środa, 16 lutego 2022

Wyprawa.


10. Wytrysk jego nasienia.


W chwili, kiedy jej pizdeczka szarpnęła się w wyobrażenie silnym skurczu, nastąpił ponowny wytrysk jego nasienia.


Czas znów zdawał się płynąć własnym rytmem, a właściwie ciągnąć w ślimaczym tempie. Nie była w stanie określić, czy upłynęła minuta, czy może godzina. Rosjanin zdawał się być nieziemsko wytrzymały, jakby w ogóle się nie męczył. To wszystko doprowadzało ją do szaleństwa. Wiedziała, że kiedy w końcu wyjdzie z tego lasu, nie będzie już tą samą Sarą, tą uśmiechniętą, zadowoloną z życia dziewczyną. Coś w niej pękło, puściły jakiejś bariery. Była przekonana, że po powrocie do domu będzie szukała podobnych wrażeń. O ile wróci.

-Yh, aaa, aaaa, yh… - wyrzucała z siebie. 

Chciała jeszcze. Ściskał ją za piersi, ugniatał je drażniąc za każdym razem sutki. Narastające gorąco zalewało dolną część jej ciała. Czuła zbliżający się kolejny orgazm. Mężczyzna robił swoje, nie zwracając na nią uwagi, a ona co chwilę wydzierała się na całe gardło.

Tej nocy cały świat w jej oczach zmienił swoje oblicze. Stara perspektywa patrzenia na rzeczywistość zawaliła się, dając miejsce na nowe spojrzenie, na nowe obrazy tego co ją otacza. Zaczynała rozumieć swoje potrzeby, zaczynała rozumieć to, kim jest naprawdę w głębi duszy, w głębi swojego jestestwa. Raz odkryta tajemnica zmieniła wszystko. Była jak zwierzę, zachowywała się jak zwierzę, odczłowieczona, pozbawiona skrupułów, jakiejkolwiek pruderii.

Opadła twarzą na zimną, brudną i wilgotną podłogę. Było jej wszystko jedno, to miejsce wydawało jej się odpowiednie, do tego co robiła. Kontakt z zimnym podłożem, w pewien sposób, przynosił ulgę. Jej biodra pozostały na tym samym poziomie, ale stopy straciły kontakt z ziemią. Trzymał ją za nogi i unosił do góry. Jedna z jego dłoni zaciskała się na niej tuż powyżej kolana, a druga podtrzymywała jej ciężar za kostkę.

Stanął w rozkroku i lekkim przysiadzie. Jego nogi przeplatały się z jej udami, a fiut wchodził w jej cipkę pionowo od góry. Ruchy były rzadkie, jednak bardzo gwałtowne. Poruszał się w niej szybko, zdecydowanie, do samego końca. Zachowywał się tak, jakby chciał ją przebić ją na wylot. Dźwigał swoim mieczem jak Kuba Rozpruwacz, wielokrotnie, z zacięciem, rozkoszując się jej cierpieniem i bólem.

Po chwili odwrócił ją w drugą stronę. Leżała teraz w identycznej jak poprzednio pozycji, z tą jednak różnicą, że mogła patrzeć mu w twarz. Jej plecy opierały się o podłogę. Myślała, że będzie miała okazję zobaczyć w nich choć trochę litości. Niestety, zmęczenie i pot sprawiały, że jej źrenice zaszły mgłą.

Po każdym jego pchnięciu rozlegało się jej głębokie westchnienie. Czuła jak jego jądra rozgniatają się na jej pośladkach. Odwrócił się w drugą stronę. Teraz zamiast twarzy widziała jego tyłek. Rozchylił jej uda bardzo szeroko. Leżała rozkrzyżowana, niczym rozjechana żaba, a on walił w nią jak w kukłę.

W chwili, kiedy jej pizdeczka szarpnęła się w wyobrażenie silnym skurczu, nastąpił ponowny wytrysk jego nasienia. Natychmiast z jej gardła wydobył się przeraźliwy okrzyk. Lała się w nią kaskada nasienia, a on nawet na sekundę nie przerwał pracy swoimi biodrami. Gorący budyń rozsadzał jej podbrzusze i palił. Było bosko, nieziemsko, wszystko to doprowadzało ją na skraj wyczerpującej rozkoszy. To była walka z czasem, walka z własnym ciałem, walka z własną słabością. Każda sekunda oznaczała utrzymanie świadomości, każdy ruch oznaczał, że koniec jest coraz bliżej. Czuła się jak alpinistka zdobywająca Mont Everest.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...