poniedziałek, 21 lutego 2022

Teresa.

3. Ruszyła po drabinie do góry.


Dziewczyna ruszyła po drabinie do góry. Postanowiłem, że pójdę jako pierwszy tuż za nią. Nie wiem, czy to był instynkt, przeczucie, czy może po prostu zwykły zbieg okoliczności. Moi bracia zawsze, mimo swojego młodszego wieku pchali się wszędzie piersi, tak że trudno było z nimi wygrać. Tym razem ja byłem na początku a oni gdzieś daleko z tyłu i to była moja nagroda. Miałem niesamowitego farta, zresztą nie jednego jak się później okazało. 


Przyznam, że w takich chwilach nie byliśmy zbyt mili. Kiedy stawały się natarczywe, popychaliśmy je, szturchaliśmy i śmieliśmy się, a one i tak niczego nie rozumiały. Albo nie chciały. Byliśmy nawet złośliwi, ciągając te dwie małe dziewczynki za warkocze. Być może ta historia na tym by się skończyła, gdyby nie jeden mały drobny fakt, a właściwie jedna osoba. Jeszcze jedna osoba. 

To była dziewczyna. Trochę młodsza od nas, ale starsza od swojego rodzeństwa. Równie zaniedbana co pozostała część dzieciaków. Wyróżniał ją jednak pewien mały szczegół, chociaż to trudno w tej chwili ocenić, mianowicie była ładna, nawet bardzo ładna. Zresztą nie wiem. Najprawdopodobniej ja tak to wtedy odbierałem. Miałem przecież 14 lat. W moich żyłach już zaczynały buzować hormony. Co jakiś czas miałem mokre sny, a wyobraźnia szalała, odpowiadając mi różne sceny erotyczne. 

Dziewczynka była drobnej budowy, dość niska o czarnych splecionych w dwa warkocze włosach. Była ciemnej karnacji skóry i uśmiechając się, w jej policzkach pojawiały się śliczne dołeczki. 

Nasze matki widocznie mając jakieś wspólne interesy, o których nie mieliśmy wtedy pojęcia, przysiadły na ławce przed domem i o czymś żywo dyskutowały. Co jakiś czas unosiły głowy, aby spojrzeć na nas, czy aby za bardzo nie psocimy. W sumie chyba były bardzo zadowolone, że tak dobrze i od razu się dogadujemy. Przez to one same miały mniej do roboty i mogły zająć się plotkowaniem. W momencie kiedy zobaczyliśmy Teresę, bo tak miała na imię, pozostała część jej rodzeństwa przestała być zaraz widoczna. Nie wiem, co ona mówiła, co robiła, ale chodziliśmy za nią jak szczeniaki za suką. Byliśmy zauroczeni. Oczywiście nie jej intelektem, chociaż nie była głupia, ale nieprzeciętną kwitnącą urodą. 

Miała na sobie lekką, zwiewną, prawie przezroczystą luźną sukienkę. Była jeszcze dziewczynką, jej kształty zaczynały się dopiero rodzić, ale dla nas to był prawdziwy okaz seksu i kobiecości. 

Nie mam pojęcia, jak długo to trwało, ale w którymś momencie powiedziała, że pokaże nam coś, co znajduje się u nich na strychu. Oczywiście wszyscy bez wahania przystąpiliśmy na jej propozycję. Jak we wszystkich domach na wsi, a przynajmniej tych, które znałem, na strych trzeba było wejść po pionowej drabinie. Teresa powiedziała, że pójdzie jako pierwsza, bo my nie wiemy jak się tam poruszać i możemy sobie zrobić krzywdę. 

Później zdałem sobie sprawę, że jej słowa były rzeczywistą przestrogą, a nie tylko czym gadaniem podekscytowanej nastolatki. Deski podłogi strychu były jednocześnie sufitem w domu i były tak słabe, że w niektórych miejscach wręcz popękane i tworzyły się szpary. Trzeba było bardzo uważać, aby nie wpaść do środka. No ale w tej chwili nie o tym chciałem pisać. 

Dziewczyna ruszyła po drabinie do góry. Postanowiłem, że pójdę jako pierwszy tuż za nią. Nie wiem, czy to był instynkt, przeczucie, czy może po prostu zwykły zbieg okoliczności. Moi bracia zawsze, mimo swojego młodszego wieku pchali się wszędzie piersi, tak że trudno było z nimi wygrać. Tym razem ja byłem na początku a oni gdzieś daleko z tyłu i to była moja nagroda. Miałem niesamowitego farta, zresztą nie jednego jak się później okazało. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...