sobota, 26 lutego 2022

Teresa.

8. Przyszedłem na randkę.


Mógłbym powiedzieć wprost, że rzeczywiście przyszedłem na randkę, bo chyba to tak wyglądało, ale nie mogło mi to przejść przez gardło. Mógłbym powiedzieć, że przyszedłem tylko i wyłącznie do jej siostry nie ale ja czułem się wtedy dorosły. Przynajmniej na tyle, żeby umieć lawirować i kłamać jak mi się wydawało w celu osiągnięcia własnych korzyści. Na swój ograniczony sposób oczywiście.


Wtedy jeszcze nie wiedziałem jak rozwiązać ten problem. Było tego za dużo jak na moją młodą głowę. Czułem to raczej instynktownie. Szedłem jak ślepiec po omacku, mając nadzieję, że uda mi się trafić na właściwą ścieżkę. Problemy rozwiązywałem metodą prób i błędów. Nie mogłem zaimponować dziewczynie wyglądem i prezencją. Wysoki chudzielec z zapadniętą klatką piersiową i twarzą pełną pryszczy raczej się do tego nie nadawał. Musiałbym wykazać się czymś więcej. Mogłem na przykład zaprosić dziewczynę na lody, ale musiałbym mieć jeszcze jakieś pieniądze. Wtedy tam nikt ich nie miał. To była malutka wieś, typowy pipidówek z jednym sklepem, w którym chleb rzucali tylko z samego rana. Próżno było szukać tutaj jakichkolwiek rozrywek, a i ja byłem typowym wiejskim chłopakiem nieznającym się specjalnie na tych sprawach. 

Razem z braćmi robiłem proce z rososzek bzu i dętki rowerowej. Później strzelaliśmy z nich do wróbli. To właśnie była nasza rozrywka. Dziewczyny to było jakieś UFO, nieziemskie zjawisko, na które reaguje się głupim śmiechem i wytykaniem palcami. Przynajmniej do tamtego momentu do tamtych wakacji. 

Wtedy wszystko się zmieniło. Oczywiście nie stało się to od razu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Raczej stopniowo, krok po kroku. Normalnie mógłbym to przeoczyć, ale po jakimś czasie zaczynałem dostrzegać wyraźne zmiany nie tylko w swoim ciele, ale także myśleniu i postrzeganiu świata. W pewnym momencie zaczynało mi zależeć na innych rzeczach. Innych niż tylko zabawa i wygłupy. 

Czułem się dziwnie. Ich matka, pomimo że dosyć dobrze nas znała, a przynajmniej moją matkę. Teraz kiedy się tam pojawiłem, nie miała zamiaru mnie częstować przygotowanym posiłkiem. Nie miałem jej tego za złe. Zresztą do dzisiaj tak uważam. To prosta kobieta. Trudno mieć do niej pretensje. 

-Czego chcesz? Po co przyszedłeś? - zawołała radośnie jedna z młodszych dziewczynek.

Ona zawsze mnie lubiła. Nie pasowała do nich. Wszyscy mieli ciemne włosy i brązowe oczy, a ona była taką malutką blond laseczką. Była jak laleczka. Przytulanka. Do wszystkich się kleiła i radośnie opowiadała o wszystkim, co działo się danego dnia. 

-Chodź tutaj do mnie, - powiedziałem. Usiadła mi na kolanach, a ja pogłaskałem ją po małej główce, - Powiesz mi, gdzie jest Teresa? Jest tutaj gdzieś czy może gdzieś się schowała? Co? 

Dziewczynka roześmiała się radośnie.

-Nie, nie schowała się nigdzie, - powiedziała szczerze, - Bawi się z chłopakami za stodołą. 

Zeszła z moich nóg i zaszczebiotała wesoło:

-A co, przyszedłeś na randkę? Będziesz się z nią żenił?

Zmieszałem się. “Taka mała a taka cwana”, - pomyślałem. 

-Nie. A skąd ci to przyszło do głowy? - spytałem.

-Tata mówi, że jak chłopak drugi raz przychodzi do dziewczyny, to pewnie czegoś od niej chce. Nie wiem czego. Pewnie żenić się chce… 

Złapałem ją w pół i zakręciłem wokół własnej osi.

-Wiesz co, ty chyba za dużo gadasz! - zawołałem, - trzeba ci uciąć język.

Zaczęła piszczeć i śmiać się jeszcze bardziej. 

-Nie, nie. Nie ucinaj mi języka. Jak będę mówić? 

-No właśnie za dużo gadasz. 

 Mógłbym powiedzieć wprost, że rzeczywiście przyszedłem na randkę, bo chyba to tak wyglądało, ale nie mogło mi to przejść przez gardło. Mógłbym powiedzieć, że przyszedłem tylko i wyłącznie do jej siostry nie ale ja czułem się wtedy dorosły. Przynajmniej na tyle, żeby umieć lawirować i kłamać jak mi się wydawało w celu osiągnięcia własnych korzyści. Na swój ograniczony sposób oczywiście.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...