej cokolwiek w tej dziedzinie wytłumaczyć. Oni wszyscy w pewnym sensie tacy byli. Żyli jak dzikie zwierzątka. Dbali o byt, rozmnażali się, działając instynktownie. Tak to widziałem. Chociaż czy ja wtedy żyłem normalnie. Co to w ogóle jest normalność?

Rzeczywiście u mnie nie było jakoś specjalnie inaczej. Mimo to ja byłem, na tamte, czasy światowcem. Wychowany w Domu Dziecka liznąłem nieco poprawnych zasad wychowania. Widziałem kolorową telewizję i nauczyłem się korzystać z łazienki, w której była ciepła bieżąca woda. Umiałem nakrywać do stołu i ładnie się wysławiać. 

Zacząłem się z nimi bawić. Udawałem raczej, że bawię się z nimi wszystkimi, że ta zabawa mnie jakoś szczególnie interesuje. Tymczasem interesowała mnie tylko i wyłącznie Teresa. Wszystko inne było tylko kamuflażem mającym ukryć moje prawdziwe zamiary. Tak bardzo niewinne, a jednocześnie tak bardzo wyuzdane i przesiąknięte moimi dojrzewającymi już wyobrażeniami o dorosłym seksie. Nie umiałem się inaczej zachować. To był jedyny sposób, aby być blisko niej, by dotrzeć jak najbliżej jej gorącego podniecającego zdrowego ciała.

 Biegałem za nią, bawiąc się w berka, udając, że ją łapię chwyciłem w pół w wąskiej talii, czując każdy centymetr jej miękkiego brzucha. Przyciskałem do siebie, nie zważając na spojrzenia dzieciaków. Zresztą one i tak nic nie rozumiały. Kiedy tylko miałem okazję, kiedy tylko byłem dostatecznie blisko, zapuszczałem żurawia w jej dekolt, chłonąc sobą jędrne małe sterczące cycuszki, płaski brzuszek i biały meszek porastający wzgórek między udami. Oszalałem na jej punkcie, chociaż wtedy i tak nie umiałem tego nazwać. Wszystko się we mnie kotłowało. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...