czwartek, 24 lutego 2022

Teresa.

6. Uciekać, czy co?


Odkładając instrument na bok, wyciągnęła rękę i skręciła tytułów, przez co jej sukienka zjechała jeszcze niżej całkowicie odsłaniając pokrytą bardzo delikatnym meszkiem cipeczkę. Znowu zamarłem. Nie wiedziałem co zrobić. Uciekać, czy co? Ona wciąż zdawała się nic nie dostrzegać. Kiedy wróciła do poprzedniej pozycji, jak gdyby nigdy nic poprawiła sukienkę, obciągając ją poza kolana.


Ułożyła palce na gryfie, a drugą ręką trąciła struny. Następnie jeszcze raz uniosła głowę, spojrzała na mnie i uśmiechnęła się, pokazując te cudowne dołeczki w swoich policzkach. 

-Nienastrojona, - powiedziała nieśmiało, - Nie za bardzo umiem jak to zrobić, ale może się uda. 

Po chwili usłyszałem ładną melodię. Nie wiem, co to było. Z niczym mi się nie kojarzyło, ale było przyjemne dla ucha. Patrzyłem na nią jak w obrazek święty, a ona była obojętna, zdawała się tego w ogóle nie dostrzegać. 

-Tata mnie nauczył, - powiedziała po jakimś czasie, tak jakbym zadał pytanie o to, - Wtedy jeszcze nie pił tyle, co teraz. Grał w zespole na weselach. Sławny był. Byłam mała, ale pamiętam. 

-Aha, - mruknąłem. Nie zapytałem o nic więcej. Tylko tyle byłem w stanie z siebie wydusić. Po krótkiej przerwie zagrała jeszcze raz. Teraz ładniej i dłużej. W końcu przestała i spojrzała na mnie uważnie. 

-Chcesz się nauczyć? - zwróciła się do mnie, - To nie takie trudne. Naprawdę. Wystarczy… 

Zaczęła coś pokazywać, jak układać ręce a ja się wystraszyłem. Spanikowałem. Nie wiem dalszego. 

-Nie, nie, ja nie umiem... Nie nauczę się. To za trudne dla mnie. 

Zawsze tak reagowałem kiedy czułem, że coś przerasta moje możliwości. Wycofywałem się. 

Tymczasem one jeszcze raz spojrzała mi w oczy i uśmiechnęła się ciepło. Zrobiło mi się miękko. Myślałem, że ją zjem. Moje serce waliło jak oszalałe, a w oczach miałem kolorowe kółeczka. 

-Ale fajnie, - westchnąłem z przejęciem. 

Widocznie ją zaskoczyłem, bo spytała:

-Co?

-Hmm… no, że umiesz grać. Podoba mi się to bardzo.

Najnormalniej w świecie chciała mi pokazać, jak się gra. Ona odbierała to zupełnie inaczej.  

-Nie. No nie. Jakbyś kiedyś chciał, to ja cię nuczę, - powiedziała. 

Nie wiem dlaczego, ale miałem wrażenie, ze ona też chce się do mnie przytulić. Tyle tylko, że teraz po tym wszystkim wydawało mi się no nadwyraz niestosowne, a mimo to tak bardzo chciałem tego doświadczyć. 

Odkładając instrument na bok, wyciągnęła rękę i skręciła tytułów, przez co jej sukienka zjechała jeszcze niżej całkowicie odsłaniając pokrytą bardzo delikatnym meszkiem cipeczkę. Znowu zamarłem. Nie wiedziałem co zrobić. Uciekać, czy co? Ona wciąż zdawała się nic nie dostrzegać. Kiedy wróciła do poprzedniej pozycji, jak gdyby nigdy nic poprawiła sukienkę, obciągając ją poza kolana. Moje serce waliło jak oszalałe. Ona była niesamowita, nieobliczalna, a jednocześnie taka delikatna.  

-No dobrze chodźmy na dół. Tu jest bardzo gorąco, - powiedziała i już po chwili na powrót byliśmy na zewnątrz. 

Nie wiem co się wtedy ze mną dalej działo. Wiem, tylko że tego dnia kiedy byliśmy już w lesie i moja matka wraz z sąsiadką zbierając jagody, oddaliły się kilkadziesiąt metrów w gąszczu jakichś krzaków, myśląc o tym niesamowitym zdarzeniu, zwaliłem sobie konia. Wydawało się, że jest to najpiękniejszy dzień w moim dotychczasowym życiu. Był gęsty las, cień szum drzew i ona w mojej wyobraźni w mojej młodej bujnej wyobraźni. Później kiedy wróciliśmy do domu, powtórzyłem tę czynność jeszcze dwa razy. Cały czas myślałem o Teresce, która stała się moją boginią. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...