wtorek, 22 lutego 2022

Teresa.

4. Pod kwiecistą sukienką.


Pod zwiewną lekką kwiecistą sukienką naszej koleżanki nie było nic więcej. W tej chwili czas się dla mnie kompletnie zatrzymał. “O Boże!” - pomyślałem niemal z przerażeniem i o mało nie spadłem z tej drabiny. Widziałem jej nieduże spiczaste piersi. Dopiero się kształtowały, ale ich widok przyprawiał mnie o palpitacje serca. 



Kiedy Teresa znalazła się w połowie wysokości, wszedłem na pierwszy szczebel i uniosłem głowę, aby widzieć, gdzie w ogóle idę. Szczerze mówię, wcale nie miałem nic zdrożnego na myśli. Wtedy jeszcze nie. Byłem raczej grzecznym chłopakiem. Uniosłem głowę i to, co zobaczyłem, odebrało mi dech w piersiach. 

Pod zwiewną lekką kwiecistą sukienką naszej koleżanki nie było nic więcej. W tej chwili czas się dla mnie kompletnie zatrzymał. “O Boże!” - pomyślałem niemal z przerażeniem i o mało nie spadłem z tej drabiny. Widziałem jej nieduże spiczaste piersi. Dopiero się kształtowały, ale ich widok przyprawiał mnie o palpitacje serca. 

Jako że gdzieś z góry przez okienko wpadały jasne promienie słońca i doskonale prześwitywały przez materiał sukienki i oświetlały wszystko to, co pod nim się znajdowało, bez trudu mogłem odróżnić najdrobniejsze zakamarki jej młodego, jędrne go ciała. 

Och te piersi. Dziewczyna zapowiadała się na niezłą laskę, chociaż teraz po prostu była zwykłym pączkiem. Bez trudu można było domyślić się, co wyrośnie z tych małych cycków. Brodawki były tak duże, że zajmowały prawie połowę miejsca niewielkich baloników jakby przerośniętych krost. Sutki były grube, chropowate i ciemne sprawiały, że kręciło mi się w głowie. Przez długą chwilę próbowałem uspokoić oddech.  

Dobrze, że moi bracia byli gdzieś na samym dole i kłócili się, który pierwszy ma wejść na tę przeklętą drabinę i nie widzieli tego samego co ja, bo chyba by wybuchła trzecia wojna światowa.  Ja tymczasem miałem kino porno w najlepszym wydaniu, jakie może sobie wyobrazić 14-letni chłopak. Nigdy w życiu czegoś takiego bym się nie spodziewał. 

Cycki to jeszcze nie był koniec zabawy. Aż bałem się spojrzeć w dół, przejechać wzrokiem po jej płaskim brzuchu w okolice ud. Trwało to dosyć długą chwilę, która wtedy wydawała się całą wiecznością i kiedy w końcu to zrobiłem, byłem przekonany, że za chwilę spuszczę się w spodnie albo spadnę z tej cholernej drabiny i zrobię sobie krzywdę. 

Pierwszy raz w życiu na własne oczy i w ogóle zobaczyłem w całej okazałości cipkę. Przez wiele lat ten widok nie zatarł się w mojej pamięci. To po co tam weszliśmy, nie miało już absolutnie żadnego znaczenia. Chociaż z drugiej strony miało, bo zmieniło dalszą część historii. Mojej historii. 

Na strychu panował duszny półmrok rozświetlany smugą światła padającą z małego brudnego okienka umieszczonego gdzieś ponad naszymi głowami. Ta smuga była bardzo dobrze widoczna i zapamiętałem ją do dzisiaj. W tych promieniach unosiły się kłęby kurzu poderwanego naszymi butami, z którego podłogi było tu co niemiara. 

Tu też panował totalny bajzel. Jak wszędzie zresztą, ale nie budził on mojej odrazy. Nie wiem, jakoś tak inaczej było: magicznie i czarodziejsko. Wokół stały jakieś skrzynie brudne, szare, drewniane. Niektóre miały wieka, inne były ich pozbawione. W niektórych zapewne kiedyś trzymano zboże dla gołębi albo kur. Jego resztki walały się po całym strychu. Pod powałą wisiały pęczki przeróżnych suszonych roślin, które jeszcze bardziej nasilały wrażenie zaduchu. Zapach był trudny do zniesienia. Było tu gorąco, o wiele bardziej gorąco niż na dworze. Dach był kryty betonową dachówką, która nagrzewała się niemiłosiernie. Z daleka czuć było, jak bije od niej żar. Aż strach było się dotknąć. Już po krótkiej chwili zacząłem się pocić. Zresztą tak samo jak moi bracia, którzy już zaczynali psioczyć i narzekać. Nawet ta ładna dziewczyna nie była w stanie zmienić ich nastawienia. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...